poniedziałek, 14 lipca 2014

Dlaczego USA nie zaangażują się na Ukrainie?

USA nie zaangażują się militarnie na Ukrainie, a Moskwa "zaniepokojona" sytuacją Rosjan w... Estonii


Historyczna niesprawiedliwość została naprawiona - mówił o aneksji Krymu ambasador Rosji przy ONZ Witalij Czurkin. Jednocześnie zaznaczył, że jego kraj jest "zaniepokojony" traktowaniem Rosjan w Estonii. W tym samym czasie USA zadeklarowało, że nie będzie aktywne militarnie na Ukrainie.

Ambasador Rosji przy ONZ, gdy mówił o aneksji Krymu, twierdził, że oto dokonała się dziejowa sprawiedliwość. - To historyczne wydarzenie: ponowne zjednoczenie Rosji i Krymu, na które nasz naród czekał 60 lat - mówił. Podczas tego samego posiedzenia rzucił słowa, które zmroziły Estończyków - że Rosja jest "zaniepokojona" sytuacją Rosjan w Estonii. Przypomnijmy, że podobne "zaniepokojenie losem Rosjan" było pretekstem do zajęcia Krymu. Czurkin nie sprecyzował jednak, co dokładnie budzi w rosyjskiej władzy wątpliwości.

Jego wypowiedź zbiegła się w czasie ze słowami sekretarza generalnego NATO Andersa Rasmussena, który z kolei przed Rosją wciąż ostrzega. - Rosyjskie działania na Ukrainie są największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa europejskiego od czasów zimnej wojny - stwierdził Rasmussen. Zaznaczył przy tym, że "boi się wyjścia Rosji poza Krym".

Jednocześnie Barack Obama zadeklarował, że USA nie zaangażują się militarnie w sytuację na Ukrainie. - istnieje lepsza droga, ale sądzę, że nawet Ukraińcy przyznają, iż wojskowe angażowanie się wobec Rosji byłoby dla nas nieodpowiednie i nie byłoby także dobre dla Ukrainy - mówił prezydent Stanów Zjednoczonych.

Wykazali się za to Niemcy, którzy wstrzymali właśnie wart 120 milionów euro kontrakt zbrojeniowy z Rosją. Nasi sąsiedzi z Zachodu mieli sprzedać Rosjanom "centrum szkolenia bojowego", ale niemiecki rząd uznał, że w obecnej sytuacji byłoby to niedopuszczalne. Przypomnijmy, że Francuzi, zapytani o kontrakty zbrojeniowe z Rosją, stwierdzili, że nie mają zamiaru przerywać dostaw broni do tego kraju.

źródło: http://natemat.pl/95643,usa-nie-zaangazuja-sie-militarnie-na-ukrainie-a-moskwa-zaniepokojona-sytuacja-rosjan-w-estonii

Jak Stany Zjednoczone powinny zachowywać się w sprawie konfliktu na Ukrainie? Jak postępować wobec Rosji? Mogłoby się wydawać, że konserwatyści, którzy wykorzystują wszelkie niepowodzenia Obamy na arenie międzynarodowej do jego atakowania, mają gotowy przepis na Putina. Nic bardziej mylnego. Prawica amerykańska prezentuje w kwestii ukraińskiej trzy różne stanowiska, które jednak nie różnią się zasadniczo od tego, co głosi lewica i co robi prezydent.

Do tej pory Stany Zjednoczone próbowały powstrzymać zapędy Kremla przez stosowanie sankcji gospodarczych. Kongresmeni zgodzili się także na udzielenie 1 mld dolarów gwarancji kredytowych dla Kijowa.

Prezydent Obama zapowiedział równocześnie, że Ameryka nie będzie się angażować militarnie na Ukrainie. Jego ostrożna, żeby nie powiedzieć bardzo powściągliwa, reakcja na wydarzenia na Ukrainie i niechęć do brania pod uwagę jakiegokolwiek zaangażowania militarnego, spotkała się z ogólnym poparciem, nie tylko zwolenników demokratów, ale także zdecydowanej większości społeczeństwa amerykańskiego.
Postawę taką krytykują niektórzy republikanie. Zwracają oni uwagę, że ostatnia decyzja administracji o obcięciu wydatków na obronę utwierdziła przeciwników Ameryki w przekonaniu, że USA są słabe i tracą na znaczeniu. Zachęciła więc do aktywności rozmaitych „despotów” na całym świecie.

