sobota, 8 kwietnia 2017

Jeznach: Syryjskie zagranie Trumpa


W syryjską bazę lotniczą Szajrat koło Homs uderzyło 59 amerykańskich pocisków Tomahawk (po ok 1 mln $ za sztukę). To odwet za użycie przez reżim Baszara Assada broni chemicznej przeciw cywilom z Chan Szajchun, gdzie zginęło 86 osób w tym 30 dzieci.


Wszystko wskazuje na to, że odwet za użycie zakazanej broni chemicznej był starannie i od dawna przygotowanym ciosem, nie tyle dla krwawego dyktatora Assada, co dla Rosji i jej prestiżu. Kluczowa dotąd polityczna i wojskowa obecność Rosji w Syrii, sukcesy w zwalczaniu nie tyle formacji terrorystycznych, co umiarkowanej anty- rządowej opozycji i przejęcie przez Moskwę inicjatywy nad procesem uregulowania konfliktu syryjskiego mogą teraz ulec zachwianiu. Uderzając bezpośrednio w Syrię – na co nie odważył się przecież Obama -  Trump jakby odwraca sytuację i rolę Rosji. Pokazuje jej, że jest bezsilna i niezdolna do obrony Assada, a zatem podważa jej rolę jako dominującego gracza, który dyktuje warunki  w tym konflikcie.

Chęć upokorzenia Rosji jest widoczna również i w tym, że strona amerykańska podkreśla z naciskiem, iż Trump nie rozmawiał w ogóle z Putinem nt. Syrii. Kreml bezskutecznie zabiegał od początku o bezpośrednie spotkanie prezydenta Putina z prezydentem Trumpem, które miałoby zademonstrować rolę Rosji jako mocarstwa i kluczowego dla USA rozmówcy o losach świata, niestety Amerykanie konsekwentnie pokazują, że nie traktują Rosji jako poważnego partnera.

Na krótko przed atakiem Ameryka ostrzegła Rosjan, aby swoich ludzi ukryli. Widać wyraźnie, że rosyjskie oczekiwania, iż współdziałanie z Amerykanami w Syrii i w ogóle w walce z międzynarodowym terroryzmem stanie się pierwszą i główną podstawą normalizacji i ocieplenia stosunków rosyjsko-amerykańskich, były wyolbrzymione,jeśli nie błędne. Jeżeli dojdzie do takiego współdziałania, to bez watpienia będzie ono ograniczone.

Żle to wróży syryjskiemu reżimowi i wspierającej go Rosji. Pokazuje też, że destabilizacja Syrii pozostanie jeszcze długo instrumentem uprawiania polityki za pośrednictwem służb specjalnych, czyli tak jak dotąd.

W tej sytuacji Rosja, aby chronić swój międzynarodowy wizerunek i prestiż, jest ograniczona do ostrej reakcji słownej, bo z militarnego punktu widzenia pokazała ogromną słabość. S300 bądź S400 nawet nie spostrzegły co sie dzieje dookoła nich. Okazało się, że rosyjskie systemy dalekiego zasięgu typu S 300/400 nie potrafią zestrzelić pocisków manewrujących.

Jeżeli Moskwa miała jeszcze jakieś złudzenia jeśli chodzi o Trumpa, to teraz musi się ich pozbyć. Zgodnie ze swą ogólną strategią  z pewnością nie będzie jednak dążyć do eskalacji konfliktu z USA. Rosjanie wiedzą od początku, że wojna w Syrii jest de facto rozgrywką między Rosją i USA (NATO). Należy oczekiwać, iż będą z jednej strony zwiększać wsparcie dla rządowych sił syryjskich przeciwko wspieranym przez Zachód siłom opozycyjnym w Syrii. Prawdopodobny jest bezpośredni wzrost rosyjskiego zaangażowania w Syrii i determinacja po stronie Damaszku. Możliwe jest także przesuwanie rosyjskich wojsk i systemów OPL w rejon najbardziej narażonych na atak strategicznych obiektów i baz syryjskich, licząc na to, że Trump nie odważy się spowodować rosyjskich ofiar. Z drugiej strony Moskwa zapewne będzie wysyłać sygnały o swej gotowości do negocjacji w roli niezbędnego partnera, np. oferując większą elastyczność w porozumieniu politycznym nt. Syrii.

Można jednak przypuszczać, że strona rosyjska ocenia atak amerykański jako działanie ograniczone, którego celem jest tylko dorazna demonstracja siły i które nie zapowiada zasadniczej zmiany polityki USA wobec konfliktu syryjskiego. Poprzez taki atak Trump mógłby chcieć strząsnąć z siebie resztę podejrzeń  o słabość wobec Putina, wyrobić sobie wizerunek twardziela i polepszyć przetargową pozycję Waszyngtonu przed planowaną wizytą sekretarza stanu Rexa Tillersona w Moskwie (11–12 kwietnia). Takie założenie byłoby jednak błędem. Obecność Ameryki na Bliskim Wschodzie i jej stosunek do Syrii jest w ogromnej mierze pochodną związku polityki USA z interesami Izraela, a te nie mają charakteru koniunkturalnego lecz strategiczny i i każdy prezydent USA musi je uwzględniać. Trump w szczególności.

