Kim są nadludzie?

Czy nietzscheański Ubermensch ma coś wspólnego z chrześcijaństwem? A czy można chociaż zobaczyć w chrześcijaństwie pewne podobieństwa? - Zobaczmy. Pytania o człowieka, pytania o istotę człowieczeństwa należą do podstawowych.

Po co komu etyka?

Czym jest etyka i moralność? Czy zastanawiamy się nad tym na co dzień, czy postępujemy etycznie? Właściwe po co moralnością mamy się przejmować, albo jakimś zbiorem zasad etycznych?

Wojna cywilizacji według Samuela Huntingtona

Jak żywa jest pamięć zbiorowa? Huntington stawia tezę, że w XXI w. wojna między różnymi cywilizacjami zajmie miejsce dziewiętnastowiecznych wojen narodowych i dwudziestowiecznych wojen między ideologiami.

Dlaczego kult Maryi wywołuje u niektórych taki sprzeciw?

Kult Maryi jest zjawiskiem szczególnym i niezwykłym w Kościele Rzymsko-Katolickim. Obecny kształt tego kultu zawdzięczamy tradycji, pobożności ludowej, dyskusjom teologów i soborom. Dlaczego kult Maryi jest dla wielu chrześcijan kontrowersyjny?

Ks. Nikos Skuras: "oczywiście, oczywiście..."

Ks. Nikos - zawsze mówi o tym że Jezus Cię kocha z twoimi grzechami, i przyjmuje zawsze do Swego Serca. Ale używa mocnych słów i dla wielu jest kontrowersyjny. Jak atomowa bomba

Inżynieria zniewolenia

"Jeśli diabeł jest obecny w naszej historii to jest nim zasada władzy" - Mikhail Bakunin. Czym jest inżynieria społeczna? Mało kto wie, że inżynieria społeczna jest opartą na nauce sztuką nakłaniania innych ludzi do spełniania życzeń i oczekiwań rządzących.

Adama Doboszyńskiego Modlitwa o Wielką Polskę

Autorem modlitwy jest Adam Doboszyński - wybitny Polak, brutalnie zamordowany przez komunistów. Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Świętej Jedyny, Panie Jezu Chryste i Ty, Najświętsza Panno Kalwaryjska z cudownego obrazu, raczcie wejrzeć na szczerość dusz naszych i na czystość dążenia naszego...

Liberalizm – definicja bestii

W encyklice Pascendi Dominis Gregis papież Pius X napisał, iż „największa i najbliższą przyczyną modernizmu jest bez wątpienia pewnego rodzaju wypaczenie umysłu”...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wartości. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wartości. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 lutego 2019

Jak żyć z kolaborantem?


"Istnieją, tuż obok siebie, dwie Polski – a jeśli istnieją dwie Polski, to muszą też istnieć dwa narody Polaków. Te narody oddzieliły się od siebie i zaczęły wieść życie osobne kilkaset lat temu. Jeden to naród patriotów, drugi – naród kolaborantów.

W narodzie patriotów marzenie o wielkości Polski jest wciąż żywe, może nawet jest tak, że ten naród dzięki swojemu marzeniu o wielkości – czy raczej dzięki projektowi swojej wielkości – w ogóle istnieje. Przeżył, ponieważ pamięta, że kilkaset lat temu był wielki i potężny.

Naród kolaborantów jest ogarnięty i obezwładniony obsesją swojej małości, nędzy, podłości i znikczemnienia. Co oczywiście nie przeszkadza i nigdy nie przeszkadzało polskim kolaborantom twierdzić, że kolaborują z przyczyn patriotycznych." /Jarosław M. Rymkiewicz.

To, że istnieją dwie Polski, dwa narody równocześnie w tym samym miejscu, było widać wiele razy, także w 1914 r. Wtedy, 3 sierpnia, Józef Piłsudski jako komendant główny Wojska Polskiego (wojska, które dopiero zaczęło się formułować od podstaw) podpisał odezwę: „Z dniem dzisiejszym cały Naród skupić się winien w jednym obozie pod kierownictwem Rządu Narodowego. Poza tym obozem zostaną tylko zdrajcy, dla których potrafimy być bezwzględni”.

Tak zaczęły się tworzyć Legiony. - Ich Pierwsza Kompania Kadrowa w Galicji, u boku Habsburgów, przeciw Carowi, przeciw Rosji.

Kilka dni później na ręce wielkiego księcia Mikołaja, zwierzchniego wodza naczelnego Armii Rosyjskiej, przyszedł „Telegram”, zaczynający się od słów: „Głęboko wzruszeni orędziem Waszej Cesarskiej Wysokości, które nam obwieszcza, że waleczna armia rosyjska, dobywszy oręża w obronie słowiańszczyzny, walczy i za świętą dla naszego narodu sprawę wskrzeszenia zjednoczonej Polski (…), przejęci jesteśmy gorącym pragnieniem zwycięstw armii rosyjskiej, oczekujemy jej pełnego na polu walki tryumfu”.

Ten wiernopoddańczy telegram podpisało 64 obywateli, głównie ze Stronnictwa Polityki Realnej i Narodowej Demokracji. Wśród nich były takie tuzy arystokracji, jak Radziwiłł, Lubomirski, Potocki, Krasiński, Branicki, a także wybitny pisarz Reymont, i przede wszystkim bożyszcze prawicy – Roman Dmowski!

Zaczynały (o czym mało kto pamięta) tworzyć się drugie Legiony, po ruskiej, a nie habsburskiej stronie. Polska wtedy była rozdarta na dwie połowy jak mało kiedy.

Naród kolaborantów - tak sądzi poeta Rymkiewicz - jest przekonany, że działa w interesie kraju, gdyż Polacy nie nadają się do samodzielnego życia, więc silniejsi mogą zaprowadzić u nas porządek. Kolaboranci zarzucają także frakcji patriotycznej, że ta potrafi tylko jedno - bezsensownie przelewać krew polskich dzieci (z reguły nie swoich) w kolejnych powstaniach w imię swoich racji. Oskarżają więc o brawurę, porywanie się z motyką na słońce i wysyłanie nieuzbrojonej młodzieży w Powstaniu Warszawskim wprost pod lufy niemieckich karabinów maszynowych. To wygląda na jakąś paranoję, albo na zanik instynktu samozachowawczego. Okazuje się jednak, że patrioci podejmują swoje decyzje bezwarunkowo, opierając się na wyższych przesłankach, zamiast na chłodnej kalkulacji, czy warto? - Coś na wzór imperatywu kategorycznego Kanta.

Z czego wynika, że ktoś jest patriotą, a inny kolaborantem? - Z odniesienia do wartości. Bóg, Honor, Ojczyzna - to wartości najwyższe. Dlatego w obliczu zagrożenia, gdy wróg u bram, patriota bez wahania chwyci za karabin aby bronić współbraci przed najeźdźcą, godząc się oczywiście z tym, że może ponieść śmierć. Ktoś inny może się wtedy uśmiechnąć i pomyśleć: frajer! Niech ginie jak jest głupi. Zawsze przecież można przyłączyć się do wroga, gdy jest silniejszy - to przecież efekt pragmatyzmu. Dlaczego są tacy, którzy nigdy na to nie pójdą? - Bo Honor ma znaczenie. - "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba..." /Danuta Siedzikówna "Inka".

Człowiek żyje wartościami i dla wartości - to go wyróżnia od świata zwierząt. Jeden żyje nimi bardziej, drugi mniej. Zaryzykuję tezę, że człowieczeństwo w ludziach znajduje się na różnym poziomie. Możemy nawet spotkać się z twierdzeniem „...kto nie był ni razu człowiekiem...” /Adam Mickiewicz, Dziady.

Człowiek jest niejako predysponowany i powołany do tego, aby swoje życie skupiać na wartościach moralnych. Im wyższe wartości odgrywają decydującą rolę w jego życiu, tym dany człowiek jest gotów do większych poświęceń i bardziej heroicznych czynów. I tym większym bohaterem widzą go inni.

Wartości moralne są uniwersalne, istnieją obiektywnie i mają ustaloną hierarchię - zob. Max Scheler, Hierarchia wartości. - Ale to już temat na inną okazję.

Na razie skupmy się nad możliwością porozumienia między tymi obydwoma wrogimi wobec siebie obozami: patrioci i kolaboranci. Czy jest możliwe dzisiaj, albo w przyszłości, aby elektoraty PIS i KO się ze sobą porozumiały? Aby osiągnęły consensus i skupiły się razem na budowaniu przyszłości? Wszak "zgoda buduje, niezgoda rujnuje". - Niestety, postawię tezę, że jest to niemożliwe. Obydwie grupy nadają na zupełnie innych falach, posługują się różnymi i właściwymi dla siebie kodami kulturowymi, mają różne mentalności, wyznają różne ideologie i używają różnych pojęć / kluczy w obrębie własnego kręgu. Co gorsze, tworzą własne archetypy, które później jako autonomiczne byty dryfują w przestrzeni publicznej i rażą tych, którzy się z nimi nie zgadzają. Jak w tym świetle wygląda patriotyzm? Co go określa?

Dziś dla prawej strony sceny politycznej patriotyzm oznacza walkę o polskość, najwyższe starania o zachowanie naszego dziedzictwa kulturowego, ciągłość historii jakiej chcieli nasi Ojcowie. Bo bez przeszłości, bez tradycji, bez wartości - nie będzie przyszłości. Zaś "kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość" / George Orwell, Rok 1984.

Pięknie o Ojczyźnie pisał Jan Paweł II: "Ojczyzna to jest dziedzictwo, a równocześnie jest to wynikający z tego stan posiadania - w tym również ziemi, terytorium, ale jeszcze bardziej wartości i treści duchowych, jakie składają się na kulturę danego narodu". Zatem - pisał Ojciec Święty - "Patriotyzm oznacza umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka czy nawet samego krajobrazu ojczystego. Jest to miłość, która obejmuje również dzieła rodaków i owoce ich geniuszu. Próbą dla tego umiłowania staje się każde zagrożenie tego dobra, jakim jest ojczyzna. Nasze dzieje uczą, że Polacy byli zawsze zdolni do wielkich ofiar dla zachowania tego dobra albo też dla jego odzyskania."

A więc patriotyzm, to miłowanie tego co polskie, tego wszystkiego, co upodmiotawia i konstytuuje polskość.

No i "Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem † Polska jest Polską, a Polak Polakiem".

Niestety, ale osoby o lewicowo - liberalnych poglądach na takie postrzeganie patriotyzmu się nie zgodzą... - Z czego to wynika?

- Z genów. Naukowcy udowodnili, całkiem niedawno, że geny w 40, a nawet 60 proc. wpływają na naszą osobowość. I co za tym idzie wpływają również na nasze poglądy polityczne. Człowiek ze swej natury jest zwierzęciem politycznym" - twierdził Arystoteles już w IV wieku p.n.e. - To twierdzenie potwierdzają dziś ewolucjoniści, zoolodzy, a nawet genetycy. Okazuje się, że poglądy polityczne - uważane dotychczas za całkowicie uzależnione od środowiska, w którym człowiek się wychowywał i żyje - w dużym stopniu są dziedziczne. Wzięła więc w łeb koncepcja "tabula rasa" - niezapisana tablica, wg której człowiek niczym skorupka jajka z upływem czasu coraz bardziej nasiąka otoczeniem. Naukowcy powiadają, że w dużej mierze dziedziczymy podstawowe zestawy cech, dzięki którym można zidentyfikować np. dwa najbardziej popularne światopoglądy: konserwatyzm i liberalizm. A więc homo sapiens przychodzi na świat jako zwierzę z natury lewicowe lub prawicowe.

Wygląda to bardzo źle, gdyż wynika z tego, że żadna strona nie jest w stanie przekonać drugiej do swoich racji. Tak więc poglądów nie chcemy zmieniać, siebie tym bardziej. Ale jest jeszcze gorzej: im bardziej ktoś nam dowodzi, że nie mamy racji, tym bardziej wierzymy, że mamy. Przypadłość ta w psychologii nazywana jest efektem potwierdzenia, co dostrzegł już Francis Bacon w 1620 pisząc, że przyjąwszy jakąś opinię, „przyciągamy” do siebie wszystko, co może ją potwierdzić, ignorując argumenty przeciwne. Ten mechanizm obronny (tak go nazwijmy) przybiera na sile, gdy prezentowany pogląd burzy naszą wizję świata i poczucie bezpieczeństwa. Wtedy argumenty przeciwnika postrzegamy jako propagandę i włączają nam się blokady na to co widzimy i słyszymy, wskutek czego efekt jest odwrotny od zamierzonego. Szukamy natychmiast usprawiedliwienia i uzasadnienia, aby nie doszło do zburzenia naszego światopoglądu. Co skutkuje konsolidacją przekonań najpierw na poziomie emocjonalnym, a następnie racjonalnym.

A potem niektórzy się dziwią dlaczego dwa główne ośrodki propagandowe: TVN 24 i TVP Info betonują elektoraty i hodują wyznawców. Zaś inni nie wiedzą jak pogodzić wolności słowa z mową nienawiści.

Jak więc żyć, panie?

- A może zacznijmy np. od tego: "żyj i daj żyć innym"? / Joanna Chmielewska. Pamiętając, że "wolność jednego kończy się tam, gdzie zaczyna wolność drugiego"... / Alexis de Tocqueville.

- No chyba, że ktoś ma inne propozycje - to słucham?

________________________________________

źródła:

poniedziałek, 29 września 2014

Prawda i kłamstwo jako oręż


Czym jest Prawda? I jakie ma odniesienie do rzeczywistości? Prawdę możemy rozpatrywać w sensie ontycznym lub poznawczym. W tym drugim przypadku mamy na uwadze zarówno wiedzę o czymś, jak i to, czego ta wiedza dotyczy. Wiedza i przedmiot, o którym nas ta wiedza informuje, są zatem koniecznymi elementami wyznaczającymi znaczenie terminu "prawda", jednak nie w izolacji, lecz we wzajemnym przyporządkowaniu. Średniowiecze określało to jako adaequatio, czyli: zgodność, zrównanie, zupełna harmonia pomiędzy dwoma porównywanymi ze sobą przedmiotami. Znaczenie słowa "prawda" wskazuje więc na ową szczególną zgodność, jaka zachodzi między wiedzą czy intelektem a przedmiotem. /źródło: http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/jan_krokos/o_prawdzie_i_wolnosci/011.php

Dla ludzi wierzących Prawda to zgodność naszych sądów i wypowiedzi ze stanem faktycznym. Czy chcemy tego czy nie obowiązuje nas jako katolików klasyczna definicja prawdy (zob.: http://www.eduteka.pl/doc/klasyczna-definicja-prawdy ). W przeciwnym razie możemy mówić o relatywizmie i kłamstwie. Oczywiście definicji prawdy istnieje dużo i każdy znajdzie coś dla siebie. Ale jeżeli mówimy o wierzących w Jezusa Chrystusa to prawda jako zgodność rzeczy z rzeczywistością jest oczywistością. Nie tylko oczywistością zresztą - jest także obowiązkiem i zadaniem. Innymi słowy chrześcijanin nie powinien milczeć w obliczu kłamstwa. Jeżeli przyjmujemy, że Pan Bóg z niczego stworzył świat, człowieka, system moralny, a chaos uporządkował to znaczy, że przyjmujemy że jesteśmy częścią tego systemu. Nie można przyjmować czegoś jednostkowo - jedno przyjmując a coś innego odrzucając; albo przyjmując pewien zbiór zasad z pominięciem tej jednej, niewygodnej w danym momencie. Wiemy, że Pan Bóg stworzył świat i człowieka, ale to nie wszystko - ten proces stwarzania nie zakończył się tysiące albo miliardy lat temu, on trwa cały czas. Pan Bóg jest siła sprawczą porządku i zasad wszędzie i w każdym momencie. I jest Prawdą.

"Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem" (J 14,6) - mówi Jezus. Kierując się Dekalogiem i s słuchając głosu własnego sumienia - nie powinniśmy zabłądzić- wiemy jaki jest cel życia chrześcijanina. Niby to proste, ale w praktyce okazuje się, że ta droga wcale nie jest prostym traktem, na poboczach świeci wiele kolorowych neonów rozpraszających uwagę i zachęcających do zejścia z trasy choć na chwilę i zagłuszających kierunek wytyczony przez Boga i Prawdę. Mimo wszystko jednak trudno nie myśleć o tym, co tu i teraz. Szczególnie, gdy codzienność dokucza, a wieczność wydaje się czymś tak odległym. No i coś nam się przecież od życia należy...

