Obserwując ostatnie wydarzenia na arenie międzynarodowej nie ulega wątpliwości, że Niemcy w całości przejęły rolę głównego rozgrywającego w kwestii konfliktu na Ukrainie. Kanclerz Merkel jedzie z oficjalną wizytą do Kijowa, niemiecki szef dyplomacji Frank-Walter Steinmeier zorganizował (w wąskim gronie bez polskiego przedstawiciela) w Berlinie szczyt kryzysowy w sprawie ukraińskiego konfliktu, a główne media niemieckie uczą wszystkich jak poprawnie w danej sytuacji odnosić się do Rosji, a zwłaszcza rosyjskiego prezydenta.
Obserwując postawę Angeli Merkel w związku z sytuacją na Ukrainie, warto zwrócić uwagę na to, jak jest ona odbierana w głównych niemieckich mediach. Z analizy niemieckiego korespondenta portalu niezalezna.pl wynika, że niemieckie media w pełni popierają działania kanclerz Merkel wobec ukraińskiego kryzysu. Co niezwykle istotne, niemieckie media w ogóle nie używają określeń „wojna”, we wszystkich publikacjach można natrafić jedynie na słowo „kryzys” - brzmi ono przecież mniej groźnie.
Hamburski „Der Spiegel” chwali kanclerz oraz Steinmeiera za ich mądrą „wschodnią dyplomację”, która z jednej strony jak w Berlinie próbuje rozwiązać konflikt, a z drugiej jak Merkel w Rydze, czy później w Kijowie umiejętnie uspakaja państwa z byłego bloku wschodniego. Taki stan rzeczy podoba się raczej wszystkich Niemcom.
Monachijski „Sueddeutsche Zeitung” także wspiera niemiecką koncepcję szukania dialogu pisząc, że na razie wcale nie zanosi się na to, aby Moskwa miała atakować kraje bałtyckie, więc ewentualne rozlokowanie tam wojsk natowskich będzie prowokacją wobec Rosji i zaostrzy konflikt. Zdaniem tej gazety NATO powinno dać Moskwie jasny sygnał, że kraje bałtyckie nigdy nie będą strefą buforową.
Renomowany dziennik gospodarczy „Wirtschaft Woche” umieścił natomiast komentarz jednego z większych niemieckich przemysłowców Wolfganga Gruppa, który twierdzi, że to nie Moskwa prowokuje kraje Zachodu, lecz Zachód prowokuje rosyjskiego prezydenta. „Każdego dnia zauważamy w zachodniej
W podobnym tonie wypowiada się wielu niemieckich biznesmenów, ale także ekspertów i polityków. Najnowszy „Der Spiegel-online” publikuje wywiad z rosyjskim ekspertem ds. międzynarodowych Fiodorowem Lukjanowem, który uznał, że berlińskie rozmowy nie przyniosły efektu, bowiem nie spełniono kilku podstawowych rosyjskich postulatów, mianowicie m.in. tego, aby „Wschodnia Ukraina otrzymała status autonomii”, aby „separatyści zostali zaproszeni do rozmów”, oraz aby zapewniono, że „Ukraina nigdy nie wejdzie do NATO”. Oczywiście rosyjski ekspert stwierdza, że dla Rosji kwestia Krymu jest już przesądzona i nie podlega żadnym negocjacjom. Lukjanow podkreśla, że jeśli Zachód spełni warunki Rosji, ta nie zaatakuje Ukrainy, jeżeli jednak negocjacje nie dadzą nic, to „czeka nas wojna do całkowitego zniszczenia kraju”.
Berlin zakazuje drażnić niedźwiedzia
Przy okazji kryzysu ukraińskiego „Frankfurter Algemeine Zeitung” znalazł powód do zaatakowania Radosława Sikorskiego i całego polskiego rządu, za rezygnację z organizacji roku kultury rosyjskiej w Polsce. Przypomnijmy, że w podobnej sytuacji Niemcy nie zrezygnowały z organizacji roku języka niemieckiego i niemieckiej kultury w Rosji, ani roku rosyjskiej kultury w Niemczech. „Frankfurter Algemeine Zeitung” stwierdza wprost, że polski bojkot nie przyniesie nikomu żadnych korzyści. Komentator dziennika w dość specyficzny sposób krytykuje postawę polskiego ministra spraw zagranicznych za bojkot imprezy.
„Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który w zasadzie w swoim postępowaniu wyraźnie wzoruje się na niemieckiej polityce, tym razem pomimo tego postanowił odwołać Rok Kultury Rosyjskiej w Polsce” - czytamy na łamach „Frankfurter Algemeine Zeitung”
Niemieckojęzyczna prasa nie chce drażnić Putina i krytykuje wszystko, co może do tego prowadzić.
