poniedziałek, 22 września 2014

CCCP 2.0

СССР 2.0
Ukraina jako fragment strategii geopolitycznej Rosji

„Trzeba wreszcie przestać się łudzić, że druga wojna światowa była ostatnim dużym konfliktem zbrojnym w Europie. Nie ma wątpliwości, że Putin przygotowuje się do otwartej napaści na Ukrainę. Jednak myślę, że wiążąca decyzja jeszcze nie zapadła. Według mojej oceny nie jest wykluczone, że zapadnie w ostatniej chwili. Być może za parę godzin, a być może za kilka dni lub tygodni”.

Z dr Dominikiem Smyrgałą, analitykiem, ekspertem ds. bezpieczeństwa energetycznego, pracownikiem Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Zrównoważonego Rozwoju rozmawia Roman Mańka, dziennikarz portalu A4. Rozmowa zatytułowana „Pokój nie jest dany raz na zawsze” została opublikowana w środę, 27 sierpnia, na portalu kurier galicyjski.com.

Rosyjskie działania będą skierowane jedynie wobec Ukrainy czy chodzi o szerszy obszar, strategiczny z punktu widzenia imperialnych aspiracji Moskwy?

Istnieje wiele motywów. Stawka poczynań Kremla jest bardzo wysoka. Najważniejsze przesłanki, które determinują postępowanie władz Rosji, to przyszłość państwa oraz przyszłość Putina, ale najistotniejsza wydaje się strategia państwa rosyjskiego realizowana w okresie prezydentury, jak również premierostwa Władimira Putina.

Na czym polega obecna strategia państwa rosyjskiego?
Putin nigdy nie ukrywał, że kluczowym jego zamiarem jest odbudowa Związku Radzieckiego; to strategiczny cel dzisiejszej Rosji.

Czyżby Putin dążył do rewitalizacji komunizmu?
Diagnoza aspiracji oraz planów Rosji nie dotyczy warstwy ideologicznej czy światopoglądowej, lecz geopolitycznej. Moskwa nie jest skłonna powracać do przeszłości w wymiarze odbudowy komunizmu, pod znakiem sierpa i młota. Cel jest inny: chodzi o rekonstrukcję dawnego ZSRR, na tyle, na ile to w aktualnych warunkach będzie możliwe, czyli wskrzeszenie państwa imperialnego i jego strefy wpływów.

Do tego potrzebny jest jednak jakiś zbiór dogmatów…
Putin stara się dokonać syntezy tradycji oraz idei pochodzących z różnych okresów Rosji. Rzuca się w oczy wymieszanie, a także połączenie elementów rosyjskich z radzieckimi. Cechą, która jest szczególnie uwypuklana, jest mocarstwowość. Zwróćmy uwagę na tło historyczne: dokąd sięga geneza Związku Radzieckiego? Państwo to wyrosło na kanwie pierwszej wojny światowej. Rewolucjakomunistyczna wzięła się między innymi stąd, iż w społeczeństwie rosyjskim istniało duże niezadowolenie oraz frustracja z powodu zniszczeń i zubożeń kraju powstałych w toku pierwszej wojny światowej. Biała Rosja została prawie całkowicie zniszczona, choć część aparatu administracyjnego przeniknęła później do struktur komunistycznego państwa. Putin jako dziecko rewolucji komunistycznej (oficer KGB) jest jednocześnie jej apologetą, ale co ciekawe, gloryfikuje również okresy przedrewolucyjne; odrzuca wszystko to, co symbolizuje słabą Rosję, a przejmuje wartości i aksjomaty odnoszące się do Rosji imperialnej. Ta polityka wydaje się niespójna, gdy postrzegamy ją przez pryzmat aspektu ideologicznego, jednakowoż w wymiarze budowy mocarstwowości jest ona jak najbardziej kompatybilna. Synteza różnych imperialnych okresów rosyjskiej historii służy uzasadnianiu ekspansji. Z punktu widzenia idei jest to albo zwyczajny cyniczny nihilizm, albo jednak typowa dla komunistów dialektyka tezy i antytezy w celu wypracowania nowej wartości.

Rosja posiada dwa i pół atrybutu mocarstwowości: infrastrukturę nuklearną, służby specjalne i dyplomację, jak również surowce, które są na wyczerpaniu. To stanowczo za mało, aby dyktować w świecie warunki gry geopolitycznej.

