O rosyjskich planach odbudowy sowieckiego imperium, możliwości unicestwienia Polski, szansach na obronę, rozterkach Putina i możliwym wybuchu III Wojny Światowej.
Abstrahując od obecnej sytuacji geopolitycznej i planów Amerykanów chcę przestrzec przed polskim życzeniowym myśleniem. Ani NATO, ani "stałe bazy" US Army, ani sojusz "Bałtów, Węgrów, Czechów, Słowaków, I kogo tam jeszcze" nie ochronią nas przed agresją Rosji. Dlaczego? - Bo Rosja robi to co chce. A dlaczego to robi? - Bo może. I żadne sojusze, ani bazy nie są w stanie ich powstrzymać. Gruzja przed rosyjską agresją otrzymywała miliony dolarów na zbrojenia i była objęta przez USA kartą strategicznego partnerstwa, opierającej się na współpracy w sferze obrony i bezpieczeństwa. W Gruzji byli amerykańscy wojskowi szkolący gruzińskich wojskowych. I co? - Powstrzymało to Rosję od napaści na Gruzję?
Jest takie przysłowie: "Jeśli umiesz liczyć, licz na siebie". Znaczy to tyle, że Rosja powstrzyma się z atakiem na Polskę, jeśli ta będzie dysponowała odpowiednimi siłami i środkami, które przesądzą, że agresja na nasz kraj nie będzie Putinowi się opłacała. Co może być tym elementem odstraszającym? - Na przykład posiadanie przez Polskie Siły Zbrojne pocisków manewrujących o znaczeniu strategicznym rozmieszczonych na okrętach podwodnych (np. klasy scorpene) zdolnych uderzyć i zniszczyć elektrownie atomowe na terenie Rosji. Tylko broń ofensywna będzie kazała zastanowić się Rosjanom, czy warto rozpoczynać atak narażając się na kroki odwetowe. Rzeczywiste, a nie deklaratywne, czyli wezwania do powstrzymania się od eskalacji konfliktu.
Oczywiście samo posiadanie ofensywnej broni o znaczeniu strategicznym Rosjan nie przestraszy; musi jeszcze ona być przekonana, że Polacy bez oglądania się na "sojuszników" odpowiedzą natychmiast i zdecydowanie. Doskonałym momentem aby Rosjan przekonać, że nie będziemy się z nimi cackać była by natychmiastowa reakcja na naruszanie naszej przestrzeni powietrznej przez prowokacyjne przeloty rosyjskich myśliwców i bombowców.
Kiedy rosyjski bombowiec Su-24 naruszył na zaledwie kilka sekund przestrzeń powietrzną Turcji - Turcy nie wahali sie ani chwili i wykorzystali szansę: turecki F16S posłał rakietę w stronę rosyjskiego samolotu, kiedy ten już opuścił tureckie terytorium i go "uziemił". I teraz Rosjanie już wiedzą, że Turcy są gotowi odpowiedzieć na każdy rodzaj rosyjskiej agresji szybko i zdecydowanie, bez oglądania sie na sojuszników z NATO, ONZ, Amnesty International, ekologów, przywódców religijnych, związkowych, i.t.p. To samo musi zrobić Polska aby Rosjanie zaczęli sie z nami liczyć.
Ale teraz pytanie zasadnicze: po co Rosja miała by atakować Polskę? - Żeby ją podbić? Okupywać? Aby zainstalować rząd przychylny Moskwie? Wydaje się to mało prawdopodobne. Atak tysięcy rosyjskich czołgów na Polskę w stylu blitzkriegu znanego z czasów WW2 jest dobry chyba tylko w grze tankionline.com . Rosja nie przeprowadziła dotąd takiej inwazji na Ukrainę, nie dlatego że nie mogła. - Nie chciała.
