Kim są nadludzie?

Czy nietzscheański Ubermensch ma coś wspólnego z chrześcijaństwem? A czy można chociaż zobaczyć w chrześcijaństwie pewne podobieństwa? - Zobaczmy. Pytania o człowieka, pytania o istotę człowieczeństwa należą do podstawowych.

Po co komu etyka?

Czym jest etyka i moralność? Czy zastanawiamy się nad tym na co dzień, czy postępujemy etycznie? Właściwe po co moralnością mamy się przejmować, albo jakimś zbiorem zasad etycznych?

Wojna cywilizacji według Samuela Huntingtona

Jak żywa jest pamięć zbiorowa? Huntington stawia tezę, że w XXI w. wojna między różnymi cywilizacjami zajmie miejsce dziewiętnastowiecznych wojen narodowych i dwudziestowiecznych wojen między ideologiami.

Dlaczego kult Maryi wywołuje u niektórych taki sprzeciw?

Kult Maryi jest zjawiskiem szczególnym i niezwykłym w Kościele Rzymsko-Katolickim. Obecny kształt tego kultu zawdzięczamy tradycji, pobożności ludowej, dyskusjom teologów i soborom. Dlaczego kult Maryi jest dla wielu chrześcijan kontrowersyjny?

Ks. Nikos Skuras: "oczywiście, oczywiście..."

Ks. Nikos - zawsze mówi o tym że Jezus Cię kocha z twoimi grzechami, i przyjmuje zawsze do Swego Serca. Ale używa mocnych słów i dla wielu jest kontrowersyjny. Jak atomowa bomba

Inżynieria zniewolenia

"Jeśli diabeł jest obecny w naszej historii to jest nim zasada władzy" - Mikhail Bakunin. Czym jest inżynieria społeczna? Mało kto wie, że inżynieria społeczna jest opartą na nauce sztuką nakłaniania innych ludzi do spełniania życzeń i oczekiwań rządzących.

Adama Doboszyńskiego Modlitwa o Wielką Polskę

Autorem modlitwy jest Adam Doboszyński - wybitny Polak, brutalnie zamordowany przez komunistów. Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Świętej Jedyny, Panie Jezu Chryste i Ty, Najświętsza Panno Kalwaryjska z cudownego obrazu, raczcie wejrzeć na szczerość dusz naszych i na czystość dążenia naszego...

Liberalizm – definicja bestii

W encyklice Pascendi Dominis Gregis papież Pius X napisał, iż „największa i najbliższą przyczyną modernizmu jest bez wątpienia pewnego rodzaju wypaczenie umysłu”...

niedziela, 29 listopada 2015

Telewizja kłamie



Widzę jakąś niemoc intelektualną u zwolenników dawnego systemu utożsamianego z III-ą RP, co jest widoczne zwłaszcza w mediach głównego nurtu. Same gadające pseudo-autorytety i wycie na PiS. A szkoda, bo wiele się dzieje w przestrzeni publicznej i warto się nad tym zastanowić. Ja wiem, że myślenie nie jest mocną stroną tzw. lemingów, czyli głównie zwolenników upadłej Platformy Oszustów, zachęcał bym jednak do wysilenia mózgownicy - to nie boli. Powinna wtedy przejść ochota do czarnowidztwa i doszukiwania się wszędzie spisków Prawa i Sprawiedliwości i niby-knowań Prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

Dlatego chciałbym zainicjować temat "Wpływ mediów na kształtowanie naszych postaw, postrzeganie rzeczywistości i światopogląd". Zapraszam do dyskusji. W ramach wprowadzenia proponuję zapoznać się z pracą Magdaleny Różyckiej pt. "Społeczeństwo obywatelskie a media" - http://naukowy-przeglad-dziennikarski.org/nr/3-2013/2.pdf . Znajdujemy tam takie swierdzenie: "M. McLuhan: Każde medium jest przekazem w tym sensie, że każdy przekaz oprócz tego, co jest jego przedmiotem, prezentuje pewne, właściwe danemu medium jego ujęcie, czyli pokazuje go i uczy oglądać w specyficznej określonej przez medium postaci. Dlatego media, które ze względu na swą powszechność i stałość oddziaływania dominują w danej kulturze, w znacznej mierze decydują o tym, jak wygląda i czym jest dla nas otaczający świat”. Media ukazują nam nie tylko to, co widzimy i słyszymy, ale także kształtują w nas sposób widzenia i słyszenia. One „interpretują świat, wpływają na styl myślenia i zachowania ludzi".

Żeby się nie rozwodzić warto zauważyć, że gdzieś w tym wszystkim zatracono istotę mediów publicznych, tj. nieskrępowane prawo człowieka do dostępu do obiektywnej informacji, bez jej interpretacji, bez tłumaczenia mu jak ma to wszystko rozumieć. To de facto odebranie człowiekowi prawa do autonomicznego tworzenia sądów i postaw na podstawie tego co do niego wraz daną informacją dociera.

Podobno jedynie 30 procent odbiorców korzysta z innych źródeł informowania niż wszechobecna telewizja w jej głównym nurcie. Czyli jedynie co trzeci zagląda np. do Internetu aby dowiedzieć się czegoś więcej. Tymczasem główne media jak TVP i TVN docierają do prawie wszystkich.

Niestety przekaz tych stacji jest tendencyjny i mocno ograniczający zakres ważnych wydarzeń. Jest to choćby widoczne na przykładzie informowania o podróżach zagranicznych Prezydenta Dudy czy Ministra Spraw Zagranicznych Waszczykowskiego i niezwykle istotnych aspektach tych wizyt dla Kraju i Polaków (zob. http://zbigniewkuzmiuk.salon24.pl/682669,udana-wizyta-prezydenta-dudy-w-chinach ). Za to zamach na Trybunał Konstytucyjny jaki dokonała PO praktycznie nie istnieje w relacjach telewizyjnych, co więcej próbuje się narzucić odwrotną narrację marginalnej grupy, w tym nielicznych prawników związanych z dawnym układem władzy wg której jakoby to PiS dokonał pogwałcenia demokracji poprzez zamach na TK, gdy tymczasem jest to jedynie próba naprawienia tego co dawna władza uczyniła. Przy niedopuszczeniu głosów strony przeciwnej widz odnosi wrażenie, że jest to jedyne i słuszne rozumienie tego co się dzieje. Jednak tak nie jest.

Warto zauważyć, że wyborcy obecnego zwycięskiego obozu jaki sprawuje obecnie władzę ustawodawczą i wykonawczą w przeważającej większości uodpornili się na to mówią gadające pseudoautorytety w mediach reżimowych, często nazywanych ścierwomediami. Podobnie jak w czasach PRL-u żywe jest hasło: "telewizja kłamie!". Zwolennicy odchodzących w niebyt PO, SLD, Ruchu Palikota takich niezależnych kanałów dostępu do różnych informacji nie wypracowali.

Nie wiem czym wytłumaczyć to jednostronne widzenie świata i wiarę we wszystko co telewizja powie? - Może predyspozycją człowieka do wiary? Nie od dziś wiadomo, że ludzie są z natury religijni i nawet uważający się za niewierzących bądź ateistów mają swoje dogmaty w które ślepo wierzą. Tacy są np. wyznawcy sekty pancernej brzozy, wierzący bezkrytycznie niejakiemu Laskowi i Anodinie; tacy są też wyznawcy LGBT mnożący np. płcie ludzkie. Ile już utworzyli tych płci, doprawdy trudno zliczyć - pogubiłem się. Jak też zwolennicy aborcji, którzy wbrew nauce a nawet ONZ nie wiadomo dlaczego odmawiają uznania, że człowiekiem się jest od chwili poczęcia. Albo miłośnicy multi-kulti w wyniku fałszywie pojętego altruizmu celowo nie odróżniający uchodźców od emigrantów ekonomicznych. Te przykłady można mnożyć. Wspólnymi cechami tych postaw są relatywizm, pogarda dla wartości ogólnoludzkich, tradycji i nie respektowanie ustalonej przecież hierarchii wartości. Widocznym efektem jest destrukcja cywilizacji w której żyjemy. A może komuś na tym zależy, no bo jak inaczej wytłumaczyć np. brak informacji, że na świecie co 5 minut ginie wyznawca Chrystusa; za to chętnie nagłaśnia się rzekomą powszechną nietolerancję wobec homoseksualistów, a nawet celowo kształtuje fałszywy obraz, że ksiądz = pedofil? / http://krakow.gosc.pl/doc/2845701.Co-5-minut-ginie-wyznawca-Chrystusa

Ale wróćmy do przykładu fałszowania przekazu informacji przez środki masowej komunikacji. Oto Prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński (niegdyś członek PZPR, a nawet sekretarz POP) popisał się chamską odzywką pod adresem dziennikarki: „pewnie Pani wie dlaczego musiałem wyjść (…) chyba, że Pani jest głucha” (źródło: https://www.youtube.com/watch?v=6P2S1lZyNQw&sns=tw ). Tymczasem w „Wiadomościach” TVP zaprezentowano tylko część tej wypowiedzi (ok. 3 minuty 50 sekundy programu) pomijając bulwersujący fragment „chyba, że Pani jest głucha”. To skandaliczne zachowanie „Wiadomości” - nie pokazali prawdy o tym kim okazał się szef TK. A wydawało by się, że osoba piasująca tak zaszczytny urząd w państwie powinna mieć najwyższe morale i nieskazitelną przeszłość. Nie mówiąc już o bezstronności, co jest kluczowe u sędziego. Dlaczego więc tych cech u Rzepińskiego brak?

Oficjalne media utwierdzają nas w przekonaniu, że w Trybunale zasiadają nieomylni i apolityczni sędziowie których oświecił Duch Święty i mogą decydować o wszystkim - od zakresu działalności Prezydenta po pieniądze obywateli w OFE. Rzeczywistość jest niestety zupełnie inna. Ową "nieomylność" i "apolityczność" zaprezentowali np. w jawnie niesprawiedliwym wyroku uznającym kradzież środków obywateli zgromadzonych w OFE za legalne. Owi podobno nieomylni i jakoby apolityczni sędziowie wydali wyrok na polecenie ówczesnej władzy i przeciwko obywatelom, którzy te środki utracili. To wyrok urągający elementarnemu poczuciu sprawiedliwości; każdy przecież wie doskonale, że jak złodziej zabierze komuś pieniądze to trzeba takiego złapać i ukarać. Musi też wynagrodzić krzywdy jakie wyrządził, czyli musi zwrócić to co ukradł. Owi sędziowie dali wyraz temu, że państwo jest ważniejsze od obywateli. Takie działanie ma swoją nazwę - to totalitaryzm. To idzie niestety dalej - np. władze Gdańska chcą zakazać manifestacji przeciwko przyjmowaniu nielegalnych imigrantów: http://www.radiomaryja.pl/informacje/wladze-gdanska-chca-zakazac-antyimigranckich-manifestacji/ . To już zamordyzm.

Wracając do mediów warto zastanowić się czemu one służą lub mają służyć? Państwu, czy obywatelom? Czy powinny być wolne i obiektywne, czy raczej mają wybierać, selekcjonować informację na określone zamówienie i narzucać odbiorcom interpretację?

No i czy nam i każdemu z osobna tak naprawdę zależy na poznawaniu prawdy, na dokonywaniu krytycznej oceny przekazu? Na dyskusji i ścieraniu się poglądów? W przeciwnym razie niezadowolonym może wystarczą głupawe memy "kaczora" i odliczanie dni do końca PiS nie wiadomo po co?

poniedziałek, 9 listopada 2015

Putin posłańcem Azraela w Syrii?

