niedziela, 23 sierpnia 2015

Pryncypia polskiej polityki zagranicznej


Foto: Prezydent Andrzej Duda z wizytą w Estonii /tvp.info
Długośmy na ten dzień czekali
Z nadzieją niecierpliwą w duszy
Kiedy bez słów towarzysz Stalin
Na mapie fajką strzałki ruszy.
Krzyk jeden pomknął wzdłuż granicy
I zanim zmilkł zagrzmiały działa
To w bój z szybkością nawałnicy
Armia Czerwona wyruszała.
A cóż to za historia nowa?
Zdumiona spyta Europa, Jak to?
To chłopcy Mołotowa

I sojusznicy Ribbentropa.[…]
Nad polem bitwy dłonie wzniosą
We wspólną pięść co dech zapiera
Nieprzeliczone dzieci Soso,
Niezwyciężony miot Hitlera.[…]
Nową im wolność głosi "Prawda", świat cały wieść obiega w lot,
Że jeden odtąd łączy sztandar, gwiazdę, sierp, hakenkreuz i młot.
(Jacek Kaczmarski; Ballada wrześniowa)

Kilka dni temu prezydencki minister spraw zagranicznych K.Szczerski w kilku słowach zdefiniował pryncypia polskiej polityki zagranicznej. W wywiadzie dla PAP powiedział: "Chcemy, żeby terytorium Polski stało się istotnym obronnie terytorium NATO. To kluczowe, aby zwiększyć bezpieczeństwo Polski i naszą siłę odstraszania. Koszt ataku na Polskę powinien być tak wysoki, żeby nikt nie mógł sobie na to pozwolić".

Po 45' roku Polska w wyniku ustaleń jałtańskich, gdzie Roosvelt i Churchil oddali Stalinowi Polskę i pół Europy za czapkę śliwek znaleźliśmy się pod sowiecką okupacją. Sowieckie wojska stacjonowały na naszym terytorium i nic nie mogliśmy na to poradzić. To się nazywa vis maior - siła wyższa bo też "siły wyższe" czyli nasi rzekomi "sojusznicy" tak postanowili. W 1993 ostatni sowiecki żołnierz (a właściwie wtedy już rosyjski bo ZSRR już nie istniał) opuścił terytorium RP (także już nie PRL). Wszyscy odebraliśmy to jako wielkie zwycięstwo, powrót do suwerenności i normalności.

Wg. Szczerskiego (a wiadomo, że on będzie autorem polityki zagranicznej Prezydenta) Polska ma stać się "istotnym obronnie terytorium NATO".

Co można by doradzać Dudzie - to żeby NATO dozbroiło polską armię nowoczesnymi broniami (na swój koszt, bo broniąc się bronilibyśmy i rubieży NATO), tak żebyśmy byli zdolni wytrzymać pierwsze uderzenie wroga, kim by nie był.

Bazy NATO przed 1989 r. funkcjonowały przy samej jego wschodniej granicy, dlatego obecnie powinny zostać przesunięte dalej na wschód - zauważył w Estonii w czasie swojej pierwszej zagranicznej wizyty prezydent Andrzej Duda. - Uważam, że jest nie tylko historyczne, ale i współcześnie uzasadnione - ocenił.

Składający w Estonii swoją pierwszą zagraniczną wizytę polski prezydent mówił na wspólnej konferencji prasowej z prezydentem tego kraju Toomasem Hendrikiem Ilvesem, że po 1989 r. doszło do wielkich zmian, przez co przesunęły się również granice bezpieczeństwa w regionie.

NATO musi nadążać za zmianami.

Dziś mija rocznica paktu Ribentrop-Mołotow i jak się tak dobrze przyjrzeć to ten pakt świetnie funkcjonuje do dziś. Wpływy wtedy ustalone są honorowane i umacniane.

Polsce powinno zależeć przede wszystkim na dobrych stosunkach dwustronnych z każdym sąsiadem, to podstawa Racji Stanu każdego państwa rządzonego przez normalnych obywateli a nie agentów obcych interesów.

