sobota, 17 maja 2014

Czy stać nas na skuteczną obronę?



Premier Tusk podczas obchodów Święta Wojska Polskiego zapowiadał, że polska armia  dostanie nowy sprzęt wart miliardy. Takie deklaracje składał również minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak. Ale politycy nie wspomnieli, że w tej kalkulacji np. 4 mld zł są przeznaczone na paliwo, a kolejne na serwis sprzętu, naprawy czy części zamienne. 
Wojskowi już rozpoczęli zakupy. Niedawno szef inspektoratu uzbrojenia gen. Sławomir Szczepaniak podpisał wart prawie 700 mln zł kontrakt  na dostawę ponad 900 ciężarówek marki Jelcz. Jak tłumaczą urzędnicy  MON, „o wyborze firmy Jelcz-Komponenty zdecydował, oprócz korzystnej oferty i atrakcyjnej ceny, fakt, że jest to producent krajowy”. Jest to jeden z większych kontraktów w branży motoryzacyjnej ostatnich lat. O tyle istotny, że MON wyszło ze sfery deklaracji i faktycznie zaczęło stawiać na polski przemysł  zbrojeniowy.

Kolejnym problemem jest kwestia przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike. Jak w sierpniu ujawnił tygodnik „Wprost”, po wystrzeleniu pociski ciągną za sobą smugę dymu, a dzięki temu łatwo namierzyć miejsce, skąd zostały odpalone. Ponoć wszystko z powodu wilgoci w powietrzu, na testach w Izraelu (tam produkowane są pociski) było sucho. Do 2022 r. mamy na nie wydać 400 mln zł. Pytanie, czy producentowi uda się je poprawić.

Oczywiście najgłośniejszą kwestią jest sprawa dronów, która przyczyniła się do dymisji wiceministra obrony gen. Waldemara Skrzypczaka. Choć na razie jesteśmy na etapie ustalania specyfikacji technicznej bezzałogowców, to warto przypomnieć, że doświadczenie z zakupem tego typu sprzętu mamy jak najgorsze. W 2010 r. podpisaliśmy umowę na dostawę dronów z firmą Aeronautics Defense Systems. Jednak Izraelczycy nie wywiązali się z kontraktu, który ostatecznie gen. Skrzypczak zerwał jesienią ubiegłego roku. 

Więcej kontrowersji budzi zakup mało używanych 119 niemieckich czołgów Leopard, 105 w wersji 2A5 oraz 14 w wersji 2A4. Problem w tym, że na rynku jest już nowsza wersja 2A6. Czemu nie kupiliśmy nowszej? Jest dużo droższa. 

Po co nam tak ciężkie czołgi? -pytał poseł Rożenek. Przecież ich przejazd wytrzyma zaledwie co piąty most w Polsce. Faktycznie, jeden leopard w pełnym uzbrojeniu waży ponad 60 ton. – W nowoczesnych armiach dywizje czołgów poruszają się z jednostkami pomocniczymi, które w szybkim tempie są w stanie zbudować most. A transport w warunkach pokoju odbywa się np. pociągami – wyjaśnia Karol Nowicki z zajmującego się obronnością „Mad Magazine”.

Gdy kupowaliśmy łodzie podwodne, prof. Krzysztof Rybiński pytał po co, bo chyba kolejnego potopu się nie spodziewamy. Teraz, gdy MON kupuje 119 czołgów, wiele osób pyta: a na co nam to?! Po co wydawać pieniądze na wojsko, skoro i tak nas nie obroni przed Rosją ani żadnym innym krajem? 

Kupując używany sprzęt w ogóle pojawia się pytanie o jego wartość dla armii i jej skuteczność. USA złomują dużo używanej broni — taki sprzęt można pozyskiwać w cenie złomu. A my złom kupujemy po abstrakcyjnych cenach, gdy zagraniczne armie pozbywają się kłopotu. Wiadomo przecież, że nowe technologie z takich czołgów i tak są wymontowywane, a dla nas zostaje wrak z silnikiem, który nie ma w dzisiejszym świecie żadnego zastosowania.

źródło: http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/763603,rzad-chce-wydac-130-mld-zl-na-modernizacje-wojska.html

Na co wydawać pieniądze przeznaczone na obronę? Na szkolenie żołnierzy, wyposażenie jednostek specjalnych, samoloty czy czołgi? Czy stać nas na skuteczną obronę przeciwrakietową? - Są dwa główne rodzaje wojsk: te które operują na powierzchni ziemi i ponad nią. I zawsze jest dylemat (wszak środki są ograniczone) gdzie upatrywać przeciwnika? - na górze, czy na dole? Obecnie polscy stratedzy zamiast w samoloty i rakiety wolą inwestować w czołgi i transportery opancerzone. Są też plany tworzenia obrony terytorialnej. 