Azrael - to anioł śmierci i Dnia Sądu Ostatecznego (arab. عزرائیل – ten, któremu pomaga Bóg), również: Azra'il, Izra'il . W Koranie pojawia się jako Malaikat Maut (dosłownie: anioł śmierci) (Koran 32:11 - w Koranie nie wymienia się go z imienia - jest wspominany jako „anioł śmierci” (malak al-mawt)). Jego funkcja anioła śmierci wiąże się z mitem o stworzeniu człowieka, któremu Bóg dał władzę nad ludzkimi duszami po ich śmierci. Według mitów ludowych kultury islamskiej strzeże tablicy, na której zapisane są imiona i losy wszystkich ludzi, którzy żyli, żyją i będą żyć – od pierwszej pary aż do końca świata.

- źródło: Wikipedia

W mistyce żydowskiej Azrael jest ucieleśnieniem zła, geniuszem śmierci. Właśnie Azrael miał być czwartym aniołem, któremu udało się przynieść Bogu garść ziemi, z której następnie został stworzony Adam. Ma on mieć "siedemdziesiąt tysięcy stóp i cztery tysiące skrzydeł, a w jego ciele znajduje się tyle oczu i języków, ile żyje ludzi na świecie."

Imię Azarel widnieje na piątym pentagramie Księżyca (Mathers, The Grea-ter Key of Solomon).

Co Azrael ma wspólnego z chaosem?



- Oto Julia Wang, lat 33, modelka, zwyciężczyni słynnej "Bitwy Ekstrasensów" w Rosji z 2014 roku. Posiada niezwykle zdolności paranormalne, sprawdzone także przez Sceptyków - Profesjonalistów, obecnych zawsze obowiązkowo w tym programie. Uwielbiana przez Tłumy. Zaprzedana i propagująca Zwycięstwo Ducha Chaosu (co widać na zdjęciach). Ulubiona liczba (co ogłosiła publicznie) - 666. Można ją znaleźć w jednym z jej adresów mailowych.

Oto tematy do których odsyła Julia, na swoich stronach:
#‎ДжулияВанг‬ ‪#‎JuliaVang‬ ‪#‎ДжулиВанг‬ ‪#‎djulivang‬ ‪#‎abyss‬ ‪#‎chaos‬ ‪#‎gothic‬‪#‎духхаоса‬ ‪#‎Lucifer‬ ‪#‎Хаос‬ ‪#‎Бездна‬ ‪#‎Люцифер‬ ‪#‎astral‬ ‪#‎астрал‬‪#‎Julia_Vang_Official‬

Kim dla Julii Wang jest Duch Chaosu? Albo co Azrael ma wspólnego z chaosem? Dla przykładu w grze Chaos Legion Azrael to duch chaosu, ale to tylko gra.

Podobne powiązanie znajdujemy również w operze "Cesarz Atlantydy" Victora Ullmanna, powstałej w 1943 r. w Theresienstadt, hitlerowskim obozie koncentracyjnym.  Śmierć symbolizowana przez Azraela przedstawiana jest jako nieuniknione fatum, które ciąży nad losem każdego człowieka; jest to siła okrutna i nieubłagana, która „zabija i porywa dusze”. Motyw Azraela rozbrzmiewa w postaci „archanielskiej trąby”, o której mowa w proroctwie dotyczącym losu anioła śmierci: „umrze ostatni, kiedy drugi raz zabrzmi trąba archanielska”. Przywołuje to kontekst sytuacji apokaliptycznej i związanej z nią ostatecznej zagłady ludzi. Interpretować też można to jako sugestię powiązania gwałtownej formy śmierci z wydarzeniami wojennymi, które z uwagi na rozmiar i charakter (wojna „wszystkich ze wszystkimi”) zyskują wymiar wojny ostatecznej – Armagedonu.

Z budowy motywu chaosu oraz kontekstu okoliczności, jakim towarzyszy, można wywnioskować, że za jego pośrednictwem manifestowana jest obecność drugiego z aniołów Apokalipsy – Abbadona, anioła przepaści, otchłani, „burzyciela porządku” i niszczyciela (Exterminans).

- źródło: http://www.resfactanova.pl/pliki/archiwum/numer_23/RFN23%20Gaul%20-%20Symbolika%20opery%20Cesarz%20Atlantydy.pdf

Teoria chaosu powstała na gruncie nauk ścisłych. Podwaliny pod nią stworzył Edward Lorenz, który analizował modele prognozowania pogody. Przez przypadek odkrył, że bardzo mała zmiana danych wejściowych może spowodować kolosalną, zupełnie niespodziewaną różnicę w wynikach końcowych. Tyczy się to szczególnie układów dynamicznych, mających odzwierciedlenie między innymi w zmianach pogody. Zależności prowadzące do takiego, a nie innego obrotu sprawy, są bardzo skomplikowane i nawet miniaturowa modyfikacja jednego z czynników może spowodować, że zamiast bezwietrznej pogody nadejdzie tornado.

Aby zilustrować teorię chaosu na poziomie pogody, ułożono alegorię zwaną „efektem motyla”. Zakłada ona, że czynnik tak miniaturowy, jak trzepot skrzydeł owada w jednym miejscu, może być tym, co przeważy o powstaniu tornada w innym, bardzo odległym miejscu. To oczywiście tylko opowiastka i realne wpływy nie są aż tak kolosalne, ale przekaz jest jasny. Choć z daleka zmiany pogody mogą wydawać się losowe, są one jednak kompletnie przewidywalne, a złudzenie nieprzewidywalności jest tylko pokłosiem naszej ograniczonej wiedzy na temat wielkiej liczby czynników pośredniczących w powstawaniu tego przykładowego tornada. W rzeczywistości w atmosferze zachodzi mnogość procesów, które czasem się wzajemnie wzmacniają, a czasem osłabiają. Gdybyśmy mogli poznać i dokładnie określić siłę ich wszystkich, złudzenie losowości kompletnie by zniknęło, a prognozy zawsze by się sprawdzały.

Dzisiejsza nauka, zwana też „nową nauką”, odchodzi i przekracza dotychczasową wiedzę wraz z jej tradycyjnymi aksjomatami i porusza się po obszarach, które laikowi wydawać się muszą "paranormalne". Naukowcy też mają swe przekonania, lecz trudno je nazwać wiarą - trudno w coś wierzyć, gdy się to wie... Teoria Chaosu - która opiera się na założeniu, iż możliwe jest dokonywanie pomiarów, kontrolowanie lub odtwarzanie matematycznie nieprzewidywalnego zachowania się układów lub przebiegu zjawisk (procesy chaotyczne można zaobserwować np. w przebiegu zjawisk atmosferycznych bądź w turbulencjach ruchliwych cieczy, kiedy to ledwie dostrzegalne zakłócenia warunków początkowych powodują znaczące zmiany w końcowych stadiach ruchu; istnieje poetyczna wizja motylego skrzydła, które wprawione w ruch w Afryce wpływa na przebieg globalnych zjawisk klimatycznych) - po prostu dezaktualizuje większość naszych dotychczasowych poglądów, przekonań i tradycyjnych wiar zbudowanych na starych paradygmatach, zupełnie nieprzystawalnych jako narzędzia do dzisiejszych problemów, potrzeb, pytań i odkryć.

Dlaczego tak się dzieje? Co się stało? Otóż "odpowiedzialne" są tu pospołu: fizyka kwantowa, relatywizm nauki, zasada nieokreśloności Wernera Heisenberga (teoria mówiąca, iż obserwacja danego procesu nieuchronnie oddziałuje na ten proces, a zatem wyniki takiej obserwacji są zawsze wartościami relatywnymi, nie absolutnymi), zasada antropiczna (zespół teorii fizycznych i kosmologicznych głoszących, że obecność człowieka (gr. anthropos) we wszechświecie nie jest przypadkowa, a człowiek jako obserwator kosmosu jest czynnikiem determinującym prawdopodobieństwo w fizyce, ma on też zasadniczy wpływ na powstawanie rozmaitych zjawisk we wszechświecie, przetwarza i przekazuje informacje, co byłoby potwierdzeniem Einsteinowskiej koncepcji czasoprzestrzeni), a także wynikająca z tego wszystkiego "nowa kosmologia".

Teoria chaosu stała się jedną z trzech (obok Teorii Względności i Mechaniki Kwantowej) największą rewolucją w nauce XX wieku, jednak w odróżnieniu od wyżej wymienionych dotyczy ona wszystkiego (tamte odpowiednio: fizyki; fizyki, chemii, biologii). Rewolucja ta polegała na odkryciu że bardzo proste formuły matematyczne prowadzą do chaosu (wcześniej uważano że układy są skomplikowane ponieważ opisują je skomplikowane formuły matematyczne.

Dokonując analizy wyłącznie na bazie fizyki (szczególnie dynamiki) rozróżniamy trzy możliwe typy zachowań układów dynamicznych: periodyczne (włączając tu niezależne od czasu), quasiperiodyczne i chaotyczne. Zachowanie quasiperiodyczne jest złożeniem przebiegów periodycznych o niewspółmiernych częstościach.

Zachowanie chaotyczne charakteryzuje się niestabilnością (brakiem stanu równowagi, nie trwałością) rozwiązań równania ruchu ze względu na warunki początkowe. Oznacza to, że dowolnie mała zmiana stanu początkowego prowadzi po jakimś czasie do jakościowych zmian trajektorii.

Chaos w równaniach ruchu można wykryć numerycznie za pomocą tzw. wskaźników Lapunowa. Bada się mianowicie zależność od czasu różnicy dwóch trajektorii, początkowo bardzo małej. Ta różnica jest parametryzowana jako exp(at), gdzie a jest wskaźnikiem Lapunowa. Jeśli a>0, mamy do czynienia z chaosem.

Chaos nie występuje w układach, opisanych liniowymi równaniami ruchu. Na przykład rozwiązania równania dx /dt = ax nie uważamy za chaotyczne. Zwykle dyskutuje się przypadki, kiedy trajektoria jest ograniczona w przestrzeni.

Jednym z najsłynniejszych przykładów zachowania chaotycznego są rozwiązania równań Lorentza. Są to trzy nieliniowe równania różniczkowe pierwszego rzędu, skonstruowane z myślą o modelowaniu zjawisk atmosferycznych.

źródło: http://www.fizykon.org/fiz_wspolczesna/teoria_chaosu.htm

Nie ma chyba jednak bardziej dynamicznego układu niż życie człowieka, ponieważ na nasz los wpływa nieskończona liczba czynników. Jedne z nich są mniej, inne bardziej ważne, ale czasem nawet bardzo niewielka zmiana okoliczności kieruje nas na zupełnie inne tory. Teorię chaosu na poziom ludzkich losów próbowało przełożyć już wielu pisarzy i reżyserów. Najbardziej znanym jest chyba „Efekt motyla”, produkcja z 2004 roku. Niestety, film ten jest sprowadzeniem teorii chaosu do poziomu głupkowatego amerykańskiego nastolatka, a sama idea tego dzieła na poziomie logicznym zupełnie się rozsypuje. Fabuła opowiada o człowieku, który potrafi zmieniać swoje wspomnienia, co przekłada się na sytuację, w której znajduje się już w dorosłości. Cofając się do kluczowych wydarzeń w przeszłości i zmieniając ich bieg, odkrywa, że wszystko poszło nie tak, jak zaplanował, bo dzięki efektowi motyla zaistniały jakieś nieprzewidziane okoliczności, które pchnęły koleje jego życia na nieprzewidziane tory. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że w każdej z alternatywnych rzeczywistości ci sami bohaterowie studiują (żeby było śmieszniej – psychologię) na tej samej uczelni, zmienia się tylko układ, kto z kim sypia. W rzeczywistości teoria chaosu spowodowałaby, że w odmiennych realiach byliby zupełnie innymi ludźmi – tworzyliby inne związki, rozwinęli w sobie inne zainteresowania, uczyli się w różnych miejscach. Tymczasem w filmie zmienia się tylko jeden parametr, a reszta stoi w miejscu, co jest właśnie zaprzeczeniem efektu motyla.

