niedziela, 1 czerwca 2014

Ruska geopolityka

Gdzie Rzym, gdzie Krym a gdzie Moskwa ... 


pismo_dalejPoniżej prezentujemy tekst z początku kwietnia br., opublikowany na stronie pisma socjalistycznego „Dalej!”, dotyczący sytuacji na Ukrainie. Doskonale prezentuje rosyjski punkt widzenia na bieżącą sytuację międzynarodową.  Oczywiście nie zabrakło w tym tekście oczywistych manipulacji i słów-kluczy jak "Prawy Sektor = faszyści". Dlatego należy zachować daleko idącą ostrożność w przyswajaniu treści. Jednak w celach poznawczych tekst bez cenzury wart jest zapoznania się, aby wyrobić sobie pogląd jak myślą i czym kierują się Rosjanie.
Redakcja pisma „Dalej!” jest środowiskiem sympatyzującym z brytyjską organizacją trockistowską Sojusz na rzecz Wolności Robotniczej (Alliance for Workers’ Liberty), która m.in. wydaje czasopismo „Solidarność” („Solidarity”). 
Rosja przyjęła w swe granice Krym już cztery dni po przeprowadzonym tam referendum. Zaskoczyło to wszystkich, nie wyłączając amerykańskiego wywiadu. Byłoby naiwnością sądzić, że pośpiech Putina spowodowany był troską o los mieszkańców krymskiej autonomii. – W Naddniestrzu Rosjanie też wzywali w referendach, by przyłączono ich enklawę do Federacji Rosyjskiej. Ale było to wołanie na puszczy, bo Kreml pozostawał głuchy przez długie 23 lata.[1] Nie spieszył się.
W wypadku Krymu doszło jednak do rzadkiej zbieżności interesów lokalnej społeczności i mocarstwowych wyzwań, przed którymi stanęła rosyjska metropolia. Włączenie Krymu do FR przerwało bowiem trwające już od 1997 roku zabiegi USA o utworzenie na Krymie baz wojskowych pod gwiaździstym sztandarem. Teraz próby takie oznaczałyby wojnę. Tak stanowi niepisane mocarstwowe prawo.
Nie doszło więc do cudu przemiany Putina w męża opatrznościowego rosyjskiej diaspory. Była to tylko owa „wola boska czyniona przez Tatarów” – jak drzewiej mawiano w Polsce – chociaż nie o dzisiejszych krymskich Tatarów w powiedzeniu tym chodziło.
Referendum w Autonomicznej Republice Krymu przeprowadzono 16 marca, inkorporacji zaś dokonano już cztery dni później, kiedy to Duma Państwowa, izba niższa parlamentu Rosji, ratyfikowała traktat o przyjęciu Republiki Krymu i Sewastopola do Federacji Rosyjskiej. Chociaż dwa tygodnie wcześniej, 2 marca, na znamiennej konferencji prasowej, prezydent Putin wyraźnie powiedział: „Nie rozpatrujemy wariantu włączenia Krymu do Rosji” – dodając, że „przyszłość mogą określić tylko jego obywatele”. Co takiego wydarzyło się w ciągu następnych dwóch tygodni, że prezydent Rosji zdecydował się zadać kłam swej deklaracji?
W latach 90. mocarstwa zachodnie, głównie USA, podjęły polską ideę „prometeizmu” z okresu międzywojnia – rozcinania Rosji po szwach narodowościowych. Podczas II wojny światowej politykę tę kontynuowały Niemcy, była też ona elementem strategii Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów nastawionej na propagowanie oderwania od Rosji jej północnych i południowych terytoriów, w tym Kubania i Donu. W polityce USA wobec Rosji w latach prezydentury Jelcyna prometeizm wyrażał się w popieraniu nacjonalistów ugrofińskich, kaukaskich i tatarskich.
Jelcyn, sam zmożony „filipińską chorobą”, prometejską grzybicę toczącą Rosję leczył objawowo, chaotycznie, czasem histerycznie – przyczyniając się tym m.in. do rzezi w Czeczenii. Stąd w marcu 1997 r. w Helsinkach, aby ratować resztki prestiżu kraju przez włączenie go do czołowych organizacji zachodnich – Grupy G-7, Klubu Paryskiego i Światowej Organizacji Handlu – wyraził zgodę na rozszerzenie NATO w kierunku Rosji. Cztery miesiące później NATO formalnie zaprosiło Polskę, Czechy i Węgry do rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych a w marcu 1999 roku państwa te do NATO zostały przyjęte.
Między innymi dlatego, z poparcia miecza i mamony – struktur FSB i oligarchów Anatolija Czubajsa i Borisa Bieriezowskiego – w 1999 roku premierem Rosji, a kilka miesięcy później jej prezydentem został Władimir Putin.
Polityka Putina dość długo miała charakter tylko korekty polityki poprzednika. Mimo że potrzeba jej modyfikacji znalazła wyraz już wcześniej: 17 grudnia 1998 roku Rosja wycofała swojego ambasadora z Waszyngtonu w proteście przeciw podjętym dzień wcześniej przez siły powietrzne USA i Wielkiej Brytanii nalotom bombowym na Irak; rok później Jelcyn zmuszony był potępić interwencję NATO w Jugosławii. Potem były jednak tylko bezradne pląsy dyplomacji rosyjskiej wokół Kosowa, które w 2008 r. ogłosiło niepodległość, a której Rosja mogła jedynie nie uznać, podobnie jak kilka państw członkowskich UE. [2] Te niedźwiedzie tańce trwały w zasadzie aż do roku 2013, kiedy to dyplomacji rosyjskiej udało się zastopować najazd europejsko-amerykańskiej sfory na Syrię.
Tymczasem już w czerwcu 1999 r., po zakończeniu nalotów na Jugosławię, w Kosowie powstała główna amerykańska baza wojskowa w pobliżu miasta Uroševac w Kosowie – natowska kwatera główna misji Multinational Task Force East (MNTF-E). Nazwa bazy, Camp Bondsteel – znamienne – została nadana na cześć ochotnika wojny wietnamskiej Jamesa Leroy Bondsteela.
Ale Kosowo to Bałkany. A więc jeszcze Adriatyk a nie Morze Czarne.
***
Polityka zagraniczna Kremla w okresie poradzieckim bardzo długo grzeszyła naiwnością. Stalinowska nomenklatura sądziła, że z chwilą ostatecznego zawłaszczenia majątku państwa-parweniusza i zaprezentowania się jako burżuazja – od razu wpadnie w objęcia swoich starszych braci klasowych z całego świata, że amerykański capo di tutti capi światowego imperializmu przywita ją jak syna marnotrawnego, usadzi po prawicy i innym braciom w wyzysku i grabieży nakaże nawróconego szanować. Tak sądzono w epoce Jelcyna.
