Kim są nadludzie?

Czy nietzscheański Ubermensch ma coś wspólnego z chrześcijaństwem? A czy można chociaż zobaczyć w chrześcijaństwie pewne podobieństwa? - Zobaczmy. Pytania o człowieka, pytania o istotę człowieczeństwa należą do podstawowych.

Po co komu etyka?

Czym jest etyka i moralność? Czy zastanawiamy się nad tym na co dzień, czy postępujemy etycznie? Właściwe po co moralnością mamy się przejmować, albo jakimś zbiorem zasad etycznych?

Wojna cywilizacji według Samuela Huntingtona

Jak żywa jest pamięć zbiorowa? Huntington stawia tezę, że w XXI w. wojna między różnymi cywilizacjami zajmie miejsce dziewiętnastowiecznych wojen narodowych i dwudziestowiecznych wojen między ideologiami.

Dlaczego kult Maryi wywołuje u niektórych taki sprzeciw?

Kult Maryi jest zjawiskiem szczególnym i niezwykłym w Kościele Rzymsko-Katolickim. Obecny kształt tego kultu zawdzięczamy tradycji, pobożności ludowej, dyskusjom teologów i soborom. Dlaczego kult Maryi jest dla wielu chrześcijan kontrowersyjny?

Ks. Nikos Skuras: "oczywiście, oczywiście..."

Ks. Nikos - zawsze mówi o tym że Jezus Cię kocha z twoimi grzechami, i przyjmuje zawsze do Swego Serca. Ale używa mocnych słów i dla wielu jest kontrowersyjny. Jak atomowa bomba

Inżynieria zniewolenia

"Jeśli diabeł jest obecny w naszej historii to jest nim zasada władzy" - Mikhail Bakunin. Czym jest inżynieria społeczna? Mało kto wie, że inżynieria społeczna jest opartą na nauce sztuką nakłaniania innych ludzi do spełniania życzeń i oczekiwań rządzących.

Adama Doboszyńskiego Modlitwa o Wielką Polskę

Autorem modlitwy jest Adam Doboszyński - wybitny Polak, brutalnie zamordowany przez komunistów. Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Świętej Jedyny, Panie Jezu Chryste i Ty, Najświętsza Panno Kalwaryjska z cudownego obrazu, raczcie wejrzeć na szczerość dusz naszych i na czystość dążenia naszego...

Liberalizm – definicja bestii

W encyklice Pascendi Dominis Gregis papież Pius X napisał, iż „największa i najbliższą przyczyną modernizmu jest bez wątpienia pewnego rodzaju wypaczenie umysłu”...

poniedziałek, 31 marca 2014

Nasza wojna z Rosją


Czytam różne komentarze na temat zagrożenia militarnego Rosji i widzę, że większość zabierających głos nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji.

Rosja ustawiła wyrzutnie rakiet Iskander w obwodzie kaliningradzkim nie bez przyczyny. Te rakiety służą do przenoszenia głowic nuklearnych na odległość ok. 500 kilometrów. Biorąc pod uwagę ostatnie słowa b. doradcy prezydenta Rosji o tym, że Kreml dąży do III wojny światowej, fakty o dozbrojeniu obwodu kaliningradzkiego nasuwają straszne wnioski. Tym bardziej że rakiety wycelowane są w największe miasta Polski. I nie tylko...

Niemiecki „Bild” napisał, że zagrożonych jest wiele stolic europejskich. Iskandery-M (w nomenklaturze NATO nazywane SS-26 Stone) są wycelowane m.in. w Warszawę i Berlin. Zagrożone mogą być też stolice krajów nadbałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii. Jak pisze „Bild”, w obwodzie kaliningradzkim rozlokowano „dwucyfrową liczbę” takich rakiet. Ta, która poleciałaby najdalej, mogłaby spaść pod Berlinem, bo w prostej linii Kaliningrad dzieli od stolicy Niemiec 527 km.

Dziennik.pl z kolei twierdził, że zasięg rakiet obejmuje większość miast Polski, w tym: Trójmiasto, Olsztyn, Białystok, Warszawę, Łódź, Poznań, Wrocław, Słupsk i Szczecin. Teoretycznie poza zasięgiem są Kraków, Wałbrzych, Jelenia Góra, Katowice, Rzeszów oraz południowy skraj Polski.

W serwisie natemat.pl można przeczytać wywiad z Arturem Bliskim, ekspertem wojskowości, komandorem i porucznikiem rezerwy, który przestrzega, że w sytuacji takiego ataku ze strony Rosji Polska jest bezbronna. Żadne procedury NATO nie są w stanie ochronić naszego terytorium, gdyż nie ma u nas tarczy antyrakietowej.

Mamy co prawda F-16 zdolne do akcji, ale samolotem nie da się wychwycić nowoczesnych rodzajów broni, jak pociski manewrujące czy takie, których nie widzą radary – tłumaczył Bilski w Natemat.pl.

W tej chwili jesteśmy zupełnie bezbronni.

S-400 to rosyjski system rakietowy czwartej generacji typu ziemia-powietrze, opracowany przez Centralne Biuro Konstrukcyjne Almaz. Posiada on ogromne możliwości. Według źródeł rosyjskich, S-400 może jednocześnie namierzać i naprowadzać rakiety na 6 celów znajdujących się w odległości nawet 400 kilometrów.

Gen. Stanisław Koziej: Pociski Iskander to bardzo groźna broń - jako broń konwencjonalna, taktyczna broń nuklearna, ale także jako broń w wojnie propagandowej.

Według źródeł rosyjskich S-400 jest zdolny do zwalczania rakiet typu cruise, samolotów stealth, niszczenie samolotów wczesnego ostrzegania i kontroli AWACS. oraz rakiet balistycznych. Amunicję zestawu stanowią rakiety typu 9M96, 48N6 i 40N6. Tutaj można obejrzeć relację filmową: http://www.youtube.com/watch?v=SSwQOcQ-3RI

Obecnie w fazie projektowo-badawczej znajduje się zestaw S-500, którego zadaniem ma być niszczenie NATO-wskich orbitalnych baterii rakietowych oraz satelitów.
Gdyby Rosja zniszczyła je w uderzeniu wyprzedzającym, uniemożliwiła by NATO dokonanie ataku z kosmosu i jednocześnie pozbawiła by NATO jednej z dwóch broni "drugiego uderzenia" strategicznego, którą orbitalne platformy rakietowe stanowią obok okrętów podwodnych uzbrojonych w rakiety balistyczne.

Skuteczna obrona przeciwko rakietom S-400 jest bardzo trudna. Pilot amerykańskiego samolotu może zniszczyć stanowisko S-400 przy użyciu pocisku cruise typu Tomahawk Block IV o zasięgu 2500 km. Oczywiście o ile pocisk nie zostanie zestrzelony i dojdzie celu. Czy Wojsko Polskie dysponuje taką bronią?

W dyskusji o tarczy jak mantrę powtarza się, że Polska w zamian za zgodę na rozmieszczenie na jej terytorium amerykańskich antyrakiet powinna otrzymać Patrioty. Przypuśćmy też, że w obecnej sytuacji realnego zagrożenia rosyjską agresją Amerykanie zdecydują się na rozmieszczenie Patriotów na polskiej ziemi. Jednak poza nazwą nikt nie przybliża nam, o co tak dokładnie chodzi – czym są Patrioty, jak działają, przed czym chronią?

Patriot to system rakietowej ochrony powietrznej, zwalczający z długiego dystansu wrogie taktyczne rakiety balistyczne, rakiety średniego zasięgu (cruise missiles) oraz samoloty bojowe. Obecnie do użycia wszedł system trzeciej generacji Patriot Advanced Capability (PAC-3). Na jednej wyrzutni mieści się teraz szesnaście (zamiast czterech) rakiet. Produkcją Patriotów zajmuje się Lockheed Martin i Raytheon. Cykl produkcyjny nie jest zbyt szybki, stąd liczba produkowanych i dostarczanych rakiet nie wygląda imponująco. Oprócz wyrzutni i rakiet w skład systemu wchodzi radar o zasięgu 100 kilometrów, który może śledzić jednocześnie do 100 celów oraz naprowadzać do dziewięciu rakiet na wskazane cele.

Czasem wspomina się także o THAAD (Theatre High Altitude Area Defense), czyli mobilnym systemie zwalczania wrogich rakiet taktycznych i strategicznych, posiadającym zasięg do 200 kilometrów. THAAD może zwalczać rakiety znajdujące się na wysokości do 150 kilometrów. „Przeładowanie”, czyli umieszczenie nowej rakiety w wyrzutni, zajmuje ok. 30 minut. System ten zapewnia więc obronę przed zagrożeniami z dużej wysokości. Skutecznie uzupełnia go np. system Patriot, zwalczający rakiety na wysokości od 20 do 100 razy mniejszej niż THAAD, który służy głównie do obrony obiektów strategicznych, lotnisk oraz dużych skupisk ludności. Można powiedzieć, że THAAD to skuteczna obrona na czasy zimnej wojny i nieustannego strachu przed atakiem nuklearnym na największe miasta, w które stale były wycelowane wrogie rakiety. Na potrzeby polskie THAAD jest raczej zbyt potężny.

Sercem, mózgiem i oczami Patriotów jest radar. Niestety nie jest zbyt silny. Dużo lepszy jest izraelski system Arrow, przygotowywany wspólnie przez firmy izraelskie i amerykańskie. System, zwany także Homa, jest podobny do amerykańskiego Patriota. Składa się z radaru, wyłapującego wrogie rakiety, wystrzelone zarówno z ziemi, jak i z powietrza (zapewne z wody także, ale akurat stąd Izraelowi niebezpieczeństwo raczej nie grozi), a rakiety pędzące z prędkością nawet 9 machów mają na celu unicestwienie wrogich rakiet, na wysokości max. 50 kilometrów.

Radar Arrowa jest na tyle mocny, że potrafi wykryć zbliżające się rakiety z odległości do 500 kilometrów, śledzić je i przejąć do zniszczenia, kiedy zbliżą się na odległość 50-90 kilometrów. System centrum dowodzenia pozwala na „zajęcie się” czternastoma celami na raz. Antyrakiety nie muszą trafić w cel, wystarczy że zostaną zdetonowane w odległości 40-50 metrów od niego. Podobnie Patrioty, które dysponują jeszcze potężniejszym ładunkiem wybuchowym.

W systemie Arrow kluczowy jest wyjątkowo silny radar, dzięki któremu można kontrolować ogromny obszar i z dużym wyprzedzeniem wiedzieć o zbliżającym się zagrożeniu. Patrioty nie dysponują tak silnym radarem.

Radar S-300 jest w stanie śledzić do 100 celów jednocześnie, z czego dwanaście może skutecznie zwalczać. W S-400 radar jest na tyle potężny, aby śledzić cele nawet z odległości 500-600 kilometrów (przekroczyłby więc zasięg izraelskiego Arrowa).

Póki co najbardziej realne dla Polski są Patrioty... Efekt psychologiczny jest bardzo ważny. Stąd zrozumiała jest walka naszego rządu o jedną śmieszną baterię, której znaczenie militarne jest znikome.

No i na zbrojenia potrzebna jest kasa. Dużo kasy. Litwini właśnie ogłosili, że do 2020 roku ich wydatki na zbrojenie wzrosną do 2% PKB. Może trzeba zacząć od pieniędzy?

Niezależnie od tarczy powinniśmy zainwestować w obronę naszego nieba.

F-35 Lighting II czy Sukhoi Su-35? Nad maszynami piątej generacji pracują nie tylko Amerykanie.

Rosjanie mają świetne radary, ich maszyny wyglądają na ciężkie do ubicia, mogą startować z wykarczowanej leśnej dróżki..., pod względem zaawansowania technicznego może dupy nie urywają, ale przez to w warunkach bojowych mniej rzeczy może się zepsuć... A w walce manewrowej to F-22 raczej by nie dał rady takiemu Su-35..., lepiej żebyśmy nie musieli się o tym przekonywać. F-22 to w zgodnej opinii najlepszy samolot bojowy na świecie. Niestety jest poza zasięgiem naszych możliwości.

Samolot F-22 to maszyna przystosowana przede wszystkim do walki powietrznej. Jako jedyny na świecie osiąga współczynnik skuteczności w walce wynoszący 93% co stawia Raptora zdecydowanie na pierwszym miejscu w klasie myśliwców przechwytujących. Tymczasem u Su-30/35 ten współczynnik oscyluje w granicach 40%.

Wewnętrzne komory uzbrojenia, niecentralne wloty i wyloty dysz, oraz pokrywające go materiały kompozytowe praktycznie uniemożliwiają wykrycie go przez radar i czujniki podczerwieni. Wszystkie te właściwości pozwoliły na realizację zasady "Pierwszy widzę, pierwszy strzelam, pierwszy zabijam (First Look, First Shot, First Kill)". Piloci wrogich samolotów nawet nie wiedzą, kto do nich strzela, a ciężko jest walczyć z wrogiem noszącym czapkę-niewidkę.

Jeśli jednak nawet z jakichś niezrozumiałych względów pilot Raptora wda się w bezpośrednią walkę, zwrotność, awionika i uzbrojenie F-22 dają mu ogromną przewagę nad każdym przeciwnikiem. Jego atutami będą też wysoki pułap lotu i prędkość; silniki i układ aerodynamiczny umożliwia F-22 stale lecieć naddźwiękowo bez dopalacza z prędkością 1,8 Mach, dając Raptorowi ogromną przewagę operacyjną nad każdym przeciwnikiem. Z kolei pułap dynamiczny F-22 bez dopalacza sięga 15 km. Z dopalaczem udało się osiągnąć wysokość nawet 22 km. Taki wynik osiągnięto w czasie ćwiczeń na Alasce, gdzie F-22 operują z bazy Elmendorf.

Manewrowość F-22 jest jest niespotykana w żadnym innym projekcie samolotu bojowego...
Wymagania manewrowe postawione dla samolotu ATF wymagały minimalnych prędkości kątowych wynoszących 12% w całym zakresie prędkości użytkowych. Podobne wymagania postawiono rosyjskiemu MFI.

F-22 wykonuje wiraże na dużej wysokości przy prędkości liniowej 1,4 Ma, z prędkością kątową wynoszącą 0,87 rad/s i promieniu skrętu ok.480 m w atmosferze standardowej, przeciążenie 9 g. Wiraże z przeciążeniem 6 g wykonuje z prędkością liniową 2,2 Ma na wysokości 9140 m, zakręty z przeciążeniem 2 g na wysokości 15240 m. Zbudowany przez Northrop Grummana i Raytheona radiolokator AN/APG-77 z aktywnie skanowaną anteną (AESA) ma efektywny zasięg równy 210 km dla celu o RCS=1m2 na kursie spotkaniowym. Zasieg wykrywania dla radaru F-22 celu o RCS=3m2 to 440km. A jak wyglada szansa wzajemnego wykrycia z Su-35? Raptor wykryje Su-35 z odleglosci od 280 do 440km w zależności od RCS Su-35 (deklarowane RCS to od 1-3m2). Su-35 wykryje F-22 z odległosci od 29 do 40km. RCS Raptora to 0.0002~0.0005 m2 (-40dB/m2). To trochę daleko od rosyjskich standardów i zaklinanie rzeczywistości nic tu nie zmieni. Skoro tak dobry i nowoczesny radar jak Captor nie był w stanie wykryć Raptora z dystansu 35 km to nie ma sensu dyskutować kto mówi prawdę. Chyba że Niemcy kłamią - tylko po co?

