poniedziałek, 21 lipca 2014

Holenderskie rozdwojenie jaźni


Premier Holandii Mark Rutte zapowiedział, że jeżeli dostęp do miejsca katastrofy malezyjskiego samolotu na wschodzie Ukrainy będzie nadal blokowany, to "wszystkie polityczne i ekonomiczne opcje" przeciwko Rosji będą brane pod uwagę.

- Jeżeli w najbliższych dniach dostęp do miejsca katastrofy pozostanie niedostatecznie zapewniony, wtedy wszystkie polityczne, gospodarcze i finansowe opcje będą na stole przeciwko tym, którzy bezpośrednio lub pośrednio odpowiadają za to (zestrzelenie samolotu) - powiedział szef rządu, przemawiając w poniedziałek przed holenderskim parlamentem.

Rutte zapewnił deputowanych, że głównym zadaniem jego rządu jest odzyskanie i identyfikacja ciał 193 pasażerów, którzy byli Holendrami. Dlatego oczekuje odpowiedniego wsparcia ze strony Moskwy.

- Jasne jest, że Rosja musi użyć swego wpływu na separatystów, aby sytuacja na ziemi (miejscu katastrofy) uległa poprawie - podkreślił Rutte. Poinformował, że swoje postulaty przekazał prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi.

Szef holenderskiego rządu ma później w trakcie dnia spotkać się z rodzinami ofiar katastrofy malezyjskiego samolotu. W rozmowach ma wziąć też udział para królewska. Agencja Associated Press zwraca uwagę, że najbliżsi ofiar są coraz bardziej zaniepokojeni sposobem, w jaki prorosyjscy bojownicy traktują ciała ich krewnych i znajomych.

W związku z katastrofą pasażerskiego samolotu malezyjskich linii lotniczych do wysłania holenderskich wojsk na teren objętej walkami wschodniej Ukrainy wezwał holenderski żołnierz – chorąży Marcel van Hemert. Działania separatystów na miejscu katastrofy określił jako „brak szacunku, profanację, coś obrzydliwego i kompletnie nie do zaakceptowania".

- To, co się w tej chwili dzieje ze szczątkami ofiar, to dowód braku szacunku, profanacja, coś obrzydliwego i kompletnie nie do zaakceptowania – napisał w liście otwartym do szefowej resortu obrony Holandii jeden z holenderskich żołnierzy Marcel van Hemert. Chorąży holenderskiej armii to bloger i publicysta, który większość swoich wpisów, tak jak i ten dotyczący wysłania holenderskich wojsk na wschodnią Ukrainę zamieszcza na Facebooku.

- Droga Pani Minister, chciałbym prosić, by wpłynęła Pani na premiera Ruttego w celu jak najszybszego wysłania holenderskich żołnierzy na wschodnią Ukrainę, aby - w porozumieniu z uprawnionymi do tego organami - wszelkimi możliwymi środkami przejąć inicjatywę i zapewnić ofiarom to, na co zasługują – czytamy na portalu „gazeta.pl" fragment opublikowanego przez żołnierza listu.

Apel holenderskiego chorążego został dostrzeżony przez media w Holandii, co więcej – zyskał aprobatę opinii publicznej. Jego zdanie zdaje się popierać jeden z najbardziej znanych holenderskich publicystów Rob Hoogland. Według podoficera Marcela van Hemerta holenderskie państwo „przynajmniej tyle może zrobić dla rodaków, którzy zginęli z powodu niekontrolowanego wybuchu walk w tym rejonie".

Przypomnijmy, że kiedy Rosja anektowała Krym - Holandia zwalczała każdą próbę wprowadzenia skutecznych sankcji przeciwko Rosji z uwagi na swoje szerokie biznesy.

Teraz jak do nieba poszło 150 jej obywateli to "dostrzegli" zagrożenie. Pewnie chcieliby wysłać kontyngent wojskowy sami zajmując się w nim aprowizacją.

Holenderskie wojsko pokazało swoją skuteczność w byłej Jugosławii przyglądając się biernie jak Serbowie w Srebrenicy wyrżnęli kilkaset osób.

1 komentarze:

  1. Elitarne holenderskie gazety z rezerwą podchodzą do pomysłu, by karać Moskwę za zestrzelenie boeinga przez prorosyjskich separatystów. Bo w ekonomii moralność nie jest priorytetem. Ale tym razem miarka się przebrała - replikuje tabloid "de Telegraaf", holenderski głos ludu.

