sobota, 3 października 2015

Chińczycy przystępują do wojny w Syrii

Jak donoszą media (w tym serwis almasdarnews.com i libański portal informacyjny Al-Masdar Al-Arabi) żołnierze i uzbrojenie lotnicze z Państwa Środka dotarło do Syrii. Chiński lotniskowiec Liaoning-CV-16 w drodze do Syrii z kilkudziesięcioma doradcami wojskowymi przepłynął przez Kanał Sueski a następnie zacumował w porcie Tartus. Chińscy doradcy wojskowi zostali zakwaterowani w bazie wojskowej w Latakii gdzie rezydują już Rosjanie.


Tym samym Chiny wzmocniły oficjalnie koalicję Syrii, Iranu, Rosji i Iraku, która ma lepiej skoordynować wysiłki zbrojne w ramach walki z ISIS i innymi ugrupowaniami ekstremistycznymi.

Należy zauważyć, że w ostatnim czasie Rosja i Chiny zintensyfikowały dialog i podpisały rekordową liczbę umów. Kremlowskie media mówią o rosyjsko-chińskim sojuszu strategicznym.

Już wcześniej Rosja i Chiny wspólnie ewakuowały chemiczny arsenał Syrii, ratując tym samym reżim Asada przed zachodnią interwencją wojskową. Szojgu przygotowywał w Pekinie dostawy rakietowych kompleksów S-400, a następnie udał się do Teheranu, gdzie podpisał umowę na sprzedaż Iranowi kompleksów S-300. W maju morskie eskadry obu krajów ćwiczyły na Morzu Śródziemnym, a czerwcowe rozmowy narodowych Rad Bezpieczeństwa ujawniły zgodność w ocenie przyczyn i metod przeciwdziałania "kolorowym rewolucjom". Wyraźnym, wspólnym mianownikiem
jest antyamerykanizm.

Apogeum wzajemnych ukłonów była wizyta chińskiego przywódcy Xi Jinpinga w Moskwie, podczas której podpisano ponad 30 umów i listów intencyjnych, wyznaczających kierunki dwustronnych relacji w długoletniej perspektywie. Bodaj najważniejszym stało się ramowe porozumienie o współdziałaniu Eurazjatyckiego Związku Ekonomicznego Rosji, Kazachstanu i Białorusi (EZE) z chińskim projektem Jedwabnego Szlaku, co umożliwi połączenie Chin z Europą.

W połowie kwietnia 2015 Moskwa pierwszy raz zdecydowała się sprzedać systemy rakietowe S-400. Jak informowały wtedy rosyjskie media, cztery dywizjony tych nowoczesnych rakiet trafią do Chin.
Do tej pory chińska armia kupowała starsze systemy typu S-300. Najnowsze modele S-400 "Tryumf" pozostawały na wyposażeniu rosyjskich wojsk. Sprzedając systemy rakietowe do Chin, Moskwa zapewnia, że robi to wyłącznie ze względu na strategiczną współpracę z Pekinem.

Trzeba postawić sobie pytanie o prawdziwe intencje Chin angażujących się w konflikt syryjski. Państwo kierowane przez Baszara al-Assada nie jest kluczowym sojusznikiem militarnym Pekinu, wielkim dostawcą energii, ani znaczącym partnerem w żadnym istotnym sensie dyplomatycznym czy politycznym. Ale jest ważnym krajem w kluczowym regionie i Chiny są w pełni świadome, że ciągła niestabilność w Syrii - pokroju takich, które doprowadziły do obalenia reżimów w innych częściach
świata arabskiego - poważnie wpłynie na ich interesy.

Władze w Pekinie obawiają się, że kryzys w Syrii może doprowadzić do destabilizacji regionu. Bogaty w surowce energetyczne Bliski Wschód jest głównym źródłem zaopatrzenia energochłonnej gospodarki chińskiej w ropę naftową i gaz ziemny. W 2010 roku ropa naftowa z krajów Bliskiego Wschodu stanowiła ponad 41% całego importu tego surowca (www.chinaoilweb.com). W szczególności chodzi tu o Iran, będący jednym z ważniejszych dostawców surowców energetycznych, a jednocześnie zaliczony przez USA do tzw. „osi zła”. W celu zabezpieczenia swoich interesów władze chińskie postanowiły wzmocnić swoją pozycję w regionie włączając się w proces pokojowy, przedstawiając własne plany rozwiązania konfliktu, rozmawiając zarówno z przedstawicielami władzy oraz opozycją. Ponadto władze w Pekinie wysłały swoich przedstawicieli do takich państw jak Arabia Saudyjska (największy dostawca ropy naftowej do ChRL) oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie, co miało na celu zwiększenie pozycji wśród państw regionu.

Ponadto Chiny wiedzą, że Stany Zjednoczone, państwa europejskie i inne mocarstwa skupiają swoją uwagę na tym kryzysie, więc naturalnym jest aby być obecnym tam, gdzie coś ważnego się dzieje i móc uczestniczyć w podejmowaniu decyzji strategicznych.

Zapraszam do przeczytania ciekawej analizy na ten temat zaczerpniętej ze strony stosunkimiedzynarodowe.info.

A więc spójrzmy jak to wygląda z perspektywy Pekinu. - Są 3 możliwe powody. Pierwszy jest taki, że chińskie władze po prostu nie kupują dominującego, promowanego głównie przez Zachód dyskursu, że zmiana reżimu w Syrii poprawi sytuację. Odrzucają przedstawianie tego konfliktu w kategoriach "dobrzy wersus źli" i przewidują długą wojnę domową, w której kraj się podzieli i zdestabilizuje już niebezpieczny region. Syryjska opozycja jest zdezorganizowana i poróżniona, a nawet gdyby konferencja w Turcji przyniosła większą koordynację, opozycja bynajmniej nie jest zdolna stanąć na czele przemian prowadzących do powstania nowego rządu.