- To jest ostateczne fiasko amerykańskiej polityki zagranicznej. Nikt nie wierzy już w siłę Ameryki! – kwitował w ub. miesiącu posunięcia prezydenta Obamy senator John McCain z Arizony, który zasiada m.in. w senackiej komisji ds. zagranicznych. Jego postawa nie jest zaskoczeniem, jednak poglądów tych nie podziela cała amerykańska prawica. GOP od dawna jest podzielona w kwestii polityki zagranicznej, stąd też przewiduje się, że sprawa ukraińska będzie miała istotny wpływ na kampanię wyborczą i nominację republikańskiego kandydata na prezydenta.

Trzy podejścia
Amerykańska prawica w sprawie polityki zagranicznej dzieli się na trzy większe obozy, które można scharakteryzować jako: jastrzębi, realistów i libertarian. W obrębie każdego obozu prezentowane są stanowiska mniej lub bardziej radykalne.

Reprezentantem jastrzębi jest m.in. wspomniany wyżej senator McCain. Zabiera on zdecydowany głos w kwestii Ukrainy. Już w 2000 r. alarmował z powodu odradzającej się potęgi Rosji. W czasie kampanii prezydenckiej w 2000 r. postulował wprowadzenie sankcji wobec Rosji, w związku z polityką Putina wobec Czeczeni. McCain wzywa USA do zdecydowanej reakcji. Domaga się przesłania broni i amunicji do Kijowa, a także dzielenia się przez Stany informacjami wywiadowczymi z Ukraińcami.

W trakcie prac nad projektem przewidującym udzielnie 1mld dol. pomocy dla Ukrainy, senator McCain zaatakował grupę republikanów na czele z senatorem Johnem Barrasso, którzy sprzeciwiali się przyznaniu pomocy Kijowowi. McCain mówił wtedy, że „może są republikanami, bo jako tacy figurują na listach wyborczych, ale nie mają prawa nazywać się republikanami reaganowskimi”. Reagan – jego zdaniem – nigdy nie zezwoliłby na agresywną politykę Rosji wobec sąsiadów.

Senator Marco Rubio z Florydy, to młodszy jastrząb, który idzie nawet dalej niż McCain. Wzywa kongresmenów nie tylko do udzielenia pomocy wojskowej Kijowowi, ale także do zerwania współpracy z Rosją na forum międzynarodowym. Jego zdaniem Putin nie ma prawa zabierać głosu w kwestii irańskiej, syryjskiej itp., ponieważ Rosja nie jest „odpowiedzialnym partnerem”. Rubio postulował, by powrócić do planu budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Podobne stanowisko prezentuje Lindsay Graham, który dodaje, że gdyby był na miejscu Obamy, poza budową tarczy rakietowej w Europie Wschodniej zabiegałby także o włączenie Gruzji do NATO i większą obecność wojskową na Bałkanach.

Inny przedstawiciel jastrzębi William Kristol, redaktor pisma „The Weekly Standard” stwierdził kilka tygodni temu w CNN, że Amerykanie powinni rozważyć rozmieszczenie wojsk lądowych w pobliżu Ukrainy.
Bardziej umiarkowane stanowisko prezentuje senator Bob Corker z Tennessee, który uważany jest za realistę. Corker pochwalił Obamę za nałożenie na Rosję sankcji gospodarczych. Mówił, ze to „krok w dobrym kierunku”, choć dodał, że chciałby, aby prezydent rozważył zastosowanie „ostrzejszych środków ekonomicznych”. Corker jest jednak przeciwnikiem jakiegokolwiek zaangażowania militarnego. Nie pochwala nie tylko użycia siły, ale nawet rozmieszczenia wojsk amerykańskich w pobliżu Ukrainy. Przynajmniej – jak wyjaśnia – nie od razu.

Według Corkera, w perspektywie długoterminowej Stany Zjednoczone powinny wzmocnić swoje stosunki wojskowe z Ukrainą, ale to tylko wtedy, gdyby doszło do znacznie poważniejszego kryzysu. - Pomoc wojskowa nie jest dziś priorytetem – przekonuje.

