piątek, 27 lutego 2015

Mamy gada!



Ale się porobiło. Słynny z bezpardonowej walki i skutecznego demaskowania rosyjskiej delegatury na portalach prawicowych Janusz Kamiński, o nicku Jazgdyni zdemaskował niezwykle groźnego i szkodliwego przestępcę, właściwie zdrajcę Narodu i kolaboranta Jarka Ruszkiewicza vel Spirito Libero, vel Prezes Fundacji, vel Naczelny Neonowy Cenzor. Czyli główno-dowodzącego rosyjskimi płatnymi trollami Kremla. Ruszkiewicz, przyciśnięty do muru przyznał, że w przeszłości trudnił się nielegalnym i przestępczym procederem wysyłania ludzi do niewolniczej pracy na plantacjach we Włoszech.

Jazgdyni napisał: Niesławny agent i prowokator, podpora ruskiej tuby propagandowej Neon24, Jarosław Ruszkiwicz wreszcie sam się przyznał, że brał udział w wysyłaniu ludzi do niewolniczej pracy na plantacjach pomidorów prowadzonych przez włoską mafię. Napisał:
  • @gosc hotelowy 06:38:17
    W Cerignioli (20 km od Foggi) na święto św. jakiegoś tam (nie pamiętam) robi się dużą zabawę ludową i przysmakiem są podroby baranie zawijane we flaki baranie i pieczone na grillu.
    Parmigiano mówisz?
    To też dobra bajka tylko zależy do czego?
    (I tu otwiera się furtka do dywagacji kulinarnych... :)

    Ale ja! Jako sprzedawca niewolników na plantacje pomidorów i nie tylko bo sprzedawałem niewolników także na inne plantacje w ( w porządku geograficznym i administracyjnym) - Calabria, Campania, Molise, Puglia, Basilicata (zwana także Lukanią) potem Molise i Abruzzo (tam gdzie było całkowite trzęsienie ziemi w L'Aquila)

    Potem, jak już rynek niewolników się wyczerpywał i nasycił to musiałem wspinać się do Lombardii i Piemontu...

    //ale niech Padrone kaze troche reggiano zetrzec na makaron, a pracowal bede dlugo i szczesliwie.//

    Ma un calcio in culo vuoi?

    Ciężka robota Pana niewolników...


Oszukanych ludzi przez bezwzględnych przestępców, żerujących na najbiednieszych przybyszach z Polski poszukujacych wtedy pracy we Włoszech były tysiące. Oto jak swoją ponurą rzeczywistość opisuje jeden z nich.

Złudzenia prysnęły pod mostem.
Wówczas, w roku 2003, kiedy trafił do obozu pracy na południu Włoch, też chodziło o to, by mieć pieniądze na życie, bo wtedy Mariusz nie miał żadnej pracy w Polsce. 

- Wiedziałem już natomiast, jak to jest we Włoszech, że wcale nie tak łatwo, jak mówią, ale tym razem łudziłem się, że będzie inaczej – wspomina. - Pierwszy raz pojawiłem się we Włoszech, w samym w Rzymie, może z dziesięć lat temu. Przyjechaliśmy ze szwagrem, jeszcze w Polsce słyszeliśmy, jak to wspaniale jest we Włoszech, jak to praca czeka na człowieka na ulicy, że wystarczy pójść pod kościół polski, a tam pracodawca sam cię znajdzie, da zakwaterowanie, dobrą robotę, legalne papiery w razie czego. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Pracy nie było, dachu nad głową nie było, jedzenia nie było... I most na Tiburtinie, główny dworzec w Rzymie na kilka tygodni stały się naszym domem. Tam spaliśmy na materacach znalezionych na śmietniku. Każdy, kto spał pod mostem, miał swój rewir i swoją skrytkę, gdzie chował materac. My kładliśmy swoje na windzie. Żywiliśmy się w Caritasie, tam też ubieraliśmy się, korzystaliśmy z pralni. No i ciągle szukaliśmy pracy. W końcu się trafiła. Nadal jednak mieszkaliśmy pod mostem, bo nie było nas stać na nic innego. Z czasem odłożyłem na bilet do Polski i po prostu opuściłem Włochy - z ulgą i nauką płynącą na przyszłość - że jeśli tu wrócę, to tylko do pewnej pracy załatwionej wcześniej w Polsce.

