piątek, 24 lutego 2017

Post - prawda


Oxford English Dictionary po raz kolejny wybrał słowo roku. Tym razem leksykografowie uznali, że mijający rok w języku najlepiej odzwierciedla słowo „post-truth”, po polsku „post-prawda”. Co to znaczy?

„Post – prawda” to okoliczności, w których fakty mają mniejszy wpływ na kształtowanie opinii publicznej niż odwoływanie się do jej emocji i osobistych przekonań”

Innymi słowy - to polityka, która opiera się przede wszystkim na graniu na emocjach. Na fakty i rzeczowe argumenty nie ma już miejsca.

Nietrudno zauważyć, że polityka oparta jest na ciągłym szumie informacyjnym, w którym zacierają się granice między faktem a opinią, prawdą i fałszem, informacją i dezinformacją. W takim środowisku, gdzie nawet wielokrotnie zdementowane informacje długo mogą żyć własnym życiem, politycy nie konkurują ze sobą, starając się zdiagnozować realnie istniejącej problemy i przedstawić rozwiązania opierające się na dowodach i faktach. Zamiast tego dążą do tego, by jak najsilniej zmobilizować wokół siebie emocje i uprzedzenia grup wyborców, posługując się hasłami pozbawionymi związku z rzeczywistością.

To, że politycy zawsze mówili to, co ludzie chcą słyszeć to nic nowego. Powodem do niepokoju jest to, że procent wierzących w bajdy głupców w społeczeństwie wzrósł znacząco. Człowiek ma coraz większą wiedzę ale też coraz bardziej nie ufa nauce. Tak, jak w sieci można napisać wszystko niezależnie czy to jest zgodne z prawdą, czy też nie i autor za swoje słowa nie ponosi odpowiedzialności, tak też dzieje się w realu. Wirtualna prawda zaczyna panoszyć się w wypierając zdrowy rozsądek. Cynicy to wykorzystują dla własnych celów a głupcy w nią wierzą. Rozum zasnął a zbudziły się demony jak powiedział kiedyś klasyk. Jeśli ten trend nie wyhamuje to przyszłość nie rysuje się w optymistycznych barwach.

W stosunku do Europy Zachodniej Kreml stosuje inna taktykę niż do nas Polaków. Tam mnożą się rosyjskie kanały informacyjne takie jak "Rusian TV" po angielsku czy tez po niemiecku "RT-deutsch" i "Sputnik" - Propaganda rosyjska przedstawiająca "prawdę" z punktu widzenia Kremla. Ludzie muszą przestać wierzyć mediom i politykom, muszą uwierzyć w spiski, zrozumieć, że są zdominowani przez jakieś złe siły, przez USA, że NATO to wróg, że UE zły projekt, że Rosja to prawdziwy, jedyny wolny kraj z bardzo dobrym i mądrym prezydentem. I wielu ludzi w takie bzdury wierzy. Jakiś czas temu w Petersburgu o azyl poprosiła rodzina z Niemczech twierdząc, że żyje w dyktaturze i obawia się o własne życie. Powiedzieli, ze im jest demokracja ważna, a Rosja to wolny, demokratyczny kraj... W łęłę tie populistyczne często sympatyzujące z faszystami. Wspierane one są finansowo i propagandowo przez Moskwę. U nas coś takiego by nie zadziałało - My z natury, z powodu naszych historycznych doświadczeń prędzej uwierzymy diabłu niż Ruskim. Dlatego u nas trzeba zastosować inną strategię. Dlatego właśnie nie oddali wraku.

------------


Nie od dziś wiadomo, że politycy kłamią i po ewentualnym zwycięstwie wyborczym nie mają zamiaru realizować swoich wyborczych obietnic.

Jest jednak jedna, zasadnicza różnica. Gdy sprawy sprzedaży broni do Iranu nie dało się już dłużej ukrywać przed opinią publiczną, Reagan powiedział, że „choć jego serce temu zaprzecza, to fakty bezwzględnie wskazują, że skandal miał miejsce”. Trump przyłapany na kłamstwie albo idzie w zaparte albo twierdzi, że nigdy nic takiego nie powiedział, został źle zrozumiany, lub nie mówił dosłownie. Doskonałego przykładu dostarcza jego komentarz do obietnicy, jaką zrobił w trakcie kampanii prezydenckiej pracownikom produkującego urządzenia chłodnicze koncernu Carrier z Indiany. Obiecał im, że nie dopuści, by firma przeniosła miejsca pracy z ich stanu za granicę. Spytany o to po wyborach, Trump stwierdził, że nie pamięta, by składał taką obietnicę. Gdy puszczono mu nagranie jego wypowiedzi, odpowiedział, że nie chodziło mu konkretnie o Carriera, a o wszystkie amerykańskie firmy, a w tym wypadku „użył eufemizmu”.

