Kim są nadludzie?

Czy nietzscheański Ubermensch ma coś wspólnego z chrześcijaństwem? A czy można chociaż zobaczyć w chrześcijaństwie pewne podobieństwa? - Zobaczmy. Pytania o człowieka, pytania o istotę człowieczeństwa należą do podstawowych.

Po co komu etyka?

Czym jest etyka i moralność? Czy zastanawiamy się nad tym na co dzień, czy postępujemy etycznie? Właściwe po co moralnością mamy się przejmować, albo jakimś zbiorem zasad etycznych?

Wojna cywilizacji według Samuela Huntingtona

Jak żywa jest pamięć zbiorowa? Huntington stawia tezę, że w XXI w. wojna między różnymi cywilizacjami zajmie miejsce dziewiętnastowiecznych wojen narodowych i dwudziestowiecznych wojen między ideologiami.

Dlaczego kult Maryi wywołuje u niektórych taki sprzeciw?

Kult Maryi jest zjawiskiem szczególnym i niezwykłym w Kościele Rzymsko-Katolickim. Obecny kształt tego kultu zawdzięczamy tradycji, pobożności ludowej, dyskusjom teologów i soborom. Dlaczego kult Maryi jest dla wielu chrześcijan kontrowersyjny?

Ks. Nikos Skuras: "oczywiście, oczywiście..."

Ks. Nikos - zawsze mówi o tym że Jezus Cię kocha z twoimi grzechami, i przyjmuje zawsze do Swego Serca. Ale używa mocnych słów i dla wielu jest kontrowersyjny. Jak atomowa bomba

Inżynieria zniewolenia

"Jeśli diabeł jest obecny w naszej historii to jest nim zasada władzy" - Mikhail Bakunin. Czym jest inżynieria społeczna? Mało kto wie, że inżynieria społeczna jest opartą na nauce sztuką nakłaniania innych ludzi do spełniania życzeń i oczekiwań rządzących.

Adama Doboszyńskiego Modlitwa o Wielką Polskę

Autorem modlitwy jest Adam Doboszyński - wybitny Polak, brutalnie zamordowany przez komunistów. Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Świętej Jedyny, Panie Jezu Chryste i Ty, Najświętsza Panno Kalwaryjska z cudownego obrazu, raczcie wejrzeć na szczerość dusz naszych i na czystość dążenia naszego...

Liberalizm – definicja bestii

W encyklice Pascendi Dominis Gregis papież Pius X napisał, iż „największa i najbliższą przyczyną modernizmu jest bez wątpienia pewnego rodzaju wypaczenie umysłu”...

wtorek, 15 kwietnia 2014

Ruski terroryzm ma długą tradycję

Rosja zgromadziła ok. 100 tys. żołnierzy wzdłuż swojej granicy z Ukrainą - oświadczył w czwartek sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) Andrij Parubij. Według byłego ministra obrony i byłego sekretarza RBNiO Jewhena Marczuka, "najbliższe dwa dni mogą być najtrudniejsze w historii niepodległej Ukrainy". Marczuk nakreślił również możliwy scenariusz inwazji: na początku ludzie bez mundurów, potem rosyjskie wojska. Czytaj więcej http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/najpierw-dywersanci-potem-armia-100-tys-rosyjskich-zolnierzy-wzdluz-granicy-z-ukraina,412265.html


Rozwój wydarzeń na Ukrainie przypomina odległe w czasie zdarzenia na wschodnich terenach II Rzeczypospolitej. W latach dwudziestych ubiegłego wieku młode państwo polskie zetknęło się z metodami stosowanymi dziś przez Rosję.
Mimo klęski Armii Czerwonej w wojnie z Polską w 1920 roku, mimo podpisania rozejmu, bolszewicy nie zrezygnowali z ekspansji na zachód. Po sowieckiej stronie granicy z Polską powstały ośrodki szkolące dywersantów. Jeden z nich znajdował się w koszarach wojskowych w Mińsku Białoruskim.
Po polskiej stronie granicy najbliższym miastem były Stołpce, liczące 3 tysiące mieszkańców i 415 domów. Jego nazwa, wywodząca się prawdopodobnie od słupów (z ros. „stołbów”), wskazuje, że historia nie pierwszy raz wyznaczyła tej miejscowości rolę kresowej strażnicy. Rzeka Niemen i wielki kompleks Puszczy Nalibockiej nadawały mu naturalne walory obronne. Przetaczające się tędy fronty zostawiały ślady; Melchior Wańkowicz określał powiat stołpecki jako jeden z najuboższych w Polsce. O randze miasta decydowała jego graniczna rola.
W pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości ochronę polskiej granicy w powiecie stołpeckim powierzono kapitanowi Adamowi Pankiewiczowi, który stworzył tu Ochotniczy Batalion Straży Granicznej (na zdj.).
Ochrona kontrwywiadowcza granicy wymagała zaangażowania odpowiednich ludzi. W tym dziele niezwykle cenną, a także barwną i cenną postacią okazał się Sergiusz Piasecki. Ten król przemytniczego pogranicza, rezydujący w miasteczku Raków w powiecie stołpeckim, został zwerbowany do pracy w wywiadzie. Wielokrotnie docierał do najbardziej strzeżonych rejonów sowieckiej Białorusi, przynosząc stamtąd cenne informacje o dyslokacji oddziałów Armii Czerwonej, a przede wszystkim o sztabie kierującym dywersją wobec Polski.
Infiltracja polskiego pogranicza przez bolszewickich emisariuszy była coraz silniejsza. W listopadzie 1922 roku w biały dzień został porwany i uprowadzony urzędnik stołpeckiego starostwa. Jedna z band miała wysadzić most kolejowy na Niemnie, ale akcja ta na szczęście się nie powiodła. Polscy żołnierze strzegli go skutecznie.
Sowieci dostarczali broń i materiały wybuchowe do współpracujących z nimi środowisk, głównie wiejskich. W nocy z 6 na 7 maja 1923 roku we wsi Kuczkuny zaatakowano patrol policyjny. W Załuczu - dawnym majątku poety Władysława Syrokomli - napastnicy napadli na siedzibę nadleśnictwa, zabierając broń myśliwską i wojskową.
Przy granicy z Polską, we wsi Cimkowicze, stacjonował oddział dywersantów liczący 150 ludzi. Wobec coraz liczniejszych incydentów polska policja zorganizowała obławę, która objęła 33 wsie i miasteczka Nowogródczyzny. Podczas rewizji u 90 osób znaleziono karabiny, rewolwery, zapalniki i granaty ręczne.
W samym tylko lipcu 1924 roku odnotowano 25 napadów.
Rankiem 4 sierpnia 1924 roku 150-osobowa banda zaatakowała Stołpce. Pierwsze serie z karabinu maszynowego padły z cmentarza katolickiego. Napastników powstrzymały strzały z karabinów. Dyżurujący w budynku starostwa urzędnik Drozdowski i dwóch woźnych ostrzeliwali się, przechodząc od okna do okna i stwarzając wrażenie silnej obsady budynku. Ze względu na zagrożenie w budynku starostwa karabiny stały na korytarzu w specjalnych stojakach, gotowe do użycia.
Napastnicy zaatakowali magazyny kolejowe, bank, pocztę, dworzec kolejowy i policję. Obrabowali sklepy i mieszkania. W potyczkach zginęło sześciu policjantów i jeden urzędnik starostwa. Ciężko ranny telegrafista z dworca kolejowego zdążył powiadomić o napadzie władze w sąsiednich Baranowiczach, skąd na odsiecz wysłano oddział ułanów. Przed miastem napastnicy ostrzelali ich z broni maszynowej, mimo to odebrali im dwie furmanki ze zrabowanym mieniem. Bandę wycofującą się z miasta rozproszył ogień plutonu Straży Granicznej. Ujęto dwóch jej członków. Nosili oni charakterystyczne czapki - budionówki z czerwonymi gwiazdami, będące częścią umundurowania żołnierzy Armii Czerwonej.
Oddziały wojska skutecznie odcięły bandzie drogę ucieczki. Tylko jeden z plutonów zdołał ujść za granicę, porzucając przy tym dwa karabiny maszynowe z amunicją i zagrabione mienie. Dwa pozostałe plutony dywersantów zaszyły się w lasach. W obławie ujęto dalszych sześciu napastników.
Podczas przesłuchania zatrzymani zeznali, że oddział, który napadł na Stołpce, stacjonował w koszarach wojskowych w Mińsku Białoruskim, gdzie szkolili go oficerowie Armii Czerwonej. Celem ataku było wzniecenie powstania wśród miejscowej ludności. Odjeżdżających samochodami do granicy członków oddziału odprowadzano z orkiestrą wojskową.
Większość (70%) grupy stanowili Rosjanie, reszta rekrutowała się z innych nacji. Plan napadu został opracowany w Mińsku przez sztab Zachodniego Frontu.
Po tych wydarzeniach na wschodnich rubieżach Polski rząd zdecydował o ulokowaniu w Stołpcach 150 żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Na granicy wzniesiono zapory z drutu kolczastego, a policję wyposażono w nowocześniejsze karabiny typu Manlicher. Wzdłuż wschodniej granicy utworzono 300 takich placówek.
Nieocenionym okazał się znowu Sergiusz Piasecki, który dokładnie rozpracował nową lokalizację dywersyjnego ośrodka szkoleniowego wyprowadzonego z Mińska. W dalszych działaniach wyręczyli polskie służby sami Rosjanie. Oddział byłych carskich oficerów pałających żądzą odwetu na bolszewikach, z własnej inicjatywy przeniknął przez granicę, otoczył plac ośrodka i gdy wczesnym rankiem kursanci wybiegli na apel, dokonał z nimi skutecznego rozliczenia przy pomocy Maximów.
W swoistym stylu rząd ZSRR odpowiedział na polską notę protestacyjną. Minister Cziczerin w biuletynie „ROSTA” stwierdzał, że napad na Stołpce zorganizowała… polska straż graniczna, a współdziałał z nią II Oddział Sztabu Generalnego WP. W związku z tym Rosja sowiecka postanowiła zorganizować… wielkie manewry wojskowe w pobliżu polskiej granicy, w rejonie Smoleńska.

Jak Rosjanie usprawiedliwiają pakt Ribentrop-Mołotov i obarczają Polaków winą za rozpoczęcie II WŚ

Rosjanie zawsze byli specami od intryg i manipulacji


Niemiecko-radziecki pakt o nieagresji z 23 sierpnia 1939 r.

Historiografia burżuazyjna wstydliwie przemilcza hipokryzję anglo-francuskiej dyplomacji i sprawę moskiewskich dyskusji na tematy wojskowe; podobnie rzecz się ma, gdy dochodzi ona do roku 1939; zapomina wtedy o roku 1938 i o Monachium.

Widzimy wówczas jak Paul Reynaud gra rolę ignoranta i wstydliwie przemilcza zakulisową dyplomację. Widzimy również i innych, którzy wprawdzie nie wznieśli się na takie wyżyny cynizmu, ale nie są w stanie wyciągnąć z faktów jakichkolwiek wniosków i przemilczają sprawę odpowiedzialności przywódców burżuazyjnych.

Pozostaje jednak pewien temat, który bardzo chętnie się omawia: "bolszewicka dwulicowość". Mówi się szeroko o kontaktach niemiecko-radzieckich poprzedzających układ z 23 sierpnia; co do samego zaś układu, to przylepia mu się przede wszystkim fałszywą etykietę, chrzcząc go mianem "paktu sojuszniczego", a nie będąc w stanie poddać go jakiejś obiektywnej ocenie, poprzestaje się na wyciąganiu "wniosków" z pewnych starannie dobranych fotografii. Przyjrzyjmy się temu nieco bliżej.

I. Czy nie było ostrzeżeń?

Radziecko-niemiecki pakt o nieagresji z 23 sierpnia 1939 r. był logicznym i nieuniknionym następstwem niepowodzenia rokowań wojskowych.