A więc kryzys ukraiński jest fragmentem szerszej strategii geopolitycznej Rosji, a co za tym idzie, nie wynika jedynie z bieżącej sytuacji związanej z aspiracjami Kijowa w kontekście przystąpienia do Unii Europejskiej?
Bądźmy precyzyjni i nazywajmy rzeczy po imieniu: na Ukrainie mamy do czynienia z wojną, a nie z kryzysem; słowo kryzys nie oddaje wiernie rzeczywistości: to jest wojna (!), na dodatek dość regularna, prowadzona przez oddziały tak zwanych „prorosyjskich separatystów”, czyli w rzeczywistości siły specjalne Rosji, które są w sposób dyskretny wspierane przez elementy profesjonalnej armii Federacji Rosyjskiej. Rosji bardzo zależy, aby w międzynarodowym dyskursie publicznym używana była eufemistyczna retoryka; aby mówiono o kryzysie bądź interwencji, ale nie o wojnie. Nie bez znaczenia jest kontekst historyczny: jedyną wojnę, którą Związek Radziecki oficjalnie wypowiedział, była operacja wojskowa przeciwko Japonii w 1945 r., pozostałym działaniom wojennym w rosyjskiej narracji nadawano status interwencji w obronie rosyjskojęzycznej ludności lub, co jest już szczytem hipokryzji, akcji pokojowych. Rosja bardzo nie lubi słowa „wojna” i na wszystkie możliwe sposoby unika tego terminu.

Dlaczego Moskwa postawiła na scenariusz ekspansywny?
Wbrew pozorom agresja Rosji wobec Ukrainy ma charakter defensywny. Elementem odbudowy Związku Sowieckiego miało być stworzenie Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. To jest strategiczny projekt Rosji, który bez Ukrainy nie może się udać, zaś cała koncepcja stałaby się wówczas mocno okrojonym karłem. Sedno całej sytuacji polega na tym, że Ukraina powiedziała planom powołania takiej organizacji: nie, obierając kurs prozachodni i proeuropejski. To bardzo skomplikowało rachuby Putinowi. Dlatego Rosja wybrała starą znaną formułę, która mówi, że najlepszą obroną jest atak. Poza tym istotnym elementem podjętych działań wydaje się również obrona wizerunku Putina, który pozuje na wielkiego prezydenta, jednak utrata wpływów na Ukrainie mogła podkopać podwaliny jego politycznej pozycji.

A czy nie jest tak, że dzięki operacji w Ukrainie Putin stał się carem?
Trochę oczywiście tak. Pytanie, na jak silnych podwalinach ufundowany jest jego aktualny status. Putin podjął ogromne ryzyko; jeżeli wygra wojnę z Ukrainą, to faktycznie będzie carem, ale jeśli przegra, to będzie to dla niego początek końca.

Pana zdaniem wygra czy przegra?
Wiele będzie zależało od czynników międzynarodowych. Ale biorąc pod uwagę głębszy sens, taki powiedziałbym nawet metapolityczny, Putin już wojnę z Ukrainą przegrał; Ukraina jest na wiele lat dla Rosji nie do odzyskania kulturowo. W obszarze wpływów cywilizacyjnych Ukraina wyraźnie powiedziała Rosji: nie, i z każdym kolejnym zabitym ukraińskim żołnierzem czy wraz z następnymi zestrzelonymi samolotami, niechęć Ukrainy wobec Rosji się petryfikuje.

Ukrainie niełatwo będzie zapobiegać ekspansji kulturowej Rosji w przypadku, kiedy utraci własną państwowość.
Antagonizm Ukraińców wobec Rosji jest bardzo głęboki. Paradoksalnie agresja zbrojna ze strony Rosji integruje Ukraińców, a także porządkuje tożsamościowo. Moim zdaniem niechęć ukraińskiego społeczeństwa wobec Rosji będzie się nasilać, nawet w przypadku utraty terytorium oraz pozbawienia Ukrainy, przez Rosję, państwowości. Najlepszym dowodem na determinację narodu ukraińskiego jest poziom poparcia społecznego, jakie w wyborach prezydenckich otrzymał Petro Poroszenko. Dostał mandat, o którym większość polityków europejskich czy w ogóle światowych, może pomarzyć.