Teraz trochę o uzbrojeniu... Samoloty F-22 i F-35 otrzymają na uzbrojenie pociski AIM-120D AMRAAM o zasięgu 200km. W fazie rozwoju pocisk AIM-120E AMRAAM z silnikiem strumieniowym i małym radarem AESA całkowicie odpornym na zakłócenia. Pocisk AMRAAM nowej generacji planuje się wprowadzić w latach 2020-2022r.

Pocisk Metor znacznie lepszy od rosyjskich R-77 jest w fazie prób i na wyposażenie samolotów eurpejskich Gripena, Eurofightera i F-35 zacznie wchodzić po 2014r. Na razie Gripeny i Eurofightery latają z AIM-120 AMRAAM.

Na razie istnieje tylko w fazie prototypu K-77M i na wyposażenie rosyjskich nowych myśliwców planuje się go wprowadzić w 2017r jak dobrze pójdzie... bo to nie jest takie pewne. O stanie rosyjskiej technologii może świadczyć fakt, że system śledzenia celu żywcem ściągniety został z Patriota PAC-3.
Uzbrojenie w Su-35 to muzeum bo pocisk R-77 jest na poziomie pierwszego AMRAAMa AIM-120, a to dyskwalifikuje ten samolot całkowicie w konfrontacji z najnowszymi zachodnimi produktami.
Teraz trochę o radarach. Rosyjskie radary już bardzo znacznie ustępują tym zachodnim. Radiolokatory amerykańskiej firmy Northrop Grumman z aktywną matrycą skanowaną elektronicznie AESA mogą pełnić wiele funkcji, jednocześnie wykrywać, identyfikować i śledzić wiele celów, mapować teren, a także naprowadzać pociski kierowane. Samoloty F-22 i F-35 posiadają "szepczące" radary AESA AN/APG-77 i AN/APG-81 pracujące na poziomie szumów naturalnych i są odporne nie tylko na zakłócenia, ale nawet na tradycyjne metody wykrywania. Dodatkowo ich moc, zasięg i kierunek promieniowania mogą być dowolnie regulowane, co ułatwia zachowanie niewykrywlaności. Takie technologie nie stosuje się w radarach produkcji rosyjskiej. W Rosji obecnie szczytem techniki są stacje radiolokacyjne z antenami o fazowanej sieci PESA, pracujacej jednak w tradycyjny sposób czyli łatwo wykrywalnej pracy. Radary amerykańskie AESA poza funkcjami zasadniczymi (wykrywanie i śledzenie celów powietrznych i naziemnych, tych ostatnich także w technice o podwyższonej rozdzielczości z wykorzystaniem techniki SAR, tworzenie mapy terenu) spełniają jednocześnie funkcję pasywnego urządzenia do rozpoznania sytuacji radioelektronicznej (w tym także ostrzegając pilota przed zagrożeniami), funkcję aktywnego urządzenia zakłócającego WRE, funkcję urządzenia identyfikacji "swój–obcy", a także radiostacji pokładowej, mogąc nadawać i odbierać transmisje radiowe w obu kierunkach. Dodatkowo wspomniany kompleks radioelektroniczny (w przypadku F-35) jest ściśle zintegrowany z dwoma różnymi układami elektrooptycznymi. Najnowoczesniejszym obecnie radarem prod. rosyjskiej jest radar N011M Bars dla Su-30MKI i N035 Irbis-E dla Su-35 oba z pasywnym skanowaniem elektronicznym PESA. Głównym niedostatkiem anteny pasywnej są niewielkie kąty obserwacji wynoszące po 40 stopni w każdą stronę co jest nie do zaakceptowania dla manewrującego myśliwca. Zakres widzenia radarów AESA w azymucie i elewacji wynoszą po 120 stopni. Radar AN/APG-77 posiada system wykrywania i ostrzegania w podczerwieni IR.

Eurofightery to bardzo dobre samoloty przewyższające każdą rosyjską konstrukcję... Jednak trochę im daleko do samolotów 5-ej generacji F-22 i F-35. Zwycięski pojedynek w pierwszej fazie ćwiczeń na Alasce o niczym jeszcze nie świadczy. Oprócz techniki jest jeszcze człowiek, najsłabszy element tej całej składanki. W 2011 roku na ćwiczeniach w Turcji pakistańskie F-16C Block50 posłały na ziemię 3x pod rząd w walce na krótki dystans brytyjskie Eurofightery. Jak mówił potem pakistański pilot Brytyjczycy byli w szoku...

Również nasi piloci F-16 dali niezłą szkołę Niemcom w WVR na EF-2000. Czy to oznacza, że Eurofighter jest słabszy i mniej nowoczesny niż nowy F-16? Nie, ale stopień zaawansowania najlepszych dzisiaj samolotów myśliwskich jest tak wysoki, że czasami wyszkolenie pilota, zwykły spryt, taktyka i umiejętność walki w danym elemencie ma decydujące znaczenie.

Co do modernizacji F-22... Całkowite zakończenie modernizacji samolotów F-22 planuje się zakończyć do 20 lutego 2023r. Pakiet modernizacyjny oprócz upgrade`u oprogramowania i awioniki przewiduje wymianę powłok RAM na bardziej trwałe i niezawodne. Na modernizację przeznaczono już pulę 6,9 mld USD.

Pociski dalekiego zasięgu AGM-158 JASSM mogącym razić cele z odległości blisko 400 km; AGM-158B JASSM-Extended Range o zasięgu 1000km przeznaczone są do niszczenia przede wszystkim opl przeciwnika spoza strefy rażenia ich rakiet. W te pociski wyposaża się samoloty F-15E, F-16, F/A-18, F-35, B-1B i B-2. Amerykańskie i europejskie samoloty będą w stanie niszczyć cele z odległości setek kilometrów. Samoloty zachodnioeuropejskie uzbrojone będą w pociski powietrze-ziemia MBDA Taurus o zasięgu ponad 500 km i będące na wyposażeniu Storm Shadow o zasięgu 250 km. Do niszczenia zestawów opl krótkiego i średniego zasięgu doskonale sprawdzają się pociski i bomby szybujące takie jak amerykańskie JSOW, JDAM, SDB. F-22 Raptor bombami przy prędkościach naddźwiękowych (supercruise) z łatwością poradzi sobie z rosyjskimi Pancyrami i Bukami. To samoloty wybierają czas i miejsce. Operatorzy wyrzutni mogą tylko czekać.

Ze względów ekonomicznych Amerykanie zaprzestali praktycznie programu F-22 (w Kongresie USA trwa zakulisowa walka lobby myśliwskiego wspieranego przez LM o przywrócenie produkcji F-22) i kontynuują testy F-35. Ten myśliwiec piątej generacji jest produkowany w trzech wersjach - F-35A/B/C.

F-35 znajduje się jeszcze w fazie prototypowej – ciągle trwają jego testy, chociaż pierwsze sztuki już znalazły się na wyposażeniu USA i Wielkiej Brytanii.

W opinii fachowców Polska powinna kupić przynajmniej kilkadziesiąt takich samolotów. F-16 to dobry samolot, ale już nie na te czasy. I nie na konfrontację z flotą powietrzną Rosji.

F-35 Dzięki technologii stealth jest wykrywalny przez radary w bardzo niewielkim stopniu. Wielu ekspertów twierdzi, że myśliwce 5-tej generacji odbijają promienie radarowe tyle, co, powiedzmy, niewielki ptak, jednak producenci tego typu maszyn, zarówno w Rosji jak i w Stanach Zjednoczonych, oficjalnie tego nie potwierdzają (większość informacji o budowie samolotów 5-tej generacji jest ściśle tajna). F-35 waży ok. 13 000 kg (bez paliwa i uzbrojenia), potrafi osiągnąć 15 km pułap, a także pokonać z prędkością 1,8 Ma odległość ponad 2000 km.

Sukhoi Su-35 (Flanker-E, Super Flanker) to rosyjski myśliwiec generacji 4++. Generacja 4++ oznacza, że posiada on w większości charakterystyki myśliwców 5-tej generacji, prócz technologii niewidzialności. Konstruktorzy Su-35 niebezpodstawnie twierdzą, że mimo braku Stealth, przewyższa on w parametrach wszystkie dotąd zbudowane samoloty 5-tej generacji konkurencyjnych państw. Posiada bardzo mocny radar, nowoczesną cyfrową awionikę, dobrze zintegrowany z całością komputer pokładowy, nowe silniki ze zwiększonym ciągiem oraz z ciągiem wektorowym. Su-35 może lecieć z prędkością nawet 2,5 Ma na dużej wysokości (powyżej 11 km) na maksymalną odległość 3600 km. Osiąga pułap 18 km. Maksymalna masa startowa (brak potwierdzonych danych) prawdopodobnie nie przekracza 35 t.

Wiele osób zastanawia się co byłoby, gdyby w walce powietrznej Su-35 spotkał się z F-35. Niektórzy twierdzą, że Su-35 bez żadnych trudności poradziłby sobie z rywalem.  Portal indrus.in podaje, że to stwierdzenie może być jak najbardziej trafne. Podobno w czerwcu 2008 roku została przeprowadzona symulacja walki powietrznej w której uczestniczył Su-35 przeciwko mieszanej flocie amerykańskich myśliwców – F-22, F/A-18 Super Hornet oraz F-35 który, co ciekawe, „oberwał” bardziej od reszty. Gra wojenna została przeprowadzona w Hickam Field – bazie Sił Powietrznych USA znajdującej się na Hawajach. Świadkami tego zdarzenia było co najmniej czterech przedstawicieli australijskich Air Force oraz członek wojskowego wywiadu Australii - Defence Intelligence Organisation (DIO). Członek parlamentu australijskiego Dennis Jensen poinformował, że wie z anonimowego źródła, z dostępem do wyników testów finalnych F-35, że ten został pobity przez Super Flanker w ściśle tajnej symulacji.

Su-35 jako myśliwiec generacji 4++ z niektórymi cechami myśliwców piątej generacji (czyli z myśliwcami stealth) zdolność do zestrzeliwania samolotów typu stealth zawdzięcza swojej supermanewrowości. Silniki Su-35 pozwalają mu wykonywać wszystkie figury akrobacji lotniczej, takie jak np. Kobra Pugaczova, Kulbit, czy też inne, jak Dead Leaf czy bezprecedensowy Pancake – zwrot o 360 stopni w horyzontalnej płaszczyźnie, prawie bez wytrącania prędkości.

Konstruktorzy F-35 twierdzą, że „niewidzialność” była podstawowym czynnikiem podczas jego projektowania, dlatego myśliwiec ten nie wymaga manewrowości. Zamiast wdawać się w wymanewrowywanie przeciwnika z ogona, F-35 zwyczajnie robi beczkę i „strzela przez ramię”. To jest niezrozumiałe. Zgodnie z informacją przedstawioną przez portal Defense Industry Daily, „stealth jest bardzo użyteczne, ale nie jest to przecież peleryna-niewidka Harry’ego Pottera.

Gdy w przypadku F-35 warunkiem przetrwania jest wyłącznie stealth – która czyni go wrażliwym w bezpośrednim starciu – Su-35 dysponuje dużym arsenałem śmiercionośnej broni, ma zwiększony zakres działania, a także dysponuje tą niesamowitą „supermanewrowością”, która jest naturalna dla myśliwców z tej rodziny.

Według Sweetmana, taktyczna zaleta tego manewru wynika głównie z faktu, iż wszystkie pociski rakietowe typu „powietrze-powietrze” mają w sobie tzw. „element przewidywania”.  Rakieta celuje w miejsce, gdzie uważa, że ukaże się cel. Oznacza to, że musi ona przewidzieć, w którym kierunku poleci samolot. I właśnie w tym Su-35 jest najlepszy. „Jeśli statek powietrzny jest nieprzewidywalny, jeżeli jest w stanie bardzo gwałtownie zmienić swój tor lotu oraz jeżeli potrafi nad tym zapanować, to rakiecie jest o wiele trudniej w niego trafić” - powiedział Sweetman.

F-35C Catapult LaunchPilot F-35 może oddać strzał, ale najprawdopodobniej nie trafi. Dlatego też musi się zbliżyć, w ten sposób nie tylko ujawniając swoją lokalizację (przy założeniu, że mocny radar rosyjskiego myśliwca nie namierzy go wcześniej), lecz również wchodząc w strefę rażenia dalekosiężnych rakiet Su-35 typu „powietrze-powietrze”. Rosyjska firma „Vympel” utrzymuje światowy rekord w produkcji rakiet BVR, czyli „poza zasięgiem widoczności” (ang.” beyond visual range”) - jest zdolna do zabijania z odległości 400 km. (Rakesh Krishnan Simha nie podaje informacji, o jakie konkretnie pociski chodzi. ZBROJENIOWY.PL odnalazł jednak informację o rakietach, które mogą porażać cel na odległość do 400 km (rakiety KS-172), jednak są one produkowane przez inną rosyjską firmę - BDP Novator („Biuro doświadczalno-projektowe Novator”). Z informacji umieszczonych na oficjalnej stronie firmy „Vympel” , na którą powołuje się autor tego artykułu wynika, iż koncern ten produkuję pociski rakietowe typu „powietrze-powietrze”, rażące cel najdalej na odległość 200 km - rakiety  К-37М (РВВ-БД).

Amerykańska teoria prowadzenia walki przez samoloty stealth bazuje się na stwierdzeniu: „Pierwszy zauważasz, pierwszy strzelasz, pierwszy zabijasz”. Super Flanker poddał w wątpliwość tę tezę. F-35 wciąż może wykryć Su-35, jako pierwszy. Ale by oddać strzał musi się do niego zbliżyć. Wówczas obaj myśliwce zobaczą się na wzajem. „Przewaga stealth’ów w tym momencie znacząco zanika” – uważa Sweetman. Polecam zajrzeć sobie tutaj [ http://www.ausairpower.net/APA-NOTAM-300310-1.html ] i poczytać jak mogło by wyglądać starcie 4 F-35 i 4 F/A-18E Super Hornet z czterema Su-35S.