Żeby Polska była odbierana jako państwo poważne musi dokonać rozliczeń z dwoma naszymi odwiecznymi wrogami - Niemcami i Rosją. Niemcy i Rosjanie powinni zapłacić odpowiednie reparacje za ostatnią wojnę, którą razem rozpętali. To są gigantyczne kwoty, które postawiłyby nas na nogi. Izrael, mimo, że powstał po wojnie potrafi jakoś konsekwentnie rozliczać Niemcy za żydowskie straty, te realne i wyimaginowane.

Rosja powinna rozliczyć się z wszystkich zbrodni popełnionych na Polakach a przede wszystkim zanegować zdecydowanie pakt Ribentrop - Mołotow, który kosztował nas utratę jednej trzeciej terytorium. Dopiero po takim resecie można poważnie myśleć o normalnej współpracy. A mamy o czym rozmawiać. Powinniśmy przyjąć zasadę bilansowania wymiany handlowej. Skoro kupujemy w Rosji nośniki energii, ropę i gaz za wiele miliardów $ to tyle samo powinniśmy móc sprzedawać.

Jest tu wiele do zrobienia, ale to nie tylko wobec Rosji, ale i wszystkich państw, zaczynając od UE. Ochrona własnych rynków, przestrzeni, waluty, pobór podatków i ceł, ochrona dóbr wspólnych narodu, ochrona własnej ziemi, rolnictwa i przemysłu strtegicznego po monopole tam, gdzie to konieczne to podstawa polityki. Konieczne są umowy wszystko sprawiedliwie równoważące. Najpierw jednak trzeba mieć ...politykę.

Przede wszystkim trudno jest precyzyjnie określić czyjeś zamiary. Możemy natomiast skupić się na rezultatach czyichś działań - podkreślił Radosław Sikorski, odpowiadając - na antenie CNN - na pytanie dotyczące polityki prowadzonej przez Władimira Putina.

- W związku z tym powinniśmy pokazać prezydentowi Putinowi, że rosyjska agresja wojskowa nie może przekroczyć granicy obszaru NATO. Po drugie, prezydent Putin musi zrozumieć, że jakiekolwiek dalsza agresja na Ukrainie oznaczać będzie przedłużający się konflikt zbrojny, którego on nie będzie w stanie wygrać - mówił były szef polskiej dyplomacji.

- Po trzecie, powinniśmy unaocznić mu, że czas nie działa na jego korzyść: Ukraina podjęła proces reform, a konflikt na wschodzie Ukrainy to zbyt duży koszt dla Rosji. Dopiero wówczas, gdy rosyjski prezydent to zrozumie, będziemy mogli podjąć rozmowy na temat porozumienia i wycofania się z okupacji terytorium Ukrainy. Najlepiej byłoby, gdyby w tych negocjacjach uczestniczyła Unia Europejska oraz Stany Zjednoczone, i aby rozmowy objęły wszystkie zamrożone konflikty na peryferiach dawnego ZSRR – Naddniestrze, Kaukaz oraz kilka innych regionów - zaznaczył Sikorski na antenie CNN.

Chodzi o zmianę statusu bezpieczeństwa naszego kraju. Rosja nie pozwala takiego statusu zmienić, bo uważa, że Europa Środkowa powinna być taką szarą strefą - mówił o zadaniach, jakie postawił sobie na czas prezydentury Andrzej Duda gość "Faktów po Faktach", Witold Waszczykowski. Były wiceminister spraw zagranicznych stwierdził, że Estonia jako pierwsze miejsce, które odwiedziła głowa państwa jest najlepszym możliwym wyborem.

Poseł Prawa i Sprawiedliwości tłumaczył, że niedzielnej wizyty prezydenta Dudy w Tallinie nie należy rozumieć jako "gestu przeciwko Rosji".

Celem prezydenta jest bezpieczeństwo Polski i stworzenie lobby regionu w ramach NATO i Unii Europejskiej. Europa Środkowa ma w NATO i UE niski status - tłumaczył.