Polska dla Rosji nie jest żadnym przeciwnikiem, bo Rosja myśli globalnie. Według rosyjskich strategów godnymi dla Moskwy przeciwnikami są USA i NATO. To mrzonki, bo Federacja Rosyjska w bezpośrednim starciu z NATO nie ma żadnych szans, czy to w wojnie konwencjonalnej czy też nuklearnej. Ale Rosja może znacząco zwiększyć swój potencjał wykorzystując presję psychologiczną: wizerunek nieokrzesanego imperialisty, brutalnego mordercy cywilów (np. w Syrii) czy szantażysty wymachującego bronią atomową. Wojna hybrydowa i tzw. zielone ludziki to nadzwyczaj skuteczny środek walki i efektywna strategia. Pozwala bowiem "palić głupa" i oficjalnie zaprzeczać robiąc swoje. Małymi krokami, testując przy okazji reakcje przeciwnika.
Te ciągłe sprawdzanie jak daleko Rosjanie mogą się posunąć wydaje się nieodłącznym elementem taktyki "rozpoznania bojem". Wróćmy zatem do tego testowania gotowości bojowej NATO przez Rosję i przypatrzmy się jak to się odbywa. Przeloty bombowców z bronią atomową na pokładzie (słynnych niedźwiedzi - TU-95) wzdłuż granic państw NATO, ćwiczenia rakietowego ataku nuklearnego na Warszawę czy bombardowanie syryjskiego miasta Aleppo, skutkującym ogromnymi stratami wśród ludności cywilnej i potokiem setek tysięcy uchodźców kierujących się do Turcji a później do Europy. Dlaczego Rosja to robi? - Bo może i chce. Chce pokazać swoją siłę, brutalność i zdecydowanie. Ma to działać na potencjalnego przeciwnika (z NATO) odstraszająco.
Rosjanie są doskonałymi intrygantami. Rosyjska inwazja na Ukrainę była planowana od lat. Władimir Putin już w 2008 r. proponował Donaldowi Tuskowi podział kraju oraz przyłączenie Lwowa i czterech innych prowincji do Polski - stwierdził Radosław Sikorski w wywiadzie z amerykańskim portalem Politico. - Jednymi z pierwszych słów, jakie wypowiedział Putin, były: "Ukraina jest sztucznym państwem, a Lwów to tak naprawdę polskie miasto. Dlaczego nie mielibyśmy tego wspólnie rozwiązać?". Donald Tusk na szczęście nie odpowiedział, wiedział, że był nagrywany - ujawnił Sikorski.
Sikorski mówił, że Polska miała jeszcze później dostawać wiele takich sygnałów. Rosjanie chcieli nawet, żebyśmy wysłali na Ukrainę wojsko.
W kwietniu 2008 r., krótko po wizycie Tuska w Moskwie, Putin został zaproszony na szczyt NATO w Bukareszcie. Powtórzył tam, że Ukraina to sztuczne państwo. "Na Krymie Rosjanie stanowią 90 proc. Kto może powiedzieć, że nie mamy tam swoich interesów? Całe południe Ukrainy to tylko Rosjanie" - dowodził, zaznaczając, że próby włączenia Ukrainy lub Gruzji w struktury NATO mogą postawić ten kraj "na skraju niebytu". Gruzji i Ukrainy zgodnie z wolą Kremla do Sojuszu nie zaproszono. A kilka miesięcy później Rosja sprowokowała wojnę w Gruzji.
W 2013 r. do Warszawy przyjechał rzecznik Władimira Żyrinowskiego, przywódcy nacjonalistycznej Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, z kolejną propozycją anektowania pięciu ukraińskich prowincji. - Powiedzieliśmy im bardzo jasno, że nie chcemy mieć z tym absolutnie nic wspólnego - mówił Sikorski.
Taką samą propozycję, tym razem publicznie, w marcu powtórzył Polakom sam Żyrinowski. Moskwa bardzo liczyła na to, że w Polsce obudzą się nacjonalistyczne nastroje i rewizjonistyczne zapędy. Nadzieję w Rosjanach miała wywołać popularność wydanej w 2012 r. w Polsce książka "Pakt Ribbentrop-Beck" prawicowego dziennikarza Piotra Zychowicza. Przedstawia on w niej alternatywną wizję historii, w której Polska zawarła sojusz z Hitlerem, by podbić ZSRR. Słowa Żyrinowskiego wywołały jednak w Polsce powszechne oburzenie.