Takie zakończenie rokowań (które zaskoczyło opinię publiczną) przewidywali już wiele miesięcy przedtem niektórzy obserwatorzy, zdający sobie sprawę z zaślepienia polityków francuskich i brytyjskich. Już 28 marca 1938 r., nazajutrz po Anschlussie, Davies (ambasador USA w ZSRR), w liście skierowanym do Sumnera Wellesa, zaznaczył, że polityka ustępstw, izolując Związek Radziecki, może go "...skłonić do zawarcia porozumienia wypływającego wyłącznie z realnej oceny faktów... Może się to wydawać przesadą, ale takie porozumienie jednak leży w sferze możliwości". Na początku 1939 r. Davies w cytowanej już książce "Misja w Moskwie" formułuje to ostrzeżenie jeszcze wyraźniej (wszak jesteśmy już po Monachium), pisząc 18 stycznia do Hopkinsa:
"Polityka Chamberlaina może zniechęcić Związek Radziecki do tego stopnia, że zawrze układ gospodarczy i rozejm polityczny z Hitlerem... Reakcjoniści we Francji i w Wielkiej Brytanii będą wkrótce rozpaczliwie żebrać o pomoc Związku Radzieckiego, lecz ich zabiegi mogą się okazać spóźnione, jeśli do tego czasu ich postawa ostatecznie zniechęci Związek Radziecki."

Po zawarciu zaś paktu radziecko-niemieckiego Davies przyznaje wielokrotnie (na różnych stronach swojej książki), że odpowiedzialność za to ponoszą całkowicie W. Brytania i Francja, i że Związek Radziecki przyjmując ofertę niemiecką nie mógł postąpić inaczej:
"Związek Radziecki uzyskał pewność - nie bez słusznych powodów - że zawarcie z W. Brytanią i Francją skutecznego, jasno sformułowanego i praktycznego porozumienia jest niemożliwe. Toteż został zmuszony do podpisania paktu o nieagresji z Hitlerem."

W połowie czerwca 1939 r. Duff Cooper, w artykule zatytułowanym: "Wielka Brytania potrzebuje Rosji jako sprzymierzeńca", przewidywał, podobnie jak Davies, fatalne skutki dyplomatyczne polityki ustępstw. Wspomniawszy o wysiłkach niemieckich zmierzających do osiągnięcia porozumienia z Moskwą pisał:
"Jest to niezbity argument dla tych, którzy pragną szybkiego i pomyślnego zakończenia naszych rozmów z Rosją... Winniśmy o tym pamiętać, o ile na skutek naszej nieudolności i wahania obecna okazja nam się wymknie."

Otóż, jak widzieliśmy, zarówno Londyn, jak i Paryż od października 1938 r. do sierpnia 1939 r., kontynuowały swe niebezpieczne manewry i niezaprzeczenie usiłowały okpić Moskwę. Dyplomaci burżuazyjni nie mogli się jednak uskarżać na brak ostrzeżeń, rozpoczętych przemówieniem Stalina z 10 marca 1939 r. Nawet Georges Bonnet nie może twierdzić, że został zaskoczony. Coulondre, ambasador francuski w Berlinie, wystosował do niego 7 maja, 22 maja i 13 czerwca listy, w których na podstawie informacji "z dobrego źródła" stwierdzał, że pomysł "zbliżenia pomiędzy Berlinem a Moskwą" pozyskiwał sobie coraz liczniejszych zwolenników w pewnych wojskowych i gospodarczych kołach Niemiec i że Ribbentrop staje się apostołem tej koncepcji. Coulondre wnioskował z tego, co następuje:
"W chwili gdy rokowania brytyjsko-francusko-radzieckie zdają się wchodzić w stadium decydujące, musimy jasno uświadomić sobie sytuację i zdawać sobie sprawę z korzyści, jakie Niemcy będą usiłowały kosztem Francji i Wielkiej Brytanii wyciągnąć z niepowodzenia, choćby jak najbardziej zamaskowanego, rozmów prowadzonych obecnie z Moskwą". ("Żółta Księga", telegram nr 127).

Jednakże pan Bonnet zlekceważył ostrzeżenia swego podwładnego, nie znającego się na subtelnościach "Zwillingspolitik".

II. Prawda o kontaktach radziecko-niemieckich w lecie 1939 r.

Amerykanin V.G.M. Gilbert, w swej książce o procesie norymberskim, wydanej w 1948 r., odważa się zacytować zeznania Ribbentropa: "Pierwszy krok uczynili Rosjanie". W tym zdaniu zawarty jest ostatni wysiłek dyplomacji hitlerowskiej, dążącej do wywołania rozłamu wśród wielkich sojuszników wówczas jeszcze zjednoczonych. Ribbentrop, cyniczny awanturnik, wygrywa swą ostatnią kartę. Jednakże niejedno należy do tego zdania dopowiedzieć, a dawanie wiary tylko Ribbentropowi byłoby nieostrożnością.

Kto zaczął?

Dla historyka istota problemu leży gdzie indziej i stanowi odpowiedź na pytanie: jakie obiektywne warunki umożliwiły kontakty radziecko-niemieckie? Odpowiedź na to pytanie już znaleźliśmy: te obiektywne warunki zostały wytworzone przez niepowodzenie politycznych i wojskowych rokowań brytyjsko-francusko-radzieckich - niepowodzenie, za które odpowiedzialność spada na dyplomację francuską i brytyjską oraz na rząd polski.

Jednakże formułowanie tego problemu przez oszczerców Związku Radzieckiego w postaci pytania: Kto zaczął? - pozwala gruntownie wyjaśnić ten problem i pokonać oszczerców Związku Radzieckiego na ich własnym terenie. Wytoczony przez nich proces "historyczny" kończy się dla nich jak najgorzej, wiadomo bowiem już dzisiaj, że to hitlerowcy przybyli do Moskwy, aby ubiegać się tam o zawarcie paktu.

Pierre Renouvin, profesor Sorbony, stwierdza kategorycznie:
"Wiemy dzisiaj z dokumentów niemieckich, że rokowania niemiecko-radzieckie zostały rozpoczęte z inicjatywy Niemiec. Hitler, który przez piętnaście lat powtarzał, że bolszewizm jest najgorszym wrogiem, nagle zmienił radykalnie stanowisko. 16 kwietnia 1939 Goering mówił Mussoliniemu, że jego zdaniem należy dążyć do zbliżenia ze Związkiem Radzieckim. 30 maja Hitler posłał ambasadorowi niemieckiemu w Moskwie instrukcję polecającą nawiązanie kontaktu z kierownikami polityki radzieckiej". (P. Renouvin, Historia powszechna XX wieku, str. 354).

Profesor Renouvin cytuje bezskuteczne ostrzeżenia ambasadora francuskiego w Berlinie z 7 maja, 22 maja i 13 czerwca, które podaliśmy wyżej. Ze swej strony Paul Reynaud pisał we "France-Soir" (14 maja 1947 r.) co następuje:
"Wiemy już teraz, że to Niemcy poczyniły pierwsze kroki w Moskwie i że zbliżenie nastąpiło z ich inicjatywy. Ribbentrop istotnie przyznał podczas procesu norymberskiego 9 marca 1946, że już w marcu 1939 r. polecił zbadać pod tym względem grunt w Moskwie."

Widzimy więc, że o zeznaniu Ribbentropa w Norymberdze Paul Reynaud mówi co innego niż to, co powiedział V.G.M. Gilbert. Jednak R. Cartier, w swej książce wydanej w 1946 r., rozstrzyga te wątpliwości:
"To ja, oświadcza Ribbentrop, poddałem Fuehrerowi myśl zawarcia układu z Rosją. Początkowo odmówił, potem jednak przychylił się do mego pomysłu." (R. Cartier, "Norymberga odsłoniła tajemnice wojny", str. 107).

Wreszcie G. Bonnet cytuje w swej książce telegram, otrzymany 22 sierpnia 1939 r. od francuskiego ambasadora w Berlinie, Coulondre'a, o wyjeździe Ribbentropa do Moskwy:
"Podróż ta - pisze Coulondre - jest inicjatywą niemiecką. Tutejszy ambasador radziecki powiada, że rokowania brytyjsko-francusko-radzieckie mogą toczyć się dalej. Partia nie jest jeszcze ostatecznie rozegrana." (G. Bonnet, La fin d'une Europe, tom II, str. 289).

A zatem: instrukcje dla Schulenburga noszą datę 30 maja, manewr jest pomysłem zrodzonym z "wielkiej polityki" Ribbentropa, wreszcie podróż niemiecka do Moskwy w sierpniu jest inicjatywą niemiecką w pełnym tego słowa znaczeniu. Nasuwa się teraz następne pytanie: przez jakie fazy przeszły w 1939 r. rozmowy radziecko-niemieckie? Aby na to odpowiedzieć, rozporządzamy niezwykłą obfitością dokumentów! Najważniejsze z nich to sprawozdania z procesu norymberskiego, radziecki i amerykański zbiór dokumentów niemieckich, pamiętniki Churchilla i Bonneta oraz książki Cartiera i Potiomkina ("Historia dyplomacji", tom III). Pewne rozważania wstępne są jednak konieczne.

Historyczny kontekst niemiecko-radzieckiego dialogu

Bez kontekstu każdy cytat jest niezrozumiały, a propaganda burżuazyjna łączy cynizm z niezdolnością zanalizowania całokształtu rzeczywistości historycznej.

Ta propaganda posługuje się na ogół następującą metodą: podstawą jej jest nieznajomość lub fałszywa interpretacja przemówienia Stalina z 10 marca 1939 r. Twierdzi ona, że bez względu na bieg wypadków Związek Radziecki chciał wojny. Potem przemilcza dzieje stosunków radziecko-francusko-brytyjskich w okresie od marca do sierpnia 1939 r. Wreszcie podaje w sposób oderwany opis (sfałszowany zresztą) kontaktów niemiecko-radzieckich. Z tego wszystkiego wypływa łatwy wniosek o "dwulicowości Kremla", o "odwiecznej duszy wschodniej", o "celu uświęcającym środki" itd.

Łatwo jest wyrażać "zdziwienie" wobec kontaktów radziecko-niemieckich w 1939 r., oburzać się na spotkania, jakie wówczas nastąpiły, jeśli się nie wspomniało o kontekście, to jest o walce prowadzonej przez imperializm przeciwko socjalizmowi. Wszak monachijczycy, a sięgamy wstecz zaledwie do 1938 r., wyeliminowali Związek Radziecki ze sceny politycznej Europy i zacierali z tego powodu ręce. A gdy po 15 marca 1939 r. rozpoczynają dyskusję z Moskwą, to tylko po to, by zasięgnąć języka. Jedynym bowiem poważnym ich celem jest osiągnięcie "nowego Monachium".

Związek Radziecki natomiast gra z W. Brytanią i z Francją w otwarte karty. Jego żądania były uzasadnione i proste. Nikt nie zdoła dowieść czegoś przeciwnego. Dowodem tego jest ukrywanie i przekręcanie właściwej treści postulatów radzieckich. Zresztą Związek Radziecki, jak to czyni z reguły, prowadził dyskusje publicznie, świadkiem tych debat była światowa opinia publiczna. Jest to stała metoda dyplomacji socjalistycznej, przemawiającej na rzecz ludów i w ich imieniu. "To tylko propaganda!" rozlegają się donośne głosy. Oczywiście! Ale propaganda prawdy: przeczytajcie artykuł Żdanowa z 28 czerwca 1939 r. lub wywiad udzielony przez Woroszyłowa 27 sierpnia!

Jaka była postawa dyplomacji radzieckiej w lecie 1939 roku?

Dyplomacja radziecka znajdowała się, jak to bardzo słusznie stwierdza Potiomkin w "Historii dyplomacji", w obliczu "współzawodnictwa bloku anglo-francuskiego i dyplomacji niemiecko-faszystowskiej o porozumienie ze Związkiem Radzieckim". (Historia dyplomacji, tom III, str. 679). Moskwa jest więc przedmiotem równoczesnych zabiegów obu stron. Od 1933 r. aż do 15 marca 1939 r. W. Brytania, Francja, Niemcy i Włochy usunęły Związek Radziecki ze swych narad. Po 15 marca 1939 r. natomiast rywalizują ze sobą o nawiązanie z nim kontaktu.

Związek Radziecki ze swej strony pragnie za wszelką cenę uniknąć wojny jednostronnej, w której sprzeczności dzielące oba te ugrupowania imperialistyczne znalazłyby rozwiązanie w konflikcie niemiecko-radzieckim, podczas gdy W. Brytania i Francja pozostałyby neutralne. To właśnie powiedział Stalin 10 marca, tego właśnie dowodzą rozgrywki dyplomatyczne w 1939 r. To właśnie rozumieją wówczas Davies, Churchill, Pertinax, Cooper.

