Kim są nadludzie?

Czy nietzscheański Ubermensch ma coś wspólnego z chrześcijaństwem? A czy można chociaż zobaczyć w chrześcijaństwie pewne podobieństwa? - Zobaczmy. Pytania o człowieka, pytania o istotę człowieczeństwa należą do podstawowych.

Po co komu etyka?

Czym jest etyka i moralność? Czy zastanawiamy się nad tym na co dzień, czy postępujemy etycznie? Właściwe po co moralnością mamy się przejmować, albo jakimś zbiorem zasad etycznych?

Wojna cywilizacji według Samuela Huntingtona

Jak żywa jest pamięć zbiorowa? Huntington stawia tezę, że w XXI w. wojna między różnymi cywilizacjami zajmie miejsce dziewiętnastowiecznych wojen narodowych i dwudziestowiecznych wojen między ideologiami.

Dlaczego kult Maryi wywołuje u niektórych taki sprzeciw?

Kult Maryi jest zjawiskiem szczególnym i niezwykłym w Kościele Rzymsko-Katolickim. Obecny kształt tego kultu zawdzięczamy tradycji, pobożności ludowej, dyskusjom teologów i soborom. Dlaczego kult Maryi jest dla wielu chrześcijan kontrowersyjny?

Ks. Nikos Skuras: "oczywiście, oczywiście..."

Ks. Nikos - zawsze mówi o tym że Jezus Cię kocha z twoimi grzechami, i przyjmuje zawsze do Swego Serca. Ale używa mocnych słów i dla wielu jest kontrowersyjny. Jak atomowa bomba

Inżynieria zniewolenia

"Jeśli diabeł jest obecny w naszej historii to jest nim zasada władzy" - Mikhail Bakunin. Czym jest inżynieria społeczna? Mało kto wie, że inżynieria społeczna jest opartą na nauce sztuką nakłaniania innych ludzi do spełniania życzeń i oczekiwań rządzących.

Adama Doboszyńskiego Modlitwa o Wielką Polskę

Autorem modlitwy jest Adam Doboszyński - wybitny Polak, brutalnie zamordowany przez komunistów. Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Świętej Jedyny, Panie Jezu Chryste i Ty, Najświętsza Panno Kalwaryjska z cudownego obrazu, raczcie wejrzeć na szczerość dusz naszych i na czystość dążenia naszego...

Liberalizm – definicja bestii

W encyklice Pascendi Dominis Gregis papież Pius X napisał, iż „największa i najbliższą przyczyną modernizmu jest bez wątpienia pewnego rodzaju wypaczenie umysłu”...

sobota, 27 lipca 2013

Stop herezjom!

 
Nie jest dobrze, gdy ludziom mylą się różne porządki. A już szczególnie źle, kiedy dochodzi do pomieszania idei politycznych z religijnymi spekulacjami.

Herezja, po grecku αϊρεσις, od αίρειν — wybierać,tak nazywana od dowolnego wyboru nauki jakiejś, stąd w ogóle sekta, stronnictwo,jak np. sekta platońska, pitagorajska, jak ś.Paweł mówi o herezji, t. j. sekcie saduceuszów Act.V17. faryzeuszówXV5. lecz tenże Apostoł używał już wyrazu herezji w znaczeniu błędu religijnego, t. j. oderwania się, od wiary i Kościoła, Gal.V20. Tit. III 10. I Cor.XI19. gdzie herety­ków gani i potępia.

Zwyczaj kościelny, za przykładem ś. Pawła, wpro­wadził w użycie wyraz herezję w znaczeniu wyłącznie błędu dogmatycznego. Inaczej nawet być nie mogło, ponieważ pojęcie herezji, sekty, odszczepienia się, wręcz się sprzeciwia idei Kościoła Chrystusowego, którego ce­chą jest jedność i powszechność, a nie sekciarstwo. Równoznaczny he­rezji wyraz kacerstwo,niemieckie Ketzerei,wzięty jest, jak chcą niektórzy, choć bezzasadnie, z wyrazu chmary,a jak inni twierdzą, z wyraża katany, katarowie(ob.), którym oznaczano w wiekach średnich wiele sekt dro­bnych.
Teologowie jednomyślnie herezję określają, jako błąd rozmyślny przeciwko wierze w chrześcijaninie, czyli w tym, który wiarę przyjął;stąd w pojęciu herezji formalnej dwie rzeczy się zawierają:
1) błąd ze strony rozumu, przeciwny nauce Kościoła, przedstawionej jako zasada wiary. Wystarcza zaprzeczanie choćby jednej prawdy wiary.
2) Upór ze strony woli, gdy kto poznając i wiedząc, że jego mniemanie sprzeciwia się nauce Kościoła, swój jednak sąd przekłada nad orzeczenie Kościoła i jemu się poddać nie chce, bez względu na powody, z jakichby to czynił (S. Alph.,Theol. morał. lib. 3n. 19). Oczywiście, że do natury tego uporu wcale nie należy, czy ktoś broni swego zdania zaciekle, zawzięcie, czy też wcale nie broni, bo istotę rzeczy stanowi trwaniew poznanym błędzie. 
Jeżeli zaś błąd w wierze nie łączy się z rzeczonym uporem woli, będzie tylko herezja materialna.Staje się winnym herezji formalnej powątpiewający rozmyślnie o prawdzie wiary, przez Kościół określonej. Dopóki błądzący, gdy nie zna sądu Kościoła, jest gotowym do poddania się wyrokom Ko­ścioła, nie jest heretykiem formalnym.
Z samego oznaczenia istoty herezji widzieć można, że jeśli herezja pozostaje w duszy tylko, zowie się wewnętrzną,jeżeli zaś okazuje się na zewnątrz słowem lub czynem, nazywa się zewnętrzną.Gdy herezja zewnętrzna jest znaną ledwie kilku osobom, jest tajemną (occulta), gdy ją zna wiele osób, zowie się publiczną.
Herezja, jako przeciwna wierze, jest grzechem, z natury swojej bardzo ciężkim (peccatum mortale ex solo genere suo).
Herezje, pomimo swych zgubnych następstw dla jednostek, które im uległy, oddawały jednak mimowolnie usługę prawdzie, bo przyczyniały się zawsze do wyraźniejszego określenia zaprzeczanego lub źle zrozumianego dogmatu. Tym objaśnia się znaczne miejsce, jakie historia herezji zajmuje w dziejach Kościoła.
_________________
x. bp Antoni Sotkiewicz, Hasło: HEREZJA za: Encyklopedia kościelna podług teologicznej encyklopedii Wetzera i Weltego z licznemi jej dopełnieniami przy współpracownictwie kilkunastu duchownych i świeckich osób wydana przez x. Michała Nowodworskiego, Tom VII, Warszawa 1875, s. 214-215.

św. Tomasz z Akwinu, "Suma Teologiczna".

Bałwochwalstwo
P. Komu jesteśmy winni, że nas samych nie dotknęło osobliwe zaślepienie bałwochwalstwa? O.Że nas samych nie dotknęło osobliwe zaślepienie bałwochwalstwa winni to jesteśmy Wierze.
Całe Niemcy północne pogrążone były w bałwochwalstwie, wprzód nim zajaśniała tam pochodnia Ewangelii. Wielka Brytania winna swoję cywilizację i upadek swych bałwanów świętemu zakonnikowi Augustynowi. A jakaż była religja Franków? W jak nierozumnem barbarzyństwie byli pogrążeni przed opowiadaniem słowa Bożego przez świętego Remigjusza i nawróceniem się Klodoweusza (około 496 )? Któż bez wstydu pomyśleć może o jemiole dębowej, której oni cześć oddawali? Kto nie wzdrygnie się na wspomnienie Druidów, którzy zasięgali woli bogów i badali przyszłość w drgających wnętrznościach zamordowanych ludzi? Gdyby nie Wiara, gdyby nie opowiadanie Ewangelii, bylibyśmy tem, czem przodkowie nasi, niemądrymi czcicielami bóstw kłamanych. Co się działo przy końcu ostatniego wieku, nie jestże bardzo uderzającym tego dowodem? W tych, którzy porzucili naówczas starożytną wiarę, co za zwrót do dawnych błędów, do szaleństwa ludzkiego! Ludzie, w których natura pyszniła się sama sobą, wzgardzili naukami Ewangelji; wkrótce wyprzęgli się nawet rozumu, i w wieku oświaty widziano bałwany daleko nikczemniejsze od tych, które apostołowie poobalali; pod panowaniem rozumu bezecna religja, zastąpiła religję Boga chrześcijan, bałwany cielesne umieszczono na ołtarzach naszych; a ludzie, tak dumni, którzy w bezrozumnej pysze swojej odmawiali hołdów Bogu prawdziwemu, jako sektarze religii nowej, cześć oddawali tyumfującemu rozumowi, pod postacią nierządnicy!!!
Bluźnierstwo przeciw religii
Bluźnierstwem przeciw religji jest mówić, na przykład, że ona jest dziełem ludzi, wynalazkiem księży; że na nic się nie przyda; że ci, którzy ją zachowują, nie lepsi są od tych, którzy jej nie zachowują; że religja katolicka nie więcej warta co protestancka; że wszystkie religje jednostajnie są dobre...
Piąty grzech przeciwko Duchowi Św.
P. Który jest piąty grzech przeciw Duchowi Świętemu? O. Piątym grzechem przeciw Duchowi Świętemu jest sprzeciwianie się uznanej chrześcijańskiej prawdzie, nie przez nieświadomość, ale przez złość. (Agnitae veritatis impugnatio, cujus rei sunt imprimis, qui fidei, religionis christianae et catholicae veritatem non ex ignorantia sed ex malitia studiose oppugnat). 
Uderzać na prawdę uznaną, walczyć przeciw niej, lub jej opierać się; nie zgadzać się na nią, nie przez niewiadomość, ale przez upór i złość otwartą; jestto sprzeciwiać się bezpośrednio Duchowi świętemu, który jest duchem prawdy. Ten był grzech Żydów względem Jezusa Chrystusa; bo chociaż byli świadkami jego cudów, które przekonywały oczywiście o bóstwie jego posłannictwa, nie chcieli wszelako wierzyć jego słowom. - Jestto także grzech heretyków, którzy uporczywie bronią mylnych swoich dogmatów.
______________
ks. Ambroży Guillois. Wykład historyczny, dogmatyczny, moralny liturgiczny i kanoniczny wiary katolickiej, z odpowiedziami na zarzuty wzięte z nauk przeciw religii, albo teologja dogmatyczna i moralna, ku użyciu wiernych Chrystusowych. Dzieło ofiarowane Ojcu Świętemu Piusowi IX, Papieżowi, zaszczycone podziękowaniem Jego Świątobliwości, tudzież aprobatą i pochwałami wielu Kardynałów, Arcybiskupów i Biskupów. Tłumaczenie: Leon Rogalski. Tom II. Warszawa1892.

