Kim są nadludzie?

Czy nietzscheański Ubermensch ma coś wspólnego z chrześcijaństwem? A czy można chociaż zobaczyć w chrześcijaństwie pewne podobieństwa? - Zobaczmy. Pytania o człowieka, pytania o istotę człowieczeństwa należą do podstawowych.

Po co komu etyka?

Czym jest etyka i moralność? Czy zastanawiamy się nad tym na co dzień, czy postępujemy etycznie? Właściwe po co moralnością mamy się przejmować, albo jakimś zbiorem zasad etycznych?

Wojna cywilizacji według Samuela Huntingtona

Jak żywa jest pamięć zbiorowa? Huntington stawia tezę, że w XXI w. wojna między różnymi cywilizacjami zajmie miejsce dziewiętnastowiecznych wojen narodowych i dwudziestowiecznych wojen między ideologiami.

Dlaczego kult Maryi wywołuje u niektórych taki sprzeciw?

Kult Maryi jest zjawiskiem szczególnym i niezwykłym w Kościele Rzymsko-Katolickim. Obecny kształt tego kultu zawdzięczamy tradycji, pobożności ludowej, dyskusjom teologów i soborom. Dlaczego kult Maryi jest dla wielu chrześcijan kontrowersyjny?

Ks. Nikos Skuras: "oczywiście, oczywiście..."

Ks. Nikos - zawsze mówi o tym że Jezus Cię kocha z twoimi grzechami, i przyjmuje zawsze do Swego Serca. Ale używa mocnych słów i dla wielu jest kontrowersyjny. Jak atomowa bomba

Inżynieria zniewolenia

"Jeśli diabeł jest obecny w naszej historii to jest nim zasada władzy" - Mikhail Bakunin. Czym jest inżynieria społeczna? Mało kto wie, że inżynieria społeczna jest opartą na nauce sztuką nakłaniania innych ludzi do spełniania życzeń i oczekiwań rządzących.

Adama Doboszyńskiego Modlitwa o Wielką Polskę

Autorem modlitwy jest Adam Doboszyński - wybitny Polak, brutalnie zamordowany przez komunistów. Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Świętej Jedyny, Panie Jezu Chryste i Ty, Najświętsza Panno Kalwaryjska z cudownego obrazu, raczcie wejrzeć na szczerość dusz naszych i na czystość dążenia naszego...

Liberalizm – definicja bestii

W encyklice Pascendi Dominis Gregis papież Pius X napisał, iż „największa i najbliższą przyczyną modernizmu jest bez wątpienia pewnego rodzaju wypaczenie umysłu”...

piątek, 30 sierpnia 2013

Co z tym złotem?


W 2013 roku z banków centralnych zniknęły rezerwy wartości 560 mld USD.

Spadek cen złota podważył wartość rezerw banków centralnych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego do około 1,4 bln dolarów wobec poprzedniej kwoty 1,96 bln dolarów – wynika z danych Światowej Rady Złota. Najwięcej złota posiadają USA i Niemcy, kruszec stanowi ponad 70 proc. całkowitej wartości rezerw tych krajów. W zeszłym roku banki centralne powiększyły swoje rezerwy o 534,6 ton złota, czyli najbardziej od 1964 roku.


źródło: http://uncja.com/ceny-zlota-w-usd.html

W sumie w wyniku ostatniej przeceny wartość przechowywanego na świecie złota spadła o 773 mld dolarów do łącznej kwoty 7,5 bln dolarów – wynika z podliczenia kontraktów oraz z danych Światowej Rady Złota, według której do tej pory wydobytych zostało 173,3 tys. ton złota. Bloomberg ocenia, że utracona kwota jest większa od rynkowej kapitalizacji wszystkich akcji notowanych na giełdzie w Singapurze.

Wieść gminna niesie że w Fort Knox oprócz ładnie wyglądających pomalowanych na żółto wolframowych sztabek jest niewiele złota.. Dlatego FED po decyzji Niemiec (i kilku innych krajów, o czym się nie pisze, bo tylko Niemcy zdecydowali się na upublicznienie swojej decyzji) w przyspieszonym trybie musi skupić z rynku dużą ilość kruszcu. Oczywiście nie będzie tego robił po cenie 1600$ za uncję więc poprosił kolegów z Morgana i GS o pomoc... Czy za zawirowaniami cen na rynku złota stoi FED? Może tak, może nie.
W każdym bądź razie trend jest taki, że inwestorzy pozbywają się funduszy opartych na złocie na rzecz akcji w tempie najszybszym od dwóch lat, co jedynie pogłębia krach kruszcu, którego spadek zredukował rezerwy banków centralnych na świecie o 560 mld dolarów.


Jeszcze trzy miesiące temu ludzie masowo kupowali złoto, wcale nie dlatego, że sami uważali, że złoto jest doskonalą lokata kapitału; ludzie kupowali złoto gdyż uważali, że to inni uważają, że złoto jest doskonalą lokatą kapitału. Kiedy okazało się, że ludzie przestali tak uważać o innych ludziach, to cena złota spadła. Tak z grubsza działa każda bańka na giełdzie. Cena złota czy akcji nie zależy od faktycznej wartości (bo tej nie da się obiektywnie ustalić), lecz jedynie od tego, co jedni ludzie sądzą o przekonaniach innych. A jakąż to złoto ma realną wartość?

Złoto ma wartość, bo ludzie wierzą że ma wartość. Jak przestaną wierzyć, to będzie mniej warte od żelaza - z tego przynajmniej można zrobić narzędzia. Właśnie dlatego możliwe są spekulacje, że działa prawo podaży i popytu. Spekulacja wymaga tylko żeby sztucznie któryś z tych elementów, popyt albo podaż, podkręcić. Jeden z dużych banków inwestycyjnych w piątek rano (15 kwietnia 2013 r.) zlecił sprzedaż kontraktów terminowych na złoto o wartości 6 miliardów dolarów - odpowiednika 124,4t kruszcu. Choć transakcja była anonimowa, wyśledzono że przeszła przez brokerów Merrill Lynch. Zlecenia na kolejne 300 ton przyszły w ciągu 35 minut. - Zob.: http://forsal.pl/artykuly/698096,ceny_zlota_15_kwietnia_dzien_pekniecia_zlotej_banki.html


Nagle okazało się, że banki inwestycyjne i fundusze hedgingowe w krótkim czasie mogą istotnie wpłynąć na cenę złota. - Wynika to z ogromnej dźwigni finansowej (20:1!) którą mogą wykorzystywać i czego właśnie byliśmy świadkami - mówi Marianna Wodzińska z firmy Inwestycje Alternatywne Profit SA. Ale po co obniżać cenę kruszcu? - Proste. Aby umożliwić zamknięcie krótkich pozycji w korzystniejszych cenach - dodaje.

O takich praktykach od kilku lat mówi GATA (Stowarzyszenie przeciwko Kartelowi na Rynku Złota), amerykańska organizacja działająca przeciwko zmowie w celu kontrolowania cen. Mówi jednak zbyt cicho, by usłyszały ją media i by prawda dotarła wreszcie do inwestorów. - Zob.: http://www.economist.com/node/18774624

Sprzedane w kwietniu br. złote kontrakty terminowe odpowiadają ponad 400 tonom złota. To 15 proc. rocznej, globalnej produkcji. Sprzedaż tej wielkości nie ma żadnego ekonomicznego uzasadnienia. Kto zleciłby tak dużą, jednorazową sprzedaż, wiedząc, że to dosłownie zmiażdży cenę? I kto chciałby kupić aktywa, o których wie, że ich cena spadnie? - Można mieć poważne wątpliwości, czy ci, którzy sprzedali ponad 400 ton wirtualnego złota rzeczywiście mogliby je dostarczyć, kiedy kontrakty wygasną. To jasne więc, że ich celem mogło być obniżenie ceny. Tu jednak rodzi się kolejne pytanie: kto jeszcze skorzystał na tym, że nagle, za te same pieniądze mógł zgromadzić znacznie większe zapasy fizycznego kruszcu?



To jednak nie koniec wątpliwości. Najlepsze przed nami. W związku z anonimowością transakcji i brakiem odpowiednich regulacji, nie ma przeciwwskazań, by sprzedający i kupujący reprezentowali tę samą spółkę. W takim przypadku jedynym kosztem jest opłata dla operatora. Żaden fizyczny metal ani pieniądze nie muszą być wymienione. Co więcej, możliwe jest nawet odwołanie transakcji, co oznacza, że świat myśli, że materiał został sprzedany, kiedy w istocie nigdy do tego nie doszło!

I tak dochodzimy do "wirtualnego złota".
Gdzie kupić "wirtualne złoto?" - Zależy czy chodzi o:
- kupno sztabki, ale nie przechowywanie jej u siebie w domu w szufladzie tylko by bank nam ją przechowywał
- czy też o kupno certyfikatów, których wydawca deklaruje pokrycie w złocie.

Certyfikaty na złoto, które nie mają pokrycia fizycznego w metalu - np Raiffasen bank wydaje takie, choć w rzeczywistości emitent instrumentu zajmuje po prostu pozycje na futures lub opcjach, co powinno być w umowie zawarte.


Złoto można kupić przez Internet. Np. www.kitco.com.- tu można kupić bilon lub sztabki złota w rożnych wielkościach. Jest to kanadyjska firma sprzedająca południowo-afrykańskie krugerrandy, maple leaf coins, american golden Eagle coins, chinskie, austriackie, australijskie. Wielkości od 1/10 uncji do kilogramów złota. Przesyłka do domu lub tzw. pool account gdzie za drobną opłatą trzymają nasze złoto w bezpiecznym depozycie.

Tutaj inna możliwość inwestowania w złoto „Good Delivery” za pomocą Internetu, w sposób bezpieczny i wygodny: http://zloto.bullionvault.pl/#COOKIECAKE . Jest to internetowa giełda na której można kupić/sprzedać złoto od innych użytkowników zarejestrowanych w serwisie. Złoto którym można handlować jest najwyższej czystości (Good Delivery) i fizycznie przechowywane jest ono w skarbcu w Zurichu, Londynie lub Nowym Jorku. To gdzie chcielibyśmy przechowywać swoje złoto zależy tylko od nas samych - sami sobie wybieramy skarbiec. Prowizje pobierane są od każdej transakcji kupna/sprzedaży lecz są one bardzo niskie (ok. 0.8% wartości transakcji). Istnieje również możliwość zakupienia srebra lecz prowizje są troszkę większe i jedynym skarbcem gdzie on się znajduje jest Londyn. Po zakupieniu złota lub srebra otrzymujemy certyfikat potwierdzający nabycie kruszcu. Zakupów można dokonywać w jednej z trzech walut: USD, EUR lub GBP. Minimalna ilość kruszcu jaką można zakupić to 1 gram.


Obecnie na świecie istnieje kilka liczących się firm, które posiadają duże zasoby żółtego kruszcu i dzięki temu mogą wymieniać gotówkę swoich klientów na elektroniczne certyfikaty opiewające na określoną ilość złota w uncjach bądź gramach. Te certyfikaty stanowią wygodne narzędzie do rozliczeń finansowych. Osoby posiadające otwarte „rachunki” u emitenta mogą przenosić kruszec z jednego na drugi, co stanowi odpowiednik przelewu bankowego.

Korzystanie z „sieciowego złota” ma wiele zalet. Pieniądze zamienione na metale szlachetne są odporne na działanie inflacji, przez co ich wartość nie podgala tak dużym wahaniom, jak wartość tradycyjnej waluty. Wzrosty na rynku metali szlachetnych powodują wzrost wartości depozytu. Największą plusem obrotu wirtualnym złotem jest jednak fakt, że nie podlega on rygorom tradycyjnej bankowości i instytucjom ją nadzorującym. Spółki takie jak „e-gold” czy „GoldMoney”, mimo że często nazywane internetowymi bankami, nie prowadzą działalności w zakresie przyjmowania wkładów pieniężnych, ale sprzedają pewnego rodzaju uprawnienia do przechowywanego przez siebie złota. Posiadają również system informatyczny, który pozwala na rejestrowanie i przenoszenie tych uprawnień. Działalność poza granicami prawa bankowego sprawia, że osoby korzystające z „wirtualnego złota” cieszą się dużą anonimowością i dokonywane przez nie transfery pozostają tajemnicą.

