sobota, 27 lipca 2013

Nietolerancja


Tolerancja dla jednych jest zgodą na wszelkie dziwactwo i przyzwoleniem na samowolę, dla innych akceptacja prawa do bycia sobą i szacunkiem wobec inności w granicach zdrowego rozsądku.

 
W dzisiejszych czasach coraz częściej spotykamy się z powszechnym użyciem słowa tolerancja. Rzadziej jednak zastanawiamy się nad tym, jak powinna ona wyglądać i czy kreowany w mediach jej obraz jest poprawny. Nie zauważamy, że słowo „tolerancja” jest nadużywane i wykorzystywane do tworzenia w umysłach światopoglądu tego, kto używa tej sentencji. Można więc powiedzieć, że „tolerancja”, jest jednym z tzw. magicznych haseł we współczesnej manipulacji. Gdy chcemy kogoś zniszczyć, wystarczy, że odpowiednio użyjemy tego zwrotu, a popsujemy komuś życie raz na zawsze, jak robi się to dziś w mediach niepoprawnym politycznie prawicowym, katolickim lub nacjonalistycznym organizacjom w imię wszechobecnej tolerancji. Zauważmy ten schemat: zawsze, gdy słyszymy w telewizji słowo nietolerancyjny, od razu przychodzą nam do głowy negatywne myśli na temat takiego człowieka. Czy to dobrze? Oczywiście, że nie. Rzecz jasna trzeba być tolerancyjnym, ale wszystko ma swoje granice. Spróbujmy je wyznaczyć.

Analizując kwestię tolerancji patrzymy na najważniejszy element tworzący człowieka: moralność. Przez tysiące lat w społeczeństwie wytworzyły się pewne wartości moralne przyjęte przez ogół ludzkości. W momencie, w którym ktoś wychodzi na ulicę i publicznie pokazuje, że ma te zasady za nic, nie ma prawa dziwić się, że jest obśmiewany, a ludzie dookoła nie mają do niego szacunku. Żyjemy bowiem w cywilizacji opartej na chrześcijaństwie i kulturze rzymskiej i każdy człowiek mieszkający w kręgu tych zasad moralnych, musi je przyjąć. Niedopuszczalne są więc dla mnie homoseksualne parady równości i „tolerancji”. I nie dlatego nie mam zamiaru tolerować homoseksualizmu, że nie szanuję tych ludzi, ponieważ ja mam szacunek do każdej osoby, ale dlatego, że geje wychodzą na ulicę i celowo, z premedytacją łamią zasady społeczne, a potem dziwią się, że wywołali pośmiewisko i agresję. Z homoseksualizmu każdy może się wyleczyć. Tymczasem ludzie chorzy na to schorzenie wystawiają skierowania do psychologa dla tzw: „homofobów” (pojęcie całkiem zmyślone i nieistniejące), podczas kiedy ci, zachowali się całkiem normalnie i wystąpili w obronie własnego dobrego smaku i wartości fundamentalnych.


W podziale tolerancji znajdą się także odwieczni wrogowie. W społeczeństwie istnieją pewne przeciwności, które są nie do pogodzenia. Przykład? Faszyści, monarchiści, demokraci, komuniści etc.; Homofobi i homoseksualiści; prawica i lewica; katolicyzm, ateizm, islam etc.; konserwatyzm i liberalizm, oraz wiele innych przykładów takich przeciwników u samego źródła ideologii. Ich walka jest jednak bardzo często nierówna, właśnie przez używanie słowa klucza: „nietolerancja”. Media bardzo często biorą udział w takich rozgrywkach, używając podanego wyżej hasła do zlikwidowania jednej ze stron. Podam realny przykład wydarzenia, które miało miejsce całkiem niedawno. Organizacje homoseksualne zorganizowały paradę równości. Dowiedziawszy się o tym lokalny prezes Młodzieży Wszechpolskiej urządził kontrmanifestację idącą z naprzeciwka, ale niemającą w zamiarze zderzenia z homoseksualistami. Gazeta Wyborcza użyła tylko sformułowania: „to nacjonaliści, wiecie, to ci nietolerancyjni”, a zawarte w sentencji słowo klucz spowodowało ogólną niechęć do Wszechpolaków, mimo że do żadnych ekscesów nie doszło. Niedługo potem to organizacje narodowe pierwsze zapowiedziały swoją manifestację zatytułowaną: „Marsz tradycji i kultury”. O dziwo, na drodze stanęła im niebezpieczna grupa homoseksualistów chcąca utrudnić spokojny przebieg marszu. Policja oczywiście ją aresztowała, jako że działała nielegalnie. Następnego dnia w radiu i telewizji podano informację: „Homofobiczna policja aresztowała grupkę osób chcących zatrzymać marsz nacjonalistów, wiecie, tych nietolerancyjnych”. Tutaj słowo klucz zadziało po raz wtóry, znowu na niekorzyść Wszechpolaków, mimo że absolutnie nic nie zrobili. W drugim podziale chodzi więc o to, że nietolerancja i walka między niektórymi grupami jest naturalna i niegroźna, (oczywiście jeżeli nie dochodzi do rękoczynów) i nie należy wykorzystywać wzajemnego wygwizdywania się wrogów, jako dowodu nietolerancji i ksenofobii, ponieważ nie ma w nim nic nadzwyczajnego i nienaturalnego. Z przeciwnika i tak nie zrobi się przyjaciela z dnia na dzień.


