Nie jestem winny powstania tego felietonu, a już na pewno nie ponoszę za niego winy sam. Współtwórcami tego tekstu są trzej jegomoscie, w których jeden na pewno nigdy nie spotkał się z dwoma pozostałymi.
Ten tekst powstał z inspiracji profesora Feliksa Konecznego, oraz dwóch typków ze Wschodu: Władymira Putina i Aleksandra Dugina.
Zarozumiali, a już szczególnie ci wszystkowiedzący (znam takich multum) publicyści zwykle tak jasno nie ujawniają źródeł swoich inspiracji. Cóż jednak, kiedy – pośród skleconych tu zdań – naprawdę niewiele pochodzi z mózgownicy Gadowskiego.
„:...bo Wschód zawsze górą, gdy Zachód do poszukiwania syntezy z nim się zbliża” - napisał, na przełomie XIX i XX wieku profesor Feliks Koneczny.
Prawda? Jakie soczyste, jasne i pełne treści zdanie?
Niestety ganiusz Konecznego pokazuje nam także miejsce w jakim teraz tkwimy.
W jego – jaskrawym przyznacie – świetle wyraźnie widać karłowatość, zagubienie i tchórzostwo dzisiejszej polskiej polityki zagranicznej, a raczej osób, które są za nią odpowiedzialne.
Zestawcie sobie zdanie Konecznego z tonami bełkotu jaki codziennie wyrzuca z siebie pan Sikorski i jego akolici!
Jeśli się z tym nie zgadzacie, to znajdźcie mi choć jedną wypowiedź Tuska lubo Sikorskiego, z której cokolwiek wynika i która cokolwiek by znaczyła w realnym kontekście międzynarodowych spraw, jakie teraz otaczają Polskę.
Kompletnie się nie liczymy i ostentacyjnie nikt z nami się nie liczy – z tymi, którzy bełkoczą ze strachu i gotowi są ściągać spodnie na sam dźwięk klepnięcia w stół, nie liczą się nawet międzynarodowi alfonsi – w kontekście tzw europejskiej, a osobliwie niemieckiej, polityki wobec Rosji Putina, takie określenie zyskuje nieprzewidzianą celność...niestety.
Profesor Koneczny jasno stwierdził, że nie istnieje żadna możliwość współitnienia cywliizacji łacińskiej – do jakiej przynależy Polska – i cywilizacji turańskiej, jaka rozpleniła się na obeszarze Rusi. Taką możliwość tworzy jedynie siła z naszej strony. Tylko siła jest w stanie zatrzymać postmongolskie, turańskie hordy.
Tu nie ma żadnej możliwości „dogadania się”, „pokojowego porozumienia”. Rusin, a osobliwie Rusin kagiebowski, nie rozumie nic poza siłą i strachem.
Kiedy się boi – siedzi spokojnie i knuje, jak przestać się bać, kiedy przestaje natychmiast wyciąga łapsko po nieswoje. Taki już jest i taki będzie.
W polityce najgorszą rzeczą jest psychologizowanie i przypisywanie przeciwnikowi własnego systemu myślenia.
My nie jesteśmy tacy jak Rosjanie i nigdy tacy nie będziemy, bo jak już nawet stałoby się tak, żebyśmy się do nich mentalnie zblizyli, to już nie bylibyśmy Polakami. Paniatno?!
Jak widać w MSZ – cie jakoś tych prostych prawd (opartych na wielowiekowych ćwiczeniach praktycznych) nie pojmują.
Każdy bezinteresowny gest dobrej woli ze strony Warszawy, w Moskwie odczytywany jest jako przejaw słabości i jedynie ośmiela kramlowskich „siłowików” do dalszego mongolskiego bezprawia.
Turanie bowiem prawo, od zawsze mają za nic, a tych którzy je poważaja traktują uważają za idiotów, których trzeba oskubać.
Do analizy dzisiejszej sytuacji wokół Polski lektura mistrza Konecznego jest ...konieczna!
Tylko czy egzemplarz z Chobielina kiedykolwiek o nim słyszał?
Aleksander Dugin, „Rasputin” dzisiejszego Kremla, od dawna głosi koniecznośc powstania – naturalnie na drodze przemocy i rozlewu krwi – Imperium Euroazjatyckiego. Dodaje też – z ruskim wdziękiem – że katolicka Polska powinna być, w trakcie realizacji tego „dzieła”, bezwarunkowo zniszczona. Polska stoi mu bowiem na drodze do „zjednoczenia z bratnim narodem niemieckim” - proszę państwa to nie żadne bredzenia Hitlera po przedawkowaniu amfetaminy, ale „naukowe” opracowania faceta, który dziś jest czołowym ideologiem budowy „Trzeciego Rzymu” z siedzibą w Moskwie oczywiście.
Kiedyś rewolucja bolszewicka wybuchła(za pieniądze niemieckiego wywiadu) w kraju, który robotników posiadał tyle, co kot napłakał.
Teraz Dugin postuluje, aby centrum chrześcijaństwa znalazło się w stolicy Rosji, w której występowania przesadnych ilości chrześcijan zwyczajnie nie stwierdzono.
To jednak typowe dla ruskich rojeń – każdy pretekst jest dobry, aby wywołać awanturę i ograbić sąsiadów.
No i pora na trzeciego autora tego tekstu – jego ekscelencję W. Putina – każdy, kto poważnie traktuje deklaracje wypowiadane przez tego jegomościa, jest nawiny jak tchórzofretka w klatce. Przecież to indywiduum, szkolone w kłamstwie, z kłamstwa i prowokacji uczyniło cały swój sposób istnienia w świecie.
Pan Putin boi się tylko mocnego ciosu w zęby i to jest mechanizm, który nim steruje. Z innnych uczuć jego osoba została skutecznie wyprana.
To typowa psychosomatyka kurdupla, który całe życie był szkolony do tego, aby wykorzystywać innych. On nie ma w sobie żadnych zasad, których nie byłby gotów złamać – chyba, że za zasadę jego działania uznamy właśnie łamanie wszelkich zasad.
Społeczność międzynarodowa nie znajdzie żadnego złotego środka na współistnienie z agresywnym państwem ruskich „siłowików”, oni czają się jak drapieżniki i na pewno przegryzą gardło, którego będą mogły dosiegnac ich kły.
Stroszą się i prężą – im bardziej rozwala się im państwo, tym bardziej pokazują siłę.
Gdyby, w polityce międzynarodowej, znalazł się choć jeden polityk, który krzyknąłby – tak jak kiedyś Reagan – sprawdzam! rychło okazałoby się, że putinowska Noworosja to patiomkinowska wioska, truchło na glinianych nogach, a jej osławiona armia, to zbieranina bandytów, którzy przed silniejszym natychmiast zegną karki i położą twarze w błocie.
Rosja nigdy nie była Europą i nigdy nią nie będzie.
Należy ją traktować tak, jak na to zasługuje. Nie wierząc w ani jedno słowo – wypowiadane przez jej dyplomatów, i trzymając nóż blisko jej gardła.
Wtedy pokój zostanie uratowany.
W przeciwnym razie – i mówią to zgodnie trzej autorzy dzisiejszego tesktu – szykujmy się na morderczą wojnę.
0 komentarze:
Prześlij komentarz