Prawdziwi członkowie Kościoła
Apostaci więc, heretycy i schizmatycy przestają być członkami Kościoła, choćby Kościół wyraźnie ich nie wyklinał, gdyż odłączenie ich dobrowolnym jest i od Kościoła niezależnym; dlatego to nigdy zdarzyć się nie może, że apostatów, heretyków i schizmatyków za wyłączonych ze społeczności swojej Kościół uważać nie będzie; w przeciwnym razie Kościół przestałby być Kościołem, cios śmiertelny sam boskiemu swojemu ustrojowi, jedności wiary i jedności głowy, wymierzając. 
ks. Jan Nepomucen Opieliński. Komentarz do cenzur kościelnych po dziś dzień obowiązujących.

Miejsce w piekle dla heretyków
Tak więc najpewniejszą rzeczą jest, że wszyscy ci, którzy trzymają się i bronią jakiegoś zdania przeciwnego rzymskiemu i katolickiemu Kościołowi, zrywając tym samym z nim jedność, jeśli z uporem pozostając w herezji lub schizmie zakończą życie, to za karę będą cierpieć wieczne męki w piekle, pomimo tego że mogło się wydawać, iż niektórzy z nich żyli uczciwie. Z pewnością, heretycy i schizmatycy, nawet jeżeli okazywaliby się jako skromni, życzliwi, wstrzemięźliwi i żyjący w czystości; nawet gdyby udzielali najhojniej jałmużny ubogim; nawet gdyby wytrwale modlili się do Boga, a w swych prośbach ze skruchą wylewaliby wiele łez; nawet gdyby prowadzili najbardziej surowe życie, i dokonywaliby zdumiewających dzieł; nawet gdyby chętnie i nieustraszenie ciała swe wydali na śmierć; ponieważ jednak są pyszni, i fałszywymi objaśnieniami wywracają Pismo święte, i rozrywają jedność Kościoła, nie mogą mieć prawdziwej miłości. Bóg się nimi brzydzi, i odrzuca ich od Swego Królestwa jako największych wrogów: i nie dostąpią oni zbawienia nigdy, chyba że z pokorą i posłuszeństwem podporządkują się Matce-Kościołowi, odrzucając swe fałszywe zapatrywania. Trwaj zatem w prawej, chrześcijańskiej i prawdziwej wierze; wierząc bez udawania w to, w co wierzy Kościół katolicki, i rozważając to, co on pobożnie rozważa". 
o. Ludwik Blozjusz OSB. Speculum spirituale.

Błąd zafałszowania
Błąd zafałszowania popełnia ten, kto w imieniu Kościoła oddaje Bogu cześć w sposób niezgodny z ustaleniami powziętymi przez Kościół na mocy jego boskiej władzy oraz w sposób przez Kościół niepraktykowany.
św. Tomasz z Akwinu, Summa theol., II, 2, q. 93, a. 1.

Bezwartościowe męczeństwo heretyków
Nie podobna być męczennikiem temu, kto nie jest w Kościele; nie dojdzie do królestwa, kto porzuca tego, który królować powinien... Nie mogą być z Bogiem ci, którzy nie chcą zachować jedności ducha w Kościele. Próżno dają się palić w płomieniach i na stosach, albo życie swe oddają w paszczękach dzikich zwierząt; wszystko to nie będzie zwycięstwem wiary, lecz karą niewierności... Można śmierć ponieść, a nie mieć prawa do wieńca nagrody.” (De Unit. Eccl. N. 14) 
św. Cyprian

Kogo należy nazywać chrześcijaninem?
Tego, kto wyznaje zbawienną doktrynę Jezusa Chrystusa (prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka) w Jego Kościele. Dlatego wszelki kult i wszystkie sekty jakie można znaleźć na świecie, które obce są doktrynie Chrystusa i Kościoła, a do których należą: sekta żydowska, sekta pogańska, sekta mahometańska, sekta heretycka, są (wspomniane sekty z ich fałszywym kultem – przyp. tł.) potępiane i traktowane z obrzydzeniem przez prawdziwego chrześcijanina, który mocno przylgnął do nauki Chrystusa.

Catechismus Maior seu Summa Doctrinae Christianae Post-Tridentina (1566-1592), [w]: S. Petri Canisii Doctoris Ecclesiae Catechismi latini et germanici, Pars prima: Catechismi latini. Romae – Monachii MCMXXXIII (1933), s. 83. 

Sakramenty heretyków
Sakramenty, które heretycy zachowali w swych sektach, są jak łupy zabrane z Kościoła kiedy Go opuszczali, lecz które należą do Kościoła. Zbiegły sługa może zabrać ze sobą pieniądze swego pana; żołnierz może zabrać sztandar generalski. Lecz jak ci, którzy uchodzą ze zrabowanymi rzeczami nie należą do rodziny czy armii, tak też heretycy nie należą do Kościoła.
kardynał Camillo Mazzella (1833-1900). De Religione et Ecclesia Praelectiones Scholastico-dogmaticae, Romae 1896.

Z liturgii Wielkiego Piątku
Módlmy się także za heretyków i schizmatyków, aby Bóg i Pan nasz wyrwał ich ze wszystkich błędów i raczył ich przywieść do świętej Matki, katolickiego i apostolskiego Kościoła.
Wszechmogący, wieczny Boże, Ty, zbawiasz wszystkich, a nie chcesz niczyjej zguby, wejrzyj na dusze podstępem szatana uwiedzione, by wyrzekłszy się wszystkich heretyckich błędów i z mylnej drogi w skrusze serca do jedności Twej wiary powróciły.
Z liturgii Wielkiego Piątku. Missale Romanum.

Kościół a akatolicy
Akatolikiem jest człowiek nieochrzczony albo ochrzczony, który nie uznaje swego stosunku do Kościoła katolickiego. Ten ostatni nazywa się także heretykiem, apostatą (c. 1099).
Nieochrzczeni wobec Kościoła są obcymi i dlatego nie podlegają jego władzy. Apostoł przeto głosi, że nie ma prawa sądzić tych, którzy są poza Kościołem (qui foris sunt I. Kor. 5,12; sob. tryd. SS XIV c. 2 de poenit; c. 8 de divort IV. 19, c. 87). Nieochrzczeni wprost nie są związani prawem kościelnym, niekiedy atoli sięgają ich skutki prawa kościelnego (indirecte), np. gdy wchodzą w stosunki z osobami ochrzczonymi, jeśli np. nieochrzczony zawiera małżeństwo z osobą katolicką jest obowiązany do formy kanonicznej, również, gdy w małżeństwie osób nieochrzczonych, jedna z nich przyjmie chrzest, związek ich może być rozwiązany (c. 1099, 1120). Mają oni obowiązek poznać naukę chrześcijańską i to z prawa Bożego i przez chrzest wejść do Kościoła, nie wolno ich atoli zmuszać do tego (c. 750, 1322); mogą być karani, jeśli obrażają religię chrześcijańską, np. bluźnią Chrystusowi.


Heretycy są poddani Kościołowi ze względu na przyjęty chrzest; są przeto związani prawem kościelnym, o ile w jakimś wypadku nie są zwolnieni, np. są wolni od formy kościelnej zwierania małżeństw między sobą (c. 1099 § 2). Kodeks Prawa Kanonicznego głosi, że do zachowania jego postanowień są obowiązani wszyscy ochrzczeni (baptisati), a nie tylko katolicy (c. 12, 87, 1038, 1099, 1960). Heretycy są związani prawem Bożym naturalnym i pozytywnym w takim tłumaczeniu, jakie daje Kościół katolicki. Herezja w obliczu Kościoła jest delictum, przeto Kościół nakłada surowe kary na heretyków, np. są oni usunięci od uczestnictwa w owocach ogólnych i modlitwach Kościoła, tracą wszelkie urzędy kościelne, jakie posiadają, - ani też nie mogą ich otrzymać (c. 2314). 
ks. Dr Ignacy Grabowski. Prawo Kanoniczne. Warszawa 1948, s. 63-64.

Nieważność angielskich święceń
Leon XIII w bulli dogmatycznej „Apostolicae curae” z r. 1896 ogłosił święcenia angielskie za nieważne. Opierał się Papież na fakcie, że w formularzu święceń Edwarda VI (od r. 1549) zostały wypuszczone z formuły łacińskiej słowa, nadające święconemu władzę konsekrowania i słowa, nadające władzę spowiadania. Opuszczenie tych słów było następstwem wiary Anglikanów, nieuznających konsekracji i spowiedzi. Wskutek tego ordynujący nie miał także intencji uczynienia ordynowanego kapłanem, bo istota kapłaństwa we władzy konsekrowania i odpuszczania grzechów polega. Praktycznie Kościół katolicki już dawno nie uznawał święceń angielskich za ważne, bo wszystkim angielskim duchownym, którzy, po przejściu na katolicyzm, chcieli być kapłanami, udzielał bezwarunkowo święceń kapłańskich.
ks. dr. M. Sieniatycki, Zarys dogmatyki katolickiej. Tom IV. O sakramentach i rzeczach ostatecznych, Kraków 1931, s.  369 

Sekty heretyckie nie mają charakteru apostolskiego
Nie ma wreszcie u tych sekt charakteru apostolskiego, który domaga się nieprzerwanego następstwa, począwszy od Apostołów. Patrząc bowiem na sekty wszystkie, każdy bezstronny może się przekonać o braku tego następstwa. I tak przed Nestoriuszem nie było Nestorianów, przed Lutrem nie było Protestantów, przed Kalwinem nie było Kalwinów, przed Henrykiem VIII nie było Anglikanów, przed Focjuszem nie było Greków schizmatyków. Protestanci, Zwinglianie, Kalwini, Anglikanie (o tych ostatnich zob. Encyklikę z r. 1896 "Apostolicae curae et caritatis" Papieża Leona XIII) nie mają Biskupów; a więc nie mają i kapłanów, a zatem i o istnieniu ofiary Mszy św., Sakramentu Ołtarza, Pokuty itd. u nich nie może być mowy. Ich pastorzy i przełożeni są to ludzie świeccy, nie mający posłannictwa Bożego i charakteru nadziemskiego, kapłańskiego, który Chrystus Pan w swoim Kościele ustanowił. Wprawdzie Kościół wschodni grecko-schizmatycki ma Biskupów, kapłanów i diakonów czyli część materialną charakteru apostolskiego, ale nie ma posłannictwa od najwyższej Głowy Papieża, następcy św. Piotra, słowem, nie posiada części formalnej tego charakteru apostolskiego, zatem nie jest apostolskim. Jeden Kościół rzymsko-katolicki jest tylko prawdziwym, w nim przebywa Duch Święty, on prowadzi wszystkich bezpiecznie do nieba, on ufundowany jest na opoce, dlatego i my powtórzmy za Bosuetem i Fenelonem: "O święty Kościele Rzymski, jeśli o tobie zapomnę, niechaj zapomnę sam o sobie, niechaj mój język zeschnie się i skołczeje w ustach moich".
ks. J. Tylka, Dogmatyka katolicka. Część ogólna, Tarnów 1897, s. 332