Sezonowa praca na południu Włoch na plantacji pomidorów miała być właśnie pewnym, legalnym i dobrze płatnym zajęciem. Ofertę Mariusz znalazł w krakowskiej gazecie. Zadzwonił pod podany numer, powiedziano mu, że praca jest legalna, że otrzyma umowę w języku włoskim i rzeczywiście przed wyjazdem umowa została mu przysłana.

- Wszystkim, którzy jechali do pracy, kazano zapłacić za bilet w obie strony, ale biletu powrotnego nie otrzymali - opowiada. - Na miejscu miały na nas czekać baraki mieszkalne, woda do mycia, woda do picia, posiłek… 
Tymczasem nie było nic. 
źródło: http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100228/REPORTAZ/87408486

Podobnych relacji są setki w Internecie. Wystarczy poszukać.

A tak opisuje ten haniebny proceder Fabrizio Gattii, dziennikarz włoskiego tygodnika L’Espresso, który podając się za Rumuna przez tydzień zbierał pomidory w obozie pracy w Apulli. W tym samym rejonie gdzie od lat zatrudniani byli Polacy. Był świadkiem brutalnego traktowania, bicia i poniżania pracowników. Z relacji wynika, że dochodziło tam także do morderstw.

    Tydzień w konspiracji pośród więzionych pracowników to konieczność by poznać panujące tu warunki i wyzysk przekraczający ludzką wyobraźnię. To jedyny sposób by zdać relacje z horroru, którego doświadczają pracujący tu imigranci. Ich liczbę szacuję się na co najmniej 5000 osób, może 7000. Dokładnie nie wiadomo, bo nikt tego nie rejestruje. Wszyscy są obcokrajowcami i wszyscy pracują na czarno. Rumuni, Bułgarzy, Polacy, Afrykanie z Nigerii, Mali, Ugandy, Senegalu, Sudanu, Libii i wielu innych państw.

Współczesne niewolnictwo

    Przedsiębiorcy należący do rolniczego przemysłu Foggi i wielu narodowych kompanii żywnościowych prowadzą swą działalność wykorzystując niewolniczą pracę imigrantów. Mniejsze i większe firmy działają w ten sam sposób. Na okres zbiorów wynajmują sezonowych pracowników, a do ich kontroli angażują armie bezwzględnych i gotowych na wszystko gangsterów, współczesnych kapo. Są to głównie Włosi, Arabowie z północnej Afryki, a także obywatele państw Europy Środkowo-Wschodniej. To oni pilnują porządku na polu, zmuszają ludzi przemocą do pracy od 7.00 rano do zmierzchu. Przetrzymują ich w prowizorycznych oborach bez wody i prądu, unikanych nawet przez bezpańskie psy. 

     Pracownicy opłacani są marnie albo wcale nie otrzymują pieniędzy. Ich stawka nie przekracza 2-3 euro na godzinę. Oprócz tego zmuszani są do płacenia haraczu, który stanowi opłaty za zakwaterowanie i dowóz na pole.

    To nic trudnego stać się częścią obskurnego europejskiego rynku rolnego. Przykładem, który wprost przedstawia zasady jakie tu panują, jest rozmowa z pochodzącym z Afryki kapo, nie odstępującym na krok od swego szefa, którego życzenia i zachcianki  gotowy jest spełniać w każdej chwili.

– Jesteś z Rumunii? Mogę cię wynająć na jutro, pod warunkiem, że masz dziewczynę.
– Dziewczynę? – odpowiadam zaskoczony.
– Musisz przyprowadzić kobietę dla mojego szefa. Jeśli to zrobisz będziesz miał pracę. Jakaś dziewczyna się zgodzi.

 Następnie wskazał ręką na grupkę ludzi pracujących przy przenośniku taśmowym ogromnego ciągnika służącego do zbioru pomidorów.