Są jednak chwile, kiedy musimy być tolerancyjni. Przede wszystkim chodzi tu o sytuacje, kiedy inne osoby nie mają wpływu na istnienie cechy z powodu, której często są nietolerowani. Głównie mam tu na myśli kolor skóry i narodowość. Nie możemy potępiać ludzi z tego powodu, że urodzili się inni od nas. Nietolerancja ze względu na rasę występuje w różnych częściach świata i dotyczy przeróżnych ludzi. W jednych miejscach ludzie europeizowanych rys są poniżani przez stojących w tym społeczeństwie wyżej ludzi negroidalnych lub mongoloidalnych. W innych to murzyni są prześladowani przez ludzi białych. W tym przypadku słowo nietolerancja jest użyta słusznie i należy ją zwalczać.


Mamy prawo być wobec jakiegoś narodu nieufni i prowadzić wobec niego agresywną politykę zagraniczną. Muszą być jednak spełnione podstawowe warunki. Pierwszy mówi o tym, że ów naród musiał robić nam już krzywdy w przeszłości lub ma geopolityczny powód do zlikwidowania nas. W takich przypadkach możemy być wobec niego nieufni i walczyć o swoje. Nigdy jednak nie wolno nam nie tolerować kogoś tylko z powodu rasy i pochodzenia, ponieważ dochodzimy wtedy do ideologii nazistowskiej, stworzonej przez człowieka chorego psychicznie, Adolfa Hitlera, która obok komunizmu stanowi najgorsze światowe zło, z którym każdy powinien walczyć.


Istnieje jeszcze drugi wyjątek od reguły. Ma on miejsce wtedy, kiedy nasz kraj jest kolonizowany przez inną narodowość, która nie chce przyjąć naszej kultury. Oczywiście w małych ilościach jednego, dwóch, trzech, czterech, a nawet pięciu procent możemy dopuszczać inne narodowości i traktować je jak gości na swoich ziemiach. Jeżeli jednak na terenie naszego kraju robi się więcej Niemców, Rosjan, czy Romów niż Polaków, nasz naród jest w poważnym niebezpieczeństwie i dochodzimy do granic tolerancji. Należy jednak pamiętać, aby nigdy nie zabijać, ani nie prowadzić innych represji wobec obcych narodów, ponieważ znowu dochodzimy do filozofii nazizmu. Trzeba załatwiać tym ludziom darmowy powrót do kraju lub polonizować ich tak, aby stali się Polakami.


Tak więc należy pamiętać, że nasza nietolerancja jest w wielu przypadkach naturalna i nie da się jej zlikwidować. W innych jest faktycznie ksenofobiczną i chorą reakcję, którą należy leczyć, a w jeszcze innych reakcją obronną, np. przeciw kolonizacji naszych ziem. Bez względu jednak na to, dlaczego nie tolerujemy innych, nie należy dopuszczać do rękoczynów i ograniczać się do mniej drastycznych sposobów okazywania swojego braku akceptacji dla zachowania innych. Należy także pamiętać, że potępiamy w człowieku czyn, a nie jego samego jako istotę ludzką, ponieważ choćby był największym potworem, jest taką samą osobą jak my.