Nadzór bankowy jest w stanie kontrolować jedynie zakup złota przez konkretną osobę (gotówkowe przelewy na rzecz firmy zajmującej się obrotem „złotem sieciowym”). Wszystkie późniejsze transakcje, polegające na przenoszeniu praw własności do kruszcu, pozostają poza jego kontrolą.



Emitenci sieciowi rejestrują swoją działalność w krajach o bardzo liberalnej jurysdykcji – takich jak Panama, Bahamy czy Nevis. Ich status jest niepewny i często miewają problemy proceduralne. W 2005 roku władze wyspy Nevis oświadczyły, że „e-gold Ltd” został skreślony z prowadzonego przez nie rejestru spółek i od roku nie złożył wniosku o ponowną rejestrację… Nic więc dziwnego, że osoby decydujące się na zakup wirtualnego kruszcu obracają raczej niewielkimi środkami i traktują ten „wynalazek” z duża ostrożnością. Mimo tych prawnych „niekonsekwencji” nie było do tej pory prób oszustwa czy wyłudzania środków od klientów.

Białe złoto jest obecnie powszechnie stosowane w produkcji biżuterii. Z powodzeniem zastąpiło stosowaną wcześniej droższą i trudniejszą w obróbce platynę. Do uzyskania białego koloru stosuje się odpowiednie dodatki stopowe. Metalami odbarwiającymi złoto jest przede wszystkim nikiel i pallad. Zaletą niklu jest jego niska cena, ale niestety często powoduje uczulenia a uzyskane białe złoto w istocie nie jest całkiem białe tylko ma kolor słomkowy. Aby uzyskać śnieżno-biały kolor takie wyroby często pokrywa się galwanicznie rodem - metalem z grupy platynowców droższym od złota. Pallad jest metale szlachetnym, który dodany do złota zmienia jego kolor. W rezultacie otrzymujemy białe złoto o bielszym odcieniu. Wadą jest o kilkanaście procent wyższa cena.

Złoto palladowe, jak sama nazwa wskazuje zawiera pallad. Pallad jest metalem szlachetnym o kolorze srebrzysto białym. Kilkanaście procent palladu dodane do stopu złota powoduje, że złoto zmienia kolor z żółtego na biały. Obecnie pomimo wysokiej ceny coraz częściej do uzyskania białego złota używa się tego metalu. Podstawową zaletą w stosunku do białego złota niklowego jest ładniejszy kolor i brak uczuleń.

W globalnym świecie wszystko jest przewartościowane. Od ceny metra gruntu w Warszawie po kapuścianych polach po ceny mieszkań w tejże. Dotyczy to też złota. Ceny są umowne a rządzi chciwość. Żadne analizy, argumentacje i uzasadnienia. Wszystko jest umowne.


Złoto jest towarem – możemy sobie z niego zrobić bransoletkę albo zastosować w układach przewodzenia. Świetnie służy też tezauryzacji – czyli przechowywaniu wartości. Zwłaszcza w dłuższej perspektywie czasu i zwłaszcza na czas poważnego kryzysu o czym świadczy proste porównanie ilości różnych towarów jakie można było zakupić za tą samą ilość złota w latach 1900 ~ 2000. No i jeszcze złotem można spekulować – podobnie jak surowcami, akcjami, obligacjami, walutami, opcjami i innymi „produktami finansowymi”. Złoto nie służy wówczas ochronie majątku, tylko jego „pomnażaniu”. Jednak prawdziwego złota tak łatwo się „pomnożyć” nie da – jak, na przykład, dolarów - pisze Robert Gwiazdowski na swoim blogu (http://www.blog.gwiazdowski.pl). Od zarania dziejów ludzie wydobyli  nieco ponad 165 tys. ton złota! Zmieści się to w pięciu basenach olimpijskich! Podaż złota fizycznego jest więc mocno ograniczona. Ci co je mają „na wszelki wypadek” – jak, na przykład, rozpadnięcia się strefy euro – mogą więc spać spokojniej od posiadaczy różnych innych papierów (bez)wartościowych lub „instrumentów” finansowych. Że to niemożliwe, by rozpadła się strefa euro? A bankructwo Lehman Brothers było możliwe? A bankructwo Grecji? A konfiskata pieniędzy z rachunków bankowych na Cyprze? Możliwe to jest wszystko i niektórzy lubią być na takie okazje „ubezpieczeni”. Bynajmniej nie w AIG, które trzeba było ratować od bankructwa, tylko „w złoto”. Pod warunkiem wszelako, że mamy do czynienia ze złotem prawdziwym, a nie jakimś certyfikatem, na którym jest napisane „jestem złoto”. Bo w przypadku prawdziwego kryzysu szybko się okaże – jak mawia cynik – że to jednak celuloza.


Więc skąd spadki cen złota? Prawo podaży i popytu działa tak, jak prawo grawitacji. Nieuchronnie. Po tym jak prezes cypryjskiego banku centralnego oznajmił, że cypryjski rząd chce sprzedać rezerwy złota „za jego plecami” i jak Portugalski Trybunał Konstytucyjny uznał niektóre cięcia budżetowe za niekonstytucyjne, co pewnie zmusi rząd premiera Coelho do sprzedaży rezerw złota zgromadzonego jeszcze za czasów Salazara, ceny złota gwałtownie spadły. Po co płacić drożej, jak można będzie zaraz zapłacić taniej, gdy Cypr i Portugalia będą złoto sprzedawały i zwiększą jego podaż? I to złota prawdziwego! To lepiej teraz sprzedać trochę złota i kupić trochę akcji, a za moment zrobić na odwrót! Bo na spekulacjach zarabia się najwięcej przy zmianach trendów.

„Dominuje przeświadczenie, że ryzyko się zmniejszyło więc inwestorzy szukają aktywów, które generują zyski albo mają potencjał rozwojowy. Żadna z tych cech nie dotyczy złota” – podkreśla Anthony Valeri, strateg rynkowy w LPL Financial Corp. z San Diego.

Kontrakty na złoto w Nowym Jorku potaniały w tym roku o 18 proc., wliczając 9,3-proc. spadek w dniu 15 kwietnia, największy w okresie dwóch dni od stycznia 1980 roku. Goldman Sachs już 10 kwietnia oświadczył, że zwrot w cyklu złota wyraźnie przyspiesza, a inwestorzy powinni je sprzedawać.

Na wypadek strat na złocie można się ubezpieczyć! Może nie na złocie, tylko na „celulozie”. Aktualnie koszt takiego ubezpieczenia na rynku opcji jest najwyższy w historii. Opcje put chroniące przed spadkiem wartości jednostek funduszu SPDR Gold Trust o 10% kosztują 4,28 punktu więcej niż opcje call, których właściciele obstawiają zwyżkę notowań o 10%. To największa różnica od czasu, kiedy gromadzone są dane na ten temat.



Różni admiratorzy złota od lat wieszczą załamanie dolara amerykańskiego i oczekują ceny uncji złota na poziomie 6000 usd. Dzisiaj jest 1380 usd, lecz nie ma żadnych przeszkód, zupełnie żadnych, by za rok lub kilka lat cena złota wróciła do 400 usd za uncję. Wtedy sztabka złota wielkości pudełka tic tac'ów (ok. 580 g) kosztowałaby 24.000 zł. To i tak drogo, ale niech tam. Dlaczego drogo? Bo miliony Polaków za rok pracy dostają netto 24.000 zł, czyli złote pudełko tic tac'ów. Obym nie był złym prorokiem. Krach na złocie i ogólnie na surowcach wygląda na ostrzeżenie - zabierajcie czym prędzej pieniądze z rozgrzanych do czerwoności amerykańskich rynków akcji, bo może i na nich szykuje się podobny zjazd...

Jako powód spadku cen „eksperci wskazują na rozczarowujące dane z chińskiej gospodarki, zalecenie analityków banku inwestycyjnego Goldman Sachs, którzy rekomendują sprzedaż kruszcu, a także spekulacje dotyczące ograniczania przez Rezerwę Federalną skupu obligacji z rynku”.

„Rozczarowujące” dane z Chin to raczej powód do niepokoju o stan światowej gospodarki. Więc ci, którzy trochę złota „na wszelki wypadek” trzymają „w bieliźniarce”, mają powód przypuszczać, że realizacja „czarnego scenariusza”, właśnie na wypadek którego, trzymają to złoto w tej bieliźniarce jest bardziej prawdopodobna. No chyba, że uwierzyli Goldmanowi...

W praktyce wygląda to tak: kupujemy jakiś certyfikat na złoto w nadziei, że ono zdrożeje i opcję ubezpieczeniową put, na wypadek gdyby jednak za bardzo staniało.  Jednymi i drugimi handluje Goldman Sachs… The Goldfinger...

Z powodu przeceny złota największe straty poniosły banki centralne. Należy do nich 31 694,8 ton kruszcu, czyli 19 proc. złota kiedykolwiek wydobytego z ziemi. Po 12 latach nieprzerwanych wzrostów złoto spadło o 29 proc. od rekordowej ceny 1923,70 dolarów za uncję z września 2011 roku.


Rosnące gospodarki i zyski korporacji, wraz ze spowolnieniem inflacji, przyczyniły się tylko w tym roku do wzrostu wartości globalnych akcji o 2,28 bln dolarów.

Rodzi się podejrzenie czy rzeczywiście jakiekolwiek złoto znajduje się w skarbcach banków. Jeszcze nie tak dawno media coraz częściej sugerowały, że skarbce angielskiego banku centralnego są puste. Bank doszedł więc do wniosku, że pora udowodnić niedowiarkom, iż podziemia wciąż pełne są drogocennego kruszcu. Za pomocą nowoczesnej aplikacji udostępnił światu panoramiczny widok wnętrza swoich skarbców: http://www.bankofengland.co.uk/Pages/info/virtualtourapp.aspx . Teraz każdy może zobaczyć regały pełne szczerozłotych, błyszczących sztabek. Każda waży blisko 13 kilogramów, a jest (lub powinno być) ich tam blisko 400 tysięcy. Widok jest zatem naprawdę imponujący.

Do brytyjskiego rządu i samego banku należy zaledwie niewielki procent przechowywanego w skarbcu złota (w tym dwie sztabki z czasów cesarstwa rzymskiego wystawione w bankowym muzeum). Większość zgromadzonego w Londynie kruszcu należy do innych banków z całego świata.

Złoto też, jak wszystko, podlega inflacji. Dosyć rzadko ale jednak. Wieka inflacja złota nastąpiła gdy do Europy sprowadzano złoto z Ameryki. W Hiszpanii to było podobno około 300-400 % (w ciągu stulecia! - z naszego punktu widzenia taka inflacja to niemal ideał stabilności). Teraz też jest podobnie choć oczywiście w porównaniu z innymi dużo szybciej zmieniającymi wartość dobrami złoto może wydawać się stabilne. Jest wprawdzie bardziej podległe spekulacjom od towarów użytkowych bo jest go względnie niewiele i służy jako "towar spekulacyjny" za to w minimalny sposób podlega wahaniom ze względu na dostępność (produkuje się go niewiele i rewolucji technologicznych raczej spodziewać się nie można). W sumie rzecz ciekawa ale bez fascynacji. Nawet 50% spadek wartości złota specjalnie istotny nie będzie, a i pewnie po pewnym czasie wszytko się powtórzy. Pamiętajmy, że w historii średnio mamy 2-4 rzeczywiście wielkie krachy na stulecie. A krachy w złocie, srebrze i w ogóle w surowcach są zwykle wyjątkowo łagodne.

Ile będzie kosztować złoto, jeśli dojdzie do wynalezienia procesów pozwalających wytwarzać je, bez najmniejszej potrzeby sięgania pod ziemię? - Pewno za cenę uncji będzie można kupić 1 kg złota, jeśli nie dużo więcej, a w dobie dzisiejszych odkryć naukowych to przecież nie takie znowu trudne. Zresztą nawet gdyby nie, to cena ponad $1500 za 30 g "blaszki" to przesada, zwłaszcza w społeczeństwie większościowych bankrutów. Złoto jest pierwiastkiem chemicznym. Jedyne znane sposoby jego produkcji to synteza jądrowa z pierwiastków lżejszych lub rozszczepienie cięższych. Oba bardzo nieopłacalne. Na razie.