W rzeczywistym świecie nie możemy modyfikować przeszłości i sprawdzać różnych alternatyw. Wystarczy wyobrazić sobie jednak, że Hitler walcząc podczas pierwszej wojny światowej dostałby odłamkiem szrapnela, czego oczywiście był bardzo blisko, tak jak i innych okoliczności, w których mógł ponieść śmierć lub zostać kaleką. Kaleką, który nie mógłby być wzorem siły Aryjczyka. Na to, że pocisk spadł w tym a nie innym miejscu, miało wpływ tysiące, a gdyby przyjrzeć się bliżej – miliony, miliardy i biliony czynników. Celowniczy mógł choćby podrapać się po nosie, ustawiając korbkę wysokości lub zrobić cokolwiek innego, co choćby minimalnie zmieniło warunki wystrzału. Inna wilgotność powietrza, mały podmuch wiatru lub cokolwiek, co wpłynęło na ustawienie działa. Miliardy możliwości, z których każda powstała w wyniku splotu miliardów poprzednich czynników, z których każdy też był rezultatem miliardów przypadków itd. Nie potrzeba nawet iść tak daleko, wystarczyłoby, żeby Hitlera przyjęto na Akademię Sztuk Pięknych, a nie byłoby dzisiaj ani Ciebie, ani mnie, ani wszystkiego tego, co znamy. Znaczy coś by było, ale w zupełnie innym wydaniu.
Na czynniki takie, jak tor lotu pocisku artyleryjskiego, nie mamy żadnego wpływu. Co jednak z ludźmi i ich wewnętrznym światem? Adolf Hitler wcale nie musiał być potworem. Jego psychika także ukształtowała się w wyniku skomplikowanych procesów, które bardzo trudno odtworzyć. Ludzki umysł to układ pozornie chaotyczny. Ale – jak już wiemy – losowość jest tylko złudzeniem. Gdybyśmy umieli odtworzyć wszystkie świadome i przede wszystkim nieświadome procesy, mogli gruntownie poznać wszystkie ważne doświadczenia z przeszłości, nasza psychika okazałaby się równie przewidywalna jak procesy fizyczne, takie jak choćby wspomniana pogoda. W praktyce w pełni nigdy nie jest to realne, a nawet wyrysowanie głównych procesów i schematów, które nas ukształtowały, jest strasznie trudne. Trudne, ale jednak możliwe. Teorią chaosu na poziomie psychiki jest psychologia głębi, czyli termin zawierający w sobie wszystkie formy i szkoły psychoterapii, które wyrosły z psychoanalizy, a także wiele teorii zupełnie już od niej odległych.



Podobnie wytłumaczalne jest zło, które znamy z kart historii. Wlad Tepes, książę wołoski i pierwowzór filmowego hrabiego Drakuli, faktycznie lubował się w zadawaniu cierpienia. Uwielbiał wbijać ludzi na pal, co polega na wprowadzeniu naostrzonego drąga przez odbyt do wnętrzności.

Całkiem naturalne jest tu falliczne skojarzenie, tym bardziej, że Wlad był przetrzymywany w dzieciństwie jako zakładnik na dworze sułtana tureckiego. W tamtym świecie seksualne wykorzystywanie dzieci nie było niczym nadzwyczajnym, jednak dla syna arystokratycznej rodziny musiało być ogromną traumą. Traumą, która mogła być wyciszona tylko przez identyfikację z agresorem i zrobienie tej samej krzywdy swoim wrogom. Z tą różnicą, że penis został zamieniony w pal, który Wlad w ciągu swojego panowania kazał wbić w odbyt tysiącom ludzi.

Życie wydaje się chaosem. Otacza nas nieustanny trzepot skrzydeł – motyli, ptaków, a czasem nawet jakichś gigantycznych smoków. Świadomość to tylko czubek góry lodowej, której znakomita większość ukrywa się pod wodą. Tak też nasza psychika pokazuje nam tylko niewielki swój fragment, resztę skrywając w odmętach nieświadomości. Na co dzień nie musimy widzieć tego, co kryje się pod powierzchnią. Często nawet nie powinniśmy, aby te – nie przypadkiem wyparte – treści nie rozbiły naszej osobowości. Ale sensowne poznawanie ciemnej głębi nas samych może być pomocne. Szczególnie wtedy, kiedy próbujemy się zmienić i świadomie zejść z drogi, która na skutek wielu zrządzeń losu nas prowadzi. Podobnie ciekawie jest móc zrozumieć innych, nawet jeśli oni sami się do końca nie rozumieją. Psychika człowieka jest układem niebywale złożonym, ale jednak logicznym. Im więcej puzzli znamy, tym lepiej potrafimy wyobrazić sobie, co przedstawiałby w pełni ułożony obraz. Obraz psychiki konkretnego człowieka, który z prawdziwym, nieprzewidywalnym chaosem nie ma tak naprawdę nic wspólnego.

źródło: http://3dno.pl/teoria-chaosu/

Wygląda to tak, że życie zawęża nam wybór dróg, które możemy wybrać, ale na każdym życiowym "skrzyżowaniu" mamy jednak pewne pole do manewru. To trochę tak jak w teście "Pyłek na wietrze" - choć gna nas wiatr życia, to przy odrobienie wysiłku i dobrej woli możemy nieco zmienić swój kierunek lotu.

Inaczej takie myślenie nie miałoby sensu, bo redukowałoby się do absurdu - nawet to, że się nad tym zastanawiamy musiałoby być nam "pisane", tak jak i każda myśl itp. itd. W rzeczywistości stajemy przed różnymi wyborami i z naszej perspektywy podejmujemy decyzje, które przekładają się na nasze dalsze losy. I choć zakres tej wolnej woli jest stosunkowo niewielki, to jednak nie wszystko jest z góry napisane przez przeszłość.

Może z punktu widzenia hipotetycznego Boga wyglądałoby to zupełnie inaczej, ale wolimy raczej skupiać się na swoim tu i teraz niż rozważać coś, co nijak nie może być rozstrzygnięte.

Mechanika kwantowa zna procesy niedeterministyczne, nawet na ich kanwie powstały filmy.

Ludzki umysł to układ pozornie chaotyczny. Ale – jak już wiemy – losowość jest tylko złudzeniem. Gdybyśmy umieli odtworzyć wszystkie świadome i przede wszystkim nieświadome procesy, mogli gruntownie poznać wszystkie ważne doświadczenia z przeszłości, nasza psychika okazałaby
się równie przewidywalna jak procesy fizyczne, takie jak choćby wspomniana pogoda.

Co do teorii chaosu - obecnie poziom wiedzy w dziedzinie fizyki wzrósł ze względu na prowadzone w skali mikroskopowej badania i powstanie fizyki kwantowej. Teoria chaosu zakłada, że obserwowana przez nas losowość jest złudzeniem, ponieważ w rzeczywistości mamy do czynienia z chaotycznym, ale deterministycznym ruchem. Fizyka kwantowa temu zaprzecza, ponieważ odrzuca determinizm. Na poziomie kwantowym występuje prawdziwa, a nie złudna losowość, ponieważ aby opisać tą mikroskopową rzeczywistość za pomocą matematyki, musimy sięgnąć właśnie po pojęcia prawdopodobieństwa, losowości - inaczej otrzymane przez nas wyniki będą nieprawdziwe, tzn. niepokrywające się z doświadczeniem.

Gdyby porównać ludzką psychikę do teorii chaosu, to to porównanie lepiej oddaje istotę rzeczy (są miedzy sobą bardziej skorelowane niż ludzka psychika i fizyka kwantowa) czy też z innych powodów (typu teorię chaosu łatwiej wyjaśnić, więc lepiej nadaje się na analogię?).
Jeślibyśmy porównali ludzką psychikę do fizyki kwantowej, to straciłoby na aktualności twierdzenie, że możemy ją w pełni poznać, mając wystarczającą ilość informacji.

Nie jest jednak tak że chaos jest złudzeniem, to człowiek gdy tylko spojrzy natychmiast porządkuje chaos, bo ile jest liści na drzewie, ile kot ma włosów sierści, ile jest zadrapań na ścianie itd. Nikt nie jest w stanie uchwycić chaosu nas otaczającego bo tego jest zbyt wiele, ile robaków jest w trawie, więc z chaosu dziejących się rzeczy natychmiast wyciągamy porządek a reszta wchodzi w niebyt, ale żeby dany element nam się narzucił, żeby wywarł wrażenie musimy do niego wrócić , to się dzieje bardzo szybko, jak obsesja która nas nachodzi i nie puszcza, a tym etapie rzeczywistości wszyscy jesteśmy szaleńcami. Nie bez powodu geniusze to w większości ludzie zaburzeni, bo kto by się zastanawiał dlaczego jabłko spadło mu na głowę i cel tego spadania. Następnie nasz wyciągnięty z chaosu porządek nie jest tylko w nas, ale funkcjonuje w przestrzeni jako determinant, część naszej psychiki /kwanty/jest w przestrzeni i potrafi bardzo zarażać innych, którzy dotknięci determinizmem porządkują się zgodnie z nim na jakiś czas.

Bóg jest tym, który porządkuje chaos: „A ziemia była pustkowiem i chaosem; ciemność była nad otchłanią, a Duch Boży unosił się nad powierzchnią wód. I rzekł Bóg: Niech stanie się światłość. I stała się światłość. I widział Bóg, że światłość była dobra. Oddzielił tedy Bóg światłość od ciemności.” I Moj. 1:2-4

Chaos, pomieszana dusza z duchem, emocje z wiarą, i tym podobne stany są wielkim wrogiem chrześcijaństwa. Szatan jest autorem chaosu, również w naszym życiu i potrzebujemy uporządkowania.

Putin, angażując się w awanturę w Syrii i mordując Syryjczyków, w tym niewinnych cywilów - kobiety i dzieci staje po ciemnej stronie mocy; staje się narzędziem szatana. Kto pamięta przepowiednie dotyczące zburzenia Damaszku i rozpętania III-ej Wojny Światowej, która miała się rozpocząć od Syrii?

O jaki chaos chodzi w teorii chaosu? Najpierw trzeba zauważyć, że jest to chaos określany przymiotnikiem deterministyczny. Ten dziwny związek znaczeniowy jest usprawiedliwiony naturą mechanizmów, które znajdują się u źródła omawianego zjawiska. Istnieje uniwersalny mechanizm powstawania chaosu deterministycznego (w szczegółach jest on realizowany na różnych drogach).
Teoria chaosu nakłada epistemiczne granice na poznanie naukowe makroświata. W tym punkcie trzeba przede wszystkim odnieść się do kwestii przewidywalności. Omawiana teoria sugeruje potrzebę wyróżnienia różnych typów przewidywalności (przewidywalność „w zasadzie”, „w praktyce”, krótko– i długo–okresowa) i nieprzewidywalności.

źródło: http://dokumenty.upjp2.edu.pl/czasopismo_artykul/8a5f7111e5ec2c3ed77ea3120fa9e0da.2.Poznanski.pdf

Do czego jeszcze można wykorzystać Teorię Chaosu? - Do modelowania przyszłości.
- Putin zapewne to wie:

  • Przyszłość przesądzono…
  • Przyszłość zależy tylko od nas…

- Między tymi dwoma prawdami nie ma granicy. To dwa przeciwne potoki, w których rodzi się nasza rzeczywistość. Mamy możliwość zarówno przewidywać przyszłość jak i ją budować! I robimy te działania jednocześnie. Zechcieć to poczuć jest proste, po prostu wykonując proste działania, ale nie ciałem, a świadomością.