Heretyckie martyrologium
Bardzo niedokładna to rzecz równać ilość skazanych na śmierć za wiarę heretyków z ilością naszych męczenników. Ale choćby nawet rzeczywiście zachodziła między tymi ilościami równość, choćby nawet zabicie za swój bałwochwalczy upór poganie byli liczniejsi, aniżeli chrześcijańscy męczennicy, to jeszcze i wtedy pomiędzy tymi ofiarami błędu a naszymi świadkami prawy zachodziłaby radykalna, bezwzględna różnica. Moralny stan jednych i drugich jest najzupełniej różny: z jednej strony męczennicy ze swą łagodnością, cierpliwością, weselem, niewinnością, przypominający Baranka Bożego, przed nimi i za nich ofiarowanego, - z drugiej strony sekciarze i niewierni ze swym uporem, nienawiścią, złością, a często z tajemnymi lub jawnymi, przez szatana podsuniętymi zbrodniami. Najmniejszej pod tym względem nie zostawia wątpliwości rozsądne i spokojne porównanie martyrologium katolickiego i innymi martyrologiami.
ks. Jules Didiot, Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem x. Wł. Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. II. Warszawa 1894, s. 598

Pozdrawianie odszczepieńców w pierwotnym Kościele
Między pierwszymi chrześcijanami tak mocne było przekonanie, że tylko w Kościele Chrystusa jest pokój i dostaje się tylko wyznawcom Jego, że zwyczajnem pozdrowieniem: Dominus tecumalbo pax tecum, nie witano nigdy odszczepieńców, lub wyłączonych z grona Kościoła. Zdawało się im, że zniewaga dotknie słowo pokoju, gdy się je odniesie do tych, dla których nie ma pokoju. Stąd Tertulian ostro gromi od wiary odstępców, że pacem cum omnibus miscent, że nadużywają słów pokoju witając nimi tych, od których daleki pokój. Stąd św. Polikarp pozdrowiony pax tecum od Marcyona odstępcy, ze wstrętem odwrócił odeń twarz swoją, bo karykaturą mu się wydały w ustach grzesznika słowa święte. Stąd także katechumeni, pokutnicy i poganie znajdować się na kazaniu nie mogli, bo powitanie pax vobis, którem zwykle rozpoczynał biskup mowę, tychby łączyło, których ani sakramenta, ani wiara nie łączyłyby; coby wiernych uczucia obrażało i było zniewagą dla pozdrowienia Zbawiciela. – Michał Glykas grecki historyk XII w. przekazuje annal. part. 4, legendę wyjętą jakoby z dzieł Filona, że kapłan jakiś dla grzechów odłączony przez biskupa od jedności z Kościołem, został podczas prześladowania przez pogan zbity. Na grobie jego zbudowano kościół, lecz gdy biskup pozdrawiał wiernych pax vobiscum, męczennik ten kościół opuszczał. Trwać to miało tak długo, aż biskup obrzędu pojednania nad grobem nie dopełnił.
Ta opowieść może nie mieć podstawy historycznej, maluje jednak dokładnie wiarę pierwszych chrześcijan, że z pokoju Chrystusowego korzystają tylko wierni – tylko z Kościołem złączeni.
ks. Antoni Nojszewski, Liturgia Rzymska, Warszawa 1914, s. 409-410

Religia prawdziwa i fałszywa
Dzieli się religia na „prawdziwą” i „fałszywą”. Prawdziwą zowiemy tę, która zawiera w sobie naukę o Bogu, zgodną z rzeczywistością, czyli prawdziwą wiarę i prawdziwą Mu cześć oddaje. Jedynie ta religia może podobać się Bogu i tylko przez nią możemy uzyskać Jego łaskę i szczęśliwość wieczną. Taką prawdziwą religią od czasów Chrystusa Pana jest tylko religia chrześcijańsko-katolicka. „Fałszywą religią” jest każda, która błędnie naucza o Bogu, lub chociaż dobrze o Nim naucza, nie czci Go jednak w sposób z wolą Jego zgodny. Do fałszywych religii należą: pogańska ze wszystkimi swymi odcieniami; jedni czczą wiele bogów (Polytheismus), inni dwóch (Dualismus); jak wiadomo byli i tacy, którzy w zwierzętach lub w rzeczach martwych („fetyszach”) upatrują jakieś tajemnicze objawy Bóstwa; byli wreszcie i tacy, którzy ludziom (Anthropolatria), albo szatanom (Daemonolatria), cześć Bogu należną oddawali. Do fałszywych religii należą dalej: mahometańska, żydowska od czasów Chrystusa Pana, a w końcu wszystkie inne religie, które albo nie uznają całego objawiania Bożego, danego rodzajowi ludzkiemu przez Jezusa Chrystusa, albo też w miejsce prawd objawionych swoje zdania wyznają.
ks. J. Tylka, Dogmatyka katolicka. Część ogólna, Tarnów 1897, s. 37  
Co więcej, religia fałszywa nie jest religią, ale bezbożnością, szydzeniem z Boga i bluźnierstwem. Przypisywanie Bogu jakichś złych uczynków, odmawianie Mu doskonałości, wymyślanie nowych prawd moralnych, uznawanie występku za cnotę, posługiwanie się obrzędami zabobonnymi itd. co wszystko znajdujemy w fałszywych religiach nie jest zaiste czcią należną Bogu.
Jeżeli Bóg objawił jakąś religię ludziom i jakieś obrzędy przepisał, natenczas tylko ta cześć, Mu oddawana, jest prawdziwą i jedynie ta religia Jemu się podoba. Kto Go czci inaczej, już Mu czci nie oddaje, ale Go obraża.
ks. J. Tylka, Dogmatyka katolicka. Część ogólna, Tarnów 1897, s. 46

Prawda jest niewyrozumiała
Często słyszymy zarzut, że Kościół katolicki jest "niewyrozumiały". Nie pozwala np., żeby w małżeństwach mieszanych połowa dzieci była innego wyznania; nie pozwala, żeby poświęcony przez Kościół sztandar, mógł być "poświęcony" przez inne wyznania itd. Jest niewyrozumiały? Nie, Kościół katolickie nie jest niewyrozumiay, tylko PRAWDA, której jest stróżem jest "niewyrozumiała".
Trudno, ale dwa plus dwa, nigdy nie jest pięć!
Pomyślmy trochę, jaka powstałaby obojętność religijna, jaka oziębłość, jeśliby Kościół katolicki lekko traktował tę sprawę i ustępliwością swoją wykazywał, że sam nie jest zupełnie pewny swojej nauki. Nie gorszcie się, ale otwarcie powiem: Natychmiast zerwałbym z Kościołem katolickim, gdyby utrzymywał: "niech sobie będą i inne wiary dobre..." Wtenczas bowiem wiara katolicka nie byłaby prawdziwą!
bp. Tihamer Toth, Chrystus królem Kościoła. Kazanie wygłoszone w 1926r. dla studentów uniwersytetu w Budapeszcie

Pozostaje do rozwiązania kwestia dotycząca heretyków, którzy nie wyznają swojej herezji otwarcie i dlatego nazywani są heretykami tajemnymi: mianowicie czy oni są w Kościele? 

Odpowiadam, że kwestia ta bardzo różni się od powyższej, albowiem co do jej rozwiązania istnieje różnica zdań między wybitnymi Teologami. Póki co sądzę, że bardziej uzasadnione jest stwierdzenie, iż pozostają oni w Kościele, ponieważ Kościół raz ich przyjął do swego łona i nigdy z niego nie usunął, ani też ponadto oni sami się od Kościoła nie oddzielili: chociaż bowiem nie mają wewnętrznej wiary, ani miłości, to przecież zachowują zewnętrzną więź wspólnoty kościelnej jaką jest wyznanie wiary, przy istnieniu czego są zaliczani do członków Kościoła.

ks. Nicolas Pauwels, Theologiae Practicae de Fide et Symbolo. 


Dobrodziejstwa anatemy
Tylko wtedy, gdy wyjdziemy od prawdziwej miłości bliźniego, jej świętego ognia i świętej siły, jaka przepełniała św. Pawła, będziemy mogli także zrozumieć, iż anatema i ekskomunika nie są jej przeciwne, ale uzewnętrzniają właśnie jej prawdziwego ducha. Oczywiście nie mam tu na myśli skutków, jakie tego rodzaju potępienie pociągało w czasach inkwizycji – pomijam krzywdzące kary i egzekucje stosowane przez państwo, które rzecz jasna były nie do pogodzenia z duchem miłości bliźniego. Mam na myśli anatemę jako taką oraz ekskomunikę, która stanowi, po pierwsze, uroczyste potępienie jakiejś tezy lub nauki heretyckiej, a po drugie, odbiera potępionemu prawo do sakramentów dopóki nie odwoła on swych poglądów, w przypadku kapłana – zawiesza go w pełnieniu obowiązków, teologa zaś pozbawia prawa do nauczania. Takie potępienie jest uczynkiem miłości Boga i bliźniego, ponieważ potępia obrazę Boga, zawartą w fałszowaniu chrześcijańskiego objawienia i nauczania Kościoła świętego i oficjalnie demaskuje błąd. Kościołowi świętemu powierzono ochronę treści Objawienia i wykonanie tego zadania jest głównym aktem świętego posłuszeństwa i miłości do Prawdy, ba, miłości do Boga samego. Ochrona wiernych przed zatruciem błędnymi naukami jest katem szlachetnej miłości bliźniego, gdyż zachowanie prawdziwej wiary jest dla człowieka dobrem obiektywnie o wiele ważniejszym i wyższym od łagodzenia wszelkich jego cierpień fizycznych i psychicznych. Anatema jest dla ludzi in statu viae ochroną najwyższego dobra o podstawowym znaczeniu dla uzdrowienia ich dusz. Jest ona zatem uczynkiem najwyższej miłości, ponieważ chroni ich przed wprowadzeniem w błąd przez heretyka, który – zwłaszcza gdy sprawuje jakąś funkcję w Kościele i jest członkiem ecclesia docens – występuje w imieniu Kościoła. Zwyczajny świecki, okazując wierną cześć, otwiera swoje uszy i serce, przez co ułatwia pozyskanie go dla błędnych nauk i zatruwanie jego wiary. Czyż ochrona wiernych poprzez zdemaskowanie heretyków – i ich zdymisjonowanie, gdy pełnią funkcje nauczycielskiego – nie jest o wiele bardziej pierwotnym i głębszym uczynkiem miłości bliźniego niż wszelka ochrona przed zarazą fizyczną, dżumą, albo łagodzeniem ubóstwa, ba, zniesieniem niesprawiedliwości społecznej? Czy gdziekolwiek indziej człowiek jako istota powołana do szczęścia wiecznego, człowiek w swej najwyższej godności – jako wierny członek mistycznego Ciała Chrystusa traktowany jest poważniej niż w anatemie?