Chiny oceniają też, że syryjska polityka wyznaniowa wciąż w sumie działa na korzyść reżimu Assada, który nadal cieszy się solidnym wsparciem społeczności alawickiej i innych mniejszości, które obawiają się możliwej dynamiki w ładzie post-assadowskim. Grupy te mogą uzasadniać swoje ciągłe wsparcie (lub przyzwolenie) dla władzy opierając się na promowanym przez państwo dyskursie, że przemoc w kraju wywołują brutalne gangi rebelianckie, jak również wścibska ingerencja zagraniczna.

Drugim powodem stanowiska Chin jest to, że obawiają się one zagrożenia "kroczącą misją" wynikłą z interwencji. Wielu chińskich oficjeli argumentuje, że działania NATO w Libii znacznie wykroczyły poza to, co pierwotnie przewidywano. Rozpamiętują też, że wstrzymanie się Pekinu od głosowania w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nt. Libii otworzyło drzwi do daleko szerszego zaangażowania Amerykanów i Europejczyków niż objęte mandatem czy też przewidywane. Zdjęcia zakrwawionego Muammara Kadafiego, pobitego i zamordowanego po tym jak go schwytano, szeroko rozpowszechniane w Chinach, wcale tu nie pomogły. Dla Chińczyków to nie był sprawiedliwy ani godny koniec tego, co określano konieczną interwencją humanitarną.

Trzeci powód jest jeszcze bardziej przekonujący: podejrzliwość Chin wobec żądań Waszyngtonu i jego sojuszników - wyrażanych stale od wielu lat - aby Chiny stały się "udziałowcem" w systemie międzynarodowym. Chińska elita coraz mocniej podejrzewa, że jest to przykrywka dla zachodniej (a zwłaszcza amerykańskiej) strategii utrzymywania dominacji w obliczu kryzysu finansowego i wzrostu samych Chin, w której ich interesy strategiczne (odnoszące się np. do kwestii granic morskich) są stale umniejszane, a czasami niweczone. Dlaczego, zastanawia się Pekin, miałby on stać się "udziałowcem" skoro za każdym razem kiedy próbuje promować własną sprawę większa część reszty świata zaczyna na niego krzyczeć?

Tak wiele wątpliwości otacza tamtejszy konflikt: co do jego rezultatu, czy to co mogłoby przyjść po Baszarze al-Assadzie byłoby czymś lepszym, szans dojścia do władzy bardziej ekstremistycznego i destrukcyjnego reżimu oraz niebezpieczeństwa regionalnej radykalizacji. Ale największym problemem w ostrożności Chin jest to, że nie zdołały one zaproponować wiarygodnego alternatywnego planu służącego uporaniu się z tą sytuacją, oprócz pomysłu by po prostu zostawić ludziom w Syrii rozwiązywanie ich własnych problemów (a tym samym przypatrywać się z boku gdy wielu z nich jest mordowanych).

Pekin wie, że to co dzieje się w Syrii jest nie do utrzymania - a słowa oficjalnych rzeczników gdy mediator Kofi Annan przybył do Chin zabiegając o poparcie dla jego ONZ-owskiej misji mogą wskazywać na drobną modyfikację chińskiego spojrzenia, aczkolwiek nie gwarancję jego zmiany. Jednak jak dotąd Chiny nie mogą wyartykułować polityki aktywnej, ale nieinterwencjonistycznej. Zatem obecne stanowisko Chin - jakkolwiek by go nie tłumaczyć i jakkolwiek logicznie by ono nie wyglądało - wystawia je na oskarżenia o oportunizm i moralne bankructwo.

Chiny odrzucają rolę udziałowca stworzoną dla nich z zewnątrz. Ale to wciąż stwarza im wyzwanie znalezienia moralnej odwagi i strategicznej inteligencji aby opracować własne, przekonujące stanowisko kiedy pojawiają się kryzysy międzynarodowe. Syria pozostaje szansą jak również wyzwaniem dla Chin. Świat czeka.

O autorach:
Kerry Brown to associate fellow Asia programme, Chatham House. Jego książki to m.in The Purge of the Inner Mongolian People's Party in the Chinese Cultural Revolution, 1967-69: A Function of Language, Power and Violence (Brill, 2004); Struggling Giant: China in the 21st Century (Anthem Press, 2007); The Rise of the Dragon: Inward and Outward Investment in China in the Reform Period 1978-2007 (Woodhead, 2008); Friends and Enemies: The Past, Present and Future of the Communist Party of China (Anthem Press, 2009); i Ballot Box China: Grassroots Democracy in the Final Major One-Party State (Zed Books, 2011).
Cassidy Hazelbaker to absolwent American University of Paris specjalizujący się w sprawach bliskowschodnich.

Artykuł pochodzi ze strony openDemocracy i został opublikowany na licencji Creative Commons.
Oryginalna wersja artykułu znajduje się pod adresem:
http://www.opendemocracy.net/kerry-brown-cassidy-hazelbaker/china-and-syria-question-of-responsibility

źródło: http://www.stosunkimiedzynarodowe.info/artykul,1345,Chiny_i_Syria_kwestia_odpowiedzialnosci

1 komentarze:

  1. chińczycy są gorsi or rosjan ten fakt należy uwzględnić w wojnie syrii

    OdpowiedzUsuń

.