Z roku na rok stawało się jednak jasne, że sprzedawszy swe radzieckie pierworództwo za miskę soczewicy, na salonach właścicieli głównych dóbr tego świata mogą liczyć na akceptację tylko w przedpokojach. Mogą też być uznani za burżuazję, ale kompradorską. Taką, której rola w produkcji ogranicza się do pośredniczenia w grabieży. W tym wypadku – grabieży zasobów Rosji.
Część rosyjskich oligarchów godziła się na to z poczucia swoiście rozumianej internacjonalistycznej jedności – w epoce globalizacji wielka burżuazja nie ma przecież ojczyzny, ma cały świat. Zachłanność przodowników grabieży doprowadziła jednak do głębokich podziałów w gronie licznej przecież, wielomilionowej warstwy post-stalinowskiej nomenklatury. Przeciw „kosmopolitom” powstały „patriotyczne” obozowe ciury z aparatu władzy. To właśnie znamionuje epokę Putina.
Spychanie rosyjskich nowobogackich elit do roli tanich sprzedawczyków rodzimych zasobów zmuszało ich nowego politycznego reprezentanta do podjęcia renegocjacji warunków współpracy w wyzysku, do obrony przed rosnącymi żądaniami szefów imperialistycznej camorry. Wszyscy oni – Clinton, obaj Bushowie i Obama, pod naporem swoich z kolei rekinów „rynków finansowych” – skłonni byli jedynie zwodzić rosyjskich Rotszyldów. Nie mogli ustąpić, bo w globalnej kasie kapitalizmu od dawna już nie sztymowało. Po światowym załamaniu spekulacji w roku 2008 zaczęło się nerwowe poszukiwanie nowych obszarów pogłębionej grabieży. Wybór padł na Europę Wschodnią. A tę można było podejść z zachodu i południa.
***
W wilczym stadzie nie ma równości. I obowiązuje feudalna zasada, że wasal mojego wasala nie jest moim wasalem. Putin podporządkował sobie rosyjskich oligarchów. Zrobił to w ich własnym i swego aparatu dalekosiężnym interesie. Rzecz jasna, skorzystali na tym nieco również zwykli obywatele Rosji. Inaczej było na Ukrainie.
Ukraina stała się buforem Rosji. Zamieniła się w jej „dzikie pola”. Panujący tam chaos gospodarczy i bezprawie miały skutecznie zniechęcać zarówno spekulantów z zachodnich „rynków finansowych”, jak też demokratycznych militarystów, gdyby zechcieli ustawić swe rakiety tam właśnie, kilkaset kilometrów bliżej Kremla. Po to, by ten zechciał podzielić się zawartością spichlerza Syberii.[3]
Sierpniowa awantura wojenna roku 2008, zainicjowana przez prezydenta Gruzji, Micheila Saakaszwilego, w przededniu otwarcia Olimpiady w Pekinie, miała charakter rozpoznania walką podejścia do Rosji od strony Kaukazu. [4] Dzień wcześniej zakończyły się w Gruzji amerykańsko-gruzińskie manewry. [5] W wypadku powodzenia wspólnej w gruncie rzeczy operacji w Osetii Południowej, wojska sojusznika mogłyby pozostać tam na stałe – w Abchazji. A na miejscu obecnie rosyjskiej bazy lotniczej w Gadaucie (35 km wzdłuż wybrzeża od stolicy Abchazji, Suchumi) byłaby baza amerykańska. Po sierpniowej wojnie w zasięgu rosyjskich rakiet S300 rozlokowanych w Abchazji znalazła się przestrzeń powietrzna Turcja. Bo mają zasięg 200 km. Lepsze amerykańskie rakiety miały zaś kontrolować stamtąd południowe granice Iranu, a więc obszary w odległości ponad 2000 km. A 1700 km na północy – Moskwę. Do budowanej w Noworosyjsku rosyjskiej bazy morskiej byłoby tylko 300 km.
W chwili wybuchu gruzińskiego konfliktu doszło do zasadniczych rozbieżności miedzy ówczesnym premierem Rosji, Putinem i jej prezydentem, Miedwiediewem. Uważany w kręgach zachodnich polityków za liberała, [6] Miedwiediew zwlekał z wprowadzeniem rosyjskich wojsk do Osetii Płd., a przebywający w Pekinie Putin nalegał, by zrobić to jak najprędzej. Dotąd Rosja unikała używania siły poza swymi granicami. 08.08.2008 r. to się zmieniło.
***
Półwysep Krymski w mocarstwowej świadomości Wielkorusów zawsze zajmował miejsce szczególne. Dziś przypomina się, że tam to właśnie w 988 r. ruski książę Włodzimierz I Wielki przyjął chrzest w bizantyjskim Korsuniu, czyli Chersonezie (obecnie przedmieścia Sewastopola), a wraz z nim symbolicznie i Ruś. Chanat krymski, a wraz z nim cały półwysep ostatecznie podbity został przez Rosję w końcu wieku XVIII i odtąd w świadomości Rosjan jest równie rosyjski, jak Plac Czerwony w Moskwie. Kolejne fale migracji zmieniały skład narodowościowy mieszkańców Krymu, ciągle jednak znaczący odsetek stanowili tam krymscy Tatarzy. [7] Aż do roku 1944, kiedy to w maju, w czasie kilkudniowej operacji wysiedlono stąd wszystkich Tatarów i nie-Tatarów z racji jakoby ich kolaboracji z niemieckimi okupantami w latach 1941-44. Mimo że wśród deportowanych byli również tatarscy oficerowie, często z wysokimi odznaczeniami właśnie za wojnę partyzancką na Krymie z tymiż okupantami. Ogółem podczas wojny i po jej zakończeniu Krym przymusowo opuściło 300 tysięcy mieszkańców, z czego 200 tysięcy stanowili Tatarzy krymscy. Wskutek warunków transportu i osiedlenia w Uzbekistanie zmarła blisko połowa, bądź nawet – wedle innych szacunków – ponad połowa deportowanych.
Motywy, jakimi kierował się Stalin w tej sprawie nie dają się w pełni zracjonalizować. Podobnie jak decyzja przywódcy ZSRR Nikity Chruszczowa podjęta dziesięć lat później, w roku 1954, przekazująca Krym Ukrainie, pozostającej wszakże w ramach tegoż ZSRR.[8]
Ostateczny rozpad ZSRR w roku 1991 pozostawił półwysep w obrębie Ukrainy, mimo iż większość ludności Krymu stanowili wówczas Rosjanie – przesiedlani tam po wojnie Ukraińcy w większości nie odnaleźli się w nowych warunkach i powrócili na Ukrainę właściwą.
Po upadku ZSRR poradziecka Flota Czarnomorska została podzielona przez Rosję i Ukrainę; większa jej część, która przypadła Federacji Rosyjskiej, pozostała na Krymie, a jej główna baza, na zasadach dzierżawy, znajduje się w Sewastopolu. W 1997 r. Rosja i Ukraina podpisały umowę, na mocy której rosyjska flota miała przebywać na terytorium Ukrainy do 2017 r. W 2010 r. ówcześni prezydenci Wiktor Janukowycz i Dmitrij Miedwiediew podpisali tzw. porozumienie charkowskie, przewidujące przedłużenie stacjonowania rosyjskiej floty na Krymie co najmniej do 2042 r. w zamian za obniżenie ceny rosyjskiego gazu dla Ukrainy. Dodatkowa klauzula przewiduje, że rosyjska flota może tam pozostać do 2047 r.