Amerykańskie Siły Powietrzne jeszcze bardziej przeraża fakt, że już w chwili obecnej, zanim jeszcze F-35 wszedł do służby, stwierdzili w nim pewne słabości. W ok. 2020 roku w rosyjskim wojsku planowane jest wejście do służby myśliwca stealth PAK FA.

Koszt jednostkowy Su-35 to 40 000 000–65 000 000 USD (2013, za Wikipedia). Koszt F-35A to 150 milionów dolarów za sztukę, natomiast wersje B i C wyceniane są na 200 milionów USD. Biuro Pentagonu oszacowało, że pojedynczy F-35 będzie kosztował średnio około 134,5 miliona w dolarach z 2012 roku. Lockheed Martin utrzymuje nadal swoje stare szacunki, według których jeden myśliwiec będzie kosztował od 65 do 75 milionów dolarów z 2010 roku. 2,5 mld funtów przeznaczyła Wielka Brytania na 14 samolotów F-35, które zasilą brytyjską flotę.
Jaki samolot powinna kupić Polska? I to już teraz a nie za 10, czy 20 lat.

Ale cóż jest wart samolot bez uzbrojenia?

Technologia stealth powoduje że radar PESA Su-35 nie ma szans na szybkie wykrycie przeciwnika tym bardziej że dysponuje radarem o generację słabszą niż F-35. Zdecydowanie większe RCS konstrukcji rosyjskiej i radar AN/APG-81 AESA F-35 spowoduje wykrycie Su-35 z dużej odległości (nawet 160 km). Zasięg rakiety R-77 podawany pierwotnie na 80-90 km okazał się folderową propagandą producenta. Wszystko wyszło na jaw kiedy licencje na rakietę kupli Chińczycy i ujawnili te osiągi - 50 km. To pocisk sprzed ponad 20 lat, odpowiednik amerykańskiego AMRAAMa pierwszej generacji.

Tymczasem F-35 będzie uzbrojony w pocisk AIM-120D AMRAAM o zasięgu ponad 150 km co stawia rosyjski Su-35 w beznadziejnej sytuacji. Do tego dochodzi jeszcze system WRE AN/ASQ-239 Barracuda F-35 który jest najnowocześniejszy na świecie. Jeżeli nawet dojdzie do walki na bliski dystans F-35 dzięki uzbrojeniu i awionice nie powinien mieć większych problemów z Su-35. System DAS w jaki jest wyposażony F-35 umożliwia śledzenie przeciwnika w dowolnym miejscu wokół samolotu we wszystkich możliwych kierunkach. Pilot będzie gromił cele nawet znajdujące się pod, nad oraz za samolotem. Nie wykonując przy tym najmniejszych nawet manewrów bo to za niego zrobi pocisk AIM-9X. Pilot wyposażony w nową zabawkę jaką jest system HMDS Gen 3 zastepujący tradycyjny HUD bedzie miał pokazywany na szybie hełmu obraz celu śledzonego przez DAS wraz z danymi o jego współrzędnych względem samolotu. Zaś pociski AIM-9X-2, Iris-T czy Pyton 5 mają takie osiągi, że z łatwością trafią w cel bez manewrowania samolotem - nawet odpalone do tyłu, a żaden choćby nie wiem jak szybki i zwrotny przeciwnik nie zdoła wymanewrować pocisku celem uniknięcia trafienia.

W działaniach powietrze-powietrze BVR w Su-35 dostępne są rakiety R-27 w wersji SAHR i IR bez radiokorekcji (oba typy to totalne muzeum) oraz naprowadzane aktywnie -radarowo R-77 lecz te to mniej więcej odpowiedniki AIM-120A sprzed 20 lat i nie dają Su-35 wielkich szans w starciu z myśliwcami uzbrojonymi w pociski AIM-120C-7/D o sporo większym zasięgu biorąc jeszcze pod uwagę dużą SPO rosyjskiego myśliwca. Do dogfightu może on używać tylko rakiet R-73, które są dużo gorsze od AIM-9X z powodu dużo słabszego detektora i odporności na zakłócenia. Dopiero wg Rosjan pocisk K-74M2 (izdielije 760) ma posiadać charakterystyki analogiczne do rakiet ASRAAM i AIM-9X(zasięg i zakres 90/-90) i mają one wejść na uzbrojenie PAK-FA. Jednak te rakiety to modernizacje pocisku R-73, a podstawową wadą tych rakiet jest też to, że głowice nadal naprowadzają się termicznie, no i jeszcze tych rakiet nie ma fizycznie w odróżnieniu od AIM-9X czy ASRAAM z matrycami FPA o własności IIR. Podobnie jak jeszcze nie istnieje rakieta K-30. Dopiero ta rakieta otrzyma matrycową głowicę samonaprowadzajacą, umożliwiającą rozpoznanie celu wg. obrazu zapisanego w pamięci, ale to pewnie "nieprędko".

Radar F-35 to radar z aktywnym skanowaniem fazowym podczas radar Irbis-E to PESA. Z radarami PESA żegnają się już inni producenci myśliwców przechodząc na AESA. Zasięg wykrycia radaru Irbis-E w stylu 400km celu o SPO=3m2 też są mało prawdopodobne. To oczywiście oznacza, że cel 0,01 m2 wykryje z 90km, tyle że te odległości są prawdziwe tylko kiedy wiadomo w jakim sektorze cel się znajduje. W przeciwnym razie pilot Su-35 straci dużo czasu na przeszukaniu wszystkich sektorów, a samoloty nie "wisza" nieruchomo w powietrzu tylko zbliżają się szybko na kursie spotkaniowym. Z radarem AESA nie ma takiego problemu dzięki inaczej ukształtowanej wiązce elektromagnetycznej i trybowi LPI dzięki czemu ich radary są trudno wykrywalne przez wrogie RWR w przeciwieństwie do PESA. Trudno uwierzyć, że malutki pokładowy radar Su-35 będzie miał lepsze zasięgi wykrycia niż radary samolotów AWACS E-3 Sentry który wykrywa F-35 z odległości 50-60 km. F-35 wykonany w technologii stealth jest celem trudnym do wykrycia w odróżnieniu od konwencjonalnego Su-35. Jak widać wszystkie elementy charakterystyk przemawiają za F-35.

Biorąc pod uwagę realia konfliktów i wyposażenie USA vs Ruscy, obstawiał bym USA. Stealth + AWACSy dają im real-time wiedzę o polu bitwy plus możliwość zaskoczenia przeciwnika. Można się więc bawić w swobodne polowanie na ruskich. Ruskie mają większe szanse na bardzo bliskim zasięgu, ale bardzo wątpliwe, żeby amerykańce dopuścili do face-to-face z Rosjanami. Masz możliwość sterowania polem bitwy to masz przewagę.

Ale rosyjskie siły powietrzne również mają swoje odpowiedniki AWACS, a po drugie rosyjskie rakiety również mogą stracić przeciwnika zanim dojdzie do pojedynku na krótki dystans, w którym mało która amerykańska maszyna mogłaby skutecznie zagrozić odpowiednikom rosyjskim. Trzeba też brać pod uwagę, ze rosyjskie maszyny są tańsze i w razie otwartego konfliktu, Rosja mogłaby wybudować większą ilość samolotów równoważąc każdą techniczną nowinkę Zachodu. Tak jak tysiące T-34 przechyliły szalę zwycięstwa nad setkoma Tygrysów w 2WŚ

Renomowana brytyjska Defence Evaluation and Research Agency ocenia szanse na zwycięstwo Su-35 z F-22 i F-35 oraz innymi przykładowymi konstrukcjami zachodnimi:
- F-22 (radar AESA APG-77 + AIM-120D) 10:1
- F-35 (radar AESA APG-81 + AIM-120D) 6:1
- Rafale (radarem AESA RBE2-AA + Meteor) 3,5:1
- Tajfun (radar AESA Captor-E + Meteor) 3,5:1
- Gripen NG (radar AESA Raven + Meteor) 1,6:1
- F-15C Golden Eagle (radar AESA APG-63V(3) + AIM-120D) 1,5:1

To znaczy, ze w walce na każdy F-35, średnio 6 Su-35 zostałoby wyeliminowane.

Ministerstwo Obrony Narodowej jeszcze w 2012 r. zadecydowało o zastąpieniu samolotów Su-22 przez 16 samolotów F-16. Od 6 lutego 2014 r. plany zakładają wymianę wysłużonych maszyn na 64 (!) samoloty V-generacji. Nie wiadomo jednak, skąd MON chce wziąć ponad 10 miliardów dolarów na ten cel. Dostawy mają być realizowane w latach 2022 - 2030. Po zeszłotygodniowej informacji przekazanej przez ministra Siemoniaka, że samoloty Su-22 będą remontowane i przedłużony zostanie dla nich resurs od 3 do 10 lat, parlamentarzyści otrzymali trochę więcej wyjaśnień na ten temat. Udzielili je obecni w Sejmie m.in. gen. Tomasz Drewniak z Dowództwa Generalnego RSZ i płk Dariusz Tarkowski z MON.

W planie Modernizacji Technicznej SZ z 11 grudnia 2012 r. była pozycja: zakup 16 samolotów wielozadaniowych, których dostawa miała się zacząć w 2019 r. Na „rozruch” programu przeznaczono w 2018 r. 170 milionów złotych, a zakupy miały się zacząć rok później. Nowe samoloty miały stacjonować w Świdwinie, gdzie zaplanowano modernizację drogi startowej i infrastruktury lotniskowej. W Sejmie potwierdzono, że miały to być samoloty F-16, a więc ministerstwo ON nie zamierzało robić jakichkolwiek analiz i nabyć sprzęt, który jest już z powodzeniem używany przez wojsko.

W związku z pojawieniem się nowych programów modernizacyjnych (wskazano przy tym na program modernizacji technicznej Marynarki Wojennej) minister ON podpisał 6 lutego br. nowy plan modernizacji technicznej, w którym pozycja: „zakup 16 samolotów wielozadaniowych” została zastąpiona przez „64 samoloty wielozadaniowe 5 generacji”. Generał Drewniak nie potwierdzał czy chodzi o F-35.

Plan przewiduje 170 milionów złotych w 2020 r na początek programu i po 330 milionów złotych w pierwszych, kolejnych latach (2021 – 2022), co daje możliwość kupienia dwóch samolotów rocznie. Szacunek ten jest trochę dziwny ponieważ jeden samolot F-35 w wersji najtańszej „Alfa” ma kosztować 96,8 miliona dolarów a z pakietem logistycznym dwa razy tyle. Zakupy te mają trwać do 2030 r (w następnych latach ma się zwiększyć liczba rocznie dostarczanych maszyn do 4 a później do 8).

Zachwycamy się dronami a tak naprawdę jakie doświadczenie ma WP w ich eksploatacji, szczególnie w warunkach bojowych? Afganistan to nie Europa, nie da się tutaj bezkarnie latać a jedynym środkiem odstraszania jest broń kalibru 7,62 mm (AK/PK). Gdyby przyszło użyć BSP przeciwko krajowi posiadającemu porównywalny potencjał (obrona przeciwlotnicza, lotnictwo, środki walki elektronicznej itp.) nie było by już tak różowo. Działania Rosjan, Chińczyków czy Irańczyków sprowadzają się obecnie do pozyskania skutecznych systemów zakłócania a nawet przechwytywania BSP w locie (patrz incydent z RQ-170 czy RQ-21).

Pierwszoplanowymi celami przeciwnika nie są bazy wojskowe i samo wojsko a systemy kierowania państwem, energetyczne i zasilania (bez energii obecnie wszystko leży, bez kierownictwa zapanuje chaos). Obecnie dwie manewrujące rakiety mogą skutecznie sparaliżować nasze F-16. My mówimy o lotnictwie bojowym a gdzie są samoloty wsparcia (tankowce, walki radioelektronicznej, powietrzne systemy dowodzenia i naprowadzania, gdzie jest nasza broń typu np. AIM-158 czy Thomahowk. Czym my możemy odstraszyć potencjalnego agresora? Co się robi w tym kierunku?

Program Homar dla WL od lat tylko w planach. Okręty podwodne bez pocisków manewrujących. NDR - rakiety NSM (mała głowica, zasięg do 200 km - czy ktoś analizował ile trzeba zużyć takich rakiet by zatopić okręt klasy fregata?). Co my kupujemy - stare Leopardy 2, zepsute Kraby, mosty samobieżne Daglezja, czy kolejne Rosomaki (od 11 lat te same bez modernizacji). Powodzenia, nawet nie wyjada one z garnizonów gdy wszystko będzie pozamiatane.

Samoloty są skuteczne w walce przeciwko przeciwnikowi dysponującemu gorszym arsenałem w tym względzie. Taka np Białoruś czy Libia. Wtedy mamy sens rozmyślania o zakupie drogich i mało ekonomicznych samolotów. W przypadku konfliktu coraz bardziej prawdopodobnego z Rosją, to jeżeli nie mamy podziemnych pasów startowych (jak Chiny), to nawet tymi 64 maszynami nie wystartujemy, a jak jakimś cudem nam się uda to i tak nie dojdzie do walki powietrznej na 95%. Lotniska, węzły komunikacyjne, fabryki i elektrownie, to pierwszy etap ataku bronią taktyczną dalekiego zasięgu. Walczyć może będą te, które byłyby w powietrzu co najwyżej. Bez tarczy antyrakietowej, rozproszenia na dużym obszarze czy chociażby lotniskowców, to sobie możemy pomarzyć. Wojny powietrzne, znane z filmów holywoodzkich w dzisiejszych czasach już nie istnieją. W przypadku najnowszych maszyn, przeciwnicy się nie zobaczą, co najwyżej rakietę wystrzeloną w swoim kierunku. Liczy się, zasięg, szybkość ale głównie elektronika na pokładzie.

Co można zaproponować naszemu Ministerstwu Obrony Narodowej? -  Można skupić się na zapewnieniu przewagi naszym siłą zbrojnym w działaniach dywersyjnych poza liniami wroga, bo to nas realnie czeka. Inwestycja w elektronikę, systemy zdalne, rakietowe, drony i pojazdy o wysokiej mobilności oraz infrastrukturę umożliwiającą walkę partyzancką przez dłuższy czas. Łodzie podwodne z pociskami średniego i dalekiego zasięgu... to jest droga sensowna a nie korwety, kraby (batalion krabów też przestanie istnieć zestrzelony przez rakiety dalekiego zasięgu. Bez osłony przed takim rażeniem, nie ma sensu budowanie potencjały w tym względzie, w naszej sytuacji.

A na chwilę obecną? - Cienko to widzę; może powinniśmy więcej się modlić?