W życiu codziennym często widzimy powszechnie wygłaszane opinie mijające się z prawdą, mity mącące w głowach i błędne interpretacje rzeczywistości, a zarazem przedstawiane fakty, by wyprostować nieścisłości. Trzeba dużej wprawy, by wszystkie błędy, które uznane zostały przez kogoś za prawdę ponownie skonfrontować z rzeczywistością i wyciągnąć wnioski. Pamiętajmy o tym, że prezentowanie odmienych opinii wymaga dużej odwagi, bo często biegnie pod prąd przekonań grupy osób, przeświadczonych o tym, że mają rację.

Jednak nic nie zwalnia nas od poszukiwania prawdy, od weryfikacji informacji i przedstawienia dlaczego mijają się z prawdą obiektywną i jakie fakty powininiśmy uwzględniać podczas poszukiwania rzetelnych danych.

Prawdę można zniekształcać na różne sposoby. Niektórzy przeinaczają ją od samego początku lub przedstawiają swoje opinie jako czyste fakty. Inni powielają informacje, nie zadając sobie trudu ich sprawdzenia, albo upraszczają i streszczają fakty z wiarygodnych źródeł, przez co przegapiają to, co najważniejsze.

W życiu codziennym często widzimy powszechnie wygłaszane opinie mijające się z prawdą, mity mącące w głowach i błędne interpretacje rzeczywistości, a zarazem przedstawiane fakty, by wyprostować nieścisłości,

Przyjrzyjmy się kilku przykładom z naszego podwórka mających odniesienie do prawdy.

1. Profesor Witold Kieżun - czy był współpracownikiem bezpieki w czasach komunizmu i donosił na kolegów?
- Niestety nie jesteśmy w stanie stwierdzić tego definitywnie bez odniesienia się do faktów, a te są nam niedostępne.

2. Czy światem żądzą Żydzi (albo żydzi)?
- Opieranie się w swych sądach na opiniach pewnej małej wrzaskliwej grupki osób o podejrzanych intencjach jest niewystarczające.

3. Intronizacja Jezusa Chrystusa na Króla Polski.
- W sytuacji, gdy Kościół wypowiedział się jasno, że nie wchodzi ona w rachubę - domaganie się jej jest aktem nieposłuszeństwa, co w Kościele jest grzechem.

Jak widzimy - powyższe przykłady stanowią odniesienie do prawdy. Zazwyczaj jednak nie jesteśmy w stanie przesądzić "jak jest?", bo dysponujemy zaledwie wiedzą cząstkową. A na podstawie kilku aspektów trudno sobie wyrobić zdanie co do całości zagadnienia. W takim stanie niewiedzy wygłaszanie kategorycznych sądów jest aktem kłamstwa, a nie bojem o prawdę.

Jednak czymś o wiele gorszym jest świadomie głoszenie kłamstwa. Bez oparcia w rzeczywistości, bez odniesienia do dowodów, z fałszywą i subiektywną intencją tworzenia "faktów medialnych".


Jaką wartość ma dla przeciętnego człowieka prawda? - Od tego pytania zależy nasz stosunek do drugiego człowieka i do nas samych. Do widzenia własnych i cudzych przekonań w odniesieniu do hierarchii wartości. A ta nie jest sprawą indywidualną, ale obiektywną i istniejącą ogólnie. Dlatego takie wartości jak Bóg, Honor, Ojczyzna umieszczamy na samym szczycie. Jak w takim razie odnieść się do nawoływania, że w razie wojny "nie będę walczył za mój kraj i go bronił przed najeźdźcą z zewnątrz"? A jak zareagować, gdy ktoś nawołuje do pokoju, gdy wojska inwazyjne jakiegoś państwa okupują część terytorium innego, dokonując przy tym mordów i grabieży? Wołanie o pokój w takim momencie jest opowiedzeniem się po stronie agresora, który chce usankcjonować swoje zdobycze. Jest odmawianiem napadniętemu prawa do obrony. Jest kpiną z prawdy, tej obiektywnej. Bo subiektywnie patrząc punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ale czy najwięcej nie powinni mieć do powiedzenia sami zainteresowani?  

Każdy nosi w sobie pewne przekonania, jednak rzadko chce je konfrontować z faktami i z hierarchią wartości, które jak zauważyliśmy powinny istnieć obiektywnie. A czy w tej klasycznej definicji prawdy jest miejsce dla ładu pomiędzy tym co widzimy, otaczająca nas rzeczywistością, a tym co mamy w głowie, co jest w stanie pojąć nasz umysł? Zgoda na ten ład może spowodować niezgodność z obiektywną prawdą, więc wybór ...niestety jest łatwy. Stąd się biorą postawy np. konformizmu, ksenofobii a nawet antysemityzmu. 

Oczywistą przeszkodą jest to, że nasz umysł jest w stanie pojąć ograniczony zasób informacji, a zdolość do syntezy i wyciągania wniosków nie jest sprawą automatyczną i powszechną. No i do tego dochodzi jeszcze podświadomość, bo pewne procesy dzieją się bez uświadomienia sobie o nich. Niezwyle trudno też jest uświadomić sobie w świadomości nasze uczucia i emocje, które w decydujący sposób wpływają na nasze postawy.

Wielu ludzi przez pryzmat prawdy widzi rzeczy, które im przynoszą korzyść, które dla nich są dobre, niestety - tylko dla nich! Często zachodzi wtedy mechanizm identyfikacji z pewną ideą. Wygląda to tak: skoro wg mnie to jest dobre, skoro mogę znaleźć wypowiedź autorytetu albo Pisma Świętego na ten temat - to znaczy, że to powinno być dobre da innych. Niestety tak nie jest. Bo "należenie do mniejszości, nawet jednoosobowej, nie czyni nikogo szaleńcem. Istnieje prawda i istnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy prawdzie, nawet wbrew całemu światu, pozostaje normalny. Normalność nie jest kwestią statystyki." /George Orwell (z książki Rok 1984). Oraz "mówienie prawdy w epoce zakłamania jest rewolucyjnym czynem" /G. Orwell.


"Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą. Więc się ich nie bójcie! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle" /Ewangelia wg św. Mateusza, rozdział 10.

Stajemy wobec wyboru za kim lub za czym powinniśmy się opowiedzieć? I czy powinniśmy czekać na dogodny moment, czy raczej występować "w porę i nie w porę"?


Gdyż: "Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę" - napisano w Biblii (Stary Testament. Księga Ozeasza. Rozdział 8,7)Pan Jezus Chrystus powiedział też: "Nie mniemajcie, że przyszedłem, przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz" (Ewangelia Mateusza 10:34). Czy w tych słowach i w tym zestawieniu jest sprzeczność?

Dotykamy tu fundamentalnej rzeczy: jak bardzo radykalni powinniśmy być w szukaniu prawdy i jej głoszeniu? Milczenie wobec kłamstwa to pójście na kompromis; to zaprzedanie części siebie i swoich poglądów za "święty spokój", "aby się nie narażać". To konfrontacja z faktem czy powinniśmy, często sami "porywać się z motyką na słońce"?

Kim są kłamcy? - To są ludzie, którzy twardo zarzekają się i trwają w swojej "prawdzie", wiedząc, że istnieją okoliczności tą ich prawdę podważające. Prawda obchodzi każdego, bez wyjątku, ale problem w tym, że każdy zazwyczaj woli mieć "swoje poglądy, które nazywa prawdą. Oznacza to klasyfikowanie jej bardzo nisko w swojej wewnętrznej hierarchii. Są rzeczy, które prawdę zabijają - plugawe kłamstwa, fałsz, ludzka głupota, ciasnota umysłowa. Jednak na dobrą sprawę, aby móc kłamać, trzeba znać stan faktyczny, trzeba znać prawdę. Dotykamy tutaj kwestii świadmości.


Określenie "mówimy prawdę", możemy rozumieć nie tylko w sensie poznawczym, lecz i w sensie moralnym. "Mówimy prawdę" znaczy bowiem - do pewnego stopnia - tyle, co "nie kłamiemy". Do pewnego stopnia, bo nie wystarcza "nie kłamać', by mówić prawdę. Nie kłamie ten, kto mówi zgodnie z własnym przekonaniem, kto nie wprowadza kogoś świadomie w błąd, gdyż - jak powie św Augustyn - "Kłamstwo polega na mówieniu nieprawdy z intencją oszukania". Mówi zaś prawdę jedynie ten, kto mówi zgodnie z własnym przekonaniem i to przekonanie jest zgodne ze stanem rzeczy (jest prawdziwe w sensie poznawczym). O człowieku, który faktycznie mówi prawdę, chciałoby się słusznie powiedzieć, że jest prawdomówny, choć terminem tym obejmujemy i tych wszystkich, którzy po prostu nie kłamią. Rozszerzając tę zgodność z własnym przekonaniem na wszystkie czyny ludzkie, mówi się o prawdzie moralnej jako o zgodności między postępowaniem a przekonaniami. Człowiek żyjący w prawdzie tak pojętej, to człowiek prawy, zaś kogoś, kto nie żywi przekonań, a nagina się do nich, nazywamy obłudnikiem, hipokrytą, udawaczem, słowem: człowiekiem zakłamanym. Ciekawe, że nie ma specjalnej nazwy na kogoś, kto ma szczere przekonania, lecz w swej słabości nie stosuje się do nich w swym postępowaniu. On także nie żyje w prawdzie, ale nie jest zakłamany. /za: http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/jan_krokos/o_prawdzie_i_wolnosci/011.php

Jednak mimo, że nie można w takim przypadku mówić o kłamstwie, bo jak twierdził Akwinata kłamstwo musi być świadome i posiadać intencję oszukania, to niezgodność z prawdą powszechną czy obiektywną istnieje i nada wymaga korekty. Zwykle w takich przypadkach mówimy o "pożytecznych idiotach". Pożytecznych dla ciemnych mocy i idiotach, bo nieświadomie służą złu. Prawda jest wartością pozytywną, podczas gdy kłamstwo będące jej zaprzeczeniem jest wartością negatywną albo antywartością. Powtarzanie utartych zwrotów, które prawdą nie są przyczynia się do powiększania strefy nieprawości. Ma to związek z urabianiem opinii i praniem mózgu. Takie "bicie piany" nie ma nic wspólnego z dążeniem do poznania prawdy.

Prawda towarzyszy nam od najmłodszych lat i towarzyszyć będzie do późnej starości. Przez całe życie, jako wspaniałe dzieło Boga, mamy obowiązek dążyć do prawdy, gdyż mamy dawać o niej świadectwo. Tak mówi nasza wiara. Jeśli będziemy postępować inaczej, skończymy jak biblijny Piłat - ślepi, bo przecież nie wystarczy dążyc do prawdy, nią trzeba żyć i o nią zabiegać.

Żyć prawdą, to żyć godnie. Żyć prawdą, to żyć przede wszystkim uczciwie. Przede wszystkim samemu z sobą. W zgodzie z własnym sumieniem, ale i odniesieniem do rzeczywistości i wartości, które istnieją obiektywnie i w ustalonym porządku.

Pamiętajmy, że prawda jest czymś, czego my, zwykli śmiertelnicy, nigdy do końca nie poznamy. Może powinniśmy zapytać samego siebie: czy żyjemy prawdą? Bo kto żyje prawdą, ten prawdziwie istnieje!

sobota, 18 stycznia 2014

Personalistyczna CePownia Wojtasa


Ręce opadają, gdyż omawiając "myśli" Wojtasa należało by praktycznie prostować każde jego zdanie, albo wyjaśniać herezje, które głosi.

Wojtas w swojej notce podjął temat personalizmu. Wygląda jednak na to, że o personalizmie, czy filozofii personalistycznej nie ma zielonego pojęcia. Co można zauważyć, to to, że personalizm kojarzy mu się z prawem człowieka do przeciwstawienia się Panu Bogu. Aby tą tezę udowodnić przeprowadza on jakieś analizy biblijne:
"Ks. Rodzaju 3.4 - 5 Wtedy rzekł wąż do niewiasty: „Na pewno nie umrzecie. Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło”. To bardzo ważne i znamienne zdanie – ostrzeżenie, gdyż w takich kategoriach należy je interpretować. Poprzez rozróżnianie dobra i zła – człowiek ma stać się równy Bogu. Czyli stać się osobą, osobnym bytem, który może przeciwstawiać się Woli Bożej z racji własnej oceny, co jest dobre, a co złe. Takie może być źródło personalizmu."

Cóż by tu powiedzieć? Chyba tylko "nie przypiął ni przyłatał". Zobaczmy czym tak wogóle jest filozofia personalistyczna, w skrócie personalizm?

Personalizm – nazwa kilku (czasem przenikających się) kierunków współczesnych filozoficznych o nastawieniu na autonomiczną wartość osobowości, przykładających szczególną wagę do pojęcia osoby (łac. persona).

Termin ten po raz pierwszy użyty został przez Friedricha Schleiermachera na określenie koncepcji Boga osobowego, która była przeciwstawna panteizmowi.

Wśród personalistycznych myśli filozoficznych wyróżnić można: system filozoficzny Charlesa Renouviera wszystkie koncepcje filozoficzne, które uznawały szczególną rolę osoby ludzkiej za byt wykraczający poza naturę i historię (m.in. Bowne, Flewelling, Johna McTaggarta); nurt XX-wiecznej filozofii, który głosił nadrzędność wartości osoby ludzkiej wobec uwarunkowań społeczno-ekonomicznych oraz historycznych, rozwinął się on w dwóch wersjach: humanizmu integralnego (Jacques Maritain, Józef Tischner, Jan Paweł II) oraz wersji społecznej (Emmanuel Mounier)./ Wikipedia

A jakie są źródła personalizmu?

Oprzemy się w tym na książce: Juana Manuela Burgos, pt. Personalizm w tłum: K. Koprowskiego. Wydawnictwo Centrum Myśli Jana Pawła II. Warszawa 2010, ss. 205.
Książka Juana M. Burgosa, przedstawiciela personalizmu hiszpańskiego, założyciela i przewodniczącego Stowarzyszenia Personalistów Hiszpańskich, stanowi swoiste kompendium personalizmu i jego odmian, a także jego recepcji w poszczególnych krajach Europy.

Możemy dowiedzieć się w niej iż Personalizm jest filozofią wielopłaszczyznową. Zrodził się na początku ubiegłego stulecia w wyniku dostrzeżenia potrzeby ponownego podjęcia refleksji na temat człowieka i jego wartości na tle problemów, przed jakimi stał świat na przełomie XIX i XX wieku oraz prób ich rozwiązania. Jego genezy upatrywać należy w problemach społeczno-kulturowych, na przykład w zmianach związanych z urbanizacją i rewolucją przemysłową czy w stanowiącym formę wyzysku skrajnym kapitalizmie. Na jego rozwój wpływ miały także wydarzenia historyczne, zwłaszcza doświadczenia obu wojen światowych i totalitaryzmów. Ponadto, narastający kryzys wartości oraz idee kolektywizmu marksistowskiego i liberalnego indywidualizmu, prowadziły do degradacji człowieka. Nie bez znaczenia były też systemy lub nurty filozoficzne, dominujące w XIX i na początku XX wieku (np. filozofia pozytywna, scjentyzm, heglizm, marksizm, ewolucjonizm), które – wyzbywając się transcendencji – uznawały jedynie materialistyczne odniesienia. Z kolei pozytywistyczne myślenie zamknęło świat nauki na wpływ humanistycznej myśli chrześcijańskiej. Personalizm narodził się więc jako odpowiedź na konkretne potrzeby rzeczywistości i sytuacji człowieka początku XX wieku. Stąd też w personalizmie najpierw podejmowano działania na rzecz osoby ludzkiej, a potem kształtowano pojęcia i spójną doktrynę.

Personalizm nie jest zatem jedynie filozofią teoretyczną czy akademicką. Posiada silny wydźwięk praktyczny. Oddziałuje na wszystkie płaszczyzny życia – tak kulturowego, jak społecznego i politycznego (wspomnieć tu można choćby o wpływie personalizmu na kształtowanie Deklaracji Praw Człowieka).