Sikorski mówi w Politico, że intencje przyłączenia Krymu przez Rosjan stały się dla Polaków jasne już w 2011 i 2012 r. - wówczas Putin podróżował na półwysep na spotkania z gangami nacjonalistycznych motocyklistów. Warszawa otrzymywała też informacje, że od 2010 r. Krym jest pod szczególną obserwacją rosyjskiego wywiadu. Wcześniej informowali o tym Niemcy, którzy poważnie się obawiali, że Rosja dokona aneksji półwyspu zaraz po wojnie w Gruzji.
W 2013 r. w MSZ ogłoszono alarm. - Dowiedzieliśmy się, że Rosja prowadzi obliczenia, które z terytoriów najbardziej opłacałoby się jej zagarnąć - mówił Sikorski i wymieniał Zaporoże, Dniepropetrowsk oraz Odessę. Jego zdaniem najmniej korzystne było dla Moskwy okupowanie Donbasu, który jest obecnie pod kontrolą rosyjskich separatystów. Rzeczywiście prorosyjscy rebelianci próbowali zająć wymienione przez Sikorskiego regiony, ale ponieśli całkowitą klęskę.
Jaki jest geopolityczny cel Putina? - Geopolityczny plan Putina to reaktywacja imperium zła!
Dziś Putin nie jest prezydentem. Jest carem. Dzięki operacji na Ukrainie stał się najbardziej wyrazistym przywódcą, jedynym samcem alfa na globalnej arenie. To jednak zaledwie część bardziej ambitnego projektu. Ukraina jest tylko pretekstem do zakwestionowania obecnego porządku geopolitycznego - powiedział były ambasador Polski w Moskwie, Stanisław Ciosek, w wypowiedzi dla telewizji TVN. Ludzie pokroju Putina patrzą na politykę dalekosiężnie (pod tym kątem byli szkoleni w KGB) i zapewne wkalkulowali bieżące porażki oraz problemy w osiągnięcie długofalowego efektu. Gra, którą prowadzi Rosja, w szachach znana jest jako manewr taktyczny, a czasami nawet strategiczny: zamiany figury na inicjatywę. Putin oddaje figurę, ale zyskuje przestrzeń strategiczną do dalszych ruchów. Na tym polega jego projekt.
Rosja gra o zmianę geopolitycznego status quo. Zmierza do korekty postzimnowojennej architektury. Prowadząc operacje destabilizujące Ukrainę, odświeża i jakby na nowo definiuje zimnowojenny układ, z determinacją polaryzując globalną scenę.
Projektując kryzys ukraiński, Putin musiał przecież przewidzieć sankcje gospodarcze, polityczne, kulturowe i wynikające z nich ewentualne perturbacje ekonomiczne, ale mimo wszystko poszedł w tę grę, zaakceptował ryzyko ewentualnych strat. Rosja przegrywa na sankcjach w kilku punktach, jednak zyskuje w jednym zasadniczym oraz strategicznym: odzyskała inicjatywę geopolityczną. Zresztą w kalkulacjach prowadzonych na długą metę, ekonomiczna izolacja Moskwy może mieć pozytywny wpływ na rosyjską gospodarkę, zwiększając jej immanentną innowacyjność.
Jest jeszcze drugi motyw rosyjskiego ataku na Ukrainę: wewnętrzne uwarunkowania polityczne Rosji. Putin zrozumiał, że musi sięgnąć po nową polityczną jakość. Dotychczasowy repertuar tricków politycznych wyczerpał się. Aby umocnić własną pozycję, trzeba było zagrać na ekspansywnych i imperialnych nostalgiach Rosjan.
Dziś Putin nie jest prezydentem. Jest carem! Dzięki operacji na Ukrainie stał się najbardziej rozpoznawalnym oraz wyrazistym przywódcą współczesnego świata, jedynym samcem alfa na globalnej arenie, najtwardszym graczem, w zderzeniu z którym inni liderzy globalnej polityki wytracają impet.