Nie o to chodzi, że Trump wiedział, co tak naprawdę znaczy słowo „eufemizm”. Prawdziwym problemem jest to, że erze post-prawdy zanika powszechnie przez wszystkich uznawany porządek faktów, który pozwala stwierdzić, że ktoś kłamie.

Już w 2005 roku amerykański komik Stephen Colbert  ukuł termin truthiness. Truthiness to „prawda”, dla której jedynym dowodem jest intuicyjne, instynktowne przekonanie głoszącej ją osoby, że mówi ona prawdę. Nawet jeśli przeczą jej wszelkie dowody, fakty i ustalenia ekspertów. „Polityka post-prawdy” to era instynktownie przekonanych o własnej prawdzie populistów, telewizyjnych gwiazd „mówiących jak jest”, mitów miejskich i uprzedzeń nadających ton publicznej debacie. Jej zasadą jest hasło „wiemy jak jest”!

Fakt, że Putin kłamał w sprawie aneksji Krymu i udziału w niej rosyjskich wojsk, tylko służy jego obrazowi cynicznego polityka, zimnego stratega, bezwzględnie ogrywającego Zachód w dyplomatycznej grze. Także po Trumpie kłamstwa spływają jak woda po kaczce. W trakcie prawyborów w Partii Republikańskiej portal Politico przez tydzień śledził wszystkie wypowiedzi Trumpa. Według dziennikarzy medium mijał się on z prawdą średnio co pięć minut. Podobny eksperyment powtórzono w trakcie wyborów powszechnych jesienią – wtedy kłamał co 3 minuty. Według portalu „PolitiFact” około 70% wypowiedzi Trumpa w trakcie całej kampanii wyborczej na różny sposób rozchodziło się z prawdą.

W niczym to mu jednak nie przeszkodziło wygrać wyborów.

Choć amerykańskie media wykonały wielką pracę sprawdzając słowo po słowie wypowiedzi Trumpa, to na nic się ona politycznie nie zdała. Wyborcy ery post-prawdy szukają bowiem przede wszystkim potwierdzenia własnych emocji i uprzedzeń.

Filary post-prawdy

Po pierwsze, dystrybucją post-prawdy zajmują się grupy interesów, którym potrzebna jest ona do realizacji własnych gospodarczych, czy politycznych celów.

Media są drugim filarem świata post-prawdy. Jego rozkwit to czas kryzysu mediów tradycyjnych i rozkwitu społecznościowych, z których coraz więcej osób czerpie informacje o polityce. W mediach społecznościowych nie ma redakcji sprawdzających prawdziwość informacji, zupełna bzdura odpowiednio często udostępniana na popularnych profilach może zyskać status źródła informacji kształtującego istotnie zachowania polityczne i społeczne. W Stanach w ciągu trzech ostatnich miesięcy kampanii wyborczej 20 najpopularniejszych fałszywych wiadomości na Facebooku wygenerowało większe zaangażowanie odbiorców (w postaci udostępnień i komentarzy) niż 20 najpopularniejszych prawdziwych wiadomości, pochodzących z szanowanych mediów tradycyjnych.

Przeżywające kryzys tradycyjne media, coraz ostrzej konkurujące o rynek, same często flirtują ze światem post-prawdy. Pluralizm tradycyjnych i nowych mediów wytworzył sytuację, w której wielość opcji nie służy odbiorcom do weryfikowania informacji w wielu źródłach, konfrontowania ze sobą różnych punktów widzenia, ale pozwala zamykać się w bańkach, w których otrzymujemy tylko te informację, które potwierdzają to, co już wiemy.

Czy raczej, co wydaje się nam, że wiemy – taki porządek medialny jest szczególnie żyznym terenem dla miejskich legend i fantastycznych teorii spiskowych.

Uparte trzymanie się własnych przekonań, nawet, gdy fakty mówią co innego, rozkwit teorii spiskowych, charakteryzują zwłaszcza czasy przełomu i przejścia. A w takich czasach żyjemy, dokonująca się przemiana technologiczna, coraz szersze zastępowanie ludzkiej pracy przez maszynową (także w „zawodach umysłowych”), towarzyszący temu radykalny wzrost nierówności społecznych, wyzwalają naturalne lęki, potrzebę stabilizacji i oswojenia świata. „Polityka post-prawdy” dostarcza łatwych odpowiedzi na wyzwania niesione przez ten chaos.