– Te dwie osoby tam to Rumuni, tak jak ty. Ona sypia z szefem.
– Ale ja jestem sam – mówię.
– Jeśli tak to nie ma dla ciebie pracy.

Wszystkie drogi prowadzą do Fogii

    Stacja kolejowa w Fogii, 36-letni Mahmoud oznajmia, że zbiory pomidorów prawdopodobnie się zaczęły. Tam na północy pomidory są jeszcze niedojrzałe, ale tu na południu mamy początek sezonu. On sam, bezrobotny sypia po rowach niedaleko Lucery. Zarabia sprzedając informacje przybyszom, przyjeżdżającym do Fogii na zbiory „czerwonego złota”.

    Dzisiaj musi być najgorętszy dzień lata, na termometrze zgodnie z wiadomościami podawanymi w prasie 42 st. C. Do Apulii dostać się można jadąc dziesięć kilometrów wzdłuż stanowej drogi nr 16 i dalej przez plantacje oliwek. Wioska wygląda jak mała wyspa w środku morza pól. Na horyzoncie porzucona obora, którą zamieszkuje grupa Afrykanów. Murzyni odpoczywają pod drzewem, leżąc na starej, zniszczonej sofie. Woda, którą tu piją z brudnych butelek pochodzi ze studni. Jest mocno zanieczyszczona i zupełnie nie nadaje się do spożycia. Dwóch mężczyzn śpi na ohydnych, śmierdzących materacach porozrzucanych niedbale na ziemi. Za przywilej noclegu w oborze, każdy z nich płaci po 50 euro miesięcznie. Ci ludzie czują się jednak szczęśliwcami. Kapo za miejsca w szopie żądają po 5 euro za noc. 

    W prowincji Fogia obowiązuje silna segregacja rasowa. Rumuni śpią razem z innymi Rumunami. Bułgarzy z Bułgarami. Afrykańczycy z Afrykańczykami itd. Zasady te dotyczą wszystkich. Pilnujący porządku na polach nie pozwalają na żadne wyjątki od tej reguły. 
źródło: http://pracownicysezonowi.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=160&Itemid=13

  • W takich warunkach mieszkali niewolnicy z Polski w obozach pracy przy plantacjach pomidorów:

    źródło: 
    http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,14946582,Traktowani_jak_niewolnicy__Wyrok_za_obozy_pracy_we.html

    Poniżej można poczytać, jak ideowi przyjaciele Ruszkiewicza bronią go i nawet mu współczują.

    Ciekawostka, którą mi dziś przysłano z Naszych Blogów
    jazgdyni
    2015-02-26 [22:40]
    Cyborgu,
    jak napisałem powyżej, ja się wzdrygałem przed publikacją tej notki. Swołocz tylko na to czeka. Zobacz tylko co wysmażył drugi opiekujący się mną agent Jarosław Ruszkiewicz na NEonie24.
    Jak oni potrafią cudownie i bez skrupułów łżeć. Mimo, że wszystko jest publicznie do sprawdzenia. Lecz zgodnie z dobrą kagiebowską szkołą propagandy bazują na lenistwie czytelników, którym nie będzie chciało się czegoś poszukiwać.

    Ja chyba sobie pojadę na Orunię, na tą ulicę generała X nr.1 m. 1 i pogadam sobie z tym kurduplem i zapytam się czemu jest taki niemiły.
    Zrobię to tak, że jego kumple z ABW z pobliskiej Biskupiej Górki nie zdążą przyjechać. Taka krótka dżentelmeńska rozmowa.

    Pozdrawiam
    -------------
    Kogo dotyczą te zapowiedzi?

Nastepne kłamstwo konfabulatora z Gdyni
  • //Muszę się bronić przed tym bydlakiem. Google ani mysli go zablokować, lub dostarczyć IP, bym mógł go sądowo ścigać. Bo przecież jest demokracja i wolność słowa. Lecz, jak tylko przejdę na emeryturę, na stałe osiądę w mojej Gdyni, to znajdę drania. Odszczeka każde kłamstwo i z osobna zje każdą literę swoich paszkiwli. //

    Ale jaja....
    Cap z Gdyni cały czas podkreślał, że zna Obiboka i na tę "slamsowatą" Orunię wpadnie ze swoimi zaprawionymi koleżkami marynarzami (chyba gorzałą zaprawionymi jak sam cap z Gdyni...)