źródła:
http://zbrojeniowy.pl/2013/08/11/lockheed-martin-f-35-lightning-ii-vs-sukhoi-su-35/
http://www.defence24.pl/news_raport-program-f-35-kosztuje-wiecej-niz-3-nowe-samoloty-spelniajace-te-same-zadania
http://www.defence24.pl/news_mon-chce-kupic-do-2030-r-64-samoloty-wielozadaniowe-v-tej-generacji

piątek, 28 marca 2014

Przykład prymitywnej ruskiej propagandy

Oto pierwszy z brzegu przykład z forum WP:


Polacy kiedy wy zrozumiecie, że to port floty czarnomorskiej jest tym co chce USrael do całkowitej kontroli na bliskim wschodzie. Putin zerwał im się ze smyczy podczas Syrii i zniweczył plany. Teraz go zniszczą, ale to nie jest głupi chłoptaś i może być niezły bigos, ale zrobią go naszymi rękoma za nasze 100 miliardów na zbrojenia. Będą go prowokować z naszej ziemi wciągając nas w ten konflikt. To straszne jak ciemny jest nasz naród. Wy Pisowcy zastanówcie się teraz po co był Smoleńsk??? Bo dla mnie jest wszystko jasne. Ta sekta smoleńska powstała tylko w jednym celu-by budować wojnę polsko-ruską, a zamach zrobili sami Polacy na zlecenie USraela-nie dziwi was że USA nie dało swych materiałów nasłuchowych, zdjęć, że NATO się wypięło na tą katastrofę. Zrobili to na terenie Putina tak by wciągnąć go w podejrzenia. Potem specjalnie mataczyli. Podejrzewam, że jak się zrobi głośniej to Putin wyciągnie jakieś dowody na Tuska. Przepraszam "Oskara" z niemieckiego IPNu. Czy wiecie że wojska Izraela wkroczyły do Odessy by chronić swą największą diasporę na Ukrainie. Czemu nie ma tego w mediach? Ludzie otwórzcie oczy to wszystko jest ściśle według planu dominacji USraela i mówił o tym setki razy i Brzeziński i Kisinger. NWO-nadciąga i my jesteśmy po zajebiście mrocznej stronie. 

środa, 26 marca 2014

Sun Tzu czyli agentura wpływu

Zamiast wprowadzenia taki cytacik:

"Co do baloników które puszczałeś w powietrze a do których nie dołożyłem nawet pensa, to przypomnieć Ci chciałem że Twoją "akcję" jako pierwszy skrytykowałem. Nie dokładam do akcji przygotowywanych w budynku "Sowy" (stowarzyszenia byłych oficerów PRL ze WSI). Amen."




Około dwóch i pół tysiąca lat temu legendarny chiński strateg i teoretyk działań wojennych Sun Tzu zalecał w swej Sztuce Wojny werbowanie agentury wewnątrz aparatu państwowego przeciwnika drogą korumpowania „ludzi zajmujących stanowiska we władzach” /1/

Kilka lat po II wojnie światowej generalny sekretarz Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii, Harry Pollitt, apelował na wiecu lewicujących studentów uniwersytetu w Cambridge, by nie zapisywali się do partii, ale „pracowali ciężko, uzyskiwali dobre stopnie, dołączali do rządzącej elity i wewnątrz niej służyli naszej, komunistycznej, sprawie” /2/

Na przełomie XX i XXI wieku dyrektor FBI Louis J. Freeh uważał że przez całe stulecia armie najeżdżały obce ziemie by zdobywać nowe terytoria i podporządkowywać sobie ich mieszkańców. „Obecnie przeciwnik ma nieco inny charakter, ale mimo to jest wyjątkowo niebezpieczny. Jest to bowiem wróg wewnętrzny”. /3/

W dobie galopującego obiegu informacji i coraz bardziej skoncentrowanych mediów, których możliwości techniczne dają nie tylko globalny zasięg, ale także możliwość jednoczesnego oddziaływania na różne grupy językowe, walka o międzynarodową supremację nabiera nowego wymiaru. W konfrontacji „sczepionych w starciu rozumów” decydującego znaczenia nabiera „destrukcyjna umysłowość” oraz „pogarda dla dotychczasowych reguł gry”. /4/

Naga fizyczna przemoc ustępuje coraz częściej miejsca zafałszowanej informacji i manipulacyjnej perswazji. Michaił Gorbaczow pisał w wydanej w 1987 r. książce Pierestrojka, że konfrontacja nuklearna nie jest dobrym środkiem osiągnięcia celów Moskwy. Niesie bowiem katastrofalne zniszczenia, a korzyść ze zdobycia radioaktywnych ruin jest raczej wątpliwa.

W zasadzie nie ma w tej konstatacji niczego nowego. Sun Tzu oceniał że szczytem umiejętności wodza jest podporządkowanie sobie wrogiej armii bez walki, a najwyższą kategorią zmagań jest „atakowanie planów przeciwnika”. Paraliżowanie jego zamiarów, zanim nabiorą bardziej skrystalizowanego charakteru i staną się realnym zagrożeniem. /5/

Chcąc jednak likwidować „kiełkujące” niebezpieczeństwo lub rodzącą się wolę oporu trzeba o nich wiedzieć. Dlatego agentura informująca co dzieje się wewnątrz przeciwnego obozu jest tak wartościowa, a już wręcz bezcenna jest agentura wpływu, która umożliwia oddziaływanie na przeciwnika już we wczesnej fazie procesów tworzenia planów i podejmowania decyzji.

W procesie podejmowania decyzji w warunkach kryzysowych istotne są bowiem trzy podstawowe elementy: wiedza o rzeczywistym potencjale i możliwościach własnego kraju, podobna wiedza o potencjale i możliwościach przeciwnika oraz wiedza o obrazie jaki przeciwnik wyrobił sobie o naszym kraju.
Obraz ten jest czynnikiem niesłychanie istotnym, bo stanowi podstawowy punkt odniesienia w podejmowaniu decyzji. Zadaniem agentury wpływu jest kształtowanie tego obrazu, zgodnie nie tyle z rzeczywistością, co z intencjami mocodawcy.

Modelowy agent wpływu, to Grima „Smoczy Język” z tolkienowskiej trylogii „Władca Pierścieni”. Doradca króla, który szeptał mu do ucha, „zatruwał myśli, mroził serce, osłabiał ciało, a inni widzieli to, lecz nic nie mogli zrobić, bo ten gad opanował” królewską wolę. /6/

Znacznie mniej barwna definicja amerykańska określa agenta wpływu jako osobę wykorzystywaną do dyskretnego urabiania opinii polityków, dziennikarzy i grup nacisku w kierunku przychylnym zamiarom i celom obcego państwa. /7/

Inna amerykańska definicja za agenta wpływu uważa osobę która subtelnie i zręcznie wykorzystuje swoje stanowisko, możliwości, władzę i wiarygodność do promowania interesów obcego mocarstwa w sposób uniemożliwiający zdemaskowanie tego mocarstwa. /8/

Agentura wpływu należy do najskuteczniejszych i najtrudniejszych do wykrycia sposobów informacyjnego oddziaływania na przeciwnika. Agent wpływu postrzegany jest w swoim środowisku i społeczeństwie jako lojalny obywatel, który prywatnie i/bądź publicznie głosi swoje poglądy. Fakt że są one zbieżne z linią polityczną i zabiegami propagandowymi obcego mocarstwa oceniany jest zazwyczaj jako zbieg okoliczności nie wart głębszej analizy, natomiast szkody wyrządzone przez agenta wpływu są potencjalnie ogromne, zwłaszcza jeżeli jest on wysokim urzędnikiem państwowym lub uznanym autorytetem.

Do zadań agentury wpływu należy sterowanie władzami i opinią publiczną atakowanego kraju przez rozpowszechnianie odpowiednio dobranych informacji, dezinformacji, pojednawczych i/lub alarmistycznych opinii i argumentów, oraz chwytliwych sloganów i słów wytrychów zastępujących wiarygodną ocenę faktów. Agentura wpływu ma sterować opiniami środowiska w którym się obraca. Zadanie to wypełnia posługując się „technikami zarządzania postrzeganiem”, co w mniej politycznie poprawnych słowach można określić jako atrakcyjnie podane, ordynarne fałszowanie rzeczywistości.

Działalność agentury wpływu jest najskuteczniejsza w społecznościach rozchwianych i zdemoralizowanych, bo społeczności zwarte, o ustabilizowanym porządku etycznym oraz jasnych i przestrzeganych normach moralnych mają „wbudowany” odruchowy system samoobrony przed wrogim podszeptem. Rozumiał to szef wywiadu wojskowego japońskiej Armii Kwantuńskiej gen. bryg. Doihara Kenji, który opracował w latach dwudziestych ubiegłego stulecia plan „rozmiękczenia” i opanowania kolejno Mandżurii, a później północnych Chin. Program „rozmiękczania” zasadzał się na potajemnym tworzeniu moralnej pustyni drogą spisków i zabójstw politycznych oraz korumpowania regionalnych urzędników chińskich. Doihara grał na wszelkich ludzkich słabościach i niezaspokojonych ambicjach, podsuwał narkotyki, organizował domy publiczne dla wpływowych polityków, płacił łapówki.

Program okazał się skuteczny. Na początku lat trzydziestych Japończycy bez większych wysiłków opanowali Mandżurię, a kiedy pod koniec dekady przywódca chińskich narodowców gen. Czang Kai-szek zwołał radę wojenną, to wśród czterech obecnych był też agent Doihary!

Chiński establishment był tak spenetrowany przez sieć Doihary że w ciągu pierwszych sześciu lat wojny japońsko-chińskiej za współpracę z Japończykami rozstrzelano więcej wysokich oficerów armii Czang Kai-szeka niż za wszelkie inne przestępstwa razem wzięte. Tylko w 1938 rozstrzelano za udowodnioną współpracę z Doiharą 8 dowódców dywizji armii narodowej. /9/

Na okres moralnego rozprzężenia i rozbicia tradycyjnych więzi społecznych po I wojnie światowej przypadają też szczególnie intensywne działania sowieckie. Lenin, Bucharin i Dzierżyński twórczo zaadaptowali doświadczenia carskiej Ochrany zapisane w archiwach przejętych przez CzeKa.
Pionierem tworzenia sieci agentury wpływu był Piotr Iwanowicz Raczkowski, szef Zagranicznej Agentury Ochrany w Paryżu w latach 1885-1902. Opłacał on sowicie i regularnie francuskich żurnalistów, piszących na zlecenie i umieszczających we francuskich czasopismach pochlebne artykuły o rodzinie carskiej oraz sytuacji wewnętrznej i gospodarczej Rosji. Raczkowski subsydiował też /lub wręcz kupił/ specjalistyczne periodyki Revue Russe i Le Courier Franco-Russe poświęcone problematyce stosunków w Europie Środkowo-Wschodniej. Założył również /przez podstawionych agentów wpływu/ organizację o nazwie Ligue pour le Salut de la Patrie Russe, która według dzisiejszego nazewnictwa była „niezależną, pozarządową formacją obywatelską”. Jej zadaniem było formowanie we francuskich elitach pozytywnych opinii dla carskiej Rosji. /10/

Zagranicznaja Agientura miała na francuskim rynku prasowym swoistego konkurenta w osobie Artura Raffałowicza, paryskiego przedstawiciela rosyjskiego ministerstwa finansów. Nie szczędził on wysiłków i pieniędzy, by francuskie sfery gospodarcze i opiniotwórcze były przekonane o świetnej sytuacji gospodarczej Rosji, gdzie warto inwestować i której opłaca się udzielać kredytu. Na początku XX wieku Raffałowicz miał w kieszeni wszystkie liczące się gazety francuskie z wyjątkiem socjalistycznej /później komunistycznej/ L’Humanité. Kiedy wiosną 1905 porażki w wojnie rosyjsko-japońskiej oraz nieudana rewolucja podważyły zaufanie francuskich inwestorów, Raffałowicz wydawał miesięcznie na korumpowanie dziennikarzy ponad 200 tys. franków.

Doraźnie łapówki nie odwróciły decyzji wstrzymania, w marcu 1905, rokowań w sprawie kolejnej francuskiej pożyczki dla Moskwy, ale na dłuższą metę okazały się skuteczne. Do 1914 r. 25 procent francuskich inwestycji zagranicznych ulokowanych było w Rosji, a tylko 9 procent we francuskich koloniach i terytoriach zamorskich. /11/

Z doświadczeń Ochrany korzystała od swoich pierwszych dni CzeKa subsydiując dziesiątkami tysięcy funtów ukazujący się w Wielkiej Brytanii socjalistyczny dziennik Daily Herald /12/, który „odpłacił się” w 1920 r. medialnym patronatem nad zorganizowanym przez skomunizowany związek zawodowy dokerów bojkotem transportów broni i amunicji dla gromiących Armię Czerwoną wojsk polskich.
Głównym jednak narzędziem międzynarodowego oddziaływania bolszewików był utworzony w marcu 1919 Komintern, zwany też Trzecią Międzynarodówką. Brytyjski delegat na II zjazd Kominternu określił zadanie tej organizacji jako wpajanie przekonania że „komunistyczna Rosja jest nie tyle źródłem nauki, co miejscem najświętszym ze świętych, przed którym należy paść na twarz, jak wierny muzułmanin modlący się w Mekkce”. /13/

Komintern posiadał oddziały w różnych krajach, a zadaniem każdego z nich było tworzenie i mobilizowanie lokalnej agentury wywiadowczej i agentury wpływu, przy czym niektóre sieci agenturalne działały oddzielnie, inne zazębiały się i przenikały.

W straszliwym okresie kolektywizacji rolnictwa, „rozkułaczania” i wymuszonego głodu, który pochłonął miliony ofiar, rolę szczególnie haniebnej agentury wpływu odegrali czołowi zachodni intelektualiści, politycy i dziennikarze, którzy „bezwstydnie przyczyniali się do tragedii naiwnie lub z rozmysłem wychwalając ‘wspaniały’ eksperyment sowiecki i przekazując wypaczone, złudne lub fałszywe świadectwa katastrofy”. /14/

Kiedy na Ukrainie i Północnym Kaukazie umierający z głodu nie mieli siły grzebać zmarłych i notowano liczne przypadki ludożerstwa, wybitne autorytety Zachodu przekonywały opinię publiczną że najstraszliwszy głód we współczesnej historii jest wytworem antysowieckiej propagandy.

Irlandzki dramaturg i myśliciel George Bernard Shaw zapewniał: „nie widziałem w Rosji ani jednej niedożywionej osoby: młodej lub dorosłej”. Francuski polityk, dwukrotny premier, Edouard Herriot, kategorycznie zaprzeczał „kłamstwom burżuazyjnej prasy, która twierdziła że w Związku Sowieckim panuje głód”.

