sobota, 18 stycznia 2014

Dobro obywateli


Uprzedzam na wstępie, iż tekst jest co nieco prowokacyjny. Niektórzy nawet mogą podejrzewać, że coś ze mną jest nie tak, jednak zapewniam, że wszystko ze mną jest w jak najlepszym porządku.

No to jedziemy. Rozejrzyjmy się wokół siebie i zobaczmy co nas otacza. Czy z tą naszą polską rzeczywistością jest wszystko dobrze? Może przyzwyczailiśmy się do tej nienormalności i uważamy, że takie są normy? A może jest inaczej? No i jak jest z tym wymienionym w tytule Dobrem Obywateli?

Niedawno mój znajomy utożsamił Polską Rację Stanu z Dobrem Obywateli. To duże uproszczenie, ale coś w tym jest. Przede wszystkim żyjemy w czasach, gdzie zdobycze cywilizacyjne są kojarzone z priorytetami państwa.

I tak dziedzina ochrony zdrowia, oświaty, praw pracowniczych, sprawiedliwości, czy demokracji należą do tych podstawowych. Trudno było by nam wszystkim zgodzić się teraz na opłaty za leczenie, albo gdyby w aptece przyszło nam zapłacić za leki. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jest to za darmo. I musi być za darmo; bo co by było gdyby np. przewlekle chorzy ludzie musieli zacząć płacić za leki ratujące życie? Np. ktoś kto ma dziecko, które jest diabetykiem typu 1 to nie wyobraża sobie aby nie można było dostać pasków do glukometru albo insuliny w pierwszej z brzegu napotkanej aptece bez żadnych opłat i na podstawie stałej recepty. Jak miały by funkcjonować w społeczeństwie takie osoby, gdyby tego nie było? Jak chorzy na wózkach inwalidzkich mogli by funkcjonować w społeczeństwie, gdyby nie wymóg podjazdów na chodnikach, w budynkach albo otwieranych ramp w autobusach i pociągach? Przyzwyczailiśmy się, że to jest standard i bylibyśmy zdziwieni, gdyby nagle tego zabrakło.

Wszyscy zgadzamy się z tym, że edukacja jest bardzo ważna dla społeczeństwa; jest to inwestycja w naszą przyszłość, która zwraca się z nawiązką. Stąd powszechny i darmowy dostęp do edukacji nie tylko dla dzieci i młodzieży ale i dla każdego w wieku produkcyjnym, któremu zachciało się uczyć czy podnosić swoje kwalifikacje. Pójście na studia stało się dostępne dla wszystkich.

Obowiązek edukacji spoczywa na państwie. Przyzwyczailiśmy się wszyscy, że nasze dzieci muszą chodzić do szkoły, ze wypada na początku roku kupić ładny tornister czy piórnik. Ale co byśmy powiedzieli, gdyby trzeba było im kupić także książki, zeszyty, ćwiczenia, linijki, cyrkle, itp.? Jakie to było by obciążenie dla rodziny, która mając kilkoro dzieci musiała by wyposażyć je jeszcze w książki i inne niezbędne materiały? Przyzwyczailiśmy się do tego, że to państwo czuwa nad naszymi wydatkami i dzięki temu nie musimy się martwić, że nie starczy nam na jedzenie. Albo wyobraźmy sobie co by było, gdyby 50-cio letni facet, jedyny żywiciel rodziny, która posiada np. czwórkę dzieci zechciał pójść na studia i usłyszał, że będzie z tego powodu miał problemy materialne. Trudne do wyobrażenia było by, że trzeba za naukę zapłacić. A co z jego rodziną? Z wydatkami na jedzenie albo co z opłatami za mieszkanie? Przyzwyczailiśmy się do tego, że społeczeństwo płaci w takich przypadkach i za studia, i za mieszkanie i na jedzenie, na ubranie, itp.; tyle by ta rodzina mogła mieć tyle pieniędzy aby mogła normalnie funkcjonować. Czy to jest sprawiedliwe? A czy chcielibyśmy aby takie grupy stały się marginesem społecznym?

