wtorek, 15 kwietnia 2014

Niemieckie zagrożenie dla Polski

Korwin Mikke „Przypominam, że Niemcy - to nasz jedyny poważny wróg, bo ma do nas poważne (choć doskonale ukrywane) pretensje terytorialne. Reżymowa (a także posiadana przez Niemców...) prasa skrzętnie ukrywa to, że Niemcy z Polską (podobnie jak Japonia z Rosją) nadal nie mają podpisanego traktatu pokojowego, że wprawdzie rozmaite traktaty i "deklaracje" uznają granicę na Odrze i Nysie - ale zgodnie z Konstytucją RFN Niemcy "istnieją nadal w granicach z 1938 roku" i w każdej chwili (pardon: w odpowiedniej chwili) ktoś zgłosić się może do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe po orzeczenie, że traktaty, układy i deklaracje sprzeczne z Konstytucją RFN są nieważne. I Trybunał tak orzeknie - całkiem słusznie. Bo taki jest porządek prawny. Tylko w Polsce politycy robią sobie z Konstytucji śmichy-chichy.”…”! Jeśli to, co piszę, to strachy na Lachy - to dlaczego Niemcy nie zmieniają Konstytucji? Dlaczego kategorycznie odmawiają podpisania traktatu pokojowego?

Podczas corocznego święta ziomkostw „Dzień Stron Ojczystych”, zorganizowanych tym razem 6 września w Berlinie , szefowa tzw. Związku Wypędzonych(BdV), Erika Steinbach, wygłosiła mowę, która zawierała jawnie agresywne wątki wobec narodów okupowanych i eksterminowanych przez hitlerowską III Rzeszę.

Stwierdziła między innymi grzmiącym głosem, że: „Miliony wypędzonych musiały, przed ich wypędzeniem, świadczyć pracę przymusową po zakończeniu wojny (...) Europa Środkowa, Wschodnia i Południowa była dla Niemców przez wiele lat gigantycznym regionem niewolnictwa”. Steinbach nie atakuje już w swych wystąpieniach wyłącznie Polski i Czech, co miała dotychczas w zwyczaju.
 Buta i zadufanie Steinbach idzie dalej, ponieważ kłamliwie oskarża o różne wydumane w swym brunatnym umyśle zbrodnie na Niemcach również Rosję i byłą Jugosławię. W tej ostatniej miało zostać zamordowanych – według przewodniczącej BdV – 1/3 Niemców, którzy przed wojną tam zamieszkiwali. Co ciekawe frau Erika pochwaliła w swym wystąpieniu Węgry za wzorowe rozwiązanie roszczeń „wypędzonych” i współpracę z BdV. Niestety, „bratankowie” od zarania dziejów są proniemieccy i w tym względzie panuje między nami zasadniczy konflikt.

Trzeba nawet w pewnym sensie ubolewać, że bełkot Steinbach to fantasmagorie córki nazisty w mundurze sierżanta Luftwaffe, który musiał wiać z okupowanej Polski przed Armią Czerwoną (stąd jego latorośl nie jest żadną „wypędzoną”, nawet w oszukańczej nomenklaturze neohitlerowskiego BdV). Niemcy powinni odbudować, to co zniszczyli – byłby to akt dziejowej sprawiedliwości, a nie jakieś „niewolnictwo”. Niestety, załadowano ich kulturalnie z dobytkiem do wagonów i pozwolono spokojnie odjechać, zamiast zagonić do roboty. To kolejna niesprawiedliwość, której doświadczyliśmy ze strony „aliantów” w Poczdamie. Największe ludobójstwo uprawiali rodacy Steinbach w Polsce, Rosji i w Jugosławii. W tej ostatniej panowało szczególne okrucieństwo z powodu stosowania powszechnie metod wojny antypartyzanckiej na totalne wyniszczenie, właściwie bez kontroli zwierzchnictwa cywilnego.

Tam działały najbardziej krwawe jednostki niemieckie z 7. Ochotniczą Dywizją Górską SS „Prinz Eugen” na czele, jak i formacje kolaboranckie - Albańczycy z 21. Ochotniczej Dywizji Waffen-SS „Skanderbeg”,Bośniacy i Chorwaci z 13. i 23. Dywizji Górskich Waffen-SS „Handschar” i „Kama” oraz inne liczne oddziały wojskowo-policyjne na służbie niemieckiej. Tak jak wszędzie, folksdojcze na Bałkanach byli V kolumną i uprawiali dywersję w państwach, gdzie następnie władzę – w wyniku najazdu albo przewrotu - obejmowała Rzesza Niemiecka, ewentualnie jej marionetki. Wielu z folksdojczów poniosło zasłużoną karę, lecz ogromna większość zginęła w walce, uciekła lub została wysiedlona do alianckich stref okupacyjnych – przyszłej Republiki Federalnej Niemiec. Opowiadanie bzdur o wymordowaniu 1/3 populacji niemieckiej w Jugosławii jest łajdactwem, wymierzonym głównie w Serbię. To naród serbski poniósł w tym regionie kontynentu największe ofiary z rąk hitlerowców i kolaborantów albańskich, bośniackich i chorwackich.

