poniedziałek, 27 stycznia 2014

Polska racja stanu w świetle rosyjskiej polityki imperialnej


Polską racja stanu określa polityka zagraniczna RP, sformułowana po przemianach politycznych w 1989 roku. Podstawowe cele polityki zagranicznej w latach 90. pozostawały niezmienne mimo zmian politycznych w parlamencie i rządzie. Są to: członkostwo w NATO oraz Unii Europejskiej, współtworzenie stabilnego systemu bezpieczeństwa europejskiego opartego na współdziałaniu NATO, UZE, OBWE oraz ONZ, utrzymywanie dobrosąsiedzkich stosunków z państwami regionu, działanie na rzecz współpracy regionalnej, zrównoważona polityka wobec Zachodu i Wschodu, popieranie procesów rozbrojeniowych, ochrona tożsamości narodowej i dziedzictwa kulturowego


Czym wogóle jest racja stanu? - "Racja stanu" w nowożytności zastąpiła starożytne "dobro wspólne", jakby ono z jakichś tajemniczych powodów przestało obowiązywać. Oczywiście chodziło o to, by je "zdetronizować" w tym celu, aby pod pojęcie owej "r.s." można było podstawiać dowolne treści i robić przysłowiowe "cokolwiek nam się podoba". O co wszakże chodziło w "dobru wspólnym"? Jak sama nazwa wskazuje, jest to jakieś dobro, które łączy czy wiąże się z jakąś grupą ludzi, dla której jest ono właśnie wspólne, czyli mają w nim jakiś udział. W przeciwnym wypadku nie byłoby ono wspólne dla kogoś, kto nie miałby w nim udziału. Tradycyjnie uważano, ze naród poprzez swoją organizację (np. państwo) jest największą możliwą wspólnotą połączoną różnorodnymi formami dobra, w którym jakoś wszyscy uczestniczą - korzystając z niego, ale i wspólnie je rozwijając czy pomnażając. I tu można rozumieć podwójnie ową wspólność dobra - albo od strony wspomnianego uczestniczenia, albo konieczności wspólnego działania, aby w ogóle ono zaistniało - i w tym sensie np. dobrem wspólnym małżeństwa są dzieci. Co wobec tego jest dobrem wspólnym narodu/państwa? Jeśli państwo pojmiemy jako organizację ludzi je stanowiacych (najczęściej naród), to problem sprowadza się do wspólnego dla wszystkich członków narodu/społeczeństwa/obywateli dobra. Co nim może być? Tradycyjnie już od Arystotelesa zwracano uwagę, ze jest nim szczęście obywateli, rozpisane na ich rozwój osobowy (duchowy) i odpowiednie/proporcjonalne do dobrego/godnego życia warunki materialne, które są tak naprawdę tylko środkiem do rozwoju osobowego, który bez nich byłby bardzo utrudniony lub wręcz niemożliwy. W konkretnych warunkach oznacza to rozwój kultury danego narodu (nauki, edukacji, moralności, twórczości, przekazywania tradycji) jak również zapewnienie stosownego statusu ekonomicznego dla wszystkich członków wspólnoty, mającej korzystać z owych dóbr. Zapewnieniem ogólnych ram i warunków tych procesów to cel polityki, która ma niejako dbać o tak rozumiane dobro wspólne, dokładać starań dla wspierania i podtrzymywania wszelkich inicjatyw i działań mających pomnażać dobrobyt duchowy czy materialny (ekonomiczny), organizować z tego punktu widzenia życie wewnętrzne kraju (prawo, sądy, władze, ich organy, instytucje, urzedy, itd.) jak i dbać o prawidłowe stosunki zewnętrzne. Stąd mówi się o polityce wewn. i zewn.

Praktycznie w sytuacji danego państwa ma miejsce określona sytuacja wewnętrzna, jak i zewnętrzna, zarówno w aspekcie duchowym, jak i materialnym. Właściwie rozumiana polityka, zgodnie z klasyczną definicją, to działanie majace na celu rozsądne realizowanie dobra wspólnego czy dbałość o nie. Podstawowym zagadnieniem teoretycznym dla polityki (nie mlić z politykierstwem!) jest zatem po pierwsze stosowne jej "samorozumienie", a po drugie właściwe rozumienie "dobra wspólnego". Natomiast podstawowym zadaniem praktycznym bedzie realistyczna (prawdziwa) analiza sytuacji danego państwa (narodu), bedącego podmiotem polityki, a po wtóre przedstawienie realistycznych działań mających na celu po pierwsze zachowanie (obronę) już osiągniętego dobra wspólnego, a po wtóre jego rozwijanie w aspekcie duchowym i materialnym. Wiązac się to bedzie np. z ustaleniem pewnej hierarchii ważności zadań i celów działania dla polityki, ekonomii, kultury i poszczególnych dziedzin. Właściwe zdefiniowanie i realizacja dobra wspólnego na tle konkretnych warunków i określenie stosownych działań ku temu to podstawa działania dla wszelkiej polityki, jak i innych instytucji czy w końcu osób zaangażowanych w tworzenie dobra wspólnego i korzystanie z niego (uczestnictwa w nim).