W ten sposób ukraiński kryzys został wykorzystany w ramach zabiegów wizerunkowych. Putin stał się potężniejszy nawet niż pierwsi sekretarze KC KPZR w czasach ZSRR, jego możliwości wykonawcze można porównywać z władzą tylko jednego statusu: cara. Obecna Rosja ma natomiast powrócić do pozycji (co najmniej) "numeru dwa" w światowej geopolityce, którą po upadku żelaznej kurtyny straciła na rzecz Chin. Rewitalizacja porządku zimnowojennego stwarza na to dużą szansę.
Nieprzypadkowo cała operacja realizowana jest pomiędzy dwoma spektakularnymi wydarzeniami sportowymi, będącymi również elementem masowej kultury: Olimpiadą w Soczi oraz piłkarskimi mistrzostwami świata, które w roku 2018 odbędą się na rosyjskiej ziemi. Putin wszystko to wcześniej zaplanował oraz wyreżyserował propagandowo. Ukraiński kryzys został zręcznie wpisany w kontekst obydwu wielkich imprez. Nie chodzi bowiem o pokazanie Rosji jako kraju cywilizowanego, lecz jako państwa dyktującego warunki gry w Europie i na świecie.
Sens gry Putina zdradza jego wypowiedź sprzed kilku lat na temat upadku ZSRR, które to wydarzenie uznał za najbardziej tragiczny moment w historii Rosji. Przywódca Federacji Rosyjskiej będzie się zatem starał odbudować Związek Radziecki w nieco zmodyfikowanej wersji, a także będzie próbował podzielić Stary Kontynent na dwie strefy wpływów: rosyjską oraz niemiecką.
Podobną strategię polaryzacji próbuje już przecież forsować w układzie globalnym, próbując wskrzesić rywalizację między Rosją i Stanami Zjednoczonymi, spychając jednocześnie na margines Chiny.
Ukraina stała się jedynie elementem geopolitycznej gry Moskwy i jej pierwszą odsłoną. Czymś w rodzaju kozła ofiarnego.
/Roman Mańka
W 1962 roku szkocki pisarz Anthony Burgess napisał powieść pod tytułem "Mechaniczna Pomarańcza". Jest to historia młodego, dobrze ułożonego człowieka, miłośnika muzyki poważnej, który jednocześnie jest przestępcą, gwałcicielem i zbrodniarzem, kierującym małą grupą przestępców. Z pozoru jest to jedna z wielu historii z gatunku political fiction a przede wszystkim science fiction. Jednocześnie wiele lat później, okazało się, że jest to kryptonim bardzo zaawansowanego planu wojskowego Federacji Rosyjskiej.
Nie przez przypadek w marcu 2014 roku w mediach społecznościowych pojawiło się wiele odniesień właśnie do operacji pod tym kryptonimem. Akcja "Mechaniczna Pomarańcza" została opublikowana w 2008 roku przez Federację Rosyjską w odpowiedzi na "pomarańczową rewolucję" na Ukrainie. Co ciekawe, wiele z tych zaplanowanych akcji już zrealizowano, a część jest w trakcie realizacji na naszych oczach. Najbardziej jednak niepokoi to, że planowane działania nie dotyczą wyłącznie Ukrainy, ale również Polski i Rumunii.
Pierwszym etapem miała być aneksja Krymu. Jak widać udało się bez większego problemu. Drugim etapem jest zajęcie południowo-wschodniej Ukrainy wzdłuż rzeki Dniepr. Kluczowym elementem jest tutaj m.in. zajęcie zakładów zbrojeniowych, które bezpośrednio powiązane są z rosyjskim przemysłem zbrojeniowym. Ten etap właśnie rozgrywa się na naszych oczach i potrwa najpóźniej do zimy. Trzecim etapem ma być atak na południe Ukrainy i zniszczenie całkowite floty ukraińskiej. Celem działań ma być umieszczenie sił w Oddessie, Ochakowie, Mikołajowie, Teodozji i Jałcie. Ostatni etap to parcie od południa na północ, od wschodu na zachód w kierunku Kijowa i dążenie do wybuchu napięcia społecznego zakończonego instalacją nowego rządu w Kijowie.