Bestseller Vitaliya Giberta (w Rosji przez 9 miesięcy sprzedano ponad 100 000 egzemplarzy), laureata 11. edycji rosyjskiego teleturnieju „Bitwa ekstrasensów”, który wygrał go nieprawdopodobną ze statystycznego punktu widzenia 95 procentową ilością głosów telewidzów, co, jak twierdzi, sam wymodelował (wyobraźmy sobie polityka lub partię, która w normalnych wyborach wygrywa taką przewagą). Książka Vitaliya Giberta przenosi nas do czasów szczęśliwego dzieciństwa, do tych odczuć, kiedy bez lęku o przyszłość bujaliśmy się na huśtawce, z głową w chmurach przemierzaliśmy ukwiecone polany, robiliśmy tylko to, co chcieliśmy, niczego nie musieliśmy i wiedzieliśmy dokładnie, gdzie schowano przed nami słodycze. Dorastając, zapominamy niestety o tych prostych zasadach prowadzenia beztroskiego życia, w którym wszystko układa się tak dobrze, jakby było zaczarowane. Przejmujemy wszystkie błędy świata dorosłych, razem z ich niepewnością, obawami, pseudo wartościami i... cierpieniem. Bo podobno takie właśnie jest dorosłe życie. Nie trzeba zgłębiać wiedzy tajemnej na specjalnych kursach ani jeździć na kraj świata do oświeconych mistrzów duchowych w poszukiwaniu wiedzy, która przecież od dnia narodzin znajduje się w naszym wnętrzu.

***

Na zaciemnionym parkingu stoi kilkanaście samochodów. Pomiędzy nie wprowadzony zostaje między innymi młody człowiek o jasnym, przenikliwym spojrzeniu. Ma wskazać, w bagażniku którego samochodu ukryty jest człowiek. Przechodzi obok kilku pojazdów, potem wskazuje na jeden z nich. Po chwili zostaje otwarty bagażnik wskazanego pojazdu. Pytany nie pomylił się – wskazał poprawnie samochód, o który chodziło.

Czy to scena z filmu gangsterskiego? A może informator policji wskazywał miejsce ukrycia narkotyków? Albo ktoś szukał miejsca ukrycia okupu? Nic z tych rzeczy. To scena z rosyjskiego widowiska „Bitwa ekstrasensów” – najbardziej niezwykłego, zagadkowego, a niektórzy twierdzą, że zachwycającego teleturnieju, jaki widziała rosyjska telewizja. W tym zadaniu oczywiście żaden z ekstrasensów nie wiedział, jaka jest poprawna odpowiedź – a przynajmniej tak twierdzą organizatorzy widowiska.

Opisywanym człowiekiem jest Vitaliy Gibert, jeden z najmłodszych, a jednocześnie najbardziej ostatnio znanych – w dużej mierze dzięki telewizji – rosyjskich ekstrasensów. To on zwyciężył w 11 sezonie wyżej wymienionego teleturnieju, przechodząc wcześniej pomyślnie przez wiele castingów. Jednocześnie, pośród wielu innych, z których wielu śmiało można określić mianem dziwaków, Gilbert wygląda właściwie jak normalny, niczym nie wyróżniający się chłopak.

Przedstawiany jest jako młody ezoteryk i mistyk, aktywnie zajmujący się uzdrawianiem. Mimo tworzenia wokół siebie odrobiny blichtru, ma opinię przyciągającego do siebie wyłącznie pozytywne emocje i ludzi, wśród których nie da się nie zauważyć sporej liczby przedstawicielek płci pięknej.
Vitaliy nie uważa się za czarodzieja, wiedźmina czy nadczłowieka. Według swoich słów jest jedynie „przewodnikiem wyjaśniającym połączenia pomiędzy dwoma różnymi, ale ściśle ze sobą związanymi światami, dwoma wymiarami”. Zaprzecza, jakoby mógł uzdrowić śmiertelnie chorego człowieka, tak samo jak nie może nikomu zapewnić rozwoju kariery czy bogactwa. Twierdzi, że zajmuje się jedynie sprawami na poziomie duchowym i nie zajmuje się problemami świata materialnego. Ale że łączą się one ze sobą, efekty mogą być różne...

Jednocześnie Gibert twierdzi, że z dowolnymi problemami człowiek może poradzić sobie sam, że jest Panem i Władcą swojego świata, własnej rzeczywistości, w której żyje. Jedyne, co robi, to podpowiadanie mu odpowiedniego kierunku i tego, jak dokładnie rozpocząć poruszanie się po ścieżce prowadzącej do własnego celu, bo, jak twierdzi, „właśnie ten start jest głównym problemem całej ludzkości i właśnie pomocą w jego rozpoczęciu się zajmuje”.

Vitaliy nie jest pierwszą osobą, która pisze, że własnymi myślami tworzymy nasz świat. Przypomina się w tym momencie wiele osób, które twierdziły podobne rzeczy, przewijające się w książkach Carlosa Castanedy czy tytułach takich jak „Transerfing rzeczywistości” lub – o wiele prostszy do zrozumienia – „Sekret”.

Żeby to zilustrować Vitaliy przytacza taką przypowieść: „Pewnego razu osioł wpadł do studni i zaczął głośno ryczeć, wzywając pomocy. Na jego krzyki przybiegł właściciel i rozłożył ręce – przecież nie da się wyciągnąć osła ze studni.
Wówczas gospodarz pomyślał: „Mój osioł jest już stary i niewiele życia mu zostało, a ja i tak chciałem kupić nowego, młodego osła. Ta studnia całkiem już wyschła i już dawno chciałem ją zasypać oraz wykopać nową. Czemuż by więc nie upiec dwóch pieczeni przy jednym ogniu – zasypię starą studnię i jednocześnie pochowam osła”.
Niewiele myśląc, zaprosił swych sąsiadów, wszyscy zgodnie chwycili za łopaty i zaczęli wrzucać ziemię do studni. Osioł od razu zrozumiał, co jest grane, i zaczął głośno ryczeć, ale ludzie nie zwracali uwagi na jego krzyk rozpaczy i milcząc, wrzucali ziemię do studni.
Jednak osiołek bardzo szybko umilkł. Kiedy gospodarz zajrzał do studni, ujrzał następujący widok: każdy kawałek ziemi, który spadał na grzbiet osiołka, ten strząsał i udeptywał. Po jakimś czasie, ku powszechnemu zdziwieniu, osiołek znalazł się na powierzchni i wyskoczył ze studni!”.

Jaki stąd morał?
- „W naszym życiu zdarza się wiele różnych nieprzyjemności i w przyszłości możesz przyciągać do siebie coraz to nowe. I za każdym razem, kiedy spadnie na Ciebie kolejna gruda, pamiętaj, że możesz strząsnąć ją i właśnie dzięki niej wznieść się nieco wyżej. W ten sposób stopniowo zdołasz wydostać się z najgłębszej studni problemów”.
Być może fragment ten brzmi dla nas dziecinnie i banalnie, ale biorąc pod uwagę całą książkę, wcale się taka nie wydaje.

Jakie jeszcze są poglądy autora?
- „Nie wierzę w przeznaczenie i los. Uważam, że to największa brednia na naszej planecie. Nic nie jest wcześniej określone, możesz uzyskać wszystko, czego chcesz. Wszystko zależy od Twojej fantazji. Potwierdzeniem są przykłady założycieli takich koncernów jak Apple i Microsoft. Ludzie wymyślają uzasadnienie dla swego lenistwa, mówiąc o ludziach sukcesu: „Jemu się udało”, „Pewnie z kimś się przespała” itd. Najważniejsze, żeby odnaleźć samego siebie i kochać swą pracę. To, czym ja się zajmuję, przynosi mi kolosalne zadowolenie. Moje życie jest moją radością. Nie od razu do tego doszedłem. Niestety wielu ludzi wybiera pracę i partnerów umysłem, a nie sercem”.

Czy Vitaliy Gibert jest jedynie postacią wylansowaną przez telewizję? Czy ktoś chciał jedynie na nim zarobić, jednocześnie dostarczając rozrywki gawiedzi? A może w czasie trwania teleturnieju, przechodząc liczne próby, wśród których było między innymi wyjście ze skomplikowanego „labiryntu Minotaura” (co zresztą zrobił najkrótszą drogą) czy określenie, co kryje się za ciemną, nieprzenikliwą szybą, znał odpowiedzi na zadawane pytania, bo został o tym przez kogoś z góry uprzedzony. Czy dlatego wygrał rosyjską „Bitwę ekstrasensów”?

Rzecz ciekawa, że Vitaliy wygrał przewagą 95% głosów telewidzów. Aż taka przewaga i jednomyślność głosujących, teoretycznie niemożliwa ze statystycznego punktu widzenia wszystkich zadziwiła. W finale teleturnieju jego rywalami byli naprawdę mocni ekstrasensi o imponujących zdolnościach. W swej książce Vitaliy twierdzi, że wymodelował sobie przewagę głosów wynoszącą 95%. Twierdzi też, że jego technika, którą przybliża w książce, jest niezwykle szybka i efektywna. Nazywa ją modelowaniem, by odróżnić to od powszechnie znanych „wizualizacji”.

źródło: http://www.transerfing.pl/index.php/modelowanie-przyszlosciczy-mozna-cos-jeszcze-napisac-o-zarzadzaniu-swoim-losem.html

Modelowanie rzeczywistości to nie tylko jej opis ale i projekcja. Jeżeli potrafi modelować rzeczywistość taki Vitaliy, który chwali się tym publicznie w telewizji, to jak modeluje rzeczywistość Putin i jego świta?

Obserwując jego imperialne poczynania zdaje się, że ten rosyjski car jest groźniejszy niż nam się wydaje i dysponuje skuteczniejszymi środkami do osiągania swoich niecnych celów niż możemy to sobie wyobrazić.

niedziela, 8 listopada 2015

Rosyjskie zbrodnie wojenne i spodziewane fiasko rosyjskiej agresji w Syrii

Dzisiaj, czyli 8-go listopada 2015 Rosjanie zbombardowali targ pełen ludzi. Zginęło 23 cywilów.

Foto: Ofiary rosyjskiego bombardowania targu pełnego ludzi /BASSAM KHABIEH/REUTERS

Dzisiaj Syria jest podzielona na tereny kontrolowane przez reżim Asada, różne bojówki opozycyjne, Kurdów i Państwo Islamskie. Długi i krwawy konflikt zrujnował znaczną część kraju i zmusił do opuszczenia swoich domów prawdopodobnie do 10 milionów ludzi, czyli niemal połowy ludności kraju. Około czterech milionów uciekło za granicę. Według ONZ, w ciągu czterech lat wojny domowej zginęło ponad 250 tys. Syryjczyków.

Z powodu nasilania się walk od 30 września, gdy w konflikt zaangażowała się wtedy rosyjska armia, kolejne tysiące Syryjczyków musiało opuścić swoje domy. Tylko we wrześniu 1 700 rodzin dołączyło do pozostałych 110 tys., które znalazły schronienie w obozach w Idlib. Część z tych ludzi będzie próbowała uciec do Europy, w której trwa największy od II wojny światowej kryzys imigracyjny.

Dlaczego Putin poszedł na wojnę przeciwko Syryjczykom?

Zaangażowanie Rosji w Syrii to element szerszej strategii, karta przetargowa w negocjacjach z Zachodem; ma na celu sprowokowania USA do większego zaangażowania na Bliskim Wschodzie i odwrócenie ich uwagi od poczynań Rosji w jej sąsiedztwie - uważają eksperci.

Jak wygląda sytuacja w Syrii? - Reżim przegrywa, a planem awaryjnym jest wycofanie się (Asada i jego zwolenników) na terytoria etniczne, zamieszkane przez mniejszość alawitów, czyli na wybrzeże syryjskie w okolice Latakii i portowego miasta Tartus. Tam powstanie ostatni bastion obronny. Rosjanie dali Asadowi - nie wiemy tego na pewno, ale prawdopodobnie - obietnicę obrony reżimu. Rosjanie mają w tym swój interes, bo w porcie Tartus znajduje się baza zaopatrzeniowa floty rosyjskiej; jedyna, jaką Rosja ma poza swoim terytorium macierzystym - mówi dr Fyderek.

Zaplecze polityczne i zwolennicy Asada to bliska szyitom i szczególnie znienawidzona przez sunnitów (którzy uznają ją za heretyków) mniejszość religijna alawitów. Tak długo, jak długo u władzy jest Asad, trzymają oni w szachu syryjskich sunnitów.