Erika Steinbach nie prowadzi swej polityki na wariata, kieruje się jasno linią postępowania zgodną z międzynarodowymi ambicjami Bundesrepublik. Jeżeli poruszyła problem Jugosławii, to w podtekście miała na myśli rzekomą zbieżność losów „wypędzonych” przez Serbów Albańczyków z Kosowa oraz Niemców „wypędzonych” z polskich Ziem Zachodnich(chociaż pewne podobieństwo istnieje – rozdmuchanie obu spraw dla celów niemieckiego ekspansjonizmu). Skoro tych pierwszych obdarowano za „krzywdy” niepodległym Kosowem, to naturalną koleją rzeczy należy tak samo obdarować pokrzywdzone terytorialnie w II wojnie światowej Niemcy. Steinbach mówi głośno o tym, co po cichu myślą rewizjonistyczne koła na szczycie jej chadeckiej partii CDU(Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej), której frau Erika jest zresztą prominentną działaczką i deputowaną do Bundestagu. Albania II – czyli Kosowo – stanowi dzieło niemieckich nacisków i przyzwolenia na to Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, które załatwiają w Kosowie własne biznesy. Nie ma twardych gwarancji, iż ów scenariusz nie zostanie powtórzony w przypadku Polski. Niemiecki kapitał już nas właściwie połknął, a „polskie” sądy przyznają polskie domy i ziemie niemieckim roszczeniowcom prywatnym. Niedługo przyjdzie czas na wypłacanie „odszkodowań wypędzonym” w pieniądzach i majątku stałym. Teraz zbędne są czołgi i bombowce z czarnym krzyżem, jak w 1939 roku. Wystarczy tkwienie w niemieckiej UE ze zniesionymi granicami, wprowadzenie do życia traktatu lizbońskiego i następnie wspólnej waluty, które to zjawiska umacniają miejsce Berlina, jako rozgrywającego w Europie – szczególnie w jej Wschodniej i Południowej części. Swoje terytoria na rzecz Niemiec możemy stracić niejako niezauważalnie i płynnie. Powstaną jakieś niby wspólne strefy gospodarczo-administracyjne na symbolicznej granicy niemiecko-polskiej, coś na kształt nowoczesnych Marchii Wschodnich i ani się obejrzymy, kiedy Bundesrepublik rozrośnie się ponownie do stanu z 1937, a może i 1914. Nie na darmo niemiecka konstytucja zostawiła sobie furtkę dla takich ruchów terytorialnych.


Kanclerz Merkel nie nawiązała bliskich kontaktów polityczno-osobistych z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem na wzór Władimira Putina i Gerharda Schroedera. Niemcy postrzegli w Rosji realnego rywala na Bałkanach i Kaukazie, poczuli się także mocniej związani z USA, z którymi wspólnie bombardowali Jugosławię w 1999 r., anektowali Kosowo i stworzyli z niego wasalne państewko. Zarysowało się znaczne ocieplenie stosunków Berlina z Waszyngtonem; w końcu obaj gangsterzy mieli na sumieniu zbrodnię najazdu na Jugosławię i rozbiorów Serbii, a takie doświadczenia mocno łączą. Z drugiej strony Miedwiediew i Putin ujrzeli jaskrawo fakt, że Niemcy są kluczowym na kontynencie eurazjatyckim kołem napędowym NATO i UE, z własnym programem polityki międzynarodowej, godzącym w interesy rosyjskie. Bundesrepublik ma znakomite kontakty ekonomiczno-polityczne z Chinami, które są postrzegane w dwutorowym pryzmacie – jako potencjalny partner geopolityczny Rosji albo też, na dłuższą metę , jej przeciwnik - nawet z niebezpieczeństwem chińskiej ekspansji terytorialnej na Syberii, do czego niemiecki kapitał i technika niezwykle by się przydały . Niemcy od XIX w. posiadają swoje ambicje imperialne w Iraku, Afganistanie, Indiach, Chinach i na Półwyspie Indochińskim. Gołym okiem widać, iż następuje – w znaczeniu pewnej przenośni - poważne (choć powolne) zderzenie tektonicznych płyt geopolitycznych Rosji i Niemiec. Angeli Merkel nie było zręcznie mówić w tym stylu, jak jej partyjna koleżanka Erika Steinbach. Znają się obie dobrze i prawdopodobnie lubią, co wynika z wielu opublikowanych w prasie zdjęć i komentarzy. Spuszczono więc z łańcucha szefową BdV, a ta posłusznie postraszyła Moskwę w zastępstwie umiarkowanych(?) sił niemieckich.