Wizje neoliberałów jakoby w przyszłości miesiąc pracy pracownika kosztował 5g złota jest wprost niewiarygodny. Racjonalnym jego poziomem wydaje się być $500 więc ci co kupili je ładnych parę lat temu zamiast hedżować się powinni je sprzedać i zagrać na opcjach, bo szansa na to, że znowu ono będzie drogie jest bliska zeru.

Złoto nie jest efektywnym aktywem. Póki co można nim dość swobodnie handlować, ale kiedy zapanuje schemat "nie chcemy tak drogo waszego złota" wówczas nastanie duża panika...
... czego ani Wam ani sobie nie życzę

opracowanie na podstawie:
http://www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=1226
http://biznes.interia.pl/biznes.interia.pl/news/co-naprawde-stalo-sie-ze-zlotem,1910963,3142

Najinteligentniejszy syn


Opowiadanie religijne

Przed wielu laty żył człowiek, który miał trzech synów. Kochał ich bardzo. Przez wiele lat swą mądrością i ciężką pracą udało mu się zaoszczędzić trochę pieniędzy i kupić małą posiadłość.

Gdy się zestarzał, zaczął zastanawiać się, jak podzielić pomiędzy synów to, co posiadał. Pewnego dnia, gdy był już bardzo stary i chory, postanowił wystawić synów na próbę, aby przekonać się, który jest najinteligentniejszy.

Wezwał ich więc do swego łoża. Dał każdemu 5 soldów by kupili coś, co wypełniłoby jego pusty pokój.  z synów wziął pieniądze i wyszedł, by wypełnić polecenie ojca.

Starszy syn uważał, że jest to łatwe zadanie. Poszedł więc i kupił pierwsza rzecz, jaka mu się nawinęła: snopek słomy. Drugi syn zastanawiał się przez kilka minut. Przeszedł cały rynek, przeszukał wszystkie sklepy i kupił pawie pióra. Najmłodszy syn zastanawiał się długo nad zagadnieniem. "Co kosztuje tylko 5 soldów i może wypełnić pokój?" - myślał. Po wielu godzinach rozmyślania znalazł wreszcie coś, co odpowiadało warunkom z mu pojaśniała. Udał się do maleńkiego sklepiku, znajdującego się w bocznej uliczce i kupił za 5 soldów świecę i jedną zapałkę. Powrócił do domu zadowolony i ciekawy, co kupili jego bracia.

Następnego dnia trzej synowie zgromadzili się w pokoju. Każdy przyniósł swój prezent, coś, co miało rozjaśnić pokój. Jako pierwszy, syn najstarszy, rozrzucił  na podłodze słomę, ale niestety zakryła ona jedynie jej część. Drugi syn pokazał swoje pióra: były bardzo ładne, wypełniły jedynie dwa rogi pokoju.

Ojciec był bardzo rozczarowany pomysłami swoich starszych synów. Wówczas najmłodszy stanął progu pokoju: wszyscy na niego spoglądali zaciekawieni zastanawiając się, "co też on kupił".

Chłopiec zapalił zapałką świecę i światło tej jedynej świecy rozeszło się po całym pokoju i wypełniło go sobą. Wszyscy uśmiechnęli się.

Stary ojciec był uradowany podarunkiem najmłodszego syna. Dał mu całą swa ziemię i pieniądze, gdyż i miał, że ten chłopiec jest wystarczająco inteligentny, dobrze wykorzystać majątek i że rozsądnie zaopiekuje braćmi.



Coś podobnego do historii, o której mówi to afrykańskie opowiadanie, zdarzyło się ostatniej zimy. Są to dni zimne z powodów atmosferycznych ale też zimne i puste, gdyż wiele jest egoizmu w sercach ludzi.


I oto zapala się Światło, które wypełnia świat, mały płomyczek, który zwielokrotniają ludzie dobrej woli. Ewangelia nazywa je:

"Światłem na oświecenie pogan". My wszyscy musimy być Jego świadkami.

sobota, 24 sierpnia 2013

Kościół a globalizacja

Kościół pozwolił nam poczuć się obywatelami świata. Czy zauważamy, że dzięki globalizacji jesteśmy członkami Kościoła, czyli świata Bożego rozproszonego po całej ziemi?
Globalizacja wciąż budzi wiele kontrowersji. To co dla jednych jest złem, dla drugich jest dobrem. Jednak chrześcijanin powinien rozpoznawać w globalizacji wezwanie do uczestnictwa w zorganizowanym zupełnie inaczej niż kiedyś świecie.

Już sama nazwa procesu, który - czy nam się on podoba, czy nie - istnieje i przemienia społeczności, budzi wśród wielu zaniepokojenie. Przeciętny człowiek ma już dość wszelkich trudnych pojęć. Tak było z komasacją gruntów, nacjonalizacją, industrializacją, lustracją i dekomunizacją. Dziś męczy go nawet demokracja. Ale współczesnego świata nie można zrozumieć bez spojrzenia na zjawisko globalizacji. Jak więc wytłumaczyć prościej zmiany, które przynosi globalizacja?



Świat zdąża wielkimi krokami ku uniformizmowi. Rozwój techniki i gospodarki przemysłowej powoduje niwelowanie różnic i skłania do uniformizmu, a nawet cywilizacji planetarnej (kosmopolityzmu). Ponadto, cywilizacja przemysłowa jest wszędzie podobna, a właśnie ona determinuje kulturę. Toteż różnice kulturowe zacierają się coraz bardziej. Proces globalizacji postępuje wieloma drogami. Dzięki środkom społecznego komunikowania redukuje się przestrzeń. Świat staje się coraz mniejszy. Kontakty między ludźmi różnych narodowości są coraz częstsze. Normalizacja w produkcji przemysłowej sprawia, że standardy w różnych częściach świata nie różnią się zasadniczo od siebie.

Zanika także indywidualność kulturalna. Kultura staje się masowa, co z kolei sprawia konieczność powierzchowności i ograniczania się do pewnych szablonów i standardów. Mentalność ludzi na całym świecie w związku z tym kształtowana jest niemal jednakowo. Wszystkie te procesy zmierzają coraz bardziej do unifikacji świata. Identyczność cywilizacji musi spowodować także unifikację prawną, gospodarczą, polityczną, a nade wszystko kulturową. Jest to proces nieodwracalny i nieunikniony. Można go dostrzegać albo nie, ale on istnieje. Globalizacja jest faktem. Rodzi się pytanie, czy ten proces globalizacji, który prowadzi do cywilizacji standardowej, nie niszczy kultur ludowych, regionalnych i narodowych? Czy w tym wszystkim myśli się o dobru wspólnym, czyli o stworzeniu takich warunków życia, dzięki którym każdy człowiek może osiągnąć własną doskonałość? Czy w tym znajdzie się miejsce na etykę? Jaka jest w procesie globalizacji rola Kościoła?

Kościół nie pozostaje obojętny wobec procesów globalizacyjnych i ustami swych przedstawicieli w sposób jasny i zdecydowany przedstawia swoje stanowisko w tym względzie.

Sobór Watykański II dał nowy impuls Kościołowi Powszechnemu. Uświadomił, że kościół jest źródłem mądrości moralnej oraz że ma on swój sposób funkcjonowania we współczesnym świecie i wypowiadania się o nim, co jest istotne również w temacie globalizacji. Pozwala to Kościołowi na prowadzenie dyskusji na poziomie Kościołów lokalnych. Jest to o tyle ważne, że inaczej wygląda globalizacja w Nowym Jorku, w Sao Paulo, w Lusace, w Warszawie, w Manili czy w Jerozolimie. A tym samym dzięki lokalnym Kościołom mamy możliwość uczestniczenia w dyskusji o globalizacji, uwzględniając uwarunkowania lokalne. Zatem stanowisko soborowe to aktywna działalność społeczna Kościoła powiązana z zasadami moralnymi zawartymi w jego nauce.

Jan Paweł II, znacząco pogłębił i rozszerzył zasady katolickiej nauki społecznej. Pojęcie solidarności występowało w nauce społecznej długo przed objęciem przez Jana Pawła II Stolicy Apostolskiej, ale solidarność we współczesnym katolicyzmie, z powodu osobistego świadectwa Papieża, znaczy dużo więcej. Tak więc podstawę, dzięki której Kościół mógł przygotować się do zaangażowania w sprawie globalizacji, stanowią: dziedzictwo nauki społecznej, oddziaływanie Soboru i nauczanie Jana Pawła II.

Jako katolicy dysponujemy nie tylko zestawem idei/poglądów na temat globalizacji, ale także szeregiem instytucji. Globalizacja jest zjawiskiem trudnym i skomplikowanym. Nie można wpływać na nią tylko przez wyrażanie życzeń. Trzeba wywierać wpływ na kształt globalizacji, wykorzystując istniejące silne struktury instytucjonalne. Jedną z cech Kościoła katolickiego jest jego ponadnarodowy charakter. Taki sam charakter ma zjawisko globalizacji. Inną cechą Kościoła, używając słownictwa ekonomicznego, jest głęboka pionowa integracja. Silna struktura daje możliwość wypowiadania się silnym głosem przez Kościół jako całość w sprawach światowych (siłę i jedność Kościoła najlepiej uosabia Papież); zajmowania stanowiska odnośnie spraw narodowych przez lokalne Kościoły (np. Konferencje Episkopatów); mówienia o problemach lokalnych społeczności na poziomie diecezji, parafii, zorganizowanych grup oraz związków. Ta pionowo zintegrowana struktura Kościoła, prowadząca swą działalność na poziomie światowym, narodowym i lokalnym, pozwala na wielowymiarowe podejście do problemów globalizacji. W związku ze złożonością tego zjawiska zdaniem o. Hehira właśnie Kościół posiada cechy, umożliwiające zajęcie się problemami globalizacji.

Globalizacja jest dla społecznego nauczania Kościoła podobnym wyzwaniem, jakim była industrializacja pod koniec XIX wieku. Przed Rerum Novarum istniało społeczne nauczanie w Kościele, ale proces industrializacji pokazał, że musi ono być dużo bardziej systematyczne, rygorystyczne i ekspansywne, jeżeli miało sprostać złożonym wyzwaniom moralnym industrializacji.

Spoglądając na nauczanie katolickie od czasu Vaticanum II, widzimy, że nauka ta stale się rozwija i rozszerza. Tomasz z Akwinu omawiał dobro wspólne, ale nigdy międzynarodowe, jak dzisiejsze nauczanie społeczne Kościoła. Akwinata mówił o sprawiedliwości prawnej. W dzisiejszych czasach mówimy o sprawiedliwości społecznej i oznacza to nowe spojrzenie na sprawy społeczne. Podejmując wyzwania związane z globalizacją, nie możemy tylko korzystać ze starych koncepcji. Potrzebne jest rozwinięcie nowych, aby sprostać wszystkimi problemom.

Jedną ze spraw odróżniających dzisiejszą globalizację od zjawisk końca XIX wieku są procesy zachodzące na rynkach finansowych: ich silna integracja i szybkie przepływy kapitału finansowego w świecie. Pytania o globalne rynki finansowe (czy należy próbować je regulować czy nie; czy należy opodatkować przepływy pieniędzy czy nie) stanowią szeroko dyskutowane przez ekonomistów zagadnienia. Oczywiście nie ma w tradycji Kościoła żadnego dokumentu dającego odpowiedź na takie pytania. Aby przedstawić, co myślimy o wszystkich tych zagadnieniach, musimy jednak zaczynać od zera, gdyż jest to jeden z obszarów, w którym istnieje luka w naszej wizji świata.