Również dla potępionego jest to akt najwyższej miłości bliźniego, porównywalny z działaniem noża chirurga, który uwalnia chorego od rakowatej narośli. Jest to poważne wezwanie do przebudzenia się, wyjaśnienie błędu i zaproszenie do powrotu ku Prawdzie. Anatema chroni go przed nieświadomym popadnięciem w herezję – umożliwia zrozumienie nieprzystawalności jego tez do nauki Kościoła świętego, pozwala mu poznać rozmiar jego błędu i z ogromną powagą stawia go wobec decyzji opowiedzenia się za lub przeciw Bogu i Jego Kościołowi świętemu. Jeżeli żyje w nim jeszcze iskierka prawdziwej wiary w Chrystusa, odrzuci pokusę i wróci do wspólnoty Kościoła.


Potępienie anatemy, dzięki której to Kościół od czasów świętego Pawła przez wszystkie wieki zachował tożsamość i czystość swej nauki, jest typowym skutkiem fałszowania miłości bliźniego oraz jej interpretowania jako dobrodusznej spolegliwości. Świadczy to przede wszystkim o utracie sensus supranaturalis, przecenianiu doczesności i stawianiu troski o ziemskie dobro ludzi ponad dbałością o wieczne zbawienie Zniekształcenie miłości bliźniego przejawia się także w myleniu jej z miłością wspólnoty.
Dietrich von Hildebrand. Spustoszona Winnica.

Neo-chrześcijanie
Pyszałkowate odrzucanie nauki Kościoła Bożego przez rzekomych "poszukiwaczy Boga i Chrystusa" nie wynika bynajmniej z jakiegoś szczególnego idealizmu religijnego, lecz jest owocem tej dobrze w dziejach herezji znanej sofistyki, która zawsze naciągała prawdę objawioną do ludzkich uprzedzeń i namiętności.  Neo-chrześcijanie nie chcą być prawdziwymi katolikami, ponieważ godność ta wkłada na ludzi wielkie i święte obowiązki, krępuje złe skłonności, każe iść ciernistą drogą obowiązku, poświęcenia i cnoty. Oni zaś chcieliby religii wygodnej, epikurejskiej, dającej dużo pretekstu do efektownej pisaniny, a nie zobowiązującej do niczego. Uchodzić za ludzi religijnych, nie wierząc w nic, gadać wiele o potrzebie odrodzenia duchowego, a jednocześnie brnąć po uszy w materialistycznej teorii i praktyce, sprzedawać liczmany ogólników i bredni za szczerozłotą monetę prawdy – oto, co stanowi istotę mistyfikacji, zwanej neo-chrystianizmem, neo-katolicyzmem itp. (...) Zbawienia, celu żywota, reguł postępowania i dźwigni moralnej szukają rzekomi neo-chrześcijanie i neo-katolicy obłudnie i stronniczo, z powziętym naprzód zamiarem zamykania oczu na prawdę, jeśli ta nie odpowiada ich urojeniom, jeśli na nich wkłada obowiązki i ogranicza samowolę. Zbawcę chcą znaleźć nie tam, gdzie On przebywa – w Kościele, lecz na manowcach swojej fantazji i spaczonej woli. Domagają się jakiegoś amerykańskiego katolicyzmu, jak gdyby w Chicago lub Filadelfii wolno było prawdziwemu katolikowi wierzyć i postępować inaczej, niż w Rzymie i Paryżu. Zżymają się na pozytywizm, choć grzęzną w bagnie materialistycznych hipotez i mrzonek sceptycznych. Mienią się wreszcie chorążymi reakcji przeciw wolterianizmowi, a sami szydzą z rzeczy najświętszych, nie ustępując pod tym względem ani fernejskiemu bluźniercy, ani jego epigonom współczesnym. 
ks. Władysław Michał Dębicki. Studia i Szkice religijno – filozoficzne.

Ukryci wrogowie Kościoła
Dałby Bóg, żebyśmy jeszcze zostawali pod panowaniem Dioklecjanów i Neronów. Lepsze było ono gwałtowne prześladowanie, wymierzone przeciw imieniowi chrześcijańskiemu, nad teraźniejszą wojnę głuchą i ukrytą, którą nam nieprzyjaciel wypowiedział. Walcząc za wiarę świętą, przyodziani zbroją niebieską, korzyść i zwycięstwo po naszej mielibyśmy stronie. Gorejące stosy, bicze, blachy rozpalone i wszelkiego rodzaju tortury nie zdołałyby nas przerazić, a z rąk katów naszych, wstydem i sromotą pokrytych, wydarlibyśmy palmy zwycięskie. Ale dziś nie rusztowania, ale sidła zdrady zastawiają, a ukryte zasadzki miejsce tortur zajęły. Nie w otwartej walce z tyranem mężnie się potykamy, ale walczymy z nieprzyjacielem w ukryciu zdrady knującym". 
św. Hilary, biskup Poitiers

Bezsilność herezji
A zatem to, że istnieje prawda; że prawda jest jedna; że błąd religijny jest sam w sobie natury niemoralnej; że ci, którzy go uznają, jeśli tylko nie mimowolnie, są winni tego, że go wyznają; że należy się go wystrzegać; że szukanie prawdy nie jest po prostu zaspokojeniem ciekawości; że osiągnięcie jej nie ma w sobie nic z odkrywczej gorączki; że umysł jest poniżej prawdy, a nie ponad nią, i że obowiązany jest nie popisywać się swoimi rozumowaniami o niej, lecz czcić ją; że prawda i fałsz są dane nam dla wypróbowania naszych serc; że wybór nasz jest straszliwym rzuceniem losów, na których wypisane jest nasze zbawienie albo odrzucenie; że „przed wszystkimi rzeczami zachować należy wiarę katolicką”; że „ten, kto ma zostać zbawiony, musi myśleć w ten sposób”, a nie inaczej; że „jeśli wezwiesz rozsądek, przywołasz donośnie rozwagę, jeśli szukać jej poczniesz jak srebra i pożądać jej będziesz jak skarbów – to bojaźń Pańską zrozumiesz, osiągniesz znajomość Boga (Prz 2, 3-5) – oto zasada dogmatyczna, która zawiera w sobie potęgę.

Natomiast to, że prawda i fałsz w religii są tylko kwestią poglądu; że jedna doktryna jest tak samo dobra jak inna; że Władca świata nie chce, abyśmy osiągnęli prawdę; że nie ma prawdy; że nie jesteśmy Bogu milsi przez to, iż wierzymy tak lub inaczej; że nikt nie odpowiada za swoje poglądy; że są one rzeczą konieczności czy przypadku; że wystarczy, jeżeli szczerze wyznajemy to, co wygłaszamy; że nasza zasługa polega na szukaniu, nie na posiadaniu; że obowiązkiem jest iść jedynie za tym, co wydaje się nam prawdziwe, bez lęku, że może to nie być prawdziwe; że jeśli powiedzie się, może to okazać się zyskiem, a jeśli nie uda się, nie będzie wielkiej straty; że możemy przyjmować pewne poglądy i odrzucać je do woli, jak nam się podoba; że wiara jest tylko sprawą intelektu, a nie także i serca; że możemy bezpiecznie ufać samym sobie w sprawach wiary i nie potrzebujemy żadnego innego przewodnika – to wszystko jest zasadą tych filozofii i herezji, zasadą kompletnie bezsilną.
kardynał John Henry NEWMAN, O rozwoju doktryny chrześcijańskiej

Herezja jak stłuczone zwierciadło
Jednego dnia, gdy razem z drugiemi w chórze odmawiałam godziny kanoniczne, nagle przyszło na mnie zebranie wewnętrzne i ujrzałam duszę moją w podobieństwie zwierciadła lśniącego, bez tytułu, bez boków, bez wierzchu i spodu, tylko na wszystkie strony jaśniejącego, a w pośrodku ukazał mi się Pan nasz Jezus Chrystus w takiej postaci, w jakiej Go zwykle widuje. Widziałam Go, zdawało mi się, jasno jak w zwierciadle odbijającego się na wszystkich częściach duszy mojej, a zwierciadło to nawzajem, nie wiem jakim sposobem, wyrażało się całe na Panu niewypowiedzianem, ale miłości pełnem, zaobopólnem udzielaniem się. Dano mi było poznać, jako zwierciadło to, gdy dusza jest w grzechu śmiertelnym, pokrywa się gęstą mgłą i całe czernieje, zaczem już Pan nie może w niem odbijać, ani widzialnym być, chociaż zawsze jest obecny, jako dający byt i życie; herezya zaś jest jakby stłuczeniem tego zwierciadła, co jest o wiele większem nieszczęściem, niż gdyby było tylko zaćmione.
św. Teresa od Krzyża

Cnota wiary
Temu, kto nie trzyma się tylko jednego artykułu wiary, brak teologicznej cnoty wiary.
św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 5, a. 3 i 4.

Prawdziwe chrześcijaństwo
Ponieważ Kościół katolicki jest jedynym, przez Chrystusa założonym Kościołem, w którym nauka Chrystusowa utrzymała się w całości i nieskażona, przeto prawdziwe chrześcijaństwo poza tym Kościołem nie istnieje. Kościół katolicki jest więc jedyną formą zewnętrzną religii Chrystusowej i jakby skrystalizowaniem całego chrześcijaństwa na ziemi.
ks. Stanisław Bartynowski T.J., Apologetyka Podręczna, Warszawa 1939, s. 527

Prawdziwa religia
Prawdziwa Religia jest najpewniejszą i jedyną drogą do wiecznej szczęśliwości, od której to Religii jeśli ktoś odstąpi, z całą pewnością wpadnie w wieczne zatracenie. Zaś dogmatem ateizmu jest, że każdy w swej Religii może się zbawić. Albowiem tak jak jeden jest Bóg, jedna prawda, jedna słuszność, jedna sprawiedliwość, tak też jedna jest wiara, i Religia, i jeden Boży, i Chrystusowy Kościół, czyli Zjednoczenie, poza którym nie może być zbawienia.
o. Leonard Lessius SI († 1623), Narada, Której Wiary i Religii trzymać się mamy

Co myśleć o heretykach?
Co myśleć o heretykach, którzy się zwą Chrześcijanami, a znieważają Matkę Chrystusa, którą szanują nawet poganie i wyznawcy półksiężyca? Co twierdzić o tych mniemanych mędrkach, którzy stają w sprzeczności z 19 wiekami chrześcijańskiej wiary i praktyki, mącąc powszechną w tej mierze harmonię? Co twierdzić o ludziach owych, których bluźnierstwa przeciw czci Bogarodzicy, obrażając nie tylko religię, lecz każde serce prawe, w piekle tylko, w nienawiści szatana smutne echo znajdują; którzy nie tylko prawdziwymi odstępcami są chrześcijańskiej wiary, lecz i spólnych uczuć ludzkości? Toż klątwa ich bluźnierstwom i błędom, a litość biednym zaślepienia ofiarom!
ks. Antoni Sas Krechowiecki, Niepokalana Bogarodzica Maryja w świetle Ewangelii i Ojców Kościoła. Wydanie nowe. Tom II. Lwów 1904, s. 577