Od dawna zastawiała i zadziwiała mnie obserwacja tego, w jaki sposób ludzie bronią swoich zwyczajów. Często taka obrona przyjmuje formy kuriozalne, pełne agresji i nienawiści. Jedni plują innym w twarz, kiedy tamci zachowują się nie tak, jak chcieliby ich adwersarze. Współczesny przekaz społeczny pełen jest oskarżeń o niemoralne zachowanie czy nieetyczny postępek. Wynikiem naruszenia tabu, piętnuje się nawet nie pojedyncze osoby a całe grupy społeczne, kręgi kulturowe i cywilizacje. Nie tylko sąsiadów, ale też Islam, Żydów, gejów, socjalistów, liberałów, a nawet osoby z inną zawartością pigmentu w skórze.

Cechą tych wszystkich wykluczeń jest niechęć do inności. Często w mediach pojawiają się takie terminy jak „homofobia” czy „rasizm”, ale one zakładają, że przedmiotem ataku jest dana cecha i konkretny człowiek ją reprezentujący. Jest tak w rzeczy samej, jednak myślę, że rdzeń takich zachowań jest inny, głębszy w swojej istocie. Jest to mianowicie rdzeń ochrony własnej tożsamości kulturowej. Niechęć do tego, co w innej kulturze jest normą, manifestuje się dopiero jako uderzenie w konkretną cechę, a potem dopiero w człowieka. Tak jak u źródeł alkoholizmu często nie leży alkohol a niemożność radzenia sobie z życiem, tak u podstaw wszelkich fobii społecznych leży poczucie własnego zagrożenia.


Szczególnie wyraźnie widać tę skłonność w społeczeństwach monokulturowych, takich jak na przykład Polska (po co daleko szukać?). Niedawno New York Times rozpisywał się na temat polskiej homofobii i nietolerancji zarówno w kontekście wypowiedzi byłego prezydenta, jak i podpalenia tęczowego łuku skonstruowanego nad jedną z warszawskich ulic. Zapytany o reakcję nowojorczyków na te zdarzenia pewien poseł (który nota bene niedawno wrócił zza oceanu), z troską opowiadał w radio o skandalicznym oddźwięku, jakim odbił się ów artykuł wśród zainteresowanych Amerykanów z wielkiego miasta. Nie mogli oni nadziwić się takim reakcjom, kolejny raz najprawdopodobniej utrwalając swój wizerunek Polski jako zaścianka współczesnej cywilizacji.


Przyjrzyjmy się przez chwilę subiektywności takiej opinii: „nienowoczesny” czy „zacofany” to kategoryzacje względne, które należałoby zamienić na „nie nasz”, „nieamerykański czy „niezachodni”. „Współczesne”, „światowe” oznacza obecnie tyle, co „pożądane z punktu widzenia wartości tej kultury”. Również argumenty typu „żyjemy w XXI wieku” i wnioskowanie na ich podstawie o wymaganiach co do poglądów - są nie na miejscu. W końcu w XXI wieku żyją też Papuasi goniący po lesie z dzidami, Sentinelowie pozostający bez żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, nomadowie, itd. Czas sam o sobie nie ma tu nic do rzeczy. W argumentach chodzi jedynie o powiedzenie: „są inni niż nasza kultura”. A ponieważ własna kultura (w tym przypadku amerykańska) jawi się jej przedstawicielom jako atrakcyjna i słuszna (w końcu osiągają za jej pomocą sukcesy na całym świecie, czego potwierdzeniem jest świadomość życia w państwie mocarstwowym), inne społeczeństwa, wyznające zasady, które pojawiały się u dominatorów kilkadziesiąt lat wcześniej, jawią się jako „przestarzałe”. Przy czym w tym przypadku oczywiście są „amerykańsko przestarzałe”, a nie przestarzałe w ogóle. I o tym zdaje się, często dyskurs zapomina.