Cały czas mówimy o aspekcie moralnym, o swego rodzaju rządzie dusz, ale przecież w tej wojnie najbardziej przekonujące będzie zwycięstwo realne, a to z kolei zależy w dużej mierze od wymiaru militarnego.
Jeżeli zachód zdecyduje się na wprowadzenie poważnych sankcji i wesprze Ukrainę militarnie, Rosja nie ma szans wygrać tej wojny. Alternatywnym scenariuszem rozwoju sytuacji jest znany z historii wariant monachijski, który pamiętamy z okresu poprzedzającego bezpośrednio najazd Niemiec na Polskę i wybuch drugiej wojny światowej, czyli sukcesywne odkrawanie przez Rosję, niczym z salami, kolejnych obszarów w ramach przestrzeni, którą kraj ten, w dużej mierze uzurpatorsko, uważa za własną strefę wpływów, nazywając ją deprecjonująco „bliską zagranicą”. O to się obawiam.

Sankcje pokazały, że zachód nie jest zdecydowany.
One od początku wcale nie były złe, tyle tylko że są stopniowane. Gdy Europa uzna, że należy zaostrzyć stanowisko wobec Rosji, nad Wołgą pojawią się poważne reperkusje gospodarcze, tymczasem to może być dokuczliwy efekt mocarstwowych aspiracji Putina.

Wspomniał Pan o skali poparcia, które uzyskał prezydent Poroszenko. Ono wynika z jego autorytetu oraz realnej popularności czy bardziej z koniunktury politycznej, którą tworzy atmosfera wojny?
Nawet rozważając ten drugi element, poparcie, jakie zdobył Poroszenko, było wysoce ponadstandardowe. Ukraińcy zagłosowali na niego, aby powiedzieć Rosji zdecydowane „nie”. To był kluczowy bodziec. 20 procent wyborców ukraińskich miało utrudniony dostęp do lokali wyborczych, w wielu miejscach głosowanie odbywało się pod lufą rosyjskich czołgów, i proszę zobaczyć, a mimo to Poroszenko zdobył 54,7 procent głosów, dystansując rywali. Ukraińcy gremialnie poszli do urn wyborczych, aby postawić tamę dla działań Rosji. Mieszkańcy Krymu i wschodniej Ukrainy nie mogli swobodnie wyrazić swoich preferencji. W tej sytuacji 70 procent frekwencji wyborczej to właściwie prawie 90 procent. Ale co bardzo ciekawe, mimo to Poroszenko wygrał na zachodzie i na wschodzie. Wygrał wszędzie!

Czy dotkliwa porażka Juli Tymoszenko, rywalki Poroszenki, wzięła się stąd, że była ona postrzegana jako człowiek Rosji na Ukrainie?
Tymoszenko była w dużo większym stopniu politykiem Moskwy niż Janukowycz.
Wyszła z więzienia dokładnie w tym samym momencie, kiedy Janukowycz uciekł z Ukrainy. Zastanawiałem się wówczas, czy Rosja nie postawiła właśnie na nią w kulminacyjnym punkcie ukraińskiej rewolucji? Nazywam to dorabianiem lidera do protestu. Mechanizm jest dobrze znany. Podczas buntu więźniów w Stanach Zjednoczonych służby specjalne USA właśnie w ten sposób wykreowały lidera, aby przejąć kontrolę nad protestem; piszę o tym w swojej najnowszej książce pt. „Moment krytyczny”. Czy Rosjanie wobec Ukrainy zastosowali podobną operację?
Powtórzę jeszcze raz: Tymoszenko była człowiekiem Moskwy. Kulisy podpisywania umów gazowych z Gazpromem dają wyraźne przesłanki do tego typu rozumowania.

Na kogo w tej chwili Rosja może postawić w Ukrainie?
Rosjanie raczej będą grali na rozbicie, na swego rodzaju dywersyfikację własnych wpływów politycznych. Mogą to skutecznie robić, bo agentura wpływu służąca Moskwie jest na Ukrainie duża. Celem Rosji jest destabilizacja sytuacji na Ukrainie oraz sianie zamętu. Przez pewien czas uzyskanie przełożenia nieagenturalnego jest niemożliwe.

