Amerykańskie opiniotwórcze czasopismo "Foreign Affairs" opublikowało artykuł Johna J. Mearsheimera pt. "Why the Ukraine Crisis Is the West’s Fault", czyli "Dlaczego kryzys ukraiński jest winą Zachodu" - źródło: http://www.foreignaffairs.com/articles/141769/john-j-mearsheimer/why-the-ukraine-crisis-is-the-wests-fault
Foreign Affairs – to amerykański dwumiesięcznik publikowany od września 1922 przez Radę Stosunków Międzynarodowych (Council on Foreign Relations, CFR) utworzoną w Nowym Jorku w 1921 roku. Celem wydawnictwa jest upowszechnianie zagadnień z dziedziny polityki zagranicznej oraz określenie miejsca Ameryki w świecie - czytamy w Wikipedii. Obecnie nakład czasopisma wynosi ok. 200 tys. egzemplarzy. /źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Foreign_Affairs
Autor artykułu kwestionuje pogląd, że kryzys na Ukrainie to skutek rosyjskiej agresji na ten kraj, a Władimir Putin zajął Krym, nie mogąc pogodzić się z upadkiem sowieckiego imperium. Według niego odpowiedzialność za kryzys na Ukrainie ponoszą Stany Zjednoczone i ich europejscy sojusznicy, dlatego, że rozszerzanie NATO dotąd odbywało się bez uwzględnienia rosyjskich interesów i ambicji geopolitycznych. Do tego Rosjan coraz bardziej niepokoiła rosnąca w siłę Wspólnota Europejska.
Według Mearsheimera obalenie prezydenta Wiktora Janukowycza w lutym 2014, przeniesienie Ukrainy w strefę wpływu Zachodu oraz działania promujące demokrację na Ukrainie - począwszy od pomarańczowej rewolucji w 2004 roku - są elementami, które mogły zaniepokoić Moskwę.
Już od połowy lat 90. rosyjscy przywódcy stanowczo sprzeciwiali się rozszerzeniu NATO i zbliżaniu Sojuszu do granic FR. Już podczas kryzysu gruzińskiego dali Zachodowi jasno do zrozumienia, że nie będą patrzeć bezczynie, jak zabiera się im ich strefy wpływów. Szalę goryczy przelało "nielegalne obalenie demokratycznie wybranego prezydenta Ukrainy". Putin nazwał to wprost "zamachem stanu".
Autor zauważa, że Zachód aktywnie wspierał siły, które odsuwały Kijów od Moskwy. Chodzi głównie o przenoszenie zachodnich wartości i promowanie demokracji. Powtarza też niepotwierdzoną tezę, że Stany Zjednoczone zainwestowały ponad 5 miliardów dolarów od 1991 roku, aby pomóc Ukrainie osiągnąć "przyszłość, na jaką zasługuje."
Trzy rzeczy niepokoiły Putina najbardziej: rozszerzanie NATO, rozszerzenia UE i promowanie demokracji.
W listopadzie 2013, kiedy Janukowycz odrzucił główną ofertę gospodarczą UE i zgodził się na 15 mld dolarów konkurencyjnej oferty Rosjan - Putin poczuł się zwycięzcą. Jak pamiętamy ta decyzja doprowadziła do antyrządowych demonstracji, które przybrały na sile w ciągu następnych trzech miesięcy. Janukowycz uciekł do Rosji, a w Kijowie powstał nowy, prozachodni rząd.
Tego Putin nie mógł zdzierżyć. Trudno dziwić się Putinowi, ponieważ z jego punktu widzenia Zachód zagroził rosyjskim interesom strategicznym.
Elitom politycznym Europy i Stanów Zjednoczonych nie jest łatwo zrozumieć odmienny sposób myślenia Rosjan, dla których realpolitik jest wciąż aktualna.
Świat Zachodu uważa na przykład,że przyszłość Europy może być oparta całkowicie na zasadach praworządności, współzależności gospodarczej i demokracji. Tymczasem Rosja woli mówić o strefach wpływu i zagrożeniach dla jej interesów.
NATO to sujusz obronny i Moskwa powinna zrozumieć, że NATO nie ma żadnych złych zamiarów wobec niej. Waszyngtonowi nie podoba się polityka Moskwy, głosząca, że NATO zagraża Rosji. Jednak nie robi nic aby Rosjan do tego przekonać - głosi artykuł w Foreign Affairs.
W konsekwencji autor nawołuje do zmiany polityki amerykańskiej. Przekonuje, że Ukraina jest zbyt mocno uzależniona od Rosji: gospodarczo, ekonomicznie i kulturowo. Zachód wraz z Rosją powinny przyznać Ukrainie taką suwerenność, która będzie niezależna zarówno od rosyjskiego, jak i zachodniego obozu.
Stany Zjednoczone i ich sojusznicy powinni następnie publicznie wykluczyć dalszą ekspansję NATO i obiecać Rosji, że Gruzjia, Ukraina oraz inne państwa do Sojuszu nie zostaną przyjęte. Zachód powinien też znacznie ograniczyć swoje działania na rzecz przemian demokratycznych i ustrojowych wewnątrz Ukrainy. Autor głosi tezę, że Zachód powinien zaprzestać poparcia dla "pomarańczowych rewolucji" i dążeń niepodległościowych, zwłaszcza jeśli są to państwa znajdujące się w orbicie zainteresowań Kremla. Oprócz tego USA i kraje UE powinni zażądać od Ukrainy poszanowania praw swoich rosyjskojęzycznych obywateli.