Ponadto, istnieje ogromna różnica pomiędzy gotowością społeczną do zmian na obszarach historycznie wielokulturowych (takich jak Nowy Jork) a gotowością ową w bytach z wyraźną dominacją jednej kultury (takich jak Polska, aby ciągnąć dalej wspomniany przykład). Tożsamość amerykańska w dużej mierze opiera się historycznie na zróżnicowaniu – w końcu ten kraj zbudowali emigranci reprezentujący różne kultury i zakątki świata. Stany Zjednoczone nigdy nie rozpadły się w wyniku zdominowania przez inny światopogląd, natomiast Polska i owszem. Inność była często źle widziana a tolerancja na przykład do Żydów kończyła się wtedy, kiedy judaizm i zachowania jego przedstawicieli wkraczały w życie Polaków zbyt głęboko. Podobnie „tolerowano” Ukraińców, Romów, itd. W tej części Europy przedstawiciele innych kultur wydawali się mieć do wyboru dwie drogi – albo się zasymilować przyjmując lokalne nawyki, albo żyć w swoistej izolacji (jak Żydzi na krakowskim Kazimierzu, Tatarzy na północnym-wschodzie kraju czy Łemkowie w części południowo-wschodniej) – aby tylko nie za bardzo wtrącali się w życie „rdzennych” obywateli. A kiedy tylko mniejszości domagały się większych praw – spotykały ich różnorakie represje, o czym doskonale z historii wiadomo. Dziś to samo dzieje się z mniejszościami seksualnymi, używa się nawet podobnej retoryki – dawniej było lobby żydowskie, teraz jest gejowskie. Moralny upadek kraju dawniej miał długi, zakrzywiony nos – dziś nosi kolory tęczy.


W narodzie, który od tak dawna spaja jednorodność kulturowa, narodzie, który był w stanie przetrwać historyczną zawieruchę głównie dzięki tradycji i pamięci, wcale nie dziwi współczesna skłonność do stosowania tych samych mechanizmów co dawniej (choć oczywiście wydają się dziś kompletnie nieadekwatne do skali odczuwanego przez niektórych „zagrożenia”). W końcu mechanizmy te są również częścią kultury, a ich stosowanie wpisuje się w pewną tradycję.


Nie można więc porównywać podejścia amerykańskiego i polskiego – mieszkańcy obu krajów żyją w różnych kulturach, z różną tradycją i historią.


Jednakże, oba te podejścia - zarówno "pro-zachodnie" oraz "konserwatywne" (nazwijmy je tak umownie) mają cechę wspólną – piętnują inność. W uproszczeniu "postępowcy" chcą, aby wszyscy byli jak oni, a "zacofani" z kolei chcą przyrównać wszystkich do siebie. Obydwie społeczności stosują dentyczny mechanizm -  promocji własnej kultury i negacji innej. Wydaje się, że nie ma absolutnie żadnego obiektywnego powodu, dla którego stanowisko jednych miałoby być lepsze od tych drugich. Każdy po prostu broni swojego kręgu kulturowego.


Człowiek to zwierze stadne i ostracyzm jest najsroższą z kar społecznych – wykluczenie ze stada to mentalna śmierć. Homo Sapiens wypracował w toku ewolucji wspaniałe narzędzie budowania i utrzymywania jedności w owym stadzie – jest nim kultura. Czasami zamknięta a czasami gotowa na przyjmowanie nowego, ale mimo to na własny sposób spójna wewnętrznie. Uderzenie w kulturę to zagrożenie dla jedności stada, a więc i dla każdego z ich członków z osobna. To lekcja, którą dały dziesiątki tysięcy lat ewolucji - od czasów kultur najprymitywniejszych, aż do dziś. Mechanizm obrony własnej kultury jest esencją przetrwania, więc o ile nie wybierzemy nowego stada i nie będziemy się tam chcieli przenieść, nie ma się co dziwić tak gwałtownym reakcjom. W końcu dla wewnętrznego instynktu przetrwania kultury, to walka „na śmierć i życie”.


Oczywiście, rozum mówi, że należy zachować powściągliwość i to, co podpowiada afekt, niekoniecznie da najlepszy rezultat. Niemniej trudno intelektowi, od którego wymagamy abstrakcyjnego myślenia, stawiania hipotez i wnioskowania – zapanować nad mechanizmem tak podstawowym, jak utrzymanie spójności grupy.