Rosja forsuje model regionalizacji Ukrainy.
Chodzi o to, aby te obszary Ukrainy, w których zamieszkuje ludność rosyjskojęzyczna, posiadały wyższy status autonomii, a zatem siłą rzeczy osłabiały integralność państwa ukraińskiego, czyli, przekładając to na jeszcze inny język, de facto ciążyły w stronę Rosji. Po ostatnich wyczynach tak zwanych rosyjskich separatystów − mówię „tak zwanych”, gdyż w rzeczywistości są to siły specjalne Rosji − będzie to trudne. Zastrzegam, że nie znam sytuacji społecznej na terenach objętych wojną. Nie wykluczone, że tam wygląda to inaczej i być może Rosjanie mają wsparcie miejscowej ludności, chociaż nie sądzę.

Rosji poprzez akcję na Ukrainie udało się zakwestionować sens Wspólnoty Europejskiej?
Przykład Ukrainy pokazuje, jak są różne indywidualne interesy poszczególnych państwa działających w ramach Unii Europejskiej:Niemcy nie grają w jednej drużynie z pozostałymi krajami Europy; Wielka Brytania i Francja zresztą również nie. A tak naprawdę, to czy istnieje jakaś drużyna? Rosji udało się zakwestionować wymiar polityczny, w którym faktycznie Unia kuleje, bo aspekt gospodarczy może być sensowny, tylko trzeba umieć wszystko to sensownie poukładać. Jednak Wspólnota Europejska próbuje w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej wykazywać jakąś tożsamość.

Wychodzi to raczej dość przeciętnie.
Europa nie jest samodzielnym aktorem, górę biorą interesy poszczególnych państw. Ponadto Rosja usiłuje grać na wyższość kulturową. W rosyjskiej prasie co rusz pojawiają się pogardliwe publikacje na temat Europy, w których Stary Kontynent, a precyzyjniej rzecz ujmując, jego zachodnią część, określa się na przykład mianem „gejropy”, akcentując fakt, że Unii Europejskiej łatwo przychodzi wypracowywanie jednolitych stanowisk w sferze mniejszości seksualnych lub innych ekstremów, natomiast gdy przychodzi do formułowania twardych stanowisk politycznych, pojawiają się problemy. Ale to też jest pewne uproszczenie, bo gdy popatrzymy na ostatnie sankcje, okazuje się, że Europa uczy się jednoznacznego postępowania również w warstwie politycznej.

Zastanawiam się, to oczywiście myśl przewrotna, czy siła Rosji nie wynika z kulturowej i moralnej słabości Europy? Stary kontynent przeżywa poważny aksjologiczny kryzys, którego funkcją są, moim zdaniem, inne kryzysy: ekonomiczne, demograficzne, etc.
Rosja forsuje właśnie taki punkt widzenia, próbując uwypuklić rzekomą własną kulturową przewagę nad Europą. Kultura jest narzędziem rosyjskiej polityki zagranicznej, o czym mówi się w publikacjach naukowych co najmniej od lat 80. Stąd w moim odczuciu dobrze się stało, że nie będzie roku kultury rosyjskiej w Polsce. Trzeba przyznać: Rosjanie są mistrzami w rozgrywaniu kultury, przychodzi im to dość łatwo, bo faktycznie mają kulturę na wysokim poziomie, ale jest ona instrumentalizowana politycznie. Fakt, że rosyjską kulturę w tak potężny sposób wspiera państwo, jest bardzo wymowny: to jest narzędzie polityczne. Natomiast jeżeli chodzi o wyższość kultury rosyjskiej nad europejską, opowiem pewną ciekawostkę: moim zdaniem ostatnie rozstrzygnięcie Eurowizji było Rosji bardzo na rękę, gdyż zmaterializowało właśnie ten problem, jednocześnie uwypuklając kulturowy kontrast pomiędzy Rosją a zachodnią częścią Starego Kontynentu. Rosjanom mogło zależeć właśnie na takim rozstrzygnięciu (żeby zwyciężyła osoba nawiązująca do transseksualizmu, drag queen, czyli austriacki wokalista o pseudonimie Conchita Wurst, w rzeczywistości noszący nazwisko Thomas Neuwirth). W opozycji do modelu kulturowego personifikowanego przez Conchitę Wurst podczas finału Eurowizji znalazła się zdrowa słowiańska kultura w postaci Donatana, który w wielu sprawach mówi językiem Kremla; zresztą bardzo długo w Rosji mieszkał. Żeby było jeszcze ciekawej, istnieje wiele sygnałów, jakoby Conchita Wurst bardzo dużo głosów otrzymała z terenu Federacji Rosyjskiej.