Heretycka niezgoda
O pierwszej rzeczy mówiąc, o pewności i trwałości naszego okrętu, to jest Kościoła powszechnego rzymskiego, nikomu wątpić nie potrzeba; jedno, kto chce głębokie i straszliwe morze świata tego przebyć, a do nieba przypłynąć, w ten a nie w inny wsiadać ma; każdy inny heretycki omylny jest, i do portu niebieskiego nie doniesie, ale się rozbije i ludzie pogubi... W heretyckiej łódce wiele gospodarzów i sprawców: każdy chce rządzić, jeden drugiemu przeszkadza, nikt się do posłuszeństwa około wiary nie przywięzuje. Przetoż swarów, wołania, niezgody i nierządów w ich okręcie pełno; każdy z swoim się rozumem stawi, o pospolitą obronę wszystkiej łódki nie dba, i tak lada je wiatr przewraca i topi.
o. Piotr Skarga SI, Kazanie na czwartą niedzielę po Trzech Królach

Heretycka zatwardziałość
Ciężka a straszliwa i nieużyta jest ślepota kacerska, z której do powstania i cuda Boże nie podźwigną, i daleko im trudniej powstać, a niźli poganom, którzy jeszcze o woli Bożej tak dowodnie nie wiedzą. A im się dłużej natchnieniu Ducha Świętego sprzeciwiają, tem więcej kwoli uporowi swemu twardzieją. Nakoniec ich Pan Bóg, jako naczynie gniewu swego, porzuca, iż gdy się upamiętać chcą, przez rozpacz i zamknienie do nawrócenia drogi, przyjść ku temu nie mogą.
o. Piotr Skarga SI, Żywoty Świętych. 1 stycznia. Żywot ś. ojca Bazyljusza Wielkiego

Nienawiść heretyków
Więc nienawidźmy tych, którzy warci są nienawiści, odsuńmy się od tych, od których Bóg się odsunął; wyznajmy też przed Bogiem z całą stanowczością należną heretykom: 'Czyż nie mam nienawidzić tych, o Panie, których Ty nienawidzisz?'
św. Cyryl Jerozolimski 

Biada heretykom
Biada tym, którzy świętą wiarę kacerstwem zmazali, i heretykom przyzwalali.
św. Efrem, Lib. de vera poenitentia

Heretycy jak poganie
Aczkolwiek heretykowie chrzest św. mają i byli niegdyś chrześcijanami, wszakże iż od wiary świętej odstąpili, miedzy niewiernych poczytani są.
o. Piotr Skarga SI, Żywoty Świętych, Obrok duchowny do żywota i męczeństwa ś. Juljanny dziewicy

Protestantyzm - do pogaństwa wiodące bałwochwalstwo
A tą [wiarę], którą niedawno djabelski posłaniec i ślubów Bogu uczynionych gwałtownik, cielesny i rozpustny Luter przyniósł, a nietylko jej cudami nie potwierdził, ale ją sprośnym żywotem pomazał, niech się słusznie brzydzą, bo nie jest to wiara Chrystusowa, ale tajemne i do pogaństwa wiodące bałwochwalstwo.
o. Piotr Skarga SI, Żywoty Świętych, Obrok duchowny do żywota ś. Ludgera, Biskupa Monasterskiego, Apostoła Saskiego

Skłócone sekty heretyckie jak złodzieje
Sekty heretyckie jedna drugą prześladuje, a wszystkie prawdy nie mają, a na religję, która sama prawdę ma, zgodnie biją; i w tem się tylko zgadzają, prawdę zgubić a fałsz i niezgodę szczepić. Jako gdy złodzieje co ukradną, a dzieląc się poswarzą, i jeden na drugiego o sprawiedliwość woła - chcąc ich ktoś pogodzić, zawoła na nich, aby szli do wójta a każdy tem swej sprawiedliwości dochodził - pewnie się wnet wszyscy zezwolą na to, chociaż niezgodni między sobą, aby nie chodzili mówiąc: Wszystkich nas da powiesić. Święta rzymska Piotra ś. stolica jest jako wójt i sędzia na heretyków i wszystkich sekciarzy, którzy się o to między sobą swarzą, co z Kościoła rzymskiego wykradli. A gdy im ktoś do zgody ukazuje, a do sędziego, gdzie jest stolica prawdy i sprawiedliwości, im radzi, wszyscy się wzdrygają i boją, i na to się zgodzą, iż sędzia zły, nie ma sprawiedliwości i prawdy, a u samych zbiegów i cudze wykradających, sprawiedliwość i prawda została.
o. Piotr Skarga SI, Żywoty Świętych, Obrok duchowny do męczeństwa ś. Eugenjusza, biskupa kartagińskiego i wieli innych, umęczonych w Afryce

Wiarołomni żydzi
Twierdzić, że wiarołomni żydzi wierzą dzisiaj wspierani szczególną pomocą Bożą w to, w co wierzyli dawni żydzi przed przyjściem Chrystusa, byłoby nie tylko śmiesznością ale także bezbożnością.
o. Ludwik Molina SJ († 1600), Harmonia wolnej woli z darami łaski, z Bożym przejrzeniem, opatrznością, przeznaczeniem i odrzuceniem, Madryt 1953, s. 35

Poszukujący troskliwie prawdy nie jest heretykiem
Ci, którzy bronią zdania błędnego, ale nie w sposób zacięty i uporczywy, którzy raczej troskliwie szukają prawdy i gotowi są ją przyjąć, gdyby ją tylko znaleźli, nie mogą być z pewnością zaliczeni do heretyków.
Św. Augustyn (ep. 43. al. 162. n. 1)

Niedowiarstwo zawinione
Kto przeciwnie nie chce poznać nauki katolickiej, albo w badaniu tejże ulega namiętnościom i uprzedzeniom, ten sam sobie musi winę przypisać, że błądzi, albo że w nic nie wierzy. Podobnie, kto nie modli się o światło nadprzyrodzone, a w razie nasuwających się wątpliwości nie radzi się ludzi światlejszych, zwłaszcza kapłanów, nie słucha kazań, nie czyta książek apologetycznych, ten nie może wymówić się od winy. We wszystkich tych razach niedowiarstwo jest zawinione.
bp Józef Sebastian Pelczar, Obrona religii katolickiej, Przemyśl 1911, s. 238

Pogardzanie odpustami jest znakiem herezji
W rzeczy samej, nienawiść, jaką heretycy względem odpustów okazują, świadczy wyraźnie jak ich szatan nienawidzi, jak wielka jest ich moc i wartość przed Bogiem, jak one są miłe Panu Bogu. Wiara w odpusty tak ściśle jest związana z innemi dogmatów katolickich artykułami, z wiarą we władzę Stolicy świętej, z wiarą w czyściec, w zasługę dobrych uczynków, w świętych, w moc zadośćuczynienia, że słusznie wiarę w odpusty nazwać można pieczęcią prawowierności katolickiej. Nieszczęsna historia błędów i herezji, które zasmuciły Kościół, wyraźnie świadczy: że aby być świętym, trzeba koniecznie być prawdziwym katolikiem rzymskim, gdyż po za tem nie może być ani katolicyzmu, ani świętości.
o. W. Faber, Postęp duszy, Warszawa 1901, s.257

Nauka protestancka jest piekielnym syczeniem
Przewrotny Luter i jego uczniowie odrzucili orędownictwo Maryi, że ono uwłacza Chrystusowi i ich heretyckiemu dogmatowi, że sama wiara i ufność w zasługi Zbawicielowe pokrywa grzechy ludzkie czyli usprawiedliwia. Zaiste, ta nauka protestancka jestpiekielnym sycze­niem węża przeklętego, który według przepowiedni w raju czyha złośliwie na piętę Bogarodzicy. Do bluźnierców Maryi można odnieść także ów obraz Apokalipsy, gdzie smok rzuca się wściekle na niewiastę.
ks. dr. J. Górka, Cześć Maryi. O pobudkach i środkach nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny, Tarnów 1907, s. 57-58

Zepsucie Wschodu
Szczególnie sprzyjał herezji i odszczepieństwu Wschód. Pycha, uporne obstawanie przy własnym zdaniu obok wielkiej nieraz ignorancji, żądza niepodległości od Zachodu, narzucanie Kościołowi własnych zapatrywań ze strony cesarzy, wdzieranie się pochlebstwem i przekupstwem na stolice biskupie, oto czynniki decydujące tu w kwestiach wiary objawionej, oto główne rysy tych herezji i odszczepieństwa, do dziś dnia trwającego. Nestoriusz był więcej retorycznie, niż teologicznie wykształconym, przy tym ograniczonym, pełnym przesądów i zarozumiałym. Ambicja patriarchów carogrodzkich już w IV. i V. wieku naprężyła stosunki między Wschodem i Zachodem. Focjusz, właściwy twórca schizmy, bardzo był żądnym sławy i dwuznacznego charakteru; a Michał Cerulariusz, który odszczepieństwa ostatecznie dokonał, prócz pychy także odznaczał się brakiem wykształcenia.
ks. dr Jan Żukowski, O źródłach niewiary, Lwów 1903, s. 335

Pożałowania godni protestanci
Z tych samych przyczyn, z jakich powstawały dawniejsze herezje powstał także protestantyzm wszystkich odcieni, a mianowicie z pychy i namiętności twórców swoich i krzewicieli. Głęboko ubolewać trzeba nad nieszczęściem tych ludów, których oszukano i skrzywdzono w posiadaniu największego dobra w tym życiu, używając już to chytrości, podstępu i obłudy, już to gwałtu i brutalnej przemocy; pożałowania godni są dzisiejsi protestanci, którzy są ofiarami owej walki, jaką rozumowi i obyczajom w XVI. wieku wypowiedziano, wprowadzając smutny i dotychczas nie usunięty rozłam w chrześcijaństwie. Dziwić się trzeba, jak może wykształcony protestant, znający początki i rozwój historii swego wyznania, mimo to żywić dla niego jakikolwiek szacunek. 
ks. dr Jan Żukowski, O źródłach niewiary, Lwów 1903, s. 376-377

Protestantyzm ma znamię zwierzęcia
Jasną i niezbitą jest rzeczą, że protestantyzm nie tylko nie zapowiedział się w Europie, jak twierdzą, jako wyswobodzenie rozumu i wiedzy, ale raczej jako zaprowadzenie prawdziwego barbarzyństwa. Reformacja XVI. wieku przedstawia się w historii jako bunt zmysłowości i wszystkich niższych i złych pierwiastków ludzkiej natury, przeciwko rozumowi i godności moralnej człowieka; jest ona restytucją pogańskiego materializmu wraz z jego poniżeniem i zwyrodnieniem, o ile do tego dopuścić mogła atmosfera, przez cały szereg stuleci chrześcijańskich w Europie wytworzona. Gdyby narody protestanckie chciały były naukę Lutra i jego towarzyszów wziąć dosłownie, byłyby zeszły na stopień niższy od pogan, ci bowiem nie doszli tak daleko, aby wykląć rozum i wolną wolę, a w Atenach zarówno jak i w Rzymie umiejętnościom i sztuce oddawano cześć należną; najniższy praktyczny materializm wyniszczył te narody, ale ich mędrcy przynajmniej sławili rozum i wszelkie szlachetne i wzniosłe czyny. Bogu dzięki, kierunek moralny społeczeństwa europejskiego był dosyć silnym, aby jeśli nie zupełnie, to przynajmniej w wielkiej mierze oprzeć się poniżającym doktrynom, głoszonym przez przywódców protestantyzmu. W krótkim też czasie widziano wielką ilość protestantów, przerażonych z powodu wzrastającego zepsucia obyczajów, które groziło zatraceniem cywilizacji w bagnie błotnistym, starających się z wielką odwagą o przeciwstawienie tamy temu niszczącemu prądowi. Usiłowano poprawić to, co w nowej religii było zbyt rażące, i zbliżano się według możności do nauki moralnej Kościoła katolickiego, którego sąsiedztwo nie pozostało bez wpływu. To jednak pozostaje faktem historycznym, że protestantyzm, jak go twórcy jego pojmowali, widocznie ma znamię zwierzęcia, i że jest zaprzeczeniem wszystkich tych zasad, które tworzą siłę i chwałę cywilizacji europejskiej.
ks. dr Jan Żukowski, O źródłach niewiary, Lwów 1903, s. 391-392

