niedziela, 18 sierpnia 2013

Bartolo Longo. Różańcowa misja w Pompejach


Fragment książki "Bartolo Longo. Od kapłana szatana do apostoła różańca" (Marek Woś)

Maryja jest jedyną ucieczką zatraconych,
Nadzieją nieszczęśliwych i obrończynią wszystkich największych
niegodziwców garnących się do Jej miłosierdzia.


Dionizy Kartuzjański


Bartolo Longo

6 paź, 12:16Źródło: Onet
fot. http://en.wikipedia.org/wiki/Bartolo_Longo
Satanista i antyklerykał, który stał się błogosławionym Kościoła katolickiego.
Bartolo Longo urodził się 11 lutego 1841 roku w pobożnej rodzinie. Chodził do katolickiej szkoły, później podjął studia prawnicze w Neapolu. Co prawda sprzeciwiała się temu jego rodzina, która bała się, że zejdzie tam na złą drogę: "Neapol to Neapol, tu diabeł tańczy swój piekielny taniec, a nasze czasy zwiastują katastrofę!" - mówił zaprzyjaźniony z rodziną znajomy. Jak sie później okazało, miał rację. Tymczasem Longo postawił na swoim i wyjechał.
W służbie Lucyfera
Wciągnął go wir miejskiego życia: spotkania, tańce, koncerty. Wyniesiona z domu religijność wydała mu się nieatrakcyjna, traktował ja jako folklor. Tym bardziej, że na uniwersytetach panowały antykościelne nastroje, nienawiść do publicznego okazywania wiary, nawoływanie do usunięcia symboli religijnych z miejsc publicznych czy podważanie nieomylności papieża. Także i sam Longo włączył się w ten nurt, stając się agitatorem antyklerykalizmu.
Zwątpił w istnienie Boga. Nową religią stał się dla niego spirytyzm, który, jak mu się wydawało, odpowiadał na wiele jego pytań. Zaczął uczestniczyć w seansach. W kontakcie z duchami widział nadzieję w dotarciu do prawdy. Komunikaty był jednakże niejasne i sprzeczne. Przywołane duchy co prawda nie negowały samego chrześcijaństwa, ale sugerowały, że gdyby katolicyzm pozbawić dogmatów i roli księży, powstałaby nieszkodliwa religia dla każdego. Longo wyciągnął z tego wniosek, że Kościół jest siedliskiem wszelkiego zła.
Coraz bardziej staczał się w czarną otchłań. Uczestniczył w satanistycznych praktykach, organizował antykościelne akcje i namawiał wiernych do występowania z kościoła. Założył tajną grupę o charakterze pogańskim zajmującą się okultyzmem i jasnowidztwem. Wreszcie zapragnął być wyświęconym na satanistycznego kapłana. Było to makabryczne widowisko. W jednym z domów, który służył sekcie za kaplicę, za zasłonami krył się stół z czaszką i piszczelami ledwo oświetlony wykradzionymi z kościoła świecami. Część uczestników paradowała w maskach i pelerynach. Bartolo recytował magiczne formuły religii Lucyfera. W towarzystwie biskupa sekty złożył przysięgę, że będzie służył szatanowi aż po grób. Następnie wpadł w trans, rzekomo zaczęły przez niego przemawiać demony podające się za Pitagorasa, Konfucjusza i Kajfasza.
Po czarnym nabożeństwie, przez kilka dni nie mógł dojść do siebie. Twierdził, że nawiedzają go diaboliczne wizje, koszmary. Mimo to, przez kilka lat odkrywał sens nowej religii. Jego życie toczyło się od seansu spirytystycznego do czarnej mszy. Stracił orientację, co jest dobre a co złe. Nie był jedynym, którego skusił się na nowy nurt. Nowa religia pociągała arystokrację, uczonych i byłych księży. Od kościoła odstraszały ich jego błędy i megalomania. Aż dziwne, że Longo zdołał w międzyczasie uzyskać tytuł doktora prawa.
Z czasem Bartolo zaczął przejawiać objawy depresji, opętania i paranoi. Bardzo wychudł. Na szczęście na jego drodze pojawił się przyjaciel rodziny profesor Vincenzo Pepe. Dopiero jemu Bartolo zwierzył się z obłędu, w który popadał. Profesor ostro do niego przemówił: "Bartolo, jeśli nie zerwiesz z tym towarzystwem i z tymi praktykami, trafisz do domu obłąkanych! Wróć do Jezusa! Wróć do Boga". Długie rozmowy z profesorem odciągnęły go w końcu od sekty. Dał się również namówić na spotkanie z wytrawnym w filozofii i teologii dominikaninem Albertem Radentym. Po kilku spotkaniach z duchownym Longo wyspowiadał się i dostał rozgrzeszenie. Przeszedł duchową rekonwalescencję, porzucił nocne rytuały. Co najważniejsze, złożył publicznie obietnicę, że chce swoim życiem służyć Bogu.
W poszukiwaniu powołania