Moskiewski korespondent dziennika New York Times Walter Duranty, który za swe reportaże z Rosji otrzymał w 1932 nagrodę Pulitzera, z pozycji świadka wydarzeń przekonywał że „każde doniesienie o głodzie w Rosji jest przesadą lub złośliwą propagandą”. Brytyjscy piewcy socjalizmu Beatrice i Sidney Webb strofowali ukraińskich chłopów za „podkradanie ziaren z kłosów”, co w ich opinii było „bezwstydną kradzieżą kolektywnej własności”. /15/

Pod batutą autorytetów chór apologetów robotniczo-chłopskiej władzy był tak liczny i hałaśliwy, że zagłuszał skutecznie głosy prawdy i rozsądku, narzucając jedynie słuszną interpretację wydarzeń i politycznie poprawny obraz sytuacji wewnętrznej w Związku Sowieckim.

Wirtuozem organizowania sowieckiej agentury wpływu w Europie Zachodniej był Willi Münzenberg, jeden z założycieli Komunistycznej Partii Niemiec i przywódca Młodzieżowej Międzynarodówki Komunistycznej. Za jego przykładem lokalne oddziały Kominternu zakładały liczne agendy, które Münzenberg nazwał cynicznie „klubami niewiniątek”. W latach wojny z Polską i później miały one oddziaływać na świadomość elit polityczno-kulturalnych poszczególnych krajów. „Musimy…mieć w ręku artystów i profesorów, wykorzystać teatry i kina, by szerzyć za granicą doktrynę że Rosja gotowa jest poświęcić wszystko, by utrzymać pokój na świecie” – zalecał Münzenberg.

Natomiast ekspert w prowadzeniu destrukcyjnych akcji propagandowych, członek Komitetu Wykonawczego Kominternu, Karl Radek /Karol Sobelsohn/ instruował towarzyszy że działalność inspirowanych przez Komintern organizacji, stowarzyszeń i klubów winna być wymierzona w kraje „w których nie jesteśmy wystarczająco silni”. /16/

Münzenberg dysponował olbrzymimi sumami które wykorzystywał do bardziej lub mniej skrytego manipulowania wydawnictwami, redakcjami gazet lub wytwórniami filmowymi, co przysporzyło mu przydomek „czerwonego milionera”, korespondujący znakomicie z jego upodobaniem do komfortowego życia w kapitalistycznym luksusie.

Największym osiągnięciem Münzenberga było utworzenie w 1933 w Paryżu Światowego Komitetu Pomocy Ofiarom Niemieckiego Faszyzmu. Z pozoru była to niezależna, pozarządowa i ponadpartyjna organizacja filantropijna. Przewodniczącym międzynarodowego zarządu był lord Marley, członek brytyjskiej Izby Lordów, a prezesem Albert Einstein. W rzeczywistości jednak paryski sekretariat Komitetu zarządzany był „przez czysto komunistyczną klikę, kierowaną przez Münzenberga i nadzorowaną przez Komintern”. /17/
Światowy Komitet Pomocy Ofiarom Niemieckiego Faszyzmu patronował wydanej w 1933 Brunatnej księdze hitlerowskiego terroru i spalenia Reichstagu, uważanej obecnie za „najskuteczniejszą publikację propagandową w historii Kominternu”. /18/

Jej okładkę zmanipulowano bardzo zgrabnie. Albert Einstein ze zdumieniem stwierdził: „moje nazwisko zostało wydrukowane w angielskim i francuskim wydaniu w takim miejscu, że wyglądało jakbym to ja napisał tę książkę. To nieprawda. Nie napisałem w niej ani słowa”. /19/

Chociaż treść książki była daleka od wiarygodności, a cytowane w niej dokumenty zdemaskowano jako fałszerstwa, to jednak w lewicujących salonach Europy traktowano ją jak „biblię antyfaszystowskiej krucjaty” i szybko przetłumaczono „na ponad 20 języków, od japońskiego po jiddysz”. /20/

Brunatna księga przysporzyła sowieckim służbom wywiadowczym więcej kandydatów do werbunku niż jakakolwiek inna publikacja, nie wykluczając serii 3 artykułów o Fuenfergruppen, czyli pięcioosobowych grupach konspiracyjnych, w które zorganizowali się ponoć niemieccy komuniści walczący z narodowosocjalistycznymi władzami III Rzeszy. Artykuły te opublikował New Statesman, czołowy tygodnik brytyjskiej lewicy. Ich autorem był Siemion Nikołajewicz Rostowski, nielegał OGPU /następcy CzeKa, a poprzednika NKWD/, który pracował w Londynie jako dziennikarz pod fałszywym nazwiskiem Ernsta Henri.

Brunatna księga oraz opowieści o Fuenfergruppen rozpalały wyobraźnię młodych ludzi studiujących na najlepszych uniwersytetach brytyjskich. Publikacje takie odpowiadały aktualnej taktyce OGPU, gdzie wykrystalizował się specjalny pion, którego zadaniem było wywieranie wpływu na decyzje innych krajów przez zaufane osoby uplasowane na wysokich szczeblach struktur państwowych. W odpowiedniej chwili ludzie ci mieli przechylać szalę na korzyść Kremla. Początkowo próbowano wprowadzać własnych oficerów do politycznego establishmentu innych krajów, plasować ich w strukturach rządowych i pomagać w uzyskaniu awansu. Nie szczędzono nakładów by zapewnić im odpowiedni status społeczny i pokryć koszty wystawnego życia towarzyskiego.

Rezultaty były jednak mizerne. Dopiero na początku lat 30 ubiegłego stulecia jeden z szefów wywiadu zagranicznego OGPU zaproponował by wprowadzanie własnych oficerów kadrowych do obcego establishmentu zastąpić werbowaniem dzieci lokalnych polityków, urzędników państwowych, wpływowych osobistości, autorytetów akademickich, itp. Dzieciom z elity jest bowiem stosunkowo łatwo otrzymać stanowisko w aparacie państwowym, a ich szybki awans nie wzbudza zbytniego zainteresowania.
Rozpoczęta w latach 30 przez wszystkie sowieckie rezydentury na Zachodzie energiczna kampania werbunkowa młodych ludzi z wpływowych rodzin przyniosła świetne wyniki. Struktury państwowe Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec zostały głęboko spenetrowane przez wykształconych na najlepszych uczelniach ludzi, których zwabiono do „rewolucyjnego podziemia” mamiąc heroiczną walką z faszyzmem i uczestnictwem w budowie lepszego świata.

W Wielkiej Brytanii najbardziej znanym rezultatem kampanii była „piatiorka z Cambridge”, czyli Kim Philby, Guy Burgess, Anthony Blunt, Donald Maclean oraz John Cairncross. Nie byli oni jedynymi, głęboko zakamuflowanymi agentami Kremla. Co jakiś czas historycy demaskują kolejną osobę o znanym nazwisku, a wielu agentów nadal nie jest zidentyfikowanych.

Podobnie w Stanach Zjednoczonych. W końcu 1944 r., dwa miesiące po nominacji na sekretarza stanu, Edward Stettinius wyjechał z prezydentem Franklinem Delano Rooseveltem do Jałty na konferencję Wielkiej Trójki, gdzie miano omawiać przyszły kształt tworzonej Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz układ sił i granic w Europie Środkowej. Stettinius był świetnym businessmanem i zaufanym Roosevelta, ale miał raczej mierne pojęcie o polityce międzynarodowej. Zabrał więc ze sobą, jako doradcę Algera Hissa, uznanego eksperta Departamentu Stanu, który podpowiadał w Jałcie szefowi i prezydentowi jak powinna funcjonować ONZ oraz kto powinien kontrolować powojenną Polskę i co zrobić z Niemcami. Rzecz w tym że Alger Hiss był sowieckim agentem, co wyszło na jaw po wojnie.

W 1950 Hiss został skazany na 5 lat więzienia. Skutki jego wpływu na amerykańskich polityków najwyższego szczebla odczuwamy nad Wisłą do dzisiaj.

Opierając się na doświadczeniach Światowego Komitetu Pomocy Ofiarom Niemieckiego Faszyzmu Moskwa natychmiast po kapitulacji III Rzeszy przystąpiła do montowania jeszcze szerzej zakrojonej sieci organizacji sterujących międzynarodową opinią publiczną. Z jej inspiracji już w 1945 powstały Światowa Federacja Związków Zawodowych, Międzynarodowa Demokratyczna Federacja Kobiet oraz Światowa Federacja Młodzieży Demokratycznej. W 1946 dołączyły do nich: Międzynarodowa Organizacja Dziennikarzy, Międzynarodowa Organizacja Radia i Telewizji, Międzynarodowe Zrzeszenie Demokratycznych Prawników, Międzynarodowy Związek Studentów, Światowa Federacja Pracowników Nauki i Światowa Federacja Związków Nauczycieli.

Charakter sponsorowanych przez Moskwę organizacji świadczy o głównych kierunkach działania Kremla: opanowanie umysłów niedoświadczonej politycznie, ale łatwo angażującej się emocjonalnie młodzieży – dwie organizacje bezpośrednio plus pośrednio nauczycielska i akademicka, kontrolowanie środków komunikacji społecznej – organizacja dziennikarska, radia i TV oraz pośrednio nauczycielska, zdobycie wpływów i informacji w świecie nauki – organizacje akademicka i nauczycielska, utrzymanie kontroli nad związkami zawodowymi.

Wszystkie te organizacje koncentrowały swe działanie na aktualnych lub przyszłych środowiskach opiniotwórczych, których członkowie albo już wchodzili w skład elit narodowych /prawnicy, dziennikarze, naukowcy/, albo mieli znaleźć się w nich w przyszłości /studenci/. /21/

Operacje oddziaływania na świadomość nabrały takiego impetu, że w latach 50 powołano w ramach Pierwszego Zarządu Głównego KGB /wywiad zagraniczny/ specjalny Departament D, który w latach 60 przemianowano na Departament A /od aktiwnyje mieroprijatija – środki aktywne/. Środki te nabierały wyraźnie znaczenia, bowiem w latach 70 Departament A podniesiono do rangi Służby A, której etat przewidywał szefa w randze generała KGB. Stopniowo Służba A rozrosła się do pół tuzina departamentów i liczyła około 300 osób personelu.

W rozsianych po świecie rezydenturach „środkami aktywnymi” zajmowali się oficerowie pionu wywiadu politycznego /pion PR/, którym polecono przeznaczać co najmniej jedną czwartą czasu na działania obejmujące sterowanie świadomością społeczną. Plany takich operacji każda rezydentura KGB miała obowiązek składać moskiewskiej centrali każdego roku w grudniu, razem z rocznym sprawozdaniem. Równolegle plan swoich zamierzeń przygotowywała centrala.

Plan Pracy Pierwszego Zarządu Głównego KGB na rok 1984 podkreślał że głównym celem działań aktywnych będzie Watykan oraz osoba Papieża Jana Pawła II. W ocenie KGB Watykan uważał że „polski Kościół umacnia swą pozycję w państwie i starania te mogą być rozszerzone na inne kraje socjalistyczne”, przede wszystkim na Węgry i Jugosławię. Dla przeciwdziałania tej polityce w KGB zaplanowano „szeroko zakrojone środki aktywne”, których celem będzie zdyskredytowanie Jana Pawła II, rozbudzenie niesnasek w Kościele oraz osłabienie autorytetu Papieża. /22/

W oparciu o roczny Plan Pracy Pierwszego Zarządu Głównego KGB przygotowywano wytyczne dla rezydentur. Ogólne wytyczne na rok 1984 zobowiązywały rezydentury do: przeciwdziałania uzyskaniu militarnej przewagi przez USA i NATO, „pogłębiania niesnasek w łonie NATO”, stymulowania dalszego rozwoju antywojennych i antyrakietowych ruchów na Zachodzie, zachęcania tych ruchów do prowadzenia skoordynowanych i bardziej aktywnych akcji. /23/

Szczegółowa, ściśle tajna, instrukcja nr 733 datowana 19 grudnia 1984 zatytułowana „Praca nad Watykanem” zobowiązywała rezydentów do „zwiększenia wysiłków” na rzecz „penetracji czołowych ośrodków katolickich na Zachodzie przy wykorzystaniu agentury oraz innych środków operacyjnych”. Celem tych działań, obok uzyskania informacji z wewnątrz Kościoła, było „przeprowadzenie zakrojonych na szeroką skalę działań aktywnych zmierzających do skłonienia czołowych osobistości Kościoła katolickiego do protestowania w obronie pokoju oraz polityki ograniczenia wyścigu zbrojeń”. Innymi słowy celem było zorganizowanie wewnątrz Kościoła opozycji wobec Ojca Świętego.

Dla zrealizowania tych planów instrukcja zalecała rezydentom „nasilenie pracy operacyjnej z agenturą w kołach kleru kraju waszego pobytu”. Do instrukcji nr 733 dołączona była, również ściśle tajna, ocena nr 2182/PR, w której podkreślano „osobiste antykomunistyczne i antysowieckie przekonania” Jana Pawła II, który „na wszelkie sposoby stara się zmienić ustalone dawno stosunki między Kościołem a państwem w krajach socjalistycznych”. Dlatego rezydenci powinni wzmóc działania aktywne, które „muszą” obejmować przede wszystkim:
- „przekazanie czołowym grupom w Kurii Rzymskiej i osobiście Janowi Pawłowi II sygnału że próby rozszerzenia sfery działań Kościoła Katolickiego w systemie społecznym i państwowym krajów socjalistycznych są uważane przez te kraje za ingerencję w ich sprawy wewnętrzne”,
- „wykorzystanie wszelkich istniejących niesnasek wewnętrznych na Watykanie, każdego przejawu niezadowolenia wpływowych kardynałów”,
- „inspirowanie apeli środowisk katolickich do Jana Pawła II i Kurii Rzymskiej, wzywających do czynienia wysiłków na rzecz umocnienia pokoju i bezpieczeństwa międzynarodowego, powstrzymania wyścigu zbrojeń, zmniejszenia nakładów na zbrojenia i wykorzystania zaoszczędzonych funduszy na walkę z głodem i ubóstwem”,
- „przeciwdziałanie rozszerzaniu kontaktów między Watykanem a Cerkwią Prawosławną oraz innymi kościołami chrześcijańskimi działającymi w krajach socjalistycznych”,
- „przeciwdziałanie powstaniu światowej organizacji młodych katolików”,
- „wzmacnianie negatywnych opinii wysokich osobistości katolickich wobec niektórych aspektów polityki zagranicznej Jana Pawła II oraz jego interpretacji katolicyzmu; przede wszystkim należy wykorzystywać niezadowolenie wśród włoskich członków Kurii Rzymskiej z planowanego przez Papieża wzmocnienia swojej pozycji drogą awansowania Polaków”,
- „dyskredytowanie Jana Pawła II jako protegowanego najbardziej reakcyjnych kół Zachodu”,
- „demaskowanie współpracy między przedstawicielami Watykanu i organizacji Kościoła Katolickiego a CIA, i służbami specjalnymi państw NATO”.