W pierwszych dniach kwietnia 2014 roku, po inkorporacji Krymu, Rosja anulowała wszystkie umowy, jako niezgodne ze status quo.
W obliczu rozpadu ZSRR krymscy Rosjanie zaczęli zgłaszać postulaty powrotu do Rosji i 5 maja 1992 r. proklamowali powstanie Republiki Krymu. Wynegocjowany z Kijowem kompromis polegał na tym, że Krym zrezygnował z niepodległości, a władze Ukrainy zgodziły się na status republiki autonomicznej. Sewastopol, niegdyś stanowiący część obwodu krymskiego, uzyskał status miasta wydzielonego, jako siedziba rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.
***
Język w Małorosji zawsze był sprawą delikatną. [9] „Ukaz emski” wydany 30 maja 1876 w Bad Ems w Niemczech przez Aleksandra II był aktem prawnym, zabraniającym używania nawet nazwy „Ukraina”. Zakazywał też wszelkich publikacji, nawet przekładów z rosyjskiego w języku ukraińskim (w nazewnictwie dokumentu – „narzeczu małoruskim”), a także wwożenia z zagranicy na terytorium Imperium Rosyjskiego wszelkich wydawnictw wydrukowanych w tym języku. Zabraniał także wystawiania ukraińskich spektakli teatralnych i drukowania ukraińskich tekstów do utworów muzycznych. Wydanie ukazu spowodowane było obawą caratu przed rozwojem narodowego ruchu ukraińskiego i w konsekwencji wyodrębnienia się z Imperium Rosyjskiego Ukrainy.
Stąd właśnie język rosyjski stał się obowiązującym językiem ukraińskiej inteligencji. Pisali w tym języku np. Nikołaj Gogol, Ilja Miecznikow, Ołeksandr Potebnia. Na początku XX wieku w Kijowie odnotowano tylko 8 rodzin inteligenckich, które posługiwały się językiem ukraińskim.
Po rewolucji 1917 r., w latach 20. obowiązującą tendencją stała się tzw. korienizacja – zamiana języka rosyjskiego na miejscowy. Na Ukrainie przyjęło to formę ukrainizacji. Robotnicy mieli podjąć naukę języka pod groźbą zwolnienia. Ukrainizowano też prasę i administrację. Wraz z ostatecznym zwycięstwem frakcji Stalina w końcu lat 20., stalinowska reakcja w latach 30. politykę korienizacji zastąpiła powrotem do rusyfikacji. Niezależnie od tego proces uprzemysławiania Ukrainy spowodował napływ ludności z innych regionów ZSRR, co obiektywnie wzmacniało pozycję języka rosyjskiego. Do tego doszły liczne małżeństwa mieszane. Do 1989 roku oba języki współistniały z równą pozycją, z tym, że w szkolnictwie wyższym technicznym dominował język rosyjski, a w humanistycznym – ukraiński.
Język rosyjski na Ukrainie jest do dziś językiem dominującym na południu i wschodzie kraju oraz w stołecznym Kijowie, a także drugim językiem w pozostałej części kraju. Licząca ponad 14 milionów rosyjskojęzyczna populacja Ukrainy jest zdecydowanie najliczniejszą w Europie spośród tych, których język nie ma dziś statusu urzędowego.[10]
Język ukraiński zaczął dominować jedynie na Ukrainie Zachodniej. Stało się to argumentem dla tamtejszych ugrupowań prawicowych żądających „ukrainizacji” innych regionów. Stąd też nawet politycy dalecy od nacjonalistycznej prawicy zabiegając o głosy wyborców na Ukrainie Zachodniej coraz częściej opowiadali się za rugowaniem języka rosyjskiego.
W walce o głosy skrajnej prawicy nowo upieczeni demokraci-antykomuniści nie mieli skrupułów – 12 października 2007 prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko pośmiertnie nadał tytuł Bohatera Ukrainy Romanowi Szuchewyczowi, dowódcy UPA odpowiedzialnemu za rzeź wołyńską – zastępcy dowódcy batalionu Nachtigall, odpowiedzialnego za współudział w mordach na Żydch. [11] A z okazji 68 rocznicy utworzenia 14 Dywizji Grenadierów Waffen SS „Galizien” – już za prezydentury Janukowycza – 28 kwietnia 2011 odbył się we Lwowie marsz „nacjonalistów autonomicznych” pod hasłem: »Myśmy za mało was Polaków wywieszali«.
Julia Tymoszenko, przewodnicząca partii „Blok Julii Tymoszenko”, wspólnie z faszystą Ołehem Tiahnybokiem liderem partii „Swoboda” wystąpiła na sesji Rady Obwodu Lwowskiego z projektem uchwały zakładającej ustanowienie dnia pamięci dla ofiar polskiego terroru we Lwowie we wrześniu 1939 roku. A w obwodzie lwowskim jeden z kandydatów w październikowych wyborach 2012 roku sfinansował aż trzy pomniki przywódcy ukraińskich nacjonalistów Stepana Bandery.
Poparcie dla „ukrainizacji” serwowanej w takim sosie wydawało się najmniej problematyczne. Już hetman Pawło Skoropadski w 1919 r. twierdził, że galicyjscy Ukraińcy mają niewiele wspólnego z przygniatającą większością Ukraińców – wieloetnicznych, wielokulturowych i posługujących się na co dzień wieloma językami. Że już wtedy galicyjska idea „ukrainizacji” niosła w sobie tragedię.
W tym wypadku Skoropadski miał sporo racji – Ukraińcy przekonali się o tym wtedy i później – podczas II wojny światowej, gdy przyszło im raz doświadczyć skutków urzeczywistniania idei Dmytro Doncowa.
Stąd też kiedy prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko podpisał 20 listopada 2007 r. dekret „o działaniach na rzecz popularyzacji ukraińskiej kultury i języka na Krymie” i nakazał też w nim rządowi Ukrainy oraz władzom Krymu podjęcie szybkich działań w tym celu, owe blisko 30% obywateli Ukrainy będących rusofonami wiedziało, czym to pachnie. W wypadku Krymu był to dyktat wobec blisko 80% mieszkańców autonomii.[12]