Inni realiści, którzy często decydowali o kierunkach amerykańskiej polityki zagranicznej podczas kilku ostatnich kadencji prezydenckich, jak np. były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Brent Scowcroft postulują, by upewnić się, że konflikt w strefie wpływów Rosji nie rozprzestrzeni się na inne kraje. Scowcroft jednak nie mówi, w jaki sposób należałoby tego dokonać. Stwierdza jedynie: - Byłoby błędem, gdybyśmy próbowali dopasować się do Rosji i zwalczać agresję agresją.

Libertarianie na czele z senatorem Randem Paulem, potencjalnym republikańskim kandydatem na prezydenta, opowiadają się natomiast za izolacjonizmem, czyli nieangażowaniem się USA w konflikty daleko poza ich granicami i prowadzeniem polityki zagranicznej w stylu „minimalistycznym”. Opowiadają się za nie udzielaniem Ukrainie żadnej pomocy, ponieważ obawiają się, że jakakolwiek pomoc i tak ostatecznie trafi do Rosjan.

Dlaczego USA nie zaangażują się?
To ostatnie stanowisko jest zbliżone do opinii większości Amerykanów. Według sondażu Pew Research Center przeprowadzonego na początku marca tuż przed aneksją Krymu większość Amerykanów uważała, że Stany Zjednoczone nie powinny zbytnio angażować się w konflikt. Jedynie 37 proc. sympatyków Republikanów postulowało, by Waszyngton zajął twarde stanowisko wobec Rosji.

Debata o tym, jak należy zachowywać się wobec Rosji, spowodowała nowe pęknięcia w Partii Republikańskiej, które - jak przewiduje większość analityków – nie znikną przed wyborami w 2016 r. Generalnie stanowisko amerykańskiej prawicy w tej kwestii nie różni się zasadniczo od stanowiska lewicy. Nie tak dawno temu dr Loren Thompson związany z Lexington Institute, republikańskim think tankiem, napisał artykuł na łamach „Forbesa,” w którym wskazał na sześć głównych przyczyn, dlaczego Amerykanie nie mogą bardziej zaangażować się w sprawę ukraińską. Thompson specjalizuje się w kwestiach bezpieczeństwa narodowego. Wykładał przez wiele lat na Georgetown Uniwersity i Harvardzie. Doradza wielu instytucjom rządowym i ściśle współpracuje z korporacjami produkującymi sprzęt wojskowy.

Według niego, USA nie mogą sobie pozwolić na większe zaangażowanie militarne ani ewentualny konflikt regionalny na Ukrainie, bo mógłby on przybrać nieprzewidywalny charakter. Ponadto, jak podkreśla, Rosjanie doskonale zdają sobie sprawę ze swojej przewagi w broni konwencjonalnej nad sąsiadami. Wskazuje on na niebezpieczeństwo użycia broni atomowej, której w regionie jest bardzo dużo. Mówi o niechęci członków NATO i europejskich partnerów do angażowania się w konflikt z Rosją, od której są uzależnieni pod względem energetycznym i nie tylko. Wskazuje wreszcie na stanowisko opinii publicznej w USA, która jest przeciwna jakiemukolwiek zaangażowaniu militarnemu na Ukrainie. Co ciekawe, Thompson przewiduje, że Amerykanie najprawdopodobniej przegraliby konfrontację z Rosjanami. Według niego, zaangażowanie militarne w regionie Ukrainy w ogóle nie jest w interesie USA, bo jest on strefą wpływów Rosji. Do tego sami Ukraińcy są podzieleni: połowa z nich zwraca się ku Zachodowi, druga połowa - ku Rosji.



2 komentarze:

  1. 48 procent respondentów "nie aprobuje" polityki zagranicznej prowadzonej przez Baracka Obamę. Jednak 37 proc. pytanych popiera ją. Największe niezadowolenie wywołuje stanowsko prezydenta w sprawie kongliktu izraelsko-palestyńskiego, które nie podoba się 41 proc. Amerykanów. Sprzeciw 40 proc. budzi jego polityka w sprawie Ukrainy, a 37 proc. w sprawie konfliktu syryjskiego.