Cóż wtedy czyni Związek Radziecki? (Oto jego "dwulicowość"!) Z jednej strony stara się jak najusilniej utworzyć front brytyjsko-francusko-radziecki. Z drugiej strony zmuszony jest nie odrzucać zabiegów niemieckich, gdyż w miarę upływu czasu, na skutek ociągania się strony brytyjsko-francuskiej coraz bardziej upewnia się w swoim poglądzie, że intencje zwolenników "ustępstw" są podejrzane. Związek Radziecki wyraża więc zgodę na przedyskutowanie propozycji niemieckich. Zmusza go do tej dyskusji głupota i zbrodniczy charakter podwójnej gry anglo-francuskiej. Jest zmuszony przyjąć tę dyskusję w dziedzinie zarówno gospodarczej jak politycznej.

Zresztą Związek Radziecki prowadzi tę politykę otwarcie: przemówienie z 10 marca 1939 r. zostało wygłoszone przez Stalina na XVIII zjeździe WKP(b). Rokowania handlowe niemiecko-radzieckie w 1939 r. prowadzone są oficjalnie. Bonnet pisze w swej książce:
"Rokowania prowadzone pomiędzy Berlinem a Moskwą w celu zawarcia układu handlowego nie są dla nikogo tajemnicą".

Komunikat Ludowego Komisariatu Handlu Zagranicznego, opublikowany przez prasę radziecką, doniósł 22 lipca 1939 r. o ponownym podjęciu rozmów pomiędzy Moskwą i Berlinem. Stalin 10 marca a Mołotow 29 maja w przemówieniach publicznych wyrazili zupełnie jasno swe stanowisko: Związek Radziecki zgodnie z zasadami swej tradycyjnej polityki, zamierza utrzymywać stosunki gospodarcze ze wszystkimi krajami.

Jeśli politycy będący u władzy w Paryżu i w Londynie nie okazali na tyle "przenikliwości", co Davies, Churchill i inni, jeśli nie "zrozumieli", że przy sposobności rozmów handlowych Niemcy wysuną wobec Związku Radzieckiego propozycje polityczne, jeśli owi politycy udają zdziwienie, iż Związek Radziecki nie rozgłosił wszem wobec propozycji niemieckich - potwierdza to tylko straszliwą odpowiedzialność, zaślepienie i obłudne kalkulacje szkoły Chamberlaina.

Taki jest kontekst, takie są czynniki obiektywne, których znajomość jest konieczna, aby móc wyrazić słuszny sąd o genezie paktu o nieagresji z 23 sierpnia 1939 roku.

Kontakty niemiecko-radzieckie w 1939 r.

Na początku 1939 r. negocjacje handlowe niemiecko-radzieckie utknęły w martwym punkcie. Chodziło (jak twierdził Churchill w "Pamiętnikach", tomie I, części I, str. 344) o zamówienia poczynione przez Związek Radziecki w zakładach czechosłowackich Skoda przed traktatem monachijskim. 17 kwietnia 1939 r. po raz pierwszy (jak to podkreśla Churchill) od chwili objęcia swych funkcji ambasador radziecki w Berlinie odwiedza von Weizsaeckera, sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Weizsaecker oświadcza, że Niemcy nie mogą uznać za wiążące kontraktów Skody. Natomiast ambasador radziecki jest zdania, że oba rządy mogą w tej konkretnej sprawie dojść do porozumienia. 17 kwietnia rokowania handlowe jeszcze raz zostają przerwane. Zostaną ponownie nawiązane dopiero 22 lipca.

Związek Radziecki żądając na wiosnę 1939 r. wykonania umów handlowych zawartych ze Skodą, zmierzał przede wszystkim do osłabienia niemieckiego potencjału wojennego: przecież zakłady Skoda były już wówczas niemieckie. Churchill nadmienia, że te zakłady stanowiły drugi z kolei co do znaczenia arsenał Europy Środkowej, a i ich produkcja w okresie między sierpniem 1939 a wrześniem 1939 prawie dorównywała ówczesnej produkcji wszystkich brytyjskich fabryk zbrojeniowych.

Zdaniem Churchilla rozmowa z 17 kwietnia była "pierwszym widocznym znakiem zmiany stanowiska rosyjskiego". Churchill jednak dodaje, że gdyby Chamberlain natychmiast przyjął ofertę radziecką z 17 kwietnia, wypadki mogłyby przybrać całkiem inny obrót. (Polegała ona na zawarciu układu politycznego o wzajemnej pomocy anglo-francusko-radzieckiej, porozumieniu wojskowym jako uzupełnieniu układu i rozszerzeniu angielskich gwarancji na Litwę, Łotwę i Estonię).

Jednakże właśnie na tę ofertę radziecką z 17 kwietnia (zawarcie paktu polityczno-wojskowego o równych zobowiązaniach dla obu stron) Londyn odpowiedział dopiero... 8 maja. Wolno przypuszczać, nie bez pewnych powodów, że te trzy tygodnie, podczas których Związek Radziecki daremnie czekał na odpowiedź brytyjską (a jak się okazało, nadeszła potem odpowiedź negatywna), były istotnie ważnym okresem. Rząd radziecki musiał zachowywać jak najdalej idącą czujność w stosunku do postawy brytyjsko-francuskiej.

20 maja Schulenburg, ambasador niemiecki w Moskwie, złożył wizytę Mołotowowi. Mołotow zastąpił 3 maja Litwinowa na stanowisku ministra spraw zagranicznych ZSRR. Nie oznaczało to, jak mówiono zbyt pośpiesznie, jakiejkolwiek "zmiany" polityki radzieckiej. Powierzając stanowisko Mołotowowi, rząd radziecki chciał dać do zrozumienia, że najwybitniejsi działacze polityczni ZSRR biorą odpowiedzialność za dyplomację radziecką. Podkreślało to decydujący charakter wszelkich rokowań ze Związkiem Radzieckim i uwydatniało powagę każdej z nim dyskusji oraz ostrzegało raz jeszcze Paryż i Londyn, że w stosunkach z krajem socjalizmu podstępy nie prowadzą do niczego.

Dnia 30 maja Ribbentrop pisze do swego ambasadora w Moskwie: "Zamierzamy obecnie rozpocząć poważne rokowania z Rosją".

Jednakże Moskwa żywi wciąż nadzieję, że stanowisko W. Brytanii i Francji ulegnie zmianie; od połowy czerwca do końca lipca kontakty z Berlinem są przerwane; 28 czerwca Schulenburg bezskutecznie odwiedza Mołotowa. Rokowania rozpoczną się ponownie dopiero 22 lipca - i to tylko w dziedzinie gospodarczej.

W lipcu właśnie rokowania polityczne brytyjsko-francusko-radzieckie znalazły się w impasie. Moskwa, pragnąc znaleźć rozwiązanie, chcąc zrobić wszystko, co możliwe, proponuje 24 lipca w Paryżu i w Londynie wznowienie rokowań w dziedzinie wojskowej.

Cóż się dzieje w okresie od 25 lipca do 12 sierpnia? Podczas gdy rozchodzą się wieści o rozmowach Wohltat-Hudson-Wilson, a francuska i brytyjska misja wojskowa zwleka z wyjazdem do Moskwy, Hitler koncentruje wojska na wschodzie, na granicach Polski. Nikt nie wątpi, że atak niemiecki może nastąpić lada chwila. Wówczas to Coulondre nalega w swych depeszach do Bonneta: "Podpiszcie układ z Moskwą!". Wówczas to również Moskwa, która długo już czeka na przybycie negocjatorów brytyjskich i francuskich, dowiaduje się, że pełnomocnictwa anglo-francuskiej misji wojskowej są ograniczone.

Niemcy natomiast nachodzą przedstawicieli radzieckich w Berlinie i od czasu ponownego podjęcia (22 lipca) rokowań handlowych, coraz liczniejsze nawiązują z nimi kontakty.

27 lipca w Berlinie, podczas obiadu na który Schnurre, dyrektor departamentu gospodarczego w niemieckim MSZ, zaprosił radzieckiego charge d'affaires, ten stwierdza, że odprężenie mogłoby nastąpić tylko "powolnie i stopniowo". "Moskwie trudno wierzyć poważnie w to, że w polityce niemieckiej w stosunku do Związku Radzieckiego nastąpił zwrot"(Amerykańska Biała Księga, str. 53 i 54). Schnurre tak komentuje tę wypowiedź: "Moskwa jeszcze nie zdecydowała się, którą wybrać drogę".

Dnia 29 lipca von Schulenburg, który przebywa w Moskwie, otrzymuje od Weizsaeckera polecenie przedstawienia propozycji niemieckich' 2 sierpnia Ribbentrop rozmawia osobiście z radzieckim charge d'affaires. 3 sierpnia ambasador niemiecki w ZSRR udaje się do Mołotowa.

Cóż proponują Niemcy? Pakt o nieagresji. Przedstawiciele radzieccy dają im mówić. Kiedyż po okresie próbnych sondaży wyrażą zgodę na otwarcie rzeczywistych rokowań? Łatwo zrozumieć ich wahania i refleksje. Wydają się tak mało skłonni do przyjęcia niemieckich propozycji, że 4 sierpnia - ta data zasługuje na podkreślenie - Schulenburg telegrafuje do Ribbentropa:
"Odnoszę wrażenie, że rząd radziecki jest obecnie gotów podpisać układ z W. Brytanią i Francją, jeżeli zadość uczynią radzieckim życzeniom".

Nawet amerykańska "Biała Księga" nie ośmieliła się zatytułować okresu 17 kwietnia - 14 sierpnia inaczej jak: "Nieśmiałe wysiłki w celu poprawienia stosunków radziecko-niemieckich".

Jednakże 4 sierpnia, to jest w chwili, gdy Schulenburg obawia się, że Moskwa przechyli się na stronę brytyjsko-francuską, Londyn daleki jest od zadośćuczynienia żądaniom radzieckim! Chamberlain wcale o tym nie myślał; nawiązuje do projektów H. Wilsona, przygotowuje spotkanie Dahlerusa (7 sierpnia)...

Kiedyż Moskwa zareagowała na niebezpieczne manewry dyplomacji burżuazyjnej?

Rozporządzamy obecnie czterema bardzo dokładnymi źródłami, dotyczącymi przebiegu tych wypadków. Są to przede wszystkim pamiętniki Benesza oraz różne wersje rozmów Hitler-Ciano w Berchtesgaden w czasie od 11 do 13 sierpnia 1939 r.

Według pamiętników Benesza, rokowania radziecko-niemieckie miały jeszcze w lipcu charakter wyłącznie gospodarczy, a moment decydujący, jak to określa Benesz, nastąpił w nocy z 3 na 4 sierpnia. Na podstawie informacji z bardzo pewnego źródła Benesz pisze, że tego wieczora Ribbentrop, Goering, Goebbels, Keitel i Jodl konferowali w Berlinie, utrzymując stały kontakt telefoniczny z Berchtesgaden, gdzie przebywał Hitler. Tego dnia 4 sierpnia nad ranem zgodził się na wyjazd Hilgera, radcy ambasady, do Moskwy dla prowadzenia rozmów w sprawie układu politycznego, którego pragnęli przywódcy hitlerowscy. Benesz dodaje, że nie był wobec tego zdziwiony, czytając 23 sierpnia w gazetach londyńskich nagłówki, donoszące o przybyciu do Moskwy samego Ribbentropa.

Na wszelki wypadek zapamiętajmy dzień 4 sierpnia jako datę decydującej inicjatywy ze strony Niemiec.

W okresie od 11 do 13 sierpnia Hitler przyjmuje Ciana w Berchtesgaden. Mamy trzy wersje tych rozmów: pamiętniki Ciana, protokół tłumacza Schmidta i wreszcie dokumenty ujawnione w Norymberdze i opublikowane między innymi przez londyński tygodnik "New Statesman and Nation". Z tych trzech źródeł wynika fakt o kapitalnym znaczeniu: pożądany przez Berlin kontakt z Moskwą nie był jeszcze nawiązany, gdy Ciano przybył do Berchtesgaden.

Istotnie podczas rozmowy Hitler-Ciano w dniu 2 sierpnia doręczono Hitlerowi telegram. Cóż stwierdza o tym oficjalny protokół?
"Rozmowa została przerwana na krótką chwilę, po czym tekst telegramu podano do wiadomości Ciana: Rosjanie zgadzają się na przyjęcie negocjatora niemieckiego w Moskwie."

A zatem protokół sporządzony przez samego Schmidta przypisuje Niemcom inicjatywę wysłania negocjatora do Związku Radzieckiego.