- Dla Rosji udział w tej wojnie to element rozgrywki toczącej się na wielu szachownicach. Eskalacja konfliktu na Ukrainie okazała się dla Rosji bardzo kosztowna - między innymi za sprawą sankcji - i Władimir Putin przenosi konfrontację na inny teatr działań, również z przyczyn wewnętrznych - mówi dr Fyderek.

- Nie należy się przy tym spodziewać, że Rosja zdecyduje się na szeroką konfrontację z Zachodem, czy kampanię przeciw dżihadystom. Rosjanie kalkulują, że taki przyczółek na Bliskim Wschodzie - przeciwko dżihadystom - kontrolowany przez nich, będzie cennym aktywem w rozgrywkach strategicznych zarówno w tym regionie, jak i w kontekście Europy i USA.

Stratfor ostrzegał też wielokrotnie w swych analizach, że Moskwa może mieć na celu zwiększenia napięć na Bliskim Wschodzie tak, aby wymagało to większego zaangażowania USA, co po części musiałoby oderwać uwagę Waszyngtonu od imperialnych poczynań Rosji w jej sąsiedztwie.

Zdaniem dr Fyderka konsekwencją takiej sytuacji w Syrii będzie nasilający się kryzys imigracyjny. Mieszkańcom Syrii nie zagraża tylko wyjątkowe okrucieństwo IS oraz wielu podobnych, równie brutalnych grup, ale też desperacka zmiana taktyki Asada, który zrezygnował już z próby prowadzenia "polityki kija i marchewki", polegającej na takich działaniach wojennych, które nie powinny zbyt alienować ludności cywilnej. Teraz armia nasiliła bombardowania cywilnych celów; w miarę dalszej eskalacji konfliktu Syryjczycy coraz bardziej zmuszeni będą uciekać przed naporem dżihadystów z jednej strony, a atakami regularnej armii - z drugiej.

Foto: Rosyjskie lotnictwo bombarduje cele w Syrii /PAP

Foto: Syryjczycy przy ciałach ofiar rosyjskich nalotów /PAP/EPA/MOHAMMED BADRA

Foto: Rosyjski pilot opuszcza kokpit Su-25 w bazie lotniczej w Syrii /AFP/Komsomolskaya Pravda/Alexander Kots)

Czytaj też: http://www.polskatimes.pl/artykul/9041423,syria-msf-w-ostatnich-tygodniach-zbombardowano-kilkanascie-szpitali-zginelo-ponad-35-osob,id,t.html?cookie=1

Zbrodnie wojenne Rosji spotkały się ze zdecydowaną odpowiedzią islamskich ekstremistów, którzy postanowili nie być dłużni, czego efektem był zamach bombowy na rosyjskiego Airbusa A321, który rozbił się 31 października na egipskim półwyspie Synaj. W katastrofie zginęły 224 osoby, w większości rosyjscy turyści wracający do Petersburga z wakacji w Egipcie.

Rosyjska awantura zaczęła dotykać zwykłych Rosjan

Tylko w ciągu ostatnich 24 godzin Rosja ewakuowała z Egiptu 11 tysięcy rosyjskich turystów - poinformowała w niedzielę agencja RIA-Nowosti, powołując się na wicepremiera A. Dworkowicza. Kolejni Rosjanie zostaną sprowadzeni do kraju jeszcze w niedzielę. Operację wywozu z Egiptu ok. 80 tysięcy swych obywateli, którzy utknęli w tym kraju, gdy zawieszono wszystkie połączenia lotnicze między Rosją a Egiptem, rozpoczęto w sobotę.

Zawieszenie lotów zalecił dzień wcześniej rosyjski Narodowy Komitet Antyterrorystyczny (NAK) i ma ono obowiązywać do czasu wyjaśnienia przyczyn katastrofy rosyjskiego Airbusa A321, który rozbił się 31 października na egipskim półwyspie Synaj. W katastrofie zginęły 224 osoby, w większości rosyjscy turyści wracający do Petersburga z wakacji w Egipcie.

Turyści z Egiptu wywożeni są bez bagażu, co jest spowodowane względami bezpieczeństwa. Podróżni na pokład mogą wziąć jedynie bagaż podręczny z najniezbędniejszymi rzeczami, w tym jedzenie dla dzieci i lekarstwa.

Koszty rosyjskiej operacji w Syrii

Rosyjskie naloty w Syrii kosztują Moskwę nawet 4 miliony dolarów dziennie - informuje "The Moscow Times", powołując się na dane think tanku zajmującego się obronnością, ale trzeba pamiętać, że nakłady finansowe stale rosną. Analitycy ostrzegają, że konflikt w Syrii może ciągnąć się latami, a rosyjskie zaangażowanie może rosnąć.

Dokładne dane są niedostępne, ale według doniesień mediów, konserwacją i ochroną lotnictwa zajmuje się na miejscu od 1,5-2 tysięcy żołnierzy, przetransportowanych do Syrii samolotami oraz drogą morską. Ich działanie wzmacniają dodatkowo okręty wojenne, stacjonujące we wschodniej części Morza Śródziemnego.

Według danych IHS każda godzina lotu samolotu bojowego kosztuje 12 tys. dolarów, a śmigłowca 3 tys. dolarów. Tempo interwencji jest niezwykle intensywne. Na ten cel Moskwa wydaje dziennie około 710 tys. dolarów. Przy czym w grę wchodzi jeszcze amunicja, która dziennie kosztuje budżet 750 tys. dolarów. - Źródło: mil.ru

To jednak nie koniec. Wydatki na personel wojskowy mają kosztować około 440 tys. dziennie. Utrzymanie statków na Morzu Śródziemnym to kolejne koszty, których wartość szacuje się na 200 tys. dolarów. Ponadto, do wyliczeń należy dodać wydatki na logistykę, komunikację, inżynierię. Ich łączny dzienny koszt wynosi 250 tys. dol.

Oznacza, to że minimalny koszt utrzymania operacji, to 2,4 mln dolarów dziennie. Jak wskazuje jednak Ben Moorens, analityk IHS, rzeczywisty koszt może być blisko dwukrotnie wyższy.

Wstępna ocena efektywności realizacji rosyjskich celów strategicznych w Syrii

Trwająca już ponad cztery tygodnie rosyjska interwencja militarna w Syrii - niezależnie od jej faktycznych celów strategicznych i stojących za nią politycznych zamysłów włodarzy Kremla - ma także swój konkretny wymiar operacyjny i taktyczny. Tymczasem Amerykanie nie tylko podjęli grę, ale także mocno podbili stawkę, dostarczając rebeliantom wielkie zasoby broni przeciwpancernej.

Jak na razie, efekty zmasowanej operacji sił powietrznych FR w Syrii są jednak dalekie od oczekiwań zarówno Damaszku, jak i - choć o tym głośno się nie mówi - samej Moskwy.

Przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest jednak niedostatecznie intensywne zaangażowanie sił rosyjskiego kontyngentu. Wręcz przeciwnie - jeśli wierzyć oficjalnym komunikatom Minoborony (ministerstwa obrony Rosji), to operacja w Syrii imponuje swą skalą i rozmachem operacyjnym. Liczący nieco ponad 30 samolotów bojowych i kilkanaście śmigłowców uderzeniowych kontyngent rosyjski dosłownie dwoi się i troi, przeprowadzając w ciągu każdej doby od 50 do nawet 100 nalotów. Ponoć każdy z samolotów dyslokowanych w bazie w Latakii spędza w powietrzu co najmniej 1,5 godziny dziennie - to wbrew pozorom bardzo dużo, bo w syryjskich realiach oznacza to, że każda maszyna wykonuje minimum dwa loty bojowe dziennie. Obciążenie sprzętu, załóg i obsługi naziemnej jest więc olbrzymie i rośnie wprost proporcjonalnie do wydłużania się czasu trwania całej operacji.

Naloty - lekcja nieskuteczności 

A zatem dlaczego, pomimo obiektywnie dużego tempa działań rosyjskiego kontyngentu, dodatkowo "podkręcanego" przez kremlowską propagandę, efekty "w terenie" nie są jak na razie oszałamiające? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta ani jednoznaczna, a powody takiego stanu rzeczy tkwią w istocie w kilku różnych aspektach aktualnej sytuacji operacyjnej w Syrii, a także ewolucji sytuacji strategicznej wokół tego kraju.

Pierwszą, najważniejszą sprawą jest stara jak istnienie lotnictwa bojowego prawda, że samymi nalotami, nawet najbardziej intensywnymi, nie uda się nie tylko wygrać wojny, ale nawet często - tak jak w przypadku Syrii - przechylić wyraźnie szali zwycięstwa na korzyść strony dysponującej - jak Rosjanie - absolutną przewagą powietrzną wobec "terrorystów" (czytaj: przeciwników władzy Baszara al-Asada).

Historia tylko ostatnich dwóch dekad dobitnie pokazała, że same zmasowane naloty powietrzne niewiele pomogą w wygraniu wojny, jeśli nie pójdzie za nimi skorelowana i równie intensywna operacja sił lądowych. Przekonali się o tym Amerykanie (wraz z NATO) w Kosowie w 1999 roku, przekonali się o tym również Izraelczycy w 2006 roku w Libanie. Obecnie lekcję tę przerabiają Saudyjczycy, których półroczna, niezwykle intensywna i kosztowna kampania nalotów na siły szyickich rebeliantów w Jemenie nie przekłada się póki co na wyraźny sukces strategiczny.

Problem na lądzie 

W Syrii rosyjskie naloty - w większości o charakterze bezpośredniego, taktycznego wsparcia pola walki, bo Rosjanie dysponują w Syrii głównie samolotami Su-25 i Su-24, przeznaczonymi do takich właśnie działań - miały w założeniu wesprzeć działania lądowych sił wiernych władzom w Damaszku.

Niestety, jak się wydaje zasadniczy problem polega na tym, że oddziały syryjskie są już dzisiaj, po ponad czterech latach nieprzerwanego i zażartego boju, skrajnie wyczerpane i w istocie niezdolne do długotrwałych, a co ważniejsze skutecznych, działań ofensywnych. Sytuacji formacji rządowych w tym zakresie nie poprawia nawet szybko rosnące i znaczące liczebnie wsparcie sojuszników z zagranicy - tylko w samym październiku br. w postaci ok. 1 tys. doświadczonych i dobrze wyszkolonych bojowników szyickiej milicji Kata’ib al-Hizb’allah (Brygady Hezbollahu) z Iraku, a także co najmniej 2 tys. (a według niektórych źródeł nawet 6 tys.) żołnierzy irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (Pasdaran).

Obecnie jednak bolączką lojalistów nie jest brak żołnierzy, broni lekkiej czy amunicji, a nawet - jak się wydaje - ciężkiego uzbrojenia. Zasadniczym problemem Damaszku jest szybko kurczący się zasób wyszkolonych i doświadczonych załóg czołgów, bojowych wozów piechoty czy artylerzystów. W warunkach ciężkich walk, głównie w terenie miejskim, ludzie ci po prostu giną szybciej, niż można wyszkolić nowych... W tym kontekście warto odnotować pojawienie się w ostatnich tygodniach w internecie (m.in. na rosyjskojęzycznej wersji portalu YouTube) wielu filmów wideo, nagranych w Syrii, a przedstawiających mówiących po rosyjsku niezidentyfikowanych (mundury bez oznak) żołnierzy, stanowiących załogi czołgów i BWP sił rządowych. Do tej intrygującej kwestii jeszcze za chwilę wrócimy.

Braki rosyjskiej taktyki 

Kolejną kwestią, która ma wpływ na relatywnie niewielką efektywność rosyjskich działań, jest ... brak precyzji i celności tych nalotów. Jak dotychczas, sposób prowadzenia rosyjskich działań w Syrii i ich efekty potwierdzają tezę, znaną od dawna ekspertom, że rosyjskie siły powietrzne po prostu nie znają czegoś takiego, jak misje typu CAS (close air support) w ich zachodnim rozumieniu.