Gdzie Kościół, tam Duch Boży
Gdzie Kościół, tam Duch Boży, gdzie Duch Boży, tam Kościół i wszystka łaska. A Duch prawdą jest; przeto którzy z nim zgodności nie mają, piersiami się matki swej na żywot nie karmią, nie biorą z ciała Chrystusowego wychodzącej pięknej wody, ale sobie kopią jezioro szpetne w dołach błotnych i piją śmierdzącą wodę, uciekając od wiary katolickiej.
św. Ireneusz biskup Lugduński

Jeżeli pokora nastawa na wielkoduszność, to tym samym przestaje być cnotą
Cóż za pomieszanie pojęć, gdy wzywa się Kościół jako osobę, by uznał i wyznawał swe grzechy. Protestanci ulegli tu pewnej iluzji, wobec której stają się jakby bezbronni i zafascynowani nią na swych kongresach ekumenicznych. Zapominają, że Kościół to Oblubienica Chrystusa własną krwią Jego nabyta (Dz. Ap. XX, 28), którą oczyścił, aby przed Nim była „promienna, bez skazy i bez innych braków, lecz święta i niepokalana" (Ef. V, 27); że jest domem Bożym, „Kościołem Boga żywego ... filarem i pod­waliną wiary" (1 Tym. III, 15). Jeżeli pokora nastawa na wielkoduszność, to tym samym przestaje być cnotą.
Ks. Karol Journet, Kościół Chrystusowy. Teologia o Kościele, Poznań-Warszawa-Lublin 1958, s. 231.

Wiary Chrystusowej w odszczepieństwie i heretyctwie niemasz
Pilnie uważaj to, co mówi ś. Ambroży, iż wiary Chrystusowej w odszczepieństwie i heretyctwie niemasz. Mówiąc niektórzy heretycy: iż wierzym w Chrystusa, i drudzy wszystko Credo z nami wyznawają. A cóż po tem — nie z wiary to czynią, którą sam Bóg wlewa Duchem swoim Świętym, i którą to wszystko wierzy, co Bóg przez Kościół, to jest starszych kościelnych, porządnie od siebie wezwanych i posłanych, mówi i naucza, ale ze swego obie­rania i rozumienia wierzą w Chrystusa, i inne artykuły o nim, ale nie dlatego, iż tak święty Kościół z Ducha Bożego naucza, ale iż to tak się im zda wedle rozumu ich, a jako oni mówią, wedle Pisma. I przetoż to wierzą, co chcą i co się im podoba; a co się im nie zda ani podoba, a jako mówią, czego w Piśmie, to jest w głowie swej i w swoich wykładach nie znajdują, temu nie wie­rzą. Przetoż wiara ich nie jest wiara Boska, święta, kościelna, od Ducha Świętego, ale obierki i wynalazki, i upodobanie ich.
o. Piotr Skarga SI, Żywoty Świętych, Żywot ś. Satyra brata ś. Ambrożego, t. IV, s. 416.

Herezja pozwala ujawnić Prawdę w pełnym blasku
Jak każda w ogóle walka w życiu naszem, obfitem w przeciwieństwa, tak i te walki Kościoła z herezją przyniosły nieobliczone korzyści. Wyświetliły bowiem one błądzącym naukę prawdziwą, wahającym się zapewniły stałość, nawiedzonym przez cierpienia i próby dały wytrwałość, cnotliwym przyniosły jeszcze większą doskonałość. Zyskały na tem przedewszystkiem jednostki wśród wiernych, ale i Kościół, jako całość, wyniósł z tej walki wiele korzyści. Herezya bowiem w najrozmaitszych swych odcieniach, napadając i przekręcając całą prawie naukę katolicką, wpłynęła bezpośrednio na to, że prawdę oczyszczono z obcych domieszek, wyświetlono, i tym sposobem herezya pozwoliła ujawnić się prawdzie w całym jej blasku. Nadto mnożące się napaście zmusiły Kościół do tem energiczniejszej obrony. Wskutek prześladowania, jakie go spotykały ze strony żydów i pogan, zyskał wiele na liczbie, sile i rozmiarach. Teraz znów walka z herezyami przyczyniła się do rozwoju, wykształcenia i ściślejszego określenia jego nauki, ponieważ przedstawiciele Kościoła nie szczędzili starań, aby wobec błędów heretyckich wykazać w całej pełni głębokie i wzniosłe prawdy Wiary chrześcijańskiej. W ten sposób historya herezyi stała się apologią Kościoła, patologia wyjaśniła jego fizyologię. Ojcowie Kościoła upatrywali w herezyach choroby, cierpienia, nawiedzenia. Jak więc po przebyciu choroby fizycznej, uzdrowiony organizm ciała budzi się do nowego życia, tak i ciało mistyczne, które tworzą wierni członkowie Chrystusowi, odnawia się i wzmacnia po wyleczeniu się z choroby duchowej, po zwycięstwie odniesionem nad fałszywą nauką. Ujawnia się przytem i wzrost wewnętrzny, postęp ku ściślejszemu określeniu nauki, wywołany zewnętrznemi napaściami. Walka ta przekonywa też najwymowniej, że pierwiastek boski zwycięża wszelkie przeciwności, i Opatrzność ze złego wyprowadza nasiona dobrego, jak piekło mimo woli przyczynia się do tryumfu Nieba i to tem wspanialej, im silniejszy i gwałtowniejszy był atak. Każdy też wypadek historyczny, nawet najzgubniejszy, odznaczający się najgwałtowniejszą napaścią złego, służy celowi, ustanowionemu przez Stwórcę dla całego porządku świata, i tak tym, którzy miłują Boga, wszystko dopomaga ku dobremu, a Kościołowi obraca się na chwałę. Tak np. głębokie badania teologiczne Atanazego lub Augustyna wywołali Aryusz i Pelagiusz. Porównawszy ze sobą poszczególne grupy herezyj, przekonamy się, że każda z nich w tem właśnie, w czem się różni od innych herezyj, została potępiona przez Kościół, i że w tem, co w niej szczególnego a inna herezya, dogmat katolicki zyskuje potwierdzenie. Jeśli np. Aryanie zwalczają sabellianizm, to usprawiedliwiony jest Kościół, który potępił sabellianizm; jeżeli monofizytyzm obala aryanizm, to usprawiedliwiony jest Kościół, który wyklął Aryusza; jeżeli nowszy racyonalizm wytyka nicość szerzących się przed nim herezyj, to służy to znów do usprawiedliwienia Kościoła, który potępił te herezye. Jedna jednostronność zwalcza drugą, a pośrodku, między dwoma krańcowymi kierunkami, kroczy Kościół po swej prostej królewskiej drodze podania świętego, trzymając się starożytności, powszechności i jedności, postępując od Wiary do poznania. Te same względne korzyści, co herezya, zapewniają także Kościołowi i rozdwojenia gdyż i one poruszyły kwestye, które przyczyniły się do głębszego rozwoju i uzasadnienia nauki kościelnej.

Józef kard. Hergenröther, Historya powszechna Kościoła Katolickiego, Tom II, Warszawa 1901, s. 135-137.





Nietolerancja


Tolerancja dla jednych jest zgodą na wszelkie dziwactwo i przyzwoleniem na samowolę, dla innych akceptacja prawa do bycia sobą i szacunkiem wobec inności w granicach zdrowego rozsądku.

 
W dzisiejszych czasach coraz częściej spotykamy się z powszechnym użyciem słowa tolerancja. Rzadziej jednak zastanawiamy się nad tym, jak powinna ona wyglądać i czy kreowany w mediach jej obraz jest poprawny. Nie zauważamy, że słowo „tolerancja” jest nadużywane i wykorzystywane do tworzenia w umysłach światopoglądu tego, kto używa tej sentencji. Można więc powiedzieć, że „tolerancja”, jest jednym z tzw. magicznych haseł we współczesnej manipulacji. Gdy chcemy kogoś zniszczyć, wystarczy, że odpowiednio użyjemy tego zwrotu, a popsujemy komuś życie raz na zawsze, jak robi się to dziś w mediach niepoprawnym politycznie prawicowym, katolickim lub nacjonalistycznym organizacjom w imię wszechobecnej tolerancji. Zauważmy ten schemat: zawsze, gdy słyszymy w telewizji słowo nietolerancyjny, od razu przychodzą nam do głowy negatywne myśli na temat takiego człowieka. Czy to dobrze? Oczywiście, że nie. Rzecz jasna trzeba być tolerancyjnym, ale wszystko ma swoje granice. Spróbujmy je wyznaczyć.

Analizując kwestię tolerancji patrzymy na najważniejszy element tworzący człowieka: moralność. Przez tysiące lat w społeczeństwie wytworzyły się pewne wartości moralne przyjęte przez ogół ludzkości. W momencie, w którym ktoś wychodzi na ulicę i publicznie pokazuje, że ma te zasady za nic, nie ma prawa dziwić się, że jest obśmiewany, a ludzie dookoła nie mają do niego szacunku. Żyjemy bowiem w cywilizacji opartej na chrześcijaństwie i kulturze rzymskiej i każdy człowiek mieszkający w kręgu tych zasad moralnych, musi je przyjąć. Niedopuszczalne są więc dla mnie homoseksualne parady równości i „tolerancji”. I nie dlatego nie mam zamiaru tolerować homoseksualizmu, że nie szanuję tych ludzi, ponieważ ja mam szacunek do każdej osoby, ale dlatego, że geje wychodzą na ulicę i celowo, z premedytacją łamią zasady społeczne, a potem dziwią się, że wywołali pośmiewisko i agresję. Z homoseksualizmu każdy może się wyleczyć. Tymczasem ludzie chorzy na to schorzenie wystawiają skierowania do psychologa dla tzw: „homofobów” (pojęcie całkiem zmyślone i nieistniejące), podczas kiedy ci, zachowali się całkiem normalnie i wystąpili w obronie własnego dobrego smaku i wartości fundamentalnych.