Personalizm powstał najpierw jako ruch na rzecz działań o charakterze społecznym oraz „[...] środek oddziaływania (intelektualnego) na rzeczywistość” (s. 23), przez co możemy mówić o „[...] filozofii, której najważniejszą cechą jest umieszczenie osoby w centrum refleksji i struktury pojęciowej” (s. 19). Poddając analizie kontekst kulturowo-historyczny, wskazał czynniki charakteryzujące Europę początku XX wieku, które, jego zdaniem, miały decydujący wpływ na pojawienie się personalizmu. Zaliczył do nich „[...] mentalność pozytywistyczną i naukową” (s. 24-25), czyli fascynację naukami przyrodniczymi oraz uznanie poznania naukowego i metody eksperymentalnej jako jedynej drogi prawdziwego poznania. Implikuje to przyznanie realnego istnienia tylko tym bytom, które pochodzą ze świata fizycznego i materialnego. Nie bez znaczenia dla takiej wizji rzeczywistości była teoria ewolucji, która – sprowadzając człowieka do produktu przypadkowych procesów ewolucyjnych – wyparła zeń całą sferę duchową. W konsekwencji doprowadziło to do utraty zaufania do religii, a następnie do jej eliminacji. Kolejnymi czynnikami warunkującymi powstanie personalizmu były wspomniane już wyżej kapitalistyczny wyzysk człowieka, marksizm oraz inne totalitaryzmy o heglowskich korzeniach (nazizm i faszyzm) (s. 31-33). Ponadto, autor wskazuje na osłabienie roli kultury chrześcijańskiej, przejawiające się głównie w braku inicjatywy ze strony środowisk chrześcijańskich lub chrześcijaństwem inspirowanych. Czytamy: „W tamtej epoce już nie chrześcijanie inicjowali główne ruchy kulturowe czy społeczne; oni je tylko modyfikowali, zmieniali ich kierunek albo w razie konieczności je zwalczali”

Przedstawiciele personalizmu. Począwszy od zarysowania personalizmu francuskiego, autor prezentuje postać Jacquesa Maritaina uznając go za „[...] pośrednika między tomizmem a personalizmem” (s. 45). Następnie szeroko omawia życie i twórczość Emmanuela Mouniera, jako twórcy personalizmu. Autor podkreślił, że „[...] w pismach Mouniera można znaleźć, wyłożone bezpośrednio, zasadnicze pojęcia personalizmu. Prezentacja jego doktryny jest zatem równoznaczna z zarysowaniem schematu tej filozofii” (s. 63). Dlatego dość szczegółowo omówił zarówno charakterystyczne dla Mouniera pojęcia osoby i personalizmu wspólnotowego, wskazując przy tym istotne rozróżnienie pomiędzy wspólnotą a społecznością, jak i doktrynę społeczno-polityczną francuskiego myśliciela. W dalszej kolejności zaprezentowane zostały poglądy Maurice’a Nedoncelle’a (personalizm metafizyczny) oraz Gabriela Marcela, zaliczonego przez autora do przedstawicieli personalizmu egzystencjalistycznego.

W ramach Innych nurtów personalizmu nakreślony został personalizm włoski oraz polski ze szkołą lubelską i personalizmem etycznym Karola Wojtyły. Ponadto, zaznaczając że mimo, iż w krajach niemieckojęzycznych „[...] nie można raczej mówić o personalizmie mającym tak jasno określone cechy jak personalizm francuski czy polski”, to jednak istnieją tam „[...] nurty bliskie personalizmowi takie, jak fenomenologia, a zwłaszcza kierunek zwany filozofią dialogu” (s. 119). Dlatego na treść rozdziału trzeciego składają się również refleksje dotyczące Edmunda Husserla oraz filozofów dialogu: Ferdynanda Ebnera i Martina Bubera. Rozważania nad „personalizmem niemieckim” autor zakończył stosunkowo obszernym omówieniem życia i poglądów Romano Guardiniego. Przegląd poszczególnych nurtów myśli personalistycznej zamyka historia personalizmu w Hiszpanii wraz z prezentacją jego głównych przedstawicieli, a wśród nich zwłaszcza Juliana Mariasa.

Następnie J. M. Burgos podjął próbę zdefiniowania personalizmu, ukazując go jako nową i realistyczną filozofię. Wskazał przy tym na pewne trudności, dotyczące określenia terminów, pojęć czy usystematyzowania sformułowań, które to trudności stanowią konsekwencję zaniedbania równoczesnego tworzenia aparatu teoretycznego dostosowanego do rozwoju personalizmu w sferze społecznokulturowej.

Z tego względu nie wszyscy zgadzają się z postrzeganiem personalizmu w kategoriach nurtu filozoficznego w sensie ścisłym: „Na ogół autorzy, którzy odmawiają personalizmowi miana filozofii albo kierunku filozoficznego, twierdzą, że nie ma on wystarczającej wagi i spójności” (s. 151). Ponadto zarzuca się personalizmowi brak dostatecznego uporządkowania treści oraz to, że owe treści „[...] nie tworzą jednorodnego systemu i różnią się znacznie u poszczególnych autorów” (s. 152). Autor, poddając szczegółowej analizie krytykę personalizmu, podał szereg argumentów pozwalających uznać personalizm za system filozoficzny konsekwentnie odpierając tym samym podnoszone zarzuty.

Zarysowująć panoramę myśli polskiej, kształtującej się na przełomie XIX i XX wieku, aby na jej tle opisać fenomen polskiego personalizmu i jego odmian, nie sposób nie zauważyć szczególny i oryginalny przykład, jakim jest osoba w dziele Karola Wojtyły, papieŜa Jana Pawła II.

Wojtas jednak w personalizmie dostrzega tylko zdolność człowieka do przeciwstawieniu się Bogu "z racji odrębnego rozumienia pojęcia dobra, to trudno się dziwić, że w każdym innym przypadku, przy tworzeniu wspólnot ludzkich, będą pojawiały się jednostki, które nie będą akceptowały ustalonego przez większość pojęcia dobra wspólnego." /K. Wojtas

Tymczasem personalizm chrześcijański, wyrastając z całej nauki Kościoła, stanowi pogłębioną refleksję myśli filozoficznej i teologicznej nad integralną koncepcją osoby ludzkiej. Centralnym twierdzeniem personalizmu jest zatem prawda o człowieku jako osobie, swoista proklamacja fenomenu osoby. Do teoretyków współczesnego personalizmu chrześcijańskiego zalicza się między innymi: Pierre’a Teilharda de Chardin (1881 – 1955), Jacquesa Maritaina (1882 – 1973), Gabriela Marcela (1889 – 1973) i Emmanuela Mouniera (1905 – 1950). Na gruncie polskim natomiast antropologię personalizmu rozwijają w ostatnich czasach: Wincenty Granat (1900 – 1979), Stefan Świeżawski (ur. 1907), Mieczysław A. Krąpiec (ur. 1920), Mieczysław Gogacz (ur. 1926), kard. Henryk Gulbinowicz (ur. 1928), Józef Życiński (ur. 1948) oraz Sługa Boży Karol Wojtyła – papież Jan Paweł II (1920 - 2005). W refleksji nad współczesnym personalizmem zauważa się, że nie jest on kierunkiem jednorodnym, ale “obejmuje różne nurty: tomistyczny, aksjologiczny, egzystencjalny, społeczno – ekonomiczny. […] W każdym z tych nurtów podkreśla się szczególną rolę i wartość osoby ludzkiej ze względu na nią samą, uznając w człowieku, byt nie tylko biologiczny i historyczny, ale przede wszystkim taki, który wykracza poza naturę i poza historię. Rozwój osoby ludzkiej jest rozumiany jako cel życia społecznego, prymat wartości osobowych (rozum, wolność) stawiany jest przed wartościami ekonomicznymi i strukturami społecznymi, które warunkują ich postęp i rozwój.”

Przy tworzeniu pojęcia osoby personalizm chrześcijański odwołuje się do klasycznej definicji Boecjusza: “osoba jest indywidualną substancją natury rozumnej” (persona est naturae rationis individua substantia). Definicja ta jest jednak niewystarczająca, z tego też powodu warto w tym miejscu przytoczyć określenia osoby ludzkiej skonstruowane przez myślicieli personalistycznych. Według E. Mouniera na przykład osoba jest “jedyną rzeczywistością, którą poznajemy i zarazem tworzymy od wewnątrz. Wszędzie obecna, nigdy nie jest dana. Jest […] przeżywaną działalnością autokreacji, komunikacji i przynależności, którą daje się uchwycić i poznać w swoim akcie jako ruch personalizacji.” Inną definicję osoby ludzkiej proponuje ksiądz Wincenty Granat: “Osoba ludzka jest to jednostkowy, indywidualny, substancjonalny, cielesno – duchowy podmiot zdolny działać w sposób rozumny, dobrowolny, moralny i społeczny w celu harmonijnego ubogacenia siebie i innych ludzi w zakresie kultury.”

Za najbardziej jednak reprezentatywne dla personalizmu chrześcijańskiego należy uznać stanowisko papieża Jana Pawła II. Począwszy od rozważań filozoficznych ujętych w pracach przedpontyfikalnych, a mianowicie: Personalizm tomistyczny, Osoba i czyn, Osoba ludzka a prawo naturalne, Osoba: podmiot i wspólnota, Osobowa struktura samostanowienia oraz Miłość i odpowiedzialność, jego teoria człowieka uzyskuje pełny kształt w myśli teologicznej prezentowanej w nauczaniu papieskim. Poczesne miejsce w tym zakresie zajmuje pierwsza encyklika Jana Pawła II jego teoria człowieka uzyskuje pełny kształt w myśli teologicznej prezentowanej w nauczaniu papieskim. Poczesne miejsce w tym zakresie zajmuje pierwsza encyklika Jana Pawła II Redemptor hominis, będąca niejako programem jego pontyfikatu, a w całości poświęcona proklamacji wielkości człowieka i jego godności. Poddając wnikliwej analizie zjawisko personalizmu warto zauważyć, że: “Wojtyła szukał personalizmu poczynając od głębokiego i mistyczno–religijnego ujęcia fenomenu osoby ludzkiej. W tym celu konfrontował personalizm tomistyczny (i augustyński) z polskim (np. S. Wyspiański), fenomenologicznym (E. Husserl, M. Scheler, R. Ingarden, E. Stein) i z innymi systemami współczesnymi. W koncepcji osoby opowiedział się za syntezą substancjalności i relacyjności, a więc za ‘relacją substancjonalną’ (św. Augustyn, św. Tomasz), czyli osoba jest substancją i zarazem relacją. Akcentował absolutną tajemnicę istnienia, które też stanowi element konstytutywny osoby jako tej oto, absolutnie niepowtarzalnej w gatunku (lub rodzaju) ludzkim.” Osoba jest zatem równocześnie bytem substancjalnym, istniejącym w sobie, jak i najdoskonalszym aktem bytu – istnieniem (esse). Ale osoba to nie tylko indywidualna substancja, w znaczeniu ontycznym osoba to przede wszystkim “ktoś”. W dziele Miłość i odpowiedzialność Karol Wojtyła konstatuje: “Człowiek jest przedmiotowo ‘kimś’ – i to go wyodrębnia wśród reszty bytów widzialnego świata, które przedmiotowo są zawsze tylko ‘czymś’.” Człowiek jest “kimś” w sensie ontycznym z natury bez względu na czyny, jakich jest sprawcą, natomiast “kimś” w sensie moralnym, etycznym staje się poprzez świadome działanie, przez spełnianie konkretnych czynów. W ontologicznym rozumieniu człowieka jest zatem zakorzenione jego rozumienie aksjologiczne.Ze swej natury człowiek jest bytem osobowym, dlatego przysługuje mu właściwa osobie – podmiotowość. W nauczaniu papieskim podmiotowość osoby jest rozważana w kontekście czynu ludzkiego stanowiącego formę uzewnętrznienia tejże osoby. “Osobowa podmiotowość człowieka to ta, którą przeżywamy jako własne ‘ja/

Jego teoria człowieka uzyskuje pełny kształt w myśli teologicznej prezentowanej w nauczaniu papieskim. Poczesne miejsce w tym zakresie zajmuje pierwsza encyklika Jana Pawła II ’ w swoich czynach, a która jawi się nam w sobie właściwej głębi w przeżyciu wartości moralnej—dobra lub zła, które to przeżycie pozostaje w doświadczalnym związku z momentem sumienia w czynach ludzkich.” Punktem wyjścia myśli antropologicznej Jana Pawła II jest kategoria doświadczenia. Poprzez doświadczenie człowiek ujawnia się jako osoba, ujawnia siebie jako podmiot i równocześnie przedmiot tegoż doświadczenia. Osoba jest więc podmiotem (suppositum) tak istnienia, jak i działania.

Transcendencja, wskazująca na wymiar duchowy człowieka, umożliwia jego integralność i tożsamość jako bytu podmiotowego. Stąd wniosek, że duchowość stanowi o jedności osobowej i bytowej człowieka. Fakt ten pozwala z kolei dojrzeć w człowieku jego złożoność bytową, stanowiącą “naturę ludzką”, a mianowicie złożoność duszy i ciała. Osoba ludzka jest więc bytem o materialno – duchowej strukturze. Karol Wojtyła podkreśla: “Tak jak nie możemy oderwać osoby od duchowości, tak też nie możemy odrywać duchowości od osoby. Na to zdaje się wskazywać doświadczenie. I dlatego też, kiedy mowa o ‘naturze duchowej’ (natura rationalis), można przyjąć to pojęcie o tyle, o ile wskazuje ono na pewną stałość czy też substancjalność bytu duchowego.” Fundament filozoficznej antropologii Karola Wojtyły – Jana Pawła II stanowi zatem doświadczenie człowieka, które jak wynika z treści przytoczonego fragmentu dzieła Osoba i czyn, jest warunkiem jedności człowieka – bytu osobowego i podmiotowego zarazem, warunkiem tożsamości i integralności ludzkiego “ja”.Ważne miejsce w myśli antropologicznej papieża zajmuje także problematyka ludzkiego dynamizmu. Osoba ludzka jest bowiem rzeczywistością stającą się w czynach i poprzez nie, ściślej mówiąc poprzez realizowane w nich dobro lub zło moralne. Osoba poznaje zatem własny dynamizm w doświadczeniu czynu, odkrywa w nim swoje “ja” jako podstawę, źródło i podmiot (suppositum) działania. “Czyny są szczególnym momentem oglądu – pisze Karol Wojtyła – a więc doświadczalnego poznania osoby. Stanowią niejako najwłaściwszy punkt wyjścia zrozumienia jej dynamicznej istoty. Moralność zaś jako wewnętrzna tychże czynów właściwość w szczególniejszy jeszcze sposób prowadzi do tego samego.” Ludzkie doświadczenie, a w sposób szczególny doświadczenie czynu stoi u podstaw, jak to już wcześniej zostało nadmienione, całościowej wiedzy o człowieku. Czyn bowiem jest rzeczywistością, poprzez którą najpełniej wyraża się osoba ludzka, stanowiąca podmiot i sprawcę działania moralnego.

W refleksji Jana Pawła II byt osobowy ukazany został jako wartość, jako dobro, do którego jedynym pełnowartościowym odniesieniem jest miłość. W tym miejscu godna szczególnej uwagi wydaje się teza, zgodnie z którą najwłaściwszą relacją dla ludzkiej struktury osobowej jest relacja miłości rozumiana jako afirmacja jej wartości. Człowiek jest bowiem “bytem relacyjnym, pozostającym w ścisłej relacji z innymi osobami. W osobie jest obecny – zdaniem Karola Wojtyły – wymiar, który nazywa on uczestnictwem. Jest to coś więcej niż społeczny charakter człowieka – to skierowanie ku życiu z innymi osobami, a w sposób szczególny z Bytem Absolutnym. Osobowa zdolność do uczestnictwa polega na tym, że człowiek istnieje i działa z innymi osobami i ze wspólnotą w taki sposób, iż zachowuje swoją tożsamość, nie przestaje być sobą, a jego wolność (samostanowienie) nie ulega przekreśleniu.” Teorią uczestnictwa papież zatem tłumaczy wymiar społeczny, relacyjny osoby ludzkiej. Uczestnictwo tkwi głęboko w osobie, jest jej właściwością. Osoba bowiem urzeczywistnia siebie samą w relacji do innych osób oraz w odniesieniu do wspólnego dobra. “Osoba jest relacją do innych osób i do Boga, ale jest to relacja obdarzona dużą miarą wolności. Na podstawie wolności i miłości rozwija się jej byt, autocelowość i doskonałość moralna, co ostatecznie spotyka się z wymiarem religijnym. Osoba jest realnością w sobie samej, ale jednocześnie posiada istotne relacje do drugiej osoby, do innych osób przede wszystkim do Osób Niestworzonych. Człowiek jako osoba jest obrazem Trójcy Świętej. Na linii poziomej zaś idzie relacja wspólnotowa, a w chrześcijaństwie – eklezjalna.” Personalizm chrześcijański, jak wynika z całego nauczania Karola Wojtyły – Jana Pawła II, uznaje społeczny wymiar natury ludzkiej, głęboko zakorzeniony w osobowym charakterze człowieka.Centrum antropologii teologicznej papieża Jana Pawła II stanowi usytuowanie człowieka w dziele stwórczym Boga, a dalej w rzeczywistości Chrystusowego Wcielenia i Odkupienia. Nauczanie papieskie jawi się jako konsekwencja istniejącej od zawsze w Kościele prawdy, zgodnie z którą człowiek stanowi najdoskonalsze dzieło stworzone przez Boga z miłości, obdarzone nieśmiertelną duszą, rozumem, wolną wolą i eschatologicznym powołaniem. Biblijny opis stworzenia świata uczy, jak czytamy w dokumentach Soboru Watykańskiego II, “że człowiek został stworzony ‘ na obraz Boży’, zdolny do poznania i miłowania swego Stwórcy, ustanowiony przez Niego panem wszystkich stworzeń ziemskich, aby rządził i posługiwał się nimi, dając chwałę Bogu.” Człowiek będąc obrazem i podobieństwem Boga pozostaje w relacji osobowej do swego Stwórcy. Ludzkie osobowe “ja” poprzez zdolność poznania i samostanowienia, a zarazem poprzez podmiotową i komunijną strukturę wewnętrzną potrafi nawiązać relację interpersonalną z Boskim Osobowym “Ty”, jest w stanie otworzyć się na przyjęcie samoudzielającego się Boga – Stwórcy oraz uczynić bezinteresowny dar z siebie. Zdaniem Jana Pawła II osoba ludzka jest jedynym stworzeniem posiadającym zdolność do partnerskiego dialogu z Bogiem. Pierwszą definicją człowieka i niejako wskazówką do odkrycia siebie samego, swej bezcenności i niezwykłości jest więc obraz Boży w człowieku. Człowiek bowiem będąc harmonijną syntezą zarówno pierwiastków osobowych, jak i społecznych stanowi swoiste odbicie życia Osób Bożych w Trójcy Świętej.

