czwartek, 28 maja 2015

Banderowskie inspiracje Rzezi Wołyńskiej


Roman Szuchewycz – od terrorysty do bohatera Ukrainy
           
Prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, tuż przed upływem kadencji, do panteonu bohaterów narodowych wprowadził ukraińskich nazistów, przestępców wojennych.   22 stycznia 2010 r. podpisał dekret o przyznaniu tytułu Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze i Romanowi Szuchewyczowi. W dekrecie ogłoszonym tydzień później uznał członków faszystowskiej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów
(OUN) za uczestników walk o niepodległość Ukrainy. Dekrety Juszczenki spowodowały ostre protesty społeczeństwa, które nie chce i nie zamierza utożsamiać się z ludobójczym dziedzictwem OUN i jej przywódcami. Sprawa znalazła epilog w sądzie, Naczelny Sąd Administracyjny dekrety Juszczenki uchylił. Decyzja NSA tak zirytowała politycznych następców OUN-UPA, że zagrozili wybuchem „rewolucji narodowej”.


            Obu kandydatów na „bohaterów” łączyła faszystowska ideologia, przynależność do terrorystycznych organizacji i wiara w nadzwyczajną moc Hitlera. Zbrojna kolaboracja  i sojusz ideologiczny z Fuehrerem III Rzeszy miał być gwarantem powstania samostijnej Ukrainy.

Bandera i Szuchewycz wychowani na „dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”, nie byli w stanie przyjąć do wiadomości, że przyszłość Ukrainy i całej Słowiańszczyzny została zapisana przez Hitlera „Generalplan Ost”. Bandera przywódca jednej z dwóch frakcji OUN, jego zastępca Mykoła Łebed oraz szef Krajowego Sztabu OUN-B – Szuchewycz   w jednakowej mierze ponoszą odpowiedzialność przed narodem polskim
i ukraińskim za zbrodnie dokonane ze szczególnym okrucieństwem. Z rąk OUN-UPA padło ofiarą 200 tys. Polaków, 80 tys. Ukraińców, a także tysiące osób mniejszości etnicznych.


            Z okazji 60 rocznicy śmierci Szuchewycza władze Tarnopolskiej Obwodowej Administracji Państwowej zatwierdziły szereg działań mających na celu, jak napisano, „uczczenie pamięci dowódcy UPA, poznanie jego życia i walki”. Z kim walczył, nagrodzony przez Hitlera Krzyżem Żelaznym,
Hauptmann Roman Szychewycz? I jakie ma zasługi postać, która nie mieści się w ogólnoludzkim wymiarze człowieczeństwa?


Szuchewycz urodził się  17 lipca 1907 r. w Krakowcu pow. Jaworów, był synem sędziego powiatowego, ojciec matki był księdzem greckokatolickim. Imię Roman otrzymał na cześć kniazia Romana Mścisławowicza, władcy Rusi Czerwonej na przełomie XII i XIII wieku. Po służbowym przeniesieniu ojca rodzina zamieszkała w Kamionce Strumiłowej.


            W 1917 r. Roman został uczniem ekskluzywnej szkoły, założonej przez metropolitę Szeptyckiego – Filii Ruskiego Akademickiego Gimnazjum we Lwowie. W tym czasie w Galicji Wschodniej i na Naddnieprzu wydarzenia przebiegały w zawrotnym tempie. Rusini-Ukraińcy galicyjscy dążyli do utworzenia autonomii w ramach Austro-Węgier ale zmieniająca się sytuacja na wojennych frontach powodowała, że cesarstwo Habsburgów chyliło się ku upadkowi.

            Tuż przed zakończeniem I Wojny Światowej ukraińscy posłowie do sejmu austriackiego utworzyli Ukraińską Radę Narodową, która proklamowała powstanie Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej, ojciec Romana, sprzed drzwi Ratusza odczytał odezwę, która obwieszczała powstanie państwa ukraińskiego i wzywała do obrony. Rozpoczęła się walko o Lwów zakończona zwycięstwem Polaków (1 listopada 1918 r.). W następstwie zawarcia traktatu ryskiego  kwestia Galicji Wschodniej na polu dyplomatycznym została zamknięta. Rozwój wydarzeń miał wpływ na atmosferę w domu sędziego i poglądy młodego gimnazjalisty. Roman został członkiem ukraińskiego skautingu „Płasta”, należał do profaszystowskiej Organizacji Uczniów Wyższych Klas Ukraińskich Gimnazjów, założonej przez Stepana Ochrymowycza, zwanej „Czarnym Tryzubem”, studiował idee głoszone przez prekursora ukraińskiego nacjonalizmu Mykołę Michnowśkiego, podstawową lekturą ucznia był dwutygodnik „Zahrawa” wydawany we Lwowie pod kierownictwem Dymytra Doncowa. Dom Szuchewyczów odwiedzał płk Jewhen Konowalec, twórca Ukraińskiej Wojskowej Organizacji (UWO) powołanej w 1920 r. do walki z państwem polskim, do niej wstąpił Roman w wieku lat 16.

            Po zdaniu matury w 1925 r. wyjechał na studia do Gdańska, po roku wrócił do Lwowa i za wstawiennictwem prof. A. Łomnickiego rozpoczął drugi rok studiów na Politechnice Lwowskiej, jednocześnie aktywnie działał  w UWO. Prof. Edward Prus w książce pt. „Taras Czuprynka” pisze,
że podczas pobytu w Gdańsku, Szuchewycz  ukończył „ukraińską” podchorążówkę pod auspicjami niemieckiego wywiadu. W Gdańsku mieścił się kanał przerzutowy dla ludzi i materiałów dywersyjnych, w tym mieście organizowano tajne kursy dla instruktorów wyszkolenia wojskowego UWO-OUN.
Na początku drugiego roku studiów Szuchewycz jako działacz UWO świadomie dokonał pierwszej zbrodni, był zabójcą kuratora Stanisława Sobińskiego (14.10.1926 r.) nie znalazł się nawet wśród podejrzanych, miał dobre alibi.


            W latach 1928-1929 odbywał służbę wojskową w Wojsku Polskim. W tym czasie w Wiedniu została powołana Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) z określoną podbudową ideologiczną i planami strategicznymi. Celem UWO-OUN było utrzymywanie napięcia politycznego i wrogości wobec Polaków. Do OUN wstąpił Szuchewych mając 22 lata. Powierzono mu funkcję referenta wojskowego (bojowego). W okresie międzywojennym głównym wykonawcą sabotażu, podpaleń, napadów na posterunki policji, listonoszy i skrytobójczych mordów Polaków i Ukraińców był referat bojowy. Do poważniejszych akcji, którymi osobiście kierował było zabójstwo posła na Sejm Tadeusza Hałówki, napad na konsulat ZSRR we Lwowie, zabójstwo komisarza policji Czechowskiego, napad na Urząd Poczty w Gródku Jagielońskim. Szuchewycz ukrywał się pod pseudonimem „Dzwin”. Ostatnią akcją przygotowaną przez „Dzwina” był zamach na życie ministra Bronisława Pierackiego (15.06.1934 r.), został aresztowany, znalazł się w drugiej grupie oskarżonych, otrzymał wyrok 4 lata pozbawienia wolności. Wskutek amnestii, skazanym w tym procesie, skrócono karę do połowy. Szuchewych opuścił więzienie w 1937 r., był pod nadzorem policyjnym ale w 1938 r. nielegalnie wyjechał do Niemiec gdzie ukończył skrócony kurs oficerski i został wysłany na Zakarpacie w celu organizowania ukraińskich oddziałów wojskowych tzw. Siczy Zakarpackiej. W 1939 r. oddziały Szuchewycza stawiały opór Węgrom  zajmującym Zakarpacie. Po upadku Rusi Zakarpackiej przybył do Gdańska gdzie kończył kurs podwyższający kwalifikacje wojskowe.

            Po wybuchu wojny, zaopatrzony w odpowiednie dokumenty wyjechał do Krakowa, w końcu października 1939 r. spotkał się z Banderą. Po dokonaniu rozłamu OUN przez Banderę 10 luty 1940 r.) Szuchewycz został prowidnykiem krajowym frakcji OUN-B na teren GG, był odpowiedzialny za łączność z organizacją pod okupacją sowiecką, wspólnie z Abwehrą organizował szkolenie kadr przerzucanych przez linię demarkacyjną. Po utworzeniu w ramach Wehrmachtu, banderowskiego batalionu „Nachtigall” pod dowództwem Niemca   A. Herznera, Szuchewycz został jego zastępcą. Po napadzie Niemiec na ZSRR (22 czerwca  1941 r.) 30 czerwca „Nachtigall” wkroczył do Lwowa. Delegację batalionu z Szuchewyczem na czele, przyjął metropolita Szeptycki, z balkonu pobłogosławił ukraiński „rząd”, który w tym samym dniu powołała frakcja Bandery. W „rządzie” dla Szuchewycza zarezerwowano stanowisko wiceministra do spraw wojskowych. Udział żołnierzy „Nachtigallu” w pogromach ludności żydowskiej i polskiej we Lwowie i po drodze do Winnicy, wbrew temu co piszą obrońcy Szuchewycza, jest dobrze udokumentowany.

            Władze niemieckie nie uznały „państwa ukraińskiego”, wobec Bandery zastosowały areszt domowy, wielu banderowskich aktywistów aresztowały. W sierpniu 1941 r. ukraińskie bataliony „Nachtigall” i „Roland” zostały wycofane z frontu i przekształcone w jeden policyjny 201 batalion Schutzmannschaften pod dowództwem mjr J. Pobihuszczego, jego zastępcą został Szuchewycz. Batalion został wysłany na pogranicze polesko-białoruskie i znalazł się w korpusie gen. von dem Bacha Zalewskiego. Szuchewycz jednocześnie był komendantem ukraińskiej szkoły policyjnej na Polesiu. Pod dowództwem Hauptmanna Szuchewycza oddział dokonał pacyfikacji wielu wsi polskich i ukraińskich podejrzewanych  o pomoc partyzantom radzieckim. Relacje ocalałych Polaków i  Ukraińców są porażające. 

            Na przełomie lat 1942/1943 201 batalion Schutzmannschaft został rozwiązany. Szuchewycz przybył do Lwowa, podjął współpracę z Łebediem, został kierownikiem Referatu Wojskowego w Prowodzie OUN-B. Jako specjalista do spraw wojskowych zajął się organizowaniem zbrojnych struktur tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) był jej rzeczywistym dowódcą, mimo że leśnymi bojówkami na Wołyniu dowodził D. Klaczkiwśkij – „Kłym Sawur”. Szuchewycz ps. „Tur” obok partyzantów radzieckich, wymienił Polaków jako największych wrogów Ukrainy, z bezwzględnością wprowadzał w życie zbrodniczą ideologię z zastosowaniem taktyki „spalonej ziemi”. Realizował postanowienia sformułowane na III Konferencji OUN-B (luty 1943 r.) nawiązujące do uchwały podjętej na I Kongresie OUN w 1929 r. mianowicie „rewolucji narodowej” i usuwanie okupantów z ziem ukraińskich. W miarę umacniania się struktur tzw. UPA, przystąpiono do masowych mordów bezbronnych Polaków. Był to żywioł nieobliczalny, przesuwał się z Polesia przez Wołyń, w 1944 r. dotarł do Małopolski Wschodniej.

            W obliczu przewidzianej klęski Niemiec frakcja OUN-B zwołała III Nadzwyczajny Zjazd (21-25 sierpnia 1943 r.). Na zjeździe doszło do zmian personalnych w kierownictwie, zostało utworzone Biuro Prowodu, na czele którego stanął R. Szuchewycz, urzędujący dotąd prowidnyk Łebed otrzymał ważne zadanie, nawiązywanie kontaktów z aliantami zachodnimi. III Nadzwyczajny Zjazd przez apologetów OUN-UPA jest uważany za taki, na którym zapoczątkowano demokratyzację, tylko że uchwały podejmowane przez „demokratów” miały charakter jedynie taktyczny, żadnych zmian w dziedzinie ideologii i celów programowych nie było. Szuchewycz ps. „Taras Czuprynka” wydał rozkaz „ w związku z sukcesami bolszewików, należy przyśpieszyć likwidację Polaków, w pień wycinać, czysto polskie wsie palić”. Część sotni z Wołynia przemieścił na Chełmszczyznę i tereny Małopolski Wschodniej. Rozkazał zabijać Ukraińców walczących z Niemcami w szeregach Armii Radzieckiej.