Rozumiemy jak ważna jest polityka pro-rodzinna państwa. Warunki ekonomiczne są tak ustawione aby opłacało się mieć dzieci. Niektórzy się buntują, że są tacy, co nie pracują i mając kilkoro dzieci żyją lepiej niż takie rodziny, które posiadają jedno lub dwoje dzieci i dwoje małżonków pracuje. Że dostają za darmo mieszkanie od gminy, nie muszą za nic płacić, w tym czynszu, za prąd, gaz i stać ich na wakacje na Teneryfie. Cóż, z punktu widzenia interesów państwa to i tak się opłaca. Dzieci to nasza przyszłość. Dlatego przyrost naturalny musi być utrzymywany na stałym dodatnim wysokim poziomie.

Interwencjonizm państwa jest więc stale obecny w różnych dziedzinach naszego życia. Widzimy to np. gdy osoba będąca na studiach jest prowadzona w jej rozwoju zawodowym. Gdyby tego nie było to uczelnie produkowały by absolwentów dla których nie było by pracy. A tak w zasadzie można powiedzieć, że praca czeka na absolwenta.

Standardem cywilizacyjnym jest to, że każdy, a tym bardziej każda rodzina ma mieć swoje mieszkanie. Jak nie może sobie kupić, to gmina musi to mieszkanie im zapewnić. Brak środków na czynsz nie może być żadną przeszkodą. Niektórzy mogli by się zbuntować. Ale czy rodzinom w których nikt nie pracuje i nie mają żadnego dochodu - nie należy się mieszkanie? To gdzie mieli by mieszkać? Słyszymy, że w niektórych państwach są eksmisje nawet na bruk. Ale to nie są te standardy o które nam chodzi.

Co z prawami pracowniczymi? Jak byśmy się czuli gdyby nie było wymogu zatrudnienia na stałe, zapłacenia minimalnej stawki, albo gdyby pracodawca żądał od nas ciągłych nadgodzin? Co by było, gdyby nie było w terminie wypłaty? I na nasze kręcenie nosem szef by powiedział: nie podoba się? - droga wolna. Za bramą czeka setka osób na twoje miejsce gotowych do pracy od zaraz. Całe szczęście, że tego mu zrobić nie wolno.

Będąc obywatelami danego państwa wiemy, że mamy wolność słowa, demokrację, wolne wybory (osobiście, przez Internet, pocztą...), że prawo jest dla nas a nie przeciwko nam. Że policjant, który podjedzie do nas na autostradzie, kiedy się zatrzymaliśmy, to nie po to aby nam wlepić mandat (bo nie wolno się zatrzymywać), ale po to aby nam pomóc - wziąć kanister, pojechać do najbliższego dystrybutora i przywieźć nam paliwo abyśmy mogli jechać dalej.

Wiemy, że prawo i przepisy musimy przestrzegać, bo są dla naszego dobra. Np. znak określający maksymalną prędkość to nie jest po to aby nas ogłupić albo zniewolić, ale po to abyśmy z bezpieczną prędkością zdołali wziąć zakręt i nie wylądowali na barierkach.

Dlatego ufamy w zasady, które w naszym państwie obowiązują. Nie buntujemy się na to, że piesi przechodzą, gdzie chcą i jak chcą przez ulicę, że nie tylko na pasach nie wolno nikogo przejechać ale i poza nimi. Wiemy, że na ulicy pierwszeństwo ma człowiek a nie auto, chociaż nam się spieszy.

Przepisy są tak skonstruowane, że są w pierwszym rzędzie praktyczne. Oczywiste więc jest to, że światła drogowe powinny być dostosowane do warunków panujących na drodze. Zapalamy zazwyczaj światła drogowe wieczorem a pozycyjne kiedy zapada zmrok, chociaż nie trzeba. Ja wiem, że niektórzy zapalają lekkie oświetlenie pojazdu kiedy zaczyna się ściemniać "bo auto agresywniej wygląda". Jednak chodzi o coś innego.

Czujemy więc, że są pewne prawa (oczywiście mamy i obowiązki), które nam obywatelom należą się jak psu zupa.

I to są właśnie te zdobycze cywilizacyjne, to dobro obywateli, które należy do cywilizacji w której żyjemy.

Czy wszyscy się z tym zgadzają? - Sprzeciwu nie widzę...

0 komentarze:

Prześlij komentarz

.