Pod ostrze niemieckiej krytyki dostała się także polska parada wojskowa w Warszawie z okazji Święta Wojska Polskiego, którą nazwano „niepotrzebnym napinaniem muskułów”. Nie ulega wątpliwości, że dążenie przez Niemcy do dialogu z Moskwą za wszelką cenę, jedynie napędza wojenną spiralę, bowiem jasno daje Putinowi do zrozumienia, że dopóki decyduje Berlin on może się posunąć praktycznie do wszystkiego.
Okazuje się, że teraz mamy dwóch niedźwiedzi. Jeden niedźwiedź grozi, a drugi niedźwiedź nakazuje nie drażnić tego pierwszego.
OdpowiedzUsuńTo jakaś polityczna paranoja i nie tak miało być, kiedy wstępowaliśmy do UE. Zauważmy, że to, co Niemcom pachnie ze strony Rosji i odwrotnie, to niekoniecznie i na pewno nie służy Polsce.
Przyznać trzeba, że stanowisko Niemiec jest tyle samo zatrważające , co i wskazujące, że historia zatacza koło i wracamy do punktu wyjścia .
Co więcej, stanowisko Niemiec, w kwestii nie drażnienia niedźwiedzia, tak na prawdę, daje mu swobodne pole działania w stosunku do wszystkich krajów zaliczanych do bloku wschodniego.
Wszystko to prowadzi do jednej konkluzji, że nasi historyczni wrogowie, nigdy nie będą naszymi braćmi.
Wobec takiego a nie innego stanowiska Niemiec w sprawie agresji Putina w stosunku do Ukrainy widać, że gdyby Putinowi przyszła ochota na aneksję Polski, Niemcy nie kiwnęliby palcem w naszej obronie, a może nawet i pomogli w tłamszeniu Polski.
A co na to nasi rządzący, którzy rzekomo w obronie Polski czynią wszystko, by nie dopuścić partii pana Kaczyńskiego do przejęcia władzy, choć ci akurat bronią Polski, a nie rząd, natomiast wobec stanowiska Niemiec siedzą cicho ?
Jakie jest stanowisko rządu na temat nie drażnienia niedźwiedzia ? Dlaczego w tak poważnej i niebezpiecznej sytuacji siedzą cicho, natomiast w kwestiach w tym momencie mniej istotnych, są nader głośni ?
Czy kolejny raz chcą odwrócić uwagę od spraw istotnych, kiedy zagraża nam niebezpieczeństwo, jak widać nie tylko ze strony Rosji ale i ze strony Niemiec ?
Do tej pory niepokoiła agresja Putina, ale nie mniej niepokojące jest w tej kwestii stanowisko Niemiec.
Domagajmy się zatem od polskiego rządu, by odniósł się do niemieckiej publikacji i do słów kanclerz Niemiec, by niedowiarki przekonały się ostatecznie, że ze strony polskiego rządu, oprócz prawicowej opozycji pana Kaczyńskiego, Polski nikt już nie broni.
Wystarczy byle połajanka...
OdpowiedzUsuń...wypowiedziana lub napisana, skierowana wobec Polski przez niemiecką prasę lub polityka niemieckiego, aby pojawił się incydent z udziałem polskich pływaków, aby w niemieckojęzycznej audycji zaczęto ubolewać nad traumą turystów niemieckich w Gdańsku, słuchających Roty. Od łyczka do rzemyczka... Niemiecka buta i bezczelność coraz śmielej dają o sobie znać. Tante Angela wyraźnie przyspieszyła realizację postulatow zawartych w planie utworzenia Unii Euroazjatyckiej. Niemcy i Rosja od Gibraltaru po Kamczatkę! A zaczęło się niewinnie, od klamliwego filmu o naszych ojcach i naszych matkach. Co pan, panie Sikorski na to? Dalej należy apelować o niemieckie przywództwo w Europie? Panie Tusk, czy wszedł pan już do szafy z dziadkową pickelhaubą na głowie, aby pomyśleć w co jeszcze pocałować Frau Merkel? W rączkę już było.
Gdy po Pierwszej Wojnie Światowej Rosja znalazła się w izolacji politycznej, właśnie Niemcy udzielili jej wsparcia podpisując w roku 1922 układ w Rapallo o współpracy gospodarczej i wojskowej. Oczywiście Niemcom taka współpraca również była potrzebna w celu ominięcia ograniczeń, jakie nakładał na nie Traktat Wersalski.
OdpowiedzUsuńPotem był pakt Ribbentrop-Mołotow, a właściwie Hitler-Stalin i trudno powiedzieć, aby te układy nie obowiązywały nadal.
Były również w 1939 roku porozumienia Gestapo-NKWD zmierzające do koordynacji wspólnych zbrodniczych działań wobec Narodu Polskiego.
Ale po Drugiej Wojnie Światowej była też Norymberga, ława oskarżonych i szafot dla zbrodniarzy. Tylko zwycięzców tam nie sądzono - Ribbentrop zawisł, jego polityczny odpowiednik Mołotow dożył w chwale sędziwego wieku.
W historii nie ma nic nowego pod słońcem, tylko narody, które zatraciły instynkt samozachowawczy nie wyciągają z tego wniosków.