W podziale tolerancji znajdą się także odwieczni wrogowie. W społeczeństwie istnieją pewne przeciwności, które są nie do pogodzenia. Przykład? Faszyści, monarchiści, demokraci, komuniści etc.; Homofobi i homoseksualiści; prawica i lewica; katolicyzm, ateizm, islam etc.; konserwatyzm i liberalizm, oraz wiele innych przykładów takich przeciwników u samego źródła ideologii. Ich walka jest jednak bardzo często nierówna, właśnie przez używanie słowa klucza: „nietolerancja”. Media bardzo często biorą udział w takich rozgrywkach, używając podanego wyżej hasła do zlikwidowania jednej ze stron. Podam realny przykład wydarzenia, które miało miejsce całkiem niedawno. Organizacje homoseksualne zorganizowały paradę równości. Dowiedziawszy się o tym lokalny prezes Młodzieży Wszechpolskiej urządził kontrmanifestację idącą z naprzeciwka, ale niemającą w zamiarze zderzenia z homoseksualistami. Gazeta Wyborcza użyła tylko sformułowania: „to nacjonaliści, wiecie, to ci nietolerancyjni”, a zawarte w sentencji słowo klucz spowodowało ogólną niechęć do Wszechpolaków, mimo że do żadnych ekscesów nie doszło. Niedługo potem to organizacje narodowe pierwsze zapowiedziały swoją manifestację zatytułowaną: „Marsz tradycji i kultury”. O dziwo, na drodze stanęła im niebezpieczna grupa homoseksualistów chcąca utrudnić spokojny przebieg marszu. Policja oczywiście ją aresztowała, jako że działała nielegalnie. Następnego dnia w radiu i telewizji podano informację: „Homofobiczna policja aresztowała grupkę osób chcących zatrzymać marsz nacjonalistów, wiecie, tych nietolerancyjnych”. Tutaj słowo klucz zadziało po raz wtóry, znowu na niekorzyść Wszechpolaków, mimo że absolutnie nic nie zrobili. W drugim podziale chodzi więc o to, że nietolerancja i walka między niektórymi grupami jest naturalna i niegroźna, (oczywiście jeżeli nie dochodzi do rękoczynów) i nie należy wykorzystywać wzajemnego wygwizdywania się wrogów, jako dowodu nietolerancji i ksenofobii, ponieważ nie ma w nim nic nadzwyczajnego i nienaturalnego. Z przeciwnika i tak nie zrobi się przyjaciela z dnia na dzień.


Są jednak chwile, kiedy musimy być tolerancyjni. Przede wszystkim chodzi tu o sytuacje, kiedy inne osoby nie mają wpływu na istnienie cechy z powodu, której często są nietolerowani. Głównie mam tu na myśli kolor skóry i narodowość. Nie możemy potępiać ludzi z tego powodu, że urodzili się inni od nas. Nietolerancja ze względu na rasę występuje w różnych częściach świata i dotyczy przeróżnych ludzi. W jednych miejscach ludzie europeizowanych rys są poniżani przez stojących w tym społeczeństwie wyżej ludzi negroidalnych lub mongoloidalnych. W innych to murzyni są prześladowani przez ludzi białych. W tym przypadku słowo nietolerancja jest użyta słusznie i należy ją zwalczać.


Mamy prawo być wobec jakiegoś narodu nieufni i prowadzić wobec niego agresywną politykę zagraniczną. Muszą być jednak spełnione podstawowe warunki. Pierwszy mówi o tym, że ów naród musiał robić nam już krzywdy w przeszłości lub ma geopolityczny powód do zlikwidowania nas. W takich przypadkach możemy być wobec niego nieufni i walczyć o swoje. Nigdy jednak nie wolno nam nie tolerować kogoś tylko z powodu rasy i pochodzenia, ponieważ dochodzimy wtedy do ideologii nazistowskiej, stworzonej przez człowieka chorego psychicznie, Adolfa Hitlera, która obok komunizmu stanowi najgorsze światowe zło, z którym każdy powinien walczyć.


Istnieje jeszcze drugi wyjątek od reguły. Ma on miejsce wtedy, kiedy nasz kraj jest kolonizowany przez inną narodowość, która nie chce przyjąć naszej kultury. Oczywiście w małych ilościach jednego, dwóch, trzech, czterech, a nawet pięciu procent możemy dopuszczać inne narodowości i traktować je jak gości na swoich ziemiach. Jeżeli jednak na terenie naszego kraju robi się więcej Niemców, Rosjan, czy Romów niż Polaków, nasz naród jest w poważnym niebezpieczeństwie i dochodzimy do granic tolerancji. Należy jednak pamiętać, aby nigdy nie zabijać, ani nie prowadzić innych represji wobec obcych narodów, ponieważ znowu dochodzimy do filozofii nazizmu. Trzeba załatwiać tym ludziom darmowy powrót do kraju lub polonizować ich tak, aby stali się Polakami.


Tak więc należy pamiętać, że nasza nietolerancja jest w wielu przypadkach naturalna i nie da się jej zlikwidować. W innych jest faktycznie ksenofobiczną i chorą reakcję, którą należy leczyć, a w jeszcze innych reakcją obronną, np. przeciw kolonizacji naszych ziem. Bez względu jednak na to, dlaczego nie tolerujemy innych, nie należy dopuszczać do rękoczynów i ograniczać się do mniej drastycznych sposobów okazywania swojego braku akceptacji dla zachowania innych. Należy także pamiętać, że potępiamy w człowieku czyn, a nie jego samego jako istotę ludzką, ponieważ choćby był największym potworem, jest taką samą osobą jak my.


Od dawna zastawiała i zadziwiała mnie obserwacja tego, w jaki sposób ludzie bronią swoich zwyczajów. Często taka obrona przyjmuje formy kuriozalne, pełne agresji i nienawiści. Jedni plują innym w twarz, kiedy tamci zachowują się nie tak, jak chcieliby ich adwersarze. Współczesny przekaz społeczny pełen jest oskarżeń o niemoralne zachowanie czy nieetyczny postępek. Wynikiem naruszenia tabu, piętnuje się nawet nie pojedyncze osoby a całe grupy społeczne, kręgi kulturowe i cywilizacje. Nie tylko sąsiadów, ale też Islam, Żydów, gejów, socjalistów, liberałów, a nawet osoby z inną zawartością pigmentu w skórze.

Cechą tych wszystkich wykluczeń jest niechęć do inności. Często w mediach pojawiają się takie terminy jak „homofobia” czy „rasizm”, ale one zakładają, że przedmiotem ataku jest dana cecha i konkretny człowiek ją reprezentujący. Jest tak w rzeczy samej, jednak myślę, że rdzeń takich zachowań jest inny, głębszy w swojej istocie. Jest to mianowicie rdzeń ochrony własnej tożsamości kulturowej. Niechęć do tego, co w innej kulturze jest normą, manifestuje się dopiero jako uderzenie w konkretną cechę, a potem dopiero w człowieka. Tak jak u źródeł alkoholizmu często nie leży alkohol a niemożność radzenia sobie z życiem, tak u podstaw wszelkich fobii społecznych leży poczucie własnego zagrożenia.


Szczególnie wyraźnie widać tę skłonność w społeczeństwach monokulturowych, takich jak na przykład Polska (po co daleko szukać?). Niedawno New York Times rozpisywał się na temat polskiej homofobii i nietolerancji zarówno w kontekście wypowiedzi byłego prezydenta, jak i podpalenia tęczowego łuku skonstruowanego nad jedną z warszawskich ulic. Zapytany o reakcję nowojorczyków na te zdarzenia pewien poseł (który nota bene niedawno wrócił zza oceanu), z troską opowiadał w radio o skandalicznym oddźwięku, jakim odbił się ów artykuł wśród zainteresowanych Amerykanów z wielkiego miasta. Nie mogli oni nadziwić się takim reakcjom, kolejny raz najprawdopodobniej utrwalając swój wizerunek Polski jako zaścianka współczesnej cywilizacji.


Przyjrzyjmy się przez chwilę subiektywności takiej opinii: „nienowoczesny” czy „zacofany” to kategoryzacje względne, które należałoby zamienić na „nie nasz”, „nieamerykański czy „niezachodni”. „Współczesne”, „światowe” oznacza obecnie tyle, co „pożądane z punktu widzenia wartości tej kultury”. Również argumenty typu „żyjemy w XXI wieku” i wnioskowanie na ich podstawie o wymaganiach co do poglądów - są nie na miejscu. W końcu w XXI wieku żyją też Papuasi goniący po lesie z dzidami, Sentinelowie pozostający bez żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, nomadowie, itd. Czas sam o sobie nie ma tu nic do rzeczy. W argumentach chodzi jedynie o powiedzenie: „są inni niż nasza kultura”. A ponieważ własna kultura (w tym przypadku amerykańska) jawi się jej przedstawicielom jako atrakcyjna i słuszna (w końcu osiągają za jej pomocą sukcesy na całym świecie, czego potwierdzeniem jest świadomość życia w państwie mocarstwowym), inne społeczeństwa, wyznające zasady, które pojawiały się u dominatorów kilkadziesiąt lat wcześniej, jawią się jako „przestarzałe”. Przy czym w tym przypadku oczywiście są „amerykańsko przestarzałe”, a nie przestarzałe w ogóle. I o tym zdaje się, często dyskurs zapomina.


Ponadto, istnieje ogromna różnica pomiędzy gotowością społeczną do zmian na obszarach historycznie wielokulturowych (takich jak Nowy Jork) a gotowością ową w bytach z wyraźną dominacją jednej kultury (takich jak Polska, aby ciągnąć dalej wspomniany przykład). Tożsamość amerykańska w dużej mierze opiera się historycznie na zróżnicowaniu – w końcu ten kraj zbudowali emigranci reprezentujący różne kultury i zakątki świata. Stany Zjednoczone nigdy nie rozpadły się w wyniku zdominowania przez inny światopogląd, natomiast Polska i owszem. Inność była często źle widziana a tolerancja na przykład do Żydów kończyła się wtedy, kiedy judaizm i zachowania jego przedstawicieli wkraczały w życie Polaków zbyt głęboko. Podobnie „tolerowano” Ukraińców, Romów, itd. W tej części Europy przedstawiciele innych kultur wydawali się mieć do wyboru dwie drogi – albo się zasymilować przyjmując lokalne nawyki, albo żyć w swoistej izolacji (jak Żydzi na krakowskim Kazimierzu, Tatarzy na północnym-wschodzie kraju czy Łemkowie w części południowo-wschodniej) – aby tylko nie za bardzo wtrącali się w życie „rdzennych” obywateli. A kiedy tylko mniejszości domagały się większych praw – spotykały ich różnorakie represje, o czym doskonale z historii wiadomo. Dziś to samo dzieje się z mniejszościami seksualnymi, używa się nawet podobnej retoryki – dawniej było lobby żydowskie, teraz jest gejowskie. Moralny upadek kraju dawniej miał długi, zakrzywiony nos – dziś nosi kolory tęczy.


W narodzie, który od tak dawna spaja jednorodność kulturowa, narodzie, który był w stanie przetrwać historyczną zawieruchę głównie dzięki tradycji i pamięci, wcale nie dziwi współczesna skłonność do stosowania tych samych mechanizmów co dawniej (choć oczywiście wydają się dziś kompletnie nieadekwatne do skali odczuwanego przez niektórych „zagrożenia”). W końcu mechanizmy te są również częścią kultury, a ich stosowanie wpisuje się w pewną tradycję.


Nie można więc porównywać podejścia amerykańskiego i polskiego – mieszkańcy obu krajów żyją w różnych kulturach, z różną tradycją i historią.


Jednakże, oba te podejścia - zarówno "pro-zachodnie" oraz "konserwatywne" (nazwijmy je tak umownie) mają cechę wspólną – piętnują inność. W uproszczeniu "postępowcy" chcą, aby wszyscy byli jak oni, a "zacofani" z kolei chcą przyrównać wszystkich do siebie. Obydwie społeczności stosują dentyczny mechanizm -  promocji własnej kultury i negacji innej. Wydaje się, że nie ma absolutnie żadnego obiektywnego powodu, dla którego stanowisko jednych miałoby być lepsze od tych drugich. Każdy po prostu broni swojego kręgu kulturowego.


Człowiek to zwierze stadne i ostracyzm jest najsroższą z kar społecznych – wykluczenie ze stada to mentalna śmierć. Homo Sapiens wypracował w toku ewolucji wspaniałe narzędzie budowania i utrzymywania jedności w owym stadzie – jest nim kultura. Czasami zamknięta a czasami gotowa na przyjmowanie nowego, ale mimo to na własny sposób spójna wewnętrznie. Uderzenie w kulturę to zagrożenie dla jedności stada, a więc i dla każdego z ich członków z osobna. To lekcja, którą dały dziesiątki tysięcy lat ewolucji - od czasów kultur najprymitywniejszych, aż do dziś. Mechanizm obrony własnej kultury jest esencją przetrwania, więc o ile nie wybierzemy nowego stada i nie będziemy się tam chcieli przenieść, nie ma się co dziwić tak gwałtownym reakcjom. W końcu dla wewnętrznego instynktu przetrwania kultury, to walka „na śmierć i życie”.


Oczywiście, rozum mówi, że należy zachować powściągliwość i to, co podpowiada afekt, niekoniecznie da najlepszy rezultat. Niemniej trudno intelektowi, od którego wymagamy abstrakcyjnego myślenia, stawiania hipotez i wnioskowania – zapanować nad mechanizmem tak podstawowym, jak utrzymanie spójności grupy.

Zdając sobie z tego sprawę, nie dziwię się już więcej buntom, oskarżeniom i oczernianiu. Zastanawiam się jedynie czy w końcu uda się rozumowi lub empatii okiełznać bezmyślny mechanizm, do którego tak w butnych przemowach dorabiane są wyszukane racjonalizacje. A jeśli tak – to kiedy?

Katolicy nie muszą wstydzić się swej nietolerancji. Bo istnieje taka „nietolerancja”, która jest zbawienna - mądry inżynier wie, że wytrzymałość materiału oraz funkcjonowanie całego urządzenia domagają się „ograniczonej tolerancji”. Tak też się dzieje w dziedzinie życia osobistego i społecznego: tolerancja jest potrzebna, ale jej granicą jest prawda - prawda o człowieku i o społeczeństwie.
Otóż w całej dyskusji o tolerancji wobec homoseksualizmu zabrakło chyba właśnie tego - poszukiwania prawdy. Ci, którzy uznali Kościół za nietolerancyjny, na ogół za jedyny wyznacznik przyjęli absolutne kryterium tolerancji.

A mam poważne powody by podejrzewać, że zabrakło rzetelnego poszukiwania prawdy, skoro wśród popularnych krytyków stanowiska Kościoła i - jak siebie nazywają - obrońców naukowego spojrzenia na problem, brakuje ustosunkowania się do kilku kwestii.


Jeden z tygodników, wśród wyników badań naukowych wylicza tylko te, które zdają się potwierdzać tezę, że homoseksualizm jest uwarunkowany albo genetycznie, albo procesami zachodzącymi w czasie rozwoju płodu. Wniosek - nie można z nim walczyć. Szkoda, że autorzy „poszukujący prawdy” przeoczyli inne badania, które wykluczają taką interpretację (choćby fakt, że niekoniecznie oba z bliźniąt jednojajowych okazują się homoseksualistami). Szkoda, że podpierają się badaniami już niezbyt aktualnymi i nie ustosunkowują się do obecnych publikacji, które przyjmują całkiem inne stanowisko w tej sprawie, oraz do praktyki w tej dziedzinie (np. G. Van Den Aardwega - twórcy znanego ośrodka w Lublinie).

Szkoda też, że niektórzy twierdzą, iż mówienie o moralności nie ma w tym wypadku sensu - bo nie można wartościować tego, czy ktoś urodził się rudy albo leworęczny… Jest to podwójny błąd: po pierwsze - nie udowodniono istnienia wrodzonych skłonności homoseksualnych, a po drugie - człowiek może być leworęczny, ale to, jak używa swej lewej ręki, podlega już wartościowaniu - może nią czynić dobro, a może i zło…

Szkoda wreszcie, że pewien etyk nie rozumie, iż potępienie homoseksualizmu przez Kościół opiera się nie tylko na wartościowaniu religijnym, ale również na spojrzeniu na prawdę o człowieku, i nie zna choćby opinii B. Kiely’ego, który stwierdził: „Poznałem studentów psychologii, którzy byli bardzo sceptyczni co do tradycyjnej doktryny Kościoła dotyczącej homoseksualizmu - aż do momentu, w którym rozpoczynali psychoterapię z osobami homoseksualnymi i kiedy słyszeli, w jaki sposób opisują one jakość swego doświadczenia”. Ponieważ istnieje zasadnicza różnica między tym, co jest istotą normalnego kontaktu seksualnego i kontaktu homoseksualnego.


Cóż, nie warto chyba przedłużać tej polemiki. Tam, gdzie chodzi o prawdę, Kościół nie powinien się ugiąć wobec „dyktatury tolerancji”. Co nie znaczy, że Kościół kogokolwiek potępia. To tylko nazywanie rzeczy po imieniu - bo prawda jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Inną zaś sprawą jest szacunek należny każdemu - nawet temu, kto myśli inaczej. Do tego Kościół też nawołuje i w tym wypadku nie może być nietolerancji.

 


Pojęcia:

Nietolerancja jestzjawiskiem społecznym. Problematyka nietolerancji i tolerancji ma ogromnie znaczenie dla pokojowego i stabilnego funkcjonowania każdej społeczności.Przeciwieństwem tolerancji jest nietolerancja, dyskryminacja, ksenofobia, dogmatyzm i fanatyzm w różnych sferach życia. Tolerancja zanika także w zderzeniu z wszelkiego rodzaju fundamentalizmem (religijnym, politycznym czy obyczajowym).
Fanatyzmtopostawa, w której wszystkie „obowiązki” są zewnętrzną koniecznością i w której nie ma miejsca na dobrowolna akceptację ani na odpowiedzialność moralną.
Fundamentalizm - powrót do źródeł religii i zamkniecie się w jej najbardziej pierwotnych formach, ograniczonych do własnej grupy etnicznej i wąsko pojmowanego kręgu kulturowego.
Ekstremizm - idee; zachowania , które cechują się skrajnością i radykalizmem w stosunku do istniejącego układu politycznego.
Ksenofobia, szowinizm, rasizm – mobilizowanie wrogości, obarczanie „innych – obcych- złych” za wszelkie niepowodzenia i problemy społeczne, wzmacnia niechęć, wrogość, agresywną nietolerancję.
Terroryzm jest skrajną postacią nietolerancji i nienawiścią oraz zafascynowanie złem. Terrorystom chodzi o publiczne demonstrowanie poprzez massmedia okrucieństwa , co ma być źródłem przerażenia i strachu , a przez to narzędziem osiągania politycznych celów
Przyczyny nietolerancji:
  • głównym źródłem nietolerancji jest wychowanie rodzinne oraz środowisko
  • massmedia
  • świat polityki
Źródła nietolerancji - kontakt z ludźmi o innych poglądach, spotkanie z człowiekiem reprezentującym inne wartości i opinie, wychowanie rodzinne, podróże zagraniczne o raz poznawanie innych kultur, edukacja szkolna i akademicka
Rola mediów w kształtowaniu postaw społecznych. Media w znacznej mierze kształtują nasze postawy wobec innych, a więc wpływają na poziom tolerancji w społeczeństwach, wiek XX przeszedł do historii jako wiek nietolerancji(demagogii, fanatyzmu, antysemityzmu, ksenofobii, nacjonalizmu, rasizmu, uprzedzeń i negatywnych stereotypów związanych z kolorem skóry, wyznaniem religijnym czy odmiennością obyczajów).
Świat kreowany w mediach , często odrealniony, upozorowany, konkurencyjny w stosunku do istniejącego, z jednej strony, pełen sukcesów, osiągnięć, nowych szans rozwojowych, z drugiej zaś wojen, dyskryminacji, okrucieństwa, przenika do życia dziecka. Nałogowe oglądanie scen przemocy prowadzi do wzrostu poziomu agresji, formowania się agresywnych postaw, fantazji agresywnych, znieczulenia na agresję występującą w życiu realnym.
Osamotnienie i wyobcowanie jednostki
Zagrożenia stwarza również rzeczywistość wirtualna, zwłaszcza dla tych dzieci, które często i bardzo chętnie wchodzą ą w nią, utożsamiają się z urojonym światem, zbyt intensywnie i aktywnie nawiązują interakcje. Tego typu zachowania mogą prowadzić do stopniowego wyobcowania ze środowiska rzeczywistego, utraty umiejętności komunikowania się w grupach społecznych umiejętności nawiązywania i podtrzymywania bezpośrednich kontaktów międzyludzkich, wspólnotowych.

Dylemat wielokulturowości
Społeczeństwa wielokulturowe, w których jednostki i grupy oczekują zauważenia i potwierdzenia wartości własnej kultury, własnej odrębności, z jednoczesnym poznawaniem i doświadczaniem innych, co stanowi najbardziej istotne wyzwanie współczesnej edukacji. Wielokulturowość jest zjawiskiem dynamicznym, wieloczynnikowym i wielozakresowym, można ja ujmować i rozpatrywać w kontekście historycznym i terytorialnym, w kontekście migracji dokonujących się procesów demokratyzacji i kształtowania społeczeństw wielokulturowych.


źródła: Ewa Marynowicz- Hetka „Pedagogika Społeczna” podręcznik akademicki 2,Robert Borkowski ”Tolerancja i nietolerancja”, Internet


powiązane artykuły:




Kultura jako programowanie umysłu     Po co komu etyka? Wojna cywilizacji według Samuela Huntingtona Od morza do morza - wywiad z J. M. Rymkiewiczem


.