13 sierpnia był dniem, w którym rozpoczęły się wreszcie, w warunkach przez nas opisanych, tak długo odkładane rokowania wojskowe brytyjsko-francusko-radzieckie. Otóż należy podkreślić, że pierwsze rozmowy Wohltat-Hudson-Wilson rozpoczęły się w czerwcu, a jeszcze 3 sierpnia odbyła się długa rozmowa między Dirksenem a Wilsonem. Równolegle zostały zapocżątkowane 6 lipca rokowania z Dahlerusem, a tajna konferencja z Goeringiem odbyła się 7 sierpnia.

To krótkie zestawienie chronologiczne jest budujące: wynika z niego, że to Anglicy pierwsi, i to nader ochoczo, nawiązali kontakt z hitlerowcami oraz że Stalin zgodził się wreszcie na dyskusję z Hitlerem tylko pod wpływem obawy przed powstaniem bloku antyradzieckiego, przygotowywanego przez intrygi Wilsona i Dahlerusa. Jeśli przedstawiciele radzieccy prowadzili, jak się to nieraz twierdzi, "dwie negocjacje równocześnie", to dopiero po 12 sierpnia i w duchu do końca całkowicie odmiennym od kombinacji brytyjsko-francuskich. Albowiem:

1. Związek Radziecki, pomimo złej woli partnerów i absurdalnej postawy rządu polskiego, usiłował doprowadzić do wszechstronnego sojuszu wojskowego z W. Brytanią i Francją.
2. Nawiązanie kontaktu z Niemcami miało na celu tylko przygotowanie gruntu dla zawarcia z nimi paktu o nieagresji, na wypadek gdyby rokowania radziecko-francusko-brytyjskie całkowicie zawiodły, a także unicestwienie wszelkich prób zmontowania ogólnej krucjaty antyradzieckiej.

Taki był skutek zachodniej polityki ustępstw. Czy to znaczy, że 12 sierpnia było już po wszystkim? Bynajmniej. Wszystko od tej chwili miało zależeć od przebiegu radziecko-brytyjsko-francuskich rozmów wojskowych.

W ciągu sześciu dni, od 12 do 17 sierpnia, Woroszyłow na próżno usiłował wydrzeć delegatom państw zachodnich warunki konieczne dla interwencji radzieckiej. Dowody na to podaliśmy wyżej. Jednakże rząd radziecki, który 12 sierpnia zgodził się na przyjęcie negocjatora niemieckiego w Moskwie, gra nadal na zwłokę w stosunku do Niemiec. Mołotow, stwierdza sam Reynaud, przez cztery dni pozostawia bez odpowiedzi inicjatywę niemiecką. Istotnie dopiero 18 sierpnia, jak pisze Reynaud, Mołotow przyjmuje Schulenburga i dopiero wówczas rozpoczynają się decydujące rokowania niemiecko-radzieckie. 18 sierpnia, to było nazajutrz po ostatnim posiedzeniu anglo-francusko-radzieckich negocjatorów wojskowych, podczas którego Woroszyłow doszedł ostatecznie do wniosku, że rokowania nie powiodły się.

Wyjaśniło się wtedy, że rząd brytyjski i francuski nie dąża do zawarcia prawdziwego przymierza na wschodzie. Londyn i Paryż marzyły tylko o tym, by pchnąć Hitlera na osamotniony Związek Radziecki. Aby pokrzyżować te plany, Moskwa musiała przyjąć propozycje niemieckie. Churchill przyznaje:
"Rosjanie potrafili zachować zimną krew, ich polityka była w najwyższym stopniu realistyczna." (Pamiętniki, tom I, część I, str. 401).

Związek Radziecki przyjął pakt o nieagresji proponowany przez Ribbentropa. W nocy z 19 na 20 sierpnia został podpisany układ handlowy. 20 sierpnia (cytujemy wciąż Reynauda) Hitler prosi listownie Stalina o przyjęcie Ribbentropa w Moskwie. 21 sierpnia Stalin wyraża zgodę. 22 sierpnia zapowiedź rychłego podpisania radziecko-niemieckiego paktu politycznego znana jest już w Londynie i Paryżu. 23 sierpnia Ribbentrop przybywa samolotem do Moskwy. W nocy z 23 na 24 sierpnia zostaje podpisany pakt o nieagresji noszący datę 23 sierpnia 1939 roku.


III. Analiza paktu o nieagresji z 23 sierpnia

Podpisanie paktu

W jakim klimacie nastąpiło parafowanie faktu? Mówią nam o tym bardzo sugestywne teksty odnalezione w Berchtesgaden. Pierwszym jest poufny raport (nr 567 808, A, M, 23) napisany przez SS Oberfuehrera, Baura. Ten pierwszy osobisty pilot Hitlera zawiózł na samolocie "Grenzland" Ribbentropa do Moskwy.
"Przybyliśmy do Moskwy o godzinie 12:19 - pisze Baur. - Lotnisko było pokryte samolotami. W chwili gdy rozpoczęliśmy lądowanie z wyłączonymi motorami, usłyszałem, jak Ribbentrop mówił do któregoś z towarzyszących mu doradców: "Mamy przed sobą trudną rozgrywkę. Chodzi o uśpienie czujności Związku Radzieckiego, który jutro, tak jak jest nim dziś, pozostanie naszym wrogiem. Kiedyś, zamiast sztandaru z sierpem i młotem, powiewać tutaj będzie sztandar ze swastyką."

Ribbentrop był więc w świetnym nastroju! Drugim tekstem jest raport dr Friedricha Gaussa, dyrektora departamentu prawnego w niemieckim MSZ, który towarzyszył Ribbentropowi w podróży do Moskwy. Do tego raportu załączone jest pismo Ribbentropa do Hitlera. Dr Gauss, wzięty do niewoli w 1945 r. i oddany do dyspozycji prokuratorów amerykańskich na procesie norymberskim, nie zdementował treści tego raportu, a zapytany o wizytę w Moskwie przez dziennikarza francuskiego, Gastona Oulmana z "Monde", stwierdził ponownie:
"Ani jednym słowem, zdaniem lub uwagą Rosjanie nie próbowali nas zachęcić do naszego przedsięwzięcia przeciwko Polsce. Nie było wcale mowy o wojnie i Rosjanie pozostawiali nas sam na sam z naszymi myślami." (Le Monde, 29 lutego 1949 r.)

Zacytujmy jednak teksty w całej ich wymowie. Najpierw raport AH54 dr Gaussa:
"Po naszym przybyciu Potiomkin przywitał nas następującym zdaniem: <<Miło nam bardzo powitać was w Moskwie>>. Ani słowa więcej. W tonie jego głosu było coś, co mnie dosłownie zmroziło. Wsiedliśmy do czarnych, rosyjskich samochodów, podobnych do tych, które nazywają tutaj 818, i wyruszyliśmy w kierunku dawnej ambasady austriackiej. Siedzący koło mnie Ribbentrop szepnął: <<Czy nie uważa pan, że przyjęcie jest cokolwiek chłodne?>> Po paru minutach zaprowadzono nas do zarezerwowanego dla nas wspaniałego apartamentu, złożonego z jedenastu pokoi. Potiomkin, który wciąż nam jeszcze towarzyszył, rzekł szorstko do Ribbentropa: <<Za pół godziny zawiozą panów na Kreml>>.

Ribbentrop się żachnął. Był głęboko dotknięty tą chłodną kurtuazją przyjęcia. Dzielił się ze mną wrażeniami, mówiąc: "Mam wielką ochotę wrócić natychmiast do Berlina, zatrzaskując im drzwi przed nosem. Minister spraw zagranicznych Rzeszy nie jest przyzwyczajony do tego, aby go traktować jak niższego urzędnika". Ribbentrop aż zzieleniał ze złości. Co się tam stanie? Zdawało mi się, że jeden gniewny gest może wszystko zepsuć. Minister przypomniał sobie jednak zapewne rozkazy Fuehrera, gdyż opanował się natychmiast i rzekł: "Nie ma obawy, wszystko osiągniemy, co tylko zechcemy".

Dokładnie w trzydzieści minut później ten sam samochód przybył po nas. Wsiedliśmy doń bez słowa. W siedem minut później byliśmy na Kremlu... Czterech oficerów bardzo grzecznie poprosiło nas, abyśmy za nimi poszli. Weszliśmy do zielonego przedpokoju, gdzie czekaliśmy pięć minut, po czym zjawił się wysoki blondyn o niebieskich oczach i rzekł po niemiecku: "Jego ekscelencja Mołotow, przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych, przyjmie panów."

Weszliśmy do pokoju biurowego, w którym znajdował się Mołotow. Wymieniliśmy chłodny uścisk dłoni i rozmowa rozpoczęła się natychmiast. Ribbentrop chciał wygłosić dłuższe przemówienie i powołał się na "ducha braterstwa, który łączył naród niemiecki i rosyjski", lecz Mołotow przerwał mu: "Pomiędzy nami nie może być braterstwa, rozmawiajmy o cyfrach, jeśli takie jest panów życzenie". Nastąpiła chwila ciszy. Nagle pojawiła się nowa osoba. Ribbentrop, Schulenburg i ja sam byliśmy zdumieni. Którędy on wszedł? Człowiekiem stojącym przed nami był Stalin. Miał na sobie szare spodnie i wspaniałe czarne buty. Dał nam od razu znak, abyśmy z powrotem zajęli nasze miejsca dookoła stołu."

A teraz oddajmy głos samemu Ribbentropowi, który tak w sprawozdaniu pisał do Hitlera przebywającego w Berchtesgaden:
"Zapytałem niezwłocznie Stalina, w jaki sposób możemy sobie zapewnić jego neutralność. Stalin odpowiedział: <<Nie może być mowy o neutralności z naszej strony, o ile wy nie zrezygnujecie z agresywnych projektów w stosunku do Związku Radzieckiego>>. I dodał: <<Wiemy dobrze, że napaść na nas jest waszym ostatecznym celem>>. Odpowiedziałem Stalinowi, że się myli, gdyż narodowy socjalizm i bolszewizm mogą dojść do porozumienia i zapanować nad całą Europą, a nawet nad całym światem. Stalin odpowiedział: <<Mamy dosyć roboty u siebie, nie zamierzamy wzniecać pożaru u sąsiada>>."

A oto drugi raport Gaussa (nr 6 727) o decydujących rozmowach z Mołotowem w dniu 23 sierpnia:
"Mołotow zaprotestował gwałtownie przeciwko interpretacji, z której można by wywnioskować, że istnieje sojusz wojskowy pomiędzy Niemcami a Związkiem Radzieckim. Mołotow zawołał: <<Ani przez sekundę nie może być mowy o zawarciu paktu przyjaźni. Zbyt wiele jest różnic w naszych punktach widzenia. Ale, jeśli chcecie, możemy zawrzeć układ, którego główny artykuł zawierałby zobowiązanie obu stron do nieprzyłączania się do jakiegokolwiek ugrupowania państw skierowanego pośrednio lub bezpośrednio przeciwko drugiej stronie>>.

Ribbentrop zażądał wówczas uwzględnienia możliwości zawarcia układu handlowego, lecz Mołotow nie odpowiadając mu powstał nagle i rzekł: <<Dzisiejszego wieczora nie dojdziemy do porozumienia>>. Na odchodnym Ribbentrop zwrócił się do Mołotowa i zaczął mówić o polityce okrążania, skierowanej przez W. Brytanię i Francję przeciwko narodowo-socjalistycznym Niemcom i Związkowi Radzieckiemu. Mołotow nie odpowiedział natychmiast, lecz po chwili zawołał: <<Przecież chyba nie wyobrażacie sobie, że mielibyśmy zamiar zawarcia sojuszu wojskowego pomiędzy Berlinem a Moskwą?>> Ribbentrop odparł z miejsca: <A dlaczegóżby nie?>>. Ale Mołotow odpowiedział gwałtownie: <<Nie może być o tym mowy>>."

Rokowania zakończyły się wreszcie podpisaniem tylko paktu o nieagresji, to jest osiągnęły cel ściśle i z góry ograniczony, zamierzony przez Związek Radziecki.