            Natarcie I Frontu Ukraińskiego w kierunku Lwowa rozpoczęło się 14 lipca 1944 r.,    z inicjatywy Szuchewycza utworzono Ukraińską Główną Radę Wyzwoleńczą (UHWR) pozorującą „demokratyczność”, miał to być organ składający się z różnych ukraińskich środowisk politycznych, de facto była to zakamuflowana struktura OUN-B. Sekretarzem generalnym (UHWR) został Szuchewycz, sekretarzem do spraw zagranicznych Łebed. Czołowi działacze OUN z rodzinami zdążyli wyjechać na Zachód, zostały bojówki  z „Tarasem Czuprynką”. Do ostatnich dni Szuchewycz był lojalny wobec Bandery, po zakończeniu działań wojennych obaj maniakalni mordercy umacniali iluzje wybuchu III wojny światowej i nadal kierowali dywersyjną działalnością  OUN-UPA.

            W Polsce kres ludobójstwu położyła operacja „Wisła” w 1947 r.  Na terenie USRR  bojówki UPA terroryzowały ludność cywilną do 1950 r., z ich rąk ginęli przedstawiciele władz, nauczyciele, urzędnicy i Polacy, którzy tam pozostali. Ostatnie upowskie sotnie zlikwidowano w Karpatach,  podczas obławy Wojsk Wewnętrznych we wsi Biłohorszcza pod Lwowem 5 marca 1950r. zginął reprezentant ukraińskiego nazizmu – Roman Szuchewycz.

Monika Śladewska
------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Samoobrona wołyńskich Czechów
           
Województwo wołyńskie było drugim co do wielkości województwem II RP. Na wielonarodowym Wołyniu mieszkali Ukraińcy, Polacy, Żydzi, Niemcy, Czesi, niewielu Rosjan i małe grupy Białorusinów, Litwinów, Karaimów. Najliczniejszą grupą narodowościową byli Ukraińcy. Do wybuchu wojny w 1939 r. współżycie między tymi grupami układało się dobrze, to był fenomen II RP.

            W 1940 r. na podstawie porozumienia rządów III Rzesza-ZSRR wołyńscy Niemcy, wypełnionymi wozami wyjechali do centralnej Polski gdzie otrzymali gospodarstwa po Polakach, wysiedlonych przez Niemców. Wybuch wojny niemiecko-radzieckiej w czerwcu 1941 r. diametralnie wpłynął na postawy Ukraińców w odniesieniu do innych grup narodowościowych. W pierwszym rzędzie, przy wydatnej pomocy ukraińskiej policji, Niemcy dokonali zagłady Żydów. Ostatnie getto na Wołyniu zostało zlikwidowane 13 października 1942 r.  Nie jest to przypadek, że dzień 14 października 1942 r. przez pogrobowców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) jest uważany za powstanie tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), której struktury kształtowały się na północnym Wołyniu w 1943 r. Na obszarze Wołynia i południowego Polesia, z zastosowaniem najbardziej barbarzyńskich metod, zbrojne formacje OUN-Bandery przystąpiły do planowej likwidacji ludności polskiej, połączonej z rabunkiem mienia i paleniem polskich zagród.

            Niezwykle groźna w skutkach fala mordów masowych, w lipcu 1943 r. objęła powiat kowelski, na terenie którego mieszkało wielu Czechów. Pojedyncze mordy Polaków i kilku Czechów z okolicy Kupiczowa jakie miały miejsce na początku 1943 r. oraz zlikwidowanie przez policję ukraińską wspólnie z Niemcami 150 Polaków w gminie Hołoby, Wielick, Mielnica i podpalenie polskich dworów zaniepokoiło Czechów. Na Wołyniu samorzutnie powstało ponad 100 ośrodków obronnych, mniejsze pod naporem tzw. UPA padały jeden za drugim. Do nadejścia frontu wschodniego przetrwało tylko kilka największych min. Zasmyki i czeski Kupiczów. W tych współdziałających ze sobą ośrodkach przeżyłam rzeź wołyńską. Kupiczów był siedzibą mojej gminy.

            W Zasmykach, dużej polskiej wsi, położonej 15 km na południe od Kowla, w połowie lipca 1943 r. Udało się rozwinąć samoobronę cywilną i związać z wojskową konspiracją AK. 17 lipca do Zasmyk z niewielkim oddziałem przybył por Władysław Czermiński ps. „Jastrząb”, w sierpniu dołączył drugi oficer Michał Fijałka ps. „Sokół”. Rola Kupiczowa, dużej czeskiej osady usytuowanej 11 km na południe od Zasmyk była uwzględniana w planach działań Inspektoratu Rejonowego AK-Kowel na równi z Zasmykami.

        W lutym 1943 r. Czesi w Kupiczowie powołali obronną organizację pod nazwą „Aktyw”, która utrzymywała kontakty z polskim podziemiem i z partyzantką radziecką. W kwietniu 1943 r. po ucieczce ukraińskiej policji do banderowców, Czesi otrzymali propozycję od ukraińskich nacjonalistów przyłączenia się do UPA, propozycja została odrzucona. Od Ukraińców, nie popierających OUN-UPA dowiedzieli się, że po zlikwidowaniu Polaków, planowane jest „rizanie Czechiw”.

            Po napadzie bandy upowskiej na kościół w Kisielinie i spaleniu polskich kolonii leżących na południe od Kupiczowa, wielu polskich uciekinierów znalazło schronienie w Kupiczowie gdzie organizowano większe grupy i nocą przeprowadzano do Zasmyk. Do tej akcji włączyli się Jarosław i Wacław Zapotoccy oraz Wacław Kaczerowski, przeprowadzili 350 Polaków, jest to potwierdzone w Kronice Kupiczowa. Wielu Polaków w wdzięcznej pamięci zachowało pastora Jana Jelinka i czeskich mieszkańców Kupiczowa.

        W końcu sierpnia 1943 r. Niemcy zostawili w Kupiczowie oddział Wehrmachtu, do ściągania kontyngentów, po miesiącu został on zastąpiony oddziałem Litwinów. Dotąd napadów UPA na osadę nie było. 11 listopada Litwini opuścili Kupiczów, wjechał wóz z uzbrojonymi upowcami, aresztowano czterech członków „Aktywu” w tym pastora Jelinka, zakładnikom grożono śmiercią jeśli nie podporządkują się UPA i nie oddadzą broni. Pod plebania zebrał się tłum, napastnicy wycofali się. Nocą 12 listopada bojówki UPA rozłożyły się obozem z dwóch stron Kupiczowa. Z prośbo o pomoc przybył do Zasmyk łącznik Wacław Zapotocki, oddział „Jastrzębia” wyruszył nocą, wspólnie z czeską samoobroną Kupiczów został obroniony. Z uwagi na przeważające siły napastników, były momenty dramatyczne, walka trwała cały dzień, upowcy wycofali się.

            22 listopada 1943 r. banderowcy ponownie zaatakowali Kupiczów siłami ponad tysiąca ludzi, przy użyciu dwóch dział i „czołgu” (opancerzony sowiecki traktor z działkiem). Miasteczko było atakowane jednocześnie ze wszystkich stron. Mieszkańcy gasili pożary wzniecane przez wybuchy pocisków artyleryjskich, sytuacja była krytyczna, załoga kupiczowska walczyła resztkami sił i amunicji. Z pomocą oblężonym ponownie przybył oddział „Jastrzębia” i „Sokoła”, ze strony zewnętrznej zaatakowano pierścień oblężenia, kontrnatarcie nastąpiło w kilku kierunkach, upowcy wycofując się podpalili swój niefortunny „czołg”. Kupiczów został obroniony.

            W „litopysie UPA”, (Toronto, 1984,t.5,s.181) tak opisano sytuację – „Dwukrotnie oddziały UPA szykowały się do rozbicia tych dwóch ośrodków (Zasmyki-Kupiczów) ale przygotowania nie zakończyły się sukcesem (...) potem d-ca Antoniuk „Sosenko” zorganizował naskok na Kupiczów. Jednakże podczas natarcia zepsuł się nasz czołg (...) bez czołgu d-ca Antoniuk nie chciał prowadzić dalszych operacji.”

           Dowódca Antoniuk 7-go marca 1944 r. przez sąd ounowski został skazany na karę śmierci rzekomo za współpracę z Niemcami, de facto za dopuszczenie do umocnienia się bazy w Zasmykach i Kupiczowie oraz za klęskę „Siczy” świnarzyńskiej. Współpraca OUN-UPA z Niemcami trwała, Niemcy przed nadejściem frontu wschodniego dozbrajali banderowców.

            Nic nie wskazywało, że święta Bożego Narodzenia 1943 r. zostaną zakłócone, tymczasem o świcie podczas pasterki, banderowcy z działek ostrzelali Kupiczów, została strącona wieża kościoła katolickiego, okazało się, że był to atak pozorowany, w tym bowiem czasie banda zaatakowała kolonie należące do systemu bazy obronnej w Zasmykach. Był to atak podstępny gdyż ci, którzy powozili końmi byli w mundurach niemieckich. Kolonie Janówka, Stanisławówka, Radonie zostały spalone, zamordowano 49 osób w tym dzieci, poległo kilkunastu żołnierzy samoobrony, było wielu rannych.

          Minął krwawy rok 1943, Polacy i Czesi zamknięci w obozach warownych oczekiwali na zmiany, które przesądziłyby  sprawę przeciw Niemcom. 4-go stycznia 1844 r. wojska radzieckie I Frontu Ukraińskiego przekroczyły polską granicę z 1939 r. 2-go lutego wyzwoliły Łuck i Równe. Niemcy sciągnęli dodatkowe siły, do obrony węzła kolejowego jakim był Kowel i w tym terenie prowadzili ostatnie akcje pacyfikacyjne mające na celu likwidację ruchów partyzanckich. Szuchewycz – hetman tzw. UPA, część sotni z Wołynia przemieścił na teren Małopolski Wschodniej, duże zgrupowania zostawił po wschodniej stronie Stochodu i w kompleksie lasów świnarzyńskich. W takiej sytuacji dowódca Okręgu AK Wołyń płk Kazimierz Bąbiński ps. „Luboń” przystąpił do realizacji planu „Burza”. 15 stycznia 1944 r. wydał rozkaz kierowania oddziałów AK z Wołynia i konspiracyjnej młodzieży z Kowla w rejon Zasmyki-Kupiczów. Nie uszło to uwadze Niemców. 19-go stycznia o świcie oddział niemiecki zaatakował Zasmyki, w ich mniemaniu centrum polskiej partyzantki. W tym czasie polskie oddziały stacjonowały już w Kupiczowie, w Zasmykach został tylko oddział samoobrony. Od zapalających kul spłonęło 48 gospodarstw, zwierzęta, zapasy na zimę, pod gradem kul mieszkańcy Zasmyk i wszyscy, którzy znaleźli tu schronienie, uciekali w kierunku lasu lityńskiego. Zrozpaczony tłum wpadł do Kupiczowa. Czesi wszystkich rozlokowali i pomogli przeżyć.

      W końcu stycznia 1944 r. przy wsparciu moździerzy radzieckiego oddziału partyzanckiego zlikwidowano bazę wypadową UPA w Świnarzynie. 28 stycznia 1944 r. została powołana 27 Wołyńska Dywizja AK, przygotowywana do walk z Niemcami. Zgrupowaniu kowelskiemu nadano kryptonim „Gromada”. Bazą zaopatrzeniową „Gromady”, był Kupiczów, w tym czasie bombardowany przez lotnictwo niemieckie.