Wróćmy jednak do tego, co jest celem rosyjskiej mechanicznej pomarańczy. Jednym z elementów ataku ma być "wypadek atomowy", a dokładniej wystrzelenie rakiet z ładunkiem atomowym i zdetonowanie ich w stratosferze, zanim osiągną jakikolwiek cel. Bomba atomowa ma wybuchnąć wysoko nad ziemią, tak aby ludzie z dołu mogli patrząc w niebo zobaczyć wielki rozbłysk, który przypominać kształtem będzie pomarańczę rozciętą w połowie. Z jednej strony zostanie to odebrane jako swojego rodzaju demonstracja siły, ale z drugiej strony niestety przyniesie to również ogromne zniszczenia w infrastrukturze i życiu na danym terenie. Tym samym ma to być pewnego rodzaju trick, sztuczka zapobiegająca temu, aby NATO nie potraktowało takiego działania jako podlegającego pod art.5 NATO mówiący o kontrataku w przypadku, gdy jedno z państw sojuszu zostanie zaatakowane. Trudno jednak zaatakować kogoś, kto przyznaje się, że doszło do wypadku i podjął działania mające na celu minimalizację konsekwencji tego wypadku. Co więcej, wcale nie jest powiedziane, ze te pociski będą wystrzelone z terytorium Rosji. Równie dobrze, mogą zostać uruchomione z terenu opanowanego przez separatystów w innym państwie, czyli Ukrainie.
Cały dokument był oczywiście opublikowany celowo. Założeniem pierwotnym było ostrzeżenie skierowane do krajów zachodu, z jakimi konsekwencjami muszą się liczyć w sytuacji, gdy Federacja Rosyjska poczuje, że jej interesy są zagrożone.
Czy można zdusić reżim Putina samymi gospodarczymi, politycznymi i dyplomatycznymi sankcjami – nie doprowadzając do wojny? Można. Dziś to jeszcze jest możliwe. Jutro zatrzymać Putina będzie można tylko wojną.
Dlaczego Putin zdecydował się na okupację Krymu? - Krym to pierwszy etap dużego planu, który składa się z kilku części. Jedna z nich to oczywiście przyłączenie Ukrainy do Rosji. Druga – przyłączenie Białorusi. Ponadto ostatnio dosyć dużo przedstawiciele władz Rosji mówią o separatystycznym mołdawskim regionie Naddniestrze, do którego z Rosji można dostać się wyłącznie przez Ukrainę. Są również jakieś inne części planu, których dziś możemy jedynie się domyślać.
Obecnie w sposób sztuczny wszczyna się na Ukrainie wojnę domową między wschodem i zachodem. To wszystko – jak powiedziałby Władysław Surkow, jeden z kremlowskich ideologów, autorów zajęcia Ukrainy – „technologia”. Na fali wojny domowej armia rosyjska wejdzie na Ukrainę, jak w 1939 r. Stalin wszedł do wschodniej Polski, „uwalniając” ukraińskich i białoruskich braci spod polskiego ucisku. Jednak w tym wypadku wszystko przewidzieć jest trudno. Wiele zależy od takich czynników, jak: siła sprzeciwu Ukraińców, poziom oburzenia świata oraz poziom gotowości rosyjskich wojsk do zabijania Ukraińców.
Następnym celem Moskwy będzie przyłączenie Białorusi. Ale ten cel wydaje się Kremlowi łatwy do osiągnięcia. Białoruś nigdy nie była państwem w pełni niezależnym, i to będzie jednym z głównych argumentów Moskwy. Strategicznie Białoruś daje bardzo ważne dla Rosji dojścia do wschodnioeuropejskich granic. Granic Litwy, Ukrainy Zachodniej i Polski.
Zorganizować zamieszki na Białorusi będzie bardzo łatwo. Białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka na Zachodzie nie jest popularny, jego nikt nie będzie bronił. Nie ma szans na samodzielne przeżycie. Czyli tak naprawdę on żyje tylko dopóty, póki Putin pozwala mu istnieć. Łukaszenka sam to rozumie. Nie ma ustępstw, na które Mińsk mógłby pójść i które Putin przyjąłby jako opłatę za zachowanie niezależności Białorusi. Zajęcia Białorusi można dokonać w bardzo krótkim czasie.