Johna J. Mearsheimer nawołuje do zmany polityki amerykańskiej wobec Rosji. Pisze, że Stany Zjednoczone i ich europejscy sojusznicy stoją teraz przed wyborem. Mogą kontynuować obecną politykę, która będzie jednak nadal drażnić Kreml i prowadzić do zwiększenia jej obecności militarnej na Ukrainie, ale jest to rozwiązanie, w którym każdy straci. Mogą też zmienić strategię, stworzyć dobrze zarządzaną, ale neutralną Ukrainę, który nie zagraża Rosji i pomaga Zachodowi naprawić stosunki z Moskwą. Przekonuje, że jest to sposób aby każda ze stron zaangażowanych w kryzys ukraiński wyszła z twarzą, a nawet była wygraną.
Obszerne omówienie artykułu Johna J. Mearsheimera z "Foreign Affairs" pt. "Why the Ukraine Crisis Is the West’s Fault" znajduje się tutaj: http://wiadomosci.onet.pl/swiat/foreign-affairs-winni-kryzysu-na-ukrainie-sa-zachod-i-nato/ktl31
Nietrudno zauważyć, że John J. Mearsheimer powtarza tezy rosyjskich przywódców, co sprawia, że jego artykuł wygląda jak pisany na zamówienie Putina. Czy jest to artykuł sponsorowany - trudno jest jednoznacznie rozstrzygnąć, jednak warto zauważyć choćby taki aspekt, że jeżeli taki tekst ukazuje się w amerykańskim opiniotwórczym wydawnictwie, to oznaczać może, że w Waszyngtonie trwają przygotowania do zmiany kursu. Amerykanie mogą chcieć dogać się z Rosjanami, zwłaszcza w obliczu wojny z Państwem Islamskim (ISIS)
Ameryka jest wolnym krajem i można tam swobodnie dyskutować, nawet wchodząc w skórę Putina i powtarzając tezy rosyjskiej propagandy. Nie przywiązywałbym jednak wielkiej wagi do tego artykulu, ale myślę, że warto było by się ustosunkować do głoszonych tam pogądów, które są próbą usprawiedliwienia a nawet nieuprawnioną gloryfikacją imperialnej i faszystowskiej polityki Rosji.
Takiej polityce należy się zdecydowanie przeciwstawić, gdyż jest to oddanie pola przeciwnikowi. Ba wrogowi, który ma za nic zachodnie ideały i standardy cywilizowanego świata. Ten rosyjski niedźwiedź jest coraz słabszy i w naszym interesie leży dalsze osłabienie go. Próby zrozumienia i dogadania się z nim są całkowitym niezrozumieniem rzeczywistości i sytuacji geopolitycznej współczesnego świata.
Co więcej - są zachęcaniem bandyty do dalszej agresji, bo ten takie próby odczyta jako naszą słabość. I zachęci go do kolejnych agresywnych kroków.
Co do sankcji wobec Kremla, to - uważam - należy się zdecydować na głębsze restrykcje ze strony UE, USA i reszty wolnego swiata, żeby ten dziwny twór zwany Rosją się rozsypał. Jak najszybciej. Jedyny problem to, że Rosja posiada broń atomową i zachodzi obawa jej użycia przez Putina, którego zranione ambicje mogły by popchnąć do niekontroloanych zachowań. Oraz jest też niepewność w czyje ręce wpadnie broń jądrowa po upadku Rosji. Najlepszym wyjściem były by więc działania w kierunku odsunięcia nieobliczalnego dyktatora od władzy i wsparcie przemian demokratycznych w tym państwie.
Zmiana kursu "wolnego świata" wobec Rosji, do której nawołuje John J. Mearsheimer to by było samobójstwo.
Ścierają się bowiem dwie koncepcje cywilizacyjne (cywilizacja łacińska z turańską) i dwa porządki geopolityczne (porządek jałtański z dominacją silniejszych nad słabszymi i strefami wpływów z koncepcją równego traktowania wszystkich i prawem każdego narodu do samostanowienia, suwerenności i wyboru własnej drogi rozwoju, systemu bezpieczeństwa, w tym zawarcia dowolnego sojuszu obronnego), które mogą przesądzić o podziałach i zniewoleniu na dziesięciolecia kolejnych krajów, a nasz region uczynić teatrem przepychanek a nawet wojny. Polacy pamiętają doskonale, co oznaczało życie pod ruskim butem, który nie tylko miał wymiar komunizmu ale i rosyjskiego imperializmu.
Dlatego nie wolno nikomu odmawiać prawa do niezależności od Rosji, zwłaszcza jeżeli jest to Rosja nastawiona roszczeniowo i agresywnie wobec państw z którymi sąsiaduje, w tym Polski.
Więc pogodzenie się z zawłaszczeniem Krymu przez Rosję oraz rozpętaniem przez nią wojny na wschodzie Ukrainy nie może mieć miejsca. Tak długo jak Rosjanie nie wyrzekną się siły w stosunkach międzynarodowych, tak długo jak nie oddadzą nieprawnie zawłaszczonego Krymu i nie wycofają swoich wojsk inwazyjnych z Donbasu - rozmowy o pokoju z Rosją nie mają sensu, a próby zrozumienia imperialnej polityki Kremla będą próbą jej usprawiediwienia i zachętą dla dalszych zdobyczy terytorialnych w imię "Wiekiej Rosji" i jej "niezwyciężonego cara".
Na wschodzie Ukrainy Ukraińcy to nadal większość a ci "niewdzięczni" zamiast witać wódką i zakąską rosyjskich wyzwolicieli donoszą "juncie" o tym co kacapy wyprawiają na okupowanych terenach. W takiej sytuacji Rosjanie muszą się z nimi rozprawić i to się dzieje cały czas. A w jaki sposób Krym stał się w większości zamieszkany przez Rosjan? Tatarów częściowo wymordowano, częściowo wywieziono i tak Krym okazał się kolejną kolebką kultury rosyjskiej :-(
OdpowiedzUsuń