Uderzenie Tomahawkami miało osiągnąć kilka celów jednocześnie. Po pierwsze, jako pierwszy amerykański nalot na bazę, w której stacjonowały również siły rosyjskie, ma pokazać determinację USA w Syrii. Po drugie Waszyngton chce pokazać, że na trwałe powrócił do regionu jako główny rozgrywający i że jego obecność w Syrii również jest długoterminowa i trwała. Trump demonstruje tu gotowość polityczną do używania siły nie tylko przeciwko organizacjom terrorystycznym (ISIS, Al-Kaida), ale również przeciwko  państwom - reżimom, jak Syria, co jest zasadniczą różnicą wobec polityki poprzedniej administracji. Po trzecie adresatem tego przesłania są również sojusznicy i obojętni wobec USA. Nowa, jednoznacznie wymierzona w Iran i jego klientów, amerykańska strategia na Bliskim Wschodzie zakłada użycie niewielkich własnych sił lądowych przy dużym wykorzystaniu sił sojuszniczych. Atak ma udowodnić partnerom USA (głównie Izraelowi, ale także sunnickim monarchiom arabskim i Turcji), że w przeciwieństwie do administracji Obamy ta Trumpowa jest gotowa kontrolować sytuację i podejmować ryzykowne działania w obronie swoich interesów.

Rozkaz ataku rakietowego na bazę lotniczą Szajrat w Syrii jest elementem szerszej gry toczonej przez Waszyngton w Syrii w ostatnich tygodniach. Postawiwszy na Kurdów i zwiększając bezpośrednią obecność wojskową w Syrii przed ostatecznym zdobyciem syryjskiej stolicy Daeszu – miasta Rakka nad Eufratem - Stany Zjednoczone dążą do utworzenia pasa kontrolowanej przez siebie strefy buforowej w północnej Syrii, a tym samym do zapoczątkowania rozpadu państwa syryjskiego. Jeśli nawet Rosja, która chce zachowania terytorialnej i politycznej integralności Syrii, próbowała utrudnić tę nową politykę USA w Syrii i opóźnić kurdyjską ofensywę na Rakkę poprzez zajścia w Afrinie, gdzie pod koniec marca liczyła na sprowokowanie starć kurdyjsko-tureckich, to nic z tego nie wyszło. Widząc, że pierwsze państwo kurdyjskie może powstać raczej w Syrii niż na jej własnym terenie, Turcja dała się chyba przekonać Amerykanom i nie podjęła walki z kurdyjską armią PYD. Sytuacja dla Damaszku i Moskwy zaczyna się komplikować, bo wygląda na to, że Zachód zdobywszy Rakkę już jej Syrii nie zwróci.

Działając przede wszystkim w interesie Izraela głównym celem Waszyngtonu pozostaje osłabienie wpływów Iranu. Zniszczona i bardzo osłabiona już Syria jest celem drugorzędnym. W tym kontekście z punktu widzenia Ameryki możliwych jest kilka scenariuszy: dalsze bicie Assada i eskalacja napięć w relacjach z Rosją, dogadanie się z Rosją na warunkach amerykańskich i oddech dla Assada, oraz wariant pośredni: brak dalszych działań militarnych przeciwko Assadowi, ale dalsze zaczepki i napięcia na linii Moskwa–Waszyngton np. w sprawie Ukrainy. Każdy z tych trzech jest dobry dla partii wojny i dla Rosji, ale żaden dla Syrii i prawdziwego pokoju.

źródło: http://jeznach.neon24.pl/post/13787,syryjskie-zagranie-trumpa

3 komentarze:

  1. pies na trolle8 kwietnia 2017 21:47

    Przypominam niektórym mądralom, pracującym za kopiejki; Aby wykorzystać broń chemiczną przede wszystkim należy takową mieć. Jej posiadanie przez powstańców nigdy nie zostało udokumentowane. Za to broń chemiczną ma Asad i Rosja. Po drugie, potrzebne są środki dostawy broni chemicznej do celu: samoloty, helikoptery, rakiety, specjalne bomby i pociski. Wszystko to mają Rosja i Asad, lecz nigdy nie było zauważone w rękach powstańców. Po trzecie, ważną rolę odgrywa posiadanie specjalistów z broni chemicznej. Takich mają Asad i Rosja, lecz nie mają powstańcy. Po raz pierwszy broń chemiczna trafiła do Syrii z ZSRR, w samej Syrii nie była produkowana. Później do 1993 r. ZSRR i Rosja zbudowały w Syrii 5 fabryk produkujących substancje trujące: w Damaszku, as-Safirze, Palmyrze, Chomsie i Tartusie. Współudział Rosji w nieludzkim ataku chemicznym w Chan Szajchunie potwierdza szereg faktów. W przeddzień ataku rosyjskie lotnictwo dokonało nalotu na szereg szpitali w pobliżu Chan Szajchun. Po ataku gazowym rosyjskie Siły Powietrzne ostrzelały szpital w Chan Szajchunie, dokąd trafiła część rannych. Pacjentów trzeba było wieźć do Turcji i na północ kraju, tracąc bezcenny czas na ratowanie życia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozpocząłeś już intensywną terapię?

      Usuń
  2. http://blog-roll-polityczny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

.