Każdy patrzy na otaczającą go rzeczywistość przez pryzmat swojej osoby, nabytych doświadczeń i mądrości życiowych, sytuacji materialnej, uwarunkowań środowiskowych, pracy zawodowej, wykształcenia, rodziny, poglądów politycznych, religijnych, wyznawanego systemu wartości, hierarchii tychże wartości, moralności - żeby wymienić te najważniejsze. Ale przede wszystkim na postrzeganie otaczającego nas świata decydujący wpływ ma nastawienie emocjonalne. Negatywne lub pozytywne, optymizm albo pesymizm warunkują nie tylko nasze zachowanie tu i teraz ale determinują nasze wybory dokonywane w przyszłości. Wpływają nawet na uczucia w stosunku do osób bliskich a także na kontakty interpersonalne i sukcesy zawodowe oraz towarzyskie.
Po tym krótkim wstępie psychologicznym przejdźmy do obecnej kampanii prezydenckiej i naszych potencjalnych wyborów.
Można założyć, że każdy mniej więcej wie od czego zależą jego sympatie polityczne i w czym pokłada nadzieje związane z wyborem konkretnego kandydata na prezydenta RP.
Od tego co dla nas osobiście jest ważne zależą odczucia bliskości wobec konkretnych obietnic jakie wypowiadają poszczególni kandydaci. Dla mnie na przykład bezpieczeństwo państwa plasuje się na najwyższym poziomie; jest najważniejsze z wszystkich priorytetów. Działania imperialne ze strony Rosji uważam za największe zagrożenie dla Kraju, Rodziny i mnie osobiście.
Jednak chciałbym się skupić teraz na czymś innym. Na tym, czy trafia do ludzi kampania negatywna? Nie tylko wobec innego pretendenta do fotela prezydenckiego, ale także jak wpływa na kampanię kreślenie pesymistycznego obrazu Polski i Polaków obecnie, w przeszłości i beznadziei na przyszłość.
Innymi słowy, czy ciągłe powtarzanie, że jest źle; że cały miniony okres nie przyniósł nic dobrego, a przyszłość kreśli się w czarnych kolorach jest słuszne? - Uważam, że to duży błąd. Tym bardziej, że nie odpowiada prawdzie.
Kampania prezydencka nie tylko rozgrywa się wokół tego co powie dany kandydat, ale toczy się także w środkach masowego przekazu, w komentarzach publicystów, oraz w dyskusjach prywatnych i wirtualnych społeczeństwa. Od nas samych zależy dużo, być może dużo więcej niż od panów i pani pretendentów.
Z punktu widzenia głosów koniecznych do wygrania wyborów nie jest istotne utwierdzanie siebie i innych osób już przekonanych, ale zdobycie głosów osób niezdecydowanych oraz przeniesienie sympatii z kogoś innego na naszego kandydata. Być może w naszym środowisku narzekanie i czarnowidztwo jest normą; może przekonanie, że jest źle i będzie jeszcze gorzej jest czynnikiem konsolidującym naszą grupę, ale czy tak myślą inni Polacy? Niektórzy idą nawet dalej uważając, że "prawica" i jej sposób funkcjonowania ma monopol na polskość. Niestety tak nie jest.
Czy ktoś z nas (optujących za kandydatem PiS-u) myśli jak przekonać wyborców Komorowskiego aby głosowali na Andrzeja Dudę? A jeśli wierzyć sondażom - potencjalnych wyborców obecnego prezydenta jest przynajmniej połowa. - To co drugi spotykany przez nas człowiek. Czy oni wszyscy są "lemingami", lewakami, złodziejami, wsi-okami, gender-owcami niewierzącymi, żydami, lekkoduchami, pracownikami administracji państwowej, byłymi komunistami, anty-Polakami? - Taki pogląd jest nieuprawniony. Co więcej - świadczy o nietolerancji i upośledzeniu w procesach postrzegania, sądzenia i wyciągania wniosków.
Kampania negatywna rzadko przynosi efekty i zazwyczaj robi więcej złego niż dobrego. A także odstrasza neutralnych i tych którzy wahają się. Każda informacja docierająca do człowieka jest poddawana weryfikacji i konfrontacji w własnymi przekonaniami. Jeżeli jest ona sprzeczna ze stanem faktycznym lub "zdrowym rozsądkiem" jest odrzucana. To w tym momencie dokonujemy procesu etykietowania (mówiąc potocznie przyklejania łatek). Tak kształtują się nasze przekonania, wartościowania i sądy.