Po co Putinowi wojna z sąsiadami, ze światem? - Putin ma irracjonalne podejście do geopolityki i kwestii narodowej. Kiedyś powiedział, że dla niego osobiście rozpad ZSRS jest największym nieszczęściem. Rosja (jej władze i obywatele) jest krajem zakompleksionym. Z jednej strony to kraj olbrzymi o niezliczonych bogactwach naturalnych - można tylko pozazdrościć. Z drugiej – Rosja uważa, że wszyscy jej nienawidzą i że wszystkie nieszczęścia w Rosji powodują wrogowie zewnętrzni. Jest to utopia i wymysł, ale w to wierzy zarówno naród, jak i rząd. Nikt nie potrafi rozróżnić, gdzie prawda, gdzie mit, a nawet nie próbuje. To daremna praca. Tak było również wcześniej. Teraz trudno zrozumieć: czy Lenin i Stalin byli szczerymi komunistami, czy tylko wykorzystywali socjalistyczną utopię dla osiągnięcia władzy? To samo dotyczy Putina: czy on szczerze wierzy w zagrożenie zewnętrzne, czy jest to pretekst dla realizacji projektu odbudowy ZSRS?
Rosja dziś nie jest krajem demokratycznym. Nie ma realnej opozycji i wolnej prasy. A kiedy tego nie ma, bardzo łatwo poddać się złudzeniom i popaść w marazm. Nikt nie krytykuje i nawet delikatnie nie czyni aluzji: a może nie masz racji, może są inne możliwości? Putin sam stworzył system bez oporu przeciwko władzy. Otoczył się ludźmi, którzy szczerze albo za pieniądze absolutnie we wszystkim się z nim zgadzają. Dostosowuje rzeczywistość do swojej wizji. Nie ma człowieka lub grupy ludzi, która powie: „Władimirze Władimirowiczu, pan zwariował. Czy pan czasami patrzy na kalendarz? Mamy rok 2014 r., nie 1938 r.”.
Czy ten stan może tak długo trwać? Z historycznego punktu widzenia – nie. Takie wsparcie nie jest warte złamanego grosza. Wystarczy zabrać rosyjskiej „elicie” American Express i MasterCard i wsparcie wyparuje.
Jak może przebiegać atak Rosji na kraje bałtyckie i Polskę? - Widać tu dwa aspekty: kraje bałtyckie i Polskę. Kraje bałtyckie były w składzie ZSRS. Z tego powodu we wszystkich trzech republikach mieszka pewna liczba Rosjan. Najbardziej niebezpieczna sytuacja ma miejsce na Łotwie, gdzie rosyjskojęzyczna mniejszość stanowi blisko 40 proc. ludności. Mając taki atut w liczbach, Rosja mogłaby nie tykać Litwy z Estonią, a zająć samą Łotwę. Jednak przez Litwę można przejść do Królewca, tak samo jak do Naddniestrza i Krymu – przez Ukrainę. Ryzyko konfliktu z NATO będzie takie samo w wypadku, gdy rosyjskie wojska wejdą tylko na Łotwę, i jeżeli zajmą wszystkie kraje bałtyckie. Wysłanie wojska na Łotwę, nie tykając Estonii i Litwy, jest niemożliwe również ze względów wojskowych: rosyjskich żołnierzy będzie łatwo wziąć w kleszcze atakami ze strony Litwy i Estonii. Kraje bałtyckie zatem będą zajmowane jednocześnie.
Polska będzie ostatnia na liście Putina. Ale jeżeli Putin zajmie kraje bałtyckie, pozostaną dwie możliwości rozwoju sytuacji – kapitulacja krajów bałtyckich (a wraz z nimi Europy i USA) przed Rosją lub rozpoczęcie III wojny światowej. Chyba ten pierwszy scenariusz jest niemożliwy. Trudno sobie wyobrazić zwycięski marsz rosyjskich wojsk na Ukrainie, w Mołdawii, na Białorusi i w krajach bałtyckich. Pozostaje drugi scenariusz. I wtedy Polska staje się jego integralną częścią jako członek NATO.