- Takie myślenie niestety często przeważa w dyskusji o ewentualnej wojnie z Rosją. Trudno zrozumieć skąd tak absurdalne myślenie wśród polskich strategów. Czy to nie przypadkiem pozostałość po ruskich kursach dla generałów z Układu Warszawskiego?

Wiemy, że w doktrynie "obronnej" UW był atak pancernych dywizji na Europę Zachodnią. W celu jej podbicia i włączenia w orbitę państw satelickich Związku Radzieckiego. Ale to już przeszłość. Rosja obecnie ma wypracowaną inną doktrynę wojenną. Warto się z nią zapoznać. Spójrzmy na dwa charakterystyczne jej punkty:

1. Rosja nie zamierza już rozszerzać internacjonalnego komunizmu, ale chce "bronić" swoich obywateli poza granicami Rosji. Przykłady: agresja Rosji na Gruzję, Ukrainę, Mołdawię. 

2. Rosja zastrzegła dla siebie wykonanie wyprzedzającego ataku jądrowego w tzw. "lokalnej wojnie atomowej", którą (podobnie jak USA) uważa za możliwą do wygrania.

Co to oznacza dla Polski? 

1. Żadnego ataku czołgowego na Polskę nie będzie, bo nie ma takiej potrzeby. Poza tym (Rosjanie też o tym wiedzą) rosyjskie czołgi zostały by skutecznie wyeliminowane już w początkowej fazie agresji. Kluczem do zrozumienia co zrobią Rosjanie jest rozszyfrowanie ich intencji i celów jakie chcą osiągnąć. Z tego względu, że Rosjanie nie wyślą do Polski terrorystów i dywersantów (jak na Ukrainie) nie potrzeba tworzyć potężnej obrony terytorialnej (mała nie zaszkodzi, głównie z psychologicznego punktu widzenia); nie ma też potrzeby tworzenia ogromnych sił pancernych (jak teraz), które miały by powstrzymać ruskie czołgi. Jest bardzo mało prawdopodobne, że Rosjanie wkroczą obecnie na Ukrainę aby ją okupować, bo ich celem jest destabilizacja tego kraju w długim okresie czasu, tak aby skutecznie przeszkadzać w integracji z UE i przeciwdziałać w przyłączeniu Ukrainy do NATO.

2. Polska dla Rosji jest przeszkodą, solą w oku, przedmiotem manipulacji, ośmieszania i pod żadnym względem nie jest partnerem. Wystarczy poczytać ich największego ideologa Dugina. To jest główny powód, że Rosjanie nie chcą nam oddać wraku tupolewa... Polska jednak jako kraj należący do NATO jest bezpośrednim wrogiem Rosji i doskonale nadaje się do odegrania roli kozła ofiarnego. Dla Putina, który myśli globalnie (i ma kompleksy rzutujące na jego postrzeganie świata i prawdopodobnie ma osobowość psychopatyczną) zasadniczym przeciwnikiem jest USA, z którym chce rywalizować na pełnoprawnych warunkach. Próby testowania solidarności NATO były, są i będą się nasilać. Putin, jak kiedyś Hitler będzie testować skuteczność, gotowość, czy spójność. W razie wybuchu otwartej wojny między Rosją a NATO Rosjanie chcąc ją wygrać będą zmuszeni postawić linię obrony wzdłuż Polski. Mają jeden i to skuteczny na to sposób: wyprzedzające uderzenie atomowe. Dlatego właśnie mają rozlokowanie w Królewcu Iskandery i S-400 z głowicami jądrowymi, które są wycelowane w większość polskich miast i obiekty strategiczne (zasięg ok. 400 km). Rosjanie wiedzą też że takie totalne zniszczenie Polski ujdzie im na sucho, bo NATO nie zechce ryzykować konfliktu globalnego, bo by to oznaczało zagładę życia na Ziemi. 

Czy to są wystarczające argumenty aby w pierwszej kolejności zainwestować w 100 proc. skuteczną tarczę antyrakietową nad Polską i najnowocześniejsze samoloty szturmowe?

Pamiętajmy:
Przyszła wojna będzie taka jakie będziemy mieli słabości. Ewentualny wróg nie będzie głupi i wymyśli wariant na który nie będziemy odporni.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

.