Taktyczne wsparcie powietrzne działań sił lądowych to, w wydaniu rosyjskiej myśli wojennej, niemal wyłącznie masowe bombardowanie z powietrza rejonu, w którym okopały się/ukryły siły przeciwnika, bez starania się o eliminację konkretnych, punktowych celów, np. stanowisk wrogiej broni przeciwpancernej.

Efekty takiej taktyki, a raczej jej braku, szczególnie wyraźnie widać było podczas kilku operacji ofensywnych, podjętych w Latakii, regionie Aleppo oraz Homs przez siły syryjskie w połowie października br. Ewidentny brak komunikacji i bliskiego współdziałania między rosyjskim lotnictwem a oddziałami lojalistów na ziemi skutkował ciężkimi stratami sił rządowych, szczególnie w czołgach i sprzęcie pancernym. W kilku przypadkach (Aleppo, wschodnia prowincja Homs) całe kolumny zmechanizowane nacierających formacji lojalistycznych były przez dłuższy czas bezkarnie masakrowane przez rebeliantów, dysponujących kilkoma lub nawet kilkunastoma wyrzutniami przeciwpancernymi typu ATGM (przeciwpancernych pocisków kierowanych). W większości takich sytuacji lotnictwo rosyjskie lub syryjskie interweniowało za późno i nieskutecznie.

Zachód i Saudowie zbroją rebelię 

Wspomniane wyżej uzbrojenie przeciwpancerne typu ATGM, znajdujące się na wyposażeniu sił rebelianckich, to w większości efekt najnowszych dostaw z zagranicy. Wśród wyrzutni tych są zarówno najlepsze w swej klasie amerykańskie TOW, jak i nieco starsze radzieckie typy, np. "Fagot", "Malutka", "Konkurs" - prostsze w obsłudze, a do tego znane już wcześniej w syryjskiej armii. Ta "znajomość" oznacza, że można wykorzystać tysiące rakiet do nich, zalegających w zdobytych przez rebeliantów składach i magazynach wojskowych. Dotychczas brakowało jednak sprawnych wyrzutni - teraz CIA skupuje je za bezcen m.in. na Bałkanach oraz Ukrainie i wysyła do Syrii.

To śmiercionośne dla wszelkiego opancerzonego sprzętu wojskowego uzbrojenie napływa do ugrupowań syryjskiej opozycji szerokim strumieniem, a głównymi sponsorami tego procederu są Arabia Saudyjska i Katar, ale też państwa zachodnie (USA, Wlk. Brytania, Niemcy, Francja).

Wydaje się, że od miesiąca aktywność członków "Grupy Przyjaciół Syrii" nakierowana jest niemal wyłącznie na dostarczenie opozycji najnowocześniejszego uzbrojenia. Sami tylko Saudowie (i to tylko w październiku!) przekazali Wolnej Armii Syryjskiej (FSA) partię najnowszej generacji 500 rakiet do wyrzutni typu TOW.

Wcześniej, począwszy od wiosny 2014 roku, dostarczyli syryjskim rebeliantom ok. 100 wyrzutni tego typu i niemal 6 tys. (!) rakiet do nich. Dla przypomnienia - stan posiadania sił syryjskich w kategorii broni pancernej i zmechanizowanej szacuje się obecnie na ok. 2 tys. czołgów i tyleż samo bojowych wozów piechoty, tj. ok. 35-40 proc. stanów wyjściowych z chwili wybuchu wojny domowej.

Urodzaj rakiet 

W chwili obecnej poziom nasycenia oddziałów rebelianckich (zarówno FSA, jak i islamistów) bronią typu ATGM jest tak duży, że jest ona używana także jako środek walki z siłą żywą przeciwnika, a nawet sporadycznie, acz z oczywistych względów bezskutecznie, jako broń przeciwlotnicza wobec nisko i wolno lecących celów powietrznych, np. śmigłowców.

Lokalni dowódcy polowi FSA i innych ugrupowań rebelianckich, w tym także - uwaga! - powiązanego z Al-Kaidą Frontu al-Nusra, otwarcie już chełpią się, że mają pod ręką „dziesiątki wyrzutni i setki rakiet”, nie muszą więc przejmować się brakiem dostatecznego wyszkolenia swoich operatorów tego typu broni i oszczędzać amunicję do ATGM ze względu na słabą celność strzelców.

Statystyki w pełni to potwierdzają. Ośrodki analityczne, zajmujące się monitorowaniem aktywności militarnej w Syrii, odnotowały w październiku br. 140 celnych wystrzeleń rakiet typu ATGM (z czego aż 115 przypadało na amerykańskie TOW), wobec 22 podobnych incydentów we wrześniu i 37 w sierpniu. A można mieć pewność, że skoro odnotowywane w tych statystykach są jedynie wystrzelenia trafiające w cel (z różnym zresztą skutkiem, nie zawsze terminalnym) - to faktyczna liczba odpaleń ATGM z pewnością jest znacznie wyższa, być może nawet trzy- lub czterokrotnie.

Rosjanie zginą z amerykańskiej broni? 

Kluczem do w pełni efektywnego wykorzystania na polu walki tak precyzyjnego i wartościowego uzbrojenia, jakim są ATGM, jest wyszkolenie ich operatorów. Wyrzutnia kierowanych pocisków przeciwpancernych to nie byle RPG, którego obsługi można się nauczyć w kilka minut. Tu konieczny jest co najmniej kilkudniowy intensywny trening. Dotychczasowe szkolenia z obsługi tych systemów, prowadzone dla rebeliantów syryjskich w Jordanii, Turcji czy Katarze, okazały się niewystarczające.

Być może dlatego właśnie Amerykanie zdecydowali się ostatnio wysłać do Syrii swoich żołnierzy z sił specjalnych. Jednym z ich celów z pewnością będzie szkolenie na miejscu operatorów ATGM z sił opozycyjnych. Warto jednak postawić pytanie, jak owi "specjalsi" zamierzają unikać ataków ze strony rosyjskiego lotnictwa i co stanie się, kiedy jednak jakiś amerykański komandos zginie wskutek rosyjskiego nalotu.

W kontekście rozważań o wzroście skuteczności sił rebelianckich w zakresie zwalczania opancerzonych formacji rządowych i udziału sił zbrojnych USA i FR w konflikcie, warto wrócić do wspominanej wyżej informacji o rzekomym udziale żołnierzy rosyjskich ("zielonych ludzików", a może ochotników?) w walkach po stronie władz w Damaszku. Jeśli te nagrania i zdjęcia odzwierciedlają stan faktyczny, oznacza to, że być może wielu Rosjan (Białorusinów, Ukraińców?) już zginęło - lub zginie niedługo - w ciasnych i dusznych skorupach obsługiwanych przez siebie czołgów, dział samobieżnych lub bojowych wozów piechoty syryjskich sił rządowych, wystawionych na zmasowany ogień rebelianckich ATGM-ów. A więc broni dostarczonej do Syrii przez Amerykanów i ich regionalnych sojuszników, którzy ponadto szkolą syryjskich rebeliantów w jej obsłudze.

Rosja przegrywa we własnej grze 

A co to wszystko oznacza w wymiarze strategicznym ? Krótkie podsumowanie: Rosjanie podjęli pod koniec września zmasowaną, zakrojoną na wielką skalę, zarówno w sensie militarnym, jak i propagandowym, operację w Syrii, której celem było w istocie uratowanie władzy prezydenta Baszara al-Asada. Miało to, w zamyśle Kremla, nastąpić niejako dwutorowo: po pierwsze, przez radykalne poprawienie sytuacji operacyjnej sił lojalistycznych, wiernych Damaszkowi. Po drugie, co wynika niejako z tego pierwszego faktu, poprzez zmuszenie głównych sponsorów antyrządowej syryjskiej rebelii, czyli USA i państw arabskich, do zaniechania intensywnej pomocy dla opozycji.

Ostatecznym celem Moskwy było zatem wypracowanie dogodnych warunków militarnych i politycznych dla takiego uregulowania całego konfliktu, w którym status równoprawnego partnera i uczestnika porozumienia miałby zarówno obecny obóz władzy w Syrii, jak i sama Rosja.

W tym sensie plany rosyjskie spaliły jednak na panewce. Akcja zbrojna w Lewancie nie tylko nie polepszyła dotychczas znacząco operacyjnej sytuacji sił syryjskich, ale też nie zmusiła oponentów, głównie USA, do zmiany ich stanowiska względem władz w Damaszku.

Wręcz przeciwnie - intensyfikacja procederu dostarczania syryjskim rebeliantom zaawansowanego technologicznie uzbrojenia świadczy o tym, że Amerykanie i ich sojusznicy podjęli rosyjską grę, do tego podbijając jej stawkę.

Nasycenie szeregów rebelii systemami typu ATGM sprawia bowiem, że błyskawicznie znika jakakolwiek, nawet nominalna przewaga, zyskiwana przez siły syryjskie ze względu na zaangażowanie lotnictwa rosyjskiego. Jak mydlana bańka pryska tym samym podstawowe założenie operacji sił powietrznych FR, że syryjskie czołgi i BWP - operujące pod osłoną rosyjskich samolotów - będą w stanie ostatecznie zmienić losy wojny.

W tym sensie nowoczesne ATGM w rękach syryjskiej opozycji skutecznie niwelują potencjalny wpływ rosyjskiej operacji powietrznej na operacyjne i strategiczne aspekty kampanii w Syrii. Tak więc, jak się wydaje, rosyjski odpowiednik osławionego "Legionu Condor" raczej nie spełni dziś w Lewancie swego zadania.

Kolej na broń przeciwlotniczą? 

Sprawy mogą przybrać jeszcze gorszy obrót. Najnowsze "przecieki" z Waszyngtonu i Brukseli mówią o rozważanej ponoć przez Zachód opcji dostarczenia siłom "umiarkowanej" syryjskiej opozycji najnowocześniejszych przenośnych zestawów przeciwlotniczych, tzw. MANPADs (Man-Portable Air-Defense Systems). Amerykanie już raz, w latach 80. XX w., pokonali w ten sposób Rosjan w Afganistanie, dostarczając słynne Stingery tamtejszym mudżahedinom. Teraz jednak chyba zapomnieli, że nad Syrią i Irakiem latają także ich samoloty, jak również ich sojuszników.

Co więcej - Lewant to dzisiaj środowisko strategiczne zdominowane przede wszystkim przez islamskich radykałów, w większości dżihadystów, co sprawia, że kontrola nad wysyłaną w ten region bronią jest w istocie niemożliwa. A im jest ona nowocześniejsza, tym większe zagrożenie, że ktoś kiedyś użyje jej przeciwko tym, którzy ją tam posłali. Albo przeciwko samolotom rosyjskim.

Należy wątpić, aby prezydent Barack Obama i jego doradcy mieli już plan awaryjny na wypadek sytuacji, w której jakiś syryjski rebeliant, przy użyciu świeżo dostarczonej nowoczesnej przenośnej rakiety przeciwlotniczej "Made in U.S.A.", strąca rosyjski samolot lub śmigłowiec. Prezydent Władimir Putin raczej nie należy do takich przywódców państwowych, którzy przeszliby nad tego typu zdarzeniem do porządku dziennego.

Źródło: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1027139,title,Rosyjska-gra-w-Syrii-Amerykanie-podbijaja-stawke,wid,17957093,wiadomosc.html

sobota, 7 listopada 2015

Sens zła i cierpienia


W dziejach myśli ludzkiej padały rozmaite odpowiedzi na pytanie o sens (czy bezsens) zła i cierpienia. Większość tych odpowiedzi jest dla chrześcijan nie do przyjęcia. Nie chodzi tu tylko o odpowiedź ateistyczną, że zło i cierpienie przeczą istnieniu Boga. Chrześcijaństwo nie godzi się też z odpowiedzią, że bóstwo mało interesuje się światem (deizm) albo że jego siły są ograniczone (religie politeistyczne). Nie zgadza się z dualizmem, wedle którego dobro i zło to dwie odwieczne równoległe siły w świecie (z dualizmu bierze się wyolbrzymianie siły szatana). Nie przyjmuje opinii gnostyckiej, że źródłem zła jest materia i tylko czysty duch może być wolny od zła.