    A teraz co? Skarży się, że go nie może znaleźć?
    Dobrze chociaż, że wie gdzie ja mieszkam, szkoda tylko, że mu się piętra pomyliły :)))

    Dupku z Gdyni...
    Dobra rada - zbastuj i nie ośmieszaj się więcej
    Weź sobie wolne od klawiatury na jakieś 5 lat to może ludziska zapomną. Choć Wujek Google jest okrutny i pamiętliwy... :))))))

    PS. Jak nie możesz znaleźć Obiboka to ja ci pomogę! Przecież wiesz gdzie mieszkam. Wpadnij to pogadamy i coś ci poradzę :)))))))))

  • @Rebeliantka 23:14:31
    //Kogo dotyczą te zapowiedzi?//

    A jak myślisz Rebeliantko?
    To ja mieszkam na Oruni na ul. gen. Okulickiego.
    Czy można to już potraktować jako "groźbę karalną"?
    Pytam się bo Ty oblatana w te klocki jesteś :)

    PS. "Kurdupel"...
    Mam tylko 180 cm wzrostu, wiem, że to niewiele ale żeby zaraz "kurdupel"... :(((

@gosc hotelowy 06:52:09
  • //Kurde to wyglada na niezla siekiere (tzn. SL vs. JZG) - poszlo o kase czy o kobiete ? :] //

    Jaką kasę... Jego kobieta (z pewnością mądrzejsza od marynarzyka) i mógłbym się z Nią umówić na kawę i zapewniam, że byłaby najwyżej tylko trochę rozczarowana Spiritkiem... (no może przesadzam?..)

    A siekierę to już obiecuje i obiecuje ten z Gdyni i obiecywał nawet, że "wpadnie ze swoimi zaprawionymi koleżkami na Orunię". Na Obiboka.
    Jeszcze takiego desantu nie zauważono. Tym bardziej, że ten z Gdyni określa się jako "autochton"... 

    A my z Oruni to co mamy robić?
    To co? Kaszebów z odzysku (Grodno/ Ukraina- niepotrzebne skreślić albo dodać) mamy lać?... 
    Będzie europejska rozróba o gnębienie mniejszości etnicznych a na koniec będzie "antysemnityzm".

    Ja to przynajmniej nie mam problemów z tożsamością, Kujawiak z Chłopów Kujawskich jestem. Strzelno, pow. mogileński. Starczy proboszcza spytać :)))

@Jarek Ruszkiewicz SL 07:18:40


Poniżej moja odpowiedź blogerowi Jazgdyni.

- No widzisz, jak tych agencików przycisnąć, to śpiewają jak na spowiedzi. Oni są tak pewni siebie i przekonani o swej bezkarności, że ujawniają nawet najbardziej skryte fakty ze swej brudnej a nawet przestępczej działalności. 

Tak było kiedyś z Trybeusem, co się publicznie przyznał, że bierze kasę od Putlera za swoją anty-polską i anty-katolicką działalność. Pamiętam, że tamtego pamiętnego wieczoru miałem farta, bo zdemaskowałem aż dwu agentów. Bogdan na kursie - też się wtedy przyznał. Ale on chyba krótko po tym przestał pisać - być może spalił się ze wstydu. Inaczej jest z naszym znanym kurakiem z gór, który niedawno publicznie się obraził na Niepoprawnych i założył k..wi dołek na neonowym ścieku; jednak ostatnio jakby dostał rozwolnienia i wraca cichaczem na NP. Podejrzewam, że takie dostał rozkazy i musi wesprzeć ruskich trolli, co to zostali przysłani po ewakuacji desantu z neOnu24.ru, ale widać, że są bardziej tępi i prymitywni, więc ich "działalność" nie przynosi zamierzonych efektów. 