Wietrzy Pan w spisek?
Nie ma co w to wchodzić. Nawet jeżeli mieliśmy do czynienia ze spiskiem, na co nie mam pewnych dowodów, mówi się trudno: jest wojna, a w czasie jej trwania wiele chwytów jest dozwolonych.
To wszystko wpisuje się w „Zderzenie cywilizacji” Samuela Huntingtona. W jego opinii światem miały targać nie konflikty paradygmatów politycznych, lecz właśnie animozje o charakterze ideologicznym, światopoglądowym i kulturowym. Sęk w tym, że Rosja nie posiada przewagi kulturowej nad Europą. Oczywiście rosyjska kultura jest „podkręcona”, ma bardzo wiele do zaoferowania, wspaniałe tradycje, na przełomie XIX i XX wieku była kulturą o zasięgu globalnym, państwo w nią inwestuje gigantyczne pieniądze, ale nie dajmy się zwieść: państwo rosyjskie, zwłaszcza w wersji forsowanej przez Putina, a więc imperialnej kontynentalnej potęgi, nie stanowi wzorca dla nikogo; nikt w Europie nie śpieszy do naśladowania rosyjskich modeli kulturowych, jest wręcz dokładnie przeciwnie. Elity rosyjskie chętnie kupują nieruchomości i spędzają czas w Europie Zachodniej, a dzieci czołowych rosyjskich polityków uczą się i mieszkają w Holandii, Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Proszę pokazać mi choćby jedno państwa, które kulturowo chciałoby nawiązywać do Rosji. Moim zdaniem nie ma nikogo takiego.
Ile jest prawdy w twierdzeniach, że Rosjanie dominują w Europie, że w wielu krajach zachodnich posiadają swoje potężne lobby agenturalne, że Starym Kontynentem rządzi rosyjsko-niemieckie kondominium?
Przesada. Nie rządzą. Posiadają liczne wpływy, ale to za mało, aby przejąć kontrolę nad całą Europą. Samo porównanie potencjałów gospodarczych Rosji i Unii Europejskiej wiele daje do myślenia, ewidentnie pokazując, że raczej nie uda się Rosji zdominować Starego Kontynentu. Oczywiście Rosjanie wiele mogą uzyskać za pomocą gazu, w krajach zależnych od rosyjskich surowców; jednocześnie mogą utrudniać dywersyfikację energetyczną w państwach, które się od rosyjskich dostaw całkowicie nie uzależniły. Przy całym znaczeniu gazu dla bezpieczeństwa energetycznego Europy, nie jest on wyłącznie tym narzędziem, dzięki któremu Rosja mogłaby dominować.

A agentura?
Trzeba realnie oceniać siłę państwa rosyjskiego. I trzeba również liczyć się z tym faktem, że tam gdzie będą pojawiały się strategiczne interesy Rosji, będzie ona zmierzała do rozegrania ich poprzez własne czynniki wywiadowcze. Siła rosyjskiej agentury jest bardzo duża, ale trudna do oszacowania: w jednych państwach zapewne stanowi rozbudowaną infrastrukturę wpływów, w innych jest słabsza. Bezspornie należy traktować ją poważnie. Z drugiej strony nie nobilitujmy zbytnio Moskwy poprzez akcentowanie potęgi państwa rosyjskiego. Właśnie przykład Ukrainy, której Rosja nie zdołała rozbić, wielokrotnie tracąc kontrolę nad sytuacją, najlepiej pokazuje, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Perspektywa przejęcia kontroli nad Europą jest dla Rosji bardzo odległa.

A Niemcy? Czy to może być potencjalny sojusznik Rosji w Europie?
Niemiecka polityka wcale nie jest taka prorosyjska, jakby się wydawało. Jestem bardzo pozytywnie zbudowany postawami wielu polityków w Niemczech, którzy otwarcie kontestują poczynania Rosji podejmowane wobec Ukrainy. Niemcy nie są Rosją zachwyceni. Politycy niemieccy nakładają na państwo rosyjskie sankcje, zaostrzają je, itd. To wynika również z nastrojów społecznych, które ostatnio w Niemczech zmieniły się na niekorzyść Rosji i które nie są dla Rosji przychylne. Oczywiście kanclerz Merkel poszukuje rozmaitych furtek tudzież wariantów pozytywnego rozwiązania konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, bo to wynika z jej geopolitycznej roli; niemniej Niemcy nie przyklaskują Rosjanom, gdy ci destabilizują Ukrainę. Z tego, co wiem, analizując sytuację w innych państwach zachodniej Europy, agentura rosyjska jest bardzo aktywna w Wielkiej Brytanii, wywołując w tamtejszym społeczeństwie postawy prorosyjskiej sympatii. Nie wiadomo, na ile jest to efekt naturalnych tendencji, a na ile konsekwencja działań inspirowanych przez rosyjskie służby specjalne. Na pewno rosyjska agentura stanowi ważne narzędzie polityki zagranicznej Kremla.

Mówi się, że dzisiejsza polityka kręci się wokół gazu. Jak dużą rolę w konflikcie rosyjsko-ukraińskim odgrywa bezpieczeństwoenergetyczne?
Gaz jest narzędziem, które już niedługo będzie się Federacji Rosyjskiej kończyć. Oni również rozpaczliwie próbują poszukiwać różnych rozpaczliwych rozwiązań, takich jak np. blokowanie rozwoju technologii łupkowych, które notabene sami wykorzystują, zwłaszcza w zakresie szczelinowania hydraulicznego oraz wiercenia poziomego. Uzależnienie się od rosyjskiego gazu będzie oznaczało w praktyce pozbawienie Rosji najsilniejszego instrumentu nacisku ekonomicznego, a zarazem geopolitycznego, jaki państwo to posiada wobec krajów europejskich. Z tej perspektywy bezpieczeństwo energetyczne odgrywa w wojnie rosyjsko-ukraińskiej rolę fundamentalną.

W Europie ciągle pozostaje wiele państw uzależnionych od Rosji.
Ta zależność nie jest tak ogromna, jakby się wydawało. W chwili obecnej około jednej czwartej gazu zużywanego w Europie jest pochodzenia rosyjskiego. A co ciekawe, wielkość ta zawsze spadała po każdym konflikcie energetycznym pomiędzy Rosją a Ukrainą, a zatem sprawy nie muszą wcale potoczyć się w kierunku korzystnym dla Moskwy. Ukraina jest dla Rosji ważna z jednego zasadniczego powodu: przez Ukrainę biegną najważniejsze gazociągi przesyłające rosyjski gaz na zachód. Często ta sytuacja przedstawiana jest jednostronnie: w istocie to jest współzależność, czyli nie tylko zależność Ukrainy od Rosji, ale również Rosji od Ukrainy. Dotychczas ten drugi wymiar problemu nie był w Europie dostatecznie dostrzegany. Dopóki nie będzie funkcjonował pełną parą Nord Streami do momentu kiedy nie powstanie South Stream, czyli gazociąg południowy prowadzony przez Morze Czarne, nie będziemy mogli mówić o jednostronnej zależności Ukrainy od Rosji, lecz o współzależności. Ukraina ma również na Rosję swego rodzaju bata. Być może dlatego Rosjanie zwlekają z wkroczeniem militarnym na teren Ukrainy, albowiem Ukraińcy byliby w stanie bardzo dotkliwie i trwale poturbować Rosję, np. poprzez celowe uszkodzenie rur przesyłowych. Dopóki nie powstanie South Stream, Ukraina może Rosję szachować. Sytuacja nie jest prosta i przypomina figurę: „złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”. Także Ukraina ma w tej grze wcale nie najgorsze karty.

za: kresy24.pl/kuriergalicyjski.com

2 komentarze:

  1. No proszę, parchata menda znowu przytargała jakieś wypociny innej parchatej mendy.
    Fuj...

    OdpowiedzUsuń
  2. Rosjanie manii wielkości nie wyzbyli się w ogromnym stopniu do dzisiaj. Tę manię napędza "pamięć o II wojnie światowej" – fakt, że to ZSRR pokonał III Rzeszę. Rosjanie nie chcą pamiętać o tym, co zrobili złego Polakom.

    OdpowiedzUsuń

.