[brama garnizonu batalionu "Azow" w Mariupolu]
Tymczasem zastępca dowódcy batalionu wziął udział w posiedzeniu łączonego samorządu Mariupola, gdzie zadeklarował m.in. utrzymywanie porządku w mieście, nieingerowanie w lokalne życie i funkcjonowanie cywilnych władz miasta, nieściganie za samą przynależność do Partii Regionów lub jej wspieranie oraz brak restrykcji przeciw używaniu języka rosyjskiego. No i mieszkańcy Mariupola spędzili w towarzystwie banderowców kilka miesięcy... 
W ostatnich dniach pojawili się "wyzwoliciele" u bram. Warto się przyjrzeć, jak to wygląda.
28.08.2014. Demonstracja przeciw agresji Putina po zajęciu przez Rosjan Nowoazowska



Kijów, demonstracja z żądaniem natychmiastowego rządowego wsparcia dla ochotniczych batalionów - w tym samym czasie najbitniejsze z większością najpopularniejszych komendantów zamknięte w "kotle" pod Iłowajskiem. Z "Azowa" walczy tam kompania.

Gdyby w marcu ktoś powiedział, że w Kromatorsku, czy Mariupolu na ulice wyjdą tłumy z hasłami "Ukraina ponad wszystko!", czy "Sława Ukrainie - gierojam sława!" - zostałby zarąbany śmiechem. Podobnie z wizją banderowskich flag w Kijowie (poza Prawym Sektorem). Niezależnie od militarnego finału tej wojny, Putin już duży obszar zamieszkały przez "sowieckiego luda" pozbawionego świadomości narodowej i uzależnionego mentalnie i materialnie od Rosjan zamienił w ukraińskie tereny negatywnie nastawione do moskali. Przypominam, że kontekst demonstracji w Mariupolu jest taki, że to miasto właśnie się szykuje do okrążenia, a klimat jest taki, jak widać na filmikach i fotkach.
Rozpoczyna się umacnianie tras wylotowych z miasta. Ochotnikom pomagają cywile.

Tymczasem gość z "Azowa" mówi, że nastroje były słabe, ale po tym jak do Mariupola dotarło info, że z Rosji jedzie nie 300, a "tylko" 140 czołgów się poprawiły ;) Jedna z dziewczyn ma prywatną wiadomość dla ruskich: "won". Wystarczy zresztą spojrzeć na "mowę ciała" ludzi wypowiadających się przed kamerą. Naprawdę to znacznie więcej, niż cuda Tuska - sprawić, by mieszkańcy południowo-wschodniego Donbasu wspierali nacjonalistów głównie z zachodniej i centralnej Ukrainy, którzy jawnie odwołują się do Bandery... Bo walczą o ich miasto.
Jeszcze w połowie kwietnia tam były takie klimaty...
Komendant "Azowa", Andrej Biłeckij wydał oświadczenie na temat sytuacji po utracie Nowoazowska na rzecz Rosjan

Stwierdza, że ruska inwazja jest niezaprzeczalnym faktem. Wielu ruskich ginie na Ukrainie, a sprzęt zmienia właściciela. Tłumaczy, dlaczego wycofali się z Nowoazowska. Cała konkretna broń, którą dysponował "Azow" poszła pod Iłowajsk. Patrole piechoty miały przeciwko sobie zmechanizowane oddziały komandosów osłaniane przez artylerię. Stąd - w domyśle jego - decyzja, by wobec braku opcji obrony się wycofać. Wczorajsza demonstracja w Mariupolu oraz pomoc mieszkańców w fortyfikowaniu miasta przekonały go, że jest ono równie ukraińskie co - jego zdaniem - Lwów lub Biała Cerkiew, co oznacza... że wcześniej chyba tak nie uważał... Mówi, że to od dawna jest otwarta wojna, a nie "operacja antyterrorystyczna". Wojny tej nie można wygrać, bo drugą stroną jest "120 milionowy potwór". Można jednak zachować niepodległość kraju, jeżeli sami Ukraińcy podejdą do tematu poważnie. Dementuje doniesienia, również ukraińskich mediów, o ruchach ruskich na północ od Mariupola. Jego zdaniem to element wojny informacyjnej mający siać panikę wśród Ukraińców. Biłeckij apeluje o zachowanie spokoju i "robienie swojego". Proponuje utworzenie umocnionej linii obrony przed Mariupolem. Ogólną sytuację miasta określa jako "napiętą, ale nie krytyczną". Informuje, że przez cały czas walk "Azow" stracił 15% swojego stanu osobowego. Co ciekawe - apeluje o podporządkowywanie się przedstawicielom władz w Kijowie. Ogólnie - 100% porządku i dyscypliny, zero paniki. Kolejny raz apeluje o wsparcie ciężkim sprzętem. Do punktów rekrutacyjnych "Azowa" zaprasza oficerów z frontowym doświadczeniem oraz specjalistów w rodzaju np. artylerzystów, mechaników, itd.
30.08.2014
Tymczasem okolice Mariupola wyglądają coraz konkretniej i coraz więcej ludzi bierze udział w pomocy ochotnikom. Niżej wywiad z miejscowym naukowcem-pacyfistą, który w grupie "graficiarzy" maluje na umocnieniach pokojowe hasła. Na pytanie dziennikarki dlaczego nie piszą np. ruskim sołdatom, by spadali do domu odpowiada, że on chce, żeby spadali. Wie jednak, że wykonują rozkazy, za nie wykonanie których jest czapa. Twierdzi, że chce podkreślić, że w Mariupolu jest pokój, ludzi chroni ukraińska armia i rosyjska do niczego tu nie jest potrzebna. Chyba, że do obrony przed samą sobą. Na pytanie o ruskie historyczne pretensje do tych ziem reaguje śmiechem oraz przypomnieniem, że to dawne tereny Siczy Zaporoskiej. Mówi też, że mariupolscy pacyfiści będą tworzyć żywe tarcze przed ruskimi czołgami i sam deklaruje uczestnictwo w akcji.

Wczoraj odbył się "trening"
Cywile w przekonaniu, że poza nimi i ochotnikami nikt Mariupola nie obroni, umacniają już nie tylko trasy dojazdowe - po prostu granice miasta.

Wokół Dniepropietrowska, na mniejszą skalę, dzieje się podobnie przy aktywnym udziale lokalnych władz. Ludzie z większych miast na wschodzie umacniają ukraińskie punkty kontrolne na wylotówkach. Państwa niemal brak, tworzy się społeczeństwo...
A na Krymie pozamykali ukraińskie szkoły, przejmują cerkwie, a za użycie języka lub flagi wlepiają mandaty. Znani z lojalności wobec Kijowa, którzy tam jeszcze zostali oraz krymscy tatarzy są co jakiś czas "dla sportu" obijani przez dresiarzy/tituszki. Mieszkania, samochody okradzione. Ceny podstawowych produktów wzrosły kilkudziesięciokrotnie. Mieszkańcy wschodu Ukrainy mają więc załączony obrazek "życia po wyzwoleniu". Wracając zaś do Mariupola - Biłeckij najwyraźniej zbiera, co zasiał.