Z recenzji książki Mashy Gessen pt. Putin człowiek bez twarzy:
"Władimir Władimirowicz Putin rządzi Rosją, de facto, nieprzerwanie od początku obecnego tysiąclecia i raczej trudno spodziewać się, że w najbliższych latach odda władzę. Borys Jelcyn namaścił go na swojego następcę w orędziu noworocznym, które wygłosił w ostatnich dniach 1999 roku. Wówczas świat zadał sobie pytanie: who is Mr Putin? Chociaż niektórzy już dawno sobie na nie odpowiedzieli – jak chociażby Masha Gessen – to jednak wielu nadal nie posiada wyrobionego zdania na jego temat. Bez wątpienia, Putin jest, jak to się ładnie mówi, zwierzęciem politycznym i człowiekiem o nieprzeciętnych zdolnościach. Abstrahując od oceny moralnej jego poczynań, trzeba mu to oddać. No właśnie, trzeba? Otóż nie. Rosyjska dziennikarka przedstawia go jako, co najwyżej, przeciętniaka, średnio utalentowanego urzędnika, który dziwnym trafem został najważniejszą osobą w największym państwie świata. Autorka nie dostrzega w nim żadnej charyzmy, która, w moim przekonaniu, widoczna jest gołym okiem.
Jej ocena osobowości Putina jest co najmniej kontrowersyjna. Gessen używa nawet momentami obraźliwych słów nazywając go „żulikiem” w kontekście chuligańskiej przeszłości, o której polityk chętnie wspomina w oficjalnych wypowiedziach. Jeśli nie jest to błąd w tłumaczeniu, to takie słownictwo jest całkowicie bezzasadne. Termin „żulik” jest pejoratywnym określeniem pijaka, a akurat o problemy z alkoholem nikt nigdy Putina nie posądzał. To, że dawnymi czasy nie stronił on od bijatyk nie czyni z niego reprezentanta środowisk patologicznych. Dla Gessen jest on również pospolitym złodziejem, który kradnie nie tylko grube miliony z budżetu państwa, ale i drugorzędne gadżety (w książce podany jest przykład butelki w kształcie kałasznikowa napełnionej wódką, którą rzekomo Putin sobie przywłaszczył będąc już prezydentem). Epitety takie jak żulik czy złodziej (w tym konkretnym kontekście) są zwyczajnie niestosowne dla rzetelnego dziennikarza. Najprawdopodobniej, autorka chciała w ten sposób mocniej zaakcentować swoją niechęć. W tekście atakuje go tak, jak atakuje się wroga, a traktowanie bohatera swojej książki jako przeciwnika nie wróży niczego dobrego, jeśli mówimy o literaturze faktu.
Dziennikarka już na samym początku stawia tezę i konsekwentnie stara się ją udowodnić. Putin jest w jej oczach okrutnym dyktatorem, który ma krew na rękach i który nie zawaha się przed niczym, aby tylko dostać to, czego pragnie. Narracja Gessen od samego początku zdaje się dostrzegać wyłącznie minusy charakteru rosyjskiego prezydenta. Dość wnikliwie analizuje ona chuligańskie epizody jego młodzieńczych lat czy też skłonności do sprawiania sobie kosztownych prezentów."
źródło: http://www.lekturyreportera.pl/ksiazki/straszne-oblicze-putina/
Władimir Putin nie jest demokratą. Nie jest też carem jakim był Aleksander II, paranoikim Stalinem czy religijnym nacjonalistą jak Dostojewski. Jest po troszkę każdym z nich i zdaje się, że tego właśnie pragną Rosjanie.
Tak jak większość Rosjan, Władimir Władimirowicz Putin wstaje późno. Czasami nie wychodzi z łóżka aż do jedenastej rano. Prezydent Rosji mieszka ze swoją żoną Ludmiłą i dwiema nastoletnimi córkami Marią i Kateriną, w Nowym Ogariewie położonym około czterdzieści kilometrów od centrum Moskwy, wiejskiej posiadłości usianej brzozami i jodłami, która została wzniesiona pod koniec XIX wieku dla syna cara Aleksandra II. Obecnie okolica ta stanowi przystań dla bogatych Rosjan, którzy pobudowali tu wystawne, często pozbawione smaku, dacze. Szczupły i w dobrej formie jak na swoje pięćdziesiąt pięć lat, Putin zazwyczaj rozpoczyna dzień od ostrego treningu na małym krytym basenie w swojej rezydencji (jego ulubionym stylem pływackim jest styl motylkowy). Na terenie posiadłości znajdują się stajnie, nowo odrestaurowana cerkiew, grządka warzywna i lądowisko dla helikoptera. Czasami Putin spędza cały dzień pracując w swojej rezydencji w Nowym Ogariewie. To tu, a nie na Kremlu, przyjmuje gości. Rzadko kiedy wyjeżdża z domu przed południem.
Jeśli jedzie do swojego gabinetu, przejeżdża szybko przez rzekę Moskwę, siedząc na tylnym siedzeniu opancerzonego mercedesa Pullmana, a następnie jedzie w dół Nowego Arbatu, krzykliwego bulwaru pełnego neonów kasyn, barów sushi i brzydkich, wysokich biurowców wzniesionych w epoce sowieckiej. W końcu, wraz z całą kawalkadą, Putin znika za murami Kremla i wysiada nieopodal swojego gabinetu, który mieści się w Starym Senacie, neoklasycystycznym budynku w kolorze musztardowym, wzniesionym na zamówienie carycy Katarzyny II Wielkiej w latach siedemdziesiątych XVIII wieku. Tu, po rewolucji 1917 roku, Lenin ustanowił swoją główną siedzibę, po tym jak Bolszewicy przenieśli stolicę z carskiego Sankt Petersburga do Moskwy.
Z gabinetu Putina, który znajduje się na drugim piętrze, w północno zachodnim skrzydle budynku, rozciąga się widok na Plac Czerwony. Sam gabinet jest skromnie urządzony i chłodny. Daje się w nim odczuć swego rodzaju staroświecką atmosferę. Stoi tu lichy telewizor i kilkanaście telefonów z ciężkimi słuchawkami – bezpośrednie linie telefoniczne do gabinetów doradców Putina na Kremlu i innych wysokich funkcjonariuszy w państwie. Dalej w korytarzu, w przebudowanych pomieszczeniach, które niegdyś za czasów Stalina, stanowiły część mieszkalną, znajduje się mała, oświetlona świecami, prawosławna kaplica, której ściany zdobią ikony. Kaplicę kazał zbudować poprzednik Putina, Borys Jelcyn, ale sam rzadko w niej bywał (jak powiedział Putin jednemu z gości). Putin natomiast, bardzo często ją odwiedza. Na drugim piętrze, znajduje się również prywatna jadalnia prezydenta, wyposażona w kolekcję butelek hiszpańskiego, czerwonego wina – jednego z jego ulubionych. Do przystawek, nazywanych przez Rosjan zakuskami, które często są najsmaczniejszą częścią posiłku, Putin lubi wypić kilka kieliszków wódki, a na koniec posiłku napić się koniaku z Dagestanu, republiki rosyjskiej położonej na targanym konfliktami północnym Kaukazie. (Popularność Jelcyna i wizerunek Rosji ucierpiały kiedy to Jelcyn upił się publicznie przy kilku okazjach. Putin cieszy się reputacją trzeźwego i uważa, by pić publicznie w sposób umiarkowany). Czasami spożywa kolację na Kremlu, ale najczęściej wraca do Nowego Ogariewa i po powrocie do domu dalej pracuje, popijając herbatę. Często chodzi spać dopiero po północy. Jego bliski współpracownik zdradził mi, że „WWP”, jak nazywają go jego pracownicy, nigdy nie kładzie się spać przed 2 nad ranem. Rosjanie mają powiedzenie: „korona cara jest bardzo ciężka”. 1 września zeszłego roku grupa dobrze uzbrojonych mężczyzn i kobiet wtargnęła do szkoły w Biesłanie, miasteczku, które stanowi ważny węzeł kolejowy w Północnej Osetii, na północnym Kaukazie. Opanowali budynek szkoły umieszczając 1200 zakładników, w większości dzieci, w sali gimnastycznej, a następnie odrutowując ją materiałami wybuchowymi. Napastnicy byli bojownikami islamskimi. Całą operację miał zorganizować Szamil Basajew, watażka, którego Putin powiązał z Osamą bin Ladenem i który stoi na czele prowadzonej od dziesięciu lat rewolty w Czeczeniii, próbując ją rozprzestrzenić na sąsiednie, w dużej mierze, muzułmańskie republiki. (Północna Osetia, stanowi wyjątek w regionie, bowiem jest głównie prawosławna). Buntownicy chwalili się, że udało im się dotrzeć do szkoły przekupując po drodze policjantów na posterunkach. „Wasi urzędnicy są zakłamani i skorumpowani” – przypomina sobie jeden z zakładników słowa napastników. Rosyjskie służby specjalne okrążyły szkołę. Po pięćdziesięciu dwóch godzinach w sali gimnastycznej, prawdopodobnie przez przypadek, eksplodował ładunek. Wybuch ten rozpoczął wielogodzinną strzelaninę, w skutek której poniosło śmierć trzystu trzydziestu zakładników, a siedmiuset zostało rannych.
Dzień po masakrze Putin zwrócił się z odezwą do narodu, która była nadawana w telewizji z Kremla. Zdawał się być bardzo autentyczny. Ciężko było oglądać nawet krótkie urywki z wydarzeń jakie pokazano w wiadomościach. „Trudno jest mi dziś przemawiać. To dla mnie bardzo bolesne.” – zaczął - „Przez ostatnie kilka dni wszyscy ogromnie cierpieliśmy.” W swoim wystąpieniu podkreślał ogromny wstyd i zażenowanie, że Rosjanie „w realiach jakie nastąpiły po rozpadzie wielkiego państwa”, nie przywiązali wystarczająco dużej wagi do obrony. „Okazaliśmy słabość, a słabi są bici”. Jego twarz pozbawiona była koloru. Zastanawiałem się czy był w szoku.