Niektórzy chrześcijanie temu błędowi ulegali, choć powinni wiedzieć, że świat został stworzony jako dobry (Rdz 1). Nie możemy wreszcie przyjąć pokrewnego poglądu pesymistycznych egzystencjalistów, że życie jest pozbawione sensu. Za światem stoi bowiem zamysł Boży, nawet jeśli nie w pełni potrafimy go zrozumieć.

Teodycea to gałąź teologii zajmująca się problemem jak pogodzić istnienie dobrego, miłosiernego Boga z istnieniem zła. Termin ten pochodzi od greckiego Théos (bóg) i diké (słuszny, sprawiedliwy), można go tłumaczyć w dwójnasób, albo jako „oddanie sprawiedliwości Bogu”, albo „sprawiedliwość Boga”. Słowa tego po raz pierwszy w 1710 roku użył niemiecki filozof Gottfried Leibniz w pracy zatytułowanej Théodicée sur la bonté de Dieu, la liberté de l’homme et l’origine du mal („Teodycea o dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła”) poświęconej obronie sprawiedliwości Bożej w odpowiedzi na zarzuty przeciw istnieniu Opatrzności oparte na stwierdzeniu zła w świecie. Swoją pracę Leibniz głównie skierował polemicznie przeciw sceptykom hugenockim i wolnomyślicielom, na czele z Piotrem Bayle, który wydał swój „Słownik historyczny i krytyczny” w 1697, a powiększył w drugim wydaniu w 1702 korzystając z protestanckiej tolerancji w Holandii.”

Dobro i zło to dwa nierozerwalnie związane pierwiastki, przenikające się i nakładające lub toczące wieczną walkę, budujące obraz znanego nam świata. W starożytnych kosmogoniach nie mogło zabraknąć opowieści o ich pochodzeniu ani wytycznych dla ludzkiego postępowania. Widzimy jednak wyraźną różnicę: grecki mit daje wzorzec do naśladowania w osobach bogów i bohaterów, gdy tymczasem Biblia podaje dokładny katalog praw.

Starożytni Grecy tylko takie życie uważali za prawdziwie pełne i szczęśliwe, w którym mieszały się po równo zło i dobro. W mitologii starożytnej Grecji pierwiastki te istnieją od początku świata, wyłaniają się z Chaosu wraz z pierwszymi bogami. Dzieje się tak, gdyż życie bogów to życie ludzi przeniesione w wieczność, ze wszystkimi jego namiętnościami, pokusami, rozkoszą i cierpieniem. Bogowie kochają i walczą, nie są wszechmogący, podlegają prawom i przeznaczeniu, nie umierają, ale krwawią. Nie są jednoznacznie dobrzy lub źli. Najważniejszy z nich, Zeus, jest tak zmienny, jak niebo, nad którym panuje. W jednej chwili groźny i straszny pan błyskawic i piorunów, zapalczywy i kochliwy; zaraz - mądry i dobry, idealny obraz najwyższego bóstwa, krzewiciel uczuć szacunku, łagodności i miłosierdzia, strażnik praw moralnych.

Mitologia nie opowiada o zmaganiach dobra ze złem. Mityczna walka bogów z gigantami jest bitwą między siłami niejednoznacznymi moralnie, opowiada o triumfie doskonałości, szlachetności, inteligencji nad brutalną, potworną siłą zwierzęcą. Zwycięża nie ten, który jest dobry, ale ten, który jest mądrzejszy.

Druga najważniejsza księga starożytności rozdziela wyraźnie dobro i zło. Punktem wyjścia Pięcioksiągu jest akt stwórczy Boga wraz ze swym momentem kulminacyjnym -stworzeniem człowieka i zapewnieniem mu idealnych warunków bytowania. Bóg biblijny jest dobry i wszystko, co stwarza jest dobre. Święty Augustyn rozwija to stwierdzenie w teorię, iż zło w świecie jest brakiem dobra. Istnieje dobre i gorsze, ale nie złe, bo świat stworzony jest przez nieskończenie dobrego Boga. Z wiary tej wywodzą się także tzw. teodycea - teologiczne lub filozoficzne próby usprawiedliwienia Boga z zarzutu istnienia zła i niesprawiedliwości na świecie.

Biblia naucza, że świat był od zarania dobry, a człowiek nie znał zła. Dopiero po skosztowaniu owocu drzewa poznania dobra i zła człowiek zyskuje samowiedzę moralną i zdolność samostanowienia. Za swój sprzeciw wobec nakazów boskich płaci wielką cenę: zostaje wygnany z Raju, traci prawo spożywania owoców drzewa życia. Zyskując zdolność samostanowienia o dobru i złu moralnym, musi stracić przywilej wiecznego życia.

Biblia opowiada historię walki dobra ze złem. Wąż-kusiciel jest wrogiem Boga, uosobieniem zła. Jest też istotą inteligentną, potrafi bowiem mówić. Bóg ogłasza wojnę między siłami ciemności a człowiekiem. Gdy odkrywa grzech pierwszych ludzi i rolę węża w jego popełnieniu, mówi: "Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę" (Rdz 2,15). Słowa te zwane są Protoewangelią, przepowiadają, iż w walce szatana z ludzkością Zło poniesie klęskę: potomek niewiasty zada mu cios decydujący, ostateczne zwycięstwo człowieka będzie też triumfem Dobra. W opozycji do tego proroctwa pozostaje wywodząca się z chrześcijaństwa filozofia manicheistyczna, głosząca kosmiczny konflikt Dobra ze Złem, w którym żadna ze stron nie może osiągnąć ostatecznego zwycięstwa.

Zdarza się jednak, że Bóg i Szatan podejmują wspólne działania. Świadectwem jest historia Hioba, gdy Bóg pozwala Szatanowi doświadczyć swego sługę. W tym przypadku Szatan jest przeciwnikiem ludzi, nie Boga. Opowieść o Hiobie jest uniwersalną opowieścią o cierpieniu, uczy jego przyjmowania w pokorze. Ciekawą kontynuacją tego wątku biblijnego jest historia jednego z bohaterów „Fałszerzy” A. Gide’a - La Perouse’a, którego spotykają pod koniec życia nieszczęśliwe przeżycia. La Perouse odwraca się od Boga, mówi, że "szatan i Bóg to jedno, oni są w zgodzie. Staramy się wierzyć, że wszystko zło, które jest na świecie, pochodzi od diabła, ale to tylko dlatego, że w przeciwnym razie nie znaleźlibyśmy w sobie dość siły, aby przebaczyć Bogu".

Wspólną cechą tych dwóch odmiennych teologii jest wezwanie do miłosierdzia i miłości drugiego człowieka. Ten sam przekaz znajdujemy w postaci Apolla i naukach Chrystusa. Mitologia przedstawia Apollona nie tylko jako boga poezji i muzyki, ale także jako lekarza duszy i ciała, zbawcę, wspierającego ludzi w cierpieniu, ratującego z nieszczęścia, odwracającego śmierć, oczyszczającego z win, świetlistego pocieszyciela, łaskawego i dobroczynnego. W dramacie Stanisława Wyspiańskiego „Akropolis” ten grecki bóg stapia się w jedno z Chrystusem.

Skąd pochodzą różnice w pojmowaniu miejsca dobra i zła w świecie? Sądzę, iż główną rolę odgrywa tu odmienna mentalność wyznawców, kształtowana m.in. przez warunki życia. Grecy są typowym narodem śródziemnomorskim: nie lubią pośpiechu, cenią życie wygodne, dobre jedzenie, wino, śpiew i taniec. Ich bogowie nie mogli narzucać rygorystycznych nakazów i praw, bo Grecy zbyt często by je łamali. Biblia jasno określa, co jest dobre, a co złe. Księgi Prawa mówią dokładnie, co należy czynić, a co będzie poczytane za zbrodnię, określają też rodzaj kary dla każdego przewinienia; dotyczą niemal wszystkich dziedzin życia. Taki kodeks potrzebny był społeczności wędrującej, rozproszonej, nie mającej swego miejsca na ziemi, poddanej wpływom wielu kultur. Prawa spisane w Księgach: Kapłańskiej, Liczb i Powtórzonego Prawa mają więc także rolę scalającą, chroniącą tradycję narodu przed obcymi wpływami.

Geneza zła stanowi zagadkę dla wielu. Jak pogodzić rządy miłującego i wszechmocnego Boga z wojnami, obozami zagłady, głodem, chorobami, panoszącym się złem? Wiele wyjaśnia fragment, który nie przypadkiem znalazł się w centrum Apokalipsy: "7I nastąpiła walka na niebie: Michał i aniołowie mieli walczy ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, 8Ale nie przemógł, i już się miejsce dla nich nie znalazło. 9I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i Szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie. 10I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca, bo oskarżyciel braci naszych został strącony, ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym. 11A oni zwyciężyli dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa i nie umiłowali dusz swych -- aż do śmierci. 12Dlatego radujcie się, niebiosa i ich mieszkańcy! Biada ziemi i biada morzu -- bo zstąpił do was diabeł, pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu." (Ap.12:7-12)

Ten, który zabija, kradnie i niszczy (J.10:10) uczynił ziemię swoim dominium. Treblinka, Hiroszima, Waco, Oklahoma City, masowe groby w Rwandzie i Bośni dowodzą jego istnienia. Personalnemu złu coraz trudniej zaprzeczyć.
Biblia tak mówi o Szatanie: "Byłeś odbiciem doskonałości, pełen mądrości i niezrównanie piękny... byłeś doskonały w postępowaniu swoim od dni twego stworzenia, aż znalazła się w tobie nieprawość" (Ez.28:12.15).

Bóg stworzył doskonałego anioła, pozbawionego tendencji do zła, ale posiadającego, jak wszystkie stworzone przez Boga istoty możliwość wyboru dobra lub zła (Ez.28:15). Otrzymał imię Syn Jutrzenki (łac. Lucyfer) i z powodu swego pięknego wyglądu i ogromnej inteligencji cieszył się wśród aniołów wielkim szacunkiem (Ez.28:12). Lucyfer zajmował najwyższą pozycję w niebie, ustępując tylko Bogu (Ez.28:14). Z czasem pobudziło go to do próżności i zamiast kierować uwielbienie innych ku Stwórcy, zapragnął czci dla siebie.

Jako istota stworzona, Lucyfer nie mógł być wtajemniczony we wszystkie plany Boga, tak jak Syn Boży. Pycha nie pozwalała mu zaakceptować tego stanu rzeczy (Iz.14:13-14). Uznał, że zasługuje na wyższą pozycję, niż Chrystus. Odtąd zaczął się posługiwać otrzymaną od Boga inteligencją, aby siać w niebie niezadowolenie wobec Bożego porządku objawionego w Jego Prawie. Zapragnął nowego porządku, a ukrywając swe prawdziwe motywy pod płaszczykiem troski o prawa aniołów przeciągnąć aż trzecia ich część na swoją stronę (Ap.12:4.9). Szatan mógł zaprzestać rebelii i powrócić na łono Ojca, ale duma nie pozwoliła mu ukorzyć się przed Nim, ani uznać autorytetu Syna Bożego. Wybrał otwarty bunt.

Tak rozpoczął się największy bój w dziejach wszechświata. Po jednej stronie stoi Chrystus -- apokaliptyczny książę Michał broniący honoru i praw Ojca. Po drugiej, próbujący zająć Jego miejsce Lucyfer (Ap.12:7-9). Dlatego imię Michał pojawia się w tych fragmentach Biblii, gdzie Chrystus ukazany jest w bezpośrednim konflikcie z Szatanem.(1) W języku hebrajskim imię to oznacza "Kto jest jak Bóg?" i stanowi windykację charakteru Bożego oraz wyzwanie wobec rebelii Lucyfera (Iz.14:14).