Następuje niezwykle dogodna sytuacja, kiedy rewizjonizm niemiecki uderza jednocześnie w Warszawę i Moskwę, zaś idylla niemiecko-rosyjska najwyraźniej się załamuje. To najlepszy czas na wspólne z Rosjanami wypracowanie nowego modelu naszej współpracy, jako państw zagrożonych przez żądania ziomkowców i rewizjonistów z BdV, którzy w formie samodzielnego bytu politycznego niewiele znaczą, ale są tubą ukrytych planów CDU. Mamy do wyboru Moskwę, która nie wysuwa względem Warszawy żadnych roszczeń terytorialnych i finansowych, lub Berlin, który takie roszczenia ma faktycznie zapisane w konstytucji, utrzymuje za federalne fundusze organizację frau Steinbach, przyjmuje projekt ustawy o przeznaczeniu kolejnych środków na obiekty naukowe i propagandowe o „wypędzonych” w formie fundacji o na poły niewinnej nazwie „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. Spekulowano, że Angela Merkel - nie chcąc zaogniać kontaktów z Polską - wyperswaduje Steinbach uczestnictwo BdV w gremium decyzyjnym berlińskiego „Centrum przeciwko Wypędzeniom”. Tymczasem stało się zupełnie inaczej, BdV obdarzony został w tej kwestii pełnym zaufaniem rządu kanclerz Merkel, za co frau Erika serdecznie jej na wymienionym sabacie ziomkostw podziękowała. 

Rzecznik prasowy MSZ Piotr Paczkowski, skwitował te antypolskie posunięcia następująco : „ Przestrzegamy zaprzyjaźniony naród niemiecki przed rewizjonizmem, głoszonym przez szefową Związku Wypędzonych”. „Zaprzyjaźniony naród niemiecki”? Po czyjej stronie gra polskojęzyczne MSZ? Rewizjonistyczny wrzód bez przerwy ropieje w niemieckich sercach – 1/3 ich „heimatu” z 1939 r. znajduje się pod polską jurysdykcją. Nie ma mowy o normalnych stosunkach, a co dopiero „przyjaźni” z odwiecznie wrogim krajem, który chciał w okresie ostatniej wojny wymordować i zamienić nasz naród w niewolników. Do dzisiaj poniża się i dyskryminuje polskich obywateli w Niemczech, choćby przez zakaz nauki dzieci mniejszości polskiej języka ojczystego w niemieckich szkołach, gdy tymczasem tzw. mniejszość niemiecka korzysta z tego i innych praw w Rzeczpospolitej Polskiej do woli, objadając do kości nasz ubogi budżet. Nielogiczną opcję poronionego sojuszu kata i ofiary(Germanów – nadludzi i Polaków - podludzi), który nadal nami gardzi, forsują wyłącznie niemieccy agenci wpływu, podsycając antyrosyjskie oraz prounijne i proamerykańskie nastroje w społeczeństwie polskim. Ulubione germanofilskie porównanie Polski i Francji z lat okupacji w kontekście pojednania niemiecko-francuskiego , zakrawa na czarną komedię, bo nas hitlerowcy rozwalali tysiącami na ulicach i wywozili do obozów koncentracyjnych, a w kawiarenkach Paryża pili z Francuzami herbatkę i kawkę, korzystając z usług chętnych panienek do towarzystwa. 



Już przed laty Roman Dmowski uważał Niemców za największe zagrożenie dla naszego Narodu, gdyż ich kulturę postrzegał jako wyższą od polskiej. W jego ocenie bierność Polaków na ziemiach zachodnich mogła skutkować rychłą germanizacją i bezpowrotną utratą tamtych terenów.
Niemożliwe? A jednak! Niemcy już dawno udowodnili, że wcale nie trzeba toczyć z nikim wojny ani żadnego innego konfliktu zbrojnego, by skutecznie dbać o swój interes i poszerzać własną strefę wpływów. Dlatego stawiam tezę, że myśl Romana Dmowskiego, który uważał Niemcy za największe niebezpieczeństwo dla państwa polskiego jest nadal aktualna.
W dzisiejszych czasach najgroźniejszy jest ekspansjonizm ekonomiczny Niemiec skrzętnie realizowany przy pomoc Unii Europejskiej. Nasi zachodni sąsiedzi od wieków zgłaszali roszczenia terytorialne w stosunku do Pomorza Zachodniego, Wielkopolski, czy Śląska i nigdy nie godzili się z ich stratą. Podobnie jest i dzisiaj. Tyle że świat poszedł naprzód i do zrealizowania swoich imperialistycznych planów nie potrzeba 30 dywizji pancernych. Wystarczy rozum.
Pracowałem całe życie przeciw Niemcom, bo chciałem, żeby Polska żyła, zaś niemiecka polityka za cel sobie postawiła jej zgubę – pisał Dmowski. Patrząc na historię trudno nie zgodzić się z naszym mężem stanu. Niemcy od lat realizują swój Drang nach Osten, a robią to na wiele sposobów.
Najpierw wciągnęli Polskę do UE, dzięki temu mogli swobodnie przejmować polskie przedsiębiorstwa, wykorzystując tanią siłę robocza by pracowała na niemieckie PKB. Do 2013 roku zainwestowali w naszym kraju 23 mld euro, zaś tylko w roku ubiegłym było to 642 mln. Do niemieckich koncernów należą już takie marki jak towarzystwo ubezpieczeniowe Warta, rzeszowski Zelmer, czy państwowe Zakłady Chemiczne Zachem w Bydgoszczy, które z końcem zeszłego roku ogłosiły swoją upadłość…
Kolejnymi etapami cichej ekspansji były i wciąż są zgłaszane przez Związek Wypędzonych roszczenia wobec naszego rządu o zwrot utraconego majątku oraz nabywanie polskich gruntów przez niemieckie firmy. Rok temu już ponad 20 tys. mieszkań należało do obywateli RFN. Ponadto, warto przypomnieć sprawę dotyczącą wykupu gruntów państwowych w województwie zachodniopomorskim, gdzie polscy rolnicy nie byli w stanie rywalizować z ofertami składanymi przez niemieckich inwestorów, czego efektem było wykupienie przez nich ponad 300 tys. ha ziemi.
Należy wspomnieć również o polityce historycznej naszych sąsiadów. Jak wynika z opracowania Krzysztofa Marcina Zalewskiego, dążą oni do zrzucenia z siebie odpowiedzialności za II wojnę światową i postrzegania ich jako ofiar nazizmu(sic!), którego tak naprawdę nie chcieli. Można by w tym miejscu napisać jeszcze coś o serialu Nasze matki, nasi ojcowie, gdzie bohaterscy Niemcy bronią Żydów przed żadnymi krwi bandytami z AK, ale ten temat był już omawiany w innych miejscach, dlatego przejdźmy do kolejnej kwestii.
Jest nią przejmowanie polskich mediów. Mało kto wie, że dzienniki regionalne wychodzące w zachodnich województwach znajdują się w rękach koncernu Verlagsgruppe Passau. Mowa tu o: Polska Dziennik Bałtycki, Polska Dziennik Zachodni, Polska Głos Wielkopolski, Polska Gazeta Wrocławska, a oprócz nich również: Express Ilustrowany, Kurier Lubelski, Polska Dziennik Łódzki, Polska Gazeta Krakowska. Zaś od 2010 roku, niemiecka spółka Ringier Axel Springer jest właścicielem portalu onet.pl, oraz takich tytułów prasowych jak m.in.: Fakt, Przegląd Sportowy, Sport, Newsweek Polska oraz Forbes.
Jednakże, pomimo tak wielu logicznych argumentów wskazujących na ogromne zagrożenie ze strony Niemiec, wciąż za głównego wroga uważa się w Polsce Rosję, która przecież nie ingeruje tak agresywnie w polską gospodarkę. Niebezpieczeństwo nadciąga od zachodu, dlatego warto zwrócić uwagę na problem niepodległości ekonomicznej naszego kraju, gdyż jest to jedna z najbardziej istotnych kwestii dotyczących przyszłości narodu polskiego.

1 komentarze:

  1. Janko Muzykant26 lipca 2014 01:12

    [img]http://nihilist.li/wp-content/uploads/2014/03/putler.jpg[/img]

    OdpowiedzUsuń

.