Co mogłoby powstrzymać Putina? - To samo, co mogło powstrzymać Hitlera – siła. Bez wątpienia militarnie Rosja dziś jest słaba – tak samo słaba, jak były Niemcy w 1938 r. A nawet o wiele słabsza niż Hitler w 1938 r. Hitlera bowiem wspierały jednak Włochy, Japonia i w latach 1939–1941 Stalin. Lecz Rosji dziś nikt nie wspiera, ona jest w zupełnej izolacji. Po okupacji Wschodniej Ukrainy Rosja stanie się mocniejsza: tam są fabryki produkujące czołgi, rakiety oraz złoża minerałów. Tracąc wschód, Zachodnia Ukraina stanie się krajem rolniczym, nic więcej. Putin bardzo dobrze rozumie, że rozmowy o połączeniu z rosyjskimi „braćmi” na Ukrainie to również zasłona dymna dla zajęcia strategicznie ważnych, rozwiniętych pod względem przemysłowym regionów Ukrainy. Są one potrzebne wojskowemu przemysłowi Rosji, którym kieruje pierwszy wicepremier, typowy rosyjski nazista Dmitrij Rogozin.
Czy można zdusić reżim Putina samymi gospodarczymi, politycznymi i dyplomatycznymi sankcjami – nie doprowadzając do wojny? Można. Dziś to jeszcze jest możliwe. Jutro zatrzymać Putina można będzie tylko wojną. Za rok problemy, z którymi się zetkniemy, jeżeli dziś nie powstrzymamy Putina, będą innego rodzaju. Będziemy mówili wówczas nie o zakłóceniach w dostawach gazu z Rosji, lecz o zakrojonej na szeroką skalę wojnie z Rosją ze wszystkimi jej następstwami. Im szybciej zrozumiemy rozmiar grożącej nam tragedii, tym wcześniej przystąpimy do zapobiegania katastrofie. Dziś jeszcze można jej zapobiec niewielkim kosztem. Zresztą to dotyczy również Rosjan. Historycznie Rosja we wszystkich wojnach traciła więcej ludzi niż wszyscy inni ich uczestnicy.
/Olga Alehno wywiad z Jurijem Felsztyńskim
Wróćmy zatem do potencjalnego ataku Rosji na Polskę. Nie znajduje się ona w strategicznych planach odbudowy imperium sowieckiego. O ile jasne jest, że Rosja dąży do podbicia i podporządkowania sobie krajów, które były kiedyś sowieckimi republikami wchodzącymi w skład ZSRS, jak Ukraina, Gruzja, Białoruś i kraje bałtyckie, tak takie kraje jak Polska mają wyznaczony według rosyjskich strategów inny los.
Jaki? - Wyobraźmy sobie, że zielone ludziki znalazły się nagle na Łotwie i Estonii a tamtejsza mniejszość rosyjska żąda referendum w sprawie przyłączenia niektórych regionów do Federacji Rosyjskiej. Zaatakowane kraje zwracają sie do NATO z żądaniem wypełnienia zobowiązań sojuszniczych wynikających z artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. NATO oczywiście podrywa samoloty bojowe a Amerykanie grożą Rosji nawet użyciem broni jądrowej w przypadku kontynuowania agresji. Co może w tym przypadku zrobić Putin? Jaki ruch jest najbardziej prawdopodobny? - Taki, który w sposób efektywny i zdecydowany zastopuje kontruderzenie paktu i pozwoli Rosji na zrealizowanie jej planów geostrategicznych.
Jest więcej niż pewne, że Rosjanie w takim przypadku uderzą punktowo pociskami z głowicami jądrowymi (np. Iskander czy S-400) na cele strategiczne w Polsce. Po to Rosja ma w swojej "doktrynie obronnej" zapisy o ataku wyprzedzającym przy użyciu broni atomowej a stratedzy - nie tylko rosyjscy ale i amerykańscy są przekonani, że "ograniczona wojna nuklearna" jest możliwa do wygrania.