Przeanalizujmy najpierw treść tego paktu

Ograniczała się ona do następujących zobowiązań:
1. Obie układające się strony zobowiązały się do powstrzymania się od wszelkich aktów przemocy, agresji lub napaści, podjętych na własną rękę lub wspólnie z innymi mocarstwami i skierowanych przeciwko jednej ze stron.
2. Na wypadek, gdyby jedna z układających się stron stała się przedmiotem akcji zbrojnej ze strony trzeciego mocarstwa, druga układająca się strona nie udzieli jakiegokolwiek poparcia temu mocarstwu.
3. Rządy obu układających się stron pozostaną w kontakcie i będą się wzajemnie konsultować w celu wymiany informacji o sprawach dotyczących ich wspólnych interesów.
4. Żadna z układających się stron nie weźmie udziału w jakimkolwiek ugrupowaniu mocarstw, skierowanym bezpośrednio lub pośrednio przeciwko drugiej układającej się stronie.
5. W wypadku powstania pomiędzy obu układającymi się stronami jakichkolwiek sporów lub konfliktów, obie strony zobowiązują się załatwić te spory lub konflikty środkami wyłącznie pokojowymi, przez przyjazną wymianę zdań lub w razie konieczności przez powołanie komisji, których zadaniem będzie usunięcie tych konfliktów.

A oto parę refleksji, z którymi spotykamy się zbyt rzadko:

a) Publikacja "O fałszerzach historii", wydana w lutym 1948, podkreśla, że Związek Radziecki stanął przed dwiema następującymi możliwościami:
"albo przyjąć w celu samoobrony propozycję niemiecką w sprawie zawarcia paktu o nieagresji i zapewnić sobie tym samym przedłużenie pokoju na pewien okres czasu, który to okres państwo radzieckie mogłoby wykorzystać dla lepszego przygotowania swych sił do odparcia ewentualnej agresji;

albo odrzucić propozycję niemiecką w sprawie paktu o nieagresji i umożliwić w ten sposób prowokatorom wojennym z obozu państw zachodnich natychmiastowe wtrącenie ZSRR w konflikt zbrojny z Niemcami, w sytuacji wybitnie dla ZSRR niekorzystnej, w warunkach całkowitej jego izolacji.


W tej sytuacji rząd radziecki musiał dokonać wyboru zawierając z Niemcami pakt o nieagresji. Wybór ten był dalekowzrocznym i mądrym posunięciem dyplomacji radzieckiej w obliczu powstałej wówczas sytuacji. Owo posunięcie rządu radzieckiego w znacznym stopniu zadecydowało o pomyślnym, dla ZSRR i dla wszystkich miłujących wolność narodów, wyniku drugiej wojny światowej.
 ("O fałszerzach historii", Warszawa 1948, str. 62).


Te refleksje są podyktowane przez zwykły zdrowy rozsądek i jeżeli się pamięta o wszystkim, co się działo w 1939 r. na scenie i za kulisami, nie można w żaden sposób ich odrzucić.

b) W dwa lata później, 3 lipca 1941, gdy Wehrmacht posuwał się naprzód w głąb stepów Ukrainy, Stalin oświadczył w przemówieniu radiowym:
"Może kto zapytać: jak mogło się zdarzyć, że Rząd Radziecki zdecydował się na zawarcie paktu o nieagresji z takimi wiarołomnymi ludźmi i wyrodkami, jak Hitler i Ribbentrop? Czy Rząd Radziecki nie popełnił tu błędu? Oczywiście, że nie. Pakt o nieagresji jest to pakt o pokoju między dwoma państwami. Taki właśnie pakt zaproponowały nam Niemcy w 1939 r. Czy Rząd Radziecki mógł odrzucić tego rodzaju propozycje? Sądzę, że ani jedno miłujące pokój państwo nie może odmówić pokojowego porozumienia z sąsiednim mocarstwem, nawet gdy na czele tego mocarstwa stoją aż takie wyrodki i ludożercy, jak Hitler i Ribbentrop. Oczywiście, pod jednym bezwzględnym warunkiem - jeżeli pakt pokojowy nie narusza ani bezpośrednio, ani pośrednio terytorialnej całości, niepodległości i honoru miłującego pokój państwa. Jak wiadomo, pakt o nieagresji między Niemcami a ZSRR jest takim właśnie paktem.

Co wygraliśmy zawierając z Niemcami pakt o nieagresji? Zapewniliśmy naszemu krajowi półtora roku pokoju i możność przygotowania swych sił do stawienia oporu na wypadek, gdyby faszystowskie Niemcy zaryzykowały wbrew paktowi napaść na nasz kraj. Jest to wyraźny zysk dla nas i strata dla faszystowskich Niemiec."
 (Stalin, "O wielkiej wojnie narodowej Związku Radzieckiego, Warszawa 1950, str. 7).


c) Niektórzy, cokolwiek krótkowzroczni, "historycy dyplomacji" obciążają niemiecko-radziecki pakt o nieagresji wszelkimi grzechami i twierdzą po prostu, że był on przyczyną wojny.

Pojedynczy akt dyplomatyczny, jakikolwiek izolowany fakt historyczny, jak na przykład "depesza z Ems" z lipca 1870 r. lub zamach w Sarajewie w czerwcu 1914 r. lub pakt z 23 sierpnia 1939 r. - nie może nigdy być "przyczyną" wojny. Nie ulega wątpliwości, że Związek Radziecki nie ponosi w niczym odpowiedzialności za walki imperialistyczne w świecie kapitalistycznym. Wojny współczesne wynikają z imperializmu i jego kryzysów. W 1914 r. nie było jeszcze ZSRR, a mimo to wybuchła wojna imperialistyczna. W 1939 r. ZSRR już istniał, lecz nie ten fakt spowodował wybuch wojny imperialistycznej. Nowe jest to, że wobec rywalizacji gospodarczej w obrębie obozu imperializmu (eksportować lub zginąć!) istnienie państw socjalistycznych komplikuje także sytuację międzynarodową. Bowiem ten specjalny czynnik sprawia, że walczące ze sobą imperializmy szukają kombinacji, mogących rozwiązać ich własne konflikty kosztem krajów socjalizmu. To właśnie miało miejsce, jak widzieliśmy, w latach 1938-39.

Nie należy więc mieszać genezy oraz istotnych przyczyn wojny (wywołanej przez imperializm) ze specyficznymi okolicznościami dyplomatycznymi, towarzyszącymi rozpoczęciu działań wojennych.

Co więcej, należy pamiętać, że początek drugiej wojny światowej nie przypada na dzień 1 września 1939 r. Wojna ta rozpoczęła się we wrześniu 1931 r., gdy Japonia wyruszyła na podbój Mandżurii. Wojna ta rozszerzała się stopniowo, rozpalając coraz to nowe ogniska konfliktów, które w końcu połączyły się w jedną olbrzymią pożogę. Wojna taryf celnych, kontyngentów eksportowych i importowych, dumpingów, traktatów handlowych, prowadzona pomiędzy krajami kapitalistycznymi poprzedziła i przygotowała wojnę ludzi. "Wojna - pisał Niemiec Clausewitz - jest kontynuowaniem polityki innymi środkami".

Twierdząc, że pakt z 23 sierpnia był "przyczyną" wojny, sprowadzamy analizę historyczną do poziomu średniowiecznych kronik. Rozumiemy jednak doskonale powody takiego uproszczenia: chodzi o przemilczenie niebezpiecznej gry prowadzonej przez Londyn i Paryż w latach 1938-39. Chodzi o uniewinnienie prawdziwych winowajców przez unikanie poważnej historycznej analizy genezy drugiej wojny światowej. A taka analiza prowadzi do wniosku: druga wojna światowa nie wybuchła wskutek przypadkowego zbiegu okoliczności, lecz była wynikiem kompleksu zagadnień gospodarczych, społecznych, politycznych i dyplomatycznych. Była wynikiem pewnej sytuacji międzynarodowej, w której, na bazie konfliktów gospodarczych, międzynarodowe stosunki dyplomatyczne i polityczne dokładnie określiły konfigurację koalicji wojskowych.

W tej wojnie, o której marzył Hitler od czasu, gdy napisał "Mein Kampf" w 1923 r., i którą przygotowywał od 1939 r., w tej wojnie, którą wyhodowała anglo-francuska polityka "ustępstw", W. Brytania i Francja wkroczyły na "najgorszą z dróg", jak to określił Churchill przemawiając w maju 1939 r. w Izbie Gmin. Faktycznie, Anglia i Francja padły ofiarą własnych kombinacji i odpowiedzialność za to ponoszą wszyscy ich politycy.

d) Niektórzy woleliby, aby Związek Radziecki, nie mogąc przystąpić do gry anglo-francuskiej, odrzucił przynajmniej oferty niemieckie i pozostał biernym obserwatorem wypadków. Znaczyłoby to nie liczyć się z rzeczywistą sytuacją, powstałą w sierpniu 1939 r. Związek Radziecki nie mógł poprzestać na skonstatowaniu fiaska rokowań z Londynem i Paryżem.

Sztuka dyplomacji polega bowiem na przewidywaniu. Politycy radzieccy, w obliczu koncentracji wojsk niemieckich na zachodnich, północnych i południowych granicach Polski, byli zmuszeni skonstatować, co następuje: jeśli ZSRR odrzuci pakt o nieagresji, jeśli zgłosi swoje całkowite desinteressement w stosunku do tego, co miało stać się niebawem w pobliżu jego granic, cała Polska zostanie zajęta przez Niemców a ponadto prawdopodobnie jej los podzielą państwa bałtyckie (Kłajpeda już znajdowała się w rękach hitlerowców). Niemcy będą miały swobodę działania a Anglia i Francja będą się temu bezczynnie przyglądać (taką właśnie postawę przyjęły one w okresie "dziwnej wojny"). Tymczasem odrzucenie paktu przez ZSRR dostarczyłoby Hitlerowi przynajmniej pretekstu do agresji, a Związkowi Radzieckiemu uniemożliwiłoby przedsięwzięcie pewnych elementarnych środków ostrożności w dziedzinie strategicznej, a mianowicie niedopuszczenie do zajęcia przez Niemców baz wypadowych tuż w pobliżu ważnych ośrodków Związku Radzieckiego, o sto kilometrów od Leningradu i dwieście pięćdziesiąt kilometrów od Kijowa.

e) W okresie, który nastąpił po zawarciu paktu, ZSRR odzyskał terytoria oderwane od niego przemocą przez imperialistów w latach 1918-1920. Było to więc pierwsze poważne zwycięstwo dyplomatyczne i strategiczne odniesione przez Związek Radziecki nad Niemcami hitlerowskimi, zwycięstwo, które umożliwiło odepchnięcie pierwszych linii niemieckich o trzysta kilometrów na zachód. Te trzysta kilometrów prawdopodobnie uchroniło Moskwę w 1941 r. przed inwazją, a być może nawet zadecydowały o wyniku wojny.

f) Względy polityczne odegrały w ostatecznej decyzji Związku Radzieckiego równie wielką rolę, jak względy strategiczne i dyplomatyczne. Jak to rozumiemy?

ZSRR znalazł się w obliczu stanu faktycznego, którego podstawowymi elementami były: 1. Dążenie Niemiec do wywołania wojny, 2. Odmowa ze strony anglo-francuskiej zawarcia sojuszu na stopie równości. Związkowi Radzieckiemu groziło zatem kompletne osamotnienie, groził mu powrót do stanu z lat 1918-1921, gdy przeciwko młodej republice radzieckiej powstała koalicja wszystkich państw kapitalistycznych, zwycięzców i zwyciężonych, stojących ramię przy ramieniu w obronie "cywilizacji zachodniej". Także w 1939 r. był to niewątpliwie problem: imperializm kontra socjalizm. Całkowita bierność w sierpniu 1939 r. mogła oznaczać dla ZSRR jedynie rychłą wojnę, w której pozostałby on całkowicie osamotniony. Wygrywanie na swoją korzyść sprzeczności rozdzierających wówczas świat kapitalistyczny było więc dla Związku Radzieckiego kwestią życia i śmierci. Paryż i Londyn, jak to wielokrotnie stwierdza Davies w cytowanej przez nas książce, wpychając Związek Radziecki do tego impasu, zmusiły go do wyjścia z niego najkrótszą drogą.

g) Wszystkie sposoby są dobre, gdy chodzi o przemycenie propagandy antyradzieckiej. Pakt o nieagresji przemianowano na "pakt sojuszniczy". I to ma być obiektywizm? Zwykłe przemianowanie nie potrafi jednak zmienić treści i charakteru paktu radziecko-niemieckiego z 23 sierpnia i tego rodzaju metody "historyczne" są co najmniej dziwne. Oto, co stwierdza Potiomkin:
"Jest rzeczą oczywistą, że zawarcie tego paktu nie było bynajmniej specjalnego zaufania rządu radzieckiego do Niemiec hitlerowskich. Nie osłabiał on w najmniejszej mierze czujności rządu radzieckiego i jego nieustannej troski o wzmocnienie zdolności obronnych Związku Radzieckiego." ("Historia dyplomacji", tom III, str. 690).

