środa, 3 czerwca 2015

Dlaczego płace w Polsce rosną za wolno?

Przez ostatnie kilkanaście lat płace w Polsce wzrosły o niespełna 15 proc., najsłabiej w Europie Środkowo-Wschodniej. W ciągu ostatnich 3 lat złotówka straciła 16% swojej wartości względem światowych walut, szczególnie względem funta, euro i dolara, o franku nie wspominając bo to inna sprawa. Wynika z tego, że płace Polaków względem innych Europejczyków stoją w miejscu od wielu lat. Za to PKB rośnie najszybciej w regionie, co jest spowodowane właśnie wysoką opłacalnością inwestowania w Polsce, bo jest do dyspozycji tania siła robocza.

Nie ma akcji bez reakcji i nic się nie dzieje bez przyczyny. Polacy! Nigdy nie będziecie dobrze zarabiać i nigdy nie dostaniecie realnej podwyżki dopóki w Polsce będzie utrzymywana obecna polityka gospodarcza. Jeżeli jakieś grupy pracownicze dostaną podwyżkę w złotówkach to polityka NBP będzie rozgrywana na osłabienie złotego żeby polski rynek nie stracił na atrakcyjności w oczach zagranicznych inwestorów. Należało by tutaj zadać pytanie dlaczego? A no dlatego, że Polska nic nie ma własnego oprócz lasów, rzek, jezior i obywateli (jeszcze). Zagraniczni inwestorzy to wszystko co ma polska gospodarka oprócz paru polskich niedobitków.

Obecna sytuacja gospodarcza to strata dla wszystkich ludzi pracy, a zysk dla bogaczy, którzy zarabiają na Polakach krocie i stają się jeszcze bogatsi, Polacy! W Polsce wszystko już jest tak drogie, że drożyzna zaczyna przeganiać kraje zachodniej Europy. Jestesmy wyzyskiwani na maxa, jestesmy wyrobnikami Europy - pracujemy za 1/5 tego co płacą za tą samą pracę na Zachodzie. Ludzie w Estoni zarabiają prawie 2 razy więcej. W bankrutującej Grecji zarabiają 2-3 razy więcej niż my Polacy we własnym Kraju...

---------------------------------------------------------

Czy płace w Polsce rosną za wolno?
Marek Muszyński
01.06.2015 22:20 , ostatnia aktualizacja 03.06.2015 08:59

Czy płace w Polsce rosną za wolno?



Przez ostatnie kilkanaście lat płace w Polsce wzrosły o niespełna 15 proc., najsłabiej w Europie Środkowo-Wschodniej. Czy zarabiamy za mało?

Według danych OECD w latach 2000-2013 pensje w Polsce wzrosły o 14,7 proc. Dane te uwzględniają już wpływ inflacji (wielkości są podane w walutach narodowych w cenach stałych). Gdy porównać je z innymi krajami regionu, okazuje się, że ten wzrost jest bardzo skromny. Najlepszy wynik w tym okresie osiągnęła Estonia (71,6 proc.). Dobrze radzili sobie Czesi (39,9 proc.), Słowacy (36,4 proc.) czy Węgrzy (28,5 proc.). Skąd zatem taka dysproporcja?
– Kilkanaście lat temu nasza gospodarka, w porównaniu z krajami Europy Środkowo-Wschodniej, charakteryzowała się wysokim udziałem funduszu płac w PKB. Teraz te różnice uległy pewnemu zatarciu. Po przeliczeniu na dolary z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej, przeciętne wynagrodzenie w Polsce było 15 lat temu o 36 proc. wyższe niż w Czechach oraz 21 proc. większe niż na Węgrzech – i to pomimo tego, że PKB na osobę było w Polsce o 30 proc. niższe niż w Czechach oraz 18 proc. niższe niż na Węgrzech – zwraca uwagę Łukasz Kozłowski, ekonomista Pracodawców RP.



  • Źródło: OECD
    Wysokość płac w Polsce nie odbiega zatem od innych krajów po transformacji. Przeciętne wynagrodzenie jest nawet wyższe w porównaniu z niektórymi z nich.
    – Nawet teraz, jak wynika z danych OECD, średnia płaca utrzymuje się u nas na wyższym poziomie niż w Czechach, choć wciąż są one krajem znacznie zamożniejszym od Polski. Poprzez ograniczenie dynamiki wzrostu płac polska gospodarka poprawiała więc swoją nie najlepszą pozycję konkurencyjną względem państw regionu – dodaje.
    Faktem jest, że wzrost płac w tym 15-letnim okresie nie był jednolity.
    – W latach 2000-2006 płace w cenach stałych w Polsce zwiększyły się jedynie o 1,3 proc., podczas gdy np. w Estonii w tym czasie wzrosły one o 49,1 proc., w Czechach o 35,2 proc., na Węgrzech o 37,1 proc. Tak niski wzrost płac wynikał przede wszystkim ze spowolnienia aktywności gospodarczej i wysokiego, dwucyfrowego bezrobocia, które skutecznie hamowało żądania płacowe – wyjaśnia Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku.
    – W kolejnych latach nasze dochody zaczęły już jednak rosnąć bardzo szybko. W latach 2007-2013 zwiększyły się one o 11 proc. i po Norwegii (11,6 proc.) była to najwyższa dynamika wzrostu płac w cenach stałych na tle pozostałych krajów OECD – dodaje.