Benedykt XVI dostrzega dwa zagrożenia rozwoju ludzkości związane z relacją rozum - wiara, a także ze stosunkiem religia - sfera publiczna. Zarówno laicyzm, jak i fundamentalizm, wykluczają możliwość postępu. Rozum, także polityczny, bez wiary pozostaje nieoczyszczony, co powoduje, że prawa człowieka albo nie są respektowane, albo pozbawia się je transcendentalnego fundamentu, a rozum uważa się za wszechmocny. Bez Boga niemożliwe staje się prawdziwe spotkanie osób. Widać to właśnie w zjawisku globalizacji, które mimo że zbliża ludzi, wcale nie czyni ich braćmi, bowiem braterstwo nie jest wynikiem jedynie ludzkiej refleksji, ale darem Tego, który pierwszy nas umiłował. Jeśli jest możliwa jedność i komunia ludzkości, to tylko pod warunkiem integralnego rozwoju, nie wykluczającego transcendentalnego wymiaru: „Powołanie chrześcijańskie do (...) rozwoju dotyczy zarówno wymiaru przyrodzonego, jak i nadprzyrodzonego" - Benedykt XVI, Caritas in veritate.

Globalizacja jest dziś zjawiskiem obecnym we wszystkich dziedzinach ludzkiego życia. Urzeczywistnia się na płaszczyźnie infrastruktury technicznej, światowego uspołecznienia ekonomii, w dziedzinie mass mediów i społecznego komunikowania oraz na płaszczyźnie politycznej i kulturalnej. Globalizacja oznacza, że świat, w którym żyjemy w coraz większym stopniu zmienia się w jeden świat. Proces ten bez wątpienia nie zostaje również obojętny wobec Kościoła katolickiego jednego z największych i najstarszych aktorów globalnych. Należy podkreślić także fakt, że Kościół również ma wpływ na zmieniająca się rzeczywistość. Ponieważ Kościół katolicki, który może poszczycić się wielowiekową tradycją działań w skali międzynarodowej, globalnej i to zarówno w sferze duszpasterskiej i ekonomicznej, ma ogromny potencjał oddziaływania na świat. W związku z tym wzajemne relacje globalizacji i Kościoła stają się istotnym zaganianym we współczesnym świecie.

"Globalizacja nie jest a priori dobra ani zła. Będzie taka, jaką uczynią ją ludzie. Żaden system nie jest celem samym w sobie, należy zatem konsekwentnie głosić, że globalizacja, jak każdy inny system, musi służyć człowiekowi, musi służyć solidarności i dobru wspólnemu." - JP2.

Jan Paweł 2 pisze dalej: "Kościół ze swej strony przypomina nieustannie, że refleksja etyczna w kontekście globalizacji musi się opierać na dwóch nierozerwalnie powiązanych zasadach:

— Po pierwsze, na niezbywalnej wartości człowieka, która jest źródłem wszelkich praw ludzkich i wszelkiego ładu społecznego. Człowiek musi być zawsze celem, a nie środkiem, podmiotem, a nie przedmiotem ani towarem rynkowym.

— Po drugie, na wartości ludzkich kultur, których żadna zewnętrzna władza nie ma prawa lekceważyć ani tym bardziej niszczyć. Globalizacja nie może być nową postacią kolonializmu. Musi respektować wielość kultur, które w ramach powszechnej harmonii narodów są jakby różnymi kluczami interpretacyjnymi ludzkiego życia. W szczególności zaś nie może odbierać ubogim tego, co pozostaje dla nich najcenniejsze, w tym ich wierzeń i praktyk religijnych, ponieważ autentyczne przekonania religijne są najbardziej wyrazistym przejawem ludzkiej wolności.

Ludzkość wkraczająca w erę globalizacji nie może się już dłużej obejść bez wspólnego kodeksu etycznego. Nie ma to być jeden wspólny system społeczno-ekonomiczny czy kultura, która narzuci etyce swoje wartości i kryteria. Zasad życia społecznego trzeba szukać we wnętrzu człowieka jako takiego, w uniwersalnej naturze ludzkości, jaka wyszła z rąk Stwórcy. Takie poszukiwanie jest konieczne, jeśli globalizacja nie ma się stać jeszcze jedną formą absolutnej relatywizacji wartości, uniformizacji stylów życia i kultur. Przy całej różnorodności form kultury istnieją uniwersalne wartości ludzkie, które należy wyrażać i stawiać na pierwszym planie jako wiodącą siłę wszelkiego rozwoju i postępu." - źródło: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/przemowienia/globalizacja_27042001.html

W Gaudium et Spes znajduje się wspaniałe wyrażenie, stwierdzające, że drogą pozwalającą Kościołowi pokazanie jego miłości do świata jest zgoda na dialog ze światem. Dialog oznacza zrozumienie, że nie wie się wszystkiego. Jest to posoborowa postawa ufnej skromności. Kościół może więc nauczyć wiele, ale sam też się musi wiele nauczyć, by móc sprostać wyzwaniom, jakie niesie z sobą globalizacja.

Kościół akcentuje konieczność „globalizacji bez marginalizacji". JP 2 zachęcał do podejmowania wysiłków zmierzających do tego, żeby społeczna nauka Kościoła była koniecznie uwzględniana w formułowaniu norm etycznych, które powinny regulować światowy wolny rynek i społeczne środki przekazu. Katoliccy odpowiedzialni i profesjonaliści, powinny wywierać presję na rządy i instytucje finansowe i handlowe, żeby uznały i respektowały te normy.

Benedykt XVI w „Caritas in veritate" odnosi się z jednej strony bardzo drobiazgowo do poszczególnych aspektów ludzkiego rozwoju, a z drugiej strony każe czytelnikowi pamiętać o szerokim tle - integralnym rozwoju, bez którego żaden jego aspekt, w tym i ekonomiczny, nie może zostać właściwie zrozumiany, osądzony i pokierowany.

Kościół zdaje sobie sprawę, że życie społeczne, w tym ekonomia, nie są wolne od elementu zła. W świecie natomiast dominuje przekonanie, że człowiek o własnych siłach może być samowystarczalny i zdolny do usunięcia zła, próbuje się więc budować jedynie materialny dobrobyt. Do tego powszechnego przekonania o wyjątkowej roli ekonomii, dodaje współczesny człowiek autonomię ekonomii względem moralności. Okazuje się jednak, że tak pojęty rozwój wcale nie prowadzi do tego, czego się po nim oczekuje: ani nie likwiduje ubóstwa, ani nie niweluje różnic w rozwoju, a tym samym poziomie życia.

Benedykt XV nie waha się użyć następujących słów: „rozwój ekonomiczny, społeczny i polityczny, jeśli chce być autentycznie ludzki, powinien uwzględniać zasadę bezinteresowności jako wyraz braterstwa" (Benedykt XVI, Enc. Caritas in veritate, nr 34). Jasne, że logika daru nie może wykluczać sprawiedliwości, ale może ją tylko przekraczać - co nie jest możliwe bez wcześniejszego otwarcia się na dar Bożej miłości, który zawsze wyprzedza odpowiedź człowieka.

Temu wezwaniu do miłości towarzyszy refleksja rozumowa - elementem prawdy w budowaniu braterskich relacji jest bowiem fakt, że solidarność ludzka sprzyja samemu rynkowi, który jako „kierujący się jedynie zasadą równowartości zamienianych dóbr, nie potrafi doprowadzić do jedności społecznej, której zresztą potrzebuje, aby dobrze funkcjonować. Bez wewnętrznych form solidarności i wzajemnego zaufania, rynek nie może wypełnić swojej ekonomicznej funkcji" (Tamże, nr 35). Według papieża samo rozszerzanie logiki rynkowej nie jest w stanie rozwiązywać problemów społecznych. Tym bardziej, jeśli przyjąć, że rynek przyjmuje kształt zależny od „konfiguracji kulturowych, które go specyfikują i ukierunkowują" (Tamże, nr 36), przekształcając się tym samym z neutralnego narzędzia w narzędzie szkodliwe.

Nie sposób nie zauważyć, że siłą napędową procesów globalizacyjnych jest pieniądz, a ściślej mówiąc obrót towarami. Pierwszym wspólnym językiem globalnego świata są dolary, euro, jeny i funty. Towary, od przysłowiowej igły do potężnego masowca, a właściwie ich cena, mogą być porównywane na całym świecie. Poza nielicznymi wyjątkami nie ma już enklaw gospodarczych. Dziś celom handlowym służą nie tylko lokalne miejskie targi, ale także potężne i międzynarodowe giełdy towarowe. Większość produktów można zamówić i nabyć w każdym punkcie globu. Wystarczy dostęp do Internetu. Przedsiębiorcy, agendy rządowe, korporacje handlowe, a nawet pojedynczy obywatele kupują towary w najodleglejszych zakątkach świata. Nikogo z ludzi w Polsce nie dziwi już francuski ciuch, chińska bawełna, kolumbijska kawa, amerykański samolot, japoński telewizor czy włoski makaron. A przecież nasi dziadkowie nawet o tym nie marzyli.

Kościół wskazuje w tym miejscu na odpowiedzialność człowieka, a nie samego w sobie rynku. Pierwszą konsekwencją tego faktu jawi się stwierdzenie, że nie wolno wykluczać ekonomii z całości powołania człowieka, do którego należy również troska i odpowiedzialność za innych. W obliczu kryzysu ekonomicznego wyraźniej widać niedomaganie współczesnego rynku, w którego stosunkach „zasada bezinteresowności oraz logika daru jako wyraz braterstwa mogą i powinny znaleźć miejsce w obrębie normalnej działalności ekonomicznej. Są to wymogi człowieka w obecnej chwili, ale także wymogi samej racji ekonomicznej. Chodzi o wymogi zarazem miłości, jak i prawdy" (Tamże, nr 36). A drugą konkluzję papież formułuje tak oto: „sfera ekonomiczna nie jest ani etycznie neutralna, ani ze swej natury nieludzka i antyspołeczna. Należy ona do działalności człowieka, i właśnie dlatego, że jest ludzka, powinna być etycznie strukturyzowana i instytucjonalizowana" (Tamże, nr 36).



Nawet, jeśli kiedyś było to do pomyślenia, dziś już na pewno nie da się pozostawić państwu (i władzy lokalnej) kontroli nad wytworzonym przez wolną od moralności ekonomię (przekraczającą granice). Każdy etap wytwarzania dóbr powinien więc tym bardziej podlegać nie tylko regułom zysku, ale i sprawiedliwości, a nawet i miłości. „Jeśli wczoraj można było utrzymywać, że najpierw należy się starać o sprawiedliwość i że bezinteresowność wkroczy później jako uzupełnienie, dzisiaj trzeba powiedzieć, że bez bezinteresowności nie można realizować również sprawiedliwości" (Tamże, nr 38). Nie wystarcza binomium rynek-państwo, aby utrzymać zmysł społeczny, który wymaga bezinteresowności innej od „dać, aby mieć, właściwym dla logiki wymiany, i do dać z obowiązku, właściwym dla logiki zachowań publicznych narzuconych przez prawo państwowe" (Tamże, nr 39). Wymagane jest rozwijanie takiego rodzaju działalności, która nastawiona byłaby na bezinteresowność. „Rynek bezinteresowności nie istnieje i nie można zarządzać prawem postaw bezinteresownych. Natomiast zarówno rynek, jak i polityka potrzebują osób otwartych na wzajemny dar" (Tamże, nr 39).

Benedykt XVI docenia powstające w społeczeństwach dążenia do wypracowania etyki w biznesie, przytomnie zauważa jednak, że każda etyka odnosi się do jakiegoś systemu moralnego. Kościół podpowiada w tym miejscu światu dwa niezbędne filary pozwalające uniknąć zagrożeń i instrumentalizacji; chodzi o: nienaruszalną godność osoby ludzkiej oraz transcendentną wartość naturalnych norm moralnych. Etyka gospodarcza, która nie brałaby pod uwagę tych dwóch filarów, narażona byłaby nieuchronnie na utratę swojego szczególnego rysu i poddanie instrumentalizacji.