Jego zdaniem wizyta w Estonii i ciągłe podkreślanie zaangażowania Polski w sprawy regionu, co zamierza robić Andrzej Duda, mają "wywierać presję na sojuszników w Europie Zachodniej". - Chodzi o zmianę statusu bezpieczeństwa naszego kraju. Rosja nie pozwala takiego statusu zmienić, bo uważa, że Europa Środkowa powinna być taką szarą strefą - tłumaczył były wiceszef dyplomacji.

- Obawiamy się wojny podprogowej, hybrydowej. Prowokacji, incydentów. Część naszych sojuszników może uznać, że to nie jest casus (dla wykorzystania) art. 5. NATO (o kolektywnej obronie - red.). Wtedy okaże się, że stała obecność wojsk sojuszu będzie tym odstraszaczem, który przekona potencjalnego agresora, że nie warto nawet próbować - mówił dalej Waszczykowski, nawiązując jednoznacznie do postulatu prezydenta Dudy o rozmieszczeniu żołnierzy Paktu Północnoatlantyckiego wzdłuż tzw. wschodniej flanki NATO.

Rosyjski „Kommiersant” opublikował artykuł opisujący działania podejmowane przez prezydenta Andrzeja Dudę w celu wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Zaznaczono, że polskie władze dążą do podjęcia szeroko zakrojonych działań dyplomatycznych, aby przekonać sojuszników z NATO do dalszego zwiększenia obecności Sojuszu w naszym regionie, włącznie z ustanowieniem stałych baz.

Z uwagi na brak porozumienia odnośnie sposobu wzmocnienia wschodniej flanki polskie władze zamierzają prowadzić szeroko zakrojone działania dyplomatyczne w tym zakresie. Autorzy artykułu jako „kluczowy” określili szczyt prezydentów krajów Europy Środkowo-Wschodniej w Bukareszcie, planowany na listopad bieżącego roku. Wspomniano również o inicjatywie adaptacji strategicznej, jaka została już wcześniej przedłożona państwom NATO przez przedstawicieli polskich władz. Jak wiadomo, dokument obejmuje między innymi (bardzo pożądane z punktu widzenia Polski) działania w celu wzmocnienia sił głównych Paktu Północnoatlantyckiego – a nie tylko jednostek natychmiastowego reagowania.

Zwrócono również uwagę, że wdrożone do chwili obecnej środki wzmocnienia (obejmujące np. rozbudowę Sił Odpowiedzi NATO) są w Polsce uznawane za niewystarczające. Jednocześnie cytowany przez „Kommiersant” przedstawiciel kwatery głównej NATO przyznał, że „poczucie zaniepokojenia” polskich władz w związku z działaniami Rosji na Ukrainie jest zrozumiałe.

Zagrożenie ze strony Rosji ma charakter długofalowy i dotyczy nie tylko krajów Europy Środkowo-Wschodniej, ale także innych państw NATO. Ewentualne złamanie integralności terytorialnej krajów Sojuszu (czemu zapobiec mają środki wzmocnienia wschodniej flanki) oznaczałoby bowiem utratę wiarygodności Paktu i koniec istniejącego systemu bezpieczeństwa w Europie. Również konsekwencje gospodarcze mogłyby być trudne do przewidzenia (kraje bałtyckie są w strefie euro). Powoduje to konieczność zabiegania o jak najszersze wzmocnienie zdolności NATO. I to zarówno poprzez ustanowienie obecności w Europie Środkowo-Wschodniej, aby wzmocnić polityczne i wojskowe gwarancje bezpieczeństwa dla naszego regionu, jak i rozbudowę zdolności sił głównych Sojuszu, co jest niezbędne do prowadzenia kolektywnej operacji obronnej na dużą skalę.

