Przez pomyłkę zabronili Polakom otwierać trumny, a sami zamiast robić sekcje zwłok to rozpruwali brzuchy ofiar i zaszywali tam śmieci i gumowe rękawice. No i pozamieniali ciała, kradnąc przy okazji drogocenne relikwie. Ich eksperci nie potrafili zmierzyć ani średnicy, ani wysokości brzozy, a na zegarku znali się z dokładnością do 16 minut. Zdawało im się, że Tupolew 4 razy podchodził do lądowania, a on zszedł tylko na wysokość decyzji, a potem padła komenda ODCHODZIMY, którą Rosjanie omyłkowo zamazali. Nieskutecznie.
Do tej pory nie zdołali odnaleźć rejestratora lotu K3-63, trzech telefonów satelitarnych i – bagatela – 120 foteli z przedziału dla pasażerów, omyłkowo źle rozmieścili radiolatarnie, nie dali rady zmierzyć średnicy brzozy – podają, że 30-40 cm, ani wysokości, na której została złamana 6-7 m (mieli sztukowany centymetr krawiecki stąd błąd dopuszczalny 1 m), nie umieli przegrać zawartości czarnych skrzynek – brakowało ostatnich 17 sekund i ponagrywały się rzeczy niemające nic wspólnego z lotem z 10.04.2010, nie wiedzieli że żarówki oświetlające pas należy wkręcać przed lądowaniem, a nie po.
Rosjanie twierdzili że lot o symbolu PFL 101-1-M jest lotem cywilnym, a nie wojskowym, a przecież litera M oznacza Military. Nie wiedzieli, że mają z Polską porozumienie z 1993 roku, nie wiedzieli też, że Konwencja Chicagowska nie ma zastosowania w przypadku katastrof samolotów państwowych.
Eksperci OBWE we wtorek około południa wrócili na miejsce katastrofy. - Wrak zestrzelonego boeinga wygląda inaczej niż ostatnio - powiedział BBC World Update rzecznik misji monitoringowej OBWE Michael Bociurkiw. - Duże części wraku zostały pocięte na mniejsze - wyjaśnił. Wraku nadal pilnują separatyści. Korespondent BBC News w Hrabowie relacjonuje, że na miejscu pojawiła się się kobieta, która przyniosła ze sobą - jak twierdzi - fragment rakiety. Chce go przekazać zespołowi OBWE.
OdpowiedzUsuń