Mołotow zaś w swym przemówieniu wygłoszonym 31 sierpnia 1939 r. przed Radą Najwyższą ZSRR oświadczył:
"Pakt opiera się na rzeczowej ocenie naszych realnych sił i na przeświadczeniu, że siły te są gotowe do odparcia jakiejkolwiek agresji przeciwko Związkowi Radzieckiemu".

Było to ostrzeżenie skierowane mimochodem pod adresem autora "Mein Kampf".

Inną metodą maskowania prawdy jest twierdzenie, że pakt z 23 sierpnia nie różni się właściwie od "Monachium" lub deklaracji brytyjsko-niemieckiej i francusko-niemieckiej z jesieni 1938 r. W rzeczywistości pakt ten jest diametralnym przeciwieństwem Monachium! Celem jego było uniemożliwienie takiej właśnie konfiguracji. Monachium nosiło charakter zdecydowanie antyradziecki, natomiast pakt sierpniowy nie był paktem ani antybrytyjskim ani antyfrancuskim.

Przyrównanie go do deklaracji z września i z grudnia 1938 r. również jest oszustwem. Stanowiska W. Brytanii i Francji jesienią 1938 r. nie można tłumaczyć obawą przed izolacją w wyniku porozumienia niemiecko-radzieckiego, natomiast w lecie 1939 r. obawa, aż nadto uzasadniona, przed powtórzeniem się układu monachijskiego w groźniejszym wydaniu, zmusiła Związek Radziecki do zawarcia, zresztą dopiero in extremis, paktu o nieagresji z Niemcami.

Fałszowanie rzeczywistości jest ulubioną metodą polemistów burżuazyjnych, i samo to wystarcza już do oceny ich uczciwości i wartości naukowej ich prac.

h) Niewątpliwie zwycięstwo odniesione przez Związek Radziecki było jednocześnie zwycięstwem wszystkich narodów świata zagrożonych przez zbrodniczą furię faszystów.

Doszedłszy w rzeczowej analizie faktów do tego punktu, niejeden uczciwy człowiek, dotychczas oszukiwany przez kłamstwa historiografii burżuazyjnej, powie: "Zgoda! Związek Radziecki miał rację, Anglicy i Francuzi musieli wypić piwo, które sami sobie nawarzyli, ale wszystko to Związek Radziecki uczynił w obronie interesów własnych, a nie naszych. Z punktu widzenia radzieckiego, pakt z 23 sierpnia jest po tysiąckroć uzasadniony, nie mamy co do tego wątpliwości, ale z punktu widzenia innych narodów nie możemy go uznać za uzasadniony".

Nie możemy od tych uczciwych ludzi wymagać, aby uznali natychmiast wyższość Związku Radzieckiego nad krajami kapitalistycznymi we wszystkich dziedzinach życia. Sądzimy jednak, że powinni odważnie stwierdzić pewne fakty.

Przebieg wypadków w tygodniach i miesiącach, które nastąpiły po 23 sierpnia 1939 r., mianowicie uplasowanie się armii radzieckiej w Zachodniej Białorusi i na Zachodniej Ukrainie oraz na wybrzeżu Bałtyku, wskazuje podwójny sens: strategiczny i polityczny przedsięwziętych przez Związek Radziecki środków ostrożności.

Ci, którzy nie mogą "przebaczyć" Związkowi Radzieckiemu paktu z 23 sierpnia, zarzucają mu właściwie, że nie popełnił samobójstwa, że wyszedł zwycięsko z wojny dyplomatycznej, która poprzedziła działania wojenne. Otóż po pierwsze zwycięstwo było koniecznym warunkiem ostatecznego pokonania Niemiec hitlerowskich, w czym ZSRR odegrał decydującą rolę i dzięki czemu osiągnął olbrzymi wzrost swego prestiżu. Wśród oszczerców paktu istotnie wielu ubolewa, jeśli nie nad klęską hitleryzmu, to przynajmniej nad tym, że udział w niej Związku Radzieckiego był decydujący. "Krytykują" oni pakt ze ściśle określonego stanowiska, ale stanowiska swego nie ujawniają.

Nie chcą oni przyznać, że następstwem paktu z 23 sierpnia był wzrost czujności Związku Radzieckiego i wzmożenie przygotowań obronnych dla starcia z Niemcami, które uważał on za nieuniknione. Politycy radzieccy czytali "Mein Kampf" i przestudiowali naukowo wyradzanie się ustroju burżuazyjnego w faszyzm. Przywódcy radzieccy wiedzieli dokładnie, co to jest faszyzm, wszak oni to właśnie w okresie między obu wojnami światowymi zanalizowali, zdefiniowali i zdemaskowali faszyzm. Krytycy paktu z 23 sierpnia nie chcą przyznać, że jego zawarcie rzez Związek Radziecki zapewniło wyzwolenie narodów, zarówno już ujarzmionych, jak i zagrożonych przez imperializm niemiecki. Nie chcą przyznać, że gdyby nie roztropność i czujność polityków radzieckich, narody podbite cierpiałyby dłużej pod hitlerowskim uciskiem, że wojna trwałaby dłużej i byłaby jeszcze bardziej mordercza. Nie chcą przyznać, że pakt z 23 sierpnia i zastosowane po jego zawarciu środki ostrożności w znacznym stopniu zadecydowały o pomyślnym - dla ZSRR i dla wszystkich miłujących wolność narodów - wyniku drugiej wojny światowej.

Dlaczego jednak, powie niejeden, ów pakt był dla strony radzieckiej koniecznym warunkiem pokonania Niemiec hitlerowskich? Wyczerpującej odpowiedzi na to pytanie  dostarczy nam analiza wypadków, które nastąpiły po jego podpisaniu. Aby zrozumieć to, co się działo w lecie 1939 r., trzeba również rozumieć sens zdarzeń w 1938 r., jesienią 1939 r., zimą 1939-40 i później.

Nieczyste sumienie burżuazji

Zacytujemy opnie i świadectwa ludzi, których trudno jest posądzać o stronniczość proradziecką. "Le Temps" z 25 sierpnia 1939 r. pisał o "ogromie ofiary" ze strony Hitlera: "Jest on bowiem zmuszony wyprzeć się całej swojej propagandy przeciwko państwu radzieckiemu".

Po wojnie Victor Bernstein, członek redakcji liberalnego czasopisma amerykańskiego "P.M.", autor książki "Sąd ostateczny" o procesie norymberskim, przyznaje, że to właśnie pakt z 23 sierpnia:
"Uczynił klęskę Niemiec rzeczą pewną, gdyby bowiem nie doszedł do skutku, jest więcej niż prawdopodobne, że Niemcy zaatakowaliby ZSRR wcześniej, a Zachód przyglądałby się temu bezczynnie... Pakt z 23 sierpnia nie był bynajmniej jednostronny, gdyż Związek Radziecki wskutek jego zawarcia uzyskał nie tylko niesłychanie ważne strategiczne obszary buforowe, ale nawet stal na produkcję armat, które broniły Leningradu."

Profesor amerykański, Frederick L. Schuman, w cytowanej już książce, ocenił równie bezstronnie cele dyplomacji radzieckiej:
"Politycy moskiewscy pragnęli doprowadzić do silnej koalicji antyfaszystowskiej i przez lata pracowali nad jej utworzeniem. Ich nadzieje zostały przekreślone przez Monachium... Obawiali się przede wszystkim ogólnej koalicji przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Obawiali się niemal w tej samej mierze napaści ze strony państw faszystowskich, napaści ułatwionej przez neutralność państw demokratycznych... Nie przygotowywali i nie pragnęli wojny pomiędzy "osią" a Zachodem".

Paul Reynaud, na którego zręczne krętactwa zwracaliśmy już parokrotnie uwagę, zmuszony jest przyznać:
"W. Brytania i Francja odrzuciły ofiarowane im przez ZSRR przymierze. Stalin żył w stałej obawie przed ponownym załamaniem się aliantów, przed zmianą frontu podobną do Monachium... Francja i W. Brytania drogo zapłaciły za swe błędy."

Cóż pisze Churchill o pakcie z 23 sierpnia? Jego ocena jest pod niejednym względem godna uwagi. Z jednej strony Churchill wie dobrze, że postawa anglo-francuska zmusiła Związek Radziecki do przyjęcia oferty niemieckiej i pisze:
"Należy stwierdzić, że dla Związku Radzieckiego utrzymanie wojsk niemieckich na bazach jak najbardziej odsuniętych na zachód było koniecznością życiową. Klęski rosyjskie w 1914 roku pozostały w jego pamięci. W 1939 roku granice radzieckie przebiegały znacznie bardziej na wschód niż podczas poprzedniej wojny. Rosjanie musieli więc zająć państwa bałtyckie i znaczną część Polski, zanimby zostali zaatakowani."

Z drugiej jednak strony Churchill pisał swe pamiętniki po 1945 roku i w tym właśnie okresie, w marcu 1946 r, on to właśnie swym przemówieniem w Fulton (USA) rozpoczął kampanię propagandową na rzecz krucjaty przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Musiał więc, pomimo wszystko, "potępić" pakt z 23 sierpnia. Traktuje go więc jako "akt anormalny". Lecz niechże czytelnik (i sam Churchill !) przeczyta ponownie wypowiedź tegoż Churchilla w Izbie Gmin, w dniu 19 maja 1939 r. Pozostaje ostatni Churchillowski argument: Stalin "poszedł złą drogą", w czerwcu bowiem 1941 r. Niemcy napadły na Związek Radziecki (Pamiętniki, tom I, część I, str. 400, 401, 402).

Nacisk konieczności politycznych po wojnie osłabił znacznie jasność sądów "znakomitego pamiętnikarza"! W rozdziale swej książki zatytułowanej "Układ niemiecko-radziecki" R. Coulondre przyznaje:
"Niepowodzenie rokowań ze Związkiem Radzieckim należy przypisać przede wszystkim temu, że Londyn rozmawiając z Moskwą nie spuszczał oczu z Warszawy."

Tenże autor, co warto podkreślić, nie wypowiada żadnej oceny paktu z 23 sierpnia i nie wysuwa żadnych uwag krytycznych pod jego adresem. Łatwo się domyślić, że ma niespokojne sumienie. 31 sierpnia Mołotow, składając przed Radą Najwyższą ZSRR sprawozdanie z przebiegu ostatnich wypadków, oświadczył:
"W krótkich słowach sprawa przedstawia się jak następuje: z jednej strony rząd brytyjski i francuski boją się agresji i wobec tego pragnęłyby mieć ze Związkiem Radzieckim pakt wzajemnej pomocy, o ile wzmocniłoby to ich samych. Z drugiej jednak strony, rządy brytyjski i francuski obawiają się, że poważny pakt wzajemnej pomocy ze Związkiem Radzieckim wzmocniłby nasz kraj, co jak się wydaje, nie odpowiada ich stanowisku. Należy stwierdzić, że te właśnie obawy okazały się u nich silniejsze od wszelkich innych względów. Inaczej bowiem nie można zrozumieć stanowiska Polski działającej według wskazówek W. Brytanii i Francji...

Polska, która miała korzystać łącznie z gwarancji W. Brytanii, Francji i Związku Radzieckiego, odrzuciła pomoc wojskową Związku Radzieckiego. Próby przezwyciężenia zastrzeżeń Polski nie miały żadnego powodzenia. Ponadto rokowania ujawniły, że W. Brytania nie życzy sobie zbytnio przezwyciężenia tych zastrzeżeń Polski, a nawet odwrotnie - zachęca do nich... Po tym wszystkim stało się oczywiste, że rokowania anglo-francusko-radzieckie są skazane na niepowodzenie... Spróbujcie więc w takich okolicznościach doprowadzić do układu o wzajemnej pomocy, gdy pomoc Związku Radzieckiego jest traktowana a priori jako niepotrzebna i uważana za ingerencję w cudze sprawy!

...Decyzję zawarcia paktu o nieagresji pomiędzy Związkiem Radzieckim a Niemcami powzięto dopiero wówczas, gdy rokowania wojskowe z Francją i W. Brytanią znalazły się w impasie na skutek trudności, które wspomniałem... nie mogliśmy postąpić inaczej, jak szukać innych możliwości zapewnienia pokoju i wyeliminowania niebezpieczeństwa wojny między Związkiem Radzieckim a Niemcami."