Na bazy NATO w Polsce nie zgadzają się Niemcy. To chyba dlatego prezydent Duda, po Tallinie, zamierza odwiedzić Berlin. Co mogłoby nakłonić Niemców do zmiany stanowiska, jakie jeszcze, kolejne polskie ustępstwa na ich rzecz? Przecież jesteśmy dziś niczym więcej niż ich wycieraczką w rozległych kontaktach z Moskwą. Niemieckie „obawy przed eskalacją napięcia w relacjach z Rosją”, których przyczyną miało by być, jakoby, powstanie baz NATO w Polsce, to bajki dla naiwnych.

Bazy NATO w krajach Europy Środkowej oznaczają automatycznie bezpieczeństwo tego regionu i jego upodmiotowienie. A na to, aby Niemcy dobrowolnie zezwolili na silną, suwerenną Polskę – nie ma najmniejszych szans. Trzeba sobie z tego jasno zdawać sprawę.

Czy prezydent Duda okaże się mężem stanu – to zależy wyłącznie od niego. Myślę i mam nadzieję, że jest on realistą i jedzie do Berlina głównie po to, by wysondować nie tyle ewentualność konfliktu (politycznego) – ten wydaje się pewny – ile jego skalę oraz możliwości i pola naszego manewru. Berlin na bazy NATO w Polsce się nie zgodzi, a my podejmując mimo to działania na rzecz naszego bezpieczeństwa (bazy) musimy wiedzieć jakie będą koszty tego konfliktu z Niemcami. Koszty, które musimy ponieść, jeśli chcemy, żeby Polska była bezpieczna.

Bo wprawdzie Berlin na bazy NATO się nie zgodzi, ale nie będzie miał wiele do powiedzenia, jeśli na podstawie umów bilateralnych powstaną w Polsce bazy USA (może też Wielkiej Brytanii). Żeby spełnić ten warunek Polska musi wejść w ścisły, polityczno-wojskowy dwustronny sojusz z tymi krajami, przede wszystkim z USA. Jeśli Stany będą miały wolę zaangażowania się w naszym regionie, przede wszystkim w Polsce (a raczej nie po to przelewali krew w dwóch europejskich wojenkach, żeby teraz oddać Europę towarzyszowi Putinowi), wówczas może okazać się, że i stanowisko Berlina w sprawie baz NATO ulegnie zmianie.

Niezależnie od tego czy Niemcy zmiękną (zawsze potem mogą ponownie stwardnieć, bo organizują się szybko), powinniśmy dążyć do zainstalowania baz/infrastruktury wojskowej USA w Polsce. To znacznie szybsza i pewniejsza gwarancja bezpieczeństwa niż NATO, które z sojuszu wojskowego przekształciło się w niewydolny i szarpany rozbieżnymi interesami związek polityczny.

Trzeba przestać zakłamywać rzeczywistość. To być może ostatni moment na zmianę myślenia o armii. Musimy mieć silną armię ZAWSZE - niezależnie od koniunktury geopolitycznej. Jeżeli nie zbudujemy autentycznie silnej armii i nie zapewnimy jej finansowania w konstytucji, kolejny rozbiór jest tylko kwestią czasu i szkoda wydawać to kieszonkowe, które idzie na armię dzisiaj. I niech skończą z mantrą "nie ma pieniędzy". Odebrać górnikom trzynastki, czternastki, ołówkowe, deputaty węglowe - to są grube miliardy - a przeznaczyć na rozbudowę bezpieczeństwa.

Całe szczęście, że Pentagon również dostrzega niebezpieczeństwo wynikające z imperialnej polityki Rosji: Kreml chce konfrontacji: "Podczas czwartkowej konferencji szef Departamentu Obrony USA Ashton Carter stwierdził, że Kreml nastawiony jest na konfrontację z Waszyngtonem, dlatego siły zbrojne USA oraz innych państw NATO powinny być przygotowane na potencjalną agresję ze strony Rosji. (...) Zdaniem Cartera, nie tylko USA, ale również inne państwa NATO powinny wzmacniać swoje zdolności obronne. - Musimy podjąć działania zmierzające do zapewnienia bezpieczeństwa wschodniej flanki Sojuszu - dodał szef Pentagonu".