    Źródło: OECD
    Niższe płace, więcej pracy
    Zdaniem ekonomisty odreagowanie wzrostu płac wynikało z dynamicznej poprawy sytuacji na rynku pracy. – W latach 2007-2013 liczba pracujących w Polsce wzrosła o 6,7 proc., czyli o blisko 1 mln. Był to jeden z najlepszych wyników w Europie. Podobny sukces udało się osiągnąć jedynie w Austrii (+7,3 proc.), w Niemczech (+6,3 proc.) oraz w Belgii i Szwecji (+6,2 proc.). Dla porównania liczba pracujących w Estonii spadła o 4,7 proc., a w Czechach wzrosła o 1,2 proc. – wskazuje Wojciechowski.
    – Nie mam wątpliwości, że gdyby płace w Polsce rosły szybciej, to nie osiągnęlibyśmy tak znaczącej poprawy sytuacji na rynku pracy - podkreśla.
    Źródło: OECD


  • Oczekuje on, że to nie koniec poprawy na rynku pracy, ale nie oznacza to, że rośnie liczba zatrudnionych na umowę na czas nieokreślony.
    Popytowi na pracę na pewno sprzyja ożywienie popytu krajowego, ale także upowszechnienie elastycznych form zatrudnienia i obniżenie pozapłacowych kosztów pracy sprzed 8 lat (obniżenie składki rentowej o 7 pkt proc. w latach 2007-2008, w 2012 podwyżka o 2 pkt proc. – red.). W 2014 r. praktycznie cały przyrost liczby pracujących wynikał ze wzrostu zatrudnienia na umowach czasowych. Bez przesady można ocenić, że tak dynamicznej poprawy sytuacji na rynku pracy w Polsce, przy relatywnie umiarkowanym tempie wzrostu gospodarczego i bez napięć płacowych, nie było od początku transformacji – podkreśla Wojciechowski.
    Skoro wcześniej wzrost płac został zahamowany przez wysokie bezrobocie, to może właśnie elastyczne formy pracy doprowadziły do wzrostów po 2007 roku? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Pewne jest, że do wzrostu płac konieczny jest wzrost konkurencyjności, który przekłada się na wydajność pracowników, a tą z kolei pracodawcy mogą przełożyć na wynagrodzenia. 

    Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, czy płace w Polsce rosły zbyt wolno. Gdyby tempo tego wzrostu było istotnie szybsze, mogłoby się w pewnym momencie okazać, że nie jesteśmy w stanie konkurować nawet z takimi krajami, jak Czechy czy Węgry. Z drugiej strony nie należy upatrywać przewag konkurencyjnych jedynie w niskich kosztach. Gdyby naszym przedsiębiorstwom udało się wspiąć wyżej w globalnym łańcuchu kreacji wartości, moglibyśmy pozwolić sobie na podniesienie wynagrodzeń bez obaw o utratę konkurencyjności – mówi Kozłowski.
    Konkurencyjność jednak trudno ocenić. Według World Economic Forum wskaźnik konkurencyjności dla polskiej gospodarki nie ma stałego trendu, ulegając wahaniom. W latach 2006-2015 osiągnął on minimum w latach 2007-2008, po to by osiągnąć najwyższą wartość w latach 2010-2011.
    Przeciętnie to nie dla każdego tak samo
    Pisząc o wzroście płac mamy zawsze na myśli wzrost przeciętnego wynagrodzenia. Nie oznacza to jednak wzrostu zarobków dla wszystkich. Dość powiedzieć, że średnia płaca jest nieosiągalna dla 2/3 zatrudnionych. Co ciekawe jednak szybkim tempem wzrostu w Polsce charakteryzuje się płaca minimalna. Od 2003 roku wzrosła ponaddwukrotnie – z 800 do 1750 zł brutto. Daje to 44 proc. średniej płacy podczas gdy w Estonii czy Czechach jest to 32-34 proc. Co więcej rosła ona w ostatnich latach znacznie szybciej niż w krajach regionu. Przy tym rozwarstwienie płac w Polsce od 2006 roku systematycznie, choć bardzo powoli spada. Według ostatnich danych za 2013 rok współczynnik Giniego wyniósł 30,7, co stawia Polskę nieco powyżej unijnej średniej (30,5).
    Czy zatem płace rosną za wolno? To zależy kogo się zapyta.
    źródło:
    http://m.forbes.pl/place-w-polsce-rosna-najwolniej-w-regionie-wg-danych-oecd,artykuly,195330,1,1.html

    0 komentarze:

    Prześlij komentarz

    .