            W marcu 1944 r. II Front Białoruski podjął operację na kierunku kowelskim. W połowie marca doszło do spotkania dowództwa AK z radzieckim dowódcą tego odcinka frontu. W wyniku zawartego porozumienia wspólnie zdobyto Turzysk, w końcu marca 27 Wołyńska Dywizja AK została przegrupowana w rejon Lubomla gdzie wspólnie z  wojskami radzieckimi brała udział w walkach frontowych z Niemcami w operacji kowelskiej, wielu Czechów odeszło z 27 Wołyńską Dywizją. Nocą 1-2 kwietnia 1944 r. z Kupiczowa do nowego miejsca stacjonowania Dywizji wyruszył transport 39 furmanek z mąką i innymi produktami. Powracających Czechów zabezpieczał patrol wyznaczony przez por „Jastrzębia”. Do Kupiczowa wszedł oddział partyzantki radzieckiej, po ich odejściu od strony Jezierzan wjechały czołgi radzieckie. Na zachód od Kupiczowa formował się front. Pancerne wojska niemieckie atakowały od strony Lubomla. Niemcy zajęli Turzysk i masyw lasów świnarzyńskich. Przy wsparciu lotnictwa rozpoczęli artyleryjski ostrzał Kupiczowa, paliła się cerkiew prawosławna i inne budynki, znaleźliśmy się na samym dnie wojennego piekła. W pewnym momencie, w zachodnim kierunku zaczęły lecieć strumienie ognia, kontratak z udziałem „katiusz” spowodował odwrót Niemców. Dowództwo radzieckie podjęło decyzję o ewakuacji ludności cywilnej za linie frontu, ludzi niepełnosprawnych i dzieci odwożono dużymi samochodami wojskowymi, pozostali szli piechotą lub jechali wozami konnymi. Czechów kierowano do czeskich kolonii pod Łuck, a Polaków z  Kupiczowa i Zasmyk w okolice Rożyszcz i Kiwerc gdzie stacjonowała I Armia WP pod dowództwem gen. Zygmunta Berlinga. Młodzi Czesi z Kupiczowa i z Wołynia zasilili Czechosłowacki Korpus pod dowództwem gen. L. Svobody. Niektórzy Czesi w grupach rozbitków 27 Wołyńskiej Dywizji, wracali na Wołyń min wracał Jarosław Zapotocki, w lesie świnarzyńskim nastąpił na minę, zmarł z wykrwawienia, śpieszył do czechosłowackiej armady. Wołyńskie losy Czechów, lojalnych obywateli Państwa Polskiego, ich udział w polskim ruchu oporu to temat obszerny, historię Kupiczowa lat 1943-1944 przypomniałam w największym skrócie. 1 listopada 2013r. W Republice Czeskiej zmarł najmłodszy uczestnik czeskiej samoobrony w Kupiczowie, pan Wacław Kytl, do ostatnich dni utrzymywał kontakty z polskimi kombatantami, wiadomość  o odejściu naszego przyjaciela przyjęliśmy  z największym bólem, łączyła nas wspólna walka o przetrwanie.

          W 1947 r. Czesi z Kupiczowa i okolic zostali ekspatriowani do Czechosłowacji. Zburzony Kupiczów został odbudowany ale w niczym nie przypomina zasobnej, dobrze zagospodarowanej czeskiej osady. Na miejscu spalonej cerkwi na postumencie umieszczono popiersie Szuchewycza – „Czuprynki”- zbrodniarza wszechczasów, odpowiedzialnego za dokonanie wyjątkowo okrutnego ludobójstwa w czasie II Wojny Światowej.

Monika Śladewska

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Trudne próby pojednania

            Od 1990 r. A. Michnik na łamach Gazety Wyborczej wzywa do pojednania polsko-ukraińskiego, nie informując społeczeństwa, że chodzi o pojednanie z ukraińskimi faszystami, pomocnikami Hitlera i ich gloryfikatorami. Trudność polega na tym, że władze III RP, postsolidarnościowe „elity” i ideowi spadkobiercy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) pojednanie budują na fałszu historycznym, a społeczeństwo domaga się prawdy i potępienia zbrodniczej organizacji.

            W celu ułożenia poprawnych stosunków z Ukrainą pojednanie jest niezbędne ale powinno odbyć się na gruncie prawidłowej terminologii, bez posługiwania się terminami zastępczymi typu „konflikty” „bratobójstwo”, ponadto inspiratorzy i sprawcy zbrodni muszą zostać ujawnieni. W przestrzeni religijnej może dojść do wybaczenia i pojednania wyłącznie w oparciu o zasady Ewangelii, winowajca przyznaje się do winy, wyraża żal i prosi o wybaczenie. Orędzia duchownych pisane z pozycji bieżącej polityki promujące sugestie o „wzajemnych winach” uwłaczają pamięci ofiar OUN-UPA tak po stronie polskiej jak i ukraińskiej. Na Kresach Wschodnich III RP, w czasie wojny i na południowo-wschodnich rubieżach powojennej Polski, obywatele polscy, narodowości ukraińskiej, stanowiący margines narodu ukraińskiego, skrótowo określany jako OUN-UPA, dokonali doktrynalnej, planowej jednostronnej zbrodni ludobójstwa, w świetle potwierdzenia tego faktu przez prokuratorów pionu śledczego IPN jest to termin bezsporny.

          Idea „pojednania polsko-ukraińskiego” ma długą historię, jak była realizowana przypomnę w skrócie. Otóż proces pojednania Polaków z  banderowcami z ich inicjatywy, został rozpoczęty w latach 50-tych na łamach paryskiej „Kultury”, osobiście patronował mu Jerzy Giedroyć. W ostatnim wywiadzie dla „Rzeczypospolitej” (31.12.-2.01. 2000) Giedroyć mówił:  „Tej nienawiści do Ukraińców ...  nie jestem w stanie zrozumieć. Polacy nie są w stanie wybaczyć zbrodnie na Wołyniu, a jednocześnie akceptowali normalizację stosunków polsko-niemieckich. Po stronie niemieckiej jest przecież morze krwi.”  Ta wypowiedz świadczy jaką wiedzą, na temat najokrutniejszej zbrodni w historii Polski, dysponował Giedroyć. W ostatnim wywiadzie dla Polskiego Radia, podsumował krótko – zapomnieć, winy były po obu stronach. Giedroyć zgodnie  z ounowską optyką wydarzeń, rzeź zawęził do obszaru Wołynia, nienawiść powielił z książki pt. „UPA” autorstwa M. Łebeda, zastępcy Bandery. Łebed pierwszy napisał o „historycznej nienawiści Polaków do narodu ukraińskiego”. Te i inne brednie Giedroyć przyjął za prawdę. Polityczna koncepcja Giedroycia straciła na aktualności, nadal jednak spadkobiercy idei pojednania podkreślają wyjątkowość misji „Kultury” i trwałe dokonania Giedroycia.

         Wybitnym przedstawicielem linii politycznej Giedroycia był hitlerowski stypendysta B. Osadczuk, który do Polski przyjechał już w lipcu 1989 r. i rozpoczął „budowanie mostów przyjaźni między narodami”. Z uwagi na przeszłość tego eksponenta OUN i propagowane przez niego krętactwa winien zostać uznany za persona non grata, tymczasem został odznaczony przez prezydentów Wałęsę i Kwaśniewskiego .

            Banderowcy, ukraińscy esesmani z Dywizji SS-Galizien i schutzmani zostali utożsamieni z wszystkimi Ukraińcami, z tymi którzy w ramach sił zbrojnych ZSRR walczyli z faszyzmem niemieckim na 4-ch frontach ukraińskich, w partyzantce radzieckiej stanowili 50% składu osobowego i z tymi którzy ratowali Polaków przed szalejącym terrorem ukraińskich nacjonalistów.

            Wzywanie do pojednania z narodem ukraińskim jest manipulacją, OUN nigdy nie działała w oparciu o mandat od narodu ukraińskiego, wręcz odwrotnie podczas „rewolucji narodowej” z nim walczyła. Z Ukrainą nie byliśmy w stanie wojny na żadnej płaszczyźnie, dzieli nas nierozwiązany problem ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego odpowiedzialnego za wymordowanie 200 tysięcy Polaków, 80 tysięcy Ukraińców i wiele tysięcy osób innych narodowości. Państwo ukraińskie przejęło problem w spadku i musi się do niego ustosunkować.

            Pod osłoną wojsk niemieckich ponad 230 tysięcy ukraińskich nacjonalistów umknęło na Zachód. Łebed, w trosce o swoją głowę, już w sierpniu 1943 r. nawiązał kontakt z aliantami zachodnimi. Po rozpadzie koalicji antyhitlerowskiej faszyści ukraińscy, jako jedyna siła antyrosyjska na Ukrainie, stanowili cenny materiał dla służb specjalnych państw zachodnich. „Zimna wojna” była dla nich darem losu, opanowali struktury diaspory ukraińskiej, odżegnali się od współpracy z Abwehrą, zasłaniając się narodem, tworzyli mity o „narodowo-wyzwoleńczej armii”. Historię napisali od nowa, zbrodniczość OUN-UPA sprowadzili do wymiaru „bratobójczych walk”, winą obciążyli Niemców, partyzantów radzieckich i Polaków. Wyeksponowali krzywdy wyrządzone przez politykę II RP i burzenie cerkwi. Poza zasięgiem ich zainteresowań była terrorystyczna działalność  UWO i OUN na terenie II RP i antychrześcijańska ideologia Doncowa promująca nienawiść do „czużyńców”, a także historia tych cerkwi. Lubelszczyzna 123 lata była pod zaborem rosyjskim, prawosławie było religią państwową, kościoły katolickie zamieniano na cerkwie. Przyjęcie prawosławia, po zniesieniu pańszczyzny, ułatwiało otrzymanie ziemi z majątków odbieranych polskiej szlachcie za udział w powstaniu styczniowym. Z wielkoduszności cara korzystali też Polacy, po odzyskaniu niepodległości przez Polskę wracali do wiary ojców. Większość burzonych cerkwi była nieczynna.

            Po zmianie ustroju w Polsce i uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę, ukraińska nacjonalistyczna diaspora podjęła, na gigantyczną skalę akcję, której celem było; zatarcie w świadomości Polaków prawdy o ludobójstwie, wystawienie rachunku za krzywdy powstałe w wyniku operacji „Wisła”, narzucenie OUN-owskiej interpretacji historii i niedopuszczenie do określenia zbrodni OUN-UPA słowem „ludobójstwo”. Podstawowym celem w odniesieniu do Ukrainy było wpłynięcie na mit założycielski państwa. Po 1990 r. nastąpił polityczny transfer kultu OUN-UPA z zagranicy na Ukrainę. W Polsce natomiast brak wiedzy i naiwność Polaków ułatwiła realizację założeń dobrze zorganizowanej ukraińskiej nacjonalistycznej diaspory.

            Wielkim zwycięstwem eksponentów OUN było potępienie przez Senat III RP w 1993 r. „akcji Wisła”, a w 1997 r. podpisanie deklaracji przez prezydentów A. Kwaśniewskiego i  L. Kuczmę, o polsko-ukraińskim pojednaniu. Wiadomość o przygotowywanej deklaracji wywołała zrozumiałe zainteresowanie środowisk zaniepokojonych wpływami pogrobowców OUN w Polsce i na Ukrainie. Do Kancelarii Prezydenta wysłano wiele listów z prośbą o podejście do sprawy zgodnie z prawdą historyczną. Niestety apele i prośby zostały zignorowane.

            Na początku prezydentury Kwaśniewski, podczas pobytu w Paryżu złożył wizytę Giedroyciowi i otrzymał memoriał polityczny, obowiązujący do dziś (Na Rubieży nr 28/1998). W podpisanej deklaracji znalazło się wiele frazesów bez znaczenia przykładowo: „Postanawiamy wspólnie objąć patronat nad utrwaleniem idei porozumienia i pojednania polsko-ukraińskiego... chcemy wlać w nasze serca uczucia przyjaźni i solidarności....myślimy o przeszłości”. W deklaracji napisano jedno zdanie „Nie można zapomnieć o krwi Polaków przelanej na Wołyniu, zwłaszcza w latach 1942-1943”. O wiele więcej miejsca poświęcono „akcji Wisła” (prawidłowo operacja „Wisła”). Prezydenci uznali, że ona uderzyła w ogół społeczności ukraińskiej w Polsce, jej jednostronne naświetlenie, jak napisano „nie sprzyja pogłębieniu zrozumienia między naszymi narodami”. Operacja „Wisła” nie powinna znaleźć się w kręgu zainteresowania prezydenta Ukrainy, rebelianci byli obywatelami polskimi, działali na terenie państwa polskiego, jest to wyłącznie sprawa Polski i nie może być kartą przetargową w wspólnych deklaracjach czy oświadczeniach.

            Obaj prezydenci podkreślili, że „Droga do autentycznej przyjaźni wiedzie przez prawdę i wzajemne zrozumienie”, i że przeszłością winni zająć się specjaliści, którzy dokonają obiektywnej oceny gdyż „źródła tych konfliktów były poza Ukrainą i Polską, uwarunkowane przez okoliczności oraz niedemokratyczne systemy polityczne, narzucone naszym narodom”. Można tylko panu Kwaśniewskiemu pogratulować zdolności do lawirowania. Deklaracja pogrzebała nadzieję na rozliczenie i potępienie zbrodniarzy tym samym na pojednanie. Prawdę zatajono, nie wymieniono sprawców masowej rzezi bezbronnej ludności polskiej zaskoczonej przez uzbrojone watahy w broń palną i narzędzia gospodarskie święcone w cerkwiach. Wołyń był tylko polem doświadczalnym dla późniejszych działań OUN-UPA. Deklaracje z zadowoleniem przyjęli apologeci OUN umiejscowieni w ZUwP i doradcy od lat piszący w tym samym stylu. Deklaracja była pierwowzorem do fabrykowania późniejszych dokumentów jakie ukazywały się z okazji spotkań organizowanych na szczeblu państwowym.

            Afiszowanie przyjaźni i pojednania prezydentów Kaczyńskiego i  Juszczenki zaowocowało tym, że Bandera został Bohaterem Narodowym i tym że neonazistowska, antypolska partia „Swoboda” 37 swoich członków wprowadziła do parlamentu Ukrainy. Pojawienie się przed obliczem polskiego prezydenta banderowców w uniformach, którzy tę ziemię palili, odebrano jako upokorzenie Polaków. W Pawłokomie także deklarowano prawdę tylko skrzętnie ją pominięto, a historię Pogórza Dynowskiego tak zakamuflowano, że miejscowa społeczność zbojkotowała uroczystości. Media doniosły, że prezydenci zamknęli bolesną kartę historii obu narodów.

      Z niecierpliwością czekaliśmy na zapowiedziane spotkanie prezydentów Komorowskiego i  Janukowycza oraz na wspólną uchwałę, która miała być podjęta przez parlamenty Polski i Ukrainy. Do spotkania i uzgodnienia uchwały nie doszło. Prezydent Janukowycz na początku prezydentury powiedział: „Do historii trzeba podchodzić poważnie i nie zmieniać tych ocen, które już dawno zostały sformułowane przez uczestników tych wydarzeń”.

            Postounowscy propagandziści mają duże osiągnącia w sferze moralnej. Kościoły, które są powołane do roli moralnego drogowskazu, stanęły po stronie sił postounowskich, a nie po stronie prawdy, która jest fundamentem chrześcijaństwa. Cerkiew greko-katolicka pod zwierzchnictwem  A. Szeptyckiego akceptowała kolaborację z Hitlerem, ideologię Doncowa i „dekalog ukraińskiego nacjonalisty” wzywający wprost do zbrodni, tym samym ponosi współodpowiedzialność za masową rzeź Polaków. Po reaktywowaniu w 1991 r. Cerkiew ta nie dokonała analizy przyczyn, które do ludobójstwa doprowadziły, nie potępiła zbrodniarzy i nie organizowała pielgrzymek kresowym szlakiem hańby. Gdyby nie aktywność inspiratorska księży greko-katolickich i popów prawosławnych (z wyjątkami) nie doszłoby do ludobójstwa. Nie można udawać, że Cerkiew jest bez winy.

            Hipokryzją było wystąpienie metropolity Lubomyra Huzara z formułą „wybaczamy i prosimy o przebaczenie” („Wołanie z Wołynia V,VI 2003 ) bez wskazania kto komu ma wybaczać i kto z kim ma się jednać. W liście trudno było doszukać się powodów dla których miałoby nastąpić pojednanie obu narodów, Kardynał reprezentował niewielką część narodu. Mówiąc o winach obu stron porównał zbrodnie ludobójstwa z uprawnioną operacją „Wisła”. Bezzasadnie powołał się na formułę zawartą w liście biskupów polskich do niemieckich. Niemcy potępili faszyzm i odrzucili faszystowskie emblematy. OUN nadal opiera się na faszystowskiej ideologii.

            List z 7 sierpnia 2004 r. wystosowany do kardynała Huzara przez Prymasa Józefa Glempa został sformułowany zgodnie z wytycznymi protektorów OUN, jego treść świadczyła jak dalece sięgają ich wpływy. W tym osobliwym liście ludobójstwo usprawiedliwiono polonizowaniem ludności ruskiej i wielkimi krzywdami wyrządzonymi przez wieki. Owe krzywdy wybuchły gwałtowną zemstą i mordami zwłaszcza, że postawa nienawiści była sprytnie wykorzystywana przez politykę państw trzecich. Nie było słowa o wyjątkowym bestialstwie tzw. UPA popełnionym na narodzie polskim. Umknęły ocenie moralne aspekty zbrodni OUN-UPA. Kościół rzymsko-katolicki poniósł największe dotąd w historii straty. Zniszczono obiekty sakralne, wymordowano 160 księży, 17 zakonników, 22 zakonnice, ponad 100 księży ratowało się ucieczką, wielu zostało rannych.

            26 czerwca 2005 r. opublikowany został list o wzajemnym wybaczeniu i pojednaniu podpisany przez Prymasa Polski i Kardynała Huzara. Kardynałowie napisali, że „wpływ papieskiej pielgrzymki (na Ukrainę) pozwolił na wspólne oddanie hołdu ofiarom bratobójczych konfliktów. Mówiąc o bratobójczych konfliktach, a nie jednostronnej rzezi, kardynałowie dopuścili się grzechu zatajenia, w tym momencie rozsypała się w gruzy możliwość pojednania się z ounowcami. Sprawców rozgrzeszono bez aktu ekspiacji dokonano tego wbrew zasadom ewangelicznej nauki o przebaczaniu. Wierzący świadkowie i potomkowie rodzin pomordowanych znaleźli się w trudnym położeniu, bo kto jak nie Kościół ma bronić godności ofiar dzikiego ludobójstwa. Prawda o banderowszczyźnie stanowi wstrząsający przykład zła, które należy potępić, a nie usprawiedliwiać. Pojednania prezydentów i kardynałów jakie miały miejsce przed 60-tą rocznicą upowskiej zbrodni budowane na fałszu historycznym nie przełożyły się na poziom społeczeństwa.

            Minęły lata, w sprawie OUN-owskiego ludobójstwa nie ma zmian. Deklaracja wzywająca do wybaczania i pojednania, podpisana przez zwierzchników Kościoła rzymsko- i greckokatolickiego „w przededeniu 70. rocznicy zbrodni na Wołyniu” , została sformułowana zgodnie z postounowską tezą o pojednaniu. Zbrodniarze zostali zamaskowani, a odpowiedzialnością obciążono naród ukraiński. Bezimiennym oprawcom wybaczono bez wyrażenia przez nich skruchy, winy umiejętnie rozłożono między obie strony. W deklaracji jest wiele niedomówień urągających etyce chrześcijańskiej i prawdzie historycznej. Zwierzchnicy Kościołów winą obiążyli Polaków za to, że ośmielili się bronić życia. Deklaracja tylko umocni faszystowskie siły w Polsce i na Ukrainie. Sygnatariusze wzorem lat ubiegłych, problem przekazali specjalistom, oni mają dopiero poznać „rozmiary tragedii”. Rzecz w tym, o czym polityczni doradcy wiedzą, że ludobójstwo dokonane przez OUN-UPA jest dobrze udokumentowane.

            Polski Episkopat w osobie abp. Józefa Michalika, męczeństwo Kresowych Polaków, złożył w ofierze na ołtarzu wielkiej polityki. Droga do pojednania oddaliła się.

Monika Śladewska
                                       

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Prawda polityczna w Gazecie Wyborczej

            W wyniku zmian geopolitycznych w 1989 r. ideologiczna ofensywa spadkobierców tradycji  Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów  (OUN) dotarła do Polski. Na czele tego frontu stanęła Gazeta Wyborcza. Eseje propagandzistów, rzekomych znawców stosunków polsko-ukraińskich poleca sam redaktor naczelny A. Michnik. 2-go marca 1993 r. wytłuszczonym drukiem zamieścił hasło „UPA to cześć i duma Ukrainy”. Trzeba być niezwykle zuchwałym aby porażający slogan, wymyślony przez ounowską ekstremę, nagłaśniać w Polsce. Powszechnie znany jest stosunek OUN-UPA do Polaków, wiadomo z kim wojowała tzw. UPA, ocena tej zbrodniczej formacji, dokonana przez A. Michnika budziła także zdziwienie niejednego światłego Ukraińca.

            Spod warstwy frazeologii demokratyczno-liberalnej dotąd w GW nie ukazał się artykuł o zbrojnej kolaboracji z III Rzeszą obu frakcji OUN-Bandery  i Melnyka, o nazistowskiej ideologii przyjętej i realizowanej przez tę organizację, o roli Cerkwi greckokatolickiej, współodpowiedzialnej za ludobójstwo dokonane przez OUN-UPA w czasie II Wojny Światowej i po wojnie. Propagandowa twórczość OUN-owskich sprzymierzeńców manipulujących historią nie słabnie, anty kresowa krucjata, przybiera na sile, w związku z tym należy przypomnieć zapomnianą rolę „autorytetów”, obrońców ducha OUN, na których z okazji 70-tej rocznicy zbrodni powołał się redaktor naczelny  (GW, 23-24 marca 2013 r.). Niewątpliwie wybitne zasługi w obudzeniu upiorów przeszłości w Polsce i na Ukrainie ma sam A. Michnik.

            W lipcu 1995 r. „GW” obdarzyła czytelników cyklem artykułów pod obłudnym szyldem „Wołyń: Szukanie prawdy”. Ograniczenie problemu do Wołynia świadczyło o kierunku w jakim zmierzał redaktor naczelny. Tworzono pozory – wszyscy mogą się wypowiedzieć, w rzeczywistości najbardziej napastliwe wypowiedzi pogrobowców tzw. UPA zostały nagłośnione, niewygodne fakty opisane przez świadków, pominięte lub odpowiednio kastrowane, artykułu badacza ukraińskiego nacjonalizmu dr hab. Wiktora Poliszczuka nie zamieszczono. W listopadzie 1995 r. A. Michnik podsumował wypowiedzi w artykule „Rana Wołynia”, nie wymienił rzeczywistych sprawców okrutnej zbrodni, za tragiczny „konflikt polsko-ukraiński”, obciążył Hitlera i Stalina nakazał przekroczyć próg własnej pamięci, aby we wczorajszym wrogu zobaczyć brata i napisał „potrzebne są mądre i  dalekowzroczne gesty Kościoła porównywalne z pamiętnym listem biskupów polskich do niemieckich, musimy przebaczyć i prosić o przebaczenie wzajemnych krzywd, podziały z przeszłości nie mają już znaczenia”. Formuła zawarta w liście biskupów polskich do niemieckich nie ma odniesienia do księży greckokatolickich i popów prawosławnych wzywających wiernych do mordowania Polaków. Pan Michnik nie wskazał kogo mamy prosić o wybaczenie, komu przebaczać, swoją idee narzucił  prezydentom i dostojnikom kościoła katolickiego obu obrządków.                         

             Nagłośnione w GW hasło „pojednanie polsko-ukraińskie” jest zręcznym chwytem propagandowym, zostało wymyślone w celu rozmycia odpowiedzialności ukraińskich faszystów za popełnioną zbrodnię ludobójstwa. OUN nie miała mandatu narodu ukraińskiego do działania w jego imieniu, zhańbiła dobre imię Ukraińca i idee walki o niepodległość, w czasie II Wojny Światowej stanęła po stronie Niemiec i uruchomiła wszystkie siły dla zwycięstwa Hitlera. Ukraińscy nacjonaliści bestialsko wymordowali 200 tyś. Polaków, 80 tyś. Ukraińców, wiele tysięcy Żydów a także Rosjan, Czechów, Ormian. OUN-B realizację programu rozpoczęła od Wołynia i południowego Polesia. Szał zabijania trwał do 1947 r., zasięgiem objął Małopolskę Wschodnią, Bieszczady i południowo-wschodnią Lubelszczyznę. Kres ludobójstwa położyła wojskowa operacja „Wisła”.

            GW od początku powstania oswajała niezorientowanych czytelników z duchem banderowszczyzny poprzez zamieszczanie zmanipulowanych tekstów pseudohistoryków mieszkających w Polsce, a także na Ukrainie. Przykładowo w lipcu 1995 r. ukazała się skrócona wersja referatu Iwana Kyczija wygłoszonego w Podkowie Leśnej na konferencji zorganizowanej w 1994 r. przez Ośrodek Karta. Ten artykuł to szczyt hipokryzji, twierdzenia profesora historii Uniwersytetu Wołyńskiego nie mają nic wspólnego z nauką, należą do sfery socjotechniki, Kyczij mówi, że do wypadków wołyńskich doprowadziła polityka II RP, nienawiść była tak wielka, że zemsty nie mógł powstrzymać sam Kłym Sawur (kat Wołynia, członek kierownictwa OUN). Innym absurdalnym wywodem profesora było to, że winne tragedii jest polityczne kierownictwo ZSRR i Niemiec. Według niego „trudno dziś ustalić kto napadał na polskie wsie, nie ma bowiem dokumentów, sądzę, że dokonali tego enkawudziści ... przebrani w mundury UPA”. Powszechnie wiadomo, że mundury tzw. UPA zaprojektowano po wojnie, w czasie jej trwania chodzili w cywilnych ubraniach lub przebrani w zdobyte mundury polskie, sowieckie i niemieckie. Dla Kyczija mordowanie bezbronnych było walką a rozpaczliwa obrona to także walka więc ocena moralna obu stron jest jednakowa „ludzie ginęli po obu stronach”. Wniosek jest taki, że gdyby broniący życia dali się wyrżnąć byli by bez winy. Historyk Kyczij dosłownie powielił mity M. Łebeda, organizatora rzezi Polaków, szefa banderowskiej  „Służby Bezpeky”. Łebed jak każdy zbrodniarz bronił się kłamstwem. Po wojnie ukrywał się w klasztorze bazylianów w Rzymie, gdzie wydał książkę pt. „UPA”. Wybielił banderowców i siebie, pisał o historycznej nienawiści Polaków do narodu ukraińskiego, o nabrzmiałych przez wieki krzywdach, wymyślił nawet walki tzw. UPA na frontach z Niemcami, Sowietami, Polakami i inne niedorzeczności, przykładowo podszywanie się Niemców i Sowietów pod oddziały UPA. Na publikację o charakterze czysto propagandowym, powołują się ukraińscy nacjonalistyczni historycy.

            Redaktor Michnik pisze  „Polacy i Ukraińcy zapamiętali inaczej”, „My Polacy mamy obowiązek rozumieć ukraiński punkt widzenia. I najlepsi z nas – np. J. Giedroyć z uporem nam ten obowiązek uświadamiali”. W imieniu jakich Polaków i jakich Ukraińców wypowiada się pan Michnik? Polacy mają rozumieć ounowsko-banderowski punkt widzenia, natomiast mordercy bezbronnych nie muszą rozumieć niedoszłych ofiar, do dziś borykających się z traumatyczną pamięcią. Wielu nie złożyło relacji, nie byli w  stanie wracać pamięcią do tamtych dni i nocy spędzonych w krzakach, zbożach i innych kryjówkach.

            Podczas pielgrzymek do Maisons-Laffite J. Giedroyć-polityk uczył nie tylko Michnika historii i manipulowania pamięcią. Giedroyć nie miał mandatu od narodu polskiego, nie reprezentował stanowiska polskiego Rządu Emigracyjnego, proponował własną koncepcję odnośnie obszaru Ukraina-Litwa-Białoruś. Giedroyć na łamach „Kultury” rozpoczął budowanie nowego wizerunku OUN-UPA i  „mostów przyjaźni między Polakami i Ukraińcami” de facto między ukraińskimi faszystami.  O „konfliktach” nakazał zapomnieć, wzywał do przeprowadzenia rachunku sumienia przez obydwie strony, bo jak mówił  „winy były wzajemne i prosić należy o wzajemne wybaczenie”. Doktryna Giedroycia odeszła w niepamięć, zbrodnia dokonana przez OUN-UPA została udokumentowana i potwierdzona przez prokuratorów pionu śledczego IPN, a obrońcy ukraińskiego nacjonalizmu nadal  nie są w stanie wyjść poza kanon argumentów jakimi operował wyszkolony przez Niemców M. Łebed. Rozkaz tego zbrodniarza był krótki  „Natychmiast i jak najprędzej zakończyć akcję totalnego oczyszczania ukraińskich terytoriów z ludności polskiej” („Taras Bulba” – Borowiec, wspomnienia).

            A. Michnik polecając orędzie Synodu Biskupów Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego napisał, że „Pojednanie Polski z sąsiadami to z pewnością największy sukces polityki zagranicznej III RP”, przytoczył formułę eseju J. Mieroszewskiego i dodał, że „pojednanie dotyczy zwłaszcza relacji polsko-ukraińskich”. Faktem jest, że po denazyfikacji, z Niemcami ułożyły się poprawne stosunki sąsiedzkie, natomiast nie było cudu pojednania z Ukrainą, farsa jaka dotąd miała miejsce nie przełożyła się na poziom społeczeństwa. Nie sprzyja temu ukraiński etos nacjonalistyczny, marsze pod faszystowską symboliką, przenoszenie tych akcji na poziom państwowej polityki historycznej oraz modły greckokatolickiego abp Igora Woźniaka pod pomnikiem Bandery i głoszenie, że jest on skarbem narodowym. Złudzeniem jest, że elity polityczne „przełamały logikę fatalnej przeszłości”. Prawdy nie przesłoni tajemniczy kod „partnerstwo strategiczne”.

            Nie pisałabym tego tekstu gdyby A. Michnik nie przypomniał o uderzeniu się w polską pierś przez polskiego pisarza Józefa Łobodowskiego, w jego artykule pt. „Przeciw upiorom przeszłości” zamieszczonym w „Kulturze” paryskiej w 1952 r. Łobodowski pisał „rzezie Polaków przez Ukraińców nie wyczerpują dziejów sporu” i „ten medal miał odwrotną stronę, gdyż rzezie były wzajemne”.  Łobodowski przestrzegał „Którzy dmą w miechy przy ogniu polsko-ukraińskiej nienawiści, będą współodpowiedzialni za tą krew, która się jeszcze w przyszłości poleje”. W jakim celu te straszne słowa cytował pan Michnik właśnie teraz? I dlaczego sam mówi o „nienawiści między naszymi narodami!? Te odkrywcze poglądy redaktora nie powinny być narzucane opinii publicznej. Dyspozycyjni publicyści „GW” piszą o możliwości wzniecenia wojny z Ukraińcami. Biskupi greckokatoliccy w orędziu też ostrzegają, że manipulowanie okolicznościami tych wydarzeń „na zamówienie polityczne mogą tylko rozdmuchać przygasły ogień narodowej wrogości” To lęk przed prawdą, przed krzykiem ofiar skłania eksponentów OUN-UPA do szantażu, straszenia, podszywania się pod naród, unikania słowa „ludobójstwo” i uciekania się do ...eufemizmów typu „tragedia”, „bratobójstwo”.

            Sylwetkę Łobodowskiego, prekursora historycznego przekłamania przedstawił W. Poliszczuk w „Gorzkiej Prawdzie” (Toronto 2000 s. 36). Łobodowski pochodził z Wołynia, rozumiał kulturę ukraińską, mówił że jego przodkowie pochodzili od Kozaka Łobody. Był współpracownikiem Giedroycia i działaczem polonijnym nie mając wiedzy o tym co za sprawą OUN-UPA stało się na Kresach uległ wpływom ukraińskiej nacjonalistycznej diaspory. Dla Łobodowskiego Ukraina sięgała tylko do granicznej rzeki Zbrucz, nie przyjmował do wiadomości. że USRR należała do koalicji antyhitlerowskiej, pisał „Ukraina w czasie II Wojny Światowej dała potężny ruch narodowy i armię powstańczą”. Zafałszowany materiał do napisania złowieszczego artykułu dostarczył Łobodowskiemu banderowiec Jewhen Wreciona. Łobodowski fałsz przyjął za prawdę i zbudował konstrukcję o polskiej winie. Giedroyć banderowskie kłamstwa podparł swoim autorytetem i zaopatrzył notką, że pogląd autora w tej sprawie pokrywa się z opinią Zespołu „Kultury”. Stanowisko Giedroycia odnośnie problemu ounowsko-banderowskiego kształtowało się pod wpływem nie tylko Wreciony  także stypendysty hitlerowskiego - Osadczuka , kolaboranta Kubijowycza i samego Doncowa. Giedroyć pisał, że robiąc „Kulturę” często jeździł do Monachium gdzie po wojnie mieścił się ośrodek ukraińskiego nacjonalizmu tam mieszkał Bandera, Stećko i inni.

            O tym jak splatała się polityka z rzeczywistością i paryską „Kulturą” przedstawił czołowy działacz OUN-Jewhen Stachiw w wywiadzie dla „Naszego Słowa” (11 czerwca 2000). Wywiad nosił tytuł „Nie ma w historii odwiecznych wrogów, teraz Ukrainie potrzeba, żeby Polska była jej sprzymierzeńcem”. Stachiw w 1941 r. w „grupach pochodnych” dotarł do Krzywego Rogu. W 1942 r. w Donbasie rozpoczął nacjonalistyczną działalność propagandową, bez powodzenia, tam powiedziano mu, że hasło „Ukraina dla Ukraińców” i „filozofia” Doncowa nie przejdzie.

            W 1944 r. Stachiw organizował szlak kurierski, łączący ukraińskich nacjonalistów z aliantami we Włoszech. Po utworzeniu na emigracji Ukraińskiej Głównej Wyzwoleńczej Rady (UHWR) został przewodniczącym Prezydium Środowiska tej Rady. Pierwszymi przedstawicielami UHWR, mówi Stachiw, byli J. Wreciona i M. Prokop, którzy przybyli do Szwajcarii. Gdy skończyła się wojna J. Wreciona skontaktował się z przedstawicielami polskiego Rządu Emigracyjnego i z ludźmi  piszącymi w „Kulturze”. Będąc w Austrii związałem się z J. Wrecioną on miał już kontakty z J. Czapskim z „Kultury” i innymi politykami. Od tego spotkania zaczęło się „wielkie zbliżenie” Polaków i Ukraińców de facto banderowców. Z wywiadu Stachiwa dowiedzieliśmy się o szlaku kurierskim z Nowego Jorku do mieszkania J. Kuronia, o wysyłaniu sprzętu poligraficznego i funduszy dla „Solidarności”.

            A. Michnik w nawiązaniu do orędzia greckokatolickich biskupów napisał, że ich głos warto przeanalizować, „budowa polsko-ukraińskiego pojednania jest trudna ale niezbędna, wbrew tym którzy pielęgnują nienawiść między naszymi narodami”. To jest obsesja pana Michnika, nie ma nienawiści między narodami istnieje dotąd nierozwiązany problem OUN-UPA. Upominanie się o godne uczczenie ofiar jest chrześcijańskim obowiązkiem, a domaganie się potępienia ludobójców OUN-UPA przestrogą dla potomnych. Greckokatolickim biskupom zabrakło odwagi, nie wskazali inspiratorów i wykonawców doktrynalnej, jednostronnej, planowo prowadzonej rzezi Polaków, wzywanie biskupów do wzajemnego wybaczania jest nieporozumieniem.

            Drogę do pojednania wskazuje ewangeliczna nauka o wybaczaniu, o czym biskupi wiedzą, a jednak podpisali dokument o charakterze czysto politycznym. W wymiarze religijnym winowajca uznaje winę, wyraża żal i prosi o wybaczenie. Nie osiągnie się pojednania z pominięciem etyki i prawdy historycznej.
                                                                                                                                                                                                                                                                  Monika Śladewska 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pokłosie eksponentów ukraińskiego nacjonalizmu

             Zbliżająca się rocznica obchodów rozpoczęcia rzezi kresowych Polaków przez tzw. Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) była okazją do podjęcia, nie po raz pierwszy, inicjatywy politycznej i ofensywy medialnej przez eksponentów ukraińskiego nacjonalizmu legalnie działających w Polsce. Oficjalnie odwołali się do 65-tej rocznicy wojskowo-administracyjnej operacji, mającej kryptonim „Wisła” mylnie przez nich i przez media nazywanej „akcją Wisła”. Obie rocznice są powodem do propagowania neobanderowskiego punktu widzenia na zaszłości historyczne, dotyczące stosunków polsko-ukraińskich. Przeciwstawianie się postounowskiej ofensywie nie jest łatwe, arsenał metod fałszowania historii jest ciągle wzbogacany. Dyżurni specjaliści tym razem postanowili przeforsować w Sejmie uchwałę potępiającą operację „Wisła”.
Nagłaśnianie krzywd wyrządzonych przesiedlonym nie tylko Ukraińcom także Łemkom, Bojkom, Polakom (rodziny mieszane) ma na celu odwrócenie uwagi opinii społecznej od zbrodni ludobójstwa dokonanej na Kresach Wschodnich II RP i po wojnie przez zbrojne formacje Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) na minimum 200 tyś. Polaków, wielu osobach innej narodowości i 80 tyś. Ukraińców. OUN odpowiada za pomoc Niemcom w likwidacji Żydów.

              8-go listopada 2012 r. w Sejmie odbyło się posiedzenie Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych pod przewodnictwem posła (PO) Mirona Sycza. Porządek posiedzenia przewidywał dyskusję na temat charakteru „akcji Wisła” i jej wpływu na współczesne relacje polsko-ukraińskie oraz podjęcia inicjatywy uchwałodawczej w sprawie „akcji Wisła”. Należy podkreślić iż nie chodzi o relacje polsko-ukraińskie gdyż one są dobre lecz o relacje polsko-ounowsko-banderowskie.

               Komisja w składzie 8 członków (Komisja liczy 18 członków) po niewielkich poprawkach przyjęła projekt uchwały dotyczący przesiedlenia 140 tyś. obywateli polskich wspomagających dobrowolnie lub pod przymusem zbrojne formacje OUN-UPA. Zaproszeni dyskutanci i rzekomi eksperci wywodzący się z grona gloryfikatorów OUN-UPA koncentrowali się na skutkach operacji „Wisła” przedstawiając ją jako działanie władzy komunistycznej wymierzone w ludność ukraińską. Nikt z dyskutantów nie wspomniał o inwazji banderowskich sotni, które z Wołynia i Małopolski Wschodniej przemieściły się na południowo-wschodnie tereny państwa polskiego gdzie kontynuowały proces „oczyszczania” rozpoczęty na Wołyniu w 1942 r.

               8-go listopada w Sejmie w obecności przedstawicieli ministerstw, ROWiM, prezesa IPN i kilku starostów odbyła się żenująca rozprawa. Obrońcy OUN osądzili rząd komunistyczny za podjęcie decyzji zgodnej z polską racją stanu. Osądzili dowództwo Wojska Polskiego i polskich żołnierzy za niedopuszczenie do oderwania 19 powiatów południowo-wschodniej Polski i za przeprowadzenie kosztownej operacji przesiedlenia, podczas której nikt nie zginął. Zarządzenie wydane Grupie Operacyjnej „Wisła” nakazywało – „Zachowanie humanitarnej postawy wobec przesiedlanych, traktowanie ich jako obywateli państwa polskiego”. Ludzi przesiedlano z dobytkiem, zapewniono transport, wyżywienie i bezpieczeństwo. Mogły zdarzyć się wypadki losowe dla wielu był to dramat rozstania się z ojcowizną lecz rozczenia i zadośćuczynienie za krzywdy należy kierować pod adres faszyzującego kierownictwa OUN.

                 Kontynuatorzy tradycji tzw. UPA pochodzący z rodzin dotkniętych nieuleczalną chorobą nacjonalizmu ukraińskiego nie umieją wyprowadzić logicznych wniosków z praktycznych działań faszystowskiej organizacji w czasie II Wojny Światowej. Wychowani na zmitologizowanej historii „UPA” opracowanej przez Łebeda – organizatora rzezi Polaków nie rozumieją, że inwazja banderowskich oddziałów stanowiła wielkie zagrożenie dla życia ludności i że tak drastycznej sytuacji nie miał prawa tolerować żaden rząd niezależnie od orientacji politycznej.

                Analiza treści wystąpień, wyselekcjonowanych mówców na posiedzeniu Sejmu 8-go listopada to temat do odrębnego artykułu, ograniczę się tylko do niektórych wypowiedzi. Przewodniczący Sycz przypomniał na wstępie iż 1990 r. Senat przyjął uchwałę o treści, którą zarekomenduje Sejmowi i poinformował, że IPN postanowił wszcząć śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej, popełnionej na ludności ukraińskiej w 1947 r. Za tak cenną informację przewodniczący dziękował prezesowi IPN Łukaszowi Kamińskiemu. Poseł Sycz nawiązał do 70-tej rocznicy wydarzeń wołyńskich. Dla posła Sycza ludobójstwo to tylko „wydarzenia wołyńskie”.

                Pierwszy zabrał głos dr hab. Roman Drozd, mówił o wymianie ludności w ramach umów republikańskich stwierdził, iż władza komunistyczna miała jeden cel mianowicie zbudowanie państwa jednonarodowego. Podkreślił jak ważne znaczenie miało zawarcie porozumienia przez poakowskie podziemie z podziemiem ukraińskim, to rzekomo łagodziło wzajemny konflikt. Uogólnienie jednostkowego przypadku jaki miał miejsce bez wiedzy dowództwa AK jest niewątpliwie manipulacją. Pan profesor nie rozumie znaczenia słowa „deportacja”. Przesiedlenie ludności z kurnych chat do znacznie lepszych warunków, w obrębie tego samego państwa, nazywa deportacją.

                Eugeniusz Misiło powoływał się na dokumenty mówiące o wojskowej czystce i rozwiązaniu problemu ukraińskiego w Polsce, o ofiarach represji stalinowskich niewinnych Ukraińców kierowanych do obozu w Jaworznie. Obok Polaków wymienił Ślązaków jako odrębną grupę etniczną. Adwokat Piotr Fedusio odniósł się do kwestii prawno-karnej oceny „akcji Wisła” udowadniał iż KC PPR nie był organem konstytucyjnym, a partia polityczną i jej decyzje nie są równoważne z decyzjami władz, PPR nie miała poparcia społecznego. PRM i KC PPR nie miały kompetencji do podjęcia uchwały o przesiedleniu, osoby te były funkcjonariuszami państwa komunistycznego i ich zachowanie, w ocenie adwokata, wyczerpuje znamiona przestępstwa. Pan Fedusio nie wyjaśnił jakie poparcie w społeczeństwie Ukrainy miała kolaborująca z Niemcami OUN, stanowiąca margines narodu ukraińskiego. Jako prawnik powinien znać prawno-międzynarodową oceny charakteru tzw. UPA, politycznie podlegającej kierownictwu OUN. Polska była podmiotem prawa międzynarodowego, większość kadry dowódczej realizującej decyzje o przesiedleniu, stanowili przedwojenni oficerowie od 1943 r. służący w Wojsku Polskim. Poza tym jest jeszcze prawo wewnętrzne o czym wie każdy prawnik.

                Dr hab. Bohdan Halczak posunął się do głoszenia bredni, powiedział min., że „Akcja Wisła” była jedną z wielu czystek etnicznych, które miały miejsce po II Wojnie Światowej w Europie. Według tego historyka, zaangażowanie 20 tyś. polskich żołnierzy do walki z wszystkimi siłami UPA, które wynosiły 2 tyś. to kompromitacja polskiej armii. Nie wspomniał, że ponad 3 tyś. uzbrojonych członków OUN działało w SKW i w miarę potrzeb byli powoływani do akcji, istniała jeszcze „Służba Bezpeky” w sumie jak pisze prof. Filar, siły te wynosiły około 6 tyś. dobrze uzbrojonych ludzi, działających w znanym terenie. ( Na Rubieży 88/ 2006 )

               Stefan Hładyk, potwierdza wywody poprzedników, że „akcja Wisła” miała charakter ściśle deportacyjny, a działania niekonstytucyjnych organów były bezprawne. Według niego ta operacja nakreśliła negatywny stereotyp Ukraińca. Nie jest w stanie zrozumieć, że to bestialstwo upowców splamiło dobre imię Ukraińca.

                Mirosław Czech czołowy działacz ZUwP, pomysłodawca kuriozalnych określeń, w publikacji GW Kresowian nazwał - dziećmi Stalina. Gratulował Syczowi determinacji i wiedziony wspomnieniem, przypomniał o staraniach, jakie wspólnie z J. Kuroniem podejmowali w 1990 r. kiedy to po raz pierwszy wnieśli uchwałę pod obrady Sejmu, tylko że wtedy, według mówcy, przeszkodzili polscy generałowie. Były poseł UW wie doskonale, że została ona odrzucona dzięki mądrym posłom. Poseł J. Dobrosz (PSL) na spotkaniu Kresowian informował, że miał intratne propozycje korupcyjne i że Kuroń z obstawą za wszelką cenę dążył do przegłosowania tejże uchwały.

                 Podczas dyskusji dominował ton oskarżycielski, brak refleksji i kompleksowej oceny działań ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego. Nasuwa się jeden wniosek mianowicie tzw. podziemie ukraińskie nie walczyło ze strukturami państwa polskiego tyko z komunistami.

                 Kolejne posiedzenie Komisji odbyło się 6-go grudnia2012 r., uczestniczyło w nim 13-tu członków (było kworum). Po otwarciu posiedzenia głos zabrał poseł Sycz uzasadniając projekt uchwały posługiwał się terminologią z arsenału propagandy ounowskiej mianowicie: nie była to akcja a operacja, przesiedlenie polskiej ludności kresowej to nie repatriacja lecz ekspatriacja. Sformułowanie – powracający Ukraińcy i Łemkowie byli wyłapywani i osadzani w obozie w Jaworznie, nie odpowiada prawdzie. W obozie siedzieli nie tylko Ukraińcy więc Komisja nie miała kompetencji wypowiadać się na ten temat.Poseł Sycz uważa, że „Już w czasie zimy poprzedzającej akcję „Wisła” istniała szansa na przywrócenie spokoju na spornych terenach”. Nie było spornych terenów. Polska miała granice ustalone na mocy porozumień międzynarodowych. Nie ma tragicznej historii Polski i Ukrainy, z narodem ukraińskim nic nas nie dzieli, odłam ukraińskich faszystów to nie naród, OUN nie miała mandatu do działania w jego imieniu. Można mówić o pojednaniu polsko-ounowsko-banderowskim pod warunkiem, to oczywiste.

                  Podczas pierwszego czytania profesjonalnie wypowiedzieli się: poseł Marek Ast (PIS), poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk (PIS), wiceprezes Fundacji Lwów i Kresy Południowo-Wschodnie Ewa Szakalicka, Prezes Rady Krajowej RSRRP Tadeusz Samborski, wykładowca WSSMiA Jacek Wilczur. Przewodnicząsy Sycz przerwał dr J. Wilczurowi czytanie pisma Kresowego Ruchu Patriotycznego Porozumienie Organizacji Kresowych i Kombatanckich.

                 Głos zabrał M. Czech, po raz drugi wrócił do początku propagandowej działalności Związku Ukraińców w Polsce. Mówił o debacie posłów „Solidarności” z opozycyjnymi deputowanymi Ruchu i konferencji w Jabłonnie. Jak przystało na profesjonalnego propagandzistę fakt tylko zasygnalizował. Otóż założycielem Ruchu odpowiednikiem polskiej „Solidarności” na Ukrainie był Mychajło Horyń syn ukraińskiego nacjonalisty. Pod koniec lat 80-tych często przyjeżdżał do Warszawy, przesiadywał w mieszkaniu Kuronia gdzie wspólnie budowali mosty pomiędzy Polską a Ukrainą. To wszystko toczyło się jeszcze nie w świetle kamer, tak napisał M. Wojciechowski (GW !8 stycznia 2013). Tenże Horyń uczestniczył w pseudokonferencji parlamentarzystów 4-5 maja w Jabłonnie, w której udział wzięła B. Berdychowska, mimo że parlamentarzystką nie była. Uczestnicy zademonstrowali swój antykomunizm nie wiedzę.

                  Wizyty Horynia w Polsce poprzedził wyjazd we wrześniu 1989 r. delegacji „Solidarności” z A. Michnikiem i posłem W. Mokrym na czele. Celem wyjazdu było budzenie ounowskich upiorów przebywających dotąd w podziemiu. Na tym zjeździe wystawiono herby miast południowo-wschodnich obszarów Polski. Ta wizyta miała znaczący wpływ na wydarzenia, które dziś obserwujemy na Ukrainie. Nie wszyscy biorący udział w tym posiedzeniu o tym wiedzieli, jeśli mówiło się o Ruchu to należało i o tym wspomnieć.

                  Za przyjęciem uchwały było 9 głosów, 4 głosy za jej odrzuceniem. Głosowanie miało odbyć się 3 stycznia, w ostatniej chwili projekt wycofano.

                Operacja „Wisła” została umiędzynarodowiona. Prezydent Juszczenko wydał dekret w sprawie uczczenia pamięci ofiar „akcji Wisła”. Prezydent Janukowycz wydał oświadczenie, w którym napisał min. „Chylę czoło w szacunku wobec męczeństwa setek tysięcy Ukraińców, którzy ucierpieli w wyniku „akcji Wisła”, traktujemy tą tragedie jako część akcji deportacyjnej totalitarnego reżimu”. Jeśli Janukowyczowi doradza Hanna Herman, która z H. Wujcem doradcą prezydenta Komorowskiego, w kwietniu 2012 r. brała udział w II Kongresie Ukraińców w Przemyślu to nic dziwnego, że w oświadczeniu są zawarte kłamstwa: o deportacji i o setkach tysięcy osób. Wobec faktu że operacja „Wisła” miała miejsce na terytorium Polski, a rebeliantami byli obywatele polscy, jest ona wewnętrzną sprawą państwa polskiego, prezydenci Ukrainy nie są uprawnieni do jej oceny.

                Na Kongresie w Przemyślu był obecny ambasador Ukrainy w Polsce M. Malśkij i przedstawiciele neofaszystowskiej, antypolskiej partii „Swoboda”. Wałkowano temat „akcji Wisła” w zakresie aspektów prawnych. Dotąd państwo polskie nie usunęło następstw deportacji, „akcja Wisła” nadal trwa, tak uważają Ukraińcy o nacjonalistycznym rodowodzie.

                 Silne lobby ounowskie działające w Polsce ma wsparcie w redakcjach „GW” i „Polityki”. W „Polityce” (9.01-15.01.2012) ukazał się artykuł Wiesława Władyki pt. „Pokłosie Wisły”. Nad tytułem autor zamieścił zdanie: Historia bez przerwy stawia Polaków do raportu i nakazuje odpowiadać na trudne pytania, ledwie minęła awantura o filmie „Pokłosie” już rośnie inna, w sprawie akcji „Wisła” z 1947 r. ”(Dane z internetu) prof. dr hab. Wiesław Władyka – kierownik Zakładu Polskiego Systemu Medialnego.

                 Od osoby legitymującej się tytułem naukowym oczekuje się kompetencji, a nie powielania frazesów z ukraińskiej nacjonalistycznej historiografii. Do raportu nie stawia nas Historia lecz autor artykułu i osoby z którymi się identyfikuje. Pan profesor sugeruje , iż Polacy mają przywdziać habity, iść do Kanossy, uznać swoje winy i wyrazić żal, po drugie przy ocenie akcji „Wisła” muszą brać pod uwagę konflikty polsko-ukraińskie jakie miały miejsce przed 1939 r. Żadne krzywdy sprzed 1939r. Nie usprawiedliwiają ludobójstwa, za które moralnie odpowiada S. Bandera, przywołany w artykule.
Pan Władyka powtarza wywody Sycza o zsyłaniu do Jaworzna ludzi „często bez żadnych dowodów winy w oparciu jedynie o kryteria narodowe”. Nieprawda. W obozie Ukraińcy stanowili najmniejszą grupę narodowościową, banderowców lub ich wspomagających kierowano na podstawie decyzji prokuratorów, często przywożono ich z bronią w ręku wprost z bunkrów, w stanie wyczerpania fizycznego. Autor nie wspomniał o udokumentowanym bestialskim mordowaniu Polaków na obszarach objętych operacją „Wisła.

                 Pan profesor na pewno zna kulisy uchwały Senatu z 3-go sierpnia 1990 r. i wie, że na fali antykomunizmu ukraińscy działacze „Solidarności” dokonali manipulacji. Prof. R. Duda nie dopuścił do realizacji wniosku senatora R. Ciesielskiego, który proponował przełożenie głosowania po wakacjach. Niestety do tego nie doszło. Był to wielki sukces apologetów OUN-UPA, Dudy i Mokrego.
W artykule jest zaniżona liczba ofiar, jeśli czerpie się wiedzę z opracowań nieobiektywnego historyka G. Motyki, który w tym zakresie badań nie prowadzi to trudno wynieść inne poglądy. Nie istniała partyzantka ukraińska, były bojówki banderowskie działające metodą partyzancką i partyzantka radziecka, w której połowę stanu osobowego stanowili Ukraińcy, oni są członkami Międzynarodowej Federacji Kombatantów. Pan profesor zlekceważył decyzję Sądu i IPN nie uznającą operacji „Wisła” za działanie bezprawne. Nie można ignorować stanowiska Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który 9 września 2012r. nieodwołalnie oddalił skargę wniesioną przez ZUwP przeciwko państwu polskiemu.
Operacja „Wisła” weszła do sfery polityki, problem powracać będzie dotąd dopóki parlamenty Polski i Ukrainy nie potępią zbrodniczej organizacji za dokonanie ludobójstwa. Ideowi spadkobiercy OUN-UPA korzystają z niewiedzy społeczeństwa i konsekwentnie realizują uchwałę OUN z 22-go czerwca 1990 r. która w aspekcie operacji „Wisła” brzmi: „Ważne jest ... postawienie na porządku dziennym tzw. Akcji Wisła. Dążyć aby stanęła ona na forum polskiego parlamentu i żeby sami Polacy ją potępili jako ludobójczą”

                                                                                                      Monika Śladewska

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Antychrześcijańska ocena ludobójstwa

                  Przed obchodami 70-tej rocznicy ludobójstwa dokonanego przez zbrojne formacje Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) na Kresach Południowo-Wschodnich IIRP apologeci OUN-UPA podjęli szereg inicjatyw mających na celu wyrównanie krzywd i usprawiedliwienie ludobójców. Zwieńczeniem tych działań jest orędzie biskupów Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej wygłoszone do wiernych na Ukrainie. Orędzie rozpoczyna się od słów „W przededniu obchodów 70-tej rocznicy ukraińsko-polskiego konfliktu na Wołyniu”. Pierwsze słowa dokumentu, wzięte wprost z ukraińskiej nacjonalistycznej historiografii, wskazuje iż jest to akt o charakterze bardziej politycznym niż religijnym. Nie ma dowodu na istnienie „konfliktu”, była to doktrynalna , zaplanowana w 1929 r. jednostronna rzeź bezbronnych, dokonana przez margines Narodu Ukraińskiego, skrótowo nazywany OUN-UPA i nie tylko na Wołyniu, także na obszarze objętym duszpasterstwem Cerkwi greckokatolickiej.
Cerkiew ta miała ogromny wpływ na Ukraińców mieszkających na terenie Małopolski Wschodniej gdzie mordy dokonywane przez zbrojne formacje OUN były kontynuowane z niemniejszym okrucieństwem niż to miało miejsce na Wołyniu. Gdyby ocena przeszłości dokonana została z pozycji chrześcijańskiej, mogłaby dać odpowiedź na dylematy moralne i złagodzić pamięć, niestety tak się nie stało. Przesłanie sformułowane przez politycznych doradców jest obliczone na przeczekanie obchodów 70-tej rocznicy tragedii Polaków.
Ukraiński ruch nacjonalistyczny był częścią faszyzmu europejskiego, skompromitowana faszystowska doktryna została w Europie potępiona przez rządy, parlamenty i Kościoły. Dokument, w którym pomija się problem integralnego ukraińskiego nacjonalizmu, jego ideologię i dokonania w czasie trwania wojny i po wojnie, w którym nie wymienia się inspiratorów i wykonawców „oczyszczania ziem ukraińskich”, pochodzących głównie z rodzin księży greckokatolickich, podzieli los papierów podpisanych przez prezydentów A. Kwaśniewskiego i L. Kuczmę oraz pojednawczych przesłań duchowych przywódców obu obrządków Kościoła katolickiego.

                Teza o „bratobójstwie”, „wzajemnej wrogości” i „winie obu stron”, była głoszona z okazji obchodów 60-tej i 65-tej rocznicy rozpoczęcia rzezi kresowych Polaków przez tzw. UPA. Wówczas także wzywano do kontynuowania poszukiwań prawdy przez historyków, do pojednania dwóch bratnich narodów, do wybaczania wzajemnych win. Sytuacja powtórzyła się dosłownie. Biskupi kierując się przesłankami politycznymi, usprawiedliwili morderców, zbilansowali cierpienia, Polaków uznali za równorzędnych sprawców, tym samym wpisali się w zręby strategii ukraińskiego nacjonalizmu, nie mającego nic wspólnego z etyką chrześcijańską. Fundamentem owej etyki jest prawda, jej ukryć się nie da ani przesłonić odniesieniem do prawosławnego Wołynia.

                 Wobec tak ogromnego nieszczęścia, wypowiedzi duchownych są szczególnie analizowane, świadkowie i ich potomkowie czekają na rozliczenie problemu moralnego, na potępienie sprawców zła Nie można stawiać na jednej płaszczyźnie agresora i napadniętego, bandyty z bronią lub siekierą i bezbronnego. Prawda o banerowszczyźnie i ukraińskich essesmanach z Dywizji SS-Galizien jest porażająca, stanowi wstrząsający przykład zła, duchowni Cerkwi greckokatolickiej wiedzą o tym a jednak milczą. Poprzez wyrównanie krzywd sprawcy ludobójstwa zostali rozgrzeszeni, bez aktu ekspiacji, eksponentom OUN-UPA można pogratulować zwycięstwa. w sferze moralnej.

                  Na wstępie przesłania biskupi przestrzegli „że manipulowanie okolicznościami tych wydarzeń na zamówienie polityczne i zacięte nieprzejednanie ludzkich serc pojedynczych osób lub grup mogą tylko rozdmuchać przygasły ogięń narodowej wrogości”. Nie określono jakie grupy na Ukrainie, ogień wrogości rozdmuchują, do jego wzniecenia są jedynie zdolni obrońcy ówczesnych oprawców, którzy na bohaterów narodowych kreują ukraińskich, faszystowskich zbrodniarzy wojennych.

                  Biskupi sugerują aby nad szczegółami przebiegu „konfliktu” jeszcze popracowali historycy rzecz w tym, że ludobójstwo dokonane przez ukraińskich faszystów jest dobrze udokumentowane, zrekonstruowano przebieg wydarzeń i ustalono nazwiska ofiar. W dokumentacyjnym opracowaniu dotyczącym zagłady duchownych obrządku łacińskiego, ustalono nazwiska zamordowanych przez OUN-UPA 160 księży, 17 zakonników, 22 zakonnic, wielu zostało rannych, a ponad 100 księży ratowało się ucieczką. Dokumenty są przyjęte przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, biskupi wiedzą o tym, a jednak wprowadzają w błąd wiernych.

                  Hierarchowie dokonali chrześcijańskiej oceny tragedii wołyńskiej i napisali „z chrześcijańskiego punktu widzenia na potępienie zasługuje polityka ukierunkowana na pozbawienie prawa samookreślenia się Ukraińców na swojej ziemi”. Polityczni propagandziści od lat piszą w tym samym stylu, tym razem inaczej myśl sformułowali. Czy duchowni mogą polityką usprawiedliwiać barbarzyństwo OUN-UPA? W etyce chrześcijańskiej i ogólnoludzkiej nie istnieją przyczyny, które mogłyby usprawiedliwić ludobójstwo.
Trudny jest dialog z ludźmi, którzy sięgają po atrybut Boży, jakim jest stworzenie człowieka i od razu zastrzegają, „że Bóg stworzył nas jako różnych.... więc narody polski i ukraiński będą mieć inną pamięć zbiorową”. I dalej podkreślają, że wzajemna wrogość, aż do rozlewu bratniej krwi nie ma usprawiedliwienia”. Czy w imieniu Narodu Ukraińskiego mogą wypowiadać się hierarchowie Ukraińskiej Cerkwi greckokatolickiej, której wierni stanowią niewielki procent społeczeństwa Ukrainy? Za największą w historii tragedię Polaków odpowiadają wyłącznie ukraińscy nacjonaliści, obywatele polscy, kierowani przez faszyzujące kierownictwo obu frakcjii OUN-Bandery i Melnyka. Obciążenie haniebnym dziedzictwem narodu jest zręcznym wybiegiem propagandowym, nic nas nie dzieli z Narodem Ukraińskim, ani z Ukraińcami, wielu z nich pomagało przeżyć kataklizm jaki nawiedził tą nieszczęsną ziemię. Naród Ukraiński w tym czasie bronił swojej biologicznej egzystencji przed hitlerowskimi najeźdźcami, OUN wspomagała Hitlera, była to niezwykle groźna kolaboracja zbrojna.

                 Tezę o „wzajemnej wrogości” wymyślił M. Łebed – organizator rzezi Polaków, ten absurd bezmyślnie w orędziu powielono. M. Łebed jeszcze innymi kłamstwami ratował siebie, w książce wydanej w 1946 r. przy pomocy księży bazylianów w Rzymie on pierwszy napisał o istnieniu „historycznej nienawiści Polaków do narodu ukraińskiego”. Łebed w książce nie wspomniał o mordowaniu Polaków, o „Służbie Bezpeky”, której był zwierzchnikiem, ani o wykonywaniu wyroków na wielu tysiącach ukraińskiej ludności cywilnej, nie popierającej OUN-UPA.

                 W przesłaniu biskupi powołując się na naród, wyrazili chęć kontynuowania dzieła, „pojednania dwóch bratnich narodów – dla wzajemnego wybaczania”. Nie sprecyzowali czego dotyczy „wzajemne wybaczanie”, kto był sprawcą nieszczęścia , komu należy wybaczyć. Ponadto biskupi powołując się na „objawioną prawdę”, zataili zaszłości historyczne, jakie miały miejsce w Małopolsce Wschodniej. Są udokumentowane fakty dowodzenie bandami przez księży grekokatolickich, podczas napadów na polskie wsie. Duchowni tej Cerkwi wzywali wiernych do niszczenia „kąkolu” i rozgrzeszali ludobójców. Pojednanie w przestrzeni religijnej dokonuje się na gruncie najwyższych wartości etycznych. Warunkiem wybaczania jest przyznanie się do winy, wyrażenie żalu i prośba o wybaczenie. Pojednanie i wybaczenie oparte na kłamstwie nie jest żadną wartością, ubolewać należy, że tak ważna kwestia moralna została podporządkowana celom politycznym. O pojednaniu pod warunkiem, można mówić tylko w odniesieniu do członków OUN-UPA i ich obrońców, obrona bandytyzmu jest grzechem zaniechania.

                  Inspiratorami, organizatorami i dowódcami tzw. UPA na Wołyniu nie byli ateiści tylko wierni Cerkwi greckokatolickiej, jest to niewygodna prawda, którą należy powiedzieć. Obarczanie za „bratobójstwo” wołyńskich Ukraińców jest świadomą ucieczką od własnej odpowiedzialności. Na temat rzezi wołyńskiej winna wypowiedzieć się Cerkiew prawosławna.

                 O charakterze czysto propagandowym jest sformułowanie, że „polityczne i ideologiczne racje, które wydawały się przekonujące dla naszych przywódców doprowadziły do zabójstwa niewinnych ludzi i wzajemnej zemsty”. Czy „wzajemną zemstą” było palenie kościołów wraz z wiernymi, mordowanie w amoku całych polskich wsi i rabowanie mienia? Stanowisko biskupów dalekie jest od zrozumienia normy moralnej jednoznacznie wskazuje na kierunek w jakim zmierza Cerkiew greckokatolicka. Przyjęcie sprzecznej z faktami postounowskiej tezy o "winie obu stron" uwiarygadnia pozycje kontynuatorów idei odradzającego się zbrodniczego ukraińskiego nacjonalizmu.

                  Pominięcie przez biskupów źródeł ideowych, na których opierała się ludobójcza działalność OUN-UPA pozwoliła na ukrycie oblicza ukraińskiego faszyzmu. Zwierzchnik Cerkwi greckokatolickiej A. Szeptycki znał dokument programowy OUN oraz pracę D. Doncowa pt. „Nacjonalizm”, drukowaną w drukarni O.O. bazylianów i rozprowadzaną przez sieć parafii greckokatolickich. Duchownym nie przeszkadzało 8 przekazania „dekalogu ukraińskiego nacjonalisty” – „Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmować wroga Twojej Nacji”. Czołowym działaczem OUN był dr teologii I. Hrynioch, późniejszy kapelan ukraińskiego batalionu "Nachtigall". Antychrześcijańską „etykę” potępił biskup H. Chomyszyn, który pisał „Nacjonalizm wprowadza pogańską etykę nienawiści”, nie poparł go Szeptycki i większość kleru greckokatolickiego.

                 Ukraiński ruch nacjonalistyczny jaki powstał w Galicji przed I Wojną Światową, w wyniku polskiej tolerancji rozwinął się na terenie II RP, tam gdzie w stosunku do Ukraińców panującą była Cerkiew greckokatolicka. Ukraińskie nacjonalistyczne organizacje UWO i OUN podjęły działania przeciw państwu polskiemu, prowadziły akcje sabotażowe i szpiegowskie na rzecz Niemiec. Niemcy w zamian dostarczali broń, dr A. Korman pisał „ujawniono min. nielegalne składowanie znacznej ilości broni i amunicji pochodzenia niemieckiego w rozległych podziemiach Katedry greckokatolickiej p.w. św. Jura we Lwowie, będącej pod zarządem metropolity J. E. A. Szeptyckiego”.

                  Po wejściu Niemców do Lwowa w 1941 r. abp Szeptycki moralnie wspierał Hitlera. W liście pasterskim pisał: „Z woli Wszechmogącego i Wszechmiłościwego Boga, zaczyna się nowa epoka naszej Ojczyzny. Zwycięską armię niemiecką witamy z radością i wdzięcznością”.

                  Cerkiew greckokatolicka nigdy nie służyła interesom Polski. Patriarcha Szeptycki był wdzięczny Niemcom za traktat brzeski, zawarty z URL 9 lutego 1918 r. Układ ten obiecywał wydzielenie „prowincji ukraińskiej”, oddawał URL Chełmszczyznę i część Podlasia. W odpowiedzi na protesty strony polskiej, abp stanął w jego obronie. Rozwój wydarzeń sprawił, iż ta umowa nie weszła w życie. Podczas walk polsko-ukraińskich o Lwów (listopad 1918 r.) metropolita stanął po stronie ukraińskiej. Po zawarciu traktatu ryskiego w 1921 r. Szeptycki wyjechał do Zachodniej Europy gdzie u rządów Wielkiej Brytanii, Francji zabiegał o uznanie Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej powołanej przez galicyjskich Ukraińców w październiku 1918 r. Państwa Ententy przedstawiały go jako agenta niemieckiego. Po ustaleniu granic w 1923 r. Szeptycki wrócił do Polski.

                  Zbrodnia ludobójstwa miała miejsce w czasie gdy Cerkwią greckokatolicką kierował abp Szeptycki. Podczas okupacji niemieckiej w 1942 r. na Wołyń przybywali aktywiści OUN z Małopolski Wschodniej, jedni zajmowali się organizowaniem bojówek zbrojnych, inni wraz z popami prawosławnymi podburzali społeczność ukraińską przeciw Lachom i komunistom. Duchowni obu Cerkwi, którzy nie akceptowali założeń programowych OUN byli mordowani przez banderowską „Służbę Bezpeky”. Przykładowo kowelski biskup Emanuel za odmowę wstąpienia do tzw. UPA został powieszony, a prawosławny pop z Kupiczowa – Zakidalskij miał ochronę AK. Duchowi przywódcy w swym religijno-politycznym fanatyzmie zapewniali wołyńskich Ukraińców o pomocy Boga, który synów Ukrainy ma w specjalnej opiece, tłumaczyli że wszyscy Ukraińcy występują przeciw Lachom i Moskalom, ich zabicie nie jest grzechem. W czasie gdy twór Bandery tzw. UPA, dowodzona przez grekokatolików na Wołyniu prowadziła już rzeź masową, w Katedrze p.w.św. Jura we Lwowie (kwiecień 1943 r.) odprawiano archirejską Służbę Bożą z okazji utworzenia Dywizji Waffen SS-Galizien, składającej się z Ukraińców. Na stanowisko szefa duszpasterstwa Szeptycki powołał ks. W. Łabę, kapelani tej zbrodniczej dywizji otrzymali stopnie oficerów SS. Tzw, UPA również posiadała swoich kapelanów.

                Rzymsko-katolicki, lwowski abp B. Twardowski w listach do abp. Szeptyckiego błagał o powstrzymanie rzezi Polaków, w tej sprawie z władyką prowadzili rozmowy przedstawiciele polskiego rządu emigracyjnego, niestety bez rezultatu. Za popełnione zbrodnie przez OUN-UPA, Dywizję Waffen SS-Galizien moralną odpowiedzialność ponosi arcybiskup Szeptycki osobiście.

                Cerkiew greckokatolicka w 1946 r. została zdelegalizowana przez władze USRR. Po zmianach geopolitycznych została reaktywowana w 1991 r. Ukraińska Cerkiew Greckokatolicka pod nowym przywództwem nie dokonała analizy przyczyn zagłady Kresów Wschodnich II RP, ani roli jaką odegrał najwyższy dostojnik tej Cerkwi i inni duchowni. Współcześni zwierzchnicy wiedzą o kolaboracji ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego z Niemcami, o pomocy ukraińskiej policji w likwidacji Żydów, o rozmiarach zbrodni dokonanej przez OUN-UPA na ludności polskiej, a także ukraińskiej i obywatelach innych narodowości, a jednak nie podjęli kroków w kierunku potępienia zbrodniczej organizacji i jej agend wykonawczych, wręcz odwrotnie kształtują fałszywy obraz historycznych wydarzeń. Banderowcy mówią – „my walczyli o sobornu derżawu”, a duchowni – „nie mamy władzy nad przeszłością”. Nie rozumieją, że mordowanie bezbronnych nie jest walką i że poprzednicy działali wbrew zasadom Ewangelii. Realia są takie – nie ma winnych za okrutne wymordowanie 200 tys. Polaków.

               Ukraiński ruch nacjonalistyczny w symbiozie z Ukraińską Cerkwią Greckokatolicką został reanimowany na Ukrainie i ma protektorów w Polsce. Jeśli na odradzanie hydry nie zareagują państwa europejskie historia może powtórzyć się nie jako farsa lecz jako krwawa rzeczywistość.

                                                                                         Monika Śladewska

1 komentarze:

.