Wracająć do Ruszkiewicza to widać, że wczoraj dostał wścieklizny i znowu opublikował swoje paszkwile, które pisze na Twój temat na blogu Obiboka na Własny Koszt. Przyznał też kolejny raz otwarcie, że Obibok i on to ta sama osoba, czemu niedawno kategorycznie zaprzeczałeś. Do dziś nie mogę pojąć jaki jest tego powód? Boisz się procesu czy jak? 

Na ujawniony przez Ciebie adres 1/1 widziałem, że napisał iż pomyliły Ci się piętra. Być może zasugerowałeś się angielską numeracją, bo w Polsce parter nie ma oznaczenia 0 tylko 1. Poza tym w tym bloku jest kilka klatek schodowych o numeracji 1a, 1b, 1c, 1d, 1e. Pisałeś kiedyś, że on mieszka na Orunii Górnej, co jest prawdą, bo choć to na dole i blisko Małomiejskiej to nazwa się wzięła od terenów deweloperskich, gdzie budowano budynki. Ale niezaznajomiony będzie szukał na górze i tu Spiritusowy ma nadzieję że go pewno nie znajdą. Chociaż prawdopodobnie ma jakąś ochronę ruską albo wsi-ową, bo pamiętam, że kiedyś chciał się ze mną spotkać na takich terenach na Chełmie i się nie bał, że straci zęby. Chociaż możliwe, że by nasłał zbirów a sam siedział w tym czasie w domu pod kołdrą trzęsąć się ze strachu, co do niego podobne.    

Wracając do przyznanej się przez niego działalności przestępczej to myślę, że nie powinniśmy zwlekać, tylko go zgłosić na policję - niech go biorą. Trzeba też sprawdzić, czy go nie szuka Interpol albo włoska policja. Adres trzeba definitywnie potwierdzić. Trzeba tam wysłac umyślnego niech obserwuje ten blok i okolicę i wszystko co podejrzane fotografuje. SL-a też, jak go zobaczy, w tym w dwu-znacznych sytuacjach. Z tym swoim nosem to za bardzo nie ma szans skutecznie się zamaskować, schować albo uciec. Niewykluczone, że będzie tego próbował. Ale wtedy wpadnie od razu w nasze sidła. Trzeba powiadomić policję żeby już czekali jak ptaszek zacznie próby fruwania. Napewno będzie chciał się przedostać na wschód, do swoich; ale po drodze ma Warszawę. Nie sądzę żeby Opara zechciał się narażać z jego powodu, ale niedaleko Warszawy mieszka Wojtas. Adres jest znany. Wiemy, że często u niego Spiritusowy przebywa. Wiemy też jakie bliskie stosunki łączą ich obu: Wojtas jako guru sekty, a Ruszkiewicz jeden z jego pięciu wyznawców. 
Wypadało by też zebrać i przygotować więcej materiałów na jego temat. Trzeba wszystko udokumentować, spisać świadków. 

Niedawno, gdy robiłem porządki na swoim starym laptopie - odgrzebałem zrzuty ekranu z pogawędki SL sprzed kilku lat, gdzie narzeka, że mu nie płacą w terminie i że w każdej chwili może przejść do hasbary. Używa terminu: "już robili podchody". Nie wiem jak to zakwalifikować, bo widziałem też wpis w Internecie z czasów, gdy się starał o przyjęcie do hasbary, ale z tego nic nie wyszło, bo go nie przyjęli. Wynika z tego, że ten odgrzebany przeze mnie wpis jest wcześniejszy. Nie umiem tylko umiejscowić w czasie jego pobytu we Włoszech i tej jego tam przestępczej działalności. 

Przypuszczalnie było to po okresie jego aktywności jako przedstawiciel handlowy w Ostródzie, skąd podobno wtedy jeździł do Włoch sprzedawać okna.
Według moich obliczeń jego praca jako płatnego agenta Kremla zaczęła sie gdzieś w 2010-m roku, ale mogę się mylić. Popraw mnie jak wiesz lepiej. 

Postroofka!

Ps. Cieszę się, że wreszcie mamy gada!

1 komentarze:

  1. Jakoś nie zauważyłam poparcia dla parchatych wpisów.
    Polacy się budzą? W końcu.

    OdpowiedzUsuń

.