czwartek, 1 stycznia 2015

Symbol obrony Grodna: 13-letni Tadzik Jasiński



Rosjanie osaczający miasto 21 września byli tak pewni siebie, że posłali do ataku czołgi bez osłony piechoty. Ten błąd wykorzystali polscy obrońcy, obrzucając czołgi butelkami z benzyną. Zniszczyli bądź uszkodzili 10 czołgów. Rozwścieczeni Rosjanie zastosowali wówczas tę samą metodę, którą stosowali ongiś Niemcy pod Głogowem. Jako żywe tarcze zostały użyte dzieci. Tadzik Jasiński zginął przywiązany do czołgu.

Umierający chłopiec został odbity przez Polaków, przeniesiony do szpitala. Według legendy skonał na rękach matki, która go pocieszała mówiąc: Tadzik, ciesz się! Polska armia wraca! Ułani z chorągwiami! Śpiewają”.

Po zdobyciu miasta Rosjanie urządzili masakrę ludności. We wspomnieniach świadków wydarzeń pojawia się plac pod Farą, a na nim ogromny wał trupów. I płynąca po kamieniach krew. Spod Grodna i spod Wilna pochodzą także przekazy o miażdżeniu jeńców gąsienicami czołgów. Prawdopodobnie chodziło o oszczędność amunicji.

Giną po raz drugi

Te obrazy zostały zapomniane, wyrzucone z pamięci – razem z pomordowanymi żołnierzami. Nie istnieją w niej rozstrzelani bezbronni kadeci ze Szkoły Oficerów Policji w Mostach Wielkich. Nie istnieją jeńcy rozstrzelani z pulomiotów na szosie pod Kostopolem, powiązani drutem kolczastym i obrzuceni granatami podchorążowie z Niemirówka. Nie istnieją.

Szosa pod Kostopolem

21 lub 22 września. Sowieci prowadzą polskich jeńców. Około 200 oficerów, za nimi Policja Państwowa i około 2 tys. żołnierzy. W pewnym momencie pada rozkaz, by siadać na poboczu i „otdychat’” (odpoczywać). Siadają śmiertelnie znużeni, przysypiają. Tymczasem szosą nadjeżdżają samochody i ustawiają się naprzeciw jeńców. Pierwszy naprzeciw końca kolumny, ostatni naprzeciwko czoła.

Pada rozkaz, by wstać. Podnoszą się i nagle… Kilkadziesiąt umieszczonych na samochodach pulomiotów strzela z bliska w ich twarze, piersi, brzuchy... Ocalało tylko kilkunastu – ci, którzy rzucili się w stronę strzelających, przeczołgali się pod samochodami na drugą stronę szosy i dobiegli do pobliskiego lasu.

Wszystkie te krwawe sceny mają jeden wspólny mianownik: przemilczała je polska literatura. Milczeli pisarze, milczeli uczestnicy wydarzeń, przez pół wieku milczał Edmund Zaremba, autor wspomnienia o szosie pod Kostopolem. Bał się.

Polecam całość ciekawego artykułu o rosyjskich zbrodniach w 1939 roku, autorstwa Bohdana Urbankowskiego. http://wpolityce.pl/artykuly/37840-kalectw...azany-do-czolgu

0 komentarze:

Prześlij komentarz

.