Stwórca mógł tak zaprogramować aniołów i ludzi, aby nie grzeszyli, ale nie chciał wymuszonej czci. Wiedział, że rezultatem danego ludziom wolnego wyboru może by ich nieposłuszeństwo i upadek, ale cenił wolność tak dalece, że wolał w Chrystusie na Golgocie ponieść konsekwencje naszego złego wyboru, niż nas go pozbawić.
Bóg mógł usunąć bunt w zarodku, ale unicestwienie Szatana na tym etapie sprawiłoby, że to strach zamiast miłości motywowałby niektóre stworzone istoty do posłuszeństwa. Grzech pojawił się w kosmosie po raz pierwszy, toteż oprócz Boga nikt nie zdawał sobie sprawy z jego powagi. Wszechświat nie widziałby na tym etapie sprawiedliwości w zniszczeniu Szatana. Wysoka pozycja, wielka inteligencja i pozory sprawiły, że nawet lojalni Bogu aniołowie nie dostrzegali w pełni natury za.

Stwórca pozwolił Lucyferowi działać, dopóki intencje i owoce jego postępowania nie staną się tak widoczne, że każdy sam od siebie wyzna, że BÓG JEST MIŁOŚCIĄ. Wówczas Szatan i jego zwolennicy zostaną zniszczeni, a wraz z nimi zniknie niesprawiedliwość, cierpienie, ból, wojny, choroby i śmierć (Ap.20:10.15).
Bóg miał dla naszej planety szczególny plan. Zapragnął zaludnić ją istotami stworzonymi na swoje podobieństwo (Rdz.1:26). To pragnienie nietrudno zrozumieć, gdyż wielu z nas chce mieć dzieci, choć przysparzają niemało kłopotów. Tęsknimy za ich miłością, gdyż są naszym odbiciem; i nie zamienilibyśmy nawet niewdzięcznego dziecka na posłuszny automat. Bóg również tęskni za naszą dobrowolną miłością, której jest godzien, dlatego stworzył nas z możliwością wyboru.

Dlaczego Bóg pozwoli Szatanowi kusić ludzi na ziemi? Po co postawił drzewo poznania w ogrodzie Eden? Otóż, wiedząc, że Szatan oddał się grzechowi i rozsiewa fałszywe oskarżenia, Stwórca przygotował próbę, która miała uodpornić ludzi na zwiedzenie i 'chorobę' grzechu. W tym celu wybrał jedno z drzew w ogrodzie Eden, zaręczając swym słowem, że jeśli ludzie z niego zjedzą -- z pewnością umrą (Rdz.2:17).

Drzewo to samo w sobie nie posiadało szczególnych własności, gdy nie chodziło wcale o jego owoc, lecz o lojalność wobec Słowa Bożego. Bóg przeciwstawił swoje słowo każdemu kłamstwu, z którym mógł przyjść Lucyfer. W ten sposób chronił ludzi przed zwiedzeniem, ale wybór pozostawił w ich rękach. Adam i Ewa, aby zgrzeszyć musieliby zaufać Lucyferowi, zamiast Bogu. Z kolei posłuszeństwo uodporniłoby ich na zawsze przeciwko zwiedzeniu.
Ewa uwierzyła Szatanowi, gdy podważył Sowo Boże (Rdz.3:4). Na tej podstawie Lucyfer uzurpował sobie władz nad ziemi. Odtąd ludzie znaleźli się pod jego wpływem. Zamiast obiecanej boskości, nieśmiertelności, i wolności, stali się sługami grzechu, a co najgorsze utracili słodką społeczność z Bogiem i łączność z bezgrzesznym wszechświatem.
Upadek człowieka napełnił niebo wielkim smutkiem. Ustały pieśni radości. Wydawało się, że dla człowieka nie ma ratunku. Na to liczył Szatan. Wiedząc, że karą za grzech jest śmierć (Rz.6:23), kalkulował, że jeśli udałoby mu się przeciągnąć człowieka na swą stronę, Bóg musiałby tolerować jego rebelię, aby zachować przy życiu ludzi, których umiłował.

Bóg miał jednak inny plan, którego samolubna natura Lucyfera nie mogła przewidzieć. Jeszcze "przed założeniem świata" (1P.1:20) Syn Boży zawarł z Ojcem wieczne przymierze (Hbr.13:20) na mocy którego zgodził się umrzeć, aby nas ratować, gdyby zaszła taka konieczność (Ef.1:3; Ap.13:8). Na nim zasadzały się wszystkie przymierza, jakie Bóg później zawarł z ludzkością.

Jezus, gdy przyszedł na ziemię, stanął dokładnie w tym samym miejscu, w którym pierwszy Adam upadł, lecz okazał posłuszeństwo Prawu Bożemu. Przyjął na siebie nasze grzechy i oddał swe niewinne życie, "aby każdy kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny" (J.3:16). Dzięki temu, każdy, kto przyjmuje Chrystusa jako swego Pana i Zbawiciela otrzymuje przebaczenie grzechów i dostępuje zbawienia: "A zatem, jak przez upadek jednego człowieka przyszło potępienie na wszystkich ludzi, tak też przez dzieło usprawiedliwienia jednego przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi. Bo jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wielu stało się grzesznikami, tak te przez posłuszeństwo jednego wielu dostąpi usprawiedliwienia." (Rz.5:18-19)

Grzech uczyni ludzi więźniami Szatana, lecz Chrystus przyjmując postać człowieka sprawił, że przez społeczność z Nim dzieci Adama mogą na powrót stać się dziećmi Bożymi. Kiedy apostoł Jan pojął ogrom miłości Boga zawołał: "Popatrzcie, jak miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy" (1J.3:1).

Jeżeli istnieje Bóg, to skąd bierze się zło?
Postawiony w ten sposób problem był zupełnie obcy pogańskiemu myśleniu. Tam wszystko, co się działo, miało boskie pochodzenie. Zło było dziełem złych bogów, a dobro dziełem dobrych bogów. Dopiero Platon, w swojej krytyce mitu, dokonuje zmian. Według niego od Boga może pochodzić tylko dobro, ponieważ Bóg sam jest dobrem. Co zaś się tyczy zła, to jego przyczyn należy szukać gdzie indziej. Dopiero to nowe pojmowanie Boga, oczyszczone z charakterystycznego dla pogaństwa wielobóstwa, czyni pytanie o źródło zła na świecie istotnym.

Judaizm, wyznając, iż jest tylko jeden Bóg, siłą rzeczy musiał stawiać pytanie o przyczyny zła. Jeśli jest tylko jeden jedyny Bóg, jeśli to On stworzył wszystko, to skąd się bierze zło?

Jednak to dopiero chrześcijaństwo czyni doświadczenie zła w zestawieniu z wiarą w istnienie Boga naprawdę problematycznym. Chrześcijaństwo bowiem zakłada nie tylko wiarę w istnienie jedynego Boga, lecz niesie ze sobą zupełnie nowe treści. Bóg, powodowany miłością, stworzył świat z nicości. W ten sposób zdaje się popadać w dylemat pochodzenia zła. Skoro Bóg stworzył świat z nicości, to wszystko jest Jego dziełem. Czy zło również pochodzi od Boga, skoro jest miłością? Czy może zło ma swoje źródło w samym tylko człowieku? Tylko jak wtedy to pogodzić z tym, że każdy człowiek jest obrazem Boga?

Chrześcijańska wiara w jednego Boga, będącego jako jeden jedyny Stwórca świata czystą miłością, i chrześcijańska koncepcja człowieka, która każdemu z osobna przyznaje jako obrazowi Boga nienaruszalną godność, radykalizują niezmiernie kwestię pochodzenia zła.

Lecz jak odpowiedzieć na pytanie o pochodzenie zła? Istnieją dokładnie trzy modele interpretacji rzeczywistości zła: model monistyczny, model dualistyczny i tak zwany model personalny.

Z założenia monizmu istnieje tylko jedna ostateczna przyczyna, będąca początkiem wszystkiego. Może wydawać się zbieżna z chrześcijańskimi założeniami, nauczającymi, iż wszystko zostało stworzone przez jednego jedynego Boga. Jednak istnieje konkretna różnica: jeśli pojmujemy świat na modłę monistyczną, to wówczas jawi się on jedynie jako emanacja nieskończoności. Świat nie został przez Boga "wypuszczony na wolność", lecz wszystko, co dzieje się tu i teraz, wykazuje jakiś związek przyczynowo-skutkowy z Bogiem. Taki Bóg byłby jednak samozaprzeczeniem. Nie byłby tylko dobry, ale musiałby być również zły. Tak samo odpowiedzialny za dobro, jak i za zło. Zło byłoby inną twarzą tego samego Boga. Nijak więc ma się to pogańskie podejście do obrazu prawdziwego Boga, ponieważ "Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności" (1J 1,5b). Bóg jest w jednoznaczny sposób nazywany miłością, Na tym fundamencie człowiek może zawierzyć siebie bezwarunkowo. Bóg postępuje w sposób jednoznaczny, nie chce zła i nie ponosi za nie odpowiedzialności. Dzięki temu wiara nie przeczy rozumowi. Dlatego model monistyczny nie może dostarczyć żadnej zadowalającej odpowiedzi na pytanie o źródło zła.

Model dualistyczny zawiera w sobie inne problemy. Naucza o istnieniu drugiej, przeciwstawnej względem Boga, złej zasady świata. Ta zła zasada miałaby być źródłem zła, podczas gdy Bóg byłby źródłem dobra. Jednoznacznie uwalniałoby to Boga od ponoszenia odpowiedzialności za zło. Model ten sprzeciwia się jednak judaistyczno-chrześcijańskiej wierze w stworzenie świata, zakładającej, że jest tylko jeden Stwórca wszechrzeczy i że ów Stwórca w sposób wolny stworzył wszystko z niczego. Nie byłoby tu miejsca na uzasadnioną nadzieję zbawienia, bo nie byłoby żadnych podstaw, by wierzyć, że Bóg pokona zła, skoro obok Boga, miałaby istnieć jeszcze jedna, równie potężna zasada.

Model personalny uważany jest zazwyczaj za chrześcijański. Zło jest tu rozpatrywane na trzy różne sposoby: jako osobisty grzech będący jednocześnie wyrazem wolności człowieka, jako ponadosobowy grzech pierworodny i jako diabeł, zło osobowe. Diabeł jest przy tym rozumiany jako pierwotnie dobre stworzenie, które jednak z własnej woli odwróciło się od Boga. Zaletami tego modelu jest to, że źródłem zła nie jest sam Bóg, lecz stworzony przez Boga, skończony duch, a zło jawi się jako swobodny akt diabła. Zło ma swoje początki w czymś stworzonym, a więc nie w jakiejś drugiej, równie pierwotnej co Bóg zasadzie świata. Staje się więc jasnym, że nie ma ani jakiejś drugiej zasady poza Bogiem, ani zło nie jest w żaden sposób jakąś inną stroną Boga. Jest tylko jeden Bóg, który uczynił wszystko z miłości i który z tego właśnie względu nie może być przyczyną zła.

Dlaczego w tym wszystkim nie wystarczy sam grzech i jego konsekwencje? Do czego potrzebny jest w tym modelu diabeł? Czy można, w dzisiejszym świecie, mówić z pełną powagą o diable? W czym miałoby źródło zło, skoro nie pochodzi od Boga, jeśli nie od diabła? Czy tylko człowiek miałby być sprawcą całego zła? Czy człowiek posiadający jedyną w swoim rodzaju godność bycia obrazem Boga na Ziemi, jest odpowiedzialny moralnie za zbrodnie na Archipelagu Gułag, w Auschwitz i Srebrenicy? Gdyby zło pochodziło jedynie od człowieka i jego grzechu, czy można byłoby mówić o nadziei dla wszystkich ludzi?

Polecam: Korzenie zła http://fakty.interia.pl/religia/news-korzenie-zla,nId,860491

.