niedziela, 5 kwietnia 2015

Święconka, czyli moja Pascha 2015

W tym roku postanowiłem inaczej niż zawsze przeżyć Święta Zmartwychwstania Pańskiego powszechnie znane jako Wielkanoc.   Bardziej indywidualnie i w skupieniu a mniej wspólnotowo i hucznie. 

Obrzędy Wielkiej Soboty, nazywane w Kościele Katolickim Paschą, które zazwyczaj trwają przez wiele godzin aż do rana są tyle piękne co męczące. No i ile można rok w rok ciągle tak samo? Nie pojechałem też do kościoła parafialnego, chyba z lenistwa - bo jest oddalony spory kawałek (około dwanaście minut jazdy samochodem, jak nie ma korków na autostradach). 

Poszedłem do kościoła znajdującego się tuż za rogiem - trzy minuty piechotą.
Ale chyba się spóźniłem, bo gdy chciałem wejść do świątyni to ludzie zaczęli z niej wychodzić. Na tyłach, tuż pod dzwonnicą było rozpalone dość spore ognisko i dzięki temu, że byłem jednym z pierwszych to zająłem dogodne miejsce bardzo blisko niego i mogłem bardziej aktywnie uczestniczyć w pięknym obrzędzie światła. Światło rozświetlające mrok i tłum wiernych wokół pogrążonych w ciemnościach przygotowujący grzesznych na "Przejście Pana", na przezwyciężenie śmierci, czyli Zmartwychwstanie. 


Wszyscy wokół mnie mieli cienkie długie świeczki, które zapalili od ognia; ja nie miałem. Zaopatrzyli się w kościele, ja nie zdążyłem. Zrobiło mi się smutno, bo zdałem sobie sprawę, że na przyjście Jezusa wypada należycie się przygotować i wcześniej przybyć na spotkanie i czekać. Mam od młodości wpojoną taką zasadę: "śpiesz się powoli, bo spóźnić się zawsze zdążysz" - którą mi zakodował ksiądz na religii w podstawówce; ale jak widać nie zawsze jest to należyte podejście. Przegapić Przyjście Pana to nie załapać się na Zbawienie. A zbawić, to jak wiemy - uratować się.

Zaczęły się piękne obrzędy liturgiczne wewnątrz kościoła, były czytania z Pisma Świętego, które po tylu latach znam na pamięć. Ludzie pięknie wystrojeni jak na ślub, albo pogrzeb; kobiety często w samych wizytowych sukienkach, mężczyźni w garniturach; a ja o tym nie pomyślałem - jeansy i kurtka. To jeszcze bardziej podkreślało moją odrębność i to, że byłem sam. Moi bliscy udali się na wielogodzinną nasiadówkę - jak to nazywam. Gdybym jechał razem z nimi, to taki odświętny strój byłby oczywistością. Pomyślałem sobie, że lepsza jest rutyna i tradycja niż taka improwizacja ad hoc i pójście na łatwiznę.

Kościół był bardzo gustownie wystrojony. Te wszystkie znane nam symbole jak przesłonięty Krzyż, Grób Pański, przystrojony paschał i chrzcielnica tworzyły harmonijną całość, co podkreślało umiejętnie zamontowane oświetlenie skierowane na poszczególne elementy. Ludzie aktywnie uczestniczyli w liturgii, głośno śpiewali i modlili się. Wszyscy. Mieli w rękach specjalnie przygotowane na ten dzień broszurki; ja zapomniałem wziąć taką do ręki wchodząc do kościoła... Zacząłem zastanawiać się po co ja wogóle tutaj przyszedłem. 

Mimo, że byłem tydzień temu u spowiedzi, to jestem zupełnie niegotowy na to co mnie spotyka w życiu. I niegodny... A jak tak niespodziewanie spotka mnie śmierć? Przecież to takie ludzkie i człowiek odpowiedniego momentu zazwyczaj sobie nie wybiera... Cała nadzieja w Miłosierdziu Boga, który przecież tą śmierć pokonał. Więc może i mnie też...