Ale wkrótce doszedł do siebie, podając do publicznej wiadomości szereg środków jakie miały zostać przedsięwzięte, aby jak powiedział „naprawić system władzy i rządzenia w państwie”. Jednym z tych środków miało być zniesienie powszechnych wyborów prezydenckich w republikach. Od tej pory prezydenci mieli być mianowani przez Kreml, a następnie zatwierdzani przez zgromadzenia ustawodawcze poszczególnych republik. Na zachodzie podniósł się głos krytyki potępiający powrót Rosji do autorytarnej przeszłości. Taka krytyka, choć trochę ostra, zdaje się być uzasadniona, bowiem, na przestrzeni ostatnich kilku lat, od 31 grudnia 1999 roku, kiedy to niedomagający Jelcyn mianował Putina prezydentem, ten kilkakrotnie i różnymi sposobami próbował zwiększyć kontrolę Kremla nad całym krajem. (Elektorat ratyfikował wybór Jelcyna w marcu 2000 roku, a w marcu 2004 roku wybrał Putina na kolejną kadencję). Niemniej jednak zdziwiło mnie, że niepokoje Zachodu mają się nijak do obaw i priorytetów zwyczajnych Rosjan. Mieszkałem i pracowałem w Moskwie jako szef biura „Business Week” i większość Rosjan, których spotkałem (z wyjątkiem przedstawicieli liberalnej inteligencji) popierało ogólny kierunek rządów Putina. Tak naprawdę jeśli docierały do mnie głosy krytyczne, to wypowiadali je ci, którzy twierdzą, że Putin nie jest wystarczająco autorytarny.
Putin to złożona postać. Ten były pułkownik KGB, czasami bywa celowo mało wyrazisty, a jego tajni i dobrze zgrani pracownicy zdają się działać zgodnie ze starą, wiejską, rosyjską zasadą „Iz izby soru ne wynesi” co dosłownie oznacza „Nie wynoś śmieci z chaty”. Tworząca się szkoła putinologii obfituje w mnóstwo teorii na temat tego co powoduje takim a nie innym postępowaniem prezydenta. Wielu analityków podkreśla jego przeszkolenie wywiadowcze i oraz to, że dorastał w czasach Związku Radzieckiego. Z kolei Aleksander Rahr, autor biografii Putina, nazywając go „Niemcem na Kremlu”, podkreśla rolę jaką odegrało oddelegowanie go z ramienia KGB do Drezna oraz jego sympatie dla niemieckiej kultury (mówi płynnie po niemiecku). Jeszcze inni widzą w nim ambiwalentnego Putina, rozdartego, jak to często bywa z Rosjanami, między myśleniem o sprawach zewnętrznych, zorientowaniem na zachód, a skupieniem na tym co wewnątrz - swoistym myśleniem słowianofilskim. Żywiołowy, rumiany Jelcyn, bardziej pasował do funkcjonującego na Zachodzie stereotypu rosyjskiego przywódcy. Ale Putin ma takie same rosyjskie korzenie i czerpie z tej samej rosyjskiej schedy co Jelcyn. Tak naprawdę rosyjskość Putina, w szerszym rozumieniu tego słowa, stanowi klucz do poznania tego człowieka, bowiem pod pewnym względem jego rządy odwołują się do typowych, rosyjskich tradycji politycznych.
Aby zrozumieć Putina trzeba zgłębić trzy podstawowe aspekty jego osobowości i charakteru politycznego. Ściera się w nim bowiem wojownik, wyznawca i czekista, odpowiadając kolejno jego profesjonalnemu wyszkoleniu i stosowanym metodom, kierowaniu się instynktem oraz przekonaniom patriotycznym i religijnym. Może się zdawać, że te typy osobowości do siebie nie pasują, ale tak często bywa w przypadku rosyjskich przywódców (w końcu Stalin, „Czerwony Car”, kształcił się w seminarium duchownym w Gruzji). Putina najlepiej można zrozumieć nie jako podzieloną, ale jako zintegrowaną i złożoną postać Rosjanina na Kremlu.
Wojownik
W „First Person” (2000r.), filmie dokumentalnym, zawierającym mnóstwo wywiadów z Putinem i na temat Putina, jego główny bohater wspomina, że kiedy mieszkał w mało spokojnej dzielnicy Leningradu obrywał od silniejszych rówieśników. Nie wiadomo do końca czy to on był inicjatorem tych bójek, czy w ten sposób reagował na drwiny i obelgi, które jego zdaniem nie mogły ujść nikomu na sucho. W każdym bądź razie postanowił zadbać o swoją formę „Jak tylko stało się oczywistym, że moja bojowa natura nie pozwoli mi zostać królem podwórka czy boiska, postanowiłem zacząć uprawiać boks” – powiedział. Po tym jak złamał nos, przerzucił się na sambo, radziecką odmianę judo i zapasów, aby wreszcie poprzestać na judo. Oddał się rygorystycznym treningom. Zdobył czarny pas i został mistrzem miasta. Walczył jak „śnieżna pantera” i jak powiedział jego trener był „zdeterminowany, by odnieść zwycięstwo bez względu na cenę”.
To cud, że udało mu się przeżyć pierwsze lata swojego życia. Dwóch jego starszych braci zachorowało i zmarło, jeden w niemowlęctwie, a drugi w wieku pięciu lat. Kiedy 7 października 1952 roku urodził się Władimir, jego matka miała czterdzieści jeden lat i w okresie ciąży była słabego zdrowia. Dziesięć lat wcześniej, kiedy Leningrad był pod okupacją nazistowską, ludzie masowo umierali z głodu. „Mama była na wpół żywa” – wspomina Putin w „First Person”. Ojciec, który przebywał w szpitalu gdzie leczył poważne obrażenia nogi spowodowane niemieckim szrapnelem, oddawał jej swoje porcje żywności. Po wojnie „papa” zaczął pracować jako pracownik fizyczny w fabryce wagonów. Dostał pokój na piątym piętrze w komunalnym bloku, bez windy, przy ulicy Baskow 12. Tu właśnie dorastał młody Putin. Mieszkał dwadzieścia minut spacerem od Prospektu Newskiego, głównej arterii miasta. Przy wejściu na ulicę kłębiła się „chmara szczurów”, które młody Putin gonił z patykiem w ręku. Raz udało mu się jednego osaczyć, ale ten rzucił się na niego i wystraszony Putin zatrzasnął drzwi „dając mu po nosie”.
Ostatnio natknąłem się na ciekawą hipotezę dotyczącą siły przetrwania Putina. Brenda L. Connors z zakładu badań strategicznych z Naval War College w Newport na Rhode Island, jest byłym kierownikiem protokołu dyplomatycznego i spraw politycznych w Departamencie Stanu, a także byłą solistką w Erick Hawkins Dance Company. Specjalizuje się w dosyć nietypowej dziedzinie, a mianowicie jest dyplomowanym „analitykiem ruchu”. Doświadczenie jakie zdobyła przyjmując Michaiła Gorbaczowa i innych światowych przywódców oraz zgłębiając tajniki tańca nowoczesnego zaowocowało zainteresowaniem ruchem ciała, począwszy od sposobu chodzenia, po gesty, mimikę twarzy oraz to jak język ciała wyraża nie tylko emocje, ale również zdradza style przywództwa i wzorce zachowań. Na podstawie dogłębnej analizy cech wyglądu fizycznego, utrwalonych na taśmie oraz badaniu dokonanym przez specjalistów w zakresie medycyny, psychologii, antropologii i innych dziedzin, stworzyła profile charakterologiczne wielu światowych przywódców. Jej praca może wydać się co najmniej dziwna, ale spotkała się z uznaniem między innymi Andrew Marshalla, legendarnego dyrektora Pentagon Office of Net Assessment oraz Leona Arona, głównego eksperta ds. Rosji w American Enterprise Institute w Waszyngtonie, autora popularnej biografii Jelcyna.
Nie tak dawno odwiedziłem Brendę Connors w jej gabinecie w Newport. Telefonicznie rozmawialiśmy o jej badaniach nad Putinem, a zwłaszcza o odkryciu przez nią uderzająco nierównego chodu prezydenta Rosji. Bardzo chciałem zobaczyć kasety z nagraniem i dowiedzieć się więcej na ten temat. Oprowadziła mnie po laboratorium, a następnie obejrzeliśmy taśmę, na której głównie nagrane były materiały z rosyjskiej telewizji. Doszliśmy do ujęcia z zaprzysiężenia Putina na prezydenta, wiosną 2000 roku, w sali Andrieja w Wielkim Pałacu Kremlowskim. „Tutaj widać wyraźnie” – powiedziała, kiedy oglądaliśmy jak Putin wchodzi do sali i kroczy po długim, czerwonym dywanie. Zrozumiałem co miała na myśli dopiero kiedy obejrzeliśmy to ujęcie w zwolnionym tempie. Byłam całkowicie zaskoczony. Lewa ręka i noga poruszały się w naturalny, swobodny sposób, ale zgięta w łokciu, prawa ręka była sztywna, jakby szarpana siłą barków. Putin powłóczył prawą nogą, nie obciążając jej ciężarem ciała. Kiedy obejrzeliśmy ten fragment po raz drugi w normalnym tempie, łatwo już było to zauważyć. Potem już dostrzegałem, że niedomagają również inne części jego ciała. Cała energia i siła ruchów wychodzi z lewej strony, tak jakby prawa strona jedynie jej biernie towarzyszyła. Nawet prawa strona tułowia zdaje się być nieruchoma. Kiedy trzyma w prawej dłoni długopis, to ten uchwyt jest luźny i niezdarny.
Connors pokazała nagrania chodu Putina wielu specjalistom, między innymi A. Thomasowi Pezzella’owi, chirurgowi kardiologowi z St. Louis, dwóm chirurgom ortopedom, rehabilitantowi ze szpitala marynarki morskiej w Newport oraz Bonnie Bainbridge Cohen, założycielce School for Body-Mind Centering w Amherst w stanie Massachusetts, która jest dyplomowaną terapeutką neurorozwojową. Eksperci snuli różnorakie przypuszczenia. Putin mógł przejść wylew. Być może jego problemy zdrowotne zaczęły się już w życiu płodowym. Może też cierpieć, jak przypuszcza Pezzella, na porażenie Erba spowodowane kleszczowym porodem, podczas którego mógł zostać nadwerężony prawy bark. Mógł też jako dziecko przebyć polio (po drugiej wojnie światowej w Europie i zachodniej Rosji panowała epidemia polio). Przypuszczenie o przebytym udarze mózgu zdaje się również potwierdzać braku czucia w palcach prawej ręki (nagranie video z walk Putina w judo pokazuje, że używa pięści a nie całej dłoni, aby odbić się od maty). Ponadto na podstawie swoich obserwacji oraz konsultacji z ekspertami, Brenda Connors twierdzi, że Putin nie raczkował w niemowlęctwie i wydaje się, że stąd bierze się u niego brak tak zwanego ruchu przeciwstawnego, w wyniku czego porusza się bardziej jak ryba czy gad, wykonując wężowate ruchy.
Connors twierdzi, że problemy zdrowotne Putina „wytworzyły w nim wolę przerwania i zmotywowały do odzyskania równowagi i wzmocnienia organizmu. Kiedy nie jesteśmy w stanie czegoś zrobić, jedynym sposobem na osiągnięcie celu jest ciężka praca.” Zaskakuje ją jego sprawność w judo. „Można go porównać z łyżwiarzem, który cierpi na wrodzoną wadę stopy, a mimo to zostaje mistrzem olimpijskim”. Chociaż prowadzone przez nią badanie zdaje się być pozbawione emocji, to Connors wykazuje dużą dozą empatii dla Putina „Wzruszające są te nagrania” – mówi - „najwyraźniej nauczył się wspaniale radzić sobie ze starą, głęboką stratą jaką nosi w sobie”. Kiedy usłyszałem te słowa, od razu na myśl przyszło mi inne słabowite dziecko, które wykazało się silną wolą i też z zacięciem uprawiło ćwiczenia fizyczne, w tym boks, a potem zostało głową państwa – Teodor Roosevelt.
Niektóre wnioski Connors wydają się niezbyt przekonywujące. Na przykład sugeruje ona, że wewnętrzny imperatyw Putina do uzdrowienia swojego ciała znajduje swe odzwierciedlenie w jego chęci utrzymania Rosji w całości, podczas gdy żaden inny rosyjski przywódca nie miałby podobnego poczucia obowiązku. Natomiast stwierdzenie, że Putin wykazuje się gadzimi cechami, nie jest tak dziwne jak się to może wydawać. Choć nie jest do końca prawdą, że ontogeneza powtarza filogenezę, to współczesna biologia dostrzega związek między rozwojem embrionalnym a etapami ewolucyjnymi. Cechą charakterystyczną gadów, według Connors, jest to, że „strzegą swoich granic i kiedy te zostają naruszone przez obcego, odruchowo rzucają się do przodu.” Jest to najlepszy opis reakcji Putina na wtargnięcie bojowników w północnym Kaukazie, jakiego nie udało mi się usłyszeć z ust żadnego politycznego analityka.
Konflikt w Czeczeniii dowodzi, że Putin jest zażartym i bezlitosnym wojownikiem. Nie trzeba zapoznawać się z badaniem Brendy Connors, żeby dostrzec, że życie nauczyło Putina jednego - „słabi dostają po głowie”. Po upadku imperium sowieckiego, w 1994 roku wybuchła pierwsza wojna czeczeńska, po tym jak Jelcyn najechał na Czeczeniię, aby udaremnić dążenia niepodległościowe tej republiki, którym przewodził Dżochar Dudajew. Po prawie dwóch latach ostrych walk i zabójstwie Dudajewa, podpisano porozumienie pokojowe i wojska rosyjskie wycofały się z terytorium Czeczeniii. Jednak pokój był bardzo niepewny. W sierpniu 1999 roku Basajew, przywódca partyzantów podczas pierwszej wojny czeczeńskiej, dla którego sprawa zaczęła przybierać coraz bardziej formę walki islamskiej, wkroczył do sąsiedniego Dagestanu z muzułmańskimi oddziałami, w tym wahabitami z Dagestanu oraz żołnierzami z Centralnej Azji i Bliskiego Wschodu, pod hasłem utworzenia zjednoczonego czeczeńsko-dagestańskiego państwa islamskiego.
Kilka dni po inwazji Jelcyn mianował Putina premierem i tym samym wskazał w jego sobie swojego następcę. W tym czasie Putin pełnił funkcję szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa, agencji bezpieczeństwa, która zastąpiła KGB. Jelcyn był już przewlekle chory i rzadko kiedy był w stanie pracować kilka godzin dziennie. Stąd sprawę Czeczenii oddał w ręce Putina. Pod jego przywództwem siły rosyjskie wyparły bojowników z Dagestanu z powrotem do Czeczenii. We wrześniu, w Moskwie i kilku innych większym miastach Rosji, miała miejsce fala zamachów bombowych, o które oskarżano islamskich terrorystów, choć nie przyznali się oni do ich zorganizowania. Mając poparcie, wytrąconego z równowagi rosyjskiego społeczeństwa, w odwecie Putin dokonał brutalnej inwazji na Czeczeniię. Opisując swoje zamiary względem partyzantów czeczeńskich, posłużył się slangiem z półświatka i powiedział, że chce ich „mochit w sortire” czyli wykończyć w toalecie(co w wolnym tłumaczeniu oznacza „zlać” lub „zalać krwią”). Grozny, stolica Czeczenii, został zrównany z ziemią przez rosyjskie bombowce. Z początkiem 2002 roku rosyjskie wojska kontrolowały niemalże całe terytorium republiki (teren mniej więcej odpowiadający obszarowi New Jersey), z wyjątkiem kryjówek bojowników oraz terenów górskich, skąd Czeczenii mogli (i nadal mogą) dokonywać mniejszych ataków. Kiedy odwiedziłem Grozny jesienią 2002 roku, miasto nadal było niemal całkowicie opustoszałe i zrujnowane.
Co prawda judo nauczyło Putina jak trzymać emocje na wodzy, ale kiedy się zdenerwuje, w ataku złości może być nie tylko ordynarny, ale też paraliżująco zgryźliwy. Na konferencji prasowej w Brukseli w listopadzie 2002 roku redaktor z La Monde zapytał go o stosowanie min przeciwpiechotnych w Czeczenii. Kiedy w odpowiedzi otrzymał ostrą ripostę, zadał Putinowi bardziej jednoznaczne pytanie: „Nie uważa Pan, że próbując zlikwidować terroryzm, dokona Pan likwidacji ludności cywilnej w Czeczenii?” Putin odpowiedział: „Jeśli chce Pan zostać islamskim radykałem i zostać obrzezanym, zapraszam do Moskwy, bo mój kraj skrywa różne talenty i mamy u nas różnych specjalistów. Proponuję, żeby wykonali operację tak, żeby nic już tam nie wyrosło”.
W miarę rozwoju konfliktu w Czeczeniii, który zmienił się w krwawą vendettę, Putin ma rację biorąc wszystko do siebie. Za jego głowę bojownicy wyznaczyli dwadzieścia milionów dolarów nagrody i istnieje duże prawdopodobieństwo, że będą chcieli porwać jego nastoletnie córki. Zarówno prawosławie jak i islam to religie i kultury patriarchalne. Jako mężczyzna i symboliczny ojciec narodu, Putin powinien chronić kobiety i dzieci. Jego przeciwnicy z tryumfem odnotowali słowa, w których przyznał, ze „bardzo cierpiał” po wydarzeniach w Biesłanie. Udało im się przebić jego tarczę, w wyniku czego wydał się niemęski. „Putin kwilił jak dobijana świnia”, cieszył się Basajew, w oświadczeniu jakie pojawiło się na witrynie internetowej.
Krytycy w Rosji i na Zachodzie twierdzą, że twarda polityka Putina, zwłaszcza dokonanie całkowitego zniszczenia Groznego, jedynie prowokuje terrorystów do odgrywania się na niewinnych Rosjanach. Ale on ma inny ogląd sytuacji. Nawet jego krytycy muszą przyznać, że udało mu się zdławić bunt Czeczenów oraz udaremnić zapędy terytorialne Basajewa i jego zwolenników. Również uzasadnione jest jego sceptyczne podejście do wynegocjowanego porozumienia – przecież Basajew wykorzystał rozejm podpisany z Jelcynem w 1996 roku do przeorganizowania sił, tak by móc przeprowadzić kolejny atak. Zaraz po wydarzeniach w Biesłanie Putin spotkał się w Nowym Ogariewie z obserwatorami rosyjskiej sceny politycznej ze Stanów Zjednoczonych i Europy. Wśród nich był Aleksander Rahr, biograf Putina. Poprosiłem go, aby powiedział mi jakie jest nastawienie prezydenta po tym co się stało w Biesłanie. „Bardzo waleczne” – odpowiedział – „jak sportowiec...dochodzi do siebie, zbiera siły, ćwiczy mięśnie, koncentruje się na wrogu.”