Papież zachęca do powstawania organizacji będącymi czymś pośrednim między tymi przynoszącym zysk (profit) a tymi, które nie są nastawione na zysk (non profit), bowiem organizacje takie traktując zysk jako nie cel sam w sobie, ale środek do osiągnięcia celu, humanizują rynek i społeczeństwo, a także ubogacają go w większą konkurencyjność. Prosi papież o nowe spojrzenie na rolę związków zawodowych oraz stowarzyszeń konsumentów. Nie tylko powinny one uwzględnić konflikt pomiędzy pracownikiem a konsumentem, ale także wymaga się od nich - wciąż przecież w imię miłości w prawdzie - „by krajowe związki zawodowe, przeważnie skupione na obronie interesów swoich członków, spoglądały również na tych, którzy do nich nie należą, a w szczególności na pracowników w krajach rozwijających się, gdzie prawa socjalne są często naruszane" (Tamże, nr 64).

Konsumentom przypomina, że „...kupno jest zawsze aktem moralnym, nie tylko ekonomicznym. Istnieje więc ścisła odpowiedzialność społeczna konsumenta, która idzie w parze z odpowiedzialnością społeczną świata biznesu. Konsumentów trzeba stale wychowywać do roli, którą codziennie odgrywają, powinni robić to z poszanowaniem zasad moralnych, co nie umniejsza racjonalności ekonomicznej aktu kupna" (Tamże, nr 66).

Benedykt XVI przypomina, że zasada pomocniczości charakteryzuje taką pomoc, w myśl której jest ona udzielana tylko wtedy, gdy podmiot niższego rzędu nie radzi sobie sam. Tak pojmowana subsydiarnosć bazuje na godności ludzkiej oraz stanowi „najskuteczniejsze antidotum na każdą formę paternalistycznej opiekuńczości", a tym samym odsuwa niebezpieczeństwo „władzy uniwersalnej typu monokratycznego" (Tamże, nr 57). „Zasada pomocniczości musi być ściśle powiązana z zasadą solidarności, i na odwrót, ponieważ pomocniczość bez solidarności prowadzi do partykularyzmu społecznego, a solidarność bez pomocniczości przeradza się w opiekuńczość poniżającą potrzebującego człowieka" (Tamże, nr 58). Solidarna pomoc na poziomie międzynarodowym powinna obejmować aktywne na rynku potrzebującym pomocy podmioty, powinna również wspierać ten proces, „który umożliwia im pełne uczestnictwo w międzynarodowym życiu gospodarczym" (Tamże, nr 58).



Takie działanie podejmowane w imię miłości nie jest sprzeczne z prawdą, i to także tym jej przejawem, który stanowi prawda ekonomiczna. „W poszukiwaniu rozwiązań dla obecnego kryzysu ekonomicznego, wspomaganie rozwoju krajów ubogich powinno być uważane za prawdziwe narzędzie wytwarzania bogactwa dla wszystkich. Jakiż projekt pomocy może przynieść tak znaczący wzrost wartości - również gospodarki światowej - jak wsparcie narodów, które znajdują się jeszcze w początkowej lub niezbyt zaawansowanej fazie rozwoju ekonomicznego?" (Tamże, nr 60) pisze B XVI.


źródła:
http://www.nauczaniejp2.pl/index/index/eId/8741
http://ekonomia.opoka.org.pl/nauka-kosciola-o-ekonomii/2844.1,Globalizacja_jako_komunia_Benedykta_XVI_wizja_totalna.html

piątek, 23 sierpnia 2013

Dlaczego globalizacja jest potrzebna

 

Czy globalizacja jest zjawiskiem złym? Jest nieszczęściem czy raczej nadzieją świata?

Czym jest globalizacja? W encyklopedii czytamy, że jest to „w skrócie łączeniem się i przenikaniem systemów gospodarczych”. Ponadto zjawisko określają takie procesy jak: wzrost wymiany informacyjnej, liberalizacja handlu, powstanie wielkich międzynarodowych korporacji przemysłowych, integracja europejska. Wszystkie te aspekty odnoszą się do sfery ekonomii i polityki i są nieuniknione dla rozwoju państw nie tylko kapitalistycznych.

Termin globalizacja wydaje się być słowem-kluczem XXI wieku. Niemal na każdym kroku mamy w pośredni lub bezpośredni sposób do czynienia z globalizacją i jej wieloma aspektami. Wielu z nas intuicyjnie wyczuwa czym jest globalizacja, w wielu budzą się emocje towarzyszące temu zagadnieniu. Bez wątpienia w XXI wieku każdy człowiek jest w pewnym stopniu poddany wpływom procesów globalizacji. O tym, że świat jest globalną wioską słyszymy od dawna, co to jednak oznacza?
Sam termin globalizacja został po raz pierwszy użyty w 1985 roku przez Ronalda Robertsona, który nazwał tak nachodzenie na siebie i wzajemne przenikanie procesów ekonomicznych, politycznych i kulturalnych. Anthony Giddens, brytyjski socjolog stwierdził, że globalizacja to  intensyfikacja stosunków społecznych o światowym zasięgu, która łączy różne lokalności w taki sposób, że lokalne wydarzenia kształtowane są przez zdarzenia zachodzące w odległości wielu tysięcy mil i same zwrotnie na nie oddziałują.


Bez wątpienia do „zmniejszania się” świata przyczynia się rozwój Internetu, telefonii komórkowej czy środków transportu. Dzięki temu w bardzo krótkim czasie możemy znaleźć się na drugiej półkuli, informacje o kataklizmach docierają do nas w niespełna godzinę po wydarzeniu, a sytuacja na giełdzie w Tokyo w wpływa na sytuację na giełdach we Frankfurcie, Warszawie i Nowym Jorku.
Globalizacja jest bardzo szerokim i złożonym procesem, mającym wpływ na wszystkie sfery naszego życia: ekonomiczną, społeczną, polityczną, kulturową. Zjawisko to budzi sporne stanowiska. I chociaż przyznaję pewną słuszność antyglobalistom, to jednak postaram się udowodnić, iż globalizacja może być zjawiskiem pozytywnym, niosącym nadzieje dla współczesnego świata.
           
Według podejścia socjologów, globalizacja znajduje swe odbicie w:
  • Załamaniu się sztywnych granic społeczeństw narodowych,
  • Powstaniu wielu form organizacji społecznej,
  • Rozprzestrzenianiu się wzorów konsumpcji.

Do jej najważniejszych zalet należy m.in. szybsza wymiana informacji, ułatwienie migracji, rozwój wolnego handlu i wzrost konkurencyjności. Wśród wad tego procesu dominują negatywny wpływ kultury masowej na kultury małych społeczeństw, nadmierny wzrost konsumpcji, wzrost nierówności ekonomicznych między krajami rozwiniętymi a rozwijającymi się, w wyniku których największe korzyści z globalizacji odczuwają mieszkańcy bogatych państw[1]

Cechy krajów rozwijających się
Kraje rozwijające się posiadają szereg wspólnych cech:
  1. Rozwarstwienie dochodów
    1. Różnice między największymi i najmniejszymi dochodami mieszkańców są bardzo duże,
    2. Jedynie niewielki odsetek mieszkańców posiada wysokie dochody, przeważająca większość otrzymuje wynagrodzenie poniżej średniej,
    3. Jest to przyczyną niezadowolenia najbiedniejszych, a przez to wzrostu niepokojów społecznych, gdyż bogaci i biedni mieszkają obok siebie,
    4. Niestabilność w kraju (zagrożenie wybuchem zamieszek, a nawet wojen) jest przyczyną destabilizacji gospodarczej (wycofanie zagranicznych inwestorów, brak nowych)
    5. Przykłady: Egipt, Tunezja, Libia w 2011 r
  2. Ubóstwo i niedożywienie
    1. Znaczny odsetek mieszkańców żyjących za mniej niż 1,25$ dziennie (próg skrajnego ubóstwa)
    2. Według Raportu o stanie realizacji Milenijnych Celów Rozwoju z 2011, w krajach rozwijających się w 2005 r 27% mieszkańców żyło poniżej progu skrajnego ubóstwa
    3. Kontynentem najbardziej narażonym na skrajne ubóstwo wciąż pozostaje Afryka Subsaharyjska, gdzie 51% mieszkańców żyje za mniej niż 1,25$ dziennie
    4. W Afryce Centralnej na niedożywienie cierpi ponad 35% populacji; równie zła sytuacja występuje także w Azji południowo-wschodniej,
    5. W 2009 r. w Azji południowej 43% dzieci poniżej 5 roku życia cierpiało na niedożywienie,
    6. Odsetek osób niedożywionych będzie spadał, ale biorąc pod uwagę szybki wzrost populacji świata, bezwzględna liczba osób cierpiących z tego powodu będzie rosnąć.
  3. Rolniczy charakter gospodarki
    1. Udział sektora rolnego w generowaniu PKB jest wyższy niż w krajach rozwiniętych, gdzie dominują usługi,
    2. W niektórych krajach, które produkowane artykuły rolne przeznaczają na eksport udział w PKB wynosi 30-50% (Senegal, Wybrzeże Kości Słoniowej, Etiopia),
    3. Wydajność pracy i efektywność w produkcji jest niższa niż w pozostałych sektorach.
  4. Dualizm gospodarczy i techniczny
    1. Duża różnica między sektorem tradycyjnym a nowoczesnym,
    2. Sektor tradycyjny oparty na prymitywnych narzędziach, co skutkuje niższą efektywnością pracy,
    3. Sektor nowoczesny skoncentrowany wokół jednego obszaru, który jest odizolowany od reszty kraju,
    4. Brak transferu technologii z sektora nowoczesnego do tradycyjnego.
  5. Szybki wzrost populacji
    1. Przez utrzymanie wysokiej stopy urodzeń i obniżenie współczynnika śmiertelności, następuje wzrost liczby ludności w krajach rozwijających się,
    2. Według podejścia deterministycznego, to skrajnie złe warunki życia są przyczyną dużej liczby dzieci w rodzinie; potomstwo ma mniejsze szanse dożycia wieku pełnoletniego niż w krajach wysoko rozwiniętych, stąd rodzice chcą mieć pewność, że któreś z dzieci zaopiekuje się nimi na starość ,
    3. W krajach wysoko rozwiniętych można zaobserwować zmniejszenie liczby dzieci w rodzinie oraz zjawisko „starzenia się społeczeństw”.
  6. Szybkie tempo urbanizacji
    1. Mieszkańcy miast migrują z terenów wiejskich do większych miast w poszukiwaniu pracy oraz lepszych perspektyw,
    2. W 2010 r. liczba populacji zamieszkująca obszary miejskie przekroczyła 50%, a w krajach rozwijających się nawet 60%,
    3. W wyniku migracji powstają megamiasta – obszar miejski poszerza się o slumsy – dzielnice biedy,
    4. Liczba mieszkańców slumsów podwaja się co 5-10 lat.
  7. Niepełne wykorzystanie siły roboczej
    1. W krajach rozwijających się powszechne jest niepełne zatrudnienie – społeczeństwo pracuje mniej niż chce,
    2. Zatrudnienie w sektorze państwowym pod wpływem nacisków społecznych jest nieracjonalne,
    3. Z powodu braku innych miejsc pracy w sektorze rolnym panuje ukryte bezrobocie,
    4. Niskie wynagrodzenie nie pozwala na zaspokojenie podstawowych potrzeb; powoduje to wzrost niezadowolenia wśród społeczeństwa,
    5. W związku z chorobami, niedożywieniem i osłabieniem, niewystarczającym uzbrojeniem technicznym, produktywność zatrudnionych jest niska.
  8. Niewystarczający rozwój instytucji
    1. W wielu krajach rozwijających się powszechna jest niestabilność wewnętrzna (nieporadne rządy, lokalni dyktatorzy),
    2. Silne więzy plemienne i rodzinne wpływają na brak integracji narodowej wśród społeczeństwa,
    3. Ważna rola sfer militarnych w wyniku długoletnich wojen i konfliktów zbrojnych,
    4. Młode systemy prawne są mało przejrzyste; powszechna jest korupcja,
    5. Powszechny brak przestrzegania podstawowych praw człowieka.
  9. Degradacja środowiska naturalnego
    1. Ochrona środowiska nie jest ciągle chroniona przepisami prawa lub stopień egzekucji prawa jest niski,
    2. Kraje rozwijające się często przejmują tzw. „brudne” gałęzie przemysłu, a toksyczne odpady są transportowane właśnie tam – jest to związane z zaostrzonym prawem w krajach uprzemysłowionych,
    3. Migracje ludności na obszary miejskie oraz szybki wzrost populacji przyczynia się do ciągłego powiększania się dzielnic biedy, w których panuje niski standard sanitarny.
          