Dopiero na tym tle można rozważać działania tzw. "agentury wpływu". Mianem tym w kontekście powyższego należałoby określić działania osób, grup czy nawet państw zainteresowanych w powodowaniu takiego stanu rzeczy, aby z jakichś powodów dany naród/państwo albo nie osiągał sobie własciwych celów wchodzących w zakres szeroko rozumianego dobra wspólnego (byłaby to już totalna destrukcja, wojna z narodem), albo żeby realizował cele obce (mielibyśmy tu "twarde" wpływy, albo wprost niewolnictwo - niewolnik to ten kto nie żyje dla siebie, tylko dla realizacji celów pana), albo przy okazji realizacji własnych celów realizował coś pożytecznego dla innych ("miekkie" wpływy). Identyfikowaniem obu tych agentur jak również przeciwdziałaniem im w celu obrony dobra wspólnego zazwyczaj zajmują się odpowiednie służby w panstwie, jednak często zdarza się, ze państwo "niedomaga" z różnych powodów, dlatego należy pomóc albo sobie samemu, albo osłabionym organom. I w tym miejscu można zaczynać dyskusję począwszy od analiz sytuacji, wskazania na konieczność obrony danych dziedziny życia, ich wspierania czy rozwijania, wskazania priorytetów, sposobów dzialania, identyfikowania zagrożen i kierunków działania agentury, jej personalnego czy instytucjonalnego oblicza." źródło: http://prawica.net/forum/23306

Zamiast podsumowania: polska racja stanu: zachowujac optymizm zapomnijmy o srategicznym partnerstwie z Rosją.

Politykę rosyjską wobec Polski konstytuują trzy podstawowe elementy. Po pierwsze, jesteśmy dla Moskwy przedmiotem, nie zaś podmiotem polityki zagranicznej, a nasze suwerenne władze nie są dla Rosji partnerem, lecz obiektem penetracji i manipulacji. Z nami się nie rozmawia, prawdziwy dialog i dyplomatyczny teatr - również w naszych sprawach - rezerwując dla Zachodu. Po drugie, chodzi o metody. Te są wciąż sowieckie, jak cała dyplomacja rosyjska, w której już tradycyjnie szef wywiadu awansuje na szefa dyplomacji, a aparat MSZ to najbardziej wyrafinowana, bo eksportowa, wersja dawnego KGB. Po, delikatnie mówiąc, niedyplomatycznych metodach stosowanych przez Rosję w Polsce i innych krajach dawnego bloku (nie mówiąc o byłych republikach sowieckich) widać, że w świadomości polityków rosyjskich wciąż należymy do państw wasalnych, wobec których stosuje się nieco inne reguły gry. O co zaś idzie sama gra? Odpowiedź jest krótka i intuicyjnie zna ją ok. 80 proc. Polaków popierających nasze członkostwo w NATO. O dominację - w sferze polityczno-strategicznej bardziej niż ekonomicznej, bo przecież nie słychać rosyjskich protestów w sprawie naszego członkostwa w Unii Europejskiej. Rosja zachowuje się jak zbankrutowany filatelista, który nie tylko traci kolejne skarby ze swej kolekcji, ale ponadto musi patrzeć, jak pojawiają się one w klaserze głównego rywala - zadowolonego z siebie bogacza z Ameryki. Nic nie pomogą tu towarzyskie uroki ministra Geremka. Rosja musi się zmienić, by zmieniła się jej polityka wobec Polski. Kluczem jest zmiana neoimperialnej mentalności rosyjskich elit politycznych lub też... samych elit. Trudno to sobie teraz realnie wyobrazić. Powinniśmy więc zachować umiar w naszych ambicjach poprawiania stosunków polsko-rosyjskich, będących pochodną skomplikowanego procesu postimperialnej transformacji Rosji. Stosunki z Polską to - z punktu widzenia Moskwy - daleka pozycja na liście problemów do rozwiązania. Kluczem do lepszej przyszłości jest nasza suwerenność. Musimy się jej nauczyć sami i przyzwyczaić do niej rosyjskich sąsiadów. Szparą, w którą wciśnie się rosyjski but, może się stać każde poważne zaniedbanie i niedomoga naszej demokracji. Polska polityka zagraniczna powinna być suwerenna i zgodna z naszą racją stanu, a to oznacza autentyczne i skuteczne działanie na rzecz niepodległości Białorusi, wzmacniania państwowości Ukrainy, a także bliskiego członkostwa państw bałtyckich i Słowacji w NATO i Unii Europejskiej. Prowadząc taką politykę, będziemy się oczywiście zderzać z neoimperialną polityką Rosji, ale neoimperialna Rosja zawsze będzie dla nas złym sąsiadem. Wreszcie, dla naszych stosunków z Rosją istotny będzie sposób, w jaki zrealizujemy naszą suwerenność we wspólnocie państw zachodnich. Jeśli będziemy realizować doktrynę Kwaśniewskiego (czy tylko Kwaśniewskiego?), zakładającą przeniesienie ośrodka dyspozycji z Moskwy do Brukseli jako formułę integracji z Zachodem, nigdy nie staniemy się dla nikogo partnerem. Dla Rosji będziemy zawsze nielojalnym sługą, który dla lepszej strawy i traktowania wybrał sobie, w chwili jej słabości, nowego pana.

źródło: http://www.wprost.pl/ar/3209/Dyplomatyczna-racja-stanu/

0 komentarze:

Prześlij komentarz

.