Czekista
W 1932 roku James Abbe, amerykański fotograf, pojechał do Moskwy gdzie udało mu się umówić na krótką sesję zdjęciową ze Stalinem. Potem Abbe napisał: „wiele lat pracy w kinie nauczyło mnie, że oczy stanowią siedemdziesiąt pięć procent całego portretu”. Stalin zrobił na nim wyjątkowe wrażenie. „Jak tylko zobaczyłem białka jego oczu wiedziałem, ze Stalin ma chirurgiczną umiejętność wydobycia myśli człowieka jakie kłębią mu się w głowie i rozłożenia ich na stole na czynniki pierwsze.”
Putin również ma taki wzrok, że jak człowiek się z nim spotka, to ma dziwne uczucie, że został prześwietlony (Putin ma metaliczne, niebieskie oczy, Stalin natomiast miał kocie żółte). Koledzy Putina z KGB byli pod wrażeniem jego wzroku, który „nie pozwolił kłamać”, przynajmniej tak mówi dossier sporządzone przez moskiewskiego naukowca zajmującego się polityką. Badając nagrania Brenda Connors była pod wrażeniem siły spojrzenia Putina oraz jego umiejętności słuchania innych. Twierdzi, że jest „niezwykle przenikliwy” – to ogromne atuty czekisty, który służył w sowieckiej służbie bezpieczeństwa. (Pierwszą sowiecką agencją bezpieczeństwa była Czeka, akronim rosyjskiej nazwy Czriezwyczajnaja Komissija czyli Wszechrosyjska Nadzwyczajna Komisja).
Myśl o wstąpieniu do KGB zaświtała mu w głowie już w latach chłopięcych. Putin, jak powiedział twórcom „First Person”, był pod wrażeniem powieści i filmów szpiegowskich. „Najbardziej mnie zadziwiało, że człowiek może osiągnąć więcej niż wojsko. Jeden szpieg mógł decydować o losie tysiąca ludzi”. W dziewiątej klasie zgłosił się do biura zarządu KGB w Leningradzie i wyraził zainteresowanie pracą dla nich. Powiedziano mu, że KGB nie przyjmuje ludzi z ulicy, którzy przychodzą sami z siebie i że musi ukończyć wyższe studia, na przykład prawnicze. „Od tego momentu” – mówi Putin – „ zacząłem przygotowywać się do egzaminów na wydział prawa Uniwersytetu w Leningradzie.” Kiedy był na czwartym roku poproszono go, żeby wstąpił „do agentury”. Po ukończeniu studiów w 1975 roku, Putin rozpoczął swoją siedemnastoletnią karierę w KGB, głównie pracując w wydziale wywiadu zagranicznego. Wystąpił z służby bezpieczeństwa po nieudanym zamachu stanu w 1991 roku, przeprowadzonym przez zatwardziałych oficerów KGB, którzy chcieli zachować Związek Radziecki. Spiskowcy mieli „wspaniałe” intencje, jak potem mówił, ale wybrali złą metodę. Putin-czekista to człowiek wyrachowany, zwodniczy, o wyważonej taktyce. Przyobleka się w cynizm jak w dobrą, wysłużoną pelerynę. Na przykład upiera się przy zachowaniu wolności prasy, w tym samym czasie przywracając kontrolę Kremla nad telewizją publiczną, którą pod rządami Jelcyna przejęli oligarchowie, miliarderzy, posiadający własne programy polityczne. Jego mentalność czekisty wydaje się wyjawiać mniejszą antypatię do samej demokracji, natomiast zdecydowanie pozbawia go cierpliwości dla bałaganu stanowiącego niejako nieodłączną cechę demokracji. Jedną z pozytywnych stron wykształcenia zawodowego Putina jest waga jaką przywiązuje on do dobrej organizacji i szczegółów. Rabin Beryl Lazar, który na czele rosyjskiej społeczności żydowskiej, opowiedział mi historię ilustrującą upodobanie Putina do skuteczności w działaniu. Otóż, kilka lat temu, podczas zwyczajnego spotkania z Putinem na Kremlu, Lazar wspomniał mu o pewnej młodej mieszkance Moskwy, która usunęła antysemicki znak stojący przy drodze i tym samym spowodowała wybuch materiału wybuchowego, w wyniku czego o mały włos nie utraciła wzroku. Lazar powiedział Putinowi, ze kobieta ma problemy z sąsiadami i chce przeprowadzić się do innej dzielnicy. Lazar nie był do końca pewien czy Putin go słuchał czy nie. Wyszedł z jego gabinetu, ale na dole zatrzymał go wartownik i kazał mu wrócić. Bliski współpracownik Putina poinformował, że prezydent właśnie zadzwonił do burmistrza Moskwy, Jurija Łużkowa, w sprawie mieszkania dla wspomnianej kobiety i że Łużkow oczekuje Lazara w swoim gabinecie. Być może Putin sam zajmuje się takimi sprawami, bo nie ma pewności czy zostaną właściwie załatwione. „Bardzo go denerwuje nieudolność państwa” powiedział mi rabin.
Można przypuszczać, że taka osoba jak Putin jest podejrzliwa i w istocie, nawet osoby przychylnie do niego nastawione przyznają, że potrafi być wyjątkowo nieufny. Jedynie kilka osób ze swojego otoczenia darzy całkowitym zaufaniem, a większość z nich zna od wielu lat. Ta grupa ludzi przypomina klan. Olga Krysztanowskaja, analityk polityczny, powiedziała mi, że Putinowi udało się stworzyć biuro polityczne na kształt sowieckiego. Ale nawet wobec swoich bliskich współpracowników, Putin trzyma wiele spraw w tajemnicy. Podczas spotkań „nie deklaruje się” i unika jednoznacznej odpowiedzi, jak powiedziała mi pewna dobrze poinformowana osoba z Moskwy, która uczestniczyła w prywatnych spotkaniach Putina. Jego dwaj najbliżsi współpracownicy na Kremlu to byli agenci KGB. Jeden z nich to Igor Seczin, człowiek o piskliwym głosie, weteran radzieckiej kampanii mającej na celu udzielenie wsparcia komunistycznym pełnomocnikom w Angoli, nadzoruje między innymi przepływ dokumentów w kancelarii prezydenta. Drugi z kolei, Wiktor Iwanow, weteran zakończonej niepowodzeniem operacji w Afganistanie w latach osiemdziesiątych, zajmuje się między innymi zapewnianiem bezpieczeństwa spotkań rządowych i doradztwem w sprawie polityki względem Czeczeniii. Obydwaj są znani ze swojej niechęci do rosyjskich liberałów o zachodnich zapędach, z którymi Putin utrzymuje sporadyczne stosunki. Wielu obserwatorów twierdzi, że najmądrzejszym współpracownikiem Putina jest Władisław Surkow - człowiek spośród wąskiego kręgu bliskich mu ludzi, którego Putin nie znał przed objęciem urzędu prezydenta. Surkow zajmuje się operacjami politycznymi oraz kontaktami z Dumą, jest w połowie Czeczenem, ale trudno znaleźć kogoś o równie bezkompromisowym podejściu do sprawy Czeczeniii.
Umiejętności Putina - czekisty chyba najlepiej uwidaczniają się w jego poczynaniach z oligarchiami, którzy wniknęli w struktury Kremla za rządów Jelcyna i dorobili się fortun manipulując przetargami prywatyzacyjnymi i traktując państwo jak swoją własność. Kiedy w 1996 roku Putin dołączył do kremlowskich urzędników, pracował z oligarchami i ich mecenasami. Grupa ta, w skład której wchodziła córka Jelcyna, nazywana była „Rodziną”. Nie mógłby się wspiąć po drabinie kariery, ani otrzymać stanowiska premiera bez poparcia „Rodziny” i istotnie, wkradł się w łaski tego grona. Otrzymał ich przyzwolenie na objęcie urzędu prezydenta. Członkowie Rodziny stwierdzili bowiem, że wszystko pozostanie po staremu i że „nie będzie próbował zaaresztować czy okantować oligarchów”, jak powiedział mi wtedy Michaił Fridman, miliarder, prowadzący interesy w bankowości i handlujący ropą naftową. Ale wkrótce okazało się, ze Putin, jak większość Rosjan, uważa oligarchów za przestępców, podstępnie trzymających w garści sznurki władzy. Postanowił przerwać te powiązania, posługując się wszelkimi możliwymi formami nacisku. Jego pierwszym celem był Władimir Gusinski, magnat medialny, który wsparł finansowo Jelcyna w wyborach w 1996 roku. Jego imperium medialne miało długi, gwarancję których stanowiło przedsiębiorstwo państwowe. Gusinski został aresztowany i oskarżony o kradzież własności państwowej. Zrzekł się na piśmie swoich interesów w zamian za zezwolenie na emigrację na Zachód. Następnie na celowniku Putina znalazł się ekstrawagancki Boris Bierezowski, który pełnił funkcję w administracji Jelcyna i aktywnie wspierał Putina w jego karierze. Ten opuścił kraj zanim został oskarżony o przywłaszczenie mienia.
Po tym jak Bierezowski i Gusinski opuścili kraj, Putin zawarł z oligarchami niepisane porozumienie, że pozostali magnaci będą mogli zatrzymać swoje fortuny i pozostać na wolności pod warunkiem, że będą trzymali się z daleka od sceny politycznej. Magnat naftowy, Michaił Chodorkowski, wystawił Putina na próbę, mówiąc o swoim zamiarze udzielenia finansowego wsparcia opozycyjnym partiom politycznym. Putin wysłał mu sygnał ostrzegawczy, aresztując jednego ze wspólników Chodorkowskiego. Mimo to Chodorkowski nie dał za wygraną. Pewnego jesiennego ranka 2003r. tuż przed świtem, został zatrzymany w swoim prywatnym samolocie, który miał międzylądowanie na Syberii w celu uzupełnienia zapasu paliwa. Obecnie jest w więzieniu w Moskwie, podczas gdy ciągnie się jego proces o oszustwa i unikanie płacenia podatków. Jukos, firma Chodorkowskiego, na którą władze podatkowe nałożyły miliardowe odszkodowania, jest w stanie rozkładu, a najcenniejsze jej części zamieniono z powrotem w przedsiębiorstwo państwowe. Czekiści grają, by wygrywać.
Na Zachodzie sprawa Chodorkowskiego wywołała oburzenie, a to z powodu manipulacji jakich dopuścił się Putin względem organów porządku publicznego i sądów. Niemniej jednak w Rosji, choć nikt nie wierzy, że Putin stosuje się do rządów prawa, większość zwykłych obywateli, jak również członków elit politycznych (znów, poza liberałami), popiera jego poczynania polityczne. „Misza naruszył zasady, na które wcześniej przystał” – powiedział o Chodorkowskim Michaił Margelow, były agent KGB, a obecnie deputowany do Dumy. (Liberalny przywódca polityczny i bankier Boris Niemcow twierdzi, że Putin jest typowym Rosjaninem, bowiem raczej przestrzega „po poniatiam” czyli niepisane porozumienia, niż przepisy prawa). Nawet wielu zachodnich inwestorów mieszkających w Rosji, opowiada się po stronie Putina. William Browder, były bankier inwestycyjny z Wall Street, który zarządza Hermitage Capital, funduszem inwestycyjnym z siedzibą w Moskwie, określa sytuację w sposób następujący: „Mamy do wyboru albo rządy mafii albo autorytarnego prezydenta”. Jakkolwiek brutalne są jego metody, za kadencji Putina odnotowano stały wzrost gospodarczy oraz powstanie średniej klasy przedsiębiorców w Moskwie, Sankt Petersburgu i kilku innych większych miastach Rosji. A zatem można mówić nie tyle o powstających rządach prawa w Rosji, co o rządach Putina. Ciągle aktualne pozostaje pytanie czy Putin jest w stanie powstrzymać się od czerpania z bogactw, które ma w zasięgu ręki. Zdecydowanie dominuje cynizm, bowiem ogólne przeczucie jest takie, że Putin musiałby wykazać się wręcz herkulesowym wysiłkiem, by powstrzymać się od chwycenia kilku, co smakowitszych, kąsków. Ostatnio dowiedziałem się od dobrze poinformowanego amerykańskiego urzędnika, że gdy Putinem powoduje patriotyzm i egoizm „ława przysięgłych nie istnieje”. Wydaje mi się, że Rosjanie przyzwalają na to, by Putin działał pod wpływem pobudek patriotycznych i osobistych, bowiem ich zdaniem, nie ma nic złego w tym, że przywódca zgarnie coś dla siebie, pod warunkiem, że pierwszy i najlepszy kawałek oddaje państwu. Putin najwyraźniej ubiera się dużo lepiej, ale nie daje po sobie zauważyć jakiś szczególnych przejawów przepychu i majątku. Miesięczna pensja prezydenta wynosi około stu pięćdziesięciu tysięcy rubli czyli pięć tysięcy dolarów.
Wyznawca
Monaster srietienski, który znajduje się dwadzieścia minut drogi od Kremla, przy ulicy Bolszaja Łubianka, został założony w 1397 roku na świętej, ojczystej ziemi, w miejscu gdzie Moskale spotkali się z prawosławnymi patriarchami z rosyjskiego miasta Władimir. Przybyli oni razem z ikoną, która miała ochronić Moskwę przed niewiernym Timurem. Legenda głosi, że w tym właśnie momencie ujrzał on Matkę Boską, która nakazała mu oszczędzić Moskwę. Niedoszły najeźdźca odjechał. W 1925 roku klasztor został zarekwirowany przez czekistów, którzy zrównywali z ziemią kościoły, dokonywali rzezi wyznawców i budowali dormitoria dla oficerów. W 1995 klasztor srietienski został ponownie otwarty. Teraz przeżywa swój rozkwit – ma nową dzwonnicę, odnowioną kaplicę, dobrze prosperującą księgarnię, pomnik upamiętniający męczenników, którzy zginęli z rąk czekistów oraz seminarium. Pewnego dżdżystego ranka, w środę, wybrałem się na spacer. Przeszedłem przez bramę klasztorną, następnie przez ogród porośnięty paprociami i czerwonymi różami i zapukałem do drzwi archimandryty monasteru - Tichona, który jest osobistym spowiednikiem Putina.
Ojciec Tichon nie może potwierdzić, że spowiada prezydenta, bo zasady kościelne nie pozwalają mu mówić czy spowiadała się u niego jakaś babuszka, a co dopiero prezydent Rosji. Może natomiast wskazać spowiednika, osoba, która się u niego spowiada i Kreml potwierdził ten fakt w imieniu prezydenta. Jak podaje Kreml, Putin, którego w tajemnicy ochrzciła matka (nie chciała, by jego ojciec o tym się wiedział), spotkał ojca Tichona na długo przed tym zanim został prezydentem. Teraz spotykają się kiedy i gdzie zażyczy sobie tego Putin. W kościele prawosławnym instytucja spowiedzi jest bardzo złożona i intymna. Obowiązek w dużej mierze spoczywa na spowiadanym, który powinien darzyć spowiednika dużym szacunkiem – „powinien radzić się go we wszystkich sprawach, przyjmować go z miłością i oddawać mu pokłon” – jak mówi Domostroj, siedemnastowieczny zbiór przepisów regulujących życie codzienne według zasad kościoła prawosławnego.
Z jednej strony byłem ciekawy spotkania z ojcem Tichonem, ale z drugiej, obawiałem się go. Na podstawie tego co udało mi się ustalić, cieszył się opinią oportunistycznego kościelnego polityka. Nie tylko miał bliski kontakt z Putinem, ale również z innymi wpływowymi członkami gabinetu, wywodzącymi się z KGB. Znany jest również ze swych ultranacjonalistycznych poglądów. Latem 1998 roku brytyjska pisarka Victoria Clark przeprowadziła z nim wywiad do swojej książki „Why Angles Fall” („Dlaczego Anioły Upadają”) na temat ortodoksyjności w Europie Wschodniej i Rosji. W swojej książce Clark opisuje ojca Tichona jako „młodego, szorstkiego w obejściu zakonnika o bystrym spojrzeniu, z rozwichrzoną, rudą brodą” i przywołuje jego stwierdzenie, że gułagi założyli Żydzi.
Kiedy spotkałem ojca Tichona, który teraz zbliża się do pięćdziesiątki, stanął przede mną szczupły człowiek, o młodzieńczym wyglądzie, choć jego płomienno-czerwona broda zmieniła się w rdzawo-brązową. Ubrany był w czarny habit, a na długim łańcuchu miał zawieszony krzyż. Nosił długie, gładko związane z tyłu, włosy. Usiedliśmy obok siebie przy okrągłym, drewnianym stole, na którym położył dwa telefony komórkowe. Wbrew moim oczekiwaniom okazał się łatwym i rozbrajającym rozmówcą.
Chciałem wydobyć z niego jakieś informacje na temat Putina stwierdzając, że przywódca Rosji ma do odegrania ważną rolę duchową. Ojciec Tichon spojrzał się na mnie nieco zdziwionym wzrokiem i zapytał co mam na myśli. Odpowiedziałem, że zadaniem przywódcy jest nie tylko bronić kraj, terytorium Rosji, ale pełnić rolę swego rodzaju strażnika idei Rosji i obrońcy ducha narodu. Te ostatnia myśl wywołała u mojego rozmówcy potok słów. „Ma pan zdecydowanie rację” – powiedział ojciec Tichon – „Rola jaką odgrywa pierwsza osoba w państwie (użył on rosyjskiego sformułowania „pierwoje lico” co oznacza „pierwsza twarz”, „pierwsze oblicze”) jest ogromna, dużo większa niż w Ameryce” i jak mówił dalej, bez względu na to czy jego rządy są dla państwa dobre czy złe. Za panowania cara Aleksandra III, „bardzo silnego cara”, który wypowiedział pamiętne słowa, że Rosja nie ma innych sojuszników poza własnym wojskiem i marynarką, Rosja była potężna, mogła równać się z innymi europejskimi potęgami. Natomiast Lenin „był człowiekiem pobawionym wszelkich zasad, potworem [który] zamienił Rosję w potwora.” Jelcyna z kolei był niepoważny, „nietrzeźwy” i w trakcie jego kadencji Rosja ledwo trzymała się na nogach i groziło jej rozpadnięcie się na kawałki.
Zapytałem go jaki jest wizerunek Putina i jaki przykład daje on Rosji. „Praca” – zaczął ojciec Tichon – „praca stanowi sedno jego charakteru.” Putin daje „bardzo ważny” przykład postawy moralnej „dla każdego z nas i dla całej Rosji” – powiedział ojciec Tichon, ponieważ jest pierwszym prawdziwym chrześcijaninem będącym głową państwa od czasów panowania ostatniego cara Mikołaja II. (Patriarchowie prawosławni uważają Jelcyna za ateistę, pomimo tego, że od czasu do czasu pojawiał się w kościele.) A Putin, mówił dalej ojciec Tichon, jest symbolem narodowej siły i tak jak Aleksander II wie, że Rosja może liczyć tylko na siebie. „Rosja nie ma sojuszników, jedynie osłabione wojsko i osłabioną marynarkę” – powiedział uśmiechając się niewyraźnie. Chwalił Putina za przyjęcie właściwego stanowiska wobec islamskiego ekstremizmu w północnym Kaukazie i stwierdził, że społeczność zachodnia, szczególnie w Europie, jest „słaba i dekadencka” i nie da rady poradzić sobie z wyzwaniem jakie stanowi „agresywna” islamska kultura, która jest zdecydowana by „zdominować świat”.
W ciągu naszej dwu i półgodzinnej rozmowy tylko raz się żachnął kiedy powiedziałem, że na Zachodzie wiele osób uważa, że Putin zdradził sprawę demokracji w Rosji. Wspomniałem tu o decyzji Putina, by prezydenci republik byli mianowani przez Kreml. „To krok naprzód, to działanie postępowe” – gwałtownie zareagował ojciec Tichon. „Trzeba odróżniać demokrację od chaosu....ci prezydenci są jak carowie, mają ogromną władzę i biorąc pod uwagę poziom korupcji w społeczeństwie, wielu z nich nadużywa władzy” (Wielu Rosjan podzieliłoby tę opinię) „jestem zaskoczony, że wielu zachodnich przywódców widziało w Jecynie ostoję demokracji i chciałoby powrotu jego rządów.” Posłużył się tu następującym porównaniem: tak jak nurek nie może za szybko wynurzyć się na powierzchnię, tak Rosja musi stopniowo przystosowywać się do nowego życia społecznego.
Słyszałem z wielu źródeł, że osoby z bliskiego kręgu Putina uważają, że bycie prawosławnym stanowi pozytywną cechę członka gabinetu. Zapytałam ojca Tichona o pewną groteskową historię, którą zasłyszałem na temat Wiktora Iwanowa, zaufanego współpracownika Putina, który sprawdza osoby umówione na spotkania w różnych ministerstwach. Ktoś opowiedział mi, że pewnego dnia w jego gabinecie na Kremlu zjawił się człowiek, którego ten zapytał o poglądy na temat kościoła prawosławnego. Człowiek ten odpowiedział, że jest jak najbardziej dobrego zdania. Skoro tak, odpowiedział Iwanow, to czy miałby pan coś przeciwko zostania ochrzczonym? Ten odpowiedział, że nie. Wtedy Iwanow zadzwonił do ojca Tichona, wsiadł z delikwentem do samochodu i pojechał z nim, by go ochrzcić. Zapytałem ojca Tichona czy to prawdziwa historia? Ten uśmiechnął się zagadkowo i odpowiedział: „Nie tylko rządzący się chrzczą, ale wielu innych też”. Dodał, że większe chrzcielnice dla dorosłych stały się bardzo popularne w kościołach.
Przed wyjściem zapytałem ojca Tichona czy naprawdę uważa, że to Żydzi zbudowali gułagi. „One są dziełem każdego” – odpowiedział – „ale jeśli przyjrzymy się obiektywnie faktom historycznym to zobaczymy, że na czele gułagów często stali Żydzi. Po rewolucji Żydzi odegrali w Rosji wyjątkową rolę. Nikt nie może temu zaprzeczyć.” Dlaczego Putin chciałby być kojarzony z osobą, która głosi takie poglądy, ryzykując własną reputacją? W Moskwie czasami mówi się, że Putin żywi niechęć do Muzułmanów, ale nie, że jest antysemitą. Beryl Lazar odnotowuje, że Rosja pod rządami Putina otworzyła drzwi dla wielu Żydów, którzy w czasach sowieckich wyjechali do Izraela, a teraz chcą wrócić do Rosji. Jestem pewien, że religijne przekonania Putina są prawdziwe. Znam ortodoksyjnych prawosławnych, którzy dokładnie przyjrzeli się jego zachowaniu w kościele, gdzie język ciała mógłby go zdradzić wskazując, że jest niedostatecznie poinformowany lub bywa w kościele sporadycznie. Ale Putin zdał egzamin. Jeśli chodzi o wizję Rosji jaką zarysował ojciec Tichon i powrotu patriotycznego prawosławia (filozofii, która przyświecała przedrewolucyjnej Rosji) to nie sądzę, że od takiego założenia wyszedł Putin obejmując stanowisko prezydenta, ale myślę, że namawiany jest na objęcie takiego właśnie kierunku. To, że jako pełnoletni człowiek był czekistą, następnie wzrastał w kulturze wymuszonego ateizmu, a potem zwrócił się ku prawosławiu, traktując je jako filar swoich rządów, nie jest tak dziwne jak się może na pierwszy rzut oka wydawać. W swoich pamiętnikach Filip Bobkow, agent KGB, napisał, że w czasach gdy Putin służył w służbie bezpieczeństwa toczono szeroko zakrojoną wewnętrzną dyskusję „na temat tego jak destrukcyjne dla kraju było nihilistyczne podejście do religii”.
Spodziewam się, że Putin zdaje sobie sprawę z tego, że sowiecka ideologia nie przemawia do Rosjan, z wyjątkiem odchodzącego pokolenia emerytów. Zdaje się natomiast wierzyć, że patriotyczna cerkiew, która, tak jak ideologia sowiecka, wpisuje się w model scentralizowanej władzy i silnego przywódcy państwa, ma szanse się zakorzenić i pomóc moralnie odbudować naród. Można tu również dostrzec psychologiczną kompatybilność, bowiem podstawowym założeniem patriotycznego prawosławia jest przekonanie, że jedynie Rosja może pomóc Rosji, a to z kolei bardzo pasuje do osobistego przekonania Putina, że siłę bierze się z wnętrza, że on też może liczyć tylko na siebie.
Putin stara się poprawić swój prestiż poprzez naprawienie rozłamu w kościele prawosławnym, do którego doszło osiemdziesiąt lat temu, kiedy to grupa antysowieckich emigrantów ustanowiła własne skrzydło - kościół prawosławny na obczyźnie. Putin i ojciec Tichon spotkali się z nimi w Nowym Jorku. Cały czas trwają rozmowy o zjednoczeniu kościoła pod egidą moskiewskiego patriarchatu, który obecnie pełni taką funkcję wobec wiernych w byłych republikach radzieckich, między innymi na Łotwie i Ukrainie. Gdyby udało mu się do tego doprowadzić Putin odniósłby historyczne zwycięstwo, a wiadomo, że chciałby być postrzegany jako przywódca jednoczący naród rosyjski. Putin odrzuca radziecki dorobek na rzecz starych rosyjskich symboli. W dniu święta narodowego upamiętniającego rewolucję październikową 1917 roku, ustanowił Dzień Jedności Narodowej, rocznicę siedemnastowiecznego powstania pod wodzą księcia moskiewskiego przeciwko polskim najeźdźcom, którzy chcieli krzewić katolicyzm na ziemiach rosyjskich.
Ojciec Tichon powiedział mi, że Rosja przeżywa odrodzenie religijne. Być może rzeczywiście tak jest. Zeszłego lata w Moskwie przez ponad trzy godziny tłum ludzi stał w przeszło półtorakilometrowej kolejce, aby dostać się do kościoła Chrystusa Zbawiciela, mieszczącego się w pobliżu Placu Czerwonego i zobaczyć wyjątkowo czczoną tichwiańską ikonę Matki Bożej, która po sześćdziesięciu latach wróciła ze Stanów Zjednoczonych. W przypadku wielu Rosjan, którzy dorośli w czasach radzieckich, powrót do prawosławia jest mało prawdopodobny. Ale młodzi Rosjanie, to zupełnie co innego. Utworzona przez Kreml, proputinowska organizacja młodzieżowa „Iduszi w miestie” (Idący razem) stanowi sztandarowy przykład w jaki patriotyczna cerkiew pragnie odnowić Rosję. Grupa ta sprzeciwia się aborcji (Rosja to jeden z krajów o najwyższej liczbie zabiegów usuwania ciąży na świecie) i informuje nowo rekrutowanych członków o prawosławnej tradycji posiadania wielodzietnych rodzin. Aktywiści pomagają domom dziecka, a na ulicach rozdają małe krzyżyki. Na sporządzonej przez nich liście zalecanych lektur nie ma poirytowanych, postsowieckich pisarzy, za to widnieją na niej znani, starzy mistrzowie tacy jak Pasternak czy Czechow. Ubiegłej wiosny odwiedziłem ich moskiewską siedzibę i uciąłem miłą pogawędkę z główną bibliotekarką, dwudziestoletnią Iriną Szewlakiną, która powiedziała mi, że „narodowa rosyjska tradycja to tradycja prawosławna i jest ona bardzo piękna”.
W liberalnym tygodniku „Itogi” niedawno ukazał się wywiad z Walentiną Matwienko, sojuszniczką Putina i burmistrzem Sankt Petersburga, która zapytana o to czy nie lepiej byłoby dla Rosji gdyby była republiką parlamentarną, na czele której stałby premier, pozbawioną urzędu prezydenta, odpowiedziała „Nie, nie odpowiadałoby nam to. Nie jesteśmy gotowi na taki eksperyment. Rosjanie ze swoją mentalnością potrzebują magnata, cara, prezydenta....jednym słowem szefa”. Kiedy czytam ten komentarz, przychodzi mi na myśl Stalin, który kiedyś powiedział coś bardzo podobnego: „Naród potrzebuje cara, którego będzie mógł czcić i dla którego będzie mógł żyć i pracować.”
Pogląd, że „dziką” Rosję może okiełznać jedynie silny przywódca może być mitem, ale odbijającym się szerokim echem. U jego źródeł leży po części prawosławne nauczanie, ale też jest ono wynikiem doświadczeń „ciężkich czasów”, które raz po raz nawiedzały te rozległe ziemie na przestrzeni wieków. Putin wypełnił próżnię, jaka wytworzyła się po nagłym upadku Związku Radzieckiego. Mógł to być ktoś zupełnie inny i w tym kontekście można nazywać go przypadkowym autokratą. Ale to nie ma znaczenia. Liberalna inteligencja gardzi Putinem. „Nie może być nic gorszego niż Putin” – ostatnio powiedziała Anna Politkowskaja, nagrodzona rosyjska dziennikarka śledcza londyńskiemu The Independent. Oczywiście ta uwaga dotyczy tak samo Putina co Rosji. Przez ponad dwieście lat rosyjscy liberałowie złościł fakt, że Rosji nie udało się zostać drugą, powiedzmy, Francją. W posowieckiej Rosji nie udało się liberałom uzyskać większego poparcia dla ich programu. Liberalizm na trwale jest utożsamiany z traumą i przestępczością gospodarczą jakie miały miejsce za rządów Jelcyna. Liberalna przywódczyni Irina Chakamada powiedziała mi, że jedynie dziesięć czy piętnaście procent ludzi opowiada się za „decentralizacją władzy” i polityką liberalną w stylu zachodnim. Powiedziała, że „krótkotrwała wiosna” liberalizmu dobiegła końca.
Niemniej jednak możliwe są rozwiązania „gorsze od Putina”, jeszcze bardziej szowinistyczne i autorytarne. Konkurencję pod tym względem stanowi partia Rodina (Ojczyzna), stworzona przez Kreml w celu zabrania głosów komunistom, ale z czasem sama stała się mini potworem. Spotkałem się z Michaiłem Dieliaginem, trzydziestosześcioletnim ekonomistą, jednym z partyjnych ideologów. Skrytykował on Putina, twierdząc, że jest „burżujem” i spędza zbyt dużo czasu na jeżdżeniu na nartach w Austrii. Za przykład stawia Stalina, który „żył po spartańsku, nosił tanie ubrania i cerowane skarpetki”. Jeszcze gorszy zdaje się być Eduard Limonow, przewodniczący partii Narodowo-Bolszewickiej, który za wzór przywódcy stawia Slobodana Miloszewicza.
W każdym bądź razie, wydaje się, że Zachód może niewiele zrobić, aby przekonać Putina do zmiany obranej drogi. „Każdy kraj poszukuje najbardziej skutecznej organizacji władzy w państwie” – powiedział Putin w listopadowym wywiadzie w rosyjskiej telewizji, przed wyjazdem do Santiago, na spotkanie światowych przywódców na szczycie APEC. Podczas tete-a-tee, poza głównym harmonogramem wydarzeń, prezydent George W. Bush wyraził obawy związane z centralizacją władzy na Kremlu. W odpowiedzi Putin przywołał lekcję historii na temat zawiłości rozwoju politycznego Rosji. Rosjanin, a przynamniej dumny, dopasowany do biegu historii Rosjanin jakim jest Putin, z jednej strony jest podejrzliwy, a z drugiej pełen urazy wobec Zachodu. Podejrzliwość, u źródeł której leżą doświadczenia z czasów zimnej wojny i która u Putina jest pogłębiona przez jego mentalność czekisty i wyznawcy prawosławia, związana jest z poczuciem, że w interesie Zachodu (szczególnie Ameryki) jest słaba Rosja. Nieudolna interwencja Putina w czasie wyborów prezydenckich na Ukrainie w zeszłym roku, kiedy to wspierał prorosyjskiego kandydata, wynikała między innymi z przekonania, że Stany Zjednoczone i Europa próbują przeciągnąć na swoją stronę kraj, który tradycyjnie był politycznie i gospodarczo związany Rosji. Jego pogląd może wydać się ludziom na Zachodzie dosyć paranoiczny, ale należy na to spojrzeć z perspektywy Moskwy. Od czasu zakończenia ziemnej wojny, trzy byłe republiki radzieckie (Łotwa, Litwa i Estonia) weszły do NATO, a w innych dwóch republikach (Uzbekistanie i Kirgistanie) Stany Zjednoczone umieściły swoje bazy wojskowe. Ukraina jest kandydatem na członka NATO. „Putin ma wrażenie, że Zachód zmawia się przeciwko niemu” – powiedział mi Michael McFaul, wytrawny obserwator rosyjskiej sceny politycznej, w swoim gabinecie w Waszyngtonie w Hoover Institution.
Natomiast jeśli chodzi o urazę, jaką tradycyjnie żywi Rosja wobec Zachodu, to jest ona bardziej głębokim i złożonym zjawiskiem, ponieważ dochodzi do niej zazdrość lepszego standardu życia. Z rosyjskiej perspektywy wygląda to tak: Rosjanie odparli Napoleona i Hitlera, po tym jak zostały im zadane najcięższe ciosy, a teraz walczą na pierwszej linii frontu w wojnie przeciwko islamskim barbarzyńcom. A mimo to, jak zauważają Rosjanie, Zachód nie przestaje ich instruować jak mają postępować. Długotrwałe poczucie tego niedocenionego poświęcenia powoduje, że Rosja jest przewrażliwiona na tym punkcie, ale z drugiej strony, jest to też dla niej powodem do dumy. Los, jak uważają Rosjanie, nie oszczędzał ich kraju. „Nie mów mi o Austrii” – mówi Anna Pawłowna zaraz na początku „Wojny i Pokoju”, kiedy Napoleon kroczył przez Włochy – „Rosja sama musi ocalić Europę”.
Rosyjska konstytucja mówi, że prezydent może zostać wybrany najwyżej na dwie kadencje. Najwięcej dyskusji w Moskwie wywołuje pytanie czy Putin odejdzie po zakończeniu drugiej kadencji w marcu 2008 roku czy będzie szukał sposobu, by przedłużyć swoje rządy, wprowadzając stosowne poprawki do konstytucji lub posługując się innym środkiem doraźnym. Opinie dobrze poinformowanych osób są podzielone. Niektórzy twierdzą, że odejdzie wtedy kiedy powinien to zrobić, dając wolną rękę desygnowanemu następcy, który spotka się z elektoratem podczas wyborów, w trakcie których wszystkie państwowe media będą po jego stronie. Opinia publiczna, ogólnie rzecz biorąc, zdaje się być obojętna, bowiem ani mocno nie upiera się, by Putin pozostał przy władzy, ani też nie składa żądań domagających się jego odejścia. Sytuacja może zmienić się na niekorzyść Putina, jeśli w kraju pogłębi się poczucie panującej korupcji lub jeśli prozachodnia pomarańczowa rewolucja na Ukrainie wniesie nowy powiew nadziei dla, jak dotąd słabej, opozycji w Rosji.
Sam Putin, jak zwykle tajemniczy, jest przygotowany na wszystkie opcje. Zapytałem Brandę Connors z Naval War College, jak według niej potoczy się bieg wydarzeń. Odpowiedziała mi, że jeśli skoncentrowany na wypełnianiu zadań Putin uzna, że nie dokończył swojej misji, być może będzie próbował przedłużyć swoje rządy. Z drugiej strony uważa ona, że Putin odkryje, iż ćwiczenie silnej woli, dzięki której piastuje obecne stanowisko, nie wiele już mu daje. Wydaje mi się, że jest w tym dużo racji. Rosja zazwyczaj brutalnie obchodzi się ze swoimi niedoszłymi panami. To surowy ojczyzna, która wydawała na świat twardych i zdeterminowanych obywateli, takich jak Putin, ale prawie zawsze w końcu udaremniała ich poczynania.
Tłum. Ewa Kądziela; autor: Paul Starobin; artykuł opublikowany w „The Atlantic Monthly”, marzec 2005 r.
Czy można wysnuć wniosek, że Putin ma osobowość psychopatyczną?
Przyjrzyjmy się zatem charakterystyce osobowości psychopatycznej.
..." Scharakteryzować osobowość psychopatyczną jest niezwykle trudno, a to z tego powodu, że do końca nie wiadomo, czy można daną psychopatię zaklasyfikować już do jednostki chorobowej, czy też nie. Kolejną sprawą jest to, że przy błędnej diagnozie na “podstawie pozorów” można jednostce zrobić wielką krzywdę. Osobowość psychopatyczna to taka osobowość, u której występują poważne deficyty, czyli braki. To braki w wielu dziedzinach, które tworzą pewien cały system. Deficyty te dotyczą głównie:
1 uczuciowości wyższej – (głównie społecznej), niekoniecznie w życiu osobistym).
2 deficyt superego - deficyty w sferze etycznej, sumienia, moralności – może je znać, ale nie pełnią w jego zachowaniu roli regulacyjnej; lubią usypiać czujność.
3 deficyt lęku, wstydu, winy – nie posiadają uczuć, których uczy się nas w dzieciństwie, dlatego nie wiadomo jak socjalizować, ponieważ nie można się odwołać do tych uczuć, gdyż ich po prostu nie mają.
4 deficyt konfliktów wewnętrznych – To kompletne przeciwieństwo neurotyzmu. Taka osoba nie miewa problemów z sobą, nie miewa konfliktów wewnętrznych, poziom akceptacji wewnętrznej jest wysoki; kompletny deficyt samokrytycyzmu. Siebie postrzega jako osobę bez zarzutu, jest osobowością narcystyczną.
5 deficyt uspołecznienia – jednostka niezdolna jest do tworzenia trwałych związków opartych na więzi, niewyrafinowanych. To nie jest kwestia złej woli, ale niezdolność, nie jest w stanie.
6 deficyt wglądu w siebie – ma mniejszy wgląd w siebie niż inne osoby, ale jest w stanie dostrzec u innych osób cechy na podstawie zachowań, których on nie ma; najczęściej uważa te cechy jako balast, ale potrafi je również naśladować!