Zwłaszcza, że nawet w spokojniejszych czasach prawda nigdy nie była czymś, do czego ludzie by naturalnie, w oczywisty sposób dążyli. Biolodzy ewolucyjni, neuropsycholodzy i przedstawiciele pokrewnych dziedzin wyciągają doszli do wniosku, że ludzie raczej unikają niż szukają prawdy. Proces konfrontacji własnych przekonań, uprzedzeń i lęków z prawdą zawsze jest bolesny, dokonywany przy dużym wysiłku i niejako „wbrew sobie”.

Dotyczy to także polityki. Uznawany za jednego z autorów pojęcia „post-prawdy” serbsko-amerykański pisarz Steve Tesich, pisał na początku lat 90., że odkrycie prawdy o aferze Watergate, z jednej strony pokazało siłę amerykańskiej demokracji, z drugiej stało się dla Amerykanów głęboko traumatycznym wydarzeniem. „Prawda zaczęła być utożsamiana ze złymi wiadomościami”, których zawsze lepiej unikać – pisał Tesich . Dlatego, gdy Reagan okłamywał Amerykanów w sprawie Iranu, ci w zasadzie przyjęli to z ulgą – kolejna odsłona brzydkiej prawdy byłaby zbyt trudna do przyjęcia.

Być może część wyborców Trumpa także wie, że obietnice prezydenta-elekta dotyczące zatrzymania amerykańskich firm w Stanach nie są realne. Ale kłamstwo, jakie podsuwa im Trump jest ulgą wobec prawdy, której tyleż się obawiają, co wiedzą, że w końcu wyjdzie na jaw.

Tesich kończył swój esej w ponurym tonie: Nagle stajemy się prototypami ludzi, o jakich totalitarne monstra dotychczas mogły tylko marzyć. Do tej pory dyktatorzy musieli włożyć sporo pracy w to, by ukryć prawdę. My, przez nasze działania, pokazujemy, że nie jest to już dłużej konieczne. Uzyskaliśmy zdolności pozwalające odebrać prawdzie jakiekolwiek znaczenie. […] jako wolni ludzie, zdecydowaliśmy się żyć w świecie „post-prawdy”.

Świat ten faktycznie nastręcza powodów do niepokoju. Polityk, którego nie można przyłapać na kłamstwie, złamaniu własnych obietnic, mówieniu bzdur, może łatwo stać się niebezpieczny dla swoich obywateli. Jeśli demokracja polega na tym, że obywatele są w stanie rozliczać polityków z ich czynów, to konieczne jest do tego istnienie języka zdolnego opisywać rzeczywistość, nazwać fakty i oceniać je. Post-prawda to porządek, w którym przestaje być to możliwe. Ufundowany na niej świat łatwo przeistoczyć może się w pełzającą, chwytająca nas za gardło cichą dyktaturę.

Jak do tego nie dopuścić? Najtęższe głowy będą nad tym myślały w następnych latach. Możemy udzielić wielu odpowiedzi: trzeba wyedukować ludzi, jak poruszać się w świecie nowych mediów; musimy znaleźć sposób na finansowanie pogrążonych w kryzysie tradycyjnych instytucji opinii publicznej (gazety, telewizje informacyjne itd.), oddolnie budować polityczne zaangażowanie grup zmarginalizowanych tak, by przestały by być łatwym łupem dla populistów i demagogów. Wszystkie te odpowiedzi są prawdziwe, ale żadna nie wydaje się wystarczająca.

Pewne jest tylko to, że nie ma powrotu do tego, co było wcześniej, do starego systemu debaty publicznej, z rozdzieleniem informacji i teorii spiskowych, opinii ekspertów i miejskich legend. Współczesne demokracje liberalne muszą szybko nauczyć się, jak nie dać się post-prawdzie w świecie, który za sprawą technologicznych i społecznych przemian jest od tego sprzed dwudziestu pięciu lat jednocześnie bardziej demokratyczny i pluralistyczny, jak i bardziej podatny na działania ośrodków i jednostek radykalnie odległych zarówno od demokracji, jak i pluralizmu.

Źródło: http://www.newsweek.pl/polska/spoleczenstwo/post-prawda-slowem-roku-2016-czym-jest-post-prawda-i-jak-wplywa-na-polityke-,artykuly,401583,1.html

0 komentarze:

Prześlij komentarz

.