Kolejną charakterystyczną cechą antropologii Jana Pawła II, pozwalającą na pełne zrozumienie prawdy o człowieku, jest niewątpliwie jego odniesienie do Chrystusowego Wcielenia i Odkupienia, ponieważ w Chrystusie “objawia się niejako na nowo ta podstawowa prawda o stworzeniu, którą Księga Rodzaju wyznaje.” W Nim ujawnia się cała rzeczywistość stworzonego przez Boga świata oraz prawda o stworzonym na Boży obraz i podobieństwo człowieku. Uznanie wyjątkowej roli Jezusa Chrystusa prowadzi papieża do sformułowania tezy, zgodnie z którą “człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa.” Bez Syna Bożego nie jest zatem możliwe właściwe rozpoznanie tajemnicy istoty i natury człowieka, jego niezbywalnej godności, powołania, a także przeznaczenia. To bowiem Chrystus przez fakt stanowienia jedności z Ojcem pozwala zrozumieć, co to znaczy być Bożym obrazem, przez Wcielenie i Odkupienie przywraca On zniekształcone na skutek grzechu podobieństwo Boże w człowieku. W interpretacji tajemnicy człowieka Jan Paweł II poczesne miejsce przypisuje więc Jezusowi Chrystusowi – Słowu Wcielonemu. Fakt ten widoczny jest w całym papieskim nauczaniu, szczególnie jednak w encyklice Redemptor hominis, w której opierając się na wypowiedziach Soboru Watykańskiego II, stwierdza: “’Tajemnica człowieka wyjaśnia się naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego. Albowiem Adam, pierwszy człowiek, był figurą przyszłego, mianowicie Chrystusa Pana. Chrystus, nowy Adam, już w samym objawieniu tajemnicy Ojca i Jego Miłości objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi i okazuje mu najwyższe jego powołanie’. I dalej: ‘Ten, który jest<< obrazem Boga niewidzialnego >> (Kol. 1,15), jest człowiekiem doskonałym, który przywrócił synom Adama podobieństwo Boże, zniekształcone od czasu pierwszego grzechu. Skoro w nim przybrana natura nie ulega zniszczeniu, tym samym została ona wyniesiona również w nas do wysokiej godności. Albowiem On, Syn Boży, przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem.’” Jak wynika z treści przytoczonego fragmentu wcielenie Bożego Syna stało się niejako drogą powrotu człowieka do integralnej prawdy o nim samym, do źródła i pełni jego człowieczeństwa, przewidzianego przez Boga w akcie stworzenia. Wcielenie będące początkiem samoobjawienia się Boga stało się aktem, przez który Bóg w sposób szczególny zjednoczył się z każdym konkretnym, historycznym człowiekiem.
Personalizm antropologiczny Jana Pawła II jest więc ściśle związany z chrystologią, co z kolei implikuje jego powiązanie z soteriologią. “Spoiwem łączącym antropologię z soteriologią jest Osoba Jezusa Chrystusa. Objawia Ona człowiekowi jego wartość, godność, powołanie, przede wszystkim poprzez miłość wyrażoną w czynie Wcielenia i Odkupienia. Uznać zatem należy, że zbawcze oddziaływanie Chrystusa pozwala poznać nie tylko tajemnicę Jego Osoby, ale również tajemnicę osoby ludzkiej.” Celem zbawczego działania Syna Bożego było wyzwolenie każdego człowieka od zła, od grzechów. Dokonało się ono za cenę męki i śmierci Chrystusa, który poprzez dobrowolne złożenie siebie samego w ofierze na krzyżu stał się Odkupicielem konkretnego człowieka i całej ludzkości. W swym nauczaniu papież podkreśla zatem uniwersalny charakter zbawczego dzieła Jezusa Chrystusa. Odkupiony człowiek, poza wyzwoleniem z niewoli grzechów, doświadcza szczególnego wyniesienia do roli “nowego stworzenia” obdarzonego “nowym życiem”. Pisze o tym Jan Paweł II w encyklice Redemptor hominis: “Człowiek zostaje w Tajemnicy Odkupienia na nowo potwierdzony, niejako wypowiedziany na nowo. Stworzony na nowo!” W ten sposób w człowieku następuje głęboka wewnętrzna, duchowa transformacja, dzięki której zostaje on pojednany z Bogiem, z bliźnimi i z samym sobą. Istotą tejże przemiany jest otrzymany od Boga w darze nowy status ontyczny, to znaczy usynowienie. “Człowiek, przybrany w Chrystusie za dziecko Boże, jest prawdziwie uczestnikiem synostwa Syna Bożego.” Przybrane synostwo jest wartością stałą, chrześcijanin nie może go utracić. “W Chrystusie otrzymuje więc człowiek szczególne ubogacenie ontyczne: staje się dzieckiem Boga i uczestnikiem Jego życia. To wyniesienie na poziom życia Bożego umożliwia mu bliskie obcowanie z Bogiem, a jednocześnie rodzi prawo i otwiera drogę do królestwa niebieskiego.

Dokonuje się ‘uchrystusowienie’, które niesie z sobą przybranie za dzieci Boże. Człowiek zostaje dopuszczony do zrozumienia swej transcendentnej wartości i sensu swego ziemskiego bytowania (por. RH 11). Co więcej: uświadamia sobie, że w określonym sensie jest kimś nieporównywalnym i jedynym w swej godności.” Dzięki Tajemnicy Wcielenia i Odkupienia dokonuje się osobowe zjednoczenie człowieka z Chrystusem, co stanowi o niepowtarzalności, wielkości a zarazem godności osoby ludzkiej. “Chrystus jest wypełnieniem Bożego planu odkupieńczej miłości. W mocy tego planu człowiek ma przystęp do Boga, nie tylko jako stworzenie do swojego Stwórcy, ale jako dziecko do Ojca. Chrześcijaństwo oznacza więc nowe stworzenie, nowe życie – życie w Chrystusie, przez którego człowiek może mówić do Ojca: Abba – Ojcze mój, Ojcze nasz.”


Personalizm antropologiczny Jana Pawła II akcentując godność osoby ludzkiej, ujmuje ją w dwóch aspektach. Po pierwsze w aspekcie naturalnym. Podstawą tego ujęcia jest fakt stworzenia człowieka na Boży obraz i podobieństwo. Człowiek jako byt osobowy i podmiotowy zarazem, byt duchowy, wolny i rozumny, ze względu na właściwości swej natury posiada niezbywalną godność. Po drugie godność osoby ludzkiej ma charakter nadprzyrodzony. W tym aspekcie wielkość człowieka wynika ze stwórczego aktu Boga, z Jego samoobjawienia oraz z Chrystusowego Wcielenia i Odkupienia. Źródłem tej nadprzyrodzonej godności jest zatem Chrystus – Słowo Wcielone i Odkupiciel. Papież tę podstawową prawdę chrześcijańską podkreślił podczas pielgrzymki do Ojczyzny w 1997 roku, gdy skonstatował: “[…] to Jezus Chrystus, ‘Ten sam wczoraj, dziś i na wieki’ ( por. Hbr 13,8), objawił człowiekowi jego godność! To On jest gwarantem tej godności!” Nadprzyrodzona godność osoby ludzkiej stanowi niejako nobilitację dla jej godności naturalnej, a zarazem obydwa wymiary wielkości i niepowtarzalności człowieka tworzą integralną całość.

Podczas wspomnianej pielgrzymki do Polski w roku 1997 Jan Paweł II zwrócił uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt ludzkiej godności. Uczynił to słowami: “ Jak wielką godnością zostaliśmy obdarzeni! Syn Boży daje nam samego siebie w Najświętszym Sakramencie Ciała i Krwi swojej. Jakże nieskończenie hojny jest Bóg! Odpowiada na nasze najgłębsze pragnienia, które nie są tylko pragnieniami ziemskiego chleba, lecz sięgają horyzontów życia wiecznego.” Wielkość człowieka, według papieża, ma zatem ścisły związek z Eucharystią, w której Chrystus cały składa człowiekowi dar z siebie, staje się dla człowieka pokarmem i napojem na życie wieczne. “ Ten pokarm zawiera w sobie całą moc Chrystusowego odkupienia. Człowiek, ażeby żyć, potrzebuje pokarmu i napoju. Człowiek, ażeby osiągnąć życie wieczne, potrzebuje Eucharystii. Jest to pokarm oraz napój, który przemienia życie człowieka i otwiera przed nim horyzont życia wiecznego. Spożywając Ciało i Krew Chrystusa, człowiek już tu, na ziemi, nosi w sobie zalążek życia wiecznego, gdyż Eucharystia jest sakramentem życia w Bogu.” Eucharystia jest sakramentem komunii człowieka z Emmanuelem – Bogiem z nami, znakiem łączności osoby ludzkiej z innymi osobami w Chrystusie, jest potwierdzeniem relacyjnego, wspólnotowego wymiaru człowieka, zdolnego do uczestnictwa w życiu Bożym i życiu wespół z innymi. Uznać zatem należy, że Eucharystia jest tą właściwą perspektywą, która pozwala na głębsze i bardziej wnikliwe odkrycie zarówno tajemnicy Boga, jak i tajemnicy człowieka stworzonego na podobieństwo Boże. W związku z tą prawdą we Wrocławiu podczas przemówienia na Statio Orbis Jan Paweł II wypowiedział znamienne słowa, w których wskazał na Eucharystię jako na źródło wartości i godności człowieka: “ Gdy kontemplujemy Eucharystię, ogarnia nas wielkie zdumienie wiary nie tylko nad tajemnicą Boga i Jego miłości bezgranicznej, lecz również nad tajemnicą człowieka. Wobec Eucharystii cisną się spontanicznie na usta słowa Psalmisty: ‘Czymże jest człowiek, że tak o niego się troszczysz?’ Jak wielką wartość ma w oczach Bożych człowiek, skoro sam Bóg karmi go swoim Ciałem! Jak wielką przestrzeń kryje w sobie ludzkie serce, skoro wypełnić je może tylko Bóg!” Chrystus – Odkupiciel człowieka, ukryty w Najświętszym Sakramencie, staje się dla każdej osoby ludzkiej Chlebem życia, pokarmem na drodze do eschatologicznego spełnienia. On to przez swoje Wcielenie, Odkupienie a także przez udzielanie się człowiekowi w Sakramencie Eucharystii “objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi.” Dzięki Chrystusowi osoba ludzka ma możliwość posiadania pełnej świadomości własnej godności, transcendentnej wartości oraz ostatecznego sensu swej egzystencji.

Jak wynika z powyższych rozważań całe nauczanie Jana Pawła II jest naznaczone zainteresowaniem osobą ludzką, ujętą w sposób personalistyczny i aktywistyczny. Koncepcja osoby w antropologii papieskiej jest niewątpliwie związana z Osobą Jezusa Chrystusa – Boga i Człowieka zarazem. Podstawę i gwarancję godności osoby ludzkiej papież upatruje w akcie stwórczym Boga oraz w Tajemnicy Chrystusowego Wcielenia i Odkupienia, we współczesnej rzeczywistości uobecniającej się w Sakramencie Eucharystii. Personalistyczną optykę nauczania papieża Jana Pawła II najtrafniej streszczają słowa encykliki Redemptor hominis: “Każdy człowiek w całej tej niepowtarzalnej rzeczywistości bytu i działania, świadomości i woli, sumienia i ‘serca’ […] – każdy z osobna (gdyż jest właśnie ‘osobą’) – ma swoją własną historię życia, a nade wszystko swoje własne ‘dzieje duszy’.” Osoba ludzka, stanowiąca drogę Kościoła, objawia się w działaniu “ w całej prawdzie swego istnienia i bycia osobowego i zarazem ‘wspólnotowego’, i zrazem ‘społecznego’ [...].”

Źródło: http://www.szkolnictwo.pl/index.php?id=PU7580

Trzeba zadać fundamentalne pytanie: dlaczego Wojtas kradnie pojęcie personalizmu podkładając pod wyrwane z kontekstu fragmenty z Biblii, które mają jakoby prowadzić do wiekopomnych odkryć?

Wojtas np. pisze tak: "źródła personalizmu chrześcijańskiego można dopatrywać się w pierwszych słowach modlitwy, której uczył Chrystus: „Ojcze nasz...”. Czyli jesteśmy Dziećmi Boga, a skoro tak, to mamy prawo rozwoju w kierunku uzyskania świadomości tożsamej ze Świadomością Bożą. Warto zaznaczyć, że jest to bardzo bliskie rozumieniu rozwoju w duchu filozofii chińskiej"

Tworzy na podstawie tego jakieś kosmiczne bzdury, po co?

wtorek, 20 sierpnia 2013

Po co komu etyka?


Czym jest etyka i moralność? Czy zastanawiamy się nad tym na co dzień, czy postępujemy etycznie? Właściwe po co moralnością mamy się przejmować, albo jakimś zbiorem zasad etycznych?

Immanuel Kant (1724-1804) umieścił prawa moralne wewnątrz każdej ludzkiej jednostki. Twierdził, że wszelkie działanie „moralne” nie może zostać narzucone nam z zewnątrz, czy to przez system polityczny, społeczny lub przez kogoś drugiego. Realizacji jej prawideł przypisał rolę ostatecznego celu życia każdego człowieka. Nie może istnieć bowiem inne uzasadnienie ludzkiej egzystencji, jak wcielanie w życie prawa moralnego. Każdy z nas jest istotą moralną i fakt ten objaśnia sens naszego życia.

W encyklopedii możemy przeczytać, że etyka (z stgr. ἦθος ethos – "zwyczaj") – to dział filozofii, zajmujący się badaniem moralności i tworzeniem systemów myślowych, wg których można tworzyć zasady moralne. Etyki nie należy mylić z moralnością. Moralność, to z formalnego punktu widzenia zbiór dyrektyw w formie zdań rozkazujących w rodzaju: "Nie zabijaj", których słuszności nie da się dowieść ani zaprzeczyć. Etyka natomiast to nauka, której celem jest dochodzić źródeł powstawania moralności, badać efekty jakie moralność lub jej brak wywiera na ludzi oraz szukać podstawowych przesłanek filozoficznych, na podstawie których dałoby by się w racjonalny sposób tworzyć zbiory nakazów moralnych. Poglądy etyczne przybierają zwykle formę teorii, na którą składa się zespół pojęć i wynikających z nich twierdzeń, na podstawie których można formułować zbiory nakazów moralnych. Teorie etyczne mogą być zarówno próbą udowadniania słuszności funkcjonujących powszechnie nakazów moralnych, jak i mogą stać w opozycji z powszechną moralnością, kwestionując zasadność części bądź nawet wszystkich aktualnie obowiązujących w danym społeczeństwie praw i nakazów.