Andrzej Duda wypowiadając się o przetargu MON (patrioty i caracale) zakwestionował podjęte tam decyzje. Bardzo dużo argumentów było chybionych, fałszywych i "pod publiczkę". Takim najbardziej jaskrawym błędem było pomylenie śmigłowca szturmowego z wielozadaniowym i nieuwzględnienie rozbicia przetargu na dwa (caracale, które zostały skierowane do testów, oraz szturmowe, których wybór jeszcze przed nami). Zapewne jego doradcy podsunęli mu pomysł aby przeciwstawił się w ten sposób wizji Komorowskiego o zbrojeniach dla naszego wojska. Niestety większość Polaków darzy Wojsko Polskie sympatią, uznaje zagrożenie ze strony Rosji za rzecz bardzo niepokojącą, a zapewnienie dostaw nowoczesnej broni dla sił zbrojnych postrzega jako ważny element strategii bezpieczeństwa narodowego. Można powiedzieć, że Andrzej Duda strzelił sobie w ten sposób w stopę. Nawet jeśli przyjąć, że zwolenników i przeciwników zbrojenia polskiej armii jest po połowie, to sympatycy Komorowskiego częściej są za wydatkami na obronę. Poza tym mężczyzn w stosunku do kobiet jest więcej - zob: http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/konflikt;z;rosja;to;nie;powod;by;zbroic;armie;zobacz;zaskakujacy;sondaz,38,0,1511974.html
Duda jakby zapomniał, że każdy może sam poszperać i wyrobić sobie pogląd na przetarg śmigłowców wielozadaniowych i rakiet patriot i skonfrontować to z tym co on mówi.
Jeżeli ataki Dudy będą przeważały nad jego pozytywną wizją przyszłości to może źle się skończyć. Kampania negatywna może także oznaczać, że nawet jeśli okaże się ona skuteczna i naprawdę odbierze kilka procent Komorowskiemu, to możliwe jest, że owe procenty nie przejdą na Dudę, ale na innych kandydatów.
"Już raz mieliśmy w Polsce do czynienia z takim zjawiskiem. W 2000 roku sztab Mariana Krzaklewskiego uderzył w Aleksandra Kwaśniewskiego „taśmami kaliskimi’. Efekt był prawie taki, jak oczekiwano. „Prawie”, bo Kwaśniewskiemu spadło wówczas poparcie prawie o 10%, ale – i tu jest problem – wyborcy zniesmaczeni tym, co zobaczyli na taśmach, jednak przerzucili swoje poparcie nie na Krzaklewskiego, ale na…Andrzeja Olechowskiego! Powodując zresztą ostatecznie, że to właśnie on, a nie szef AWS, zajął drugie miejsce.
Dlatego należy uznać zastosowanie kampanii negatywnej w I turze za błąd. Za własne pieniądze Duda może pomóc innym kandydatom, ale niekoniecznie sobie". - zob: http://300polityka.pl/blog/2015/04/13/blog-migalskiego-kampanie-negatywne-to-czesc-polityki-kto-ich-nie-stosuje-przegrywa/
Tak jak pisałem na początku - postrzegamy innych i naszą przyszłość przez pryzmat siebie. Zastanówmy się teraz przez chwilę, czy jest aż tak źle i będzie jeszcze gorzej? - Czy jednak jest więcej pozytywów niż negatywów? Czy żyje nam się coraz lepiej, czy nie? Śmiem twierdzić, że coraz lepiej. Poziom życia Polaków systematycznie się podnosi, chociaż na tle innych krajów europejskich pozostaje nadal na niskim poziomie - zob.: http://www.forbes.pl/zarobki-polakow-na-tle-europy-zarobki-a-poziom-cen,artykuly,185747,1,1.html
