piątek, 20 lutego 2015

Dlaczego katolik nie może dziś popierać ani pochwalać Rosji



W różnych środowiskach katolickich mają miejsce od kilku lat poważne kontrowersje na tle stosunku do współczesnego państwa rosyjskiego i jego spraw. Wśród spotykanych argumentów za popieraniem Rosji najczęściej spotyka się dwa: jeden o charakterze utylitarystycznym, drugi zaś – pozornie moralno-teologicznym.

Co do pierwszego z nich, to nie prezentuje on żadnego rozumowania religijnego, a jedynie pragmatyczne: a mianowicie współdziałanie z Rosją przynosić ma korzyści, najczęściej ekonomiczne.

Jak wiadomo, utylitaryzm, czyli pogląd, iż kierować się należy wyłącznie wymiernymi korzyściami, sprzeczny jest z nauką katolicką. Pozór katolickości tej nauki bierze się stąd, że w epoce rozkwitu struktur katolickich, czyli scholastycznej odnowy po Soborze Trydenckim, powszechnie uznaną teorią społeczno-ekonomiczną był merkantylizm, zgodnie z którym każde państwo powinno się starać pozostawać samowystarczalne, ograniczać maksymalnie import towarów obcych, rozwijać zaś eksport własnych. Maxa Webera źródła etyki protestanckiej to w istocie merkantylistyczna powściągliwość konsumpcyjna, zaś w okresie rewolucji techniczno-przemysłowej merkantylizm staje się stopniowo udziałem marksizmu, by ulec całkowitej instrumentalizacji w ramach antyglobalistycznych narracji podejrzenia, na które odpowiada się konspiracją partii politycznych i tajnych stowarzyszeń. Jak wiadomo, tak partia komunistyczna, będąca paktem na rzecz światowego przewrotu, jak też tajne stowarzyszenia wzajemnej pomocy zostały przez Kościół katolicki wprost potępione, czego przyczyn merkantyliści upatrywali w domniemanej afirmacji przez zagrożone XIX-wiecznym liberalizmem papiestwo absolutystycznego aparatu państwowego.

Widząc Kościół pozornie zdany na łaskę, merkantylistyczne państwo zaczyna się absolutyzować, co znajduje swoje szczytowe sformułowanie teoretyczne w nauce rosyjskiego myśliciela i działacza państwowego początku XX wieku, Piotra Struve. Mówi on, iż historia powszechna jest zwartym szeregiem zdarzeń, doskwierających takiej wewnętrznej polityce, która dążyć by chciała do wewnętrznego dobrobytu. (…) Państwo to ‚organizm’, który w imię kultury podporządkowuje życie narodowe zasadzie dyscypliny, stanowiącej podstawowy warunek potęgi państwa. (…) Wszelka prawdziwie państwowa polityka, choćby nawet w kwestiach wewnętrznych była nader konserwatywna, w walce o potęgę nie zatrzymuje się przed takimi drobnostkami, jak legalność. (…) państwo (…) stoi ponad wszelką wolnością osobistą. Jest ono ogromnym nieocenionym i nieprzemijającym zyskiem i usprawiedliwieniem przeżytych przez nas ‚wielkich wstrząsów’.

A zatem państwo staje się absolutem, który ma doskwierać człowiekowi. Szczytem tego doskwierania i najwyższym przejawem boskości państwa, zdaniem Struve, jest wojna, na której obywatel zostaje totalnie podporządkowany państwu, by zostać złożonym w ofierze za jego potęgę. Swoją wolą człowiek zostanie zbawiony, jeśli zdobędzie się na zgodę uczynienia mu tego wszystkiego przez państwo. Będzie to nie tylko wieczne zbawienie, ale też tego rodzaju akt woli umożliwi człowiekowi doczesne życie zbawionego w przechodzącej w wieczność strukturze państwa. Przy tym nie każde państwo cieszy się takim ubóstwieniem, ale tylko prawdziwie bezwzględne wobec własnych obywateli mocarstwo. Piotr Struve na początku XX wieku odmawia tej miary boskości na przykład państwu niemieckiemu, które nazbyt, jego zdaniem, troszczy się o dobrobyt obywatela. Mniejsze i zajęte doczesnym biegiem spraw państwa zasługują w tej rosyjskiej myśli jedynie na pogardę, a co za tym idzie, powinny być zniszczone przez prawdziwe święte mocarstwo.

We wszystkich tych założeniach nie znajdujemy żadnego punktu spotkania z chrześcijańską wizją państwa i obywatelstwa. Użyć tu możemy słów św. Pawła: to „światowa filozofia, oparta na żywiołach”. Karmi się przyziemnymi, chwilowymi interesami, korumpując w ten sposób społeczeństwo: bowiem wyznając tego rodzaju ideał, żyć musi ono w codzienności zawsze ukradkiem; z tego, co ukradzione w celu pospiesznego skonsumowania na sposób libacji. W ten sposób do istoty takiego absolutnego państwa należy korupcyjna struktura partyjna. Od burbonowskiej Francji, poprzez Rosję „jak za cara” aż do skorumpowanych liberalnych demokracji europejskich, system ten nie może być naprawiony; odwrotnie, on właśnie działa prawidłowo, dając sprzężenie zwrotne w postaci życiodajnego zapachu rosyjskiej „bytowuchy”, obyczajówki umożliwiającej kompromitowanie i represjonowanie obywateli, a równocześnie podtrzymywanie w nich perwersyjnego turgoru (roślinnego dobrostanu) nieustannych kontroli, śledztw i aresztowań.

Jednak, jak wyżej powiedzieliśmy, nie każde państwo może cieszyć się taką aurą boskości,  a w efekcie mieszkańcy małych i pokojowych państw narażeni są na paradoksalne poczucie pogardy wobec własnego kraju. Tak dzieje się z wielu polskimi „narodowcami”. Stają się oni, nawet nieświadomie, patriotami obcych i wrogich mocarstw, zaś kierujące nimi uczucia uznają za pragnienie odnowienia ładu moralnego.
Obok tego naturalnego, merkantylistycznego argumentu, ma miejsce pochodny argument pozornie teologiczny: zbawcze doskwieranie państwa, a zgoła i przejawiające boskość prowadzenie wojny skierowane jest na ukaranie grzeszników, którzy ponad „patriotyczne” ubóstwienie państwa przedłożyli „kosmopolityczne” i „oportunistyczne” umiłowanie dobrobytu, a zgoła i jakiś jawny grzech. W tym kluczu mieści się mianowicie cały dyskurs rosyjskiej „obrony wartości chrześcijańskich” i ukarania Europy, w tym i rękoma niewiernych. „Gejropejczycy”, „zdrajcy” są w oczach Rosji gorsi od rodzimych jej „niewiernych” – wyznawców radykalnego islamu. Pozornie walcząc z tymi ostatnimi, Rosja w rzeczywistości uznaje ich za „bicz Boży” na Europę, bicz w jej – Rosji – ręku. Katechon, czyli ten, kto powstrzymuje do czasu karę boską, sam jest w rzeczy samej Antychrystem.

Pomijamy w tym miejscu wątpliwość nauki o katechonie w chrześcijańskiej biblistyce. Ale wydaje się, że Urząd Nauczycielski Kościoła, głosem przynajmniej pojedynczych biskupów, wśród których są i biegli bibliści, powinien dawno w tej kwestii się wypowiedzieć.

A zatem centralny dla obu tych argumentów: merkantylistycznego i moralistycznego, punkt, na który rzucane jest światło, to wojna. Jednostka doznaje wobec niej paraliżującego strachu o szeroko rozumiany dobrobyt, lub też fatalnego poczucia zasługiwania na ukaranie. Oba te uczucia stanową skrajności, pomiędzy którymi znajduje się mianowicie chrześcijański punkt widzenia, gdzie przeciwności losu stanowią kontrolowany przez Boga środek udoskonalenia ducha ludzkiego. Z polskich autorów warto zwrócić tu uwagę na o. Innocentego M. Bocheńskiego, wypowiadającego się o etyce wojny jako okoliczności pozwalającej na przejawienie najwyższych jakości ducha ludzkiego. Myśl taka sięga greckich filozofów stoickich, którzy mówili o ćwiczeniu niewzruszonego ducha w obliczu próby. Gdy w świecie owych antycznych filozofów pojawiło się chrześcijaństwo, jego adepci uznali, iż mianowicie stoicka filozofia z jej pojęciami cnót kardynalnych: sprawiedliwości, roztropności, umiarkowania i męstwa, oraz pojęciem sumienia, jak gdyby czekały na Chrystusa i przygotowane były na Jego objawienie.

Niestety, żadnego z tych pojęć, zarówno jak też pojęcia solidarności i zgody społecznej, nie znajdujemy w nauce rosyjskiej, propagowanej obecnie jako narzędzie ideologicznej wojny przeciwko chrześcijaństwu. Katolik nie może w żaden sposób godziwie posłużyć się tym narzędziem.

źródło: https://breviariumromanum.wordpress.com/2015/01/26/dlaczego-katolik-nie-moze-popierac-dzis-ani-pochwalac-rosji/


0 komentarze:

Prześlij komentarz

.