piątek, 20 lutego 2015

Ukraina potrzebuje broni, wsparcie polityczne to za mało.

Ostrzelanie wycofujących się ukraińskich żołnierzy z miasta Debeltseve przez prorosyjskich separatystów i Rosjan ostatecznie pogrzebało szanse na nieco dłuższą realizację drugiego rozejmu z Mińska. Wydaje się, że takie wydarzenie powinno ostatecznie pozbawić złudzeń wszystkich tych, którzy jeszcze mieli nadzieję na dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu rosyjsko - ukraińskiego.  Nic bardziej mylnego. Angela Merkel i Francois Hollande, którzy doprowadzili do podpisania przez Poroszenkę i Putina warunków rozejmu, ograniczyli się jedynie do potępienia przypadków naruszenia zawieszenia broni, mając nadzieję na dalszą implementację postanowień tekstu z Mińska.
Zaklinanie rzeczywistości ze strony przywódców najważniejszych państw Unii Europejskiej dowodzi niezbicie, że nie mają oni krzty chęci na konfrontację z Putinem. Mało tego, podejmując tak nieprzemyślany krok jak drugie spotkanie w Mińsku, być może Niemcy i Francja pozbawiły Ukraińców, przynajmniej na jakiś czas, realnej pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych.  Jak podawał bowiem "New York Times" na początku lutego administracja amerykańska coraz mocniej zastanawiała się nad pomocą militarną w postaci dostarczenia broni armii ukraińskiej. Szarża Merkel i Hollande'a przynajmniej na jakiś czas taką możliwość wykluczyła.
Z takiego obrotu sytuacji oczywiście najbardziej zadowolony jest Władimir Putin, dla którego postanowienia rozejmu mają taką wartość, jak papier na którym zostały spisane. Jeżeli tylko Rosja będzie mieć taką ochotę, to bez zdecydowanego oporu Zachodu, jest w stanie zająć całą Ukrainę. Nie miejmy złudzeń. Kijów bez wsparcia z zewnątrz w wojnie z Rosją nie ma szans żadnych. Według oficjalnych danych na jednego ukraińskiego przypada około 6,5 żołnierza rosyjskiego. Fakt, że Ukraińcy w 2013 r. zdecydowali się na profesjonalizację armii, jednak podawana liczba 130 tys. żołnierzy wydaje się i tak mocno przeszacowana. Są oczywiście jeszcze rezerwiści, ale to jak wygląda mobilizacja i ilu z nich zgłasza się do swoich jednostek, dobitnie dowodzi niskiego morale w ukraińskim narodzie. Pomijając sam potencjał ludnościowy, jeszcze większe dysproporcje są, jeżeli chodzi o uzbrojenie. Rosjanie od lat wydają na zbrojenia co roku ponad 60 mld dolarów. Ukraińcy, żyjąc w przekonaniu błogiego bezpieczeństwa, na armię przeznaczali zaledwie 1 % PKB. Nic dziwnego, że ich sprzęt bojowy pamięta jeszcze czasy, gdy oba narody tworzyły wielkość Związku Radzieckiego. Co za tym idzie, Putin, aby osiągnąć swoje cele, póki co może angażować bardzo niewielkie siły, opierając się na w głównej mierze na separatystach. Dzięki temu w dalszym ciągu, przynajmniej wśród niektórych, wciąż może grać rolę strony neutralnej.
Zasadnicze pytanie w tej rozgrywce brzmi: jakie są rzeczywiście plany prezydenta Rosji? Wydaje się, że gra idzie nie tylko o wschodnie prowincje Ukrainy, ale o całe państwo. Mało prawdopodobne jest rzecz jasna, że przewiduje on możliwość włączenia całości państwa ukraińskiego bezpośrednio do Rosji. Wystarczy jednak, że zmieni się rząd i prezydent, albo obecne władzy Ukrainy porzucą plany integracji z Zachodem i zwrócą się w kierunku Rosji i konstruowanej przez nią mozolnie Unii Euroazjatyckiej. Konflikt na Ukrainie coraz bardziej męczy naród ukraiński. Rok temu, gdy Majdan obalał niechcianego prorosyjskiego prezydenta, był czas na chwilową euforię. Dzisiaj Ukraina, pogrążona w wojnie na wchodzie, ma olbrzymie trudności, by wydźwignąć się z kryzysu gospodarczego. W tej sytuacji, widząc wciąż z ich punktu widzenia, bardzo bierną postawę Zachodu, mogą dojść do głosu postawy kapitulanckie. Obalenie drugiego Majdanu przez nowy, ale tym razem nie niepodległościowy, lecz prorosyjski byłby totalnym zwycięstwem geniuszu politycznego Władimira Putina.