Porównania powinniśmy dokonywać z dziesięcioma pozostałymi postkomunistycznymi krajami UE i wtedy nie wygląda to źle. Jesteśmy na 3-4 miejscu w gronie 11 państw. To prawda, że ciężko porównywać samymi liczbami bezrobocie, edukację itp. bez oceny jakościowej. Z zestawienia na stronie Eurostatu obiektywne i porównywalne są raptem trzy kryteria: długość życia gdzie jesteśmy na 4-tym miejscu, bezpieczeństwo (liczba zabójstw) - 3 miejsce i PKB - tu jesteśmy w środku stawki na 6-tym. Czechy i Słowenia zawsze są przed nami, a Bułgaria, Rumunia, Łotwa i Węgry zawsze za. Polska jest outsiderem od początku transformacji i będzie jeszcze długo, przynajmniej przez kilkanaście lat. Nie może być inaczej, skoro startowaliśmy z poziomu 30% Zachodniej Europy. Dzisiaj mamy 70% i to jest właściwa miara postępu Polski, a nie bezrefleksyjne stwierdzenie, na którym jesteśmy miejscu. Nawiasem mówiąc, zostawiliśmy w tyle większość państw postkomunistycznych. - źródło: http://forsal.pl/artykuly/785083,polska-w-rankingu-jakosci-zycia-wedlug-eurostatu.html
Popatrzmy teraz na siebie; jakie przedmioty kupujemy, jakimi autami jeździmy, ile wydajemy na rozrywkę, jak spędzamy wolny czas, jak dbamy o zdrowie, etc. I porównajmy to ze stanem sprzed pięciu i dziesięciu lat. Jest postęp? - To przestańmy ciągle narzekać i siać defetyzm! Nawet jak nie jesteśmy przekonani co do tego, że żyje się nam coraz lepiej, to inni mają na ten temat odmienne zdanie.
Spróbowałem popatrzeć w ten sposób na siebie i moją rodzinę i zauważyłem ciekawą rzecz: wszyscy przyzwyczajamy się do tego lepszego i po pewnym czasie uznajemy to za standard. Na przykład nie kupię już więcej samochodu, który nie będzie miał podgrzewanej przedniej szyby, bo nie chcę patrzeć jak szyba paruje, że trzeba włączać nadmuchy, albo jak jest szron to trzeba skrobać... Pamiętam, że kiedyś szyby w samochodach były opuszczane za pomocą korbki; dzisiaj już chyba żadna fabryka nie produkuje takich aut, bo by ich nikt nie kupił. Podgrzewane lusterka, siedzenia, poduszki powietrzne z każdej strony to nie żaden luksus ale standard.
Kilka lat temu kupiłem pierwszy raz kalendarz typu Filofax i od tego czasu nie wyobrażam sobie, że można używać coś innego. Nie muszę przepisywać wiele potrzebnych informacji kiedy mija rok, tylko wymieniam wkład kalendarzowy; a jak potrzebuję dodatkową lub specyficzną stronę to po prostu ją drukuję i wpinam tam gdzie potrzeba (preferuję rozmiar personel; pasuje on też do 7-mio calowego tabletu).
Nie wyobrażam sobie, żebym nie miał przy sobie smartphone z dużym ekranem i wszystkimi programami takimi jak na komputerze, oraz z dostępem do aplikacji działających w Internecie. Dziesięć lat temu nawet nie myślałem, że mogę mieć "takie cudo" w kieszeni.
Kiedyś tutaj ktoś kpił z mojej córki, że ma ona trzy telewizory; to co ja mam powiedzieć, jak mam jeszcze trzech synów i córkę w domu i każde chce mieć swój telewizor podłączony do swoich konsoli XBox360, Playstation 4 lub TV? Osobiście nie wyobrażam sobie oglądania telewizji na mniejszym ekranie niż 60 cali. Jeszcze dziesięć lat temu nie przypuszczałem, że kiedyś będą telewizory wieszane na ścianie jak obraz i które będą pobierały kilka razy mniej energii elektrycznej. Dzisiaj telewizorów plazmowych prawie już nie ma w sprzedaży. - To jest postęp czy nie?
Kiedyś jak chciałem obejrzeć jakiś film lub program w TV to musiałem o odpowiedniej porze zasiąść przed telewizorem; dzisiaj nastawiam z wyprzedzeniem harmonogram zapisu programów, które mają zostać nagrane na dysku i oglądam je wtedy kiedy mam ochotę. Po prostu wraz z postępem technologicznym przestajemy być niewolnikami telewizora.