Stąd właśnie zwycięstwo Wiktora Janukowycza w lutym 2010 r. w wyborach prezydenckich dla jego wyborców oznaczało przede wszystkim obiecane przez kandydata odejście od represyjnej „ukrainizacji”. Ale ustawa o podniesieniu statusu języka rosyjskiego nie szybko weszła w życie. Dopiero w połowie grudnia 2011 roku Konstytucyjny Sąd Ukrainy zezwolił na wykorzystywanie w sądach obok języka ukraińskiego także regionalnych języków, a więc i rosyjskiego. Wcześniej w parlamencie został zarejestrowany rządowy projekt ustawy, który między innymi w końcu sankcjonował prawo rodziców do wyboru edukacji językowej dzieci w przedszkolach. Oprócz tego Rada Najwyższa uchyliła obowiązujący dotąd nakaz dubbingowania filmów na język ukraiński i zniosła kwoty na muzykę ukraińską na antenie telewizji i radia.
Wiodąca opcja polityczna Majdanu, jej Prawy Sektor, nie ukrywał swoich planów odnośnie języka. Strona internetowa Prawego Sektora [13], obok enuncjacji nt. tego, że etnicznie ukraińskie ziemie rozciągają się od Czech do Kazachstanu i obejmują całą Polskę, zawierała też żądanie wprowadzenia na Ukrainie zakazu mówienia w innym języku, niż ukraiński. Zakaz ten miał dotyczyć głównie rosyjskiego, polskiego, węgierskiego i rumuńskiego. Za publiczne używanie tych języków proponowano karę więzienia. Dodajmy, że to właśnie Prawy Sektor zatwierdzał kandydatów na członków rządu tymczasowego, stanowisko premiera i prezydenta po obaleniu prezydentury Janukowycza w lutym tego roku.
Pod naciskiem Prawego Sektora, ale też partii „Swoboda”, w niedzielę 23 lutego Rada Najwyższa (parlament) Ukrainy anulowała ustawę o podstawach polityki językowej, przeforsowaną przez ekipę obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza w 2012 roku, która nadawała uprzywilejowany status językom mniejszości narodowych w regionach Ukrainy o dużych skupiskach tych mniejszości, nie tylko Rosjan. I mleko się rozlało…
Pięć dni trwało, zanim w piątek 28 lutego nowo mianowany przedstawiciel prezydenta Ukrainy na Krymie Serhij Kunicyn oświadczył, że p.o. prezydenta Ołeksandr Turczynow nie poprze uchylenia ustawy.[14]
„Uchylenie przez ukraiński parlament ustawy o podstawach polityki językowej dającej przywileje mniejszościom narodowym, zwłaszcza Rosjanom, było błędem” –powiedział z kolei w rozmowie z CNN minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski. Witalij Kliczko bił się w piersi przyrzekając, iż nie dopuści do uchwalenia nowego prawa. Ale dopiero w sobotę, 1 marca, gdy rosyjska Rada Federacji, na wniosek prezydenta Rosji Władimira Putina, zgodziła się na użycie rosyjskich sił zbrojnych na Ukrainie „w celu ochrony zdrowia i życia obywateli rosyjskich i członków sił zbrojnych Rosji na Krymie” – pełniący obowiązki premiera Ukrainy Arsenij Jaceniuk polecił przygotować nową wersję ustawy o językach, wzywając w parlamencie: – „Niezwłoczne opracujcie nową wersję ustawy Ukrainy o językach, która dawałaby wszystkim mniejszościom narodowym gwarancje używania swojego języka!”
W czwartek, 6 marca parlament lokalny Krymu ogłosił zamiar przeprowadzenia 16 marca 2014 regionalnego referendum w sprawie poszerzenia autonomii Krymu, jednak już 11 marca połączone zgromadzenie radnych Rady Najwyższej Republiki Autonomicznej Krymu i Rady Miejskiej Sewastopola przyjęło deklarację niepodległości obu jednostek jako Republiki Krymu. W deklaracji powołano się wprost na przypadek Kosowa i wyrok z 22 lipca 2010, w którym Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości uznał, że jednostronna deklaracja niepodległości Kosowa nie narusza prawa międzynarodowego.
***
Ukraina nie jest w NATO ani w UE, nie ma też z nimi traktatów sojuszniczych. I mieć nie może – ze względów formalnych – dokąd ma sporne granice. Tą sprawą sporną jest obecnie Krym. Oczywiście, uznawszy że NATO warte jest takiej mszy, Kijów mógłby oficjalnie zrezygnować z Krymu. Ale wtedy byłby równie wiarygodny w swoich patriotycznych deklaracjach, co Tbilisi po rezygnacji z Osetii Południowej, a tym bardziej Abchazji. W obu wypadkach Rosja szachuje swoich przeciwników, wstrzymując się przed matem. W obu wypadkach jest to zarazem polityka obronna regionalnego mocarstwa wobec nacisków mocarstwa światowego. Skuteczna.[15]
Istnienie Autonomicznej Republiki Krymu w ramach Ukrainy czyniło z niej państwo quasi federacyjne, chociaż w większości unitarne. Niesformalizowany federalny charakter dawał o sobie wyraz podczas wszystkich kampanii wyborczych. Te ostatnie wygrała partia nazywająca problem po imieniu w swej nazwie – Partia Regionów.[16]
Bardzo szybko w toku ukraińskiego konfliktu Rosja przyjęła strategię prometeizmu, tyle że obróconą w stronę przeciwną – rozcinania Ukrainy po szwach narodowościowych. Znalazło to wyraz w poparciu dla koncepcji federalizacji Ukrainy [17], o czym coraz częściej wspominano, w miarę narastania sprzeciwu wobec kijowskiego przewrotu w prorosyjskich regionach południowo-wschodniej Ukrainy. 1 kwietnia największy rosyjski dziennik „Kommiersant” przyniósł wiadomość, że szefom dyplomacji USA i Rosji, jak to ujęto – „udało się nakreślić kontury planu uregulowania kryzysu ukraińskiego, który stanowi kompromis między propozycjami Moskwy i Waszyngtonu”. I że plan ten został uzgodniony z Kijowem. Dodał, że „USA po raz pierwszy dopuściły możliwość federalizacji Ukrainy, a Rosja – wyraziła gotowość uznania wyborów prezydenckich wyznaczonych na 25 maja”. Dwa dni wcześniej m.in. o planie tym Ławrow mówił otwarcie w rosyjskiej telewizji, odnosząc się zarazem do innych związanych z tym kwestii: „Zachód przez długie lata stwarzał warunki, aby oderwać Ukrainę od Rosji”. Sankcje państw zachodnich wobec Rosji po przyłączeniu Krymu nazwał próbą „zademonstrowania swojego żalu”. Stwierdził też, że Ukrainie potrzebna jest nowa konstytucja, w oparciu o którą stanie się ona federacją regionów. Sprecyzował – „Trzeba zrobić tak, by każdy region miał możliwość bezpośredniego wyboru swoich władz oraz zabezpieczania praw swoich obywateli w zakresie finansów, gospodarki, kultury, języka, sfery socjalnej i prawa oraz utrzymywania kontaktów z regionami sąsiednich państw”. W jego ocenie praktyka pokazała, iż państwo unitarne, czyli wewnętrznie jednolite, na Ukrainie nie zdało egzaminu.[18]