Etyka z punktu widzenia zwykłego człowieka dotyczy jego postawy, kultury osobistej, odpowiedzialności, światopoglądu, wiedzy, kompetencji. Problematyka moralna nabiera szczególnego znaczenia w zawodach, które wywierają wpływ na losy poszczególnych ludzi. Od dawna stawia się wysokie wymagania ludziom wykonującym zawody tzw. Zaufania społecznego. Wypracowano w tym celu skodyfikowane systemy norm etycznych jak np. Kodeks Etyki Lekarskiej ( ze słynną przysięgą Hipokratesa ), zbiór zasad etyki adwokackiej czy Karta Etyczna Mediów.  Oczekiwania w stosunku do osób wykonujących takie prestiżowe w opinii społecznej zawody ze zrozumiałych względów są wysokie.

Pytanie o to jaki powinien być polityk, lekarz, nauczyciel, sędzia czy dziennikarz? Nam wydaje się to oczywiste. A „im”? Co w przypadku jeśli jakiś polityk „zapomni”  o obietnicach dawanych przez niego w czasie wyborów? Co jeśli lekarz będzie leczył szybciej i skuteczniej kogoś kto mu da wcześniej „dowód wdzięczności”? Co jeśli sędzia w swoim orzekaniu nie będzie obiektywnym? Albo co w przypadku biznesmana, który będzie korumpował polityków aby dostać intratny kontrakt?

Czy owe branżowe kodeksy etyczne są w ogóle potrzebne skoro tak często dochodzi do łamania tych norm? Czy refleksja etyczna, kodeks etyczny są mu potrzebne? A jak te kodeksy postępowania przeszkadzają? Może je zlikwidować aby nie denerwować innych i nie rozbudzać w społeczeństwie niepotrzebnych oczekiwań?
Tylko czy w takim społeczeństwie chcielibyśmy żyć? Fajnie było by żyć wg zasady „Róbta co chceta”?

Jednak (mam nadzieję) szybko zauważylibyśmy iż ta nasza wolność w robieniu czegokolwiek narusza przestrzeń podobnej wolności drugiego człowieka. Aby tego uniknąć powstało na przestrzeni minionych wieków wiele systemów etycznych regulujących nasze ludzkie moralności.  Zauważono, że nasza moralność powinna być „kompatybilna”ze społecznymi systemami normatywnymi (zbiorem zasad i systemów norm społecznych). Niestety ludzkość nie wypracowała jak dotąd jednych jedynie słusznych norm postępowania akceptowanych przez wszystkich. Dlaczego?

Zwykle istnieje jednocześnie kilka konkurencyjnych (i w części zgodnych, w części różnych) systemów normatywnych, funkcjonujących w naszej rzeczywistości, na przykład:
1. normy postępowania, dopuszczone przez prawo.
2. normy moralne - normy nakładane przez dany system filozoficzny, religijny.
3. normy konkretnej społeczności, którym jednostka podporządkowuje się w procesie socjalizacji (tzw. prawo obyczajowe, niepisane) /podział za Wikipedia/

Ludzi wierzących w Boga obowiązuje Etyka Chrześcijańska. W chrześcijaństwie podstawą etyki jest nauka Jezusa Chrystusa. Etyka chrześcijańska nie jest kazuistyczna (rób to, nie rób tego), ale polega na wzroście w cnotach, nadprzyrodzonych (dzięki łasce, od chwili chrztu) i ludzkich. Wskazania dla moralności człowieka zawarte są w samej naturze człowieka (tzw. prawo natury), a także – dzięki Objawieniu – w Piśmie Świętym i, według Kościoła Katolickiego, Magisterium Kościoła. Ponadczasowy charakter ma Dekalog. W Nowym Testamencie etyka skupia się na przykazaniu miłości i nauce Ośmiu błogosławieństw. Przede wszystkim jednak przykładem jest integralne życie Jezusa, doskonałego człowieka. Biblia jest czymś więcej aniżeli spisem tego „co wolno” i „co nie wolno”. Biblia podaje szczegółowe wskazówki jak powinniśmy żyć, czego potrzebujemy, w jaki sposób prowadzić życie chrześcijańskie?

Jednak Biblia nie opisuje wszystkich sytuacji z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć w naszym życiu. Zatem w jaki sposób Biblia może być wystarczającym źródłem wskazówek dla wszystkich naszych etycznych, życiowych dylematów? O tym mówi etyka chrześcijańska. Mówiliśmy już o tym, że nauka definiuje etykę jako „zbiór zasad moralnych, naukę o moralności.” Dlatego etyka chrześcijańska obejmuje zasady pochodzące z wiary chrześcijańskiej, które należy stosować w swoim życiu. Mimo, iż Słowo Boże może nie przedstawiać wszystkich sytuacji z jakimi spotkamy się w swoim życiu, to jednak zawarte w niej zasady wskazują na pewne standardy według których powinniśmy postępować, gdy pojawią się różne życiowe sytuacje, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć.

W Biblii na przykład nie znajdziemy zasad używania narkotyków, jednak opierając się na normach z Pisma Świętego, wiemy że jest to niedobre. Biblia podaje, że nasze ciało jest świątynią Ducha Świętego przez które powinniśmy uwielbiać Boga (1 Koryntian 6.19-20). Wiedząc o tym, jakie szkody narkotyki w naszym organizmie wywołują - wiemy, że przez ich stosowanie niszczymy świątynię Ducha Świętego i jest to złe.

Sprawą podstawową dla chrześcijanina chcącego stosować się do norm etyki chrześcijańskiej jest kwestia rozeznania, czyli rozróżnienia tego co jest dobre a co złe. Co nam wolno a czego nie wolno. Jak możemy wyczytać, najlepszym sposobem jest modlitwa z prośbą o mądrość rozumienia Bożego Słowa. Duch Święty mieszka w każdym wierzącym i jednym z jego zadań jest uczenie nas jak żyć: „Lecz Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w imieniu moim, nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (Ew. Jana 14.26). „Ale to namaszczenie, które od niego otrzymaliście, pozostaje w was i nie potrzebujecie, aby was ktoś uczył; lecz jak namaszczenie jego poucza was o wszystkim i jest prawdziwe, a nie jest kłamstwem, i jak was nauczyło, tak w nim trwajcie” (1 Jana 2.27). Jeśli rozważamy Pismo Święte z modlitwą, to Duch Święty będzie nas prowadził i nauczał. Wskaże nam zasady, jakie powinniśmy zastosować w różnych życiowych sytuacjach.

Ale co z ludźmi, którzy są niewierzący? Czy ich te zasady etyki chrześcijańskiej nie powinny obchodzić?  Czy chrześcijańska większość może narzucić te normy wszystkim pozostałym? A co, jeśli chrześcijan jest w społeczeństwie mniejszość?

Dzisiaj często słyszymy o korzeniach chrześcijańskich na jakich została zbudowana nasza zachodnia cywilizacja. Argumenty zwolenników są proste i dobitne: kwestionując te zasady na których wyrośliśmy podcinamy gałąź na której siedzimy.

A Ty jak myślisz?

niedziela, 18 sierpnia 2013

Jak wytrzymać z innymi, panie?



"O tempora, o mores! (O czasy, o zwyczaje!)" - wołali starożytni Rzymianie, pomstując na upadek obyczajów i moralności. Dziś ich wołanie pewnie byłoby jeszcze bardziej słyszalne.


Codzienne zmaganie się z przeciwnościami, gonitwa, krzątanina wokół własnych spraw zamyka nas coraz bardziej na drugiego człowieka, czyni nas mniej wrażliwymi na innych.

„Świat pogrąża się w złu” – pisał kiedyś pewien Immanuel. Czy ludzie stają się coraz bardziej nerwowi, egoistyczni, źli? A może to wina braku cierpliwości? Jeżeli tak jest to skąd ją wziąć?

Co znaczy cierpliwość? Samo słowo pochodzi z języka biblijnego. W grece klasycznej to słowo w ogóle nie występuje. Po grecku „cierpliwość” brzmi – „makrotymia”. Jest to złożenie dwóch słów: makro -  coś dużego i tymia – oburzenie, gniew. W kontekście tekstów biblijnych można to przetłumaczyć: gniew odroczony. W grece późniejszej bardzo rzadko pojawia się to słowo. Oznacza ono samodyscyplinę, odroczenie gniewu - kiedy ja rezygnuję z odpłaty, rezygnuję z gniewu. W internetowej encyklopedii możemy znaleźć takie określenie cierpliwości:  „spokojne podejście do przykrych zdarzeń, do jakiegoś szczególnie niemiłego postępowania, odroczenie gniewu”. Gdybyśmy się głębiej zastanowili nad tym stanem  jak to zrobić żeby to tak spokojnie przeżyć, to zawsze źródło jest w nas samych.

Dlaczego jedna rzecz jednych denerwuje, a innych nie denerwuje? Mówimy, że jedna osoba lepiej znosi trudne sytuacje, a inna łatwiej się wzburza. W życiu często jesteśmy bardzo niecierpliwi, szczególnie gdy racja jest po naszej stronie, albo jak się nam wydaje, że jest po naszej stronie. Wtedy domagamy się naszych racji, walczymy o nie, reagujemy gniewem, agresją.

Wielokrotnie w ciągu dnia grozi nam utrata cierpliwości. W życiu codziennym potrzeba nam dużo cierpliwości. Doświadczanie chamstwa na co dzień jest bardzo bolesne. Zwłaszcza, że najczęściej doświadczamy go na własnej skórze. Chamstwo i prostactwo są dla kulturalnego człowieka jest prawdziwym wyzwaniem. Zapanowanie nad wyrachowanym i bezczelnym prymitywizmem nie jest łatwe. Do pewnego momentu można je traktować jak prostotę, a prostaka starać się odbierać jak człowieka głupiego.


„Boże, daj mi cier­pli­wość, bym po­godził się z tym, cze­go zmienić nie jes­tem w sta­nie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jed­no od drugiego.” -Marek Aureliusz

Cierpliwość jest bardzo ciekawym zjawiskiem zarówno psychologicznym jak i duchowym, a ze Słowa Bożego dowiadujemy się, że jest też owocem Ducha Świętego.

Dzieje Apostolskie 23, 1-3: „Paweł zaś, spojrzawszy śmiało na Sanhedryn, przemówił: Bracia, aż do dnia dzisiejszego służyłem Bogu z zupełnie spokojnym sumieniem. Arcykapłan Ananiasz kazał tym, co przy nim stali, uderzyć go w twarz. Wtedy Paweł powiedział do niego: Uderzy cię Bóg, ściano pobielana! Zasiadłeś, aby mnie sądzić według Prawa, a każesz mnie bić wbrew Prawu?” Arcykapłan zachował się niezgodnie ze swoim urzędem: nie przystoi względem Prawa Mojżeszowego uderzyć Arcykapłanowi w takiej sytuacji. Paweł się do tego odnosi. Co ciekawe wiemy, że tenże Arcykapłan sześć lat później został zabity przez Żydów. Żydzi wymierzyli mu sprawiedliwość. Jest to jakby echo Św. Pawła: Uderzy cię Bóg, ściano pobielana. Ale sam Paweł nie reagował agresją. Miał w sobie tą moc cierpliwości. Paweł miał postawę „ja nie chcę odpłaty”, która wynika z tego, że on znał siebie, znał swoją misję, znał swoje miejsce. Stąd płynie ten wielki spokój, który on miał. Spójrzmy teraz na samego Pana Boga: Księga Wyjścia 34,  5-6: „A Pan zstąpił z obłoku, i Mojżesz zatrzymał się koło Niego, i wypowiedział imię Jahwe. Przeszedł Pan przed jego oczyma i wołał:  Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność”. W tym tekście możemy zobaczyć naturę Pana Boga. Bóg między innymi jest cierpliwy.

W dzisiejszym świecie dzięki przesłaniu św. siostry Faustyny bardzo wyraźnie widzimy kwestię miłosierdzia. To też jest cecha Pana Boga. Kiedy studiujemy Biblię pod kątem cierpliwości znajdujemy takiego Pana Boga: Bóg jest cierpliwy - dla kogo? dla grzeszników, dla ludzi, którzy potrzebują tej cierpliwości. Bóg jest dla mnie cierpliwy, kocha mnie z tym moim grzechem, kocha mnie z tą moją słabością, nie przeszkadza Mu to kochać. I List do Tymoteusza 1, 15-16 (BW): „Prawdziwa to mowa i w całej pełni przyjęcia godna, że Chrystus Jezus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników, z których ja jestem pierwszy. Ale dlatego miłosierdzia dostąpiłem, aby na mnie pierwszym Jezus Chrystus okazał wszelką cierpliwość dla przykładu tym, którzy mają weń uwierzyć ku żywotowi wiecznemu.” Święty Paweł sam doświadcza cierpliwości Bożej. Wiemy z Biblii, że Paweł ma to doświadczenie w sobie jako zagorzały przeciwnik chrześcijan, który wtrąca do więzienia, który jest agresywny. Tu doświadcza miłosierdzia jako pierwszy, jako przykład dla nas. Można powiedzieć, że Bóg dzięki cierpliwości realizuje swój tajemniczy plan zbawienia. Nie da się przeniknąć dróg Bożych: dlaczego coś się zdarzyło a coś nie, my o coś prosimy, a Pan Bóg inaczej odpowiada. On w sobie wiadomy sposób prowadzi nas do Nieba.

Cierpliwość jest tym narzędziem dzięki któremu On nas prowadzi, ponieważ mógłby wyegzekwować to prawo, które nadał. W Liście do Rzymian czytamy, że zapłatą za grzech jest śmierć. A ponieważ wszyscy jesteśmy grzesznikami, więc jakby z natury swojej jesteśmy skazani na śmierć. Natomiast Pan Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale chce jego nawrócenia, i przez tą cierpliwość spokojnie nas prowadzi. List do Rzymian 2, 4: „A może gardzisz bogactwem dobroci, cierpliwości i wielkoduszności Jego, nie chcąc wiedzieć,  ze dobroć Boża chce cię przywieźć do nawrócenia?”. Dobroć Boża, cierpliwość, która jest związana z dobrocią, prowadzi nas do przemiany.

Greckie słowo mówiące o nawróceniu – metanoja – znaczy przemienić się, zmienić kierunek. Bóg jest cierpliwy. Dobroć Boża chce cię przywieźć do nawrócenia. W ten sposób Pan Bóg często zgada się na nasze błądzenie, bo czeka na naszą przemianę. Boża cierpliwość ma taki Boży cel – doprowadzić mężczyzn, kobiety do przemiany, do pokuty, do nawrócenia, a dalej do szczęścia, do radości, do pełni życia. Pan Jezus kiedy przychodzi mówi: Ja przychodzę by owce miły życie obfite. W Ewangelii Św. Jana R.10 mówi: „Złodziej przychodzi tylko po to aby kraść, zabijać i niszczyć, a Ja przyszedłem aby owce miały życie, i miały je w obfitości.” Życie przez duże „Ż”. Cierpliwość Pana Boga jest dla nas zbawienna.

Żyjemy w czasach cierpliwości Pana Boga, ale nie wiemy kiedy to się skończy. Możemy wyjść stąd i nie wiemy, czy dojdziemy do domu. Przekaz Pana Jezusa jest bardzo wyraźny: czuwajcie, bądźcie gotowi. Drugi List Św. Piotra 3,9: „Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka – ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia.” To jest kontynuacja tego, co zostało wcześniej powiedziane – On jest cierpliwy w stosunku do nas. Bóg nie musi być cierpliwy. Dlaczego jest cierpliwy? Bo nas kocha. Pan Bóg chce być cierpliwy. To wynika z miłości. 

Drugi List Św. Piotra 1, 3-8: ”Tak samo Boska Jego wszechmoc udzieliła nam tego wszystkiego, co się odnosi do życia i pobożności, przez poznanie Tego,  który powołał nas swoją chwałą i doskonałością. Przez nie zostały nam udzielone drogocenne i największe obietnice, abyście się przez nie stali uczestnikami Boskiej natury, gdy już wyrwaliście się z zepsucia (wywołanego) żądzą na świecie. Dlatego też właśnie wkładając całą gorliwość, dodajcie do wiary waszej cnotę, do cnoty poznanie, do poznania powściągliwość, do powściągliwości cierpliwość, do cierpliwości pobożność, do pobożności przyjaźń braterską, do przyjaźni braterskiej zaś miłość. Gdy bowiem będziecie je mieli i to w obfitości, nie uczynią was one bezczynnymi ani bezowocnymi przy poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa.” 10b: „To bowiem czyniąc nie upadniecie nigdy”. Bardzo piękne i bardzo mocne słowa – to bowiem czyniąc nie upadniemy nigdy. Jest pewien ciąg wydarzeń, do którego zachęca nas Św. Paweł.