Los Polski wydaje się przesądzony i nie mają tu nic do rzeczy dobre i przyjazne stosunki z Warszawy z Moskwą, liczy się strategia rosyjskich planistów. Powód jest oczywisty: przynależność Polski do NATO i UE, a więc potencjalna "wrogość" względem Rosji. Na nic sie zdają zapewnienia, że NATO Rosji nie zagraża. Pewnie, że nie zagraża, ale tylko wtedy, gdy Rosjanie żyją sobie spokojnie rozwijając stosunki gospodarcze z Zachodem i budując demokratyczne państwo o liberalnym charakterze. Ale tego właśnie Rosjanie nie chcą. Imperializm jest wpisany w narodowy program odbudowy rosyjskiego mocarstwa. Dlatego NATO Rosji przeszkadza.
Polska będąc członkiem NATO jest doskonałym powodem pokazania gdzie Rosja to NATO ma. Niestety, ale nasz kraj doskonale nadaje się do ruchu "szach-mat".
Czy Amerykanie i inni nasi sojusznicy będą gotowi odpowiedzieć tym samym i poślą przynajmniej kilka pocisków manewrujących z głowicami jądrowymi na rosyjskie miasta wraz z Moskwą i obiekty o znaczeniu strategicznym? Czy są gotowi odpowiedzieć Putinowi również "ograniczoną wojną atomową"?
Od pewności takich posunięć względem Rosji zależy nasze być albo nie być.
Czyli dopóki Putin nie będzie pewny czy NATO i USA zastosują bezzwłocznie i zdecydowanie adekwatne kroki w postaci ataku jądrowego mamy swoje pięć minut, możemy przypuszczać, że Putin się waha. Jednak, kiedy uzyska pewność, że NATO i USA powstrzymają się od podjęcia wyzwania "ograniczonej wojny atomowej", bojąc się wojny totalnej z użyciem całego arsenału jądrowego wszystkich państw skutkującym zagładą ludzkości - los Polski będzie przesądzony.
Wygląda na to, że stratedzy NATO doskonale rozumieją zagrożenie i dlatego właśnie powstrzymują się z rozmieszczeniem znacznych sił Sojuszu w Polsce oraz krajach bałtyckich i organizują obronę na linii Odry i Nysy Łużyckiej. To może niespodzianka dla wielu, ale na terenie Polski wielkich bitew nikt się nie spodziewa,
Wróćmy więc do tego co pisaliśmy na samym początku: "Umiesz liczyć, licz na siebie". Gdyby tylko Polska dysponowała bronią jądrową o zasięgu moskiewskim i była gotowa jej użyć w kroku odwetowym - Rosja nie zdecydowała by się na awanturę. Czy nasi sojusznicy są gotowi nam taką broń "wypożyczyć" oddając również "czerwony guzik"? Jeżeli nie - to taki sojusz nożna "o kant"!
__________________________
W artykule wykorzystano fragmenty tekstów Romana Mańki, Reaktywacja imperium zła, wywiadu Olga Alehno z Jurijem Felsztyńskim, wspomnień Radka Sikorskiego w Politico i analiz Narymuta, Rosyjska mechaniczna pomarańcza. Niektóre z tych opracowań powstały już jakiś czas temu ale nie straciły na aktualności. Pozwalają też spojrzeć na wiele aspektów rosyjskiej polityki imperialnej z perspektywy czasu.
Źródła:
- http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/72-godziny-estonii-obama-obiecuje-ale-w-razie-ataku-nato-moze-nie-zdazyc-pomoc,464883.html
- http://www.kurierpieninski.pl/component/content/article/2394-putin-grozi-wiatu-wojn-jak-moe-przebiega-atak-rosji-na-kraje-batyckie-i-polsk.html
- http://www.prezydent.org.pl/
- http://narymunt.neon24.pl/post/129551,rosyjska-mechaniczna-pomarancza
- https://mareklipski.wordpress.com/2014/08/17/nagonka-na-rosje/
- http://wyborcza.pl/1,76842,16835817,Sikorski_ujawnia_w_Politico__Rosja_od_lat_chciala.html
- http://www.eastbook.eu/blog/2012/02/14/gruzja-tbilisi-waszyngton-historia-wsp%C3%B3%C5%82pracy-wojskowej/
0 komentarze:
Prześlij komentarz