Cele Rozwoju
Milenijnego
W 2000 roku, na przełomie tysiąclecii, na Szczycie Organizacji Narodów w Nowym Jorku 189 państw podpisało Deklarację Milenijną. Była ona wynikiem refleksji nad dużym zróżnicowaniem poziomu rozwoju poszczególnych państw świata. W ten sposób określono tzw. Osiem Milenijnych Celów Rozwoju, precyzujących najważniejsze wyzwania globalne. Zarówno kraje rozwijające się, jak i kraje na wyższym poziomie rozwoju, zobowiązały się wspólnym wysiłkiem zrealizować Cele do 2015 r.
  1. Wyeliminować skrajne ubóstwo i głód,
  2. Zapewnić powszechne nauczanie na poziomie podstawowym,
  3. Promować równość płci i awans społeczny kobiet,
  4. Ograniczyć umieralność dzieci,
  5. Poprawić opiekę zdrowotną nad matkami,
  6. Ograniczyć rozprzestrzenianie się HIV/AIDS, malarii i innych chorób zakaźnych,
  7. Stosować zrównoważone metody gospodarowania zasobami naturalnymi,
  8. Stworzyć globalne partnerskie porozumienie na rzecz rozwoju.
W Deklaracji Milenijnej wszystkie państwa-sygnatariusze (w tym także Polska) zobowiązały się, że wszelkimi możliwymi sposobami przyczynią się do osiągnięcia zakładanych Celów. Dostrzeżono także, że wiele z istniejących dysproporcji rozwojowych stało się wynikiem agresywnych i niesprawiedliwych działań ze strony krajów Globalnej Północy, stąd Cel 8 skierowany jest głównie do tych właśnie państw; Jego podstawą jest pełna współpraca na gruncie ekonomicznym, politycznym i społecznym, z poszanowaniem wartości i kultury kraju-partnera. Pomimo dużego progresu wiadomo już, że wszystkich Celów nie uda się osiągnąć w wyznaczonym terminie.


Kraje rozwijające się
Jednym z najbardziej popularnych mierników poziomu rozwoju państw jest Human Development Index (HDI). Wskaźnik ten uwzględnia dane pozaekonomiczne przy ocenie zrównoważonego rozwoju poszczególnych krajów (rozwój to nie tylko wzrost PKB, to w dużej mierze kapitał ludzki). Wskaźnik HDI opracowywany raz w roku jest wykorzystywany przez Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) i uwzględnia:
           1. Stan zdrowia społeczeństwa (mierzone w średniej długości życia),
           2. Dostęp do edukacji
- wskaźnik alfabetyzacji społeczeństwa (umiejętność czytania i pisania ze zrozumieniem),
- wskaźnik solaryzacji (na jakim etapie obywatele kończą edukację).
           3. Dochód (PKB per capita).
Im wyższy wskaźnik, tym wyższy poziom rozwoju państwa.

Mapa przedstawiająca wysokość wskaźnika HDI w 2011 r.

Źródło: hdr.undp.org 
Dane statystyczne dot. Wskaźnika Rozwoju Społecznego (HDI) dostępne na stronie hdr.undp.org.

Human Development Index 2013

Polska znalazła się na 39. miejscu w rankingu najbardziej rozwiniętych krajów świata – wynika z najnowszego raportu ONZ. Wskaźnik rozwoju społecznego HDI w Polsce jest wyższy niż w Portugalii czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich, ale niższy niż na Barbadosie czy na Węgrzech. W tegorocznej edycji "Human Development Report" Polska, podobnie jak w ubiegłym roku, uplasowała się na 39. pozycji wśród 187 państw ujętych w rankingu. Wskaźnik HDI (Human Development Index) dla naszego kraju wyniósł 0,821. Znaleźliśmy się tym samym wśród 47 najbardziej rozwiniętych państw świata. Tuż przed nami w rankingu ONZ figurują takie państwa jak Barbados, który awansował w aż o 9 pozycji (HDI wynosi 0,825) i Węgry (0,831). W tyle zostawiliśmy zaś m.in. Chile, Litwę, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Portugalię.

Ubóstwo
W dobie globalizacji, ubóstwo stało się jednym z kluczowych tematów do dyskusji na gruncie międzynarodowym. Wszak problem ten dotyczy nie tylko krajów rozwijających się, lecz w mniejszej skali dotyczy także państw uprzemysłowionych.
Jako zjawisko społeczne, ubóstwo stało się także przedmiotem zainteresowania polityków. W Deklaracji Milenijnej ograniczenie ubóstwa przyjęto za Pierwszy Milenijny Cel Rozwoju, a lata 1997-2006 ogłoszone zostały przez ONZ Pierwszą Międzynarodową Dekadą Walki z Ubóstwem. Zjawisko to stało się więc tematem publicznym, a udział w dyskusji wzięły państwa, organizacje i agendy międzynarodowe, środowisko pozarządowe, akademickie, a także prywatne osoby.
Niezwykle trudno jest ustalić wskaźnik mówiący, czy dana grupa społeczna znajduje się w stanie ubóstwa czy nie. Miary są niejednoznaczne i zdają się nie uwzględniać wszystkich czynników mogących mieć wpływ na sytuację. Często stosowaną granicą ubóstwa umiarkowanego i skrajnego jest kwota 2,25$ – 1,25$ na dzień na osobę. Taką granicę przyjmuje się najczęściej. Możemy jednak zaznaczyć, że o ubóstwie należy mówić w ujęciu absolutnym i względnym. Ubóstwo absolutne ma miejsce wówczas, gdy osoba nie jest w stanie osiągnąć tzw. minimum biologicznego (zdolność przeżycia w zdrowiu).[2]
Ubóstwo względne jest związane z występowanie rozpiętości w poziomie zaspokajania potrzeb w danym społeczeństwie, tzn. że jeżeli jednostka będzie znacząco „odstawać” w stopniu zaspokajania swoich potrzeb od innych członków danej społeczności, będzie można stwierdzić, że jest uboga, choć zwykle w takim przypadku ubóstwo nie oznacza braku możliwości przeżycia.[3]
W dyskusji o przyczynach ubóstwa także panuje zróżnicowanie zdań. Dla części to jednostka jest winna temu, że dotyka ją to zjawisko. Fakt, że nie pracuje świadczy o tym, że albo jest leniwa, albo źle przystosowana do życia w społeczeństwie. Wraz z rozwojem gospodarek kapitalistycznych zaczęły pojawiać się bieda, głód, wyzysk w pracy (także dzieci) – stąd też silny oddolny wpływ ruchów robotniczych przyczynił się z czasem do powstania związków zawodowych, a lewicowe nurty myśli społecznej, ekonomicznej i politycznej dały o sobie znać m.in. w koncepcji Karola Marksa i jego planach wprowadzenia socjalizmu. Tak też ewoluowało samo podejście do ubóstwa. Z czasem wspieranie ubogich oraz wszelkie akty dobroczynności stały się społecznie pożądane, a coraz więcej ludzi angażowało się w zbiórki pieniędzy, walkę z analfabetyzmem czy zapewnianie posiłków bezdomnym.
W przypadku krajów rozwijających się, do głównych przyczyn występowania ubóstwa można zaliczyć:
  • Monokulturowy charakter gospodarek,
  • Nieprawidłowo prowadzona polityka makroekonomiczna,
  • Niski poziom oszczędności wewnętrznych,
  • Niski poziom wydajności pracy,
  • Niedostateczny poziom rozwoju infrastruktury,
  • Rabunkowa gospodarka rolna i surowcowa,
  • Biurokratyzacja i korupcja,
  • Ograniczony dostęp do rynków zbytu,
  • Brak napływu kapitału zagranicznego,
  • Nieadekwatne do potrzeb i możliwości programy pomocowe ze strony państw wyżej rozwiniętych,
  • Czynnik środowiskowy (klimat, ukształtowanie terenu, jakość gleb, dostęp do surowców i zasobów wody, itd.),
  • Sąsiedztwo polityczne (tendencje integracyjne versus przenoszenie konfliktów zbrojnych),
  • Umiejętność dobrego rządzenia (wystarczający rozwój instytucji, sprawna administracja, przejrzyste prawo, adekwatna do potrzeb redystrybucja dochodów budżetowych).
Istnieją teorie, mówiące o takich związkach przyczynowo-skutkowych, że wyrwanie się ze szponów ubóstwa staje się niemożliwe. Jest to tzw. teoria zaklętego kręgu ubóstwa. Jej mechanizm przedstawia poniższy schemat. W myśl teorii P. Rosensteina odpowiednio duży zastrzyk finansowy w postaci pomocy, może pomóc gospodarce uwolnić się z pułapki ubóstwa.
 



[1] J. Micuń, Wiedza o społeczeństwie, Wyd. Translator s.c., 2005.
[2] Za twórców absolutnego podejścia do ubóstwa uważa się C. Bootha i B. Rowentree`a.
[3] Twórcy podejścia względnego: S. Stouffer, P. Townsend.
 
źródło: -> 

Miłość, popęd płciowy czy reprodukcja?



"Bywają wielkie zbrodnie na świecie, ale chyba największą jest zabić miłość" - Bolesław Prus, Lalka.

Czym jest miłość? To uczucie czy postawa? A może decyzją? Otóż ani jednym, ani drugim, ani trzecim!

Miłość – to złożone, trudne do zdefiniowania zjawisko, często utożsamiane z uczuciem, które przejawia się w relacji do drugiej osoby (lub obiektu), połączonej z silnym pragnieniem stałego obcowania z nią, czemu może towarzyszyć pociąg fizyczny do osoby będącej obiektem uczucia. Zwykle jest okazywana przez próby uszczęśliwiania kochanej osoby.

Miłość jest silniejsza od najwspanialszych uczuć i trwalsza od najbardziej odpowiedzialnych decyzji, gdyż jest postawą wierności na zawsze!  Prawdziwa miłość jest szczytem radości, szczęścia i marzeń. Co więcej — taka miłość między kobietą i mężczyzną — jest MOŻLIWA!

Spróbujmy przyjrzeć się bliżej konkretnym fazom dorastania do wielkiej i nieodwołalnej, czyli jedynej prawdziwej miłości.



Od zakochania do miłości...

Gdy młodzi ludzie poznają się i zaczynają się wzajemnie fascynować swoją wrażliwością, fizycznością, wartościami, pasjami i tysiącami innych aspektów, wówczas oboje są w stanie powiedzieć, że pragną dla drugiej osoby wszystkiego, co najlepsze i najpiękniejsze i że pragną, aby połączyła ich miłość i aby była to miłość wielka. Niestety, nie wszyscy potrafią postępować zgodnie z własnymi marzeniami. Częstym powodem problemów wielu młodych osób jest fakt, że nie rozumieją istoty miłości i nie wiedzą, jak postępować, aby początkowa fascynacja przerodziła się w wielką miłość i radość na całe życie.

Nie powinno się redukować miłości ani do towarzyszących jej uczuć, ani do samej tylko decyzji. Nie pokocham drugiej osoby tylko dlatego, że „tak zdecyduję”. Pokochać i dojrzale poślubić mogę taką osobę, która w jakimś aspekcie będzie ode mnie bardziej dojrzała i która mnie sobą zafascynuje. Nie jest dojrzała postawa dziewczyny, która wiąże się z niedojrzałym chłopakiem po to, by go „ratować”, podobnie jak niemądra jest postawa chłopaka, który wiąże się z dziewczyną, dla której staje się „ojcem”. Miłość między dziewczyną i chłopakiem to wzajemne wspieranie się i umacnianie we wszystkim, co dotyczy mnie i drugiej osoby: począwszy od więzi z Bogiem i bliskimi, przed ustalanie mądrego trybu dnia i wsparcie w codziennych sprawach związanych ze studiami i pracą, po troskę o zdrowie. Miłość między dziewczyną i chłopakiem to radosny rozwój we dwoje!