    Holenderskie gazety - strona za stroną - pełne są wiadomości z Ukrainy. Przede wszystkim właśnie wiadomości. Nie komentarzy. W momencie kryzysu wszyscy starają się panować nad emocjami i nie wypowiadać głośnych ocen. Tak już jest w Holandii.

    Wiodący elitarny "NRC Handelsblad" analizuje, wyjaśnia, pokazuje tło. Opanowanie i rozsądek. "Ja świadomie nie wskazuję palcem winnych" - mówi w sobotnim wydaniu premier Mark Rutte. - "Spekulacje i oskarżenia bez precyzyjnych faktów zmniejszają nasze szanse na niezależne dochodzenie".

    "Najważniejsze jest przetransportowanie ciał ofiar do Holandii, o reszcie będziemy mówili później" - mówi Rutte. Ale obok wiersz znanej poetki, jak ilustracja bez komentarza: "Czy w rosyjskim istnieje słowo na winę? Słowo na litość?". We wczorajszym "NRC" zdjęcie stosu kwiatów na lotnisku Schiphol z przyczepioną karteczką: "SKURWYSYNY!".

    "Stracona szansa, premier Rutte mógł wywrzeć faktyczną presję na Putina" - uważa znakomita dziennikarka Laura Starink. Mógł żądać natychmiastowej obecności Holendrów na miejscu; mógł żądać ukrócenia separatystów, mógł żądać od Moskwy wysłania doświadczonego rosyjskiego dyplomaty, jak np. Władimir Łukin. Mnożą się głosy potępiające ostrożną bierność Holandii w obliczu katastrofy. Ale czy to bierność, czy świadomy wybór? - pytają publicyści lewicowej gazety "de Volkskrant". Czy to przypadkiem nie jest umówiona rola? Trzymanie furtki otwartej, gdy Amerykanie grzmią, a Australijczycy walą w Rosjan z grubej rury?

    Dzisiejszy "de Volkskrant" donosi, że w parlamencie wszyscy stoją murem za premierem. Resztę stron gazeta poświęca ogromnym wysiłkom premiera i króla Willema-Aleksandra, by być wszędzie tam, gdzie ludzie zbierają się w żałobie.

    W Brukseli europejscy ministrowie spraw zagranicznych omawiają we wtorek kolejne sankcje przeciw Rosji. "UE szczeka, ale jak mocno chce ugryźć?" - pyta gazeta "Algemeene Dagblad". Szanse są niewielkie - uważa "de Volkskrant" i wybija wielkim czerwonym drukiem cyfrę 6,85. Tyle miliardów wynosiła w zeszłym roku wartość holenderskiego eksportu do Rosji. W ekonomii moralność nie jest priorytetem - pisze gazeta.

    Bez emocji i bez komentarza pokazane są ew. straty wielkich przedsiębiorstw na wypadek nowych sankcji. Port w Rotterdamie: 15 proc. obrotu.

    Phillips, Unilever, gazowy gigant Eneco, Campina (mleko ser), także związki zawodowe w obawie o utratę miejsc pracy, wszyscy wstrzymują oddech. "W rozkroku między handlem i sankcjami" - głosi tytuł na pierwszej stronie dzisiejszej gazety "Financiele Dagblad". I podtytuł: "Niewiele miejsca dla Holandii i UE, by trafić Rosję mocniej".

    Na koniec tabloid "de Telegraaf", innymi słowy - holenderski głos ludu. Znamy to też w Polsce: wielkie zdjęcia, tytuły na ćwierć strony, obfitość emocji. Dzisiejszy "Telegraaf" jest jednak prawie dostojny: szef MSZ Frans Timmermans wygłosił na Radzie Bezpieczeństwa ONZ emocjonalne przemówienie, gdzie po raz pierwszy, niezupełnie wprost, ale jednak wskazał Rosję jako współwinną tragedii. Reagują holenderscy przedsiębiorcy, przede wszystkim hodowcy kwiatów, którzy krocie zarabiają na handlu z Rosja: "Trudno, trzeba się będzie przystosować do rosyjskich kontrsankcji. Nikt nie chce wybijać własnych szyb, ale tym razem miarka się przebrała. Portfel jest na drugim miejscu".

    OdpowiedzUsuń

.