Osoba psychopatyczna ma do innych ludzi stosunek instrumentalny i manipulatorski. Lubi manipulować, wykorzystywać do własnych celów. Inne osoby dla osoby psychopatycznej to przedmioty, narzędzia do osiągnięcia własnych celów. Najlepszą metodą dla takich osób jest rozpoznać słabe punkty drugiego człowieka. Poziom inteligencji jest taki sam jak u innych ludzi. W przypadku wysokiego ilorazu inteligencji, taka osoba jest bardziej wyrafinowana i niebezpieczna. Zbrodnie są popełniane z niemożliwości zrozumienia oceny swych czynów. Osoby psychopatyczne są bardzo bystre w wychwytywaniu słabych stron ludzi. Psychopaci nie identyfikują się z nikim, nie broni swojego otoczenia, chyba, że jest mu do czegoś potrzebne. Są zazwyczaj dobrymi obserwatorami. Wszystkie swoje zachcianki, spełniają często w “super jedwabnych rękawiczkach”, czego otoczenie nie zauważa. Wysoki poziom testosteronu u mężczyzn i progesteronu u kobiet sprawia, że czują się bezpiecznie, niski poziom serotoniny, że zaburza się u nich afekt. Wysoki poziom testosteronu powoduje, że na twarzach rysuje się szczery uśmiech z powodu poczucia bezpieczeństwa i siły.
*Naczelną rolę u psychopaty pełnią emocje, potem funkcje poznawcze (odwrotnie jak u prawidłowej osobowości). Najistotniejsze są popędy, emocje a dopiero na końcu intelekt. Mają nietypowy poziom frustracji na stres...
Będę powtarzał, że Putin to psychopata. Psychopaci nie kierują się ogólnie przyjętymi normami społecznymi tylko własnymi, to taki Kali tyle, że w straszliwie morderczym wydaniu. To co ostatnio słychać to zdziwienie różnej maści "ekspertów" zdziwionych, że Putin idzie na wojnę. A czegoście się spodziewali? Duzerów, bajerów i jewropejskiego sznytu... No to on wam naiwniaki pokaże sznyt i to nie jeden.
Obawiam się, że ta wojna swoją bezwzględnością przeskoczy to co było w ostatnich latach, zwłaszcza w Jugosławii. Dobra wiadomość to taka, ze Putin sam musi czuć niepewność, skoro poprosił bandę rosyjskich kryminalistów zwanych dla picu radą federacji o zgodę na... co?
Na zajęcie Ukrainy... czy raczej na obronę rosyjskich obywateli?
Cała sytuacja przypomina sytuację sprzed II Wojny, tyle, że Monachium bis zdechło zanim zdążyło się narodzić i okrzepnąć.
Wróćmy do Putina, ryzykuje ostro - konflikt z całym światem. Zła wiadomość, uzyskawszy zgodę reszty gangu na grandziarstwo, odpowiedzialność się rozmywa. Z psychologicznego punktu widzenia, uzyskał on namiastkę usprawiedliwienia dla swoich działań. Co dalej ? Bóg jeden raczy wiedzieć.
Ktoś pisał, że Putin jest zakładnikiem własnego wizerunku a także tego co zbudował w Rosji. Co zbudował? No właściwie, trochę zbrojeniówki, ale tak naprawdę... nic. Tylko poczucie zadęcia Rosji i Rosjan jako takich. Jeżeli sprawa się rypnie, to Rosjanie przeżyją rozczarowanie jakiego świat nie widział. Putin, tej awantury wygrać nie może... żeby wygrać wojnę, potrzeba trzech rzeczy, pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Czy Rosja je ma? Nie ma. Nie ma też rezerw... chyba, że będą prowadzić wojnę na piki, dzidy, pałki...
za: http://naszeblogi.pl/44727-wojna-moim-zdaniem-tak
Podsumujmy więc portret psychologiczny premiera rządu Federacji Rosyjskiej Władimira Władimirowicza Putina.
I. Wyszkolony psychopata.
Swojego czasu, podczas burzy wywołanej przez Wiki Leaks, światowe mediodajnie podały, że amerykańscy dyplomaci ochrzcili Putina mianem „samca alfa”. Według mnie, popełnili błąd, uważam bowiem Putina nie tyle za samca alfa, beta czy jaką tam tam literkę greckiego alfabetu mu przypiszemy, ile za sprytnego psychopatę, zręcznie maskującego swe skłonności.
Psychopatę, jak wiadomo, cechuje zanik uczuć wyższych: brak empatii, wyrzutów sumienia i skłonność do traktowania innych jako obiektów manipulacji. Putin jednakże jest psychopatą, który przeszedł specjalistyczne szkolenie, tak by w zależności od kontekstu, symulować odpowiednie ludzkie odruchy.
II. Drapieżna ryba.
Przypomnijmy sobie sytuację, kiedy to na spotkaniu Putina z Angelą Merkel „spontanicznie” wbiegł ogromny pies. Władimir Władimirowicz doskonale wiedział o kynofobii pani Merkel. To nie było normalne, nawet jeśli chodziło tylko o „zmiękczenie” partnera w negocjacjach. Putin wyraźnie miał frajdę. Sycił się strachem niemieckiej kanclerz. Podobne sadystyczne figle lubił płatać tow. Dżugaszwili „Koba” - „Stalin”.
Ale straszenie (łagodnym z natury) labradorem to pikuś, niewinna „szutka” w porównaniu z innymi wyczynami kremlowskiego gospodina. Wysadzenia bloków mieszkalnych po to, by rozpętać wojnę mającą wynieść towarzysza czekistę do władzy; ćwierć miliona ofiar permanentnego ludobójstwa w Czeczenii; szkolenie w ośrodkach FSB wahabitów, by wojna na Kaukazie nie wygasła i by mieć na zawołanie zamachowców mordujących Rosjan – oto rozmach godny przywódcy turańskiego mocarstwa. Owi wyhodowani pod Moskwą terroryści dziwnym trafem uaktywniają się wówczas, gdy samodzierżawie potrzebuje „wzmocnienia”, gdy zbliżają się kolejne wybory – i generalnie - gdy w cieniu społecznego strachu przed terroryzmem kaukaskich „czarnożopców” trzeba załatwić coś niecoś „nadzwyczajnymi” środkami. Wystarczy wyszkolić kadry (wszak „kadry decydują o wszystkim”), a te na miejscu zwerbują już odpowiednie „mięsko” z doprowadzonych do ostateczności Czeczenów. Potem już toczy się gładko: Dubrowka, Biesłan i tak dalej.
Z opisanych tu psychopatycznych skłonności Wodza doskonale zdają sobie sprawę podwładni z odpowiednich służb, którzy na urodziny (7 października 2006) podarowali mu trupa Anny Politkowskiej. Dla porównania, w Polsce na urodziny prezydenta Kwaśniewskiego robiono zrzutkę na obraz Kossaka. Putin nie musiał mordować Politkowskiej i innych dziennikarzy, podobnie jak nie musiał karmić polonem Litwinienki. Ich siła oddziaływania była znikoma, zarówno w Rosji jak i na świecie, gdyż tak Rosjanie jak i zachodnie elity polityczno-medialno-opiniotwórcze doskonale wiedzą czego nie chcą wiedzieć o Rosji i zbrodniach rządzącego nią reżimu. Wiedzieć, czego nie wiedzieć – oto sztuka, którą wytresowany świat w odniesieniu do Rosji opanował bezbłędnie.
Mimo to, Putin Politkowską zamordował. Podobnie jak wielu innych, nieszkodliwych dla reżimu krzykaczy, których gardłowanie „na puszczy” w żaden sposób nie mogło mu realnie zaszkodzić. Uczynił to niczym drapieżna ryba, zimnokrwisty zabójca. Bo mógł.
III. Putin a skala Voigta-Kampffa.
Philip K. Dick w powieści „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?” sfilmowanej jako „Blade runner” („Łowca androidów”) opisał proces badania, czy delikwent jest człowiekiem czy androidem. Z tego co pamiętam, procedura oparta na tzw. „skali Voigta-Kampffa” analizowała m.in. mimowolne skurcze mięśni ocznych, rozszerzenia naczyń włosowatych twarzy (rumieniec) w reakcji na przykłady okrucieństwa wobec żywych istot, przeważnie zwierząt – czyli podświadomą empatię. Test był skuteczny, dopóki na rynek nie trafiła odpowiednio zaawansowana linia replikantów – Nexus-6 - potrafiących naśladować ludzkie odruchy, a z czasem wykształcić u siebie również coś na kształt współodczuwania.
Gdyby przeprowadzić taki test na Putinie... nie byłbym pewien wyniku końcowego. Prawdopodobnie byłby niejednoznaczny, albowiem Władimir Władimirowicz, jak wspomniałem na wstępie, przeszedł specjalistyczne, KGBowskie szkolenie, czyniące z ordynarnego psychopaty, psychopatę wysublimowanego – Nexusa-6 w ludzkiej skórze, który gdy trzeba, nawet przytuli roztrzęsionego premiera priwislańskiego rządu, po to by już nigdy go z tego uścisku nie wypuścić.
IV. Rosyjska psychopatia – polska bezradność.
Putin jest tak psychopatyczny, jak psychopatyczny był system, który go nie tyle ukształtował, ile wykorzystał i rozwinął jego naturalne predyspozycje. Tak, jak psychopatyczna jest współczesna Rosja, która wprawdzie nigdy (co najmniej od czasów Iwana Groźnego) nie była od tego, ale Putin niewątpliwie odcisnął na jej rysie mentalnym swoje własne, indywidualne piętno. Trudno oczywiście orzec, czy Putin dorównuje Iwanowi Groźnemu bądź Stalinowi i tylko ma mniejsze możliwości działania, niezaprzeczalne jednak jest, że czekistowska mentalność w stanie czystym, wyrwawszy się spod „czapy” strupieszałej kompartii, wniosła aportem kolejne elementy (po Bizancjum, Mongołach i komunistach) do kultury politycznej Rosji.
za: http://niepoprawni.pl/blog/346/samiec-alfa-android-czy-psychopata
0 komentarze:
Prześlij komentarz