Wniosek z tego tekstu jest następujący: to, czy ja będę szczęśliwy, zależy ode mnie samego. Można się zapytać: skoro to zależy ode mnie to dlaczego jest to owoc Ducha Świętego? To za chwilę. Z jednej strony dobra jest modlitwa: Boże, daj mi cierpliwość. Z drugiej zaś strony, jeżeli ktoś poprzestanie na tej modlitwie, a sam się nie zdecyduje aby być cierpliwym i nic nie uczyni w tym kierunku, to będzie ciągle upadać w tej cierpliwości. Nikt za mnie nie będzie cierpliwy.                 

Św. Paweł bardzo ładnie to podsumowuje: Tak bowiem czyniąc nigdy nie upadniecie! Drogą do doskonałości jest m.in. cierpliwość. Jest to wielki dar, ale również wielkie wyzwanie dla nas. List do Kolosan 3,12: „Jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani – obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość.” Pierwsi chrześcijanie mówili o sobie „Święci” dlatego, że w nas mieszka Bóg. Jesteśmy święci świętością  Pana Boga i w tym sensie jesteśmy wszyscy święci, ponieważ jesteśmy świątynią Pana Boga. Dlatego w swoich listach Paweł mówi: jako wybrańcy Boży, święci i umiłowani. Czyli do nas też to się odnosi, ponieważ też jesteśmy święci i umiłowani.  Obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość. To co przyoblekam to zakładam. Zakładam kurtkę, sweter. Ja to sam zakładam.

Tu Św. Paweł mówi: ubierz serdeczne miłosierdzie, ubierz pokorę, ubierz cichość, ubierz cierpliwość. Ktoś powie: ja to robię, ale mi się nie udaje. Dzisiaj, jutro ci się nie uda, ale potem zacznie ci się udawać. To, co przyoblekam, jest widoczne dla innych. Musi być widoczne, żeby można było powiedzieć: on jest cierpliwy, on rzeczywiście się ubrał w cierpliwość. List do Kolosan 1, 9-11: „Przeto i my od dnia, w którym to usłyszeliśmy, nie przestajemy za was się modlić i prosić (Boga), abyście doszli do pełnego poznania Jego woli, w całej mądrości i duchowym zrozumieniu, abyście już postępowali w sposób godny Pana, w pełni Mu się podobając, wydając owoce wszelkich dobrych czynów i rosnąc przez głębsze poznanie Boga. Niech moc Jego chwały w pełni was umacnia do (okazywania) wszelkiego rodzaju cierpliwości i stałości.” Drzewo wydaje owoce, lecz ono samo bez zakorzenienia, bez nawożenia, bez wody, nie wyda nigdy owoców. Tak samo ja wydaję dobre owoce, ale muszę być zakorzeniony w Panu Bogu całym sercem, całą duszą, całą siłą, całym umysłem, wszystkim. Muszę czerpać.

W kulturze żydowskiej Żydzi mawiali, że trzy dni bez Biblii i poganiejemy. Jedna z zasad życia chrześcijanina jako przysłowie: zawsze i wszędzie Biblia ze mną będzie. Słowo Boże musi być zawsze we mnie, żebym ja się przemieniał. To Pan mnie tym Słowem przemienia. Ja biorę Słowo i czytam, ale to On daje mi sok, ale On jest tym nawozem. Tylko ludzie głęboko zakorzenieni w Bogu są zdolni do takich czynów jakiego dokonał Ojciec Maksymilian Kolbe. Wyobraźmy sobie tą sytuację Obozu Koncentracyjnego: sytuacja zagrożenia życia, apel, poniżenie ogromne i zachowanie wielkiej godności, wolności, miłości, cierpliwości Ojca Maksymiliana Kolbe. Mówi: Ja chcę umrzeć za tego pana. On dzięki swojej pracy nad sobą przez ileś tam lat i dzięki temu, że był zakorzeniony w Bogu, był w stanie dać życie za drugiego (tak jak Pan Jezus).  Do tego nas Bóg zaprasza, ale nic nie może uczynić bez nas. Moja jest decyzja na cierpliwość, moja decyzja na to, że mój gniew odraczam ze względu na miłość do Boga, ze względu na miłość do braci. W ten sposób zyskuję cierpliwość coraz pełniej.

Potrzebujemy Ducha Świętego aby być cierpliwymi. Nie da się bez Pana Boga być cierpliwym. Słowem bliskoznacznym cierpliwości jest wytrwałość. Cierpliwość pozwala nam czekać. Żona np. czeka aż mąż się nawróci. Chciałaby, żeby ten mąż już przyszedł do Kościoła, żeby się nawrócił. Jednak Pan Bóg ma swój czas dla ludzi, którego my nie znamy. Każdy ma swój czas i swoje tempo. My jesteśmy solą ziemi, ale soli musi być odpowiednia ilość. Nie możemy przesolić, musimy być smakiem. Cenimy ludzi, którzy mają wyczucie w sytuacjach, akceptują nas takimi jakimi jesteśmy, potrafią wsłuchać się w nas. W Słowniku Języka Polskiego cierpliwość jest to zdolność znoszenia w sposób spokojny, opanowany opóźnienia zwłoki. Jest tu pewna wskazówka dla naszego życia, która nam mówi, że musimy być spokojni w podejmowaniu wszelkich decyzji. Jest taka zasada, że decyzje podejmujemy szybko tylko wtedy, kiedy są one niezbędne. Jak ktoś ulegnie wypadkowi to się nie zastanawiamy tylko od razu dzwonimy po pogotowie. Czasem są takie nagłe decyzje, które trzeba podejmować.

Są dwa momenty kiedy nie warto podejmować decyzji: kiedy jesteśmy szczególnie radośnie usposobieni oraz kiedy jesteśmy w bardzo obniżonym nastroju. Wtedy nasze decyzje są nieadekwatne do naszych potrzeb. List Św. Jakuba 4,13-15: „Teraz wy, którzy mówicie: Dziś albo jutro udamy się do tego oto miasta i spędzimy tam rok, będziemy uprawiać handel i osiągniemy zyski, wy, którzy nie wiecie nawet, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, co się ukazuje na krótko, a potem znika. Zamiast tego powinniście mówić: Jeżeli Pan zechce, i będziemy żyli, zrobimy to lub owo.” Ktoś sobie obmyśla: jutro zrobię to lub owo, a Pan mówi spokojnie, spokojnie. Księga Koheleta 5,1: „Nie bądź pochopny w słowach, a serce twe niechaj nie będzie zbyt skore, by wypowiedzieć słowo..” Spokojnie, bądź cierpliwy, przemyśl sprawę. Księga Przysłów 14,15: „Wszystko, co mówią, przyjmuje niemądry, człowiek rozumny na kroki swe zważa.”

Są takie osoby, szczególnie w młodszym wieku, cokolwiek nie usłyszą to przyjmują. Księga Przysłów 14,17: „Człowiek porywczy popełnia głupstwa.” Księga Przysłów 14,29: ”Łagodny - w rozwagę bogaty, porywczy ujawnia głupotę.” To jest ta łagodność, której my się uczymy z czasem. Niektórzy mówią: jakie życie taka śmierć. Jak rozważamy ciąg życia to widzimy, że te osoby starsze są mędrcami, które całe życie na to pracowały. Są czasem osoby starsze, które są bardzo zgorzkniałe i niemiłe dla wszystkich. Osoba, która nauczyła się łagodności, do takiej osoby wszyscy biegną i chcą słuchać jej słów. Natomiast porywczy ujawnia głupotę, niezdolność do podejmowania dobrych decyzji. Księga Przysłów 21,5: „Zamiary pracowitego przynoszą zysk, a  wszystkich spieszących się – biedę.” Pracowity powolutku swoje realizuje krok za krokiem. Patrząc w stronę Owocu  Cierpliwości: jeżeli jestem niecierpliwy w 23 kwestiach, które mogę sobie zapisać, to sięgam do źródła. Idę do Pana Boga i mówię: Panie daj mi te soki, pomóż mi być cierpliwym. Wracam do domu i mówię sobie: z tej listy biorę nr 5 - będę cierpliwy w stosunku do żony rano. Najpierw zaczynamy od małego kroku. Jeżeli spróbujemy być cierpliwi dla wszystkich cały dzień, to jeden, dwa dni może nas się uda, ale później będzie już ciężko. Natomiast jeżeli weźmiemy sobie troszeczkę do pracy plus oprzemy się na Panu Bogu, to wtedy to małe zaczyna nam się udawać. A jak nam się zaczyna udawać być cierpliwym rano przez 10 minut do żony, to te 10 minut prze miesiąc lub dwa potrenujemy i będziemy już w tym dobrzy. Te 10 minut zacznie już być częścią nas. Potem mówimy: to może dorzucę do tego jeszcze 10 minut wieczorem. I zaczynam pracować nad drugim aspektem cierpliwości jednocześnie modląc się: Boże pomóż mi, pomóż mi. Czytam Słowo, modlę się, chodzę do spowiedzi, żeby spotykać się z Panem Bogiem, żeby czerpać z Jego mocy. Nikt za mnie nie będzie cierpliwy.

Tracimy cierpliwość w tramwaju, sklepie, kolejce na poczcie. Po całym dniu ciężkiej pracy wystarczy, że ktoś nas popchnie, trąci łokciem, nie powie "przepraszam" i - wybuchamy. Często też sami jesteśmy świadkami erupcji gniewu, złośliwości czy wreszcie zwykłego chamstwa. To ostatnie może być objawem prymitywizmu i braku wychowania. Zawsze jest zaprzeczeniem grzeczności. Bo choć, jak nas uczono w dzieciństwie, grzeczność nic nie kosztuje, a wiele pomaga, to wydaje się, że jest dla niektórych całkowitą abstrakcją.

Brak wychowania, niedostatek podstawowej kindersztuby, prostactwo czy nawet wulgarność są szczególnie rażące w przypadku osób pełniących ważne stanowiska, przełożonych i szefów. "Kto wyjdzie z chama na pana, nie ma gorszego gałgana" - poucza polskie przysłowie. Wszyscy znamy też porzekadło o słomie, wystającej czasem nawet z błyszczących lakierków.

Jak ratować się jednak przed ostentacyjnym chamstwem i gruboskórnością? Jeśli będzie to zachowanie hałaśliwe i prowokacyjne, to przede wszystkim nie dać się sprowokować, ale w sposób rzeczowy, spokojny, acz stanowczy, na przykład uciszyć natręta. Dać do zrozumienia jadącemu razem w przedziale (głośno rozmawiającemu przez telefon czy słuchającemu na cały regulator MP3), że nie jest sam, że są inni, którzy nie muszą znosić jego zachowania. I uśmiechając się, w stanowczych słowach prosić, by uszanował miejsce publiczne. Ważne jest - i tu należy bardzo uważać - by choć na chwilę nie zniżyć się do poziomu arogancji, którą sami z takim trudem sami znosimy.

Jak widać, w walce z chamstwem ważna jest zimna krew, opanowanie, a czasem nawet świadome zignorowanie osoby, która słowem czy innym rodzajem zaczepki - czasem może to być nawet tylko spojrzenie czy jakiś wulgarny gest - próbuje nawiązać z nami agresywny kontakt. Pamiętajmy też o tym, że jeśli decydujemy się zareagować na chamskie postawy innych, to w efekcie możemy spotkać się nawet z fizyczną napaścią.

Wulgarne słowa są bowiem rodzajem agresji, która może poprzedzać naruszenie naszej fizyczności. Musimy więc dokonać właściwego rozpoznania sytuacji (przed rokiem policjant w cywilu został zasztyletowany, gdy zwrócił uwagę wyrostkom na przystanku tramwajowym w Warszawie). Nieobyczajne i wulgarne zachowanie w miejscach publicznych jest karalne. Jeśli więc będziemy zaczepiani na ulicy, mamy prawo prosić o interwencję nawet policję czy straż miejską.

Kiedy jednak mówimy o chamstwie, warto też pamiętać o tym, że szlachetny cham (choć określenie to wydaje się pozornie sprzeczne) jest więcej wart od grzecznego egoisty. Zaś człowiek uczciwy a gburowaty - od wyrafinowanego w manierach nicponia. Jak bowiem zauważa André Comte-Sponville w swoim "Małym traktacie o wielkich cnotach", są ludzie, których grzeczność jest krępująca przez swą niepokojącą doskonałość. O takich często mówi się: "Zbyt grzeczny na to, żeby był szczery". Dlatego nie możemy wpaść w drugą skrajność - pozwolić na życie w okowach dobrych manier. Zawsze dobrze jest, przestrzegając zasad dobrego wychowania, baczyć na to, by konwenans nie przesłonił nam prawdy.

Kim są nadludzie?



Czy nietzscheański Ubermensch ma coś wspólnego z chrześcijaństwem? A czy można chociaż zobaczyć w chrześcijaństwie pewne podobieństwa? - Zobaczmy.


Pytania o człowieka

Pytanie o istotę człowieka, w tym człowieczeństwa jest jednym z podstawowych aspektów filozofii, antropologii i religii. Kim jest człowiek, po co jest, jaka jest wartość istoty ludzkiej i w jakim kierunku powinien przebiegać jej rozwój? Czy człowiek może wznieść się na wyższy poziom i stać się kimś doskonalszym? Jednak jeśli człowiek miałby się wznieść na wyższy poziom, musiałby zaprzeczyć temu, czym jest teraz. Z człowieka stałby się zatem anty-człowiekiem albo nadczłowiekiem. Termin Übermensch czyli nadczłowiek jest dzisiaj znany za przyczyną niemieckiego filozofa Fryderyka Nitzsche (1844-1900).

Kim jest nadczłowiek?


Fryderyk Nietzsche przeszedł do historii filozofii jako autor koncepcji głoszącej potrzebę przewartościowania wszystkich wartości; zakładającej schyłkowość współczesnej kultury i sztuki, upatrując możliwość ratunku w zwróceniu się ku zapomnianym wartościom świata starożytnego, przede wszystkim zaś – w zrozumieniu roli jednostki wybitnej w społeczeństwie i dla społeczeństwa. Sformułowanie Übermensch pojawiło się po raz pierwszy w traktacie pt: „Tako rzecze Zaratustra” z 1883 roku, ale idee składające się na tę koncepcję odnajdujemy już w najwcześniejszych dziełach filozofa.

W swojej pracy pt. „Narodziny tragedii czyli hellenizm i pesymizm” Nietzsche zaakcentował niejako swój negatywny stosunek do kultury judeochrześcijańskiej, która wg niego za wzór cnoty i dobra stawia człowieka miernego, biernego, a dzięki temu bezgrzesznego. Jednostka wybitna, twórcza, poszukująca prawdy wbrew powszechnie przyjętym dogmatom była w takiej sytuacji skazana na piętno amoralizmu; religia dążyła bowiem zawsze do zrównania jej z ogółem, które oznaczało ujęcie jej mocy twórczej w zbyt ciasne dla wielkiej osobowości ramy. Już tutaj Nietzsche zwracał więc uwagę na naturalną nierówność pomiędzy poszczególnymi jednostkami zaznaczając, iż te, które wykraczają ponad poziom ogółu nie muszą, a nawet nie powinny, poddawać się jego prawom i moralności.

W dziele „Niewczesne rozważania” idea jednostki wybitnej została zestawiona z postacią „wykształconego filistra” jako biernego odbiorcy kultury, płynącego przez życie z nurtem otaczającej go estetyki i moralności, a przez to – niezdolnego do wprowadzenia żadnych zmian, które mogłyby uratować cywilizację od grożącego jej upadku. Do podjęcia się takiego zadania mógł być zdolny jedynie ów Nadczłowiek, który w traktacie „Tako rzecze Zaratustra” został dookreślony jako osoba odrzucająca wszelkie ograniczenia, jakie mogłyby stanąć na drodze do wyznaczonego celu; istota obdarzona wielką mocą i niespożytą energią twórczą, jawiąca się swoim współczesnym jako potwór, bowiem dopiero potomni będą w stanie ocenić w pełni obiektywnie jej działania.

Za przykład takich postaci podawał Nietzsche m.in.: Aleksandra Wielkiego czy Napoleona Bonaparte – jako jednostki żyjące w pełni życiem ziemskim, nie oczekujące na dobra nieokreślonego świata pośmiertnego, który stanowił ostoję stagnacji dla rasy „ludzi średnich”, niezdolnych co prawda do wyrządzania wielkiego zła, ale również – do podejmowania wielkiej odpowiedzialności i wiekopomnych decyzji. Nietzsche dookreślił ten podział w traktacie „Z genealogii moralności”, mówiąc o dwóch typach ludzi: panach i niewolnikach. Ci pierwsi mieli kierować światem i za pomocą odważnych, wykraczających poza standardową moralność, kroków zmieniać go na lepsze, ci drudzy zaś mieli im służyć biernie, podporządkowując się ich rozkazom, ponieważ jedynie do tak wąskiego zakresu aktywności przygotowała ich natura.