W zakończeniu instrukcja podkreśla że dla zrealizowania wymienionych zadań „należy podjąć kroki dla bardziej systematycznego wykorzystania posiadanych już źródeł agenturalnych oraz pozyskania nowych w ośrodkach i organizacjach katolickich, a przede wszystkim w Watykanie”. /24/

Z biegiem lat manipulowanie świadomością stawało się coraz istotniejszym elementem sowieckiej doktryny wywiadowczej, zwłaszcza w latach 1988-91, kiedy na Kremlu zaczęto odchodzić od koncepcji osiągnięcia przewagi militarnej na rzecz oddziaływania metodami politycznymi. Tym samym wzrosła rola agentury wpływu. Można założyć że obecnie sytuacja niewiele się zmieniła, bo jak trafnie zauważył Wiktor Szejmow, były oficer KGB który zbiegł do USA: „komunizm to nie tylko ideologia, to także sposób myślenia, który nadal znakomicie funkcjonuje”. /25/

Agenturę wpływu typuje się pod kątem nie tyle możliwości wykradania tajnych dokumentów lub zbierania poufnych informacji, co rozpowszechniania odpowiednio spreparowanych wiadomości i opinii. Proces pozyskiwania agentów jest jednak zbliżony do werbowania agentury wywiadowczej.
Agentów wpływu dobiera się z ludzi inteligentnych, ambitnych i pozbawionych skrupułów, gotowych za wszelką cenę piąć się po szczeblach kariery. W anglosaskim środowisku służb specjalnych funkcjonuje skrót MICE /myszy/, od słów „money” /pieniądze/, „ideology” /ideologia/, „compromise” /kompromitacja/ oraz „ego”. Cztery najważniejsze czynniki którymi się gra przy werbowaniu agenta. /26/

Nieco odmienna lista funkcjonowała w pragmatyce sowieckiej. Doświadczony rezydent wywiadu zagranicznego w generalskiej randze, wykładowca moskiewskiej Centralnej Akademii Wojskowej, autor skryptu dla kursów agentury NKWD Aleksander Michajłowicz Orłow /Lejba Lazarewicz Felbing/ wymieniał następujące czynniki: – względy ideologiczne, – pieniądze, kariera lub inne motywy korzyści osobistych, – zaangażowanie uczuciowe, – upodobanie do przygód i życia pełnego emocji, – chęć ukrycia popełnionych przestępstw i ucieczka przed odpowiedzialnością, – dewiacje seksualne oraz skłonności uważane powszechnie za naganne. /27/

Wprawdzie Michał /Mejer/ Abramowicz Trilissser, szef wywiadu zagranicznego OGPU w latach 30, głosił że „szantaż jest szczytową sztuką zdobywania materiału wywiadowczego” /28/, to jednak z punktu widzenia oficera werbującego i prowadzącego najlepszym rozwiązaniem jest rozbuchane ego, usilnie szukające uznania i pełne niespełnionych ambicji, wsparte odpowiednim zastrzykiem finansowym. Jeżeli cel werbunkowych zabiegów ma do tego jakieś perwersyjne skłonności lub jakieś grzechy przeszłości do ukrycia, to sukces jest prawie pewny.

Według Orłowa dobrym środowiskiem do werbunku jest społeczność homoseksualna. Należą bowiem do niej ludzie wpływowi i jest ona wyjątkowo dyskretna. „Sowieccy oficerowie operacyjni byli zadziwieni stopniem wzajemnego zrozumienia i niekłamanej lojalności wśród homoseksualistów”. /29/

Jeszcze sto lat temu obok korzyści materialnych agentów wpływu wabiono nadaniem arystokratycznego tytułu. Służby sowieckie nęciły agentów wpływu wewnątrz „obozu państw budujących socjalizm” wizją wprowadzenia do internacjonalnej nomenklatury, natomiast obecnie zarówno służby rosyjskie jak i innych państw, obok profitów finansowych skłaniają do współpracy obietnicą przyznania prestiżowych nagród i wprowadzeniem do „międzynarodowych salonów”.

Pragmatyka wskazuje że podatność na bodźce finansowe nie jest zależna od pozycji werbowanego w hierarchii państwowej lub społecznej. Różna jest zazwyczaj tylko wysokość jurgieltu. W przypadku osób zajmujących prominentną pozycję zawodową lub w hierarchii państwowej gratyfikacją jest najczęściej nie tyle honorarium pieniężne, co wsparcie w spełnieniu ambicji politycznych lub aspiracji osobistych.
Przykładem politycznego promowania na najwyższym szczeblu bloku sowieckiego było poufne spotkanie na Kremlu sekretarza generalnego KC KPZR Leonida Breżniewa z I sekretarzem KC Niemieckiej Socjalistycznej Partii Jedności Erichem Honeckerem oraz sekretarzem generalnym KC KPCz Gustavem Husakiem 16 maja 1981. Przedstawiając ocenę sytuacji w Polsce Erich Honecker z uznaniem wymienił I sekretarza Komitetu Warszawskiego PZPR Stanisława Kociołka, który jego zdaniem był „uczciwym komunistą oceniającym realistycznie sytuację w kraju i wykazującym internacjonalistyczne podejście”. Kilka minut później Honecker podkreślił że „towarzysz Kociołek wyraźnie opowiedział się za udziałem bratnich partii” w przygotowywanym zjeździe PZPR. I zaraz potem: Kociołek to…, Kociołek tamto… W końcu już otwarcie Honecker zadał pytanie: „Kto może przejąć kierownictwo?” I szybko udzielił odpowiedzi: „Towarzysz Olszowski, towarzysz Grabski, towarzysz Kociołek, towarzysz Żabiński”. /30/

Operacje z wykorzystaniem agentury wpływu należą do działań strategicznych i zakrojone są na lata, a nawet dziesięciolecia, bo kształtowanie zbiorowej świadomości społeczeństw wymaga czasem wymarcia całego pokolenia. Skuteczność agentury wpływu zależy w dużej mierze od jej uplasowania i wiarygodności. Zarówno odpowiednie awansowanie i „przesuwanie” agenta w hierarchii, jak i budowanie jego autorytetu, wymagają czasu. Dlatego też werbownicy najczęściej działają na uniwersytetach, które tradycyjnie są miejscem ścierania się idei i rewolucyjnych koncepcji urządzenia świata. Tym bardziej że nawet skrajne poglądy głoszone w świecie akademickim stosunkowo łatwo przesączają się do szkół, środowisk naukowych, a nawet kościołów. Przykładami może być „teologia wyzwolenia” lub wieloletnia działalność publicystyczna anglikańskiego biskupa Southwark – dr. Mervyna Stockwooda, który pisywał w komunistycznym dzienniku Morning Star, a w książce The Cross and the Sickle /Krzyż i Sierp/ zalecał wywłaszczenie ziemian, potępiał prywatną własność środków produkcji oraz zgadzał się z Leninem, że wcześniej czy później wszystkie narody będą budować socjalizm. /31/

W Wielkiej Brytanii nie był on odosobniony. Kingsley Martin od 1930 do 1960 był redaktorem naczelnym New Statesman i nie zezwolił na publikację ani jednego artykułu krytykującego politykę Stalina. /32/

Długoletni redaktor naczelny Tribune, wpływowego pisma brytyjskiej lewicy, Michael Foot brał wcale spore sumy w gotówce od oficerów operacyjnych KGB. Zdemaskowany zapewniał że na Tribune brałby pieniądze nawet od diabła. Foot, który na początku lat 80 był liderem Partii Pracy, typowany był w Moskwie na premiera Brytyjskiej Republiki Ludowej po planowanym obaleniu monarchii.

W drugiej połowie ubiegłego stulecia, najistotniejszym agentem wpływu Moskwy „na kierunku” amerykańskim był bez wątpienia Philip Agee. Rozgoryczony usunięciem z CIA za pijaństwo i przekręty finansowe nawiązał on w 1973 kontakt z rezydenturą KGB w Meksyku. Zaoferował takie mnóstwo informacji o CIA że lokalny rezydent uznał go za prowokatora i wyrzucił za drzwi. Agee poszedł więc do kubańskiej Dirección General de Inteligencia, gdzie przyjęto go przychylnie.

Uzyskanymi informacjami Kubańczycy podzielili się z KGB i były one tak cenne że ówczesny naczelnik Zarządu Kontrwywiadu z wywiadu zagranicznego KGB, Oleg Kaługin, wspominał: „Kiedy siedząc w moim moskiewskim biurze czytałem otrzymane raporty o wydłużającej się z dnia na dzień liście przekazywanych rewelacji – kląłem w żywy kamień oficerów którzy odrzucili taki skarb”. /33/

Philip Agee był rzeczywiście propagandowym skarbem. W styczniu 1975 opublikował wspomnienia zatytułowane Inside the Company: CIA Diary, w których zdemaskował ok. 250 oficerów kadrowych i agentów oraz oświadczył że „CIA i popierane przez nią instytucje zniszczyły życie lub spowodowały śmierć milionów ludzi na świecie”.

Agee nie krył że pisał swe wspomnienia korzystając z pomocy kubańskiej DGI, a podczas pracy kontaktował się z KGB. Napisana w Londynie książka stała się bestsellerem, a tygodnik Economist zalecał że „trzeba ją przeczytać”. Ku radości Moskwy władze brytyjskie postanowiły autora wydalić, co za dyskretnymi podszeptami KGB przekształcono w prawdziwy festiwal petycji, demonstracji i wieców protestacyjnych brytyjskiej lewicy. Równolegle KGB zorganizowało kampanię poparcia dla Agee we Włoszech i Francji, Hiszpanii, Portugalii, Holandii, Finlandii, Norwegii, Meksyku.

W 1978 Agee zaczął wydawać we współpracy z DGI i KGB periodyczny Covert Action Information Bulletin, którego celem – jak pisał – było demaskowanie operacji i personelu CIA. Pierwszy numer rozkolportowano w trakcie XI Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w Hawanie latem 1978. Równolegle Agee zaprezentował sygnalne egzemplarze swej nowej książki Dirty Work: The CIA in Western Europe, w której ujawnił nazwiska i życiorysy ok. 700 pracowników CIA. Zdemaskował w sumie blisko dwa tysiące kadrowych pracowników CIA, co jak ubolewała komisja do spraw wywiadu senatu USA wpłynęło negatywnie na nastroje ludności obcych krajów.

Na początku lat 80 rewelacje Philipa Agee spowszedniały i przestał on być pupilkiem salonów europejskiej lewicy. Nieco później zapomniano o nim również w Ameryce Łacińskiej, gdzie przez pewien czas był bożyszczem lewicującej młodzieży. /34/

We Francji znaczącym sowieckim agentem wpływu był Pierre-Charles Pathé, z rodziny wydawców słynnych kronik filmowych. Zwerbowano go w 1959 i otrzymał pseudonim Pieczerin, zmieniony potem na Mason. W 1961 Pathé założył agencję prasową Centre d’Information Scientifique, Economique et Politique. Do 1967 KGB płaciło mu 6 000 franków miesięcznie, by publikował sprzedawany w prenumeracie biuletyn, który rozsyłany był również darmo osobom wpływowym w środowiskach politycznych, gospodarczych i medialnych. W biuletynie tym Pathé w subtelny sposób prezentował polityczną linię Kremla zgodnie z otrzymanymi wytycznymi.

W 1976 z finansową pomocą KGB Pathé zaczął wydawać dwutygodnik Synthesis poświęcony stosunkom zagranicznym oraz problemom wojskowym, naukowym i gospodarczym. Liczący 8 stron biuletyn zawierał zwykle od 3 do 5 artykułów i analiz. Rozprowadzany był w prenumeracie. W okresie szczytowej popularności miał około 500 prenumeratorów, w tym 139 senatorów, 299 deputowanych, 41 dziennikarzy, 14 ambasadorów oraz zaledwie 7 osób prywatnych. Za pośrednictwem Pathé i Synthesis inspirowane przez KGB treści docierały do 70 procent składu francuskiej Izby Deputowanych oraz 47 procent składu senatu. Do tego trzeba doliczyć działalność agenta wpływu w paryskich salonach politycznych, których drzwi były zawsze otwarte dla syna pioniera francuskiej kinematografii i krewnego ministrów oraz prezesa koncernu samochodowego Renault. /35/

Nic dziwnego że Pathé pobrał w sumie od KGB prawie milion franków. Aresztowano go na gorącym uczynku odbierania honorarium i wytycznych od oficera operacyjnego paryskiej rezydentury Igora Sacharowskiego. Śledzony przez francuski kontrwywiad DST w zupełnie innej sprawie Sacharowski doprowadził niechcący „ogon” do Pathé i 5 lipca 1979 stacja nasłuchowa paryskiej rezydentury KGB odebrała na częstotliwości używanej przez DST komunikat: „Wszyscy aktorzy są już na scenie. Zaczynamy przedstawienie”. Chwilę później Sacharowski i Pathé mieli kajdanki na rękach. /36/

W archiwum KGB jest też teczka wpływowego dziennikarza o pseudonimie André, który miał dostęp do francuskiego prezydenta, premiera i ministra spraw zagranicznych. Paryska rezydentura meldowała że przy jego pomocy podsuwa czołowym politykom francuskim „tendencyjne informacje” obliczone na skłócenie Francji ze Stanami Zjednoczonymi.

Długoletnim agentem sowieckich wpływów we Francji był dziennikarz obdarzony przez KGB pseudonimem Brok. Zwerbowany w 1946 służył Moskwie tak długo że miał aż 10 oficerów prowadzących. W połowie lat 70 pobierał od KGB 100 000 franków rocznie. /37/

Bardzo wysoko postawionym, choć nietypowym agentem wpływu w Republice Federalnej Niemiec był Günther Guillaume. Nietypowym, bo był oficerem kadrowym wschodnioniemieckiego wywiadu Hauptverwaltung Aufklärung. Wysoko postawionym, bo był zaufanym sekretarzem, prawą ręką kanclerza Willy Brandta. Pracował „dwukierunkowo”. W jedną stronę dostarczał HVA i za jej pośrednictwem KGB tajne dokumenty z sekretariatu kanclerza, w drugą inspirował go zgodnie z wytycznymi Wschodniego Berlina i Moskwy.

Podobną rolę spełniał w Norwegii aresztowany w 1984 Arne Treholt, wpływowy polityk Partii Pracy i rzecznik prasowy ministerstwa spraw zagranicznych. Zwerbowano go w latach 60 i cierpliwie czekano aż zajdzie odpowiednio wysoko. Treholt dyskretnie wspierał ludzi głoszących prosowieckie poglądy. Zwłaszcza w debacie nad zgłoszoną przez Moskwę propozycją utworzenia w Skandynawii strefy wolnej od broni jądrowej. /38/

Agentem Służby A w Danii był m.in. fotograf Jacob Holdt specjalizujący się w negatywnym prezentowaniu Stanów Zjednoczonych. Jego album American Pictures zawierający setki zdjęć zrobionych w slumsach zwrócił uwagę Moskwy. Holdt został zwerbowany przez Nikołaja Gribina z rezydentury w Kopenhadze, a jego album był skrycie promowany przez KGB w całej Europie. /39/

Operację z albumem duńskiego fotografa uznano w KGB za sukces wart specjalnej informacji dla Politbiura KC KPZR. /40/

Innym bardzo skutecznym agentem wpływu działającym w Danii był Jorgen Dragsdahl, komentator uważany za autorytet w sprawach bezpieczeństwa i polityki międzynarodowej. Pisywał na łamach Information, dziennika o małym nakładzie, ale dużych wpływach w duńskiej elicie władzy.

Zwerbował go w połowie lat 70 Stanisław Czebotok z rezydentury w Kopenhadze. W zamian za honoraria KGB duński dziennikarz ubierał w słowa i argumenty otrzymane od Czebotoka tezy zgodne z aktualnymi interesami politycznymi Moskwy. Oleg Gordiewski oceniał że Dragsdahl był „niezwykle skuteczny” bo „miał talent i pisał dobrze”, a poza tym dysponował dużą wiedzą. „Prezentował czytelnikom tezy KGB w bardzo przemyślny sposób. Jego artykuły to nie były prymitywne propagandowe bzdury, czytelnicy nie byli w stanie wykryć skąd wziął koncepcje które wbiło mu w głowę KGB.” /41/

Dragsdahl pisywał przy tym w Information bardzo przychylnie o „starym przyjacielu”, którym był Jacob Holdt, natomiast Holdt w wywiadzie dla innego dziennika Ekstra Bladet, zapewniał że „Dragsdahl uczynił mnie sławnym”. /42/

W Japonii agentami sowieckich wpływów byli redaktor naczelny konserwatywnej gazety Sankei Shinbun oraz kilku czołowych polityków japońskiej Partii Socjalistycznej. Zdemaskował ich major KGB Stanisław Lewczenko z tokijskiej rezydentury, który „wybrał wolność” w 1979.
Ocena skuteczności agentury wpływu jest bardzo trudna. Zdaniem Olega Gordiewskiego rezydentury KGB miały skłonność do przypisywania swojej inspiracji do niemal każdego głosu krytycznego wobec USA opublikowanego w zachodnioeuropejskich mediach.

Oceniając działania agentury wpływu podczas narady wyższych oficerów KGB w lutym 1984 ówczesny szef Pierwszego Zarządu Głównego KGB, Władimir Kriuczkow, ograniczył się ostrożnie do stwierdzenia że „wykonano znaczną pracę” przeciw „militarystycznym planom administracji amerykańskiej”. /43/

Wyższe noty przyznali działaniom sowieckim zachodni politycy. Sponsorowaną przez KGB kampanię pacyfistyczną wymierzoną w USA i NATO prezydent Francji Francois Mitterand skwitował smutnym stwierdzeniem: „Pociski są na Wschodzie, ale protesty pokojowe na Zachodzie”. /44/

Udana kampania była jednak łabędzim śpiewem Służby A. Pod koniec lat 80 zachodnie służby i media coraz skuteczniej demaskowały sowieckie manipulacje, a powołane z inspiracji Moskwy organizacje międzynarodowe szybko traciły wiarygodność. W 1989 Światowa Rada Pokoju została zmuszona do przyznania że 90 procent jej budżetu pochodzi z sowieckich subwencji. Rok później Władimir Kriuczkow, który w 1988 awansował na przewodniczącego KGB, bezradnie przyznał w rozkazie nr 107/OV, że na Zachodzie rezydentury „mają bardzo ograniczony dostęp do środków masowego przekazu”. /45/

Wykrycie agentury wpływu jest równie trudne co ocena jej skuteczności. Agenci wpływu należą do osób o najściślej strzeżonej tożsamości w ewidencji służby. /46/ Są bowiem najczęściej postaciami publicznymi, a ich skuteczność opiera się na totalnym utajnieniu. Raz zdemaskowany agent wpływu nieodwracalnie traci swą przydatność.

Agenci wpływu, zwłaszcza uplasowani wysoko w hierarchii politycznej, prowadzeni są najczęściej werbalnie, drogą ustnych sugestii, bez zostawiania śladów w dokumentacji służby. Często w prowadzonej przez służbę ewidencji agentury jeden kryptonim obejmuje całą grupę lub organizację złożoną z wielu osób, których tożsamość nie jest wymieniana. Zdarza się że anonimowi agenci wpływu ukrywani są zbiorowo pod kryptonimem konkretnej operacji i uaktywniani incydentalnie w momentach ważnych rozstrzygnięć politycznych. /47/

Zabiegi te sprawiają że agentura wpływu dekonspirowana jest najczęściej przez oficerów wywiadu którzy przeszli na drugą stronę. W rosyjskich służbach mówiono że każdy wielki sukces wywiadowczy prowadzi do klęski. /48/ Im agent jest lepszy, tym bardziej narażony jest na ryzyko. Nie tylko ze strony kontrwywiadu kraju w którym działa, ale również z uwagi na fakt że jego wysokie notowania w centrali zwracają uwagę lokalnych oficerów wywiadu, a zatem rośnie niebezpieczeństwo zdekonspirowania przez uciekiniera który przejdzie na drugą stronę i wykorzysta posiadane informacje jako swoisty „bon obiadowy”.
Wysoki stopień utajnienia tożsamości agentów wpływu sprawia że udowodnienie im przed sądem działania na rzecz obcego państwa jest praktycznie niemożliwe. Podstawą demokracji jest bowiem prawo do głoszenia własnych poglądów. Agent wpływu nie wykrada tajemnic z sejfów i prawie nie da się przyłapać go na „gorącym uczynku”.

Najczęściej nie kontaktuje się potajemnie z oficerem prowadzącym i nie otrzymuje od niego instrukcji, zadań lub wynagrodzenia. Nie odwiedza skrzynek kontaktowych, nie zostawia nigdzie mikrofilmów lub innych materiałów wywiadowczych. Agent wpływu wyjeżdża oficjalnie na jawne seminaria lub konferencje naukowe, pobiera stypendia naukowe lub wykłada na zagranicznym uniwersytecie, zagraniczni wydawcy publikują jego książki, otrzymuje nagrody twórcze, spotyka się z politykami, ludźmi ze świata gospodarki i nauki.

Zebrane „wrażenia” ubrane we „własne przemyślenia” publikuje w mediach, rozpowszechnia w „politycznych salonach”, albo podczas spotkań z politykami i decydentami własnego kraju. Formalnie nie robi nic nielegalnego. Dlatego też jedynym skazanym agentem wpływu pozostaje Pierre-Charles Pathé.
Inni, przykładowo Günther Guillaume lub Arne Treholt, stanęli przed sądem, bo prowadzili równolegle „standardową” działalność wywiadowczą.

Ponadto agent wpływu najczęściej działa pośrednio /to nie on podejmuje decyzje, lecz polityk któremu on doradza!/. Dlatego jest trudny do zdemaskowania i zneutralizowania, natomiast jego mocodawcom stosunkowo łatwo jest zorganizować jego obronę drogą petycji, interpelacji parlamentarnych, demonstracji poparcia ze strony znanych postaci lub medialnej akcji pod hasłem obrony uznanego autorytetu przed dyskryminacją, wpisując ją przy tym w generalną kampanię obywatelskiego sprzeciwu wobec panoszącego się „izmu”.

Rodzaj tego „izmu” nie jest istotny, ważne jest by ten „izm” źle się odbiorcom mediów kojarzył. A jeżeli medialna wrzawa nie przynosi spodziewanych rezultatów można zorganizować manifestację protestacyjną, której umiejętnie zainspirowani uczestnicy będą ochoczo wywrzaskiwać hasła podsunięte przez inną siatkę agentury wpływów.

Liczba i struktura kombinacji w gruncie rzeczy zależy od stopnia naiwności społeczności sterowanej przez służbę i jej agentury. Są jednak granice władzy służb wywiadowczych nad świadomością sterowanych. W skali państwa obrona świadomości obywateli przed destrukcyjnymi działaniami zewnętrznymi należy do obowiązków kontrwywiadu. Problem w tym że służby kontrwywiadu są nadal konceptualnie nastawione na zwalczanie tradycyjnego wywiadu, a nie na neutralizację wrogiego sterowania opinią publiczną własnego kraju. Dodatkowym utrudnieniem jest konieczność poruszania się po delikatnym gruncie. Zignorowanie agentury wpływu zachęca do dalszych działań. Zbyt gwałtowna reakcja naraża na zarzut skłonności do zamordyzmu i tłumienia swobody wypowiedzi.

Najskuteczniejszą obroną państwa przed działaniami agentury wpływu jest cierpliwe demaskowanie każdej wykrytej manipulacji i zapewnienie obywatelom stałego dostępu do rzetelnych informacji. /49/ Sterowanie świadomością całych grup społecznych przy użyciu agentury wpływu wymaga czasu, co można wykorzystać dla przeciwdziałania. Odpowiedzią na sterowanie winna być „gra w otwarte karty”, czyli maksimum prawdy podanej w sposób wyważony, bez rzucania oskarżeń lub przypinania etykiet.

Najskuteczniejszą obroną obywateli przed działaniami agentury wpływu jest zdanie sobie sprawy z faktu że jest się obiektem manipulacji, podmiotem zewnętrznego sterowania. Kiedy naród zbliża się do niebezpiecznego punktu, z którego może już nie być odwrotu, „problemem jest nie tyle ekstremistyczna mniejszość, co apatyczna większość, która zezwala by nią manewrowano, prano jej mózgi i wtłaczano ją w przekonanie, że nie ma wyjścia.” /50/

Brak wiary obywateli w świadomie destrukcyjne działanie agentury wpływu wynika przede wszystkim z braku wiedzy o manipulacyjnych operacjach służb specjalnych. Podstęp, pozoracja i kamuflaż kojarzą się najczęściej z militarnymi działaniami taktycznymi, a nie strategią polityczną. Z kolorami i deseniem polowego munduru, a nie z obliczonymi na wiele lat operacjami, których celem jest skłonienie przeciwnika do działania wbrew swoim interesom i własnoręcznego demontażu swoich struktur państwowych.

Przerwanie procesu powolnego wymóżdżania i przyzwolenia na sterowanie sobą jest warunkiem koniecznym do przywrócenia wiary w siebie i powrót do własnej tożsamości.

Rafał Brzeski /2010/
/autor jest wybitnym znawcą ścierania się wywiadu i kontrwywiadu, znanym dziennikarzem, tłumaczem i historykiem, oddanym działaczem opozycyjnym, wykładowcą, napisał wiele książek/ /tekst napisany dla socjocybernetyka.pl/

1. Sun Tzu, Art of War, tłum. Ralph Sawyer, Westwiew Press, Oxford, 1994, str. 231
2. Sue Reid, How the Kremlin Hijacked Labour, Daily Mail, 6 listopada 2009, str. 28-9
3. David A. Vise, The Bureau and the Mole, Atlantic Monthly Press, New York, 2002, str. 146
4. Ian Colvin, Canaris – Chief of Intelligence, George Mann Ltd, Maidstone, 1973, str. 221
5. Sun Tzu, Art of War, tłum. Ralph Sawyer, Westwiew Press, Oxford, 1994, str. 177
6. J.R.R. Tolkien, Dwie wieże, tłum. Maria Skibniewska, Czytelnik, Warszawa, 1990, str. 160
7. Norman Polmar, Thomas B. Allen, Księga Szpiegów: Encyklopedia, Magnum, Warszawa, 2000, str. 14
8. Richard H. Schultz, Roy Godson, Dezinformatsia: The Strategy of Soviet Disinformation, New York, Berkley Books, 1986, str. 42
9. Ronald Seth, Encyclopedia of Espionage, Book Club Associates, London, 1974, str. 162-170
10. Ben B. Fisher ed., Okhrana: The Paris Operations of the Russian Imperial Police, CIA, Langley, 1997, str. 7
11. Christopher Andrew, Oleg Gordijewski, KGB, tłum. Rafał Brzeski, Bellona, Warszawa 1997, str. 38
12. Christopher Andrew, Secret Service, London, Heinemann, 1985, s. 264
13. Henry M. Pelling, The British Communist Party, wyd. 2, Londyn: A&C Black, str. 29
14. John J. Dziak, Chekisty: A History of the KGB, Lexington, Lexington Books, 1988, str. 54
15. Cyt. za: KGB, tłum. Rafał Brzeski, Bellona, Warszawa 1997, str. 121-122
16. Cyt. za Roman Boreyko, Parawany, Kontakt, kwiecień 1988, str. 135
17. Arthur Koestler, The Invisible Writing, London, Hutchinson, 1969, str. 242-3
18. Christopher Andrew, Oleg Gordijewski, KGB, tłum. Rafał Brzeski, Bellona, Warszawa 1997, str. 171
19. Ronald W. Clark, Einstein: The Life and Times, London, Hodder and Stoughton, 1973, str. 463
20. Christopher Andrew, Oleg Gordijewski, KGB, tłum. Rafał Brzeski, Bellona, Warszawa 1997, str. 171
21. Roman Boreyko, Parawany, Kontakt, Paryż, kwiecień 1988, str. 136
22. Christopher Andrew, Oleg Gordijewski /red./, More Instructions from the Centre: Top Secret Files on KGB Global Operations, 1975-1985, London, Frank Cass, 1992, str. 47
23. Christopher Andrew, Oleg Gordijewski /red./, Instructions from the Centre: Top Secret Files on KGB Foreign Operations, 1975-1985, London, Hodder&Stoughton, 1991, str. 19-20
24. Christopher Andrew, Oleg Gordijewski /red./, More Instructions from the Centre: Top Secret Files on KGB Global Operations, 1975-1985, London, Frank Cass, 1992, str.47-52
25. Cyt. za: David A. Vise, The Bureau and the Mole, New York, Atlantic Monthly Press, New York, 2002, str. 157
26. David A. Vise, The Bureau and the Mole, New York, Atlantic Monthly Press, 2002, str. 239
27. Alexander Orlov, Handbook of Intelligence and Guerrilla Warfare, Ann Arbor, The University of Michigan Press, 1963, str. 93-94
28. Richard Deacon, A History of the Russian Secret Service, London, Frederick Muller, 1972, str. 272-273
29. Alexander Orlov, Handbook of Intelligence and Guerrilla Warfare, Ann Arbor, The University of Michigan Press, 1963, str. 16
30. Memorandum regarding the Meeting between Comrade Leonid Ilyich Brezhnev, Erich Honecker and Gustav Husak in the Kremlin, 16 May 1981, in: New Evidence on the Polish Crisis 1980-1982, Cold War International History Project, Bulletin No: 11 – Winter – 1998, str. 127-129
31. Richard Deacon, The British Connection, London, Hamish Hamilton, 1979, str. 247
32. Ibid. str. 47
33. Oleg Kaługin, Spymaster: My 32 Years in Intelligence and Espionage Against the West, London, Smith Gryphon, 1994, str. 191-2
34. Christopher Andrew, Wasilij Mitrochin, Archiwum Mitrochina, t. 1 wyd. II, tłum. Magdalena Brzeska, Rafał Brzeski, Poznań, Rebis 2009, str. 372-378
35. Richard H. Schultz, Roy Godson, Dezinformatsia: The Strategy of Soviet Disinformation, New York, Berkley Books, 1986, str. 132-133
36. Christopher Andrew, Wasilij Mitrochin, Archiwum Mitrochina, t. 1 wyd. I, tłum. Magdalena Brzeska, Rafał Brzeski, Warszawa, Muza 2001, str. 815 i 823
37. Christopher Andrew, Wasilij Mitrochin, Archiwum Mitrochina, t. 1 wyd. II, tłum. Magdalena Brzeska, Rafał Brzeski, Poznań, Rebis 2009, str. 714-725
38. Dennis Kux, Soviet Active Measures and Disinformation: Overview and Assessment, Parameters, Journal of the US Army War College, t. XV, nr 4, str. 23
39. Oleg Gordiewski, Next Stop Execution, MacMillan, Londyn 1995, str. 195
40. Christopher Andrew, Oleg Gordijewski /red./, More Instructions from the Centre: Top Secret Files on KGB Global Operations, 1975-1985, London, Frank Cass, 1992, str. 34
41. Cyt. za: Soviet Active Measures in the „Post-Cold War” Era 1988-1991, United States Information Agency, June 1992, str. 59-60
42. Soviet Active Measures in the „Post-Cold War” Era 1988-1991, United States Information Agency, June 1992, str. 61
43. Christopher Andrew, Oleg Gordijewski /red./, Instructions from the Centre: Top Secret Files on KGB Foreign Operations, 1975-1985, London, Hodder&Stoughton, 1991, str. 10
44. Christopher Andrew, Wasilij Mitrochin, Archiwum Mitrochina, t. 1 wyd. II, tłum. Magdalena Brzeska, Rafał Brzeski, Poznań, Rebis 2009, str. 745
45. Christopher Andrew, Wasilij Mitrochin, Archiwum Mitrochina, t. 1 wyd. II, tłum. Magdalena Brzeska, Rafał Brzeski, Poznań, Rebis 2009, str. 746
46. Ryszard Świętek, Agentura wpływu: Najniebezpieczniejsza broń mocarstw, Rzeczpospolita, 20 stycznia 1996
47. Ibid.
48. David A. Vise, The Bureau and the Mole, Atlantic Monthly Press, New York, 2002, str. 210
49. Dennis Kux, Soviet Active Measures and Disinformation: Overview and Assessment, Parameters, Journal of the US Army War College, t. XV, nr 4, str. 27
50. Richard Deacon, The British Connection, London, Hamish Hamilton, 1979, str. 262

