poniedziałek, 1 maja 2017

Wirtualna rzeczywistość jak kromka chleba

Chciałbym postawić śmiałą tezę - iż w wirtualnej rzeczywistości funkcjonujemy nie od wczoraj ale od bardzo dawna, od wieków, albo i dłużej.


Rzeczywistość wirtualna (ang. virtual reality), wg Wikipedii to obraz sztucznej rzeczywistości stworzony przy wykorzystaniu technologii informatycznej. Polega na multimedialnym kreowaniu komputerowej wizji przedmiotów, przestrzeni i zdarzeń. Może on reprezentować zarówno elementy świata realnego (symulacje komputerowe), jak i zupełnie fikcyjnego (gry komputerowe science-fiction). /źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Rzeczywisto%C5%9B%C4%87_wirtualna

Jednak ja bym tą definicję rozszerzył na wszelki przejaw aktywności człowieka oraz maszyn nie istniejącej realnie, a jednak mającej udział w naszym życiu.

I tak, np. Roman Ingarden (największy polski filozof znany i uznany w świecie) niemal sto lat temu w pracy "O dziele literackim" pisał, że posiada ono (a także dzieła sztuki) miejsca niedookreślone, wielowymiarowe, które napełniają się treścią pod wpływem ludzkich wyobrażeń, myśli i projekcji.

Pieniądze to kolejny przykład wirtualnej rzeczywistości, od tysiącleci. Posiadają wartość umowną, nie mają obecnie żadnego pokrycia (w złocie, czy innych trwałych dobrach), a "bankster" je po prostu "wyczarowuje z kapelusza", czyli z pożyczki, mnożąc dług wiele razy. Dzisiaj pieniądze to nic innego jak tylko zapisy liczb w systemach komputerowych. Tylko naiwni wierzą, że banki emitują banknoty na podstawie depozytów jakie posiadają.

Dzisiaj żyjemy w świecie wirualnym coraz bardziej namacalnie. Gdy idziemy do klubu potańczyć, to relację z tego wydarzenia nasze dzieci i znajomi oglądają online w Internecie i na gorąco komentują jak się bawimy.

Kiedy nasza koleżanka urządza urodzinowe party, to nie dzwoni do wszystkich po kolei by ich zaprosić, tylko tworzy wydarzenie na Facebooku, i obserwuje kto potwierdzi swój udział. Do mnie do domu dwa, trzy razy w tygodniu dzwoni kurier (najczęście z Amazona) dostarczając przesyłkę z przedmiotami, które zakupiłem (ja, albo mój syn) poprzez Internet.

Odległość przestała mieć znaczenie, towar może pochodzić zarówno z Chin, USA, czy z tej samej miejscowości, gdzie mieszkam - w UK. Jako informatyk naprawiam sieć, albo wgrywam oprogramowanie zdalnie, nie ważne czy serwer jest w USA czy we Francji, zaś pracuję w większości w domu lub "odpoczywając" na łonie natury, tylko laptop, tablet lub smartfon muszę mieć wtedy przy sobie. Takie czasy.

Wojny też w większości prowadzi się wirtualnie, każdy chyba już słyszał o wojnie hybrydowej, albo o ataku hakerów mogących wyłączyć prąd, albo zakłócić działanie serwerów ważnej infrastruktury?

Zdjęcia z bombardowań albo z ataków terrorystycznych w pierwszej kolejności trafiają do Internetu, ale wcale nie po to aby przedstawiać fakty, ale by płatne trolle i tzw. pożyteczni idioci mogli uprawiać propagandę i potęgować lub wypaczać przekaz. A że strzelać można zdalnie? - To też znak czasów. Każdy z nas może sterować dronem na odległość, wystarczy mieć tylko wgrane odpowiednie oprogramowanie w iPadzie. Ten dron zaś nie musi być blisko, ale setki, czy tysiące kilometrów od nas. Skoro to zwykły człowiek może tak się bawić, to chyba nie jest dziwne, że i wojsko może wykorzytywać takie zdalnie sterowane systemy. Postępu technologicznego nie da się już zatrzymać, ale pora abyśmy zaczęli sobie zdawać sprawę z realnych zagrożeń.

Tutaj piszę o tym więcej: http://naszeblogi.pl/64154-mistyfikacja

0 komentarze:

Prześlij komentarz

.