Prof. Bogdan Musiał: Kreml, rząd rosyjski, oficjalnie nie świętują tej rocznicy. Jednak jeśli mają się do niej odnieść, to powtarzają tezę sformułowaną osobiście przez Stalina w roku 1948r. Mówi ona, że do paktu musiało dojść, aby uratować Związek Sowiecki przed wciągnięciem w wir wojny w 1939 roku. Dzisiaj wiemy, że to najzwyklejszy przykład stalinowskiej propagandy i kłamstwa. Rosyjscy historycy prokremlowscy także powtarzają taką oficjalna wykładnię. Podsumowując - w Rosji bez zmian, jeszcze od czasów towarzysza Stalina.

A Niemcy jak komentują ten pakt?

W Niemczech raczej rzadko wspomina się o tym pakcie, a jeżeli już, to w kontekście, że był to układ o nieagresji. Środowiska lewackie twierdzą, że nie można o tym dyskutować, bo to pod-waża wyłączną winę nazistów w rozpętaniu wojny. Bagatelizuje się kompletnie, że był to sojusz niemiecko-sowiecki, w sprawach gospodarczych, wojskowych skierowany przeciwko Polsce i jej sojusznikom. Jeszcze inni twierdzą, że to Polska sprowokowała do podpisania tego paktu. Widać, że Niemcy jeszcze nie zrozumieli znaczenia tego faktu. Nie obwiniają się za to, że pakt przewidywał wspólną współpracę Niemiec i Związku Sowieckiego w przyszłej wojnie. Związek Sowiecki dostarczał zboże i ropę naftową do Rzeszy. Natomiast Rzesza dostarczała technologię, broń, dozbrajała Związek. Dla Niemców jest to dzisiaj bardzo niewygodne.

Jakie wnioski dzisiaj powinna wyciągnąć Europa?

Polityka Putina i jego mafii - bo tak nieoficjalnie określani są ci politycy, jest zagrożeniem dla Europy Środkowo-Wschodniej, w szczególności dla krajów bałtyckich, Ukrainy, Gruzji dla stabilności, wolności w Europie. Nie można powiedzieć, że reżim Putina jest wolnościowy, nie ma nic wspólnego z demokracją. Putin chciałby swój model przenieść na te właśnie kraje. Zachód widać jednak, że nie wyciągnął wniosku z historii. Temu zaprzecza polityka Francji, a także polityka Niemiec wobec Kremla. Widać, że Niemcy mają jeszcze bardzo mocny kompleks rosyjski, miotają się od ściany do ściany - od agresywności (napaść na Związek Sowiecki), do uległości wobec Moskwy. Pora więc na konkretne wnioski Zachodu.

źródła: http://wpolityce.pl/polityka/263111-prof-musial-76-lat-po-pakcie-ribbentrop-molotow-niemcy-jeszcze-nie-zrozumieli-jego-znaczenia-nie-obwiniaja-sie-za-to-ze-pakt-przewidywal-wspolprace-niemiec-i-zsrs-w-wojnie-nasz-wywiad

http://wpolityce.pl/polityka/263018-krzysztof-szczerski-przed-wizyta-prezydenta-w-estonii-dopoki-nie-ma-bezpiecznenstwa-w-naszym-regionie-napiecie-dotyczy-calej-europy-nasz-wywiad

1 komentarze:

  1. Miło poczytać wycia Ruszkiewicza i jego sfory na ten artykuł prostujący kacapskie nawoływanie aby Polska była bezbronna, gdy ją Putler zaatakuje; co uskuteczniają na ich NeOnie24.ru. Obiecuję częściej obrabiać teksty Ruszkiewicza pokazując jego manipulacje i działalność szkodzącą Polskiej Racji Stanu. Tak więc Spiritusiku, czekam na kolejne twoje "mundrości" aby poddać je obróbce :)

    OdpowiedzUsuń

.