    Niezadowoleni kontestowali prawdopodobnie zbytnią interwencyjność amerykańskiej polityki, bowiem większość Amerykanów na pytanie o to, "którą stronę prezydent powinien popierać" w tych trzech konfliktach w większości odpowiadali: "żadną".

    today.yougov.com/kresy.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Loose Change Finall Cut – To zbiór faktów na temat tego co administracja Amerykańska stworzyła 11 września 2001, aby zrealizować doktrynę Zbigniewa Brzezińskiego nakreśloną w 1997 roku.
    Doktryna ta została szczegółowo opisana w książce Brzezińskiego „Wielka Szachownica” (została również wydana w Polsce, nakładem wydawnictwa Politeja).

    s 38.”Na początku dwudziestego wieku zapoczątkował ową dyskusję wybitny teoretyk Harold Mackinder; wysunął on kilka kolejnych koncepcji eurazjatyckiego „obszaru osiowego” (mającego obejmować całą Syberię i większość Azji Środkowej), a później teorię środkowo- i wschodnioeuropejskiego „serca kontynentu” jako głównej odskoczni do zdobycia panowania nad całą Eurazją. Spopularyzował on swoją teorię „serca kontynentu” za pomocą sławnej maksymy:
    Kto rządzi Europą Wschodnią, panuje nad sercem kontynentu. Kto rządzi sercem kontynentu, panuje nad największą wyspą świata. Kto rządzi największą wyspą świata, panuje nad światem.”

    39. „Ameryka wywiera potężny wpływ na państwa znajdujące się w głębi kontynentu. Ale to właśnie najważniejszej arenie globu, w Eurazji, może się w którymś momencie pojawić potencjalny rywal Ameryki. A zatem punktem wyjścia dla sformułowania geostrategii amerykańskiej musi być staranna analiza ról głównych graczy i właściwa ocena warunków geograficznych, aby długoterminowo zarządzać amerykańskimi interesami geopolitycznymi w Eurazji…
    po pierwsze, należy określić dynamiczne pod względem geostrategicznym państwa eurazjatyckie, które mają dość potęgi, aby doprowadzić do potencjalnie ważnych zmian w międzynarodowym układzie sił, a także rozszyfrować główne cele zagraniczne ich elit politycznych i przewidzieć prawdopodobne skutki prób realizacji owych
    celów; trzeba ponadto określić kluczowe pod względem geopolitycznym państwa eurazjatyckie, które wskutek swojego położenia pełnią rolę katalizatorów warunków regionalnych, wpływając na bardziej aktywnych uczestników gry geostrategicznej; • po drugie, należy sformułować konkretną politykę Stanów Zjednoczonych wobec powyższych państw, aby równoważyć ich oddziaływanie, włączać je w orbitę wpływów amerykańskich i/lub zyskiwać nad nimi kontrolę w celu ochrony żywotnych interesów Stanów Zjednoczonych; trzeba także opracować bardziej całościową geostrategię, która skoordynuje w skali globu poszczególne wycinkowe cele polityki amerykańskiej.”…”Krótko mówiąc, geostrategia eurazjatycka Stanów Zjednoczonych powinna polegać na przemyślanym oddziaływaniu na państwa dynamiczne geostrategicznie i na ostrożnym manipulowaniu państwami pełniącymi rolę katalizatorów, zgodnie z dwoma celami Ameryki: krótkoterminowym, polegającym na utrzymaniu swojej bezprecedensowej hegemonii w świecie, i długoterminowym, skupionym na przeobrażeniu tej hegemonii w coraz bardziej zinstytucjonalizowaną współpracę międzynarodową. Aby wyrazić to językiem pochodzącym z bardziej brutalnej epoki starożytnych imperiów, trzy wielkie cele imperialnej geostrategii powinny być następujące: przeciwdziałać spiskom wasali i utrzymywać ich zależność militarną, dbać o bezpieczeństwo lenników i czynić ich uległymi, a także nie dopuszczać. by barbarzyńcy się jednoczyli.”

    53.”Jednym z problemów tego niestabilnego regionu może być zagrożenie dla prymatu Ameryki ze strony islamskiego fundamentalizmu. Wykorzystując fanatyczną nienawiść do amerykańskiego stylu życia i konflikt arabsko-izraelski, fundamentaliści islamscy mogliby podkopać kilka prozachodnich rządów bliskowschodnich i zagrozić interesom regionalnym Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza w Zatoce Perskiej. Jednakże niejednorodność polityczna i brak choć jednego autentycznie potężnego mocarstwa islamskiego powoduje, że zagrożenie ze strony islamskiego fundamentalizmu raczej nie będzie miało dużej wagi geopolitycznej i wyrazi się prawdopodobnie w rozproszonych aktach przemocy.”

    OdpowiedzUsuń

.