Aby do tego nie dopuścić potrzebne są dużo bardziej zdecydowanego kroki ze strony NATO i Unii Europejskiej. Trzeba otwarcie przyznać, że sankcje gospodarcze, pomimo, że uciążliwe, to jednak nie skłoniły Rosji do dyplomatycznego rozwiązania sporu. Kolejnym krokiem musi być zatem decyzja o udzieleniu Ukrainie wsparcia militarnego. Dostarczenie broni Ukrainie, a w dalszej kolejności pomoc wojsk NATO, może skutecznie powstrzymać zapędy imperialne Władimira Putina. Czego, jak czego, ale realizmu politycznego prezydentowi Rosji odmówić nie można. Dlatego też nie wydaję, żeby ryzykował on konflikt z całym światem zachodnim, z którym przecież wciąż łączą go bardzo poważne interesy gospodarcze.
Recepta jest więc prosta, ale wykonanie o wiele trudniejsze. Nieprzypadkowo na rozmowy w Mińsku zdecydowali się Angela Merkel i Francois Hollande, czyli przywódcy krajów, z którymi Rosja miała w ostatnich latach bardzo bliskie relacje handlowe. Symbolem współpracy niemiecko - rosyjskiej jest projekt gazociągu północnego, Paryża z Moskwą z kolei łączy kontrakt na sprzedaż bardzo nowoczesnych okrętów desantowych typu Mistral. Nic dziwnego więc, że reagują oni alergicznie na wszelkie pomysły o dozbrojeniu Ukrainy. Również społeczeństwa tych krajów nie chcą słyszeć o bardziej aktywnym zaangażowaniu się swoich państw w konflikt ukraińsko - rosyjki. Co interesujące także wśród części państw naszej części Europy nie widać woli drażnienia Rosji. Przebieg spotkania Orbana z Putinem dowodzi, że nie wszędzie działania Moskwy definiowane są jako realne zagrożenia dla bezpieczeństwa w Europie. Polska również nie przewiduje obecnie możliwości militarnego wsparcia Ukrainy, ograniczając się jedynie do ,niewiele znaczącej, pomocy politycznej. 
Mając to wszystko na uwadze trudno być optymistą, by Unia Europejska wypracowała jednolite i twarde stanowisko wobec konfliktu na Ukrainie, nie ograniczające się li tylko do sankcji ekonomicznych. Jedyna nadzieje dla Ukrainy tli się zatem za Oceanem. Stany Zjednoczone mają bowiem swój interes w tym, by nie dopuścić do wzrostu potęgi rosyjskie. Wszak to one od zakończenia "zimnej wojny" pełnili rolę jedynego kreatora światowego ładu. Powrót do bipolarnego modelu stosunków międzynarodowych oznaczałby koniec hegemonicznej pozycji USA, na której przecież w ogromnej mierze opiera się tożsamość narodowa dzisiejszych Amerykanów.

1 komentarze:

  1. Ukraina ma ogromne problemy ze sobą sama, w tym z korupcją i zdrajcami. Ale jak ma być inaczej skoro była okupowana przez ZSRR znacznie dłużej niż my. Skoro we wszystkich służbach były wtyki do najwyższych poziomów i skoro Janukowicz mocno się "napracował" żeby kraj od środka rozpieprzyć?

    Ukraina chce do EU, chce do cywilizacji, ale Rosja cholernie im w tym przeszkadza, a Zachód jest od tego, żeby im pomóc, a nie patrzeć z boku. Mamy historyczną okazję "odepchnąć" homo sovieticus najdalej na Wschód od kilkuset lat i musimy zrobić WSZYSTKO żeby tę okazje wykorzystać. A gwarantuje, że jak Ukraina będzie wolna, rozwiąże swoje problemy. Młodzi Ukraińcy są bardzo podobni do nas, chcą być Europą. Młodzi Rosjanie są do nas zupełnie nie podobni, chcą być Imperium... o tę różnicę chodzi!

    OdpowiedzUsuń

.