Początek miłości to troska o własny rozwój

Ogromnie istotne jest uświadomienie sobie, że pierwszą fazą dorastania do miłości nie jest troska o drugą osobę, lecz troska o własny rozwój: o rozwijanie swoich talentów, pasji, więzi z bliskimi oraz Bogiem. Tylko osoby, które wytrwale troszczą się o własny rozwój i każdą formę działania łączą z dążeniem do tego, by stawać się coraz silniejszymi i bardziej odpowiedzialnymi osobami, mają szansę najpierw spotkać równie dojrzałą osobę, a następnie zbudować z nią szczęśliwy związek i trwałe małżeństwo. Kto każdą wolną chwilę poświęca na imprezowanie w mniej lub bardziej znanym tłumie po to, by „szukać” chłopaka czy dziewczyny, ten rezygnuje z własnego rozwoju i szansy na zbudowanie więzi z kimś, kto sam jest mądry, dojrzały i odpowiedzialny w każdej dziedzinie swojego życia.

Często wśród młodych osób obserwuję niespokojne poszukiwanie chłopaka czy dziewczyny, podczas gdy największe szanse na spotkanie kogoś, kto potrafi kochać ma ten, kto jest szczęśliwy i spokojny o swój los! Nie jest przypadkiem to, że osoby niespokojne i nieszczęśliwe chętniej wiążą się z tymi ludźmi, którzy też nie radzą sobie z życiem i którzy nie potrafią spokojnie żyć w sytuacji, w której jeszcze nie zaczęli realizować swoich aspiracji i marzeń o miłości i małżeństwie.

Miłość jest większa od uczuć

Bardzo popularne i błędne jest obecnie utożsamianie miłości z uczuciem. Miłość nie jest uczuciem z kilku istotnych względów. Gdyby miłość była uczuciem, to nie można by jej było ślubować, ponieważ nie można ślubować czegoś, co nie zależy ode mnie, od moich decyzji czy postaw, a takie właśnie są uczucia. Gdyby miłość była uczuciem, to narzeczeni musieliby ślubować coś, za co nie ponoszą odpowiedzialności, a przez to każda przysięga małżeńska byłaby nieważna! Poza tym uczucia oznaczają to, co dzieje się we mnie, a nie postawę, jaką zajmuję wobec osoby, o którą troszczę się z miłością. Kto utożsamia miłość z uczuciami, ten nie wyszedł jeszcze poza swój egoizm, gdyż najbardziej istotny element miłości widzi w sobie, a nie w tym, jak wspiera drugą osobę. Radosne uczucia w stosunku do drugiej osoby mogą stać się początkiem fascynującej miłości pod warunkiem, że podejmie się odpowiednie decyzje. Właśnie dlatego najpiękniejsze uczucia w stosunku do drugiej osoby przeżywają nie zakochani, lecz ci ludzie, którzy bardzo kochają...

Nie ma miłości bez decyzji



Najbardziej istotnym elementem w miłości jest decyzja. Decyzję o tym, że kocham, powinno się podjąć nie w chwili ślubu ani nie w momencie zaręczyn, a nawet nie w chwili, w której wyznaje się miłość po raz pierwszy! Decyzję o tym, że od tej chwili druga osoba staje się centrum mojego świata i że będę troszczyć się o nią tak bardzo, jak to jest możliwe i robić wszystko, aby druga osoba czuła, że jestem jej sejfem, a ona moim skarbem, powinno się podjąć na początku „chodzenia” ze sobą. Każdy dzień bez takiej decyzji będzie oznaczał cierpienie dla drugiej osoby i niepewność co do tego, na ile może mi zaufać. Jeśli ci, którzy tworzą parę, nie zaczynają wzajemnie kochać, to ich związek skazany jest na przegranie lub na przyjęcie postaci romansu, a to oddala od małżeństwa.

Być mężczyzną to odważyć się kochać

Gdy stawiamy pytanie o to, kto pierwszy powinien podjąć decyzję o miłości na zawsze, to jednoznacznie należy wskazać na chłopaka. To chłopak szuka dziewczyny swego życia i podejmuje inicjatywę w tym względzie. To chłopak stara się o to, aby dziewczyna pozwoliła mu na bliższe poznanie. To chłopak pierwszy powinien wysyłać znaki upewnienia o tym, że myśli o niej, że stawia ją w centrum swego świata i że ona staje się dla niego skarbem, bo on tak chce i tak ją ceni. Co więcej, chłopak staje się prawdziwym mężczyzną nie w chwili osiągnięcia określonego wieku, lecz w chwili, w której zaczyna mocno kochać! Szkoda, że żyje na świecie tylu starych „chłopaków”...

Gdy chłopak podejmie decyzję o tym, że odtąd dziewczyna jest centrum jego świata i gdy będzie wysyłał jej wiele znaków, które upewniają ją, że tak właśnie jest, to przychodzi czas na decyzję i jasną odpowiedź ze strony dziewczyny. Miło jest być dla kogoś królewną, o którą ten ktoś się troszczy i dla której zrobi wszystko. Dużo trudniej jest być dojrzałą kobietą, która może stać się wsparciem dla jedynego mężczyzny swojego życia. Warto zwrócić uwagę na fakt, że decyzja o tym, że kocham drugą osobę, jest czymś więcej niż tylko zakomunikowaniem tego za pomocą słów.

Decyzja musi zaboleć

Ważne jest też, żeby przypominać, że każda decyzja o tym, że kocham naprawdę i na zawsze, musi zaboleć. Gdybym kochała Boga, to decyzja o miłości na całe życie nie wiązała by się z niepokojem czy bólem, gdyż Bóg nigdy nie rozczaruje i nie wyrządzi mi krzywdy. Gdy decyduję się kochać człowieka, wtedy powinienem mieć świadomość, że mimo fascynacji fizycznej i odkrycia piękna wewnętrznego drugiej osoby, jest to ktoś, w kim nie wszystko zawsze będzie piękne... Decyzja o miłości małżeńskiej na zawsze to ryzyko na całą doczesność. Powtórzmy: to, że potrafię kochać, powinnam potwierdzać już od początku "chodzenia" z tą drugą osobą, która zafascynowała mnie swoim światem, w tym swoim pięknem fizycznym. Poważnym błędem jest czekanie z weryfikowaniem miłości do momentu zaręczyn albo ślubu!

Pierwsze „kocham Cię!”

Także w tym względzie inicjatywa należy do chłopaka. Warto przez pierwsze miesiące „chodzenia” ze sobą celowo unikać mówienia o tym, że się kocha, aby mieć pewność, że pragnienie bycia darem dla drugiej osoby nie wynika jedynie z zakochania i zafascynowania, lecz z odpowiedzialnej i świadomej decyzji, którą jestem w stanie wcielać w życie. Dziwnie jest, gdy pierwsze słowa „kocham Cię” padają z ust dziewczyny.

Właśnie dlatego zachęcam dziewczyny do powściągliwości, a chłopaków do odwagi. Optymalna sytuacja jest wtedy, gdy chłopak decyduje się na wypowiedzenie słów „kocham Cię” w chwili, w której on także doświadcza miłości ze strony dziewczyny. Wtedy po deklaracjach chłopaka, dziewczyna może odpowiedzieć tym samym i wtedy obydwie osoby mogą tworzyć historię coraz większej miłości. Nie jest błędem, gdy chłopak decyduje się na odpowiedzialne „kocham Cię” w chwili, w której dziewczyna potrzebuje jeszcze trochę czasu do namysłu. Jego pewność siebie co tego, że ją kocha, ułatwia jej podjęcie decyzji na tak. Wtedy zaczyna się czas niepewności i dużej cierpliwości ze strony chłopaka. Postawa cierpliwości przy pełnym zaangażowaniu, które potwierdza, że druga osoba stała się radosnym środkiem mojego świata, może być dobrą drogą do wielkiej miłości.

Gdy chłopak nie mówi, że kocha...

Warto, aby dziewczyny uświadomiły sobie ważny fakt: jeśli chłopak Cię kocha, to wiesz o tym, zanim on sam podejmie decyzję, by Tobie o tym powiedzieć!

Gdy mijają kolejne miesiące, a chłopak nie ma odwagi powiedzieć, że kocha, to jest to dla dziewczyny ważny znak, że najprawdopodobniej będą musieli się rozstać. Bardzo często dziewczyna wypełnia związek swoją miłością i trudno jest jej samej uświadomić sobie, że to ona wspiera chłopaka, ale on nie kocha, a czasem nawet kochać zupełnie nie potrafi. Miłość nie zna granic i czasu, ale dorastanie do miłości dokonuje się w określonym czasie. Jeśli mija więcej niż pół roku lub rok, a chłopak nie pokochał na tyle, by chcieć i by mieć odwagę mówić o tym dziewczynie pierwszy — nie wiedząc, kiedy i jak ona odpowie — wtedy ona staje się coraz bardziej niepewna, czy ich związek prowadzi do małżeństwa i zazwyczaj coraz bardziej traci RADOŚĆ i entuzjazm życia. Celem bycia razem nie są bowiem najbardziej nawet pogłębione rozmowy, wspólne przeżycia i wartości, ani najbardziej nawet romantyczne spacery, lecz weryfikacja tego, czy on tak bardzo zaczyna kochać i czy ma odwagę tak mocno o tym mówić, że któregoś dnia ona chyba odpowie mu: tak!

Miłość to postawa

Miłość nie jest decyzją. Miłość nie jest uczuciem. Miłość jest postawą, która oznacza stawanie się mądrym darem dla drugiej osoby. "Małżeństwo to jest zadanie, a nie "los", który spada na człowieka. (...) Źle jest człowiekowi samemu, dlatego Pan Bóg stworzył małżeństwo, żeby im było dobrze razem. Małżeństwo jest dla szczęścia" — to słowa Pani Wandy Półtawskiej („By rodzina była Bogiem silna”, Edycja św. Pawła), które bardzo trafnie oddają istotę miłości. Miłość nie wynika z uczuć, które w magiczny sposób pojawiałyby się w człowieku. Miłość wynika ze świadomej i twórczej (!) postawy troski o drugą osobę. Istotą miłości, chociaż nie całym fenomenem miłości, jest stanowcza decyzja, do której niezdolni są i której panicznie boją się egoiści oraz ludzie niedojrzali. Nie jest to decyzja o powiedzeniu „kocham Cię”.

Nie jest to też decyzja o zaręczeniu się, ani nawet o zawarciu ślubu. Taka decyzja powinna wynikać z pewności co do tego, że kocham. Jaka zatem decyzja jest istotą miłości? Otóż istotą miłości jest decyzja, którą podejmuje cały człowiek z jego świadomością, uczuciami i wartościami, którymi się kieruje. Nie jest to więc tylko decyzja woli. Taką decyzję powinienem podjąć zanim zadeklaruję komuś, że kocham. Oczywiście, nie można pokochać miłością małżeńską dowolnej osoby tylko dlatego, że tak by się zdecydowało. Aby drugą osobę pokochać taką właśnie miłością, musi mnie coś w niej zafascynować. Coś musi sprawić, że zapragnę jej szczęścia i naszego wspólnego szczęścia. Uczucie pomaga mi w pojawieniu się we mnie marzenia, że z tą osobą chcę być szczęśliwa do końca życia doczesnego. Na tym jednak rola uczuć się kończy. Rozwój więzi uczuciowej to warunek wstępny dla podjęcia decyzji: tak, chcę, by ta osoba była centrum mojego świata. Potem przychodzi czas na postawę, czyli bycie darem dla drugiej osoby i upewnianie jej postawą — a także słowami — o tym, że jest kochana. Jeśli kochana osoba odwzajemni ten dar, to dwie osoby zaczynają doświadczać kawałka nieba na ziemi.

Uczucie może być jedynie kryterium wstępnym w podejmowaniu decyzji o miłości na zawsze. Gdy ktoś poznaje tę drugą osobę - jej wartości, radości, cierpienia i marzenia - i odkrywa, że jej przekonania, postawy i wartości są zgodne z naszymi marzeniami, to wtedy pojawia się pragnienie, by stać się darem dla drugiej osoby. Pragnienie to stwarza szansę na wyjście poza swój egocentryzm czy wręcz egoizm po to, by ofiarować drugiej osobie siebie: swój czas, siły, dosłownie wszystko. Czasem trzeba zrezygnować z dotychczasowych pasji, jeśli zajmowały one zbyt wiele czasu i angażowały zbyt wiele sił).