W tych warunkach nie sposób jest uznać za uzasadnione zdanie prof. Latreille'a, oskarżającego Stalina o dążenie do "wielkości i bezpieczeństwa Związku Radzieckiego za pomocą pewnego rodzaju wschodniego makiawelizmu" i obdarzającego go epitetem "Większy Piotr Wielki". Nie jest pewne, czy duch Piotra Wielkiego może mieć coś wspólnego z przywódcą Wielkiego Października, nie jest również oczywiste, że określenie "makiawelizm wschodni" może mieć w tym wypadku zastosowanie. Skłonni bylibyśmy raczej użyć tego "geopolitycznego" określenia na przykład w stosunku do pana Bonneta.

Baumont natomiast w cytowanej książce jest bardziej subtelny. Obciąża bowiem jednakową odpowiedzialnością oba "obozy", to jest zarówno Paryż i Londyn jak i Moskwę.
"Po obu stronach panuje najdalej idąca nieufność... Mocarstwa zachodnie pragną skierować nadciągającą burzę na wschód, Związek Radziecki zaś stara się odepchnąć ją na zachód. Podejrzenia są wzajemne..."

Pan Baumont pisze o błędach Brytyjczyków i Francuzów, gdy chodziło o zbrodnicze kalkulacje na daleką metę. stawia na tej samej płaszczyźnie dyplomację burżuazyjną i dyplomację socjalistyczną, co ma być dowodem jego bezstronności. wynika to, między innymi, z metody, jaką się posługuje: podaje opis wypadków w kolejności, w jakiej następowały, nie wiążąc ich jednak ze sobą. Jedynym być może sposobem ukazania mu tych powiązań byłoby postawienie mu następującego pytania: co by pan uczynił będąc na miejscu Woroszyłowa 17 sierpnia 1939? Polemizujemy z panem Baumont, gdyż jego książka jest rzeczowa i sumienna i stanowi charakterystyczny produkt współczesnej historiografii francuskiej, wykładanej na wyższych uczelniach.

Oto przykład sprzeczności, z których pan Baumont nie może się wyplątać; pisze on na stronie 873 swej książki, że pakt ze Związkiem Radzieckim zachęcił Hitlera do zaryzykowania "wielkiego konfliktu". Na stronie zaś 874 tejże książki: "Twierdzono stanowczo, że bez podpisania tego paktu Hitler nie zaatakowałby Polski. Istnieją jednak ważkie podstawy do twierdzenia, iż agresja nastąpiłaby w każdym wypadku. Zarówno Niemcy, jak ich przeciwnicy, poważnie nie doceniali sił wojskowych Związku Radzieckiego."

Po przeczytaniu tych dwóch stron czytelnik jest w nie lada rozterce! W końcu sierpnia 1939 r. opinia publiczna niezupełnie znała prawdziwy stan rzeczy. Daladier, zawsze ostrożny, zakazał wydawania komunistycznej gazety "Humanite". Zaciemnienie stawało się coraz bardziej nieprzeniknione. Zbliżała się "dziwna wojna". (...)

Nazajutrz po podpisaniu paktu z 23 sierpnia można było jeszcze powstrzymać imperializm niemiecki od nowego skoku. Pakt ten nie był nawet w najmniejszej mierze skierowany przeciwko W. Brytanii i Francji. Ostatnie uwagi Woroszyłowa wypowiedziane do gen. Doumenc dawały to wyraźnie do zrozumienia. Ze strony radzieckiej, drzwi do rokowań z Londynem i Paryżem pozostawały otwarte. Paryż i Londyn powinny były i mogły dla ratowania Polski i pokoju zmienić całkowicie swoją politykę, nawiązać ponowne rozmowy z rządem radzieckim i zgodzić się na uczciwe zawarcie tego sojuszu politycznego i wojskowego, który same poprzednio odrzuciły (powiedział to sam Paul Reynaud). Zawarcie paktu brytyjsko-francusko-radzieckiego w końcu sierpnia 1939 r., uzgodniona organizacja bezpieczeństwa zbiorowego, szybkie podpisanie konwencji wojskowej na podstawie postulatów radzieckich, których słuszność już wykazaliśmy, uniemożliwiłyby agresję hitlerowską, naziści bowiem wiedzieli, co oznaczałaby dla nich wojna na dwa fronty. Po raz trzeci od czasu Monachium odrzucając tę politykę zdrowego rozsądku i obrony interesów narodowych rządy brytyjski i francuski zdradziły swe narody i pokój.


J. Bouvier, J. Gacon, "Rok 1939",

Warszawa 1955, str. 120-158

Na rok AD 2030


Roztaczane są wizje Polski Narodowej, tak jakby "nad Wisłę" nie docierały słowa towarzysza Barosso, zapowiadającego otwarcie powstanie Państwa europejskiego od Zatoki Biskajskiej po linię Cursona...

Eksplozja demograficzna Chin wywoła – co przewidują analitycy amerykańscy – konflikt globalny o zasoby i przestrzenie Syberii, około roku 2030.
Przewidywania te znane są od dawna wszystkim zainteresowanym rządom, czyli USA, Chin, Rosji oraz Grupie Trzymającej Władzę w UE.
Kalkulacje te, najwyraźniej zaś nieznane są Obywatelom tworu nadwiślańskiego, którzy – z niezmąconym spokojem – rozważają warianty agresji polityczno-gospodarczej wrogiego Izraela, na Ziemie zrabowane Rzeczypospolitej oraz (również niezmącenie) snują wizje Polski Narodowej, tak jakby nie docierały do Nich słowa towarzysza Barosso, zapowiadającego otwarcie powstanie Państwa europejskiego od Zatoki Biskajskiej do linii Cursona, co zresztą jest wyraźnie spisane w traktatach, które owi Obywatele radośnie podpisali…
Publikuję poniżej grafiki Mojego pomysłu, aby czytelnicy osobiście przemyśleli sytuację, w której znalazła się Polska, na kilka lat przed próbą sił pomiędzy Chinami a Rosją:
 
Mapa nr 1: Przewidywany przebieg granic w Azji po roku 2030. Proces ich kształtowania może przebiegać latami, lecz skończy się na Uralu.
 Mapa nr 2: Według planów rosyjskich, istnieje dla nich konieczność odzyskania terytorium byłego ZSSR, łącznie z Polską. Planom tym towarzyszy agitacja przeprowadzana wśród Polaków, na rzecz sojuszu z Rosją.
Mapa nr 3: Według planów niemieckich, Polska ma stanowić przedpole gospodarcze i rezerwuar siły roboczej Cesarstwa Niemieckiego, powiększonego o Ukrainę, Białoruś, Afrykę Północną oraz Izrael. Ukraina i Białoruś stanowią „karty przetargowe” do rozmów z Rosją i mogą jej zostać oddane.
Z powyższych wykresów wynika przyczyna nagłego schłodzenia stanowiska RN w sprawie wyjścia Polski z UE. (Wreszcie Ktoś im Coś powiedział!). Polakom zaś nawet nie pozostawiono pola do wyrażenia opinii, czy chcą być częścią Cesarstwa, czy też może Chanatu Moskiewskiego.
O tym co gorsze, Polacy przekonają się się za kolejne 20 do 40 lat. Przywódcy RN ocenili już dzisiej, iż Cesarstwo zapewni więcej swobód niźli Chanat Moskiewski.
Konserwatysta  takiej śmiałości nie posiada…
Ceterum censeo Conventum esse delendum
 http://polacy.eu.org/3906/na-rok-ad-2030-/

Niemieckie zagrożenie dla Polski

Korwin Mikke „Przypominam, że Niemcy - to nasz jedyny poważny wróg, bo ma do nas poważne (choć doskonale ukrywane) pretensje terytorialne. Reżymowa (a także posiadana przez Niemców...) prasa skrzętnie ukrywa to, że Niemcy z Polską (podobnie jak Japonia z Rosją) nadal nie mają podpisanego traktatu pokojowego, że wprawdzie rozmaite traktaty i "deklaracje" uznają granicę na Odrze i Nysie - ale zgodnie z Konstytucją RFN Niemcy "istnieją nadal w granicach z 1938 roku" i w każdej chwili (pardon: w odpowiedniej chwili) ktoś zgłosić się może do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe po orzeczenie, że traktaty, układy i deklaracje sprzeczne z Konstytucją RFN są nieważne. I Trybunał tak orzeknie - całkiem słusznie. Bo taki jest porządek prawny. Tylko w Polsce politycy robią sobie z Konstytucji śmichy-chichy.”…”! Jeśli to, co piszę, to strachy na Lachy - to dlaczego Niemcy nie zmieniają Konstytucji? Dlaczego kategorycznie odmawiają podpisania traktatu pokojowego?
Podczas corocznego święta ziomkostw „Dzień Stron Ojczystych”, zorganizowanych tym razem 6 września w Berlinie , szefowa tzw. Związku Wypędzonych(BdV), Erika Steinbach, wygłosiła mowę, która zawierała jawnie agresywne wątki wobec narodów okupowanych i eksterminowanych przez hitlerowską III Rzeszę.

Stwierdziła między innymi grzmiącym głosem, że: „Miliony wypędzonych musiały, przed ich wypędzeniem, świadczyć pracę przymusową po zakończeniu wojny (...) Europa Środkowa, Wschodnia i Południowa była dla Niemców przez wiele lat gigantycznym regionem niewolnictwa”. Steinbach nie atakuje już w swych wystąpieniach wyłącznie Polski i Czech, co miała dotychczas w zwyczaju.
 Buta i zadufanie Steinbach idzie dalej, ponieważ kłamliwie oskarża o różne wydumane w swym brunatnym umyśle zbrodnie na Niemcach również Rosję i byłą Jugosławię. W tej ostatniej miało zostać zamordowanych – według przewodniczącej BdV – 1/3 Niemców, którzy przed wojną tam zamieszkiwali. Co ciekawe frau Erika pochwaliła w swym wystąpieniu Węgry za wzorowe rozwiązanie roszczeń „wypędzonych” i współpracę z BdV. Niestety, „bratankowie” od zarania dziejów są proniemieccy i w tym względzie panuje między nami zasadniczy konflikt.

Trzeba nawet w pewnym sensie ubolewać, że bełkot Steinbach to fantasmagorie córki nazisty w mundurze sierżanta Luftwaffe, który musiał wiać z okupowanej Polski przed Armią Czerwoną (stąd jego latorośl nie jest żadną „wypędzoną”, nawet w oszukańczej nomenklaturze neohitlerowskiego BdV). Niemcy powinni odbudować, to co zniszczyli – byłby to akt dziejowej sprawiedliwości, a nie jakieś „niewolnictwo”. Niestety, załadowano ich kulturalnie z dobytkiem do wagonów i pozwolono spokojnie odjechać, zamiast zagonić do roboty. To kolejna niesprawiedliwość, której doświadczyliśmy ze strony „aliantów” w Poczdamie. Największe ludobójstwo uprawiali rodacy Steinbach w Polsce, Rosji i w Jugosławii. W tej ostatniej panowało szczególne okrucieństwo z powodu stosowania powszechnie metod wojny antypartyzanckiej na totalne wyniszczenie, właściwie bez kontroli zwierzchnictwa cywilnego.

Tam działały najbardziej krwawe jednostki niemieckie z 7. Ochotniczą Dywizją Górską SS „Prinz Eugen” na czele, jak i formacje kolaboranckie - Albańczycy z 21. Ochotniczej Dywizji Waffen-SS „Skanderbeg”,Bośniacy i Chorwaci z 13. i 23. Dywizji Górskich Waffen-SS „Handschar” i „Kama” oraz inne liczne oddziały wojskowo-policyjne na służbie niemieckiej. Tak jak wszędzie, folksdojcze na Bałkanach byli V kolumną i uprawiali dywersję w państwach, gdzie następnie władzę – w wyniku najazdu albo przewrotu - obejmowała Rzesza Niemiecka, ewentualnie jej marionetki. Wielu z folksdojczów poniosło zasłużoną karę, lecz ogromna większość zginęła w walce, uciekła lub została wysiedlona do alianckich stref okupacyjnych – przyszłej Republiki Federalnej Niemiec. Opowiadanie bzdur o wymordowaniu 1/3 populacji niemieckiej w Jugosławii jest łajdactwem, wymierzonym głównie w Serbię. To naród serbski poniósł w tym regionie kontynentu największe ofiary z rąk hitlerowców i kolaborantów albańskich, bośniackich i chorwackich.