W epoce modernizmu nietzscheańska idea Nadczłowieka była często eksploatowanym wątkiem przede wszystkim w odniesieniu do społecznej roli artysty. Jednostkę utalentowaną postrzegano w kategoriach swego rodzaju proroka, który został obdarzony większą mocą, świadomością i intelektem od reszty społeczeństwa, dlatego też ma prawo do stawiania siebie poza granicami obowiązującej moralności. W polskiej literaturze echa tych koncepcji znajdujemy m.in.: w powieściach o artystach Berenta, Przybyszewskiego i Brzozowskiego, jak również we wczesnej poezji Leopolda Staffa.

Lata siedemdziesiąte ub. wieku przyniosły międzynarodowe odrodzenie filozofii Nietzschego. Jego wpływ na dzisiejszą literaturę możemy zauważyć analizując twórczość Kafki czy Camusa. Strindberg, Ibsen, Przybyszewski, Maeterlinck, d'Annunzio — to przykłady wybitnych twórców pozostających pod jego wpływem. Nie można też zapomnieć o tym, że Nietzsche wywarł wpływ na Heideggera, zaś egzystencjalizm wywarł znamienny wpływ i oddziałuje na całokształt współczesnej kultury. Freud również zaczerpnął wiele inspiracji z filozofii omawianego tu myśliciela, zaś psychoanalityczna koncepcja kultury nie straciła na swojej aktualności mimo wielu prądów powstałych jako wyraz opozycji. Te wzajemne uwarunkowania filozofii i literatury wyraża na przykład przekonanie Nietzschego, że najwybitniejszym psychologiem jest Dostojewski.

W latach 30. XX wieku wiele koncepcji Nietzschego, zwłaszcza zaś koncepcja nadczłowieka oraz podziału na rasę panów i rasę niewolników, została wykorzystana przez twórców propagandy nazistowskiej, zwłaszcza Alfreda Baeumlera i Alfreda Rosenberga, którzy w wulgarny sposób zmanipulowali je na potrzeby prowadzonej przez Hitlera kampanii na rzecz wzmocnienia rasy nordyckiej poprzez eksterminację ras uznanych za zbędne w nowym systemie ekonomiczno-społecznym. Wnikliwa lektura dzieł pruskiego filozofa wyklucza jednak możliwość odczytania jego idei w podobny sposób.

Rasa panów


- z niem. die Herrenrasse, das Herrenvolk – to koncepcja związana z ideologią stosowaną przez nazistowskie Niemcy jako utwierdzenie, że Niemcy jako jedyny naród jest przedstawicielem idealnej i czystej białej rasy. Termin "rasa panów" po raz pierwszy został użyty pod koniec XIX wieku w teorii rasowej, która ustalała hierarchię rasową, w której Żydzi znajdowali się na jej dnie, podczas gdy rasa nordycka znajdowała się na jej szczycie.

Podwaliny niemieckiej teorii wyższości tkwią w pracach francuskiego pisarza Arthura de Gobineau, który twierdził, że mieszanie się ras doprowadzi do upadku cywilizacji. W rasistowskiej ideologii nazistów istniała wiara w to, że ludy Europy Południowo-Wschodniej nie są Europejczykami a ludami wymieszanymi z muzułmańskimi Maurami. Według tej samej ideologii ludy z krajów Europy Północnej miały zachować rasową "czystość". Dzięki swojej "czystości" ludy północne miały wytworzyć predyspozycje siłowe aby móc przetrwać trudny, chłodny klimat Europy Północnej. Idealnym przykładem rasistowskiej ideologii typu nordyckiego miał być człowiek wysoki o niebieskich oczach oraz blond włosach.

Niemiecki filozof Arthur Schopenhauer był jednym z pierwszych zwolenników rasowej hierarchii. Według jego poglądów rasowo dominuje rasa biała a w szczególności typ nordycki. Jako dowód potwierdzający jego pogląd był fakt, że wszystkie starożytne cywilizacje oprócz Hindusów oraz Egipcjan były cywilizacjami stworzonymi przez "białą rasę". Schopenhauer dodawał, że biała rasa osiągnęła również znaczący postęp w kulturze, m.in. w muzyce i sztuce czym przewyższała inne, nie-białe cywilizacje.

Ze względu na fakt, że Niemcy jako naród charakterystycznie nie odpowiada typowi nordyckiemu (jasne włosy, niebieskie oczy), przedstawiciele nazistowskiego aparatu propagandy z Adolfem Hitlerem zaczęli określać rasę niemiecką jako czystą rasę "aryjską".

W ostatecznym kształcie tworzenia się nazistowskiej ideologii, liderzy nazistowscy zaczęli używać sformułowania "rasa panów". - źródło: Wikipedia
Tymczasem Nietzsche negował jedynie pesymizm życiowy i głosił kult życia w przeciwieństwie do modernistycznego dekadentyzmu. Dzielił ludzi na słabych i rasę panów (nadludzi) zdolnych do kreowania świata i działania poza obrębem wytyczonych praw. Ponadto wychwalał rolę zdrowia i tężyzny fizycznej.

Nietzsche niezrozumiany

Fryderyk Nietzsche to jeden z filozofów obwinianych za czasy niemieckiego faszyzmu. A przecież jego koncepcja nadczłowieka ma głęboki sens z punktu widzenia psychologicznego i filozoficznego. Odległa całkowicie od rasizmu, warta jest przypomnienia i poznania.

Nietzsche ma jednak wielu zagorzałych przeciwników. Deprecjonowanie filozofii Nietzschego ma źródło w jego antyheglizmie, rzekomym rasizmie, jak również w jego krytyce chrześcijaństwa. Niektórzy nawet chorobę psychiczną, na którą zapadł pod koniec życia, wykorzystują do tego, by osłabić powagę twierdzeń tego filozofa.

Jego dorobek myślowy jest jednak nie do przecenienia. Pod wpływem jego tendencji do przewartościowania wszystkich wartości i wykroczenia poza sferę moralną w ocenie ludzkiego życia — określenia dobra i zła zostały zastąpione terminem „wartości". Nietzsche wskazuje na to, że istnienie ludzkie powinno mieć wymiar nie tylko biologiczny i społeczny, ale również kulturowy. Większość społeczeństwa czyli masy — jak to określają filozofowie kultury, prowadzi życie jedynie w wymiarze biologicznym i społecznym. I właśnie ta większość stanowi zagrożenie dla jednostek twórczych, odnajdujących swoje człowieczeństwo w wartościach duchowych; nawet walka o byt, którą musimy toczyć, ma w sobie coś podniosłego i metafizycznego.

Człowiek powinien rozszerzać zakres własnego „ja", czyli swojej mocy we wszystkich kierunkach. Nie powinien kształtować się jednostronnie. Jest to zadanie trudne, ale rozwój wewnętrzny zachodzi tylko w drodze wewnętrznego zmagania się. Rozpieszczona ludzkość powinna, jak pisał, poczuć radość walki, radość pokonywania tego, co w człowieku słabe i stare. Nawiązując do poglądów Kanta, Nietzsche upatruje sens życia człowieka w działaniu. Działania, nie zaś słowne deklaracje, określają kim jest dana jednostka. Na każdym z nas spoczywa obowiązek realizowania tkwiących w nas możliwości. Odkrywając nowe wymiary własnej egzystencji, zarazem wkraczamy w nowy, twórczy sposób w świat kultury. Zresztą, zdaniem Nietzschego, sztuka wynosi człowieka ponad jego „ja" urzeczywistnione. Kontakt z nią wybawia z udręczeń woli, bowiem sztuka koresponduje z naszym „ja" udoskonalonym, do którego na swój własny sposób powinno się zmierzać i na swój własny sposób owe „ja" udoskonalone określać. Nie ma i nie może być miary doskonałego „ja" wspólnej dla wszystkich.

Nietzsche głosi immoralizm, który wiąże się z nadzieją wykrycia nowych wymiarów egzystencji człowieka. Wskazuje, że to, co etyka potępia — faktycznie niejeden raz sprzyjało życiu. Mianowicie bohaterowie historii, którzy są wielbieni przez kolejne pokolenia — powinni często zostać negatywnie osądzeni w kategoriach etycznych. A więc mity towarzyszą ludzkości oraz fałsz wynikający z nadawania temu, co być powinno, waloru stanu faktycznego.

Mamy być ascetami — w myśl filozofii Nietzschego — jeśli chcemy osiągnąć stan własnego udoskonalonego „ja", stan nadczłowieczeństwa. Właśnie nadczłowiek to istota wolna, działająca, mająca poczucie obowiązku wobec innych, twórcza, obdarzona poczuciem odpowiedzialności, biorąca odważnie w swoje ręce własny los. Nadczłowiek staje się ascetą po to, by nie tracić cennej energii życiowej na sprawy błahe, pozbawione znaczenia. Tworzy wartości, aby nadać istnieniu treść. Zobojętnienie wobec trudów dnia codziennego, wobec nędzy i wielorakich przykrości — to skutek budowania w sobie nadczłowieczeństwa. Dążenie do doskonałości, cechujące nadczłowieka, wiąże się z bezinteresownym udziałem w tworzeniu świata kultury. Wiąże się z sublimacją popędów. Jest to droga trudna, wymagająca opanowywania własnych instynktów, a w tym nawet instynktu szczęścia. Nagrodą bywa poczucie słuszności własnej drogi życiowej, ale to poczucie jest często gorzkie, bowiem najczęściej nie związane z akceptacją otoczenia. Nic więc dziwnego, że Nietzsche wzywa: „Stańcie się twardzi". I dodaje, że nie ma nic bardziej żałosnego niż człowiek pogrążony w rozpamiętywaniu własnych cierpień i niepowodzeń, jak również człowiek szukający wokół siebie winnych za niepowodzenia własnego życia.

Pojęcie nadczłowieka w filozofii Nietzschego nie ma nic wspólnego z rasizmem. Nadczłowiek to zadanie, które stoi przed każdym z nas, jakkolwiek niewielu tylko czyni mu zadość. Nadczłowiek to również ogólny ideał ludzkości, który przyświeca żyjącemu pokoleniu jako kierunkowskaz. Stawać się nadczłowiekiem, a więc doskonalić na swój własny sposób własne „ja", to znaczy kształtować na wyższym poziomie swoją stronę intelektualną oraz emocjonalno-wolitywną. I tu zaczyna się walka z sokratyzmem, z poglądem sprowadzającym człowieka do funkcji intelektu. Nietzsche ma rację głosząc antyracjonalizm i antyscjentyzm.

W życiu społecznym uważa za szczególnie niebezpieczny socjalizm i związaną z nim biurokrację. Prowadzą one bowiem do ukrócenia potęgi indywidualności. Polemizuje z Marksem wskazując, że zbawienia ludzkości należy poszukiwać nie w masach, lecz w jednostkach o wyraziście ukształtowanej indywidualności, dalekich od konformizmu i oportunizmu. Uznawanie wszystkich jako jednakowych, wprowadzanie idei równości, mimo wyrazistych różnic indywidualnych między jednostkami, staje się niebezpieczne również i dla rozwoju kultury. Światu kultury zagraża socjalizm, demokracja oraz biurokracja, jak również feminizm, który wyposaża kobietę w cechy i uprawnienia płci męskiej. Takie sztuczne wyrównywanie naturalnej nierówności sprawia, że w świecie kultury pojawiają się wartości nieautentyczne; kobiety naśladując mężczyzn starają się wnieść wartości do świata kultury, mimo że uwaga ich koncentruje się na sprawie potomstwa i rodziny.

Uczciwie i obiektywnie

Odczytując systemy filozoficzne należy podchodzić do nich bez z góry przyjętych uprzedzeń i zastrzeżeń. Po to, by wniknąć w system określonego filozofa niezbędna też jest pewna doza empatii, która pozwala odczytać ten system niejako od środka, od strony przyjętych przesłanek, na których się wspiera — nie zaś z punktu widzenia obowiązującej w danym czasie krytyki. Kult racjonalizmu bywa nie mniej niebezpieczny niż kult tego, co irracjonalne w życiu społecznym. Wyjście poza ciasny racjonalizm prowadzi, jako konsekwencja, do zwrócenia uwagi na sferę wrażeń i uczuć człowieka tak bardzo skrzętnie pomijaną w naszej europejskiej nauce.

Czytając dzieła Nietzschego można sobie zdać wyraźnie sprawę z tego, jak dalece ciąży na nas pogląd o równości ludzi, mimo wyraźnego zróżnicowania na tych przeciętnych i na tych mających w polu widzenia nie tylko osobiste korzyści, lecz także sprawy ogólne i wartości wyższe. To, co Nietzsche pisał o nadczłowieku, pojawia się i w innym ujęciu terminologicznym w wielu technikach psychoterapeutycznych, które wskazują, że sens życia człowieka odnaleźć można i trzeba w upartym dążeniu do rozwoju własnego „ja". Psychoterapia Kazimierza Dąbrowskiego i powołana przez niego do życia filozofia rozwoju są innym językowo wyrazem niektórych przekonań Fryderyka Nietzschego. - na podstawie książki: M. Szyszkowska, Spotkania w salonie, Wydanie III, Warszawa 2002.

Nietzsche a ideały chrześcijańskie


Idea nadczłowieka związana jest z filozofią Nietzschego. Ale skoro dotyczy ona rozwoju istoty ludzkiej pod względem intelektualnym, duchowym, moralnym, to równie dobrze można powiązać ją z ideami religijnymi, które przecież także nawołują do wewnętrznej ewolucji i wznoszenia się na wyższy poziom. Teorie wewnętrznego doskonalenia znaleźć można we wczesnochrześcijańskich pismach zawartych w zbiorze Nowego Testamentu, zwłaszcza w listach św. Pawła. Można zauważyć, że ideał nowego człowieka – chrześcijanina może odpowiadać pojęciu nadczłowieka. Zadaniem chrześcijanina jest bowiem przekraczanie swojej ziemskiej niedoskonałości i dokonanie duchowej przemiany dzięki czynnikom transcendentnym, jakimi są Bóg i wartości, które proponuje On człowiekowi. Oczywiście poza samym pojęciem nadczłowieka koncepcja chrześcijańska nie miałaby nic więcej wspólnego ze świecką, czyli pomijającą czynnik transcendentny, wizją Nietzschego.

Punktem wyjścia filozofii Nietzschego była krytyka kultury i moralności stworzonej przez człowieka, głównie chrześcijańskiej, która miała być światem pozornym, sztucznym. Sztuczność wynikała między innymi z tego, że owa kultura odwoływała się do świata metafizycznego, transcendentnego. Błędem metafizyki miało być to, iż rzeczy wartościowe widzi poza realną rzeczywistością, a więc odwołuje się do świata nierzeczywistego i samego Boga, które niweczą prawdziwą naturę człowieka. Bóg przeciwstawia się człowiekowi i hamuje jego naturalny rozwój. Jest przeciwieństwem życia.

Chrześcijańskie ideały związane ze światem transcendentnym, takie jak chociażby równość, dobroć, litość, pokora, sprawiedliwość, nie mają nic wspólnego z naturą człowieka i procesem jego rozwoju. Owe transcendentne wartości, według Nietzschego, należy odrzucić, co równoznaczne jest z hasłem „śmierci Boga”. Bóg jest przeciwnikiem człowieka, poniża go, zabiera wolność działania, zdolność do samorozwoju, pozbawia wartości i godności. Odwoływanie się do transcendencji uniemożliwia autentyczną twórczość człowieka w jego drodze do doskonalenia się. Kultura i moralność chrześcijańska przemienia prawdziwego, naturalnego człowieka, czyli drapieżnika, w rodzaj domowego, sflaczałego kota. Kultura niszczy naturalne wartości i naturalną szlachetność, siłę, wojowniczość i żywiołowość. Stąd pojawia się postulat Nietzschego, który mówi o przewartościowaniu wszelkich wartości pochodzących z zastanej kultury, czyli chrześcijaństwa: „potrzeba nam krytyki moralnych wartości, samą wartość tych wartości należy raz podać w wątpliwość”.