Podjął pracę w renomowanej kancelarii prawnej. Jako utalentowany adwokat odniósł pierwsze sukcesy. Miał 25 lat, zaczął myśleć o założeniu rodziny. Wtedy też poznał Nicole Guarnieri, córkę dyrektora neapolitańskiego banku. Gorące uczucie doprowadziło do zaręczyn, zaplanowano ślub. Jednakże stan małżeński nie był mu pisany. Jego duchowi przyjaciele wybili mu to z głowy, przypominając, że nie wypełnił jeszcze swoich obietnic, aby poświęcić się pracom apostolskim. "Jeśli się ożenisz, to nigdy nie będziesz mógł czynić tych dzieł, które zamierza dla ciebie Bóg" - powiedział do niego zakonnik Ribery. Longo był w rozterce. Przez trzy miesiące zastanawiał się co zrobić. W końcu wytłumaczył dziewczynie, że Bóg ma wobec niego inne plany. Bartolo odzyskał spokój ducha, ale w uszach dźwięczały mu słowa ojca Radente: "Masz wielką misję do spełnienia''. W Neapolu dołączył do wspólnoty dominikańskiej.
Ojciec Ludovico
Bartolo poznał wkrótce ojca Ludovico. Był to franciszkanin, który pomagał najuboższym i opuszczonym mieszkańcom Neapolu, prowadził duszpasterstwa, zbudował szkolę dla głuchych i niemych oraz dom dziecka dla afrykańskich dzieci wykupionych z niewoli. Ojciec Ludovico miał olbrzymi wpływ na Bartola w podejściu do bliźnich: "Miłość otwiera najpierw serce, a po nim duszę. Chcąc uratować czyjąś duszę, dopomóż najpierw ciału, a potem może uda ci się go nawrócić. Nakarm go i opatrz rany. Wylecz i pomóż wrócić do pełni sił. Miłość otworzy jego serce i tym samym otworzy drogę do oświecenia i ratowania duszy". Bartolo Longo dwa lata pomagał franciszkaninowi w posłudze przy chorych ucząc się cierpliwości i pokory. Pogłębiał swoje życie duchowe: regularnie uczestniczył we mszy świętej, chodził na różaniec, do spowiedzi, przyjmował komunię. Równocześnie pracował jako adwokat, ale nie najlepiej czuł się w zawodzie, który niejednokrotnie wymagał stosowania kruczków prawnych czy obrony przestępców.
W tym czasie we Włoszech nasiliły się wystąpienia antykościelne, propaganda nawoływała do nowego porządku społecznego. Bartolo poczuł, że kościół potrzebuje silnego wsparcia wiernych. Postanowił pogłębić swoją wiedzę. Podjął studia literackie i filozoficzne.
Należąc do wspólnoty dominikańskiej zaprzyjaźnił się z Marianną De Fusco, wdową z długami i pięciorgiem dzieci, która swoje ziemie w Pompejach oddała w użytek nieuczciwym dzierżawcom. Longo widząc jej ciężką sytuację, zaproponował, że będzie zarządzać jej majątkiem. Udał się do Pompei.
Ewangelizacja w Pompejach
Od kiedy w 79 r. Wezuwiusz zniszczył miasto, Pompeje stały się wyludnionym nędznym miasteczkiem plądrowanym przez rabusiów, a położonym zaledwie godzinę drogi od Neapolu. Ludność odprawiała pogańskie kulty, wierzyła w zabobony i czarownice. Tylko nieliczni gromadzili się wokół małego starego kościoła. Bartolo rozpoczął katechizację. Chodził od chaty do chaty i uczył chłopów modlitwy, utworzył też bractwo różańcowe. Była to przysłowiowa orka na ugorze, bowiem pogańskie obrzędy głęboko zapuściły korzenie. Dlatego też zapraszał innych księży, by pomagali mu głosić Dobrą Nowinę.
Raz tylko miał pokusę porzucenia spraw duchowych. Był przekonany, że kapłaństwo w służbie szatanowi tak jak kapłaństwo Boże jest wieczne, myślał, że jest skazany na potępienie. Pogrążony w rozpaczy został rażony myślą: "Kto szerzy różaniec, ten będzie zbawiony". Ta obietnica natchnęła Bartola do rozpowszechnienia różańca w tej na pół pogańskiej Dolinie Pompejańskiej. Przyjął imię brata Rosario. 13 października 1875 roku sprowadził do Pompejów do podupadłej parafii wizerunek Maryi Różańcowej. Zainicjował też powstanie Zgromadzenia Sióstr Różańca Świętego. Był przekonany, że wszystko zawdzięcza odmawianiu różańca, który jest równocześnie "medytacją i prośbą".
Niezmordowanie działał na rzecz miejscowej społeczności. Przez kilka lat zbierał w pocie czoła środki na budowę nowego kościoła. Dzięki hojności ofiarodawców rozwijał w Pompejach działalność misyjną, zakładał sierocińce, domy opieki dla dzieci więźniów, żłobki, szkoły i warsztaty pracy dla miejscowej młodzieży. Niestety musiał stoczyć batalie ze współczesnymi naukowcami, którzy podważali możliwość wychowania dzieci kryminalistów na tzw. "porządnych ludzi". By poszerzyć swe horyzonty pedagogiczne, Bartolo sam zaczął uczestniczyć w konferencjach i zjazdach, na których podejmowano tematykę wychowawczą.
Bartolo Longo zmarł 5 października 1926 roku, w wieku 85 lat. Ludzie zapamiętali go jako niezwykle ciepłego i przyjaźnie nastawionego człowieka. W 1980 roku Jan Paweł II ogłosił Longo błogosławionym i powiedział, że to "wzór dla współczesnych świeckich katolików".
W 1883 Papież Leon XIII ustanowił październik miesiącem różańca. Pompeje dziś tętnią życiem. Założono tam nowe drogi, zakłady, hotele, a sanktuarium matki Bożej Różańcowej co roku przyciąga miliony pielgrzymów.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

.