Jak wyrażać miłość?

Kolejne zagadnienie to sposób, w jaki chłopak i dziewczyna powinni na co dzień upewniać siebie nawzajem o swojej miłości. Szczęśliwa dziewczyna jest głodna codziennie potwierdzania tego, że on kocha — w znakach i w słowach, a także w gestach czułości. Kandydat na męża to ktoś, kto zaczyna zastępować centralne miejsce rodziców, którzy do tej pory byli głównym źródłem oparcia dla córki i którzy codziennie komunikowali jej — w słowach i czynach — że ją kochają i że troszczą się o jej los. Odtąd jej kontakt z rodzicami staje się w naturalny sposób rzadszy, gdyż głód miłości zaczyna — z nadmiaremJ - zaspakajać chłopak swoją miłością i swoim sposobem komunikowania miłości. Wejście w taką fazę więzi to warunek, by szczęśliwa dziewczyna któregoś dnia powiedziała tak, w obliczu kolejnych upewnień o miłości ze strony chłopaka.


Miłość a największa radość

Nie jest przypadkiem to, że najbardziej szczęśliwe są te osoby, które najbardziej kochają i zostały najbardziej pokochane. Miłość jest szczytem marzeń szczęśliwych osób. Miłość wznosi na szczyty piękna, które nigdy nie zamieni się w brzydotę. Gdy kochamy, wówczas nasze życie otrzymuje nowy sens: znajdujemy siłę, by świetnie radzić sobie w pracy zawodowej, w rozwijaniu swoich pasji, w respektowaniu mądrych priorytetów dotyczących planu dnia oraz zdrowego trybu życia. Miłość jest oddechem prawdy i piękna! Kto kocha mocno, ten ma ufną więź z Bogiem, bo wie, że nie byłoby miłości bez Boga, który JEST Miłością.

Kto kocha, ten stawia sobie największe wymagania i z radością uczy się kochać jeszcze dojrzalej, czulej i radośniej. Gdyby Bóg stworzył ludzi niezdolnych do miłości, to nie wyszedłby nam na spotkanie z miłością i to nawet za cenę śmierci. Na szczęście są takie osoby, które ich własne marzenia i marzenia Boga o wielkiej miłości z radością realizują. Pragnę podziękować moim Rodzicom za to, że taką właśnie miłością żyją na co dzień i karmią mnie od początku mego istnienia.

Popęd płciowy czy reakcja na bodźce?

Bardzo nierzetelną rzeczą jest posługiwanie się terminem popęd płciowy dlatego, że sugeruje on, iż jest jakaś siła, jakaś energia, która skłania człowieka (czy zwierzę) do działania niezależnie od bodźców zewnętrznych. W odniesieniu do działania seksualnego nie odpowiada to rzeczywistości. Pojęcie popędu płciowego jest nieścisłe i wprowadza w błąd, a zostało wprowadzone chyba głównie po to, aby usprawiedliwić działania seksualne odbiegające od norm moralnych.

Otóż jeśli chodzi o zwierzęta, to po pierwsze, ich działanie seksualne jest determinowane przez płodność żeńskiej strony - samicy. Samica nie da się pokryć, jeżeli nie jest w okresie płodności, a samiec nie usiłuje nawet pokryć samicy w innym okresie. Po drugie, u zwierząt żyjących stadnie, samiec - przewodnik stada, pokrywa znaczną większość samic. Inne samce mogą staczać walki o samice, ale nie chorują, jeżeli okażą się słabsze. Powiedzmy żartobliwie - nie dostają z tego powodu nerwicy.


Płynie stąd wniosek, że działanie seksualne jest odpowiedzią na bodźce seksualne, a nie jakimś, nie podlegającym sterowaniu, działaniem popędowym. Toteż zamiast mówić o popędzie płciowym, należy raczej mówić o wrażliwości seksualnej lub o pociągu seksualnym, lub o reaktywności seksualnej, czy o zdolności reagowania na bodźce seksualne. Ta zdolność jest uwarunkowana genetycznie, jest dziedziczna. 

U człowieka wszakże, w nieporównanie większej mierze niż u zwierząt to, co jest bodźcem seksualnym, czyli co działa na człowieka, pociąga go jako bodziec seksualny oraz sposób, w jaki człowiek reaguje na ten bodziec, jest sprawą wyuczoną czyli uwarunkowaną kulturowo. Człowiek uczy się reakcji na rozmaite bodźce, nie tylko zresztą na bodźce seksualne, uczy się sposobu reagowania i to jest m. in. zadaniem wychowania.

Bodźce mogą być dwojakiego rodzaju: pobudzające i hamujące. Działanie seksualne człowieka nie jest uwarunkowane wyłącznie okresem płodności kobiety, jak działanie płciowe istot niższych. Zakres bodźców seksualnych jest u człowieka szerszy niż u zwierząt, ale na człowieka oddziałuje tzw. drugi układ sygnałów, wiążący się z jego życiem duchowym. Pierwszy układ sygnałów - to bodźce rozpoznawane zmysłami, drugi - to bodźce płynące z tego, co człowiek ujmuje umysłem przez zrozumienie znaczeń związanych z wyrazami, z pojęciami. Chodzi tu m. in. o wartości, które człowiek przyjmuje za swoje i według których pragnie kierować swoim życiem. Te wartości człowiek rozumie, mają one dla niego znaczenie. Odgrywają ogromną rolę w całym zachowaniu człowieka. Ten drugi układ sygnałów działa nawet silniej niż pierwszy. Tak np. rodzice, mimo odczuwanego głodu, odejmą sobie od ust pokarm, aby dać go dzieciom. Człowiek niejednokrotnie gotów jest oddać życie za takie wartości jak ojczyzna, prawda, dobro itd. Ważną jest rzeczą, zwłaszcza gdy mówimy o wychowaniu, uświadomienie sobie faktu, że u człowieka nie tylko jest szerszy zakres bodźców pobudzających wrażliwość seksualną, ale równocześnie znacznie szerszy jest zakres bodźców hamujących, którymi są wartości drogie człowiekowi i skłaniające do ich uszanowania.

Spostrzeżenie, że działanie seksualne jest odpowiedzią na bodziec, pozwala nam zrozumieć wartość samej zasady wychowawczej, mówiącej o konieczności unikania okazji do złego. Co rozumiemy przez unikanie okazji w dziedzinie zachowań seksualnych? To jest po prostu unikanie bodźców, które by wywoływały niepożądane reakcje seksualne. Taką roztropność dyktuje zdrowy rozsądek.

Mówienie o popędzie seksualnym prowadzi z koniecznością do wniosku, że człowiek podlega wewnętrznemu przymusowi działania seksualnego. Z taką opinią spotykamy się bardzo często. Takie rozumienie popędu kryje się również za opiniami naszych parlamentarzystów, głosujących za uchyleniem prawnej opieki nad dzieckiem poczętym. Wszak kobieta nie zachodzi w ciążę sama. Przyczyną powstania nowego życia jest wspólne działanie seksualne mężczyzny i kobiety. Jakie więc poglądy na to działanie kryją się za prawnym dopuszczeniem możliwości pozbawienia życia zapoczątkowanego przez nie? Stanowisko postów i posłanek głosujących za przyjęciem tej ustawy, daje się wytłumaczyć tylko przyjęciem poglądu, że działanie seksualne jest nieodpartym przymusem, a wobec tego, ciąża jest traktowana jako niepożądany skutek takiego niesterowalnego działania.

Takie demonizowanie popędu i traktowanie go jako jakiejś straszliwej, groźnej siły nie jest uzasadnione. Jeżeli brak będzie bodźców, to nie będzie reakcji. Działanie seksualne może być podporządkowane ładowi moralnemu i światu wartości. Jest rzeczą zrozumiałą, że to wymaga trudu właśnie dlatego, że jesteśmy skłonni do złego. Trzeba przyznać, że jeśli poddamy się tej skłonności, jeśli jej ulegamy, to wolność ulegnie ograniczeniu. Takie jest znaczenie moralne nałogu.

Skupienie się wyłączne na zadowoleniu seksualnym czy na uczuciach seksualnych, może stać się prawdziwą niewolą. Podobnie jak alkoholizm. Nie można się dziwić, że powstały już ruchy anonimowych osób uzależnionych od seksu (erotomanów), podobnie jak są ruchy anonimowych alkoholików. Szukają w nich oparcia osoby, które w podejmowanym trudzie dążenia do wolności wewnętrznej, potrzebują wsparcia grupy. Trwanie w grupie dodaje im siły motywacyjnej do pracy nad zachowaniem ładu w tej delikatnej i trudnej dziedzinie.

Warto zauważyć, że prawodawstwo karne na całym świecie przyjmuje, iż człowiek za działanie seksualne jest odpowiedzialny, a zatem ma zdolność wolnego wyboru; działanie seksualne nie może więc być traktowane jako wynik jakiegoś nieodpartego wewnętrznego przymusu. Artykuł 175 i następne Polskiego Kodeksu Karnego określają, jakie akty seksualne są przez prawo zabronione i karalne. Nie wolno podejmować działania seksualnego względem nieletnich, ani w ich obecności. Nie wolno podejmować działania seksualnego z członkami najbliższej rodziny. Nie wolno dokonywać gwałtu seksualnego.

Prawodawca zatem wyraża przekonanie, że działaniem seksualnym człowiek może i powinien sterować i dlatego jest ono związane z odpowiedzialnością. Jak w tym świetle patrzeć na zmienioną ustawę o planowaniu rodziny, która uwalnia mężczyznę od odpowiedzialności za działanie płciowe, przerzucając na kobietę całą odpowiedzialność za początek życia dziecka i za jego losy? Zdumiewającą jest rzeczą, że nie dostrzega tego faktu szereg kobiet. Jak bardzo emocje mogą człowieka zaślepić! Takie ujmowanie płciowości, musi stawiać pod znakiem zapytania wolność wewnętrzną człowieka w ogóle.

Paradoksem jest, że mówiący o popędzie seksualnym, a częstokroć również o spontaniczności działania płciowego, przez co rozumieją nieodparty charakter pulsji seksualnej, jednocześnie mówią o miłości płciowej tak, jak gdyby nie było sprzeczności między tymi pojęciami. Czy jest w ogóle możliwą rzeczą, by działanie seksualne było wyrazem miłości, a więc aktem w najwyższym stopniu wolnym i ukierunkowanym na dobro, przy założeniu, że jest działaniem popędowym i w tym rozumieniu spontanicznym, a więc niesterowalnym i odczuwanym jako nieodparty wewnętrzny przymus, jako jakaś konieczność? Nie da się połączyć tych dwu rzeczywistości. Albo działanie seksualne ma być wyrazem miłości, czyli jest aktem pełnej wolności podlegającej świadomemu i wolnemu sterowaniu, albo jest aktem popędowym, a wtedy nie można mówić o miłości seksualnej, tylko o pożądaniu. Prof. Kępiński uważa, że tym się różni działanie seksualne od innych działań biologicznych, że może być odłożone na linii czasu na okres dowolnie długi. Jeżeli przyjmiemy stanowisko, że działanie seksualne jest wyrazem niesterowalnych pulsji popędowych, to w konsekwencji nie należałoby karać żadnych przestępstw seksualnych, bowiem nie mogłyby być uważane za akty przypisywane człowiekowi, który w ich dokonywaniu nie jest wolny. Z niektórych dyskusji prawniczych sądzić należy, że spotykamy prawników skłaniających się ku takim rozwiązaniom.

Doświadczenie uczy, że w działaniu seksualnym ujawnia się dezintegracja, o której była mowa. Niemniej człowiek może i powinien uczyć się sterowania tym działaniem i przyjmowania za nie pełnej odpowiedzialności. Uświadomienie młodemu człowiekowi tej rzeczywistości jest ważnym zadaniem w wychowaniu.























źródła:

.