Biłem się z takimi pesymistycznymi myślami, z których wyrwał mnie ksiądz kiedy zaczął kazanie. A zaczął od "święconki". Że Polacy mają taką tradycję nieznaną innym nacjom, że święcą pokarmy (też byłem rano z synem), malują jajka - i że to piękna tradycja, zupełnie inna od tej co znamy. Bo to szukanie czekoladowych jajek przez dzieci, które wcześniej trzeba pochować w różnych zakamarkach ogrodu, co często nie jest takie łatwe, gdyż te największe mają wielkość głowy dorosłego człowieka; co może i jest fajne i dzieci to lubią, ale z wymiarem duchowym święconych jajek - ma mało wspólnego. Bo ta polska tradycja niesie przesłanie oddania życia Bogu i podkreślenia, że to od Niego wszystko pochodzi, w tym pożywienie, które musimy jeść aby żyć. Bo Bóg jest naszym Stworzycielem i tym, który zapewnia nam pokarm i pomyślność.


Mówił też o symbolu soli w święconce; i powiem szczerze dopiero teraz się dowiedziałem po co tam ona i co symbolizuje. Ale Wy pewno to wiecie; ja musiałem wysłuchać tego po angielsku, żeby zrozumieć choćby po co jest sól, której nie cierpię. 

Ksiądz proboszcz po zakończeniu mszy, gdy tradycyjnie przy wyjściu z każdym rozmawia i się żegna zagadnął mnie o rodzinę, zdrowie i przygotowania do świąt. Modliłem się w duchu, żeby nie zaczął pytać o tą święconkę, bo jak się okazało wie o niej więcej niż ja.

A święconka, co każdy wie - to polska specjalność. - Tradycja chyba przez wszystkich Polaków kultywowana. Nawet ci, którzy przez cały rok nie mogą znaleźć czasu aby przyjść do kościołą na mszę, czy przystąpić do sakramentów, to ze święconką przyjdą napewno. Polskie kościoły pękają w szwach, co często przybiera groteskowe formy, gdy tłumy ludzi szturmują bramę koscioła, która jest zamknięta i pilnowana przez oddźwiernych i otwierana co piętnaście minut, aby wpuścić kolejną grupę osób z koszyczkami. Nie-Polacy przyglądają się temu wszystkiemu z dużym zaciekawieniem. A nawet można zauważyć policjantów kierujacych ruchem na skrzyżowaniu, bo Polacy walą autami na oślep; im bliżej kościoła tym lepiej; co jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, bo ci z tymi poświęconymi już koszyczkami nie mogą wyjechać...

Święconka, rzecz święta i warta upowszechnienia poza Polską - mówił ksiądz proboszcz. Co połechtało moje poczucie wartości, bo się okazało, że inni Polaków podziwiają i chcą naśladować. 

Polacy mają powody do dumy; ale chyba trzeba wyjechać z Kraju aby to zauważyć...

Warto te różne naśladowania upowszechniać i czerpać dobre wzorce ze wszystkich stron. Weźmy na ten przykład rozdawanie Komunii Św. Często w kościołach w Polsce trwa to ...o wiele za długo; a tu ksiądz plus sześciu szafarzy (o przepraszam: trzy szafarki i trzech szafarzy) - razem siedem osób porozdzielali Ciało Pańskie w try miga. Albo jałmużna postna. Gdy zobaczyłem te kosze pełne pełnych mini kartonowych skarbonek niesionych przed ołtarz, które przynieśli ludzie w darze, to powiem szczerze - w Polsce nigdy czegoś takiego nie widziałem... 


Jutro "Rezurekcja". Pojadę rano do polskiego kościoła, na mszę po polsku, aby zobaczyć pusty grób i przywitać Zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa. I mam nadzieję na duże przeżycie duchowe. Czego i Wam kochani życzę!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

.