Po paryskim spotkaniu 1 kwietnia Kerry powtórzył, że USA traktują działania FR na Krymie jako „bezprawne i pozbawione legitymacji”, ale jak poinformował „Kommiersant” – o zwrocie półwyspu już nie mówił.
Co do zapowiedzianych na 25 maja wyborów prezydenckich na Ukrainie Rosja – jak to określono – „może uznać wyniki głosowania”. „USA ze swej strony uznały zasadność żądań Rosji dotyczących rozbrojenia radykałów, opuszczenia przez nich zajętych gmachów, obrony mniejszości etnicznych i przeprowadzenia reformy konstytucyjnej, której elementem – w zamyśle Moskwy – powinno być podwyższenie statusu języka rosyjskiego i rozszerzenie uprawnień regionów, tj. wspomniana federalizacja” – uzupełnia informację „Kommersant”. Niespełniony został jedynie postulat Rosji połączenia wyborów prezydenckich z parlamentarnymi oraz żądanie nadania Ukrainie statusu państwa neutralnego. „Za rozwiązanie idealne Moskwa uznałaby uzyskanie od NATO pisemnych gwarancji, że Ukraina nie stanie się częścią Sojuszu i że jego infrastruktura nie pojawi się u granic FR” – wskazuje „Kommiersant”, dodając, że „w ustne gwarancje Moskwa już nie wierzy”.
Z kolei ukraińskie władze natychmiast przystąpiły do rozbrajania bojówkarzy Prawego Sektora i równie pośpiesznie Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła ustawę akceptującą decyzję p.o. prezydenta Ołeksandra Turczynowa o dopuszczeniu na terytorium Ukrainy sił zbrojnych innych państw w celu przeprowadzenia jeszcze w tym roku międzynarodowych manewrów. Przewidziano udział w ćwiczeniach 2,5 tys. żołnierzy ze strony ukraińskiej i takiej samej liczby żołnierzy ze strony państw partnerów – m.in. z Polski i USA [19]. Manewry będą się odbywać od maja do listopada na południu Ukrainy i na zachodzie kraju [20]. Zabieg przypomina wariant gruziński z 2008 roku. Z tą różnicą, że w wypadku Ukrainy może mieć charakter obronny – na wypadek skrajnie niepomyślnych dla obecnych władz w Kijowie wyników wyborów.
Wbrew obiegowym opiniom, Związek Radziecki dopłacał do swych zdobyczy terytorialnych. Niekiedy słono. Stąd też inkorporację Krymu prasa zachodnia początkowo uznała za nabytek zbyt kosztowny dla Rosji. Jednak już wstępne szacunku mówią o czymś całkiem przeciwnym. Gdy zbilansuje się opłaty za dzierżawę portu wojennego w Sewastopolu i związane z tym ulgi udzielone Ukrainie przy zakupie gazu, bilans wychodzi na zero.
Ukraina przez lata opierała się Gazpromowi, który chciał przejąć kontrolę nad jej gazociągami. W rezultacie Rosjanie zdecydowali się na dwa bardzo drogie przedsięwzięcia, które uniezależniają ich od ukraińskiego tranzytu: działający już Nord Stream pod Bałtykiem i South Stream pod Morzem Czarnym. O cenie, jaką gotowi są za to zapłacić, świadczy szacunkowy koszt tego ostatniego projektu – ok. 56 mld dolarów. Bo 900 km gazociągu miało przebiegać po dnie Morza Czarnego, przez jego środek, po części przez wody tureckie. Poprowadzony przez Krym, może być skrócony o blisko jedną trzecią, a jego położenie może być o 20 mld dolarów tańsze.
Inkorporacja Krymu daje też Rosji możliwość uzyskania strategicznej kontroli nad całym regionem Morza Czarnego, jako że południowa część półwyspu znajduje się praktycznie w centrum basenu Azowsko-Czarnomorskiego i natychmiastową całkowitą kontrolę nad Morzem Azowskim. (Natomiast wcześniej Rosja płaciła do 70 mln dolarów za transport wąskim kerczeńskim kanałem).
Pierwsze rosyjskie inwestycje na Krymie, który będzie specjalną strefą ekonomiczną, sięgną 6 mld dolarów, z czego miliard pójdzie na wsparcie budżetu republiki – zgodnie z gwarancjami Rosji, budżet ten wzrośnie już w tym roku dwukrotnie. Siedmioletnie doświadczenie wyniesione z przygotowań do Olimpiady pobliskiego Soczi – choć różnie oceniane – ma posłużyć przywróceniu Krymowi minionej sławy carskiego kurortu.
Jeśli dodamy do tego, że renty, emerytury i pomoc socjalna [21] dla mieszkańców Krymu zrównane zostaną ze stawkami obowiązującymi w FR, a więc wzrosną czterokrotnie, zrozumiałe się staje, dlaczego z 18 tysięcy żołnierzy ukraińskich stacjonujących dotąd na Krymie do armii rosyjskiej przeszło 16 tysięcy [22]. Wszystko to bez wątpienia również miało wpływ na wynik referendum o przyłączeniu do Rosji.
***
W militarystycznej propagandzie Zachodu obowiązuje zasada Kalego – operację Rosji na Krymie, czy tę prorokowaną na Ukrainie – NATO ocenia jako zagrożenie dla państw sojuszu euroatlantyckiego. Dla NATO jest to oczywiste – bo Rosja działa na bezpośrednim przedpolu tych państw [23]. Ale to samo NATO równie stanowczo nie godzi się z uznaniem swoich z kolei działań na tymże terenie za zagrożenie dla Rosji. Nie uznaje, że jest to przecież także przedpole rosyjskie. Ignoruje też odpowiedź na proste pytanie o to, kto zaczął tę awanturę, kto podjął atak, a kto się broni? Skutecznie, ale jednak – tylko broni!
13 grudnia 2013 r. asystent Sekretarza Stanu USA ds. Europy i Eurazji Victoria Nuland powiedziała otwarcie w National Press Club w Waszyngtonie, że USA zainwestowało 5 miliardów dolarów w rozwój procesów demokratycznych na Ukrainie [24]. Wiarę w amerykańską troskę o demokrację, nie wiedzieć czemu właśnie na Ukrainie, pozostawmy naiwnym. Nie wiemy, jak pieniądze te zostały rozdysponowane, ale bez trudu możemy przyjąć, że ich (nieznaczna) część pozwoliła dowożonym z Zachodniej Ukrainy bojownikom Majdanu przez cztery miesiące nie troszczyć się o swój wikt, jak również los swoich bliskich. Przypomnijmy, że nędzarskie zarobki na Ukrainie nie pozwalają ludziom na tak długie zimowe wakacje.
***
Przejmując spadek po ZSRR, Rosja jako następca prawny nie do końca zdawała sobie sprawę z ciążących na niej z tego tytułu zobowiązań. Nowi włodarze kapitalistycznego już państwa bardzo długo słowem i czynem odżegnywali się zarówno od przedstawianych im roszczeń odszkodowawczych, jak też odziedziczonej pozycji lidera antyzachodniego świata. Już w czasach prezydentury Jelcyna Rosja zrezygnowała z baz wojskowych na innych kontynentach – w Afryce, w Azji i na Kubie, zachowawszy tylko te w najbliższej zagranicy – w Kirgizji, Armenii, Tadżykistanie, Białorusi i Naddniestrzu. Ale i tego było za wiele. Rachunek wystawiony spadkobiercom państwa o międzynarodowej sławie społecznego wichrzyciela za 70 lat upokorzeń i podważania już samym swym istnieniem światowego ładu kapitalistycznego wciąż rósł, a ustępliwość spadkobierców skłaniała triumfujących wierzycieli do nieustannego pomnażania wezwań do zapłaty. U progu nowego milenium zażądali oni wręcz zlicytowania całej pozostałej schedy. Nie było i nie jest to całkiem bezzasadne…
Mimo upływu dwóch stuleci od czasu Wielkiej Rewolucji Francuskiej w kręgach konserwatywnej prawicy na całym świecie nie milkną przecież głosy krytyki, potępienia i oszczerczych pomówień kierowanych pod jej adresem. Z drugiej strony – każda dzisiejsza rebelia przeciwko zastanej rzeczywistości skłania buntowników do refleksji o zdobyciu Bastylii. Cóż więc się dziwić, że wiele rewolt społecznych na świecie wypatruje wsparcia ze strony dziedziczki bolszewickiej Rosji, mimo uszu puszczając zapewnienia rządzących dziś Rosją samowładnie, że nic a nic wspólnego z bolszewicką tradycją mieć nie chcą. Tak było, jest i pewnie długo jeszcze będzie, bo tak to ludzie na całym świecie sobie wyobrażają – i nic się na to nie poradzi.
Stąd właśnie bierze się niegasnąca nienawiść do Rosji orędowników wszelakich „rynków finansowych”, a z drugiej strony – sympatia tych, którzy nie chcą być wyznawcami rynkowej religii. Stąd też każdy cios zadany Rosji spotyka się z owacją możnych tego świata i pomrukiem niezadowolenia tych na dole. Tak było podczas konfliktu w Gruzji w roku 2008, tak dzieje się teraz, podczas batalii o Ukrainę.
Każdy polityk chodzący w zaprzęgu metropolii globalnego imperializmu powodzenie rosyjskiej operacji na Krymie odbiera jako porażkę i zagrożenie dla stabilności tegoż imperialistycznego światowego ładu, a ludzie lewicy na całym świecie czerpią z tego na poły tylko irracjonalną satysfakcję. Tak to wygląda w największym uproszczeniu. Diabeł tkwi jednak w szczegółach.
Prorosyjską postawę w tym sporze zajęła bowiem społecznie radykalna prawica, zarówno we Francji [25], jak też na Węgrzech [26] czy w Polsce. A „demokratyczne” zawodzenie imperialistycznej rekonkwisty pacyfistyczną nutą okrasiła część europejskiej lewicy [27] – swoiście zredefiniowanej na burżuazyjny ład – która zaprotestowała w gruncie rzeczy przeciwko… wyborowi dokonanemu w referendum przez przygniatającą większość mieszkańców Krymu.
Nader kłopotliwa jest też postawa niekoncesjonowanej lewicy rosyjskiej. Rozdarta między ideową potrzebą bicia się w piersi za historyczny wielkoruski szowinizm, także ten z czasów stalinizmu, a pragnieniem znalezienia sobie bazy społecznej w drobnomieszczańskich ruchach bynajmniej nie antysystemowej opozycji – dołączyła do demonstracji zorganizowanych w przeddzień referendum na Krymie pod hasłem „Okupacja Krymu – hańbą Rosji!”. Już dnia następnego okazało się, że przygniatająca większość najbardziej zainteresowanych, czyli mieszkańców Krymu – ma w tej sprawie zdanie diametralnie odmienne. Mimo że krymscy działacze tejże lewicy zapewniali, że frekwencja na referendum nie przekroczy kilkunastu procent, że ludzie są w większości przeciwni itd., itp.
Wygląda na to, że najbardziej rozpoznawalna część rosyjskiej lewicy pozaparlamentarnej postąpiła podobnie jak 10 listopada ubiegłego roku petersburski artysta plastyk Piotr Pawleński, który obnażywszy się w Moskwie na Placu Czerwonym – przybił do bruku swoje genitalia, co miało być metaforą apatii, indyferencji i fatalizmu współczesnego społeczeństwa rosyjskiego.
Zgódźmy się – bardzo to oryginalne. I zaczekajmy na bardziej dojrzałe polityczne gesty lewicy rosyjskiej i ukraińskiej. Wspólne i sensowne.
Karol Majewski
3.04.2014
przypisy:
[1] W 2006 roku w referendum ponad 90 proc. mieszkańców Naddniestrza opowiedziało się za wejściem republiki w skład FR.
[2] Spośród 27 krajów Unii Europejskiej cztery nie uznały niepodległości Kosowa: Cypr, Grecja, Hiszpania, Rumunia i Słowacja. Wszystkie są zarazem członkami NATO.
[3] Już w lipcu 2007 r. Reuben Jeffery, doradca ds. ekonomicznych szefowej amerykańskiej dyplomacji Condoleezzy Rice, zalecił Rosji nadanie zagranicznym firmom większej roli w eksploatacji złóż ropy i gazu w Arktyce i na Syberii. Rosyjskie zasoby uznał za „decydujące dla światowego bezpieczeństwa energetycznego”.
Zgodnie z niepisaną kremlowską zasadą gospodarczą zagraniczne przedsiębiorstwa mogą posiadać tylko mniejszościowe udziały w większych złożach ropy, gazu, czy minerałów.
[4] Nieco wcześniej, w kwietniu 2008 r. na szczycie NATO w Bukareszcie forsowana przez USA i Polskę propozycja objęcia Gruzji i Ukrainy planem działań na rzecz członkostwa upadła na skutek sprzeciwu Paryża i Berlina.
[5]W manewrach przeprowadzonych w dniach 15.07-7.08.2008 r. na gruzińskim poligonie w Waziani, niedaleko Tbilisi wzięło udział 1.200 żołnierzy amerykańskich i 800 gruzińskich. Ich zakończenie przypadło na dzień rozpoczęcia ataku na południowoosetyjską stolicę, Cchinwali. Zasadne wydają się przypuszczenia, co potwierdzają też wypowiedzi polskiego ministra spraw zagranicznych Radka Sikorskiego z sierpnia 2008 r., że planowano przekształcić ad hoc oddziały USA w wojska NATO i umieścić je w strefie buforowej zamiast wojsk pokojowych – rosyjskich, osetyńskich i gruzińskich – stacjonujących tam z mandatem ONZ.
[6] Niemiecka telewizja ZDF jeszcze 30 marca 2014 r. przypominała, że w okresie pełnienia funkcji prezydenta (2008-2012) Miedwiediew uważany był za liberała, partnera Zachodu i rzecznika „modernizacji”, cokolwiek miałoby to znaczyć.
[7] Tatarzy krymscy, określani też mianem narodowości krymskotatarskiej, do 18 maja 1944 roku stanowili ok. 20% ludności półwyspu.
[8] Oficjalnie Krym był „prezentem” Federacji Rosyjskiej dla Federacji Ukraińskiej z okazji 300. rocznicy ugody perejasławskiej. Oddanie Krymu miało upamiętnić umowę zawartą 18 stycznia 1654 r. między Radą Kozacką i przywódcą powstania kozackiego Bohdanem Chmielnickim a pełnomocnikiem cara Wasylem Buturlinem.
[9] Małorosja (również Ruś Mała, Małoruś) – urzędowe rosyjskie określenie części ziem Rusi Kijowskiej. Pojęcie „Małorosji” było w XIX wieku związane z koncepcją nacjonalistów rosyjskich trójjedynego narodu rosyjskiego: Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy). W sensie ścisłym obejmowało ziemie guberni małorosyjskiej (podzielonej w 1802 na gubernie czernihowską i połtawską), natomiast w sensie szerokim pojęcie Małorosji obejmowało także Kraj Południowo-Zachodni (gubernie kijowską, podolską i wołyńską).
[10] Według spisu powszechnego z 2001 roku, język rosyjski określiło mianem swojego ojczystego języka ponad 14 milionów obywateli Ukrainy, a więc blisko 30% mieszkańców. W tym etniczni Rosjanie stanowią tylko 56%, bo językiem tym posługuje się na co dzień pięć i pół miliona Ukraińców, do tego zamieszkujący Ukrainę Białorusini, Żydzi, Grecy, Mołdawianie, Tatarzy czy Polacy.
[11] Dekret Juszczenki został uchylony prawomocnym orzeczeniem Okręgowego Sądu Administracyjnego w Doniecku 2 sierpnia 2011 r.
[12] Obecnie Krym zamieszkuje około 2,4 mln ludzi. Większość ludności (60,40%) stanowią Rosjanie. Oprócz nich żyją tu Ukraińcy (24,01%) – z czego tylko 1/3 mówi po ukraińsku, 2/3 deklaruje rosyjski jako swój język – i Tatarzy krymscy (10,21%). W sumie 79,1% ludności zadeklarowało go jako język ojczysty, natomiast język ukraiński zadeklarowało 9,6%, język krymskotatarski zadeklarowało też 9,6% ludności Krymu.
[13] Treści te usunięte zostały z oficjalnej strony Prawego Sektora 25 lutego 2014 r.
[14] Ustawa ta była jednym z głównych wątków podejmowanych podczas piątkowych (28.02.) spotkań w Kijowie ministrów spraw zagranicznych Grupy Wyszehradzkiej z Jaceniukiem, szefem MSZ Andrijem Deszczycą, szefem partii UDAR Witalijem Kliczką i liderem frakcji parlamentarnej Partii Regionów Ołeksandrem Jefremowem.
[15] 1.04.2014 r. Szef MSZ Niemiec Frank-Walter Steinmeier jednoznacznie stwierdził w Weimarze, że nie widzi możliwości przyjęcia Ukrainy do NATO. Steinmeier był wraz z ministrami Polski i Francji, Radosławem Sikorskim i Laurentem Fabiusem jednym z sygnatariuszy kijowskiego porozumienia Janukowycza z opozycją z 21 lutego 2014 r. Przypomniał też niedawną wypowiedź prezydenta USA Baracka Obamy o tym, że Ukraina „nie znajduje się na drodze prowadzącej do NATO”.
[16] W wyborach z 30.09.2007 r. Partia Regionów zdobyła 38,9% głosów i 175 mandatów, na drugim miejscu był „Blok Julii Tymoszenko” – 34,66% i 156 mandatów.
[17] Idea federalizacji nie jest na Ukrainie nowa. Po powołaniu na stanowisko premiera Julii Tymoszenko 18.12.2007 r., gdy Partia Regionów przeszła do opozycji, Wiktor Janukowicz zaproponował przekształcenie kraju w federację.
[18] „Pierwyj Kanał”, sobota 29.03.2014.
[19] Tę informację podaną przez PAP tenże PAP w chwilę później zdementował, przywołując wypowiedź premiera Tuska: „Możliwości prawne, jakie Ukraina chce stworzyć dla własnego państwa, w żadnym wypadku nie obligują państwa sąsiedniego, by z nich korzystać. Nie przewidujemy wzięcia udziału w manewrach, nie ma takiej potrzeby”. To oznacza wycofanie się Polski na pozycje wyjściowe…
[20] Manewry zaplanowano w obwodzie mikołajowskim, w basenie Morza Czarnego, a także na zachodzie kraju: na poligonach jaworowskim (obwód lwowski) i użhorodzkim (obwód zakarpacki)
[21] Urodzenie drugiego i kolejnych dzieci FR wspiera zapomogą w wysokości 430 tys. rubli (ok. 12 tys. dolarów).
[22] Zarobki rosyjskich wojskowych są blisko czterokrotnie wyższe, niż ukraińskich.
[23] W retoryce NATO funkcjonuje mające to uzasadnić pojęcie „obszaru euroatlantyckiego”, obejmujące kraje, których rządy sygnalizują chęć przystąpienia do sojuszu.
[24] „We’ve invested over $5 billion to assist Ukraine in these and other goals that will ensure a secure and prosperous and democratic Ukraine”. Victoria Nuland: Assistant Secretary Nuland at U.S.-Ukraine Remarks at the U.S.-Ukraine Foundation Conference. December 13.12.2013.
[25] 14.03.2014 Marine Le Pen, liderka francuskiego Frontu Narodowego, w wywiadzie dla radia RFI stwierdziła, że winę za to, co się dzieje na Ukrainie, ponosi Unia Europejska. Podkreśliła, że to UE „dolała oliwy do ognia”, inspirując rewoltę i przewrót na Ukrainie. Zarzuciła też Unii, że ta mamiła część Ukrainy możliwością wejścia do UE.
[26] 4.03.2014 lider węgierskiej prawicy i premier Węgier, Wiktor Orban w sprawie kryzysu krymskiego wypowiedział się krótko i znamiennie: „Węgry nie są stroną konfliktu”.
[27] W oświadczeniu wydanym 01.03.2014 polscy „Młodzi socjaliści” wraz z Partią Zielonych stwierdzili: „Wkroczenie wojsk Federacji Rosyjskiej na teren Ukrainy grozi potencjalnie największym konfliktem w Europie od czasów wojny na Bałkanach, i co się z tym wiąże – tragicznym rozlewem krwi”. O losach Kosowa w oświadczeniu nie wspomniano.

5 komentarze:

  1. Ja pier... ty nawet żydem nie jesteś. Zwykły szabesgoy.
    co za syf.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ha! I kto to napisał? - Ten, który starał się o przyjęcie do hasbary ale go nie przyjęli?

      Ale jak to mówią Opara jest skończony a Spiritus Movens, więc lejmy go w mordę póki jeszcze zipie...

      Usuń
  2. sam u siebie trolujesz? Co za syf.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jesteśmy świętymi żandarmami.
    I idziemy do was. Na zachód.
    Broniąc naszych granic. (*)
    Александр Гельевич Дугин

    "Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno‑geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana istnieniem niepodległego państwa polskiego w żadnej formie. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy. Nie dlatego, że nie lubimy Polaków czy Ukraińców, ale dlatego, że takie są prawa geografii sakralnej i geopolityki."
    [...]

    W tym wielkim starciu cywilizacji atlantyckiej i kultury eurazjatyckiej to wszystko, co znajduje się między nami – Polska, Ukraina, Europa Środkowa, a kto wie, może nawet Niemcy – musi zniknąć, zostać wchłonięte – wieszczy Dugin.

    W geopolityce Polska pozostaje częścią kordonu sanitarnego rozdzielającego kontynent eurazjatycki na dwie części, co jest bardzo wygodne dla antytradycyjnych sił anglosaskich. Polska nie może w pełni zrealizować swej eurazjatycko‑słowiańskiej istoty, gdyż przeszkadza jej w tym katolicyzm, ani swej zachodnioeuropejskiej tożsamości, gdyż przeszkadza jej własna słowiańskość, tzn. język, zwyczaje, archetypy, klimat miejsc itd. Na skutek tej dwoistości, tej graniczności sytuacji Polska zawsze pada ofiarą trzeciej siły, tak jak dziś mondializmu czy atlantyzmu. To położenie na granicy między Rosją a Niemcami sprawia, że zawsze w historii będzie występował problem rozbiorów Polski między Wschód i Zachód.

    Jeżeli więc Polska będzie się upierać przy zachowaniu własnej tożsamości, to – zdaniem Dugina – nastawi wszystkich wrogo wobec siebie i po raz kolejny stanie się strefą konfliktu.

    Jak tego uniknąć? Trzeba rozkładać katolicyzm od środka, wzmacniać polską masonerię, popierać rozkładowe ruchy świeckie, promować chrześcijaństwo heterodoksyjne i antypapieskie. Katolicyzm nie może być wchłonięty przez naszą tradycję, chyba że zostanie głęboko przeorientowany w kierunku nacjonalistycznym i antypapieskim.

    W duginowsko‑putinowskiej logice nawet obrona tradycyjnej rodziny w Rosji może zostać sprawnie połączona ze wspieraniem rozkładowych tendencji obyczajowych w Polsce.

    Granica Eurazji niekoniecznie jednak musi przebiegać gdzieś na terenie naszego kraju. Ideolog obwieszcza, że zjednoczenie z Niemcami i stworzenie jednego bloku kontynentalnego, to jeden z ważnych celów strategicznych Rosji. Postulując taki sojusz Dugin snuje nawet dywagacje na temat zwrócenia Niemcom obwodu kaliningradzkiego, czyli części dawnych Prus Wschodnich, co stanowiłoby wyraz rezygnacji Kremla z ostatniego terytorialnego symbolu tragicznej, bratobójczej wojny, jak nazywa drugą wojnę światową. W zamian za to Rosja miałaby uzyskać nabytki kosztem państw Europy Środkowej i gwarancje ostatecznego zniweczenia groźnych dla siebie planów federacji czarnomorsko‑bałtyckiej.

    My, Rosjanie, i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej. Nie jesteśmy zainteresowani po prostu zachowaniem własnego państwa czy narodu. Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem przy pomocy wywieranego przez nas nacisku maksymalnej liczby dopełniających nas kategorii – rysuje Dugin podobieństwo między Rosją a Niemcami, aby wreszcie nie pozostawić nam żadnych złudzeń: Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno‑geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana istnieniem niepodległego państwa polskiego w żadnej formie. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy. Nie dlatego, że nie lubimy Polaków czy Ukraińców, ale dlatego, że takie są prawa geografii sakralnej i geopolityki.

    Słowa te, kiedy padły pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku, dziś, gdy na naszych oczach postulaty Dugina stają się faktami, a ich autor cieszy się na Kremluwielką estymą, wypada uważnie wczytać się w jego prace. W końcu historia pełna jest niedocenianych przez lata ideologów, których zaczęto czytać, kiedy już było za późno…

    więcej http://www.pch24.pl/kremlowski-szaman--co-aleksander-dugin-mysli-o-polsce-,22768,i.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy do nas dotrze że w polityce jest żelazna reguła która określili Anglicy (Anglia nie ma wiecznych wrogów ani wiecznych przyjaciół, ma tylko wieczne interesy). W obecnej chwili gdy w Rosji odrodził się faszyzm nie mamy żadnego interesu w popieraniu Rosjan. Jest też inna zasada ,,Jeśli chcesz coś otrzymać musisz dać coś innego w zamian" - czy oni cokolwiek nam oferują? Oprócz deklaracji że będą nas traktować jako przeciwników, którzy nie powinni istnieć?.
      Mamy pod bokiem bestie w postaci Berlina i Moskwy. Rosjanie zawsze byli proniemieccy i antypolscy. Ich podstawy tworzenia państwowości leżą na okupacji Polskiej ziemi i zoologicznej nienawiści do wszystkiego co Polskie. Kiedy Moskwa była pod polską kontrolą świetnie sobie radziliśmy. Także wtedy gdy ich pogoniliśmy i uciekali gdzie pieprz rośnie (1920 r). Powinniśmy im twardo dawać do zrozumienia, że oczekujemy od nich tego samego co oni od nas.
      To nie są żadne gwarancje tylko brednie Giedroycia w obecnych czasach bardzo szkodliwe dla Polski (zresztą i z gwarancjami różnie bywa vide 1939 r).
      Chcą poparcia niech przeproszą za Sybir, Katyń i komunizm. I to głośno i wyrażnie tak żeby cały świat to usłyszał. Niech zwrócą nam okupowane ziemie (Królewiec)
      a wtedy zobaczymy. Szanować ich fobie i respektować ich imperializm? Skoro to jest wymierzone wprost w nas? Czy można uważać, że jeszcze mało od nas dostali? A oni wciąż aż kipią od nienawiści do Polski i wszystkiego co Polskie. Proszę zauważyć że, za nim stoi konkretna ilość agentury i piątej kolumny zainstalowanej w Polsce. Są wśród nich urzędnicy, personel ministerstw, resortów, firm państwowych uczelni ect. Wielu z tych osób otwarcie wspiera Putlera i
      każda z tych osób szkodzi Polsce. Nie musimy daleko szukać. Na różnych forach internetowych znajdziemy bez trudu sporo takich szkodników. Żaden kraj nie miał i nie ma normalnych, wspólnych interesów z Rosją i miał nie będzie. Rosja - to odwieczna ekspansja na Zachód. Niemcy na Wschód. - Zmieniają tylko narzędzia do realizacji tych celów ale cel jest ten sam. Rosja i Niemcy mają wpisane w swoje założenia tworzenia państwowości naszym kosztem ,ekspansję i okupację naszych ziem. Mogę ich zrozumieć że chcą mieć swoje bezpieczne i silne państwo; tylko pytam dlaczego kosztem naszej ziemi i nas samych?.
      Dzisiaj doskonale widzimy, że popieranie faszystowskiej Rosji TO ZBRODNIA PRZECIWKO NARODOWI, TO ZBRODNIA PRZECIWKO NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI.
      Proszę wyjaśnić co zyskuje Polska na popieraniu imperialnej polityki Kremla? Ja nie widzę żadnych realnych korzyści. Natomiast szkód i to wymiernych jest niezliczona ilość.
      Tak Rosja jak i Niemcy liczyli się z naszym zdaniem jeśli widzieli naszą siłę. Obecnie w wyniku zdrady polskich interesów jesteśmy potwornie osłabieni i obecnie jesteśmy manipulowani i wystawiani na pośmiewisko świata.

      Usuń

.