Zdając sobie z tego sprawę, nie dziwię się już więcej buntom, oskarżeniom i oczernianiu. Zastanawiam się jedynie czy w końcu uda się rozumowi lub empatii okiełznać bezmyślny mechanizm, do którego tak w butnych przemowach dorabiane są wyszukane racjonalizacje. A jeśli tak – to kiedy?

Katolicy nie muszą wstydzić się swej nietolerancji. Bo istnieje taka „nietolerancja”, która jest zbawienna - mądry inżynier wie, że wytrzymałość materiału oraz funkcjonowanie całego urządzenia domagają się „ograniczonej tolerancji”. Tak też się dzieje w dziedzinie życia osobistego i społecznego: tolerancja jest potrzebna, ale jej granicą jest prawda - prawda o człowieku i o społeczeństwie.
Otóż w całej dyskusji o tolerancji wobec homoseksualizmu zabrakło chyba właśnie tego - poszukiwania prawdy. Ci, którzy uznali Kościół za nietolerancyjny, na ogół za jedyny wyznacznik przyjęli absolutne kryterium tolerancji.

A mam poważne powody by podejrzewać, że zabrakło rzetelnego poszukiwania prawdy, skoro wśród popularnych krytyków stanowiska Kościoła i - jak siebie nazywają - obrońców naukowego spojrzenia na problem, brakuje ustosunkowania się do kilku kwestii.


Jeden z tygodników, wśród wyników badań naukowych wylicza tylko te, które zdają się potwierdzać tezę, że homoseksualizm jest uwarunkowany albo genetycznie, albo procesami zachodzącymi w czasie rozwoju płodu. Wniosek - nie można z nim walczyć. Szkoda, że autorzy „poszukujący prawdy” przeoczyli inne badania, które wykluczają taką interpretację (choćby fakt, że niekoniecznie oba z bliźniąt jednojajowych okazują się homoseksualistami). Szkoda, że podpierają się badaniami już niezbyt aktualnymi i nie ustosunkowują się do obecnych publikacji, które przyjmują całkiem inne stanowisko w tej sprawie, oraz do praktyki w tej dziedzinie (np. G. Van Den Aardwega - twórcy znanego ośrodka w Lublinie).

Szkoda też, że niektórzy twierdzą, iż mówienie o moralności nie ma w tym wypadku sensu - bo nie można wartościować tego, czy ktoś urodził się rudy albo leworęczny… Jest to podwójny błąd: po pierwsze - nie udowodniono istnienia wrodzonych skłonności homoseksualnych, a po drugie - człowiek może być leworęczny, ale to, jak używa swej lewej ręki, podlega już wartościowaniu - może nią czynić dobro, a może i zło…

Szkoda wreszcie, że pewien etyk nie rozumie, iż potępienie homoseksualizmu przez Kościół opiera się nie tylko na wartościowaniu religijnym, ale również na spojrzeniu na prawdę o człowieku, i nie zna choćby opinii B. Kiely’ego, który stwierdził: „Poznałem studentów psychologii, którzy byli bardzo sceptyczni co do tradycyjnej doktryny Kościoła dotyczącej homoseksualizmu - aż do momentu, w którym rozpoczynali psychoterapię z osobami homoseksualnymi i kiedy słyszeli, w jaki sposób opisują one jakość swego doświadczenia”. Ponieważ istnieje zasadnicza różnica między tym, co jest istotą normalnego kontaktu seksualnego i kontaktu homoseksualnego.


Cóż, nie warto chyba przedłużać tej polemiki. Tam, gdzie chodzi o prawdę, Kościół nie powinien się ugiąć wobec „dyktatury tolerancji”. Co nie znaczy, że Kościół kogokolwiek potępia. To tylko nazywanie rzeczy po imieniu - bo prawda jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Inną zaś sprawą jest szacunek należny każdemu - nawet temu, kto myśli inaczej. Do tego Kościół też nawołuje i w tym wypadku nie może być nietolerancji.