Erika Steinbach nie prowadzi swej polityki na wariata, kieruje się jasno linią postępowania zgodną z międzynarodowymi ambicjami Bundesrepublik. Jeżeli poruszyła problem Jugosławii, to w podtekście miała na myśli rzekomą zbieżność losów „wypędzonych” przez Serbów Albańczyków z Kosowa oraz Niemców „wypędzonych” z polskich Ziem Zachodnich(chociaż pewne podobieństwo istnieje – rozdmuchanie obu spraw dla celów niemieckiego ekspansjonizmu). Skoro tych pierwszych obdarowano za „krzywdy” niepodległym Kosowem, to naturalną koleją rzeczy należy tak samo obdarować pokrzywdzone terytorialnie w II wojnie światowej Niemcy. Steinbach mówi głośno o tym, co po cichu myślą rewizjonistyczne koła na szczycie jej chadeckiej partii CDU(Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej), której frau Erika jest zresztą prominentną działaczką i deputowaną do Bundestagu. Albania II – czyli Kosowo – stanowi dzieło niemieckich nacisków i przyzwolenia na to Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, które załatwiają w Kosowie własne biznesy. Nie ma twardych gwarancji, iż ów scenariusz nie zostanie powtórzony w przypadku Polski. Niemiecki kapitał już nas właściwie połknął, a „polskie” sądy przyznają polskie domy i ziemie niemieckim roszczeniowcom prywatnym. Niedługo przyjdzie czas na wypłacanie „odszkodowań wypędzonym” w pieniądzach i majątku stałym. Teraz zbędne są czołgi i bombowce z czarnym krzyżem, jak w 1939 roku. Wystarczy tkwienie w niemieckiej UE ze zniesionymi granicami, wprowadzenie do życia traktatu lizbońskiego i następnie wspólnej waluty, które to zjawiska umacniają miejsce Berlina, jako rozgrywającego w Europie – szczególnie w jej Wschodniej i Południowej części. Swoje terytoria na rzecz Niemiec możemy stracić niejako niezauważalnie i płynnie. Powstaną jakieś niby wspólne strefy gospodarczo-administracyjne na symbolicznej granicy niemiecko-polskiej, coś na kształt nowoczesnych Marchii Wschodnich i ani się obejrzymy, kiedy Bundesrepublik rozrośnie się ponownie do stanu z 1937, a może i 1914. Nie na darmo niemiecka konstytucja zostawiła sobie furtkę dla takich ruchów terytorialnych.


Kanclerz Merkel nie nawiązała bliskich kontaktów polityczno-osobistych z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem na wzór Władimira Putina i Gerharda Schroedera. Niemcy postrzegli w Rosji realnego rywala na Bałkanach i Kaukazie, poczuli się także mocniej związani z USA, z którymi wspólnie bombardowali Jugosławię w 1999 r., anektowali Kosowo i stworzyli z niego wasalne państewko. Zarysowało się znaczne ocieplenie stosunków Berlina z Waszyngtonem; w końcu obaj gangsterzy mieli na sumieniu zbrodnię najazdu na Jugosławię i rozbiorów Serbii, a takie doświadczenia mocno łączą. Z drugiej strony Miedwiediew i Putin ujrzeli jaskrawo fakt, że Niemcy są kluczowym na kontynencie eurazjatyckim kołem napędowym NATO i UE, z własnym programem polityki międzynarodowej, godzącym w interesy rosyjskie. Bundesrepublik ma znakomite kontakty ekonomiczno-polityczne z Chinami, które są postrzegane w dwutorowym pryzmacie – jako potencjalny partner geopolityczny Rosji albo też, na dłuższą metę , jej przeciwnik - nawet z niebezpieczeństwem chińskiej ekspansji terytorialnej na Syberii, do czego niemiecki kapitał i technika niezwykle by się przydały . Niemcy od XIX w. posiadają swoje ambicje imperialne w Iraku, Afganistanie, Indiach, Chinach i na Półwyspie Indochińskim. Gołym okiem widać, iż następuje – w znaczeniu pewnej przenośni - poważne (choć powolne) zderzenie tektonicznych płyt geopolitycznych Rosji i Niemiec. Angeli Merkel nie było zręcznie mówić w tym stylu, jak jej partyjna koleżanka Erika Steinbach. Znają się obie dobrze i prawdopodobnie lubią, co wynika z wielu opublikowanych w prasie zdjęć i komentarzy. Spuszczono więc z łańcucha szefową BdV, a ta posłusznie postraszyła Moskwę w zastępstwie umiarkowanych(?) sił niemieckich.

Następuje niezwykle dogodna sytuacja, kiedy rewizjonizm niemiecki uderza jednocześnie w Warszawę i Moskwę, zaś idylla niemiecko-rosyjska najwyraźniej się załamuje. To najlepszy czas na wspólne z Rosjanami wypracowanie nowego modelu naszej współpracy, jako państw zagrożonych przez żądania ziomkowców i rewizjonistów z BdV, którzy w formie samodzielnego bytu politycznego niewiele znaczą, ale są tubą ukrytych planów CDU. Mamy do wyboru Moskwę, która nie wysuwa względem Warszawy żadnych roszczeń terytorialnych i finansowych, lub Berlin, który takie roszczenia ma faktycznie zapisane w konstytucji, utrzymuje za federalne fundusze organizację frau Steinbach, przyjmuje projekt ustawy o przeznaczeniu kolejnych środków na obiekty naukowe i propagandowe o „wypędzonych” w formie fundacji o na poły niewinnej nazwie „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. Spekulowano, że Angela Merkel - nie chcąc zaogniać kontaktów z Polską - wyperswaduje Steinbach uczestnictwo BdV w gremium decyzyjnym berlińskiego „Centrum przeciwko Wypędzeniom”. Tymczasem stało się zupełnie inaczej, BdV obdarzony został w tej kwestii pełnym zaufaniem rządu kanclerz Merkel, za co frau Erika serdecznie jej na wymienionym sabacie ziomkostw podziękowała. 

Rzecznik prasowy MSZ Piotr Paczkowski, skwitował te antypolskie posunięcia następująco : „ Przestrzegamy zaprzyjaźniony naród niemiecki przed rewizjonizmem, głoszonym przez szefową Związku Wypędzonych”. „Zaprzyjaźniony naród niemiecki”? Po czyjej stronie gra polskojęzyczne MSZ? Rewizjonistyczny wrzód bez przerwy ropieje w niemieckich sercach – 1/3 ich „heimatu” z 1939 r. znajduje się pod polską jurysdykcją. Nie ma mowy o normalnych stosunkach, a co dopiero „przyjaźni” z odwiecznie wrogim krajem, który chciał w okresie ostatniej wojny wymordować i zamienić nasz naród w niewolników. Do dzisiaj poniża się i dyskryminuje polskich obywateli w Niemczech, choćby przez zakaz nauki dzieci mniejszości polskiej języka ojczystego w niemieckich szkołach, gdy tymczasem tzw. mniejszość niemiecka korzysta z tego i innych praw w Rzeczpospolitej Polskiej do woli, objadając do kości nasz ubogi budżet. Nielogiczną opcję poronionego sojuszu kata i ofiary(Germanów – nadludzi i Polaków - podludzi), który nadal nami gardzi, forsują wyłącznie niemieccy agenci wpływu, podsycając antyrosyjskie oraz prounijne i proamerykańskie nastroje w społeczeństwie polskim. Ulubione germanofilskie porównanie Polski i Francji z lat okupacji w kontekście pojednania niemiecko-francuskiego , zakrawa na czarną komedię, bo nas hitlerowcy rozwalali tysiącami na ulicach i wywozili do obozów koncentracyjnych, a w kawiarenkach Paryża pili z Francuzami herbatkę i kawkę, korzystając z usług chętnych panienek do towarzystwa. 



Już przed laty Roman Dmowski uważał Niemców za największe zagrożenie dla naszego Narodu, gdyż ich kulturę postrzegał jako wyższą od polskiej. W jego ocenie bierność Polaków na ziemiach zachodnich mogła skutkować rychłą germanizacją i bezpowrotną utratą tamtych terenów.
Niemożliwe? A jednak! Niemcy już dawno udowodnili, że wcale nie trzeba toczyć z nikim wojny ani żadnego innego konfliktu zbrojnego, by skutecznie dbać o swój interes i poszerzać własną strefę wpływów. Dlatego stawiam tezę, że myśl Romana Dmowskiego, który uważał Niemcy za największe niebezpieczeństwo dla państwa polskiego jest nadal aktualna.
W dzisiejszych czasach najgroźniejszy jest ekspansjonizm ekonomiczny Niemiec skrzętnie realizowany przy pomoc Unii Europejskiej. Nasi zachodni sąsiedzi od wieków zgłaszali roszczenia terytorialne w stosunku do Pomorza Zachodniego, Wielkopolski, czy Śląska i nigdy nie godzili się z ich stratą. Podobnie jest i dzisiaj. Tyle że świat poszedł naprzód i do zrealizowania swoich imperialistycznych planów nie potrzeba 30 dywizji pancernych. Wystarczy rozum.
Pracowałem całe życie przeciw Niemcom, bo chciałem, żeby Polska żyła, zaś niemiecka polityka za cel sobie postawiła jej zgubę – pisał Dmowski. Patrząc na historię trudno nie zgodzić się z naszym mężem stanu. Niemcy od lat realizują swój Drang nach Osten, a robią to na wiele sposobów.
Najpierw wciągnęli Polskę do UE, dzięki temu mogli swobodnie przejmować polskie przedsiębiorstwa, wykorzystując tanią siłę robocza by pracowała na niemieckie PKB. Do 2013 roku zainwestowali w naszym kraju 23 mld euro, zaś tylko w roku ubiegłym było to 642 mln. Do niemieckich koncernów należą już takie marki jak towarzystwo ubezpieczeniowe Warta, rzeszowski Zelmer, czy państwowe Zakłady Chemiczne Zachem w Bydgoszczy, które z końcem zeszłego roku ogłosiły swoją upadłość…
Kolejnymi etapami cichej ekspansji były i wciąż są zgłaszane przez Związek Wypędzonych roszczenia wobec naszego rządu o zwrot utraconego majątku oraz nabywanie polskich gruntów przez niemieckie firmy. Rok temu już ponad 20 tys. mieszkań należało do obywateli RFN. Ponadto, warto przypomnieć sprawę dotyczącą wykupu gruntów państwowych w województwie zachodniopomorskim, gdzie polscy rolnicy nie byli w stanie rywalizować z ofertami składanymi przez niemieckich inwestorów, czego efektem było wykupienie przez nich ponad 300 tys. ha ziemi.
Należy wspomnieć również o polityce historycznej naszych sąsiadów. Jak wynika z opracowania Krzysztofa Marcina Zalewskiego, dążą oni do zrzucenia z siebie odpowiedzialności za II wojnę światową i postrzegania ich jako ofiar nazizmu(sic!), którego tak naprawdę nie chcieli. Można by w tym miejscu napisać jeszcze coś o serialu Nasze matki, nasi ojcowie, gdzie bohaterscy Niemcy bronią Żydów przed żadnymi krwi bandytami z AK, ale ten temat był już omawiany w innych miejscach, dlatego przejdźmy do kolejnej kwestii.
Jest nią przejmowanie polskich mediów. Mało kto wie, że dzienniki regionalne wychodzące w zachodnich województwach znajdują się w rękach koncernu Verlagsgruppe Passau. Mowa tu o: Polska Dziennik Bałtycki, Polska Dziennik Zachodni, Polska Głos Wielkopolski, Polska Gazeta Wrocławska, a oprócz nich również: Express Ilustrowany, Kurier Lubelski, Polska Dziennik Łódzki, Polska Gazeta Krakowska. Zaś od 2010 roku, niemiecka spółka Ringier Axel Springer jest właścicielem portalu onet.pl, oraz takich tytułów prasowych jak m.in.: Fakt, Przegląd Sportowy, Sport, Newsweek Polska oraz Forbes.
Jednakże, pomimo tak wielu logicznych argumentów wskazujących na ogromne zagrożenie ze strony Niemiec, wciąż za głównego wroga uważa się w Polsce Rosję, która przecież nie ingeruje tak agresywnie w polską gospodarkę. Niebezpieczeństwo nadciąga od zachodu, dlatego warto zwrócić uwagę na problem niepodległości ekonomicznej naszego kraju, gdyż jest to jedna z najbardziej istotnych kwestii dotyczących przyszłości narodu polskiego.

.