Aby dostać leki, które stale przyjmujemy nie musimy już zamawiać wizyty u lekarza, ale wystarczy zadzwonić do przychodni. Ale to i tak mało: składamy zlecenie stałe w aptece, której odpowiedni system informatyczny połączony online z rekordem naszego zdrowia sam odtąd pilnuje kiedy nam się kończą jakieś tabletki, realizuje zlecenie na kontynuację terapii lekowej, a następnie samochód przywozi nam leki do domu. Oczywiście wszystko bezpłatnie. A jak było jeszcze pięć lat temu?
Dzisiaj komputer stacjonarny przestaje być używany; albo jest stosowany do zadań specjalistycznych, jak obróbka filmów, grafiki, czy gier. Mój syn sam sobie złożył wypasiony komputer z własnego kieszonkowego. I uważa, że ma za małe biurko, bo mieszczą mu się tylko dwa monitory, a na ścianie nie ma miejsca.
Oczywiście nie mam zamiaru się tu chwalić, tylko próbuję zilustrować zjawisko ciągłej poprawy poziomu życia. A z tego co widzę - nie jestem wyjątkiem, bo moi znajomi i bliscy również go doświadczają; i ja jako osoba postronna mogę to zaobserwować. Kiedyś jeden z moich kolegów znalazł telewizor 32-calowy na wystawce. Całkiem dobry, chociaż plazma. Ludzie pozbywają się rzeczy niepotrzebnych. Ciekaw jestem jaki procent widzów patrzy jeszcze w ekran mniejszy niż 42 cale? Nie mam w naturze grzebania po śmietnikach, ale z tego co widzę - można niekiedy nieźle się obłowić.
Wracając do naszych dywagacji: jak jest, i czy jest nam lepiej czy gorzej? - to mam nadzieję, że każdy dokonał podobnego rachunku sumienia i doszedł do wniosku, że jest mu coraz lepiej. A także, że (mimo może subiektywnego odczucia) biadolenie i sianie defetyzmu jest niewłaściwe.
Dlaczego Komorowski i TVN mają taką popularność? Nie jestem zwolennikiem ani tego pierwszego ani tego drugiego, ale skądś ta popularność się bierze. Według mnie z optymizmu w patrzeniu na świat i pokazywaniu drogi do dobrobytu. A przecież każdy chciałby mieć coraz więcej pieniędzy aby móc przeznaczać je na kupno rzeczy luksusowych. I nie tylko, bo nasze jedzenie również ewoluuje. Jemy coraz bardziej wymyślne, egzotyczne potrawy, bo zachęcają nas do tego programy kulinarne i pełne półki towarów w hipermarketach, na które nas stać. Zaczynamy też coraz częściej przyglądać się temu co jemy, stąd zakupy zdrowej żywności, produktów typu halal, czy "swojskich wyrobów" masarskich bez szkodliwych dodatków.
Co prawda, można twierdzić, że gdyby to PiS rządził a nie PO przez ostatnie kilka lat to bylibyśmy jeszcze dalej, żyło bym nam się jeszcze lepiej; niestety ta teza jest nie do udowodnienia. Ale twierdzenie, że doszło do całkowitego upadku i będzie już tylko coraz gorzej, jest absurdem. Powtarzanie takich półprawd które nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością powoduje postrzeganie takiej pesymistycznej grupy za sektę pozbawioną racjonalnego myślenia. We własnym interesie i w interesie kraju PiS powinien odciąć się od tego typu osób.
Chciałbym aby mój faworyt Andrzej Duda wygrał wybory, bo uważam, że dzięki temu perspektywy na przyszłość mojego Kraju będą znacznie lepsze; ale aby tak się stało trzeba przekonać tych, którym żyje się w Polsce całkiem nieźle, a którzy uważają, że jak nadejdą rządy PiS-u to wiele stracą. Powtarzanie przez niektórych, że w obecnej Polsce jedynie kombinatorzy i kolesie rządzącej kliki mają się dobrze jest pozbawione podstaw. Więcej: jest głupotą. Myślę, że "ludzi sukcesu" niezwiązanego z obecnym establishmentem jest całkiem sporo i tych ludzi potrzeba PiS-owi i Andrzejowi Dudzie. Zwykli optymiści również są potrzebni. Po to także, aby zmienić perspektywę. Aby postawić na nadzieję, bo tylko ona może zapewnić sukces. Sama wygrana (daj Boże) nie wystarczy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz