środa, 3 września 2014

Czy możliwe jest starcie NATO i Rosji w Europie?

Wraz z aneksją Krymu przez Rosję w marcu 2014 roku skończył się pewien rozdział w pozimnowojennej historii Europy. Odeszło w niepamięć powszechne w europejskich kręgach politycznych i intelektualnych przeświadczenie, że upadek Związku Radzieckiego w 1989 roku oznacza ostateczny triumf idei liberalnej demokracji i nie ma już ideologicznych, ani żadnych innych podstaw do tego, aby w dającej się przewidzieć przyszłości spodziewać się w Europie konfliktów międzynarodowych.  Pochłonięci niwelowaniem gospodarczych turbulencji, które wywołał wielki kryzys w roku 2008, najwięksi gracze świata zachodniego przeoczyli, bądź rozmyślnie starali się nie dostrzegać rosnących aspiracji Rosji, która po dwóch dekadach upokorzeń, związanych z rozpadem ZSRR i związanych z tym konsekwencji, na powrót zaczęła przejawiać ambicję odzyskania wpływów na dawnym obszarze Wspólnoty Niepodległych Państw - pisze Jarosław Wolski.

Europejskie rządy skupiły swoje wysiłki na polityce gospodarczej i wewnętrznej, co w ostatnich latach oznaczało przede wszystkim próby przeciwdziałania nasilającemu się kryzysowi zadłużenia, który spowodował stagnację większości gospodarek Unii Europejskiej, a nawet recesję części z nich. Również Stany Zjednoczone straciły od pewnego czasu zainteresowanie Europą Wschodnią, koncentrując się najpierw na Bliskim Wschodzie (poszukiwanie terrorystów w Afganistanie i w Iraku), a obecnie przesuwając swoje zainteresowanie w rejon Pacyfiku, aby móc na bieżąco reagować na zwiększającą się potęgę tzw. azjatyckich tygrysów, które według prognoz za kilkadziesiąt lat staną się największymi gospodarkami na świecie, zajmując stopniowo miejsce gospodarki amerykańskiej.
Pochłonięci niwelowaniem gospodarczych turbulencji, które wywołał wielki kryzys w roku 2008, najwięksi gracze świata zachodniego przeoczyli, bądź rozmyślnie starali się nie dostrzegać rosnących aspiracji Rosji, która po dwóch dekadach upokorzeń, związanych z rozpadem ZSRR i związanych z tym konsekwencji, na powrót zaczęła przejawiać ambicję odzyskania wpływów na dawnym obszarze Wspólnoty Niepodległych Państw.
 Aby jednak osiągnąć ten cel Rosja musiałaby najpierw doprowadzić do przynajmniej częściowej destabilizacji obecnego układu geopolitycznego, obowiązującego na obszarze euroatlantyckim i spróbować ograniczyć wpływy USA na Starym Kontynencie[i]. Choć porównując potencjały ekonomiczne i militarne obu państw, ciężko uwierzyć, aby w najbliższych latach Rosja była w stanie rzucić otwarte wyzwanie Stanom Zjednoczonym na płaszczyźnie wojskowej, to swój cel może stopniowo osiągać „za pośrednictwem” państw zachodniej Europy, których przywódcy w coraz większym stopniu nie ufają i nie rozumieją podejścia Waszyngtonu do niektórych newralgicznych kwestii na arenie międzynarodowej[ii]. Jest wysoce prawdopodobne, że Rosja będzie upatrywać szansy na stopniowe „wypychanie” Stanów Zjednoczonych z Europy, albo przynajmniej na osłabienie wpływu Waszyngtonu na głos i ton europejskich stolic, w podsycaniu tlącej się już chyba od jakiegoś czasu chęci poluzowania przez nie coraz bardziej krępujących więzów politycznych z Wielkim Bratem zza oceanu.
Zanim jednak nastąpiłby na kontynencie europejskim sugerowany przez rosyjskich przywódców „Pax Rusiana”, który miałby zagwarantować harmonijne współistnienie bloku byłych państw WNP, ponownie zdominowanych przez Moskwę oraz „starych” państw Zachodniej Europy, pozostających poza obrębem tej strefy, musi nastąpić demonstracja siły Rosji, która skłoni do większej uległości zarówno niepokorne, ale stosunkowo słabe narody Europy Wschodniej, jak również potężne, ale niechętnie angażujące się w ryzykowne przedsięwzięcia kraje Europy Zachodniej. Z taką właśnie operacją mamy do czynienia obecnie na wschodzie Ukrainy i podobne cele (między innymi) przyświecały zapewne Moskwie w czasie pięciodniowej wojny z Gruzją w 2008 roku. Terytorialne „nadgryzanie” kolejnych sąsiednich państw przez rosyjskiego niedźwiedzia, przy pretekście ochrony praw ludności rosyjskojęzycznej, wydaje się być dla Moskwy bronią odstraszającą i ostatecznym środkiem nacisku i sprowadzenia „na właściwą drogę” kolejnych krajów byłego obszaru radzieckiego, zwracających się raczej w stronę Unii Europejskiej i NATO, zamiast w stronę zaprojektowanej przez W. Putina Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, która ma być w przyszłości ekonomiczną przeciwwagą dla UE z jednej strony oraz dla Chin z drugiej.
Taka postawa Rosji, która w razie potrzeby nie cofa się przed angażowaniem w bieżącą politykę zagraniczną czołgów i transporterów opancerzonych, każe jednak zastanowić się nad odpowiedzią na zasadnicze pytanie: jak daleko jest się w stanie posunąć W. Putin, aby osiągnąć cel wspomniany na początku tego tekstu? Czy w dającej się przewidzieć przyszłości grozi nam na kontynencie europejskim wojna na większą skalę, która miałaby w brutalny sposób uzmysłowić rozmiłowanym w pokoju Europejczykom, kto w tej grze pociąga za sznurki i kto jest władny zapewnić spokój na straszliwie już doświadczonym, a ponownie tlącym się pożogą wojny kontynencie?
Gwarancja solidarnej reakcji wszystkich członków Sojuszu Północnoatlantyckiego na ewentualną rosyjską agresję na jedno z państw członkowskich zapewne skutecznie ostudziłaby wojownicze zapędy Rosjan. Jednak rzeczona gwarancja istnieje jak na razie jedynie na papierze, w formie zapisów traktatowych. Chociaż NATO wciąż stanowi zdecydowanie najsilniejszy sojusz wojskowy na świecie, któremu rosyjska armia z pewnością musiałaby ustąpić pola w otwartej konfrontacji, to jednak w związku z rosyjską agresją na Ukrainę wśród członków sojuszu zarysowują się zdecydowane różnice zdań, przede wszystkim co do jego aktywności we Wschodniej Europie. Zarówno Barack Obama, jak i Angela Merkel sceptycznie podchodzili do możliwości trwałego stacjonowania sił zbrojnych NATO w krajach bałtyckich i w Polsce, choć zapewniali, że solidaryzują się z państwami tzw. wschodniej flanki NATO, które czują się zagrożone wzrostem rosyjskiego ekspansjonizmu. Kanclerz Niemiec jest również przeciwna skierowaniu przeciw Rosji planowanej tarczy antyrakietowej, która pierwotnie miała chronić Europę przed ewentualnym atakiem z Bliskiego Wschodu. Takie stanowisko popiera większość krajów sojuszu, ponieważ ich zdaniem byłoby to niepotrzebne prowokowanie Moskwy[iii]. Niemniej zaczęły się pojawiać pewne sygnały, które mogą świadczyć o tym, że NATO zaczyna prowadzić bardziej asertywną politykę wobec Rosji[iv]. Na konkrety musimy jednak zaczekać przynajmniej do wrześniowego szczytu NATO w walijskim Newport.
Ponieważ należy założyć, że konflikt zbrojny na dużą skalę może zostać sprowokowany praktycznie wyłącznie agresją Rosji na kraj członkowski NATO, obszarem najbardziej zagrożonym agresywną polityką Kremla byłaby Europa Wschodnia . Pozostawiając na razie na boku rozważania o spoistości i niezawodności Sojuszu Północnoatlantyckiego, przeanalizujmy położenie, w jakim znalazły się tzw. państwa bałtyckie. Litwa, Łotwa i Estonia mają prawo obawiać się o przyszłą integralność własnych terytoriów, ponieważ w obrębie ich granic zamieszkuje duża liczba rosyjskojęzycznych obywateli (na Litwie stanowią oni ok. 6% ogółu populacji, w Estonii jest to już ok. 25%, natomiast na Łotwie jest to blisko 35%[v]), którzy mogą posłużyć Moskwie za pretekst do wywierania zwiększonej presji na te kraje, lub nawet do bezpośredniej interwencji, jaką teraz możemy oglądać na Ukrainie. Zagrożenie takie jest tym bardziej realne, że już po 1990 roku Moskwa regularnie wywierała presję na te byłe republiki sowieckie, w celu „przywołania ich do porządku”, kiedy decyzje podejmowane przez rządy krajów bałtyckich godziły w rosyjskie interesy (bojkot towarów państw bałtyckich czy odcinanie dopływu surowców w newralgicznych sytuacjach to tylko dwa przykłady)[vi]. Rosjanie korzystali przy tym najczęściej z uprzywilejowanej pozycji głównego dostawcy strategicznych surowców, a także wykorzystywali wpływy kulturowe, polityczne i biznesowe, które pozostały po latach radzieckiej dominacji.
Warto także przypomnieć, że już w 2007 roku Estonia stała się areną potężnego kryzysu, wywołanego decyzją estońskiego rządu o przeniesieniu tzw. Brązowego Żołnierza - pomnika upamiętniającego sowieckich żołnierzy walczących z nazistami. Sprawa wywołała poważny kryzys dyplomatyczny między Estonią i Rosją, która stanowczo sprzeciwiła się takiemu pomysłowi. Doszło do potężnych zamieszek z udziałem etnicznych Rosjan, podczas których 100 osób zostało rannych, a jedna osoba poniosła śmierć. Aresztowano blisko 1300 osób[vii]. Według niektórych źródeł rozruchy były inspirowane przez pracowników Ambasady Federacji Rosyjskiej w Tallinie[viii].
Równolegle z dramatycznymi wydarzeniami na ulicach Tallina, kraj padł ofiarą pierwszego w historii ataku cybernetycznego, którego celem stało się suwerenne państwo. O rozpoczęcie ataku oskarżona została podległa rosyjskim władzom organizacja „Nasi”. Zmasowane ataki typu DDoS (Distributed Denial of Service) uniemożliwiły funkcjonowanie stron internetowych parlamentu, ministerstw obrony i sprawiedliwości, partii politycznych, policji i szkół publicznych, a do tego wielu przedsiębiorstw prywatnych, w tym dwóch największych estońskich banków: Hansapank i SEB Ühispank. Trwająca 3 tygodnie bezprecedensowa wojna cybernetyczna zmusiła NATO do utworzenia w Tallinie w 2008 roku Cooperative Cyber Defence Centre of Excellence, czyli ośrodka zapewniającego skoordynowaną obronę NATO-wskiej cyberprzestrzeni, a państwa członkowskie i kraje leżące blisko Rosji do zwiększenia nakładów finansowych na bezpieczeństwo cybernetyczne[ix].
Wydarzenia te pokazały między innymi, że polityka zagraniczna Moskwy nie opiera się wyłącznie na pragmatyzmie i chłodnej kalkulacji zysków i strat, ale także na nie rozumianej na Zachodzie skłonności do uwzględniania w bieżącej polityce własnej historii i autentycznym, emocjonalnym pragnieniu przywrócenia Rosji jej mocarstwowego statusu. Znamienne jest zresztą, jak wiele czasu przy okazji kryzysu ukraińskiego zajmuje zachodnim ekspertom tłumaczenie Europejczykom i Amerykanom, o co tak naprawdę chodzi Putinowi i jakie są jego globalne cele, podczas gdy tak naprawdę są one niezmiernie proste, a jedyną niewiadomą pozostają metody i środki, za pomocą których prezydent Rosji będzie chciał je realizować. Do ludzi Zachodu taka retoryka jednak zupełnie nie przemawia, ponieważ myślą oni w zupełnie innych kategoriach i postrzegają zagadnienia władzy czy wpływu zupełnie inaczej niż Rosjanie. W efekcie po prostu nie potrafią zrozumieć, dlaczego nagle w spokojnej od tylu dekad Europie nagle wybuchła wojna.
Zatem już w 2007 roku można było zacząć się spodziewać, że Moskwa w obronie swoich żywotnych interesów (przy czym wiadomo, że termin „obrona” bywa przez Kreml rozumiany dość przewrotnie) może w przyszłości coraz bardziej intensywnie wykorzystywać rosyjskojęzyczne mniejszości, obecne w wielu krajach wschodniej Europy i Azji, grając przede wszystkim na historycznych resentymentach i odwołując się do niegdysiejszej mocarstwowej pozycji, za którą tęskni wielu Rosjan. Z perspektywy czasu widać również, że tak, jak w czasie Zimnej Wojny terytorium krajów Wschodniej Europy miało według moskiewskich planów stać się jednym wielkim pogorzeliskiem po wyniszczającym starciu między siłami NATO i Układu Warszawskiego, tak obecnie przynajmniej niektóre kraje tzw. „bliskiej zagranicy” stały się poligonem, na którym W. Putin testuje nowoczesne sposoby prowadzenia wojny, w rzeczywistości wirtualnej i realnej, przy użyciu strategii dostosowanej wszakże do obowiązujących uwarunkowań politycznych. Jak widać troska o byłych „sojuszników” pozostała od czasów Zimnej Wojny na niezmienionym poziomie.
Najlepszym przykładem nowej jakości w historii konfliktów zbrojnych była aneksja Krymu, dokonana przy pomocy osławionych „zielonych ludzików”, de facto regularnych żołnierzy armii rosyjskiej, jednak bez stosownych naszywek i oznaczeń (co ważne, aneksja dokonana bez jednego wystrzału). Również wspieranie przez Moskwę separatystów na wschodzie Ukrainy w ramach tzw. wojny hybrydowej odbywa się w miarę możliwości potajemnie, a Kreml do tej pory zaprzecza wszelkim oskarżeniom o pomoc wojskową i doniesieniom o zauważanych przez świadków kolumnach rosyjskich czołgów czy pojazdów opancerzonych. Pokazuje to jednak również, że mimo całej bezwzględności i wyrachowania, typowego dla wychowanka starej szkoły KGB-owskiej, W. Putin musi liczyć się z opinią międzynarodową i w mniejszym stopniu z rosyjską opinią publiczną.
Strategia, którą obrała Moskwa w Donbasie, wskazuje na to, że dopóki jest to możliwe, Rosja będzie wystrzegać się nazbyt ostentacyjnych ruchów, które mogłyby zwiększyć ponoszone przez nią do tej pory koszty polityczne i ekonomiczne związane z rozwojem sytuacji na Ukrainie. Należy zauważyć, że w miarę postępów jakie robiły wojska ukraińskie, i w miarę jak prorosyjscy rebelianci znajdowali się w coraz cięższej sytuacji, zwiększało się ich zapotrzebowanie na rosyjskie wsparcie militarne i logistyczne, jako, że bez pomocy z zewnątrz nie byli i nie są w stanie prowadzić wojny z regularnymi oddziałami armii ukraińskiej. Zwiększona pomoc Rosji, która była odpowiedzią na cofanie się separatystów, była jednak równoznaczna z działaniem coraz bardziej ostentacyjnym, wykrywalnym nie tylko dla służb wywiadowczych, ale zauważalnym nawet dla zwykłych ludzi, którzy tam zamieszkują, również dla opinii międzynarodowej. Wzmaga to międzynarodową presję na Moskwę i podnosi ryzyko poniesienia kolejnych kosztów związanych z interwencją.  Niezależnie od tego wciąż istnieje niebezpieczeństwo, że stałe i wciąż zwiększające się wsparcie wojskowe może też niemal niezauważalnie dla przeciętnego obserwatora zamienić się w otwartą interwencję zbrojną na pełną skalę, w trakcie której sytuacja na froncie może szybko wymknąć się spod kontroli, a międzynarodowa reakcja byłaby nie do przewidzenia.
W XXI wieku, w wieku zaawansowanych technologii satelitarnych i mobilnych, internetu i sieci społecznościowych ciężko jest Rosjanom ukryć zaangażowanie w otwarty konflikt, szczególnie na taką skalę jak we wschodniej Ukrainie. Kolumny rosyjskich pojazdów wojskowych, wysyłane do wsparcia separatystów, są nie tylko śledzone przez amerykańskie satelity, ale także fotografowane przez przypadkowych ludzi i dzięki portalom społecznościowym wysyłane do sieci, gdzie informacje rozchodzą niezwykle szybko i w przeciągu kilkunastu minut docierają do tysięcy osób. Jednak nawet wobec ewidentnych dowodów, takich jak zdjęcia i filmy pojazdów wojskowych z rosyjskimi symbolami (a nawet tablicami rejestracyjnymi), poruszającymi się po terytorium Ukrainy, Moskwa nadal zaprzecza jakiemukolwiek zaangażowaniu w konflikt na Ukrainie własnych wojsk. Z jednej strony nie można się spodziewać, że Kreml mógłby zająć w tej sprawie jakieś inne stanowisko, ale z drugiej nie można nie odnieść wrażenia, że te komunikaty mają charakter wyzywający wobec krajów Zachodu i wobec władz Ukrainy, jak gdyby rosyjskie władze chciały za ich pomocą przekazać Europie i Ukraińcom następujący komunikat „działamy na Ukrainie, bo uważamy to za słuszne z punktu widzenia naszych interesów i będziemy to robić nadal, nie pytając was o zdanie”.
Rozwój nowoczesnych technologii i zwiększony przepływ informacji nie działa jednakże wyłącznie na niekorzyść Moskwy. Pomijając już własną narrację konfliktu, prowadzoną w rosyjskojęzycznych mediach, które dla etnicznych Rosjan na Ukrainie są podstawowym źródłem informacji, Rosjanie konsekwentnie zaprzeczający jakiemukolwiek zaangażowaniu w konflikt, zdają się umiejętnie wykorzystywać do własnych celów chaos informacyjny, który nieuchronnie pojawia się w sytuacji bombardowania przeciętnego użytkownika internetu ogromną ilością słabo uporządkowanych danych. Wzajemne przerzucanie się sprzecznymi komunikatami i oświadczeniami, przy jednoczesnym świadomym przeciąganiu konfliktu, spowoduje w końcu, że dla przeciętnego zachodniego Europejczyka (nie mówiąc już o mieszkańcach innych kontynentów) sytuacja stanie się coraz bardziej zagmatwana i niejasna, co może stopniowo prowadzić do zmęczenia odbiorcy. Przy tym, według niektórych komentatorów, celem W. Putina we wschodniej Ukrainie nie jest w istocie zbrojna interwencja czy przyłączenie tych terytoriów do Federacji Rosyjskiej, ale właśnie przeciąganie konfliktu na Ukrainie i stabilizowanie go na pewnym poziomie, co w zasadzie uniemożliwia rozwój ekonomiczny i normalne życie polityczne całego kraju[x]. Może to równolegle prowadzić do tego, że opinia międzynarodowa „przywyknie” do konfliktu na Ukrainie, tak jak przywykła np. do permanentnej wojny domowej w Syrii, a to z czasem dałoby Moskwie więcej swobody w operowaniu w ogarniętym walkami regionie. W. Putin liczy też zapewne na to, że niekończąca się wojna w środku Europy  stworzy w końcu możliwość zaaprobowania przez społeczność międzynarodową Rosji jako jedynej siły, która jest w stanie przerwać rozlew krwi na Ukrainie, a przez to usankcjonuje jej „szczególny” wpływ na to państwo, co może być pierwszym krokiem do stopniowego, ale faktycznego uznania przez kraje zachodniej Europy nieformalnej dominacji Moskwy na europejskim obszarze dawnego Związku Sowieckiego.
Zdobycie decydującego wpływu na Ukrainę, zwłaszcza ze względu na jej ogromne terytorium i strategiczne położenie, dzięki któremu państwo to spełnia rolę pokaźnego bufora między Rosją i krajami należącymi do Sojuszu Północnoatlantyckiego, jest kluczowym elementem planu W. Putina, który dąży do utworzenia szerokiego sojuszu państw Europy Wschodniej i Azji Środkowej z Rosją, sojuszu który miałby być kolejnym wcieleniem rosyjskiego imperializmu i wskrzeszeniem czegoś na kształt Związku Sowieckiego, z tym, że zamiast ideologii komunistycznej, czynnikiem spajającym ten blok państw miałaby być sama osoba prezydenta Rosji i „proklamowana” przez niego konserwatywna kontrrewolucja, będąca odpowiedzią na zgniliznę moralną krajów Zachodu[xi]. Na razie wspomniany sojusz pozostaje w formie kadłubowej Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, która obejmuje zaledwie trzy państwa (Rosję, Białoruś i Kazachstan; ale dołączenie do Unii planują także Kirgizja i Armenia), jednak wcale nie jest wykluczone, że EUG została finalnie pomyślana jako bodziec w kierunku zwiększenia, zacieśnienia i większego sformalizowania współpracy militarnej między państwami członkowskimi, która byłaby odpowiedzią na rosnąca potęgę Chin z jednej strony, i coraz bliższe „podchodzenie” NATO pod granicę rosyjską od strony Europy. Taka prognoza może się wydawać nadużyciem w świetle aktualnie dostępnych danych na temat EUG, jednak W. Putin rozumuje właśnie w kategoriach politycznych, a nie gospodarczych (jak stwierdziła Angela Merkel, „żyje w innym świecie”[xii]) i w świetle potężnych nakładów Moskwy na zbrojenia, przy jednoczesnych marnych prognozach dla rozwoju nie tylko rosyjskiej gospodarki, ale całej EUG[xiii], może niestety okazać się nie całkiem chybiona. Można przy tym przewidywać, że tempo „integracji” tego ugrupowania byłoby znacznie szybsze niż w przypadku Unii Europejskiej, jako, że jego motorem napędowym nie będą zapewne wielostronne korzyści ze stopniowego zacieśniania współpracy gospodarczej, ale raczej ustalony, przyszły cel polityczny, na bieżąco korygowany przez przywódców wszystkich państw członkowskich.
Na razie jednak droga do tego jest jeszcze daleka, ponieważ na chwilę obecną Białoruś, Kazachstan i Rosja w ramach EUG nie są w stanie porozumieć się nawet co do wprowadzenia zaporowych ceł na towary ukraińskie, co miałoby być reakcją na podpisanie przez Kijów umowy stowarzyszeniowej z UE[xiv]. Wydaje się, że ewentualna „niesubordynacja” państw partnerskich Rosji w ramach EUG, może nawet w przyszłości postawić polityczną efektywność projektu pod znakiem zapytania.
Czy zatem państwa Europy Wschodniej i Południowej, mając sąsiada o tak wielkich ambicjach i możliwościach, mogą z ufnością spoglądać w przyszłość, mając nadzieję na rozwój gospodarczy w pokojowych warunkach? W najbardziej niepewnej sytuacji znajdują się państwa bałtyckie (zwłaszcza Łotwa i Estonia), w granicach których zamieszkuje duża mniejszość rosyjska, która nie raz już stała się przedmiotem szczególnej „troski” ze strony Federacji Rosyjskiej, tym bardziej, że ochrona etnicznych Rosjan „za pomocą środków politycznych, ekonomicznych i innych” została potwierdzona  w rosyjskiej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego do roku 2020[xv]. Nie można również zapominać, że wspomniane państwa są niemal w 100% zależne od importu rosyjskich surowców energetycznych, co czyni ich gospodarki szczególnie wrażliwymi na ewentualne rosyjskie retorsje, a pojawienie się tych ostatnich uprawdopodabnia z kolei fakt, że tylko w latach 2000-2006 Rosja odcinała różnym państwom dopływ swoich strategicznych surowców blisko 40 razy, próbując osiągnąć w ten sposób różnorodne cele polityki zagranicznej[xvi]. Choć zbrojna inwazja Rosji na państwa bałtyckie jest raczej mało prawdopodobna (przynajmniej w perspektywie najbliższych lat), ponieważ Litwa, Łotwa i Estonia należą do NATO, to jednak nie można wykluczyć prób destabilizacji sytuacji wewnętrznej w tych państwach zarówno przy wykorzystaniu licznych mniejszości rosyjskich i przede wszystkim niemal całkowitej zależności tych gospodarek od rosyjskich surowców. Sytuacje takie mogłyby się pojawić w przypadku zagrożenia interesów Kremla w wyniku suwerennych decyzji rządów państw bałtyckich, szczególnie w zakresie dywersyfikacji źródeł energii, a ewentualną implementację ułatwiłyby duże i wielopłaszczyznowe wpływy jakie posiada Moskwa w tych postkomunistycznych krajach, wysoki stopień spenetrowania kluczowych instytucji przez rosyjski wywiad, ale także systemowe niedoskonałości państw bałtyckich: korupcja, polityczna fragmentacja czy ogólny brak profesjonalizmu urzędników[xvii].
Nieco lepiej wygląda sytuacja Polski, ale głównie dlatego, że w naszym kraju nie zamieszkuje tak liczna mniejszość rosyjska, jak w krajach bałtyckich (według danych z Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2011 narodowość rosyjską zadeklarowało 13046 osób, z czego 5176 jako jedyną – procentowo wynosi to odpowiednio 0,03% i 0,01% ogółu ludności[xviii]). Nie można jednak zapominać, że podobnie jak państwa bałtyckie, Polska w bardzo dużym stopniu jest uzależniona od importu rosyjskich surowców (z Rosji pozyskujemy niemal 56% gazu [a dalsze 16,6% to rewers rosyjskiego gazu z Niemiec i z Czech[xix]] oraz blisko 90% ropy naftowej[xx]), co stanowi potencjalne zagrożenie w sytuacji permanentnego manipulowania przez Moskwę dostawami surowców dla osiągnięcia celów politycznych. Krokiem w kierunku większej dywersyfikacji dostaw gazu jest budowa gazoportu w Świnoujściu, który umożliwiłby przyjmowanie transportów skroplonego gazu z Bliskiego Wschodu, jednak termin jego oddania do użytku jest ciągle przekładany[xxi].
Polska na północy graniczy też z Obwodem Kaliningradzkim (podobnie jak Litwa), najbardziej zmilitaryzowanym obszarem Federacji Rosyjskiej (długość granicy lądowej i morskiej to 210+22 kilometry). W 2010 roku w ramach samodzielnego związku operacyjnego stacjonowało tam 12,5-13 tys. żołnierzy, 811 czołgów, 1239 wozów opancerzonych, 345 systemów artyleryjskich, w tym 18 taktycznych rakiet balistycznych, 170 samolotów i śmigłowców[xxii]. W grudniu 2013 roku niepokój strony polskiej i niektórych jej sojuszników z NATO wywołało domniemane rozmieszczenie przez Rosjan w pobliżu granicy z Polską oraz wzdłuż granicy z krajami bałtyckimi rakiet Iskander-M, przystosowanych do przenoszenia głowic atomowych. Można to uznać jako kolejne z serii typowych dla Rosji, „rutynowych” działań, z jednej strony odstraszających wobec NATO, a z drugiej zwiększających presję wobec państw byłego obszaru sowieckiego. Nie można jednak całkiem wykluczyć, że strategiczne położenie i wyposażenie sił zbrojnych Obwodu Kaliningradzkiego mogą odegrać dużą rolę w ewentualnym przyszłym konflikcie zbrojnym. Gigantyczna inwestycja w budowę omijającego nasz kraj gazociągu Nord Stream, pozwala zakładać, że Polska została uwzględniona w rosyjskiej długofalowej strategii budowania na powrót wpływów politycznych na dawnym obszarze Związku Sowieckiego i jego byłych satelitów, na dodatek wiele wskazuje na to, że odgrywa w niej rolę niepoślednią.
W tym kontekście niepokój budzi brak jednomyślności państw członkowskich NATO co do polityki obronnej Sojuszu na jego wschodniej flance, ale także opór części państw UE przed uchwalaniem kolejnych sankcji wobec coraz bardziej jawnie agresywnej postawy Rosji na wschodzie Ukrainy[xxiii]. Europejscy politycy podkreślają, że jedyną drogą do rozwiązania kryzysu na Ukrainie jest droga dyplomatyczna, a sankcje gospodarcze mają zapobiec dalszej eskalacji konfliktu. Liderzy UE, podobnie jak prezydent USA Barack Obama, zdecydowanie odrzucili możliwość zbrojnej interwencji czy dostaw sprzętu wojskowego dla armii ukraińskiej, choć o dostawach broni zaczynają coraz głośniej przebąkiwać kraje Europy Wschodniej i Środkowej, co zwiastuje kolejne nieporozumienia w ramach zachodnich instytucji[xxiv]. Jako, że byłby to jednak zasadniczy zwrot w polityce NATO wobec Rosji, który mógłby zniweczyć coraz mniejsze co prawda, ale wciąż istniejące drogi znalezienia porozumienia między Rosją i Zachodem w warunkach tzw. Nowej Zimnej Wojny[xxv], to nie należy się tego spodziewać, ani po UE, zwłaszcza biorąc pod uwagę dotychczasową asekurancką politykę państw UE wobec Moskwy, ani też po Stanach Zjednoczonych, zaangażowanych coraz bardziej w walkę z Państwem Islamskim w Iraku i w Syrii.
Wyraźnie zresztą widać, że kraje zachodnie wobec rosyjskiej agresji na Ukrainie podzieliły się na cztery główne grupy: w pierwszej znajdują się USA i Kanada, znacznie oddalone od głównego teatru działań wojennych i nie posiadające żywotnych interesów gospodarczych z Rosją; te kraje stosują wyrazistą (choć nie lekkomyślną) retorykę, naciskając na wprowadzanie kolejnych sankcji gospodarczych wobec Rosji w celu powstrzymania jej przed dalszą eskalacją konfliktu. Drugiej grupie przewodzą kraje Europy Zachodniej (przede wszystkim Niemcy i Francja), które w istotny sposób są związane z Rosją gospodarczo, dlatego choć zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, to nie są zbyt chętne, aby wprowadzać dalsze restrykcje. Jest także wspomniana wyżej grupa państw przeciwna obostrzeniom wobec Rosji, z uwagi na niechęć do pogarszania stosunków z Moskwą i pragnienie ochrony własnych, wrażliwych gospodarek, przed kolejnymi perturbacjami. Ostatnia grupa to państwa Europy Środkowej i Wschodniej (w tym Polska), które bezpośrednio są zagrożone ewentualną rosyjską interwencją, bądź co najmniej próbami wpływania przez Moskwę na własną politykę. Te są rzecznikami twardego kursu wobec Moskwy, nie wykluczając nawet wsparcia zbrojnego Ukraińców w przypadku dalszych postępów prorosyjskich separatystów i wspierających ich Rosjan na wschodzie Ukrainy.
Jak dotąd mimo różnicy zdań udało się uchwalić pakiet sankcji (wszedł w życie 1 sierpnia) obejmujący niektóre sektory rosyjskiej gospodarki oraz listę przedsiębiorstw i osób powiązanych z rosyjską elitą rządzącą. Wszystko też wskazuje na to, że uda się uchwalić jego rozszerzenie, w odpowiedzi na wtargnięcie rosyjskich wojsk na wschód Ukrainy[xxvi]. Czy jednak uda się zachować jednomyślność w przypadku, gdyby Kreml, mimo uchwalonych restrykcji, dalej zbrojnie działał na rzecz destabilizacji Ukrainy?
Wszystko wskazuje na to, że plan minimum W. Putina to ustanowienie obwodów donieckiego i ługańskiego autonomicznymi regionami w ramach zfederalizowanej Ukrainy, które będąc de facto pod kontrolą Moskwy, uniemożliwią bądź znacznie utrudnią Ukrainie ewentualne przyszłe wstąpienie do NATO (takie starania w przyszłości zapowiedział już ukraiński premier Arsenij Jaceniuk). Niektórzy komentatorzy twierdzą, że Moskwa będzie podsycała konflikt ukraiński wieloma różnymi sposobami dopóty, dopóki władze Ukrainy zgodzą się na negocjacje na warunkach rosyjskich, ale jednocześnie Kreml nie jest zainteresowany eskalowaniem konfliktu na inne kraje Europy, w szczególności do takich rozmiarów, które mogłyby spowodować wygraną Republikanów w nadchodzących wyborach w USA i wyraźne zaostrzenie amerykańskiej retoryki[xxvii]. Z jednej strony mogłoby to oznaczać, że obawy krajów Europy Wschodniej co do przyszłego konfliktu z Moskwą są przesadzone, ale z drugiej taka taktyka Moskwy może rodzić dla krajów zachodnich pokusę odstąpienia od rysującego się gdzieś na horyzoncie projektu materialnego wsparcia Ukrainy w konflikcie z Rosją (w tym dostawami sprzętu wojskowego) i pozostawienia tego kraju, tak jak chce W. Putin, w strefie wpływów Moskwy, a to mogłoby pobudzić apetyt wschodniego niedźwiedzia, który jak wiadomo jest olbrzymi.
Trzeba jednakże zaznaczyć, że prezydent Rosji musi mieć na względzie nie tylko sytuację międzynarodową, która staje się dla Rosji coraz trudniejsza, ale również sytuację wewnętrzną. W przypadku nakładania kolejnych sankcji gospodarczych ciężko będzie utrzymać W. Putinowi olbrzymie poparcie społeczne, które gwałtownie wzrosło po dokonanej aneksji Krymu (dorównując niemal poziomowi jego popularności w sierpniu 2008 roku, po ataku Rosji na Gruzję). Nawet jeśli sytuacja na Ukrainie w taki czy inny sposób się ustabilizuje, to skutki sankcji będą odczuwane jeszcze przez długi czas, nie mówiąc już o tym, że trudno przewidzieć jak będą układały się stosunki gospodarcze z Zachodem w warunkach tak znacznego ochłodzenia wzajemnych relacji (czy wręcz wojny gospodarczej), i jaki w efekcie będzie w Rosji klimat do inwestowania, skoro tylko w pierwszym półroczu 2014 roku odpływ kapitału z Rosji wyniósł 74,6 mld dolarów, a prognozy rosyjskiego Banku Centralnego zakładają jego odpływ w całym 2014 roku na poziomie 85-90 mld dolarów[xxviii]. Niestabilna sytuacja geopolityczna spowodowała też niemal całkowite wstrzymanie decyzji inwestycyjnych wśród wewnętrznych inwestorów[xxix]. W powiązaniu z faktem, że rosyjski eksport w 2/3 jest oparty na surowcach naturalnych i co za tym idzie, jest bardzo wrażliwy na rynkowe wahania ich cen, a 1/3 dochodów państwa bazuje właśnie na sektorze energetycznym[xxx] rysuje to nieciekawe perspektywy dla rosyjskiej gospodarki. Sytuacja komplikuje się tym bardziej, że o ile udało się zawrzeć gigantyczny 30-letni kontrakt na dostawy gazu dla Chin[xxxi], o tyle planowana sprzedaż w Europie na poziomie 189-194 mld m3 w 2022 roku (wobec 107 mld m3 w 2010 roku) i utrzymanie tego poziomu w następnej dekadzie (201 mld m3 gazu w 2030 r.), może się nie udać, zarówno z uwagi na to, że rosyjskie prognozy dotyczące zapotrzebowania UE na gaz wydają się być zawyżone, jak też ze względu na przewidywaną większą konkurencję na rynku gazowym UE (dywersyfikacja źródeł dostaw), jak i planowane rozpoczęcie wydobycia gazu łupkowego w rejonie Europy Środkowej[xxxii]. Wobec prognozowanego spadku wydobycia ropy naftowej, wzrost poziomu wydobycia i zwiększona sprzedaż gazu miały umożliwić załatanie dziury w eksporcie, ale można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że cel ten nie zostanie zrealizowany, co pogarsza jeszcze długoterminowe prognozy rozwoju rosyjskiej gospodarki i bilansowania się finansów Moskwy[xxxiii].
Niezależnie jednak od problemów gospodarczych, nie należy lekceważyć jej gigantycznego programu modernizacji sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej oraz reform strukturalnych, jakie przeszła rosyjska armia po wojnie z Gruzją w 2008 roku, która wydobyła na światło dzienne jej główne bolączki. Na modernizację uzbrojenia Rosja ma przeznaczyć nawet 650 mld dolarów do 2020 roku, choć kryzys ukraiński i sankcje Zachodu mogą to zadanie utrudnić[xxxiv]. Warto zauważyć, że Moskwa zwraca szczególną uwagę na modernizację swoich Strategicznych Wojsk Rakietowych, a zwłaszcza na rozwój międzykontynentalnych rakiet balistycznych (ICBM) zdolnych przenosić głowice atomowe. Po ukończeniu programu modernizacji armii około 2020 roku, Rosja będzie mogła pochwalić się najnowocześniejszym i największym arsenałem rakiet międzykontynentalnych odpalanych z lądu[xxxv]. Położenie nacisku na modernizację wojsk rakietowych niechybnie zwiastuje, że W. Putin będzie chciał wykorzystać ten atut do potwierdzenia mocarstwowych ambicji Rosji. Nie trzeba jednak wielkiej wyobraźni, aby dostrzec, że z poważnego argumentu w rękach Kremla na arenie międzynarodowej, śmiercionośne pociski szybko mogą stać się wielkim zagrożeniem dla świata, jeśli rosyjskie władze będą chciały uczynić z nich fundament własnej neoimperialnej polityki zagranicznej.
Podsumowując, wydaje się, że ryzyko konfliktu zbrojnego na dużą skalę w Europie, w którym naprzeciwko siebie stanęłyby NATO i Rosja, jest w dającej się przewidzieć przyszłości niezbyt duże. Istnieją ewidentne czynniki ryzyka, takie jak obecność licznej mniejszości rosyjskiej w krajach bałtyckich, wielopoziomowa reforma i modernizacja rosyjskiej armii, która z pewnością będzie poważnym argumentem w prowadzonej przez Kreml polityce zagranicznej, czy wreszcie agresywne poczynania Rosji na Ukrainie, które są kolejnym etapem w procesie odzyskiwania wpływów w Europie Wschodniej i Południowej. Wszystkie te fakty razem wskazują na to, że w pewnym momencie musi dojść do poważnego zaiskrzenia na linii NATO-Rosja. Otwarte pozostaje pytanie, czy stanie się to jeszcze za sprawą kryzysu na Ukrainie, względnie jego kolejnych etapów, czy dopiero, gdy Rosja będzie po raz kolejny starała się wykorzystać swoje wpływy w państwach bałtyckich, aby uzyskać korzystne dla siebie rozwiązania polityczne. Te dwa spośród ewentualnych scenariuszy wydają się najbardziej prawdopodobne. Powrót zimnowojennych standardów w komunikowaniu się Rosji ze światem Zachodu, może jeszcze bardziej skomplikować sprawę, gdyż może spowodować, że niewielkie w gruncie rzeczy incydenty pomiędzy obiema stronami zaczną urastać do groźnych rozmiarów, jako, że wraz ze wzrostem wzajemnej wrogości i nieufności, przestaną istnieć odpowiednie kanały komunikacji zapewniające możliwość natychmiastowego rozładowywania napięć.
Z drugiej strony nie można demonizować rosyjskiego zagrożenia. Słaba gospodarka, jeszcze słabsze perspektywy rozwoju i starzejące się w dramatycznym tempie społeczeństwo, nawet mimo imponujących nakładów na zbrojenia, są skuteczną przeszkodą w dorównaniu potencjałowi militarnemu i gospodarczemu, jakim dysponuje NATO. Niewiadomą pozostaje także na ile dla W. Putina „gra” w Europie Wschodniej jest warta rosnącego z każdym dniem ryzyka konfrontacji, z której w ostatecznym rozrachunku Rosja wyjść zwycięsko po prostu nie może.
Problemem dla Europy pozostaje to, czy NATO i jego kraje członkowskie byłyby w razie potrzeby gotowe do starcia zbrojnego, z tak potężnym mimo wszystko przeciwnikiem. Niejednomyślność, zróżnicowane interesy krajów członkowskich, ale także zwykła geografia, mogą w godzinie próby spowodować, że część państw „nie będzie chciała umierać za kogoś”, zwłaszcza jeśli przyjdzie do obrony tych najmniejszych. Kwestie militarne też mają tu znaczenie: o ile Stany Zjednoczone pozostają ze swoim budżetem obronnym poza zasięgiem reszty państw, to stale malejące nakłady na zbrojenia w większości państw europejskich, przy skokowo rosnących nakładach na modernizację armii rosyjskiej, mogą w końcu zrobić różnicę, przy której Moskwa poczuje się w Europie na tyle pewnie, że może zacząć wywierać silniejszą presję na te zdominowane kiedyś przez siebie kraje, które obecnie pozostają poza jej zasięgiem ze względu na uczestnictwo UE i NATO. Problemem pozostaje także polityka wewnętrzna UE. Pacyfizm i brak „zdyscyplinowania” społeczeństw europejskich może utrudniać politykom poszczególnych państw mobilizację zasobów na obronność, do tego w sytuacji realnego zagrożenia wschodnich rubieży UE może dojść do eskalacji narodowych partykularyzmów i europejska solidarność posypie się jak domek z kart. Byłaby to woda na młyn dla W. Putina, którego ambicję sięgają na pewno dużo wyżej, niż możliwości dzisiejszej Rosji.
Jarosław Wolski
Przypisy:
[i] Witold Rodkiewicz, Jadwiga Rogoża, Agata Wierzbowska-Miazga, Rosyjska polityka wobec Ukrainy: lokalne działania, globalne cele, Publikacje Ośrodka Studiów Wschodnich, http://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2014-08-20/rosyjska-polityka-wobec-ukrainy-lokalne-dzialania-globalne-cele dostęp: 20.08.2014
[ii] Np. rezygnacja administracji Baracka Obamy z planów tarczy antyrakietowej w Polsce i w Czechach, czy też niedawny skandal z podsłuchiwaniem przez amerykańskie służby niemieckich polityków (i w mniejszym zakresie Amerykanów przez niemiecki wywiad), jak również afera szpiegowska, która zakończyła się wydaleniem rezydenta CIA z ambasady amerykańskiej w Berlinie.
[iii] Spiegel: Spór o tarczę antyrakietową. Będzie chroniła przed Rosją?, http://forsal.pl/artykuly/817375,spiegel-spor-o-tarcze-antyrakietowa-bedzie-chronila-przed-rosja.html, dostęp: 24.08.2014
[iv] Obecnie mówi się o możliwościutworzenia pięciu nowych baz wojskowych na terenie Europy Środkowej i Wschodniej oraz oddziału szybkiego reagowania o sile 4 tys. żołnierzy, zob. NATO stworzy 5 nowych baz w Europie Wschodniej?, http://www.bankier.pl/wiadomosc/NATO-stworzy-5-nowych-baz-w-Europie-Wschodniej-3191730.html, dostęp: 31.08.2014
[v] Aija Krutaine, David Mardiste, Disiquiet in Baltics over sympathies of Russian speakers,http://www.reuters.com/article/2014/03/23/us-ukraine-crisis-russia-insight-idUSBREA2K07S20140323, dostęp:22.08.2014
[vi] Agnia Grigas, Legacies, Coercion and Soft Power: Russian Influence in the Baltic States, The Means and Ends of Russian Influence Abroad Series, Russia and Eurasia Programme, August 2012, Chatham House briefing paper, str. 3,http://www.chathamhouse.org/sites/files/chathamhouse/public/Research/Russia%20and%20Eurasia/0812bp_grigas.pdf, dostęp: 24.08.2014
[vii] Ian Trainor, Russia Accused of unleashing cyberwar to disable Estonia,http://www.theguardian.com/world/2007/may/17/topstories3.russia, dostęp: 23.08.2014
[viii] Międzynarodowy Ośrodek Studiów Obronnych w Tallinie, Rola Rosji w zamieszkach w Tallinie,http://www.eesti.pl/index.php?dzial=panstwo&strona=rola_rosji, dostęp: 23.08.2014
[ix] Jussi Jalonen, Dni, które wstrząsnęły Estonią, przełożyła Patrycja Bukalska, Tygodnik Powszechny,http://tygodnik.onet.pl/swiat/dni-ktore-wstrzasnely-estonia/9z07d, dostęp 23.08.2014
[x] Paweł Kowal w wywiadzie udzielonym Zuzannie Wierus, Paweł Kowal: Celem Putina nie jest wojna, tylko przeciąganie konfliktu na Ukrainie, Czytaj więcej: http://www.polskatimes.pl/artykul/3543323,pawel-kowal-celem-putina-nie-jest-wojna-tylko-przeciaganie-konfliktu-na-ukrainie,id,t.html dostęp: 24.08.2014
[xi] Zob. Jadwiga Rogoża, Conservative Counterrevolution: Evidence of Russia’s Strength or Weakness?, Russian Analytical Digest, No. 154, 28 July 2014, str. 2-5, http://www.css.ethz.ch/publications/pdfs/RAD-154.pdf, dostęp: 25.08.2014
[xii] "NYT": Merkel powiedziała Obamie, że Putin żyje "w innym świecie", http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/nyt-merkel-powiedziala-obamie-ze-putin-zyje-w-innym-swiecie,403823.html, dostęp: 31.08.2014
[xiii] Zob. Agata Wierzbowska-Miazga, Przyjaźń mimo woli, Nowa Europa Wschodnia, nr 6/2012,http://www.new.org.pl/651,artykul.html, dostęp: 31.08.2014
[xiv] Rosyjska prasa: Putin ma kłopoty z Eurazjatycką Unią Gospodarczą, http://www.bankier.pl/wiadomosc/Rosyjska-prasa-Putin-ma-klopoty-z-Euroazjatycka-Unia-Gospodarcza-3155661.html, dostęp 25.08.2014
[xv] Agnia Grigas, Legacies, Coercion and Soft Power…, op. cit., s. 11
[xviii] Ludność. Stan i struktura demograficzno-społeczna. Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań 2011, główny Urząd Statystyczny, Warszawa 2013, str. 91,http://stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/LUD_ludnosc_stan_str_dem_spo_NSP2011.pdf, dostęp: 27.08.2014
[xix] Ministerstwo Gospodarki, Sprawozdanie z wyników monitorowania bezpieczeństwa dostaw paliw gazowych
za okres od dnia 1 stycznia 2013 r. do dnia 31 grudnia 2013 r., Warszawa 2014, s. 23,http://www.mg.gov.pl/files/upload/21265/20140724_sprawozdanie%20MG%20za%202013%20r..pdf, dostęp: 31.08.2014
[xx] Piotr Janusz, Ropa naftowa – kierunki dostaw i struktura zużycia w Polsce w latach 1999–2011, Nafta-Gaz, styczeń 2013, rok LXIX, s. 66, http://www.inig.pl/INST/nafta-gaz/nafta-gaz/Nafta-Gaz-2013-01-08.pdf, dostęp: 31.08.2014
[xxi] Robert Zieliński, Nieprawidłowości na budowie w Świnoujściu. Czy termin oddania gazoportu jest zagrożony?,http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/nieprawidlowosci-na-budowie-w-swinoujsciu-czy-termin-oddania-gazoportu-jest-zagrozony,453523.html, dostęp: 27.08.2014
[xxii] Robert Ciechanowski, Rosyjskie siły zbrojne w Kaliningradzie,http://dziennikzbrojny.pl/artykuly/art,2,6,6819,armie-swiata,potencjal,rosyjskie-sily-zbrojne-w-kaliningradzie, dostęp 1.09.2014
[xxiii] Do krajów sceptycznych wobec kolejnych sankcji mają należeć Austria, Bułgaria, Grecja, Węgry, Słowacja i Włochy, zob. Będą kolejne sankcje wobec Rosji? Węgry, Austria i kilka innych krajów jest przeciwko, http://www.tvn24.pl/beda-kolejne-sankcje-wobec-rosji-wegry-austria-i-kilka-innych-krajow-jest-przeciwko,463469,s.html, dostęp: 31.08.2014
[xxiv] W takim tonie wypowiadała się prezydent Litwy, Dalia Grybauskaite, zob. Prezydent Litwy: Rosja jest w stanie wojny z Europą, http://niezalezna.pl/58881-prezydent-litwy-rosja-jest-w-stanie-wojny-z-europa, dostęp: 31.08.2014
 Również szef polskiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Stanisław Koziej, stwierdził, że „nie widzi przeciwwskazań” dla sprzedaży broni Ukraińcom, ale zastrzegł, że „decyzja w tym względzie powinna być konsekwencją dyskusji wśród sojuszników w sytuacji, w której Ukraina formalnie o to poprosi”, zob. Polska mogłaby sprzedać broń Ukrainie? Koziej: nie widzę przeciwwskazań, jeśli Ukraina formalnie poprosi, http://tvn24bis.pl/informacje,187/polska-moglaby-sprzedac-bron-ukrainie-koziej-nie-widze-przeciwwskazan-jesli-ukraina-formalnie-poprosi,462847.html, dostęp 31.08.2014
[xxv] Zob. Robert Legvold, Managing the New Cold War.What Moscow and Washington Can Learn From the Last One, Foreign Affairs, http://www.foreignaffairs.com/articles/141537/robert-legvold/managing-the-new-cold-war, dostęp: 18.08.2014
[xxvi] Krzysztof Strzępka, Anna Widzyk, UE przygotuje nowe sankcje przeciw Rosji w ciągu tygodnia,http://wyborcza.pl/1,91446,16559109,UE_przygotuje_nowe_sankcje_przeciw_Rosji_w_ciagu_tygodnia.html#ixzz3By9CBst5, dostęp: 31.08.2014
[xxviii] Bank Centralny Rosji: odpływ kapitału w 1. półroczu - 74,6 mld dolarów, http://wiadomosci.onet.pl/swiat/bank-centralny-rosji-odplyw-kapitalu-w-1-polroczu-74-6-mld-dolarow/td4zw, dostęp: 31.08.2014. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje odpływ kapitału z Rosji w 2014 roku na poziomie 100 mld dolarów, zob. International Monetary Fund, IMF Executive Board Concludes 2014 Article IV Consultation with the Russian Federation,http://www.imf.org/external/np/sec/pr/2014/pr14322.htm, dostęp: 31.08.2014
[xxix] International Monetary Fund, Transcript of a Press Briefing on the World Economic Outlook (WEO) Update,http://www.imf.org/external/np/tr/2014/tr072414a.htm, dostęp: 31.08.2014
[xxx] IMF Country Report No. 14/175, Russian Federation, 2014 Article IV Consultation—Staff Report;, Informational Annex; Press Release, International Monetary Fund, July 2014, s. 14,http://www.imf.org/external/pubs/ft/scr/2014/cr14175.pdf, dostęp: 31.08.2014
[xxxi] Szymon Kardaś, Gazowe „partnerstwo” wschodnie: kontrakt Gazpromu i CNPC na dostawy gazu do Chin, Komentarze OSW, Ośrodek Studiów Wschodnich, http://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/komentarze-osw/2014-06-16/gazowe-partnerstwo-wschodnie-kontrakt-gazpromu-i-cnpc-na, dostęp: 31.08.2014
[xxxii] Paweł Turowski, Eksport rosyjskiego gazu – strategia, plany, konsekwencje, Kwartalnik „Bezpieczeństwo Narodowe”: Główne ustalenia i rekomendacje SPBN 2012, 23-24/2012, s. 225-229 i 230-235,http://www.bbn.gov.pl/pl/publikacje-i-dokumenty/kwartalnik-bezpieczens, dostęp: 31.08.2014
[xxxiv] Juliusz Sabak, Sankcje opóźnią modernizację rosyjskiej armii?, http://www.defence24.pl/analiza_sankcje-opoznia-modernizacje-rosyjskiej-armii, dostęp: 1.09.2014
[xxxv] Maciej Kucharczyk, Amerykanie odpuścili, Rosjanie idą pełną parą. Wielka modernizacja śmiercionośnych rakiet,http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/amerykanie-odpuscili-rosjanie-ida-pelna-para-wielka-modernizacja-smiercionosnych-rakiet,381404.html, dostęp: 31.08.2014

0 komentarze:

Prześlij komentarz

.