źródło:

Ruska agentura, czyli co siedzi w głowach tzw. Narodowców?


Zawsze istniało pytanie kto? a nie czy? Rosska agresja na Ukrainę jest dobrą okazją, by poznać "pieski" Putina spuszczone ze smyczy. Należy jednakże bardzo ostrożnie formułować oskarżenia, bo nie każdy z tej sfory robi to świadomie. Są też tzw. "pożyteczni idioci", dla których myślenie nie jest mocną stroną, za to chętnie lubią zabierać głos. Można ich rozpoznać po tym, że "są za, a nawet przeciw".

W podręcznikach KGB, które udało się przechwycić CIA w latach 60-tych, podkreśla się rolę, jaką powinni odgrywać w działaniach służb specjalnych tzw. nieświadomi multiplikatorzy i agenci wpływu. To właśnie oni odegrali po 1989 roku i odgrywają nadal bardzo duża rolę w kształtowaniu polskiej rzeczywistości.

Klasycznego szpiega można zawsze zdemaskować i w ten sposób staje się bezużyteczny. Dlatego między innymi Sowieci przywiązywali dużą wagę do innych form działania. Nieświadomy multiplikator to ktoś taki, kogo już Lenin nazywał „użytecznym idiotą”. To osoba, która nieświadomie staje się swego rodzaju pasem transmisyjnym treści, które służby specjalne chcą rozpowszechnić. Często był i jest to polityk, dziennikarz, artysta. Oficerowie służb specjalnych odpowiednio „podkręcają” taką osobę (dobrze by cieszyła się ona autorytetem w społeczeństwie) i np. ośmiesza ona w telewizji jakiegoś polityka (dziś w Polsce w ten sposób najczęściej traktowany jest oczywiście Jarosław Kaczyński). Nieświadomy multiplikator nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę realizuje plan służb specjalnych.

Agentem wpływu jest osoba zwerbowana przez służby, działająca więc świadomie na ich rzecz. Jak pokazuje historia KGB, sowieckimi agentami wpływu byli znani politycy zachodni, dziennikarze, artyści etc.

Ze względu na coraz większe znaczenie Internetu, służby specjalne wykorzystują dzisiaj w swych operacjach administratorów portali oraz blogerów, których zadaniem jest kształtowanie opinii ludzi, którzy od rana do wieczora „grzebią” w Internecie.

Kiedyś Rosjanie udostępnią dokumenty z archiwum KGB, dzięki którym dowiemy się, którzy prominentni politycy polscy pracowali dla komunistów, zarówno przed jak i po 1989. Najważniejsze dokumenty na ten temat zostały w Polsce zniszczone lub znajdują się w tzw. archiwum wyodrębnionym, do którego mają dostęp tylko służby specjalne, które w ten sposób mogą szantażować agentów. Po 1989 roku żadna partia polityczna nie upominała się o odtajnienie tego archiwum skutecznie, także te prawicowe. Dlaczego?
Najistotniejszymi agentami są ci, którzy działają w środowisku prawicowym, a nie wśród lewicy czy liberałów. Ich zadaniem jest po 1989 roku rozbijanie prawicy, a gdy dojdzie ona już do władzy (jak Olszewski czy Kaczyński), agenci wpływu i nieświadomi multiplikatorzy mają natychmiast spowodować, by prawica tę władzę straciła tak szybko, jak to tylko możliwe.

Nieświadomy multiplikator lub agent wpływu musi mieć faktyczny wpływ w swoim środowisku, cieszyć się zaufaniem, dlatego „dorabia się” mu legendę. Znane są przypadki w stylu człowieka, który 10-15 lat temu zawzięcie tępił opozycję antylewicową i antyliberalną w pewnym mieście, co więcej bronił esbeków, a od kilku lat pozuje na prawicowca, współorganizując np. patriotyczne imprezy. Oczywiście nie można przez to powiedzieć, że człowiek ten to jakiś agent służb specjalnych. Zauważmy jednak jak się tworzy legendę, którą następnie „kupi” prawica i przyjmie takiego człowieka do swojego grona, uznając za polskiego patriotę. Takich przypadków tworzenia agentów wpływu są tysiące. W odpowiednim momencie nieświadomi multipliktorzy i agenci wpływu zintensyfikują swe działania, by zniszczyć przeciwnika. Dlatego trzeba mieć oczy szeroko otwarte i być znacznie bardziej podejrzliwym niż teraz. Przyjdzie taki czas, że dowiemy się „who is who”, ale oby nie było za późno.

Wypadało by zapytać co siedzi w głowach tzw. narodowców? Odpowiedź wbrew pozorom jest prosta: Narodowcom siedzi w głowach Polska. Niestety, agentura widząc ich sukces w pracy w swoich środowiskach nazwała to "Ruchem Narodowym" i przygarnęła pod swoje sowieckie skrzydła...

czwartek, 20 marca 2014

Rosyjscy hakerzy - żołnierze Putina i najemnicy


Japońska firma Trend Micro, zajmująca się kwestią bezpieczeństwa w sieci, opublikowała raport zatytułowany "Russian Underground 101", w którym zajmuje się podziemnym, rosyjskim rynkiem cyberprzestępstw, obecnie bardziej skomercjalizowanym niż kiedykolwiek, gdyż tamtejsi hakerzy, oferują kompleksowe usługi dla ludności, pobierając za nie odpowiednią opłatę.

Raport można uznać za wiarygodny, ponieważ powstał w oparciu o dane zebrane z internetowych forów, takich jak antichat.ru, xeka.ru, cardingcc.com oraz kilku artykułów napisanych przez prawdziwych hakerów.

Asortyment usług jest bardzo bogaty i przeznaczony praktycznie na każdą kieszeń. Dla przykładu wynajęcie grupy do przeprowadzenia ataku DDoS, kosztuje od 30 do 70 dolarów za dzień, lub 1,200 USD za cały miesiąc. Natomiast zasypanie skrzynki pocztowej spamem, to wydatek 10 dolarów za milion emaili. W ofercie są też spamy SMS'owe odpowiednio droższe i kosztują 15 dolarów za 1000 wiadomości.

Można nawet wynająć specjalistę, który za 162 USD włamie się na skrzynkę Gmaila, lub za 130 dolarów, dostanie się do konta na Facebooku oraz Twitterze.

Można też nabyć nie tylko usługę, ale również gotowe narzędzia, na przykład aplikacje do spamowania emaila to wydatek 30 USD, zaś pozwalające wysyłać SMSy ze spamem poprzez Skype'a, to 40 dolarów. Od 3 do 500 dolarów kosztują keyloggery, trojany oraz backdoory. Jeśli mamy ochotę bardziej zaszaleć, to za 200 dolarów można wynająć botnet składający się z 2000 komputerów.

Za: Technogadzet.pl


Trwająca od kilku tygodni polityczna zawierucha na Ukrainie przeniosła się również do przestrzeni wirtualnej. Dotychczas w mediach było głośno o wynajętych osobach piszących prorosyjskie komentarze oraz o wirusie Snake, który zaatakował systemy komputerowe na Ukrainie. Konflikt jednak rozszerza się i obejmuje podmioty, które nie uczestniczą bezpośrednio w starciach na Krymie. Tym razem ofiarą ataków padły strony NATO.

Grupa hakerów przedstawiająca się jako Cyber-Berkut w ubiegły weekend przeprowadziła na strony NATO ataki typu Denial Distribitued of Service (DDoS)¹.Nazwa jednostki nawiązuje do cieszących się złą sławą i odpowiedzialnych za krwawą pacyfikację Majdanu oddziałów specjalnych podległych Ministerstwu Spraw Wewnętrznych Ukrainy. Hakerzy czasowo wyłączyli strony internetowe NATO, wliczając w to główny portal Sojuszu oraz stronę Centrum Doskonalenia Obrony przed Cyberatakami w Tallinie- instytucji stworzonej specjalnie do walki z cyber-zagrożeniami. Atak hakerów dosięgnął również natowskie skrzynki poczty elektronicznej. Przedstawiciele grupy tłumaczyli swoje działania chęcią wyrażenia swojego gniewu wobec ingerencji Sojuszu Północnoatlantyckiego w sprawy Ukrainy. Ataki, które miały miejsce w niedzielę zbiegły się w czasie z referendum odnośnie przyszłości Krymu. Rzeczniczka prasowa NATO przyznała, że faktycznie strony internetowe padły ofiarą ataku typu DDoS, ale żadne systemy nie zostały spenetrowane, jak również nie wystąpiło ryzyko dla sieci utajnionych. Cyber-Berkut już wcześniej przeprowadzał podobne operacje przeciwko ukraińskim stronom. Tego typu działania skierowane w NATO nie powinny dziwić, Ukraina stała się częścią geopolitycznej rozgrywki, a symbolem militarnej siły Zachodu jest właśnie organizacja Sojuszu Północnoatlantyckiego. Atak przeprowadzony przez hakerów jest typowym przykładem wojny informacyjnej, która odbywa się na naszych oczach i to nie tylko w Internecie.

Analizując działania hakerów wobec NATO należy stwierdzić, że metody, którymi posłużyli się napastnicy należą do najbardziej prymitywnych i są dostępne praktycznie dla każdego użytkownika Internetu. Czasami zdarza się, że internauci przypadkiem przeprowadzą atak typu DDoS, ponieważ jakaś strona internetowa nagle cieszy się olbrzymią popularnością. W tym przypadku, było to jednak działanie jak najbardziej celowe. Przed operacjami typu DDoS bardzo trudno jest się obronić, a udane wyłączenie stron NATO nie świadczy o tym, że organizacja ta posiada słabą ochronę przez zagrożeniami płynącymi z cyberprzestrzeni. Jest wręcz przeciwnie, w 2012 roku nie odnotowano żadnej skutecznej penetracji przeciwko systemom oraz sieciom Sojuszu. Dlatego też, udany atak typu DDoS nie świadczy o wybitnych umiejętnościach sprawców.

W przypadku każdego ataku hakerskiego powraca pytanie o sprawcę zdarzenia. Biorąc pod uwagę fakt, że architektura cyberprzestrzeni gwarantuje względną anonimowość, trudno o 100 % pewność, kto kryje się pod grupą Cyber-Berkut. Na 99 % możemy stwierdzić, że są to grupy ukraińskich hakerów- zwolenników Wiktora Janukowicza. Jednak, nie można również wykluczyć, że za ostatnim cyberatakiem kryją się hakerzy z Rosji. Po pierwsze, najdobitniej świadczy o tym polityczna motywacja sprawców, którzy chcieli ukarać Zachód za wtrącanie się sprawy w Ukrainy, traktowanej przez Rosję jako część własnej strefy wpływów. Drugim znaczącym argumentem jest fakt, że w oficjalnych komentarzach używany jest język rosyjski, a nie ukraiński, co również sygnalizuje nam mocodawcę. Po trzecie, Rosjanie mają bogatą tradycję przeprowadzania operacji typu DDoS, będących częścią wojny informacyjnej w Internecie. W 2007 roku ich ofiarą padła Estonia, w 2008 Gruzja, a w 2009 Kirgistan. Wyżej wymienione czynniki wyraźnie sugerują zatem, kto był prowokatorem ostatniego cyberataku. Jednocześnie, należy pamiętać, że wraz z zaostrzaniem się sytuacji na Ukrainie, można oczekiwać znacznego wzrostu aktywności hakerów i to po obu stronach. Ponadto, nie można również wykluczyć, że Cyber-Berkut albo inna tego typu grupa przypuści kolejny atak na strony i serwery NATO, tym razem przynosząc zdecydowanie więcej szkód.

¹Atak na system komputerowy lub usługę sieciową celem uniemożliwienia jej działania, polegający na równoczesnym połączeniu się z celem ataku z wielu komputerów. W ten sposób następuje zajęcie wszystkich wolnych zasobów.

źródło: http://instytutkosciuszki.salon24.pl/574907,cyber-berkut-w-natarciu-cel-nato

.