 


Pojęcia:

Nietolerancja jestzjawiskiem społecznym. Problematyka nietolerancji i tolerancji ma ogromnie znaczenie dla pokojowego i stabilnego funkcjonowania każdej społeczności.Przeciwieństwem tolerancji jest nietolerancja, dyskryminacja, ksenofobia, dogmatyzm i fanatyzm w różnych sferach życia. Tolerancja zanika także w zderzeniu z wszelkiego rodzaju fundamentalizmem (religijnym, politycznym czy obyczajowym).
Fanatyzmtopostawa, w której wszystkie „obowiązki” są zewnętrzną koniecznością i w której nie ma miejsca na dobrowolna akceptację ani na odpowiedzialność moralną.
Fundamentalizm - powrót do źródeł religii i zamkniecie się w jej najbardziej pierwotnych formach, ograniczonych do własnej grupy etnicznej i wąsko pojmowanego kręgu kulturowego.
Ekstremizm - idee; zachowania , które cechują się skrajnością i radykalizmem w stosunku do istniejącego układu politycznego.
Ksenofobia, szowinizm, rasizm – mobilizowanie wrogości, obarczanie „innych – obcych- złych” za wszelkie niepowodzenia i problemy społeczne, wzmacnia niechęć, wrogość, agresywną nietolerancję.
Terroryzm jest skrajną postacią nietolerancji i nienawiścią oraz zafascynowanie złem. Terrorystom chodzi o publiczne demonstrowanie poprzez massmedia okrucieństwa , co ma być źródłem przerażenia i strachu , a przez to narzędziem osiągania politycznych celów
Przyczyny nietolerancji:
  • głównym źródłem nietolerancji jest wychowanie rodzinne oraz środowisko
  • massmedia
  • świat polityki
Źródła nietolerancji - kontakt z ludźmi o innych poglądach, spotkanie z człowiekiem reprezentującym inne wartości i opinie, wychowanie rodzinne, podróże zagraniczne o raz poznawanie innych kultur, edukacja szkolna i akademicka
Rola mediów w kształtowaniu postaw społecznych. Media w znacznej mierze kształtują nasze postawy wobec innych, a więc wpływają na poziom tolerancji w społeczeństwach, wiek XX przeszedł do historii jako wiek nietolerancji(demagogii, fanatyzmu, antysemityzmu, ksenofobii, nacjonalizmu, rasizmu, uprzedzeń i negatywnych stereotypów związanych z kolorem skóry, wyznaniem religijnym czy odmiennością obyczajów).
Świat kreowany w mediach , często odrealniony, upozorowany, konkurencyjny w stosunku do istniejącego, z jednej strony, pełen sukcesów, osiągnięć, nowych szans rozwojowych, z drugiej zaś wojen, dyskryminacji, okrucieństwa, przenika do życia dziecka. Nałogowe oglądanie scen przemocy prowadzi do wzrostu poziomu agresji, formowania się agresywnych postaw, fantazji agresywnych, znieczulenia na agresję występującą w życiu realnym.
Osamotnienie i wyobcowanie jednostki
Zagrożenia stwarza również rzeczywistość wirtualna, zwłaszcza dla tych dzieci, które często i bardzo chętnie wchodzą ą w nią, utożsamiają się z urojonym światem, zbyt intensywnie i aktywnie nawiązują interakcje. Tego typu zachowania mogą prowadzić do stopniowego wyobcowania ze środowiska rzeczywistego, utraty umiejętności komunikowania się w grupach społecznych umiejętności nawiązywania i podtrzymywania bezpośrednich kontaktów międzyludzkich, wspólnotowych.

Dylemat wielokulturowości
Społeczeństwa wielokulturowe, w których jednostki i grupy oczekują zauważenia i potwierdzenia wartości własnej kultury, własnej odrębności, z jednoczesnym poznawaniem i doświadczaniem innych, co stanowi najbardziej istotne wyzwanie współczesnej edukacji. Wielokulturowość jest zjawiskiem dynamicznym, wieloczynnikowym i wielozakresowym, można ja ujmować i rozpatrywać w kontekście historycznym i terytorialnym, w kontekście migracji dokonujących się procesów demokratyzacji i kształtowania społeczeństw wielokulturowych.


źródła: Ewa Marynowicz- Hetka „Pedagogika Społeczna” podręcznik akademicki 2,Robert Borkowski ”Tolerancja i nietolerancja”, Internet


powiązane artykuły:




Kultura jako programowanie umysłu     Po co komu etyka? Wojna cywilizacji według Samuela Huntingtona Od morza do morza - wywiad z J. M. Rymkiewiczem


0 komentarze:

Prześlij komentarz

.