Kultura chrześcijańska dokonuje zróżnicowania i jedne rzeczy uważa za wartościowe, inne za bezwartościowe, a to z kolei upośledza ludzką naturę – uważa Nietzsche. Nie można afirmować jednych stron istnienia i negować innych, ponieważ prowadzi to do rozbicia całości istnienia ludzkiego. Chrześcijaństwo przekreśla znaczenie świata ziemskiego, naturalnego, zmysłowego, natomiast gloryfikuje świat transcendentny, który dla Nietzschego jest całkowicie nierealny. Człowiek został wyrwany ze świata natury i pozbawiony mocy działania, siły i niezależności. Dlatego Bóg i transcendencja nie mogą istnieć w świadomości człowieka. Powinny zniknąć, a ich miejsce ma zająć prawdziwy człowiek, afirmujący własne życie. Tym człowiekiem będzie nadczłowiek wyzwolony z dotychczasowej kultury i moralności chrześcijańskiej, ideał, wyjątkowa osobowość. „Nie jest to wzór do naśladowania dla wszystkich ludzi, lecz zjawisko wyjątkowe, którego wytworzenie ma niezwykłą wartość dla każdej kultury. To ideał dostępny tylko dla elity i stanowiący o jej wartości


Zamiast do Boga i świata transcendentnego człowiek ma kierować się ku nadczłowieczeństwu: „Niegdyś mawiano Bóg, gdy spoglądano na dalekie morze; ja was nauczyłem mawiać: nadczłowiek [...]. Lecz na ojców i przodków nadczłowieka przetworzyć się możecie”.

Nadczłowiek kieruje się własną siłą i energią oraz indywidualną wolą mocy. Dlatego nie liczy się z żadną narzuconą mu moralnością, ale sam potrafi promować i urzeczywistniać swoje własne wartości. Nadczłowiek powstaje wskutek odrzucenia istniejącej kultury i moralności i kierowania się świadomymi dążeniami własnymi, naturalnymi, wrodzonymi popędami, które stanowią rezerwuar wyobraźni i twórczości. Naturalnych instynktów nie można więc hamować i dławić, ale trzeba umiejętnie nimi kierować. Nadczłowiek Nietzschego czerpie moc, siłę i moralność ze swojego własnego źródła. Negacja transcendencji oznacza ściślejsze powiązanie z przyrodą, ze światem natury, a więc doczesnością: „Zaklinam was, bracia, pozostańcie wierni ziemi i nie wierzcie tym, co wam o nadziemskich mówią nadziejach! Truciciele to są, wiedni czy nieświadomi!” - zob. F. Nietzsche, Z geneanologi moralności.

Nadczłowiek kreowany jest z człowieka, z jego wrodzonych skłonności. To w istocie człowiek realizujący się samodzielnie, bez obiektywnych wartości należących do kultury. Człowiek staje się tym, kim jest, ale bez transcendencji i poza kulturą.

Chrześcijański nadczłowiek



Inną wizję rozwoju człowieka proponuje chrześcijaństwo. Religia zakłada kontakt człowieka z wyższą, doskonałą siłą absolutną, rzeczywistością, z którą powinien nawiązywać relację - zob. http://www.slupskie-studia-filozoficzne.apsl.edu.pl/baza/wydawn/ssf08/ibek.pdf. Absolutność uświadamia człowiekowi jego przygodność, egzystencjalną niewystarczalność i niepełność. Doświadczenie to wywołuje w człowieku potrzebę przekraczania swojej niedoskonałości, swoich ograniczeń. Zofia Zdybicka pisze, iż kiedy doświadczamy siebie, to „doświadczamy własnej niepełności, zależności, skończoności i pragnienia nieskończoności; słowem – doświadczamy własnej przygodności, która nabiera szczególnego natężenia wobec uświadomienia sobie kresu ludzkiego istnienia – wobec śmierci. Byt ludzki, który sobie nie wystarcza, ma świadomość swojej przygodności i przygodności świata zewnętrznego. Ta pierwotna świadomość postuluje istnienie bytu pełnego, absolutnego, który byłby uzasadnieniem i dopełnieniem osobowego życia człowieka” i determinizmu przyrodniczego skierowuje człowieka właśnie ku światu transcendentnemu, a ujawnia się to poprzez nieustanne wychodzenie z siebie ku czemuś, co jest poza nami, co jest od człowieka większe i doskonalsze. Człowiek religijny transcenduje swoją cielesność i nieustannie doskonali swe możliwości, zdobywając nowe cele i wartości w swoim świecie intelektualno-duchowym. Człowiek spełnia się wtedy, „gdy jest skierowany na to, co nieskończone, nieograniczone”. Przekraczanie samego siebie, a więc doskonalenie i rozwój niemożliwe są bez skierowania się na świat ponadnaturalny. Nowy świat i nowe życie można budować tylko na podstawie absolutnych wartości. Czynnik transcendentny powoduje aktualizację człowieka, powołuje go do nowej jakości. Uśpiony, pogrążony w przyrodzie, w świecie doczesnym, naturalnym, człowiek podnosi się ku światu boskiemu, który konstytuuje świadomość i osobowość w nowych wymiarach. Udoskonala podmiot ludzki, uwalniając go od determinizmu przyrody i doczesności. Działalność kulturowa i moralna, których korzenie sięgają świata transcendentnego, doskonali zatem istotę ludzką, a nie hamuje i ogranicza. Chrześcijanin rozwija się na podstawie wartości transcendentnych, które są absolutne i obiektywne, a nie wartości względnych i indywidualnych, tkwiących w jego naturze, a więc czysto ludzkich i przemijających jak cała natura.

Nadczłowiek Nietzschego  realizuje naturę, chrześcijanin realizuje Absolut, transcendencję.  Chrześcijaństwo odwołuje się do świata transcendentnego jako źródła najwyższych wartości, ku którym człowiek powinien dążyć i doskonalić się, natomiast obniża znaczenie świata doczesnego. Dążenie do transcendencji jest równoznaczne z miłością do Boga-Ojca: „Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie!  Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i  pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata. Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki”.

Idea transcendencji i związanych z nią wartości i mocy jest podstawowym punktem wierzeń religijnych, w tym oczywiście chrześcijaństwa. Zakłada ona dualizm polegający na przeciwstawieniu sobie owego świata wyższego i świata ziemskiego, który jest mniej doskonały i wartościowy:  „A jednak głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani władców tego świata, zresztą przemijających. Lecz głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, tę, której nie pojął żaden z władców tego świata”.  „Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnowienie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe”.

Dla chrześcijaństwa świat natury, świat ciała ma mniejszą wartość niż świat umysłowy i duchowy, bowiem duchowy związany jest z rzeczywistością transcendentną. Ciało hamuje rozwój człowieka i odpowiedzialne jest za grzeszność, czyli niedoskonałość: „Tak więc umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś – prawu grzechu”. „Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według Ducha – do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dążność zaś Ducha – do życia i pokoju. A to dlatego, że dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu ani nawet nie jest do tego zdolna”.

Kto żyje światem cielesnym, jest martwy, więc nie rozwija się, nie ewoluuje. Prawdziwe życie i rozwój związane są z duchem, czyli wyższą cząstką człowieka, a duch związany jest bezpośrednio z transcendencją. W ten sposób wymiar egzystencjalny chrześcijanina zostaje ściśle związany z Bogiem: „Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka”. „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?”

W koncepcji św. Pawła Duch Boży został ściśle powiązany z człowiekiem, konstytuując jego niejako autonomiczną własność. Chrześcijanin przyjmuje na siebie wymiar absolutny, tzn. Ducha Boskiego, uniwersalnego, mieszkającego w każdym chrześcijaninie. Zadaniem chrześcijanina jest zatem otwarcie się na transcendencję i akceptacja owej transcendencji w sobie w postaci Ducha Boskiego. Duch tworzy wspólnotę wszystkich, którzy go przyjmują (tzn. stają się chrześcijanami). Dzięki Duchowi Bożemu powstaje chrześcijańska wspólnota, co prawda zróżnicowana ze względu na jednostki ją tworzącą, ale jednomyślna w sensie duchowym, mentalnym. Świat cielesny traci dla człowieka znaczenie, a on sam identyfikuje się z wartościami duchowymi, transcendentnymi, a nie ziemskimi. Dokonuje się wtedy przemiana, swoista transformacja człowieka w nową osobowość i świadomość. Człowiek staje się bytem doskonalszym: „Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto »wszystko« stało się nowe”.

Owa transformacja czyni człowieka całkowicie wolnym, albowiem w chrześcijaninie mieszka Duch Boży: „Pan zaś jest Duchem, a gdzie jest Duch Pański – tam wolność”. Wolność wyzwala człowieka z wszelkich ziemskich ograniczeń i podziałów. Objawia głębszy sens bytu niż ten, który jest tylko widzialny i materialny. Człowiek wolny uświadamia sobie absolutną rzeczywistość, która jest źródłem wszelkiego bytu i jaźni. Wolność uwalnia chrześcijanina od tego, co względne, i prowadzi ku temu, co prawdziwe, czyli absolutne. Duch Boży i towarzysząca Mu wolność wyprowadza człowieka ze świata znanego, ziemskiego i przenosi w rzeczywistość sakralną, boską. Tutaj panuje całkowita świętość – sacrum. Sacrum zawiera moc i zdolność godzenia przeciwieństw w ostateczną jedność, ponieważ będąc absolutem, wykracza poza rozróżnienia chrześcijanin przekracza wszelkie podziały, stając  się, jeśli można tak określić, nadczłowiekiem egzystującym duchowo ponad wszelkimi granicami, a więc jest człowiekiem transcendującym, przekraczającym granice i stawiającym siebie ponad świat stworzony. Według św. Pawła w chrześcijaństwie dochodzi do niwelowania wszelkich różnic między ludźmi przyjmującymi Ducha Bożego: „Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem. Jeden jest bowiem Pan wszystkich”. „Wszyscy bowiem dzięki tej wierze jesteście synami Bożymi – w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie”.

Dla chrześcijanina nieistotny staje się podział ludzi pochodzący ze świata ziemskiego, tzn. podział biologiczny (kobieta – mężczyzna), społeczny (wolny – niewolnik), etniczny (Żyd – Grek). W kulturze żydowskiej, z której wywodził się św. Paweł, kobieta uważana była za istotę gorszą od mężczyzny, podlegającą władzy ojca lub męża. Wydaje się, że tą wypowiedzią apostoł zrównuje pozycję kobiety i mężczyzny, czyniąc ich równoprawnymi istotami. Znika też podział ze względu na pochodzenie i przynależność religijną i kulturową. Żyd to członek narodu izraelskiego lub wyznawca judaizmu. Grek to człowiek należący do kultury świata greckiego, bez względu na pochodzenie, lub poganin, czyli nie--Żyd lub niechrześcijanin (poganin i Grek byliby tożsami w powyższym kontekście).

Św. Paweł założył istnienie dwóch rzeczywistości: doczesnej, ziemskiej oraz boskiej, transcendentnej. Owe dwie rzeczywistości przenikają się i człowiek żyje w obu naraz. Obie mają wymiar mentalny i intelektualny, zakorzeniony w naszych umysłach poprzez wychowanie i przyswojoną wiedzę, ale świat ziemski jest dodatkowo widoczny i empiryczny (podziały biologiczne, społeczne, kulturowe są łatwo dostrzegalne). Świata ziemskiego nie da się przekreślić jednym słowem czy dekretem, dlatego apostoł odwołuje się do wymiaru duchowego i mentalnego.

Człowiek powinien pozbyć się przyzwyczajenia do świata ziemskiego. Jest on realny, ale w istocie mało ważny. Prawdziwy chrześcijanin patrzy na świat w inny sposób. Chrześcijanin to człowiek wolny, jest więc wyzwolony od świata ziemskiego, a co za tym idzie – wolny od postrzegania rzeczywistości przez pryzmat podziałów biologicznych, społecznych i kulturowych. Patrzenie na świat przez powyższe podziały zasadza się w ludzkim umyśle na podstawie tradycji, przyjętych wzorów i światopoglądów. Wolność to niezależność od wszystkiego, co  zastane na tym świecie, i rezygnacja z owych utartych wzorów i tradycji na rzecz świata transcendentnego. Oczywiście nie da się zlikwidować rzeczywistości widzialnej, ale chrześcijanin nie powinien przywiązywać do niej wagi. Powinien wznieść się ponad nią i żyć kategoriami transcendentnymi. W ten sposób uwalnia się od zastanych tradycji i podziałów zakorzenionych w umysłach ludzkich. Chrześcijaństwo wyzwala od istniejących ziemskich wartości i następuje, jeśli można to tak określić, przewartościowanie wartości. Co proponuje św. Paweł? Proponuje koncepcję braterstwa i ideę człowieka żyjącego ponad podziałami biologicznymi, społecznymi i kulturowymi. Chrześcijanin powinien traktować wszystkich w jednakowy sposób, bez żadnych uprzedzeń. W owym czasie idea braterstwa wszystkich ludzi była nowatorska w umyśle chrześcijanina oraz, jak wyobrażał sobie św. Paweł, w formie Kościoła w sensie metafizycznym, jako Mistycznego Ciała Chrystusa: „Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami”. Podstawowym elementem egzystencji chrześcijańskiej jest jej mistyczne, transcendentne, a więc Głową tego Kościoła jest sam Jezus Chrystus wykraczające poza świat doczesny ujęcie i spojenie wszystkich chrześcijan w jeden organizm i myślenia typowego dla świata ziemskiego, tym bardziej że, jak podkreśla św. Paweł: „Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkim, przez wszystkich i we wszystkich”.

Można powiedzieć, że transcendentna wspólnota z Chrystusem odczarowuje świat, bowiem dla Absolutu, jakim jest Bóg, Jezus Chrystus, nie ma żadnych granic ani podziałów. Kto łączy się z Bogiem, staje się z Nim jednością, a więc i Absolutem bez granic. To już coś więcej niż człowiek zdeterminowany cielesnymi ograniczeniami i losami,  biologiczną przynależnością płciową, narodowością, tradycją kulturową. Chrześcijanin to nowy człowiek, negujący to, co istnieje, i stawiający się ponad dotychczasową kulturę i mentalność.

Dwa modele człowieka, Nietzschego i św. Pawła, które można określić mianem świeckiego i religijnego, proponują wizję nowego, doskonałego człowieka - pisze Paweł Ibek w książce pt. Nadczłowiek Fryderyka Nietzschego I chrześcijanin. Studium porównawcze. Obu myślicieli łączy pragnienie stworzenia wizji nowego człowieka, zrywającego z istniejącą kulturą i tradycją, w której żyje. Obaj negują wartość zastanej kultury: Nietzsche – chrześcijańskiej, św. Paweł – przedchrześcijańskiej, z tą różnicą, że niemiecki filozof pragnie realnie zwalczyć istniejący porządek, natomiast starożytny apostoł odwołuje się raczej do przemiany duchowej. Model Nietzschego, świecki, opiera się na świecie przyrody i doczesności, całkowicie zrywa z transcendencją. Ale czy owa naturalność i przyrodzoność może wznieść człowieka na wyższy poziom?

Idea nadczłowieka powinna zakładać właśnie coś więcej niż bycie człowiekiem. To, co jest większe od przyrody i tym samym od człowieka, można odnaleźć tylko w transcendencji, w czymś, co jest absolutne. Jeśli naturę uznać za Absolut, to wtedy każdy człowiek już z samego faktu urodzenia staje się absolutnością i nie musi ewoluować. Rozróżnienie nadczłowieka i człowieka nie ma wtedy sensu, albowiem nadczłowiek musiałby przekroczyć naturę, czyli Absolut właśnie, co jest niemożliwe, gdyż nie istnieje nic ponad absolutnością. Nietzsche zanegował transcendencję. Skoro tak, to idea Boga i moralność chrześcijańska wywodzą się od samego człowieka, a nie od świata transcendentnego. Skoro wywodzą się od człowieka, to także z samej natury. Nadczłowiek stałby zatem w opozycji do natury, czyli do samego siebie. Idea nadczłowieka w aspekcie religijnym, to znaczy człowieka sięgającego transcendencji, jest zatem bardziej jasna i przejrzysta. Nadczłowiek to człowiek przepełniony treściami transcendentnymi, pochodzącymi ze świata boskiego, nie ludzkiego. Pierwiastek boski transformuje przyziemną naturę człowieka, uszlachetnia go i wynosi ponad naturę, zwykłe popędy i instynkty. Następuje tu rozróżnienie świata przyrody i świata ducha. Chrześcijanin należy do świata ducha, nadczłowiek Nietzschego do świata przyrody.


_______________________________
W artykule wykorzystano fragmenty pracy naukowej Pawła Ibeka, który ukazał się w Wydawnictwie Naukowym Akademii Pomorskiej w Słupsku, w czasopiśmie Słupskie Studia Filozoficzne nr 8/2009, na stronach 99-108: http://www.slupskie-studia-filozoficzne.apsl